500 euro za ciało, które zje kilogram

Chciałbyś pojechać na wczasy? Odpoczniesz, zabawisz się, tylko na koniec łykniesz towar. Ja po znajomości kupię ci bilet do Amsterdamu. Chcesz?

louis

Kategorie

Źródło

Joanna Wojciechowska
Gazeta.pl

Odsłony

6204

Chciałbyś pojechać na wczasy? Odpoczniesz, zabawisz się, tylko na koniec łykniesz towar. Ja po znajomości kupię ci bilet do Amsterdamu. Chcesz?

Za pieniądze zarobione na przemycie kokainy Tomasz Tobiasz spłacił kredyt w Providencie. Wziął go na zamrażarkę i kanapę. Adam Duma zlikwidował zaległości za czynsz, prąd i gaz i zrobił przedpłaty na pół roku z góry. Adam Kawalec spłacił dług w spółdzielni. Beata Śrubek wydała wszystko na odsetki i raty w banku. Andrzej Dziewanna zapłacił alimenty. Ma zasądzone 250 zł na miesiąc. Ignac Krupa część zarobku wydał na remont mieszkania, resztę przepił. Jego brat Krystian przepił wszystko. Zygmunt Góra za wyjazd do Republiki Surinamu wyremontował kuchnię. Za przemyt z Brazylii kupił dwa łóżka. Nazwoził też prezentów: żonie zegarek, córce kolczyki, synowi łańcuszek. Nie wiem, czy ładne. Jego żona nie wpuściła mnie za próg i tylko przez lekko uchylone drzwi zobaczyłam, że kuchnię pomalowali na jasno, a na niskiej lodówce stał nowy czajnik elektryczny.

AMSTERDAM

Po drodze do Holandii Góra, Duma i Tobiasz podziwiali widoki, chwalili niemieckie autostrady i porządek. Mówią, że się nie denerwowali, bo robotę mieli dobrze nagraną. I rzeczywiście. Na dworcu w Amsterdamie czekał Murzyn. Przywitał się najpierw z Górą, potem wymówił koślawo "Tomasz" i "Adam" i pojechali do mieszkania. Tam okazało się, że ten Murzyn to Peter. W domu, rozparty w fotelu, siedział drugi, ważniejszy - Bobi. Na dzień dobry zabrał im paszporty i poszedł. - Peter przyjrzał się nam - przypomina sobie Duma - i machnął ręką, że mamy za nim iść. Pojechaliśmy do marketu po nowe ubrania. Polacy nie wyglądali wyjściowo: Góra miał spodnie w kant i powyciąganą koszulkę, Tobiasz nylonowe dresy, Duma adidasy z grubej ceraty.

- Mógł was do szmateksu zabrać, taniej by mu wyszło...
- Nie, nie, nie rozumiesz - protestuje Duma. - Jemu chodziło o to, żebyśmy wyglądali jak turyści, których stać na wczasy na Karaibach, a my przyjechaliśmy jak oberwańcy.
- Skąd pan to wie, jak pan nie zna angielskiego?
- Murzyni trochę po rusku gawarili.

W mieszkaniu Polacy dowiedzieli się, że za przywiezienie kilograma kokainy w żołądku dostaną 1,5 tysiąca euro. Jak połkną mniej, będą problemy z wypłatą.

- Murzyni mówili, że możemy się wycofać, ale trzeba im było zwrócić za bilet, ciuchy i przysięgać, że się nic nie powie policji - opowiada Tobiasz. - A przecież my nie mieliśmy ani grosza, więc jak mogliśmy się wycofać..

BEZROBOCIE I KAZANIA ŻONY

Mieszkają przy trasie wylotowej z Mrągowa do Mikołajek. Na osiedlu przy supermarkecie zrobionym w hali, w której kiedyś produkowała zbrojeniówka. Kilkanaście niskich bloków, można je obejść spacerem w kwadrans. Rodzina Zygmunta Góry mieszka na początku osiedla, w najbardziej odrapanym bloku. Na piętrze, 37 metrów kwadratowych, dziurawe okna i kaflowe piece. Toaletę i łazienkę na klatce schodowej dzielą z sąsiadami. W całym bloku śmierdzi jak w dworcowym WC, wejściowe drzwi z dykty brudne do granic możliwości. Na szczęście są tylko przymknięte, więc można pchnąć butem. W maju 2004 roku było tu tak samo, tylko na klatce przy toaletach brzęczały roje much. Zygmunt Góra miał wtedy 45 lat i wyglądał jak dziś - był gruby i wąsaty. Mógł się chwalić tylko marskością wątroby i wyrokiem w zawieszeniu za znęcanie się nad rodziną. Z żoną i trójką dzieci utrzymywał się ze 139 zł zapomogi z opieki społecznej. Z tego 25 zł szło na technikum rolnicze dla dorosłych, w którym uczyła się najstarsza córka Mariola. Nudno jest siedzieć całe dnie w domu, więc Góra po śniadaniu szedł na placyk za garaże. Tam czekali już koledzy. Gadka-szmatka, obiad w domu, potem znowu garaże albo knajpa. I tak powolutku szło. Tego dnia Góra też wybierał się do kolegów. Przed wyjściem chciał wypić kawę. Gotował akurat wodę, kiedy w drzwiach stanął Mietek Rybak, jego brat cioteczny.

- Z wczasów wróciłem, zdjęcia przyszedłem ci pokazać - wcisnął mu w garść plik kolorowych fotek. Góra oniemiał - Mietek pod palmami, Mietek na plaży, Mietek przy basenie, a w tle Murzynka... Opalony, roześmiany, w krótkich spodenkach...

- Chciałbyś pojechać? Odpoczniesz, zabawisz się, tylko na koniec łykniesz towar. Zapłacą sponsorzy z Holandii. Ja po znajomości kupię ci bilet do Amsterdamu. Chcesz?

Góra nawet się nie zastanawiał. Żony o zdanie nie pytał. Wypili z Mietkiem kawę i poszli kupić bilet do Holandii. Wolne miejsca były na kurs linii Eurolines, za dwa dni. * Tomek Tobiasz mieszka dwie ulice od Góry, w nowszym bloku z domofonem. Tej wiosny chodził podwójnie zły. Nie dość, że przed Wielkanocą posłuchał żony i na kredyt kupili kanapę i zamrażarkę, to jeszcze teraz kobieta brzęczała mu nad uchem, że jest nieudacznikiem. Siadała, jak my teraz, na taborecie za stołem w kuchni, i zaczynała.

- Byś poszedł gdzieś i zarobił te głupie 4 tysiące na spłatę Providenta. Zobaczysz, w końcu przyjadą i nam tę cholerną kanapę zabiorą, i znowu nie będzie na czym gości sadzać... - mogła tak i z pół godziny. Tylko nogę na nogę przerzucała. Potem w przedpokoju dzwonił telefon. Jak nie odbierał, zaczynała brzęczeć komórka. To ci z Providenta. Pytali, czy sam odda pieniądze, czy mają po nie przyjechać. Nie mógł tego słuchać. Zaraz po śniadaniu uciekał za garaże. Ale jak wracał na obiad, znowu było to samo.

- Wstyd, żeby zawodowy kierowca i mechanik z 20-letnim stażem całe dnie za garażami wystawał! - tym razem żona wygłaszała kazanie oparta o kuchenkę gazową albo zlew. - Na lewo byś gdzieś poszedł popracować! Zobaczysz, zabiorą nam kanapę i na całe osiedle będzie wstyd! Tobiasz tylko ocierał wąsy i zakładał ręce na pękaty brzuch. - Ja frajerem nie jestem, wystarczy, że Adam Duma na czarno się napracował.

Adam Duma miał za garaże najdalej. Mieszka z żoną i teściem. Rozmawiamy na klatce pod drzwiami sąsiada, bo teść choruje na nogi i serce, ale ze słuchem w porządku. Mógłby się zdenerwować.

- Ten maj 2004 był dla mnie przełomowy - opowiada Duma. - Dałem sobie spokój z szukaniem pracy, bo stwierdziłem, że po pięćdziesiątce nie mam szans. Na czarno też odpuściłem. U jednego gościa trzy miesiące zimą robiłem na tokarce, a zapłacił mi tylko za dwa. Poszedłem do innego, kazał układać terakotę na tarasie w hotelu. Położyłem 240 metrów kwadratowych. Zapłacił 600 zł.

Aż nie chce się wierzyć, że takie chuchro może w miesiąc ułożyć tyle terakoty. Wygląda raczej na księgowego - dłonie delikatne, za duże okulary w złotych oprawkach, spodnie w kant do sportowych butów. W domu Duma nie lubi siedzieć.

- Teść ciągle narzeka. A wtedy i z żoną nie szło wytrzymać, bo przed Wielkanocą przysłali nam pismo ze spółdzielni, że grozi nam eksmisja, bo dług przekroczył 2 tysiące. Żona rozpaczała, bała się, wysyłała mnie na negocjacje ze spółdzielnią. Chodziłem. Tłumaczyłem im, że teść chory, my bez pracy i zasiłku, syn na utrzymaniu. Gdzieś mnie mieli... - do dziś złość mu nie przeszła. Po ostrzeżeniu o eksmisji Duma przestał płacić za prąd i gaz. Żeby na darmo nie wydawać.

KURIER Z CZARNĄ REKLAMÓWKĄ W KWIATY

Bilet do Amsterdamu kosztował 316 zł. Razem z paszportem Góra schował go do skajowej saszetki. Resztę rzeczy spakował do reklamówki, na wierzch włożył kanapki i picie. Kolegom nie pisnął słowa, żonie powiedział, że jedzie do Amsterdamu. Na dworzec odprowadził go Mietek Rybak. Szli z dziesięć minut. - Pamiętaj, że w Amsterdamie masz stać na dworcu tak długo, aż przyjdzie Murzyn i zagada do ciebie po imieniu. I nie kombinuj, bo wrócisz do Polski z kłopotami i długami - przestrzegał. Autobus był porządny, z telewizorem. Góra położył reklamówkę na siedzenie i wyszedł do Mietka na pożegnalnego papierosa. Ten wziął go na bok.

- Słuchaj, tak ci po znajomości chciałem poradzić... - Rybak zaczął cedzić słowa. - Jak będziesz łykał kapsułki, to popijaj po łyku wodą, łatwiej będą ci wchodziły. A w samolocie nic nie jedz. To jedzenie, które dadzą ci na tacy, tak żeby nikt nie widział wyrzuć albo schowaj. I nie siadaj na kibel. Jak wysrasz jedną kapsułkę, to możesz ryzykować i wsadzić głęboko w tyłek, ale bezpieczniej będzie, jak ją połkniesz. I nie kombinuj, bo Murzyni są narwani... Góra zdębiał. Ale było za późno, żeby się wycofać. Mietek podprowadził go pod drzwi autobusu i pchnął na stopnie. Góra pierwszy raz w życiu pojechał za granicę. Chwilę później Rybak wystukał SMS-a: jedzie w czarnych spodniach, zielonej koszulce i z czarną reklamówką w kwiaty. * Duma z Tobiaszem już zaczynali się denerwować, co się dzieje z Zygmuntem Górą, jak ten przyniósł za garaże schłodzoną flaszkę. Polał ze dwie kolejki i z kieszeni wyciągnął gumową kapsułkę wielkości cukierka raczka lub krówki. -

Wiecie, co to? W Amsterdamie dali mi takich 20 do połknięcia. Z pełnym brzuchem poleciałem do Surinamu - spojrzał na nich wymownie. Nie przyznali się, że nie wiedzą, gdzie to. - Tam je wysrałem i oddałem takiej cymes Murzynce, która po mnie wyszła na lotnisko. Potem siedziałem dziesięć dni w hotelu i patrzyłem na ocean. Jak wróciłem, to Murzyn w Amsterdamie zapłacił mi 500 euro! Ale teraz zarobek ma być lepszy, bo ja tylko trasę przerzutową ustalałem. Jak dalibyście radę połknąć taką kapsułkę, to możecie jechać ze mną.

O spotkaniu za garażami opowiada mi Adam Duma. Rozmawiamy już z godzinę na zimnej jak diabli klatce schodowej. Duma, dotąd spokojny i opanowany, nagle zaczął się bić w piersi. - Tak mi się gorąco wtedy tu zrobiło, myślałem, że zawału dostaję.
- Dlaczego?
- Bo nie miałem paszportu i się bałem, że mi taka złota okazja do zarobku przepadnie.
- To jak pan pojechał?
- Góra załatwił z Mietkiem, że mi zasponsorował zrobienie paszportu.
- A od tego, że ma pan kokainę przemycać, gorąco panu nie było?
- Nie, czemu?

Góra z Dumą i Tobiaszem pojechali latem. Oprócz nich z kokainą w żołądku jeździli też: Mietek Maliński i jego syn Paweł. Zdzisiek Kobyłka i jego syn Tomek. (Ojcowie uznali, że taki wyjazd to jedyna okazja, żeby ich synowie zobaczyli świat). Beata Śrubek, bo się bała, że bank naśle na nią komornika. Krzysiek Sobociński, który z konkubiną i półtorarocznym dzieckiem żył z 400 zł zapomogi. Bracia Ignac i Krystian Krupowie. Pierwszy chciał wyremontować mieszkanie, drugi kupić opał na zimę. Michał Leśniak, bo na czarno na budowie zarabiał 600 złotych i utrzymywał za to żonę i troje małych dzieci. Traktorzysta Stasiek Wiśniak, który miał żonę i troje dzieci, ale nigdzie nie mógł zaczepić się do roboty, bo za jazdę po pijaku stracił prawo jazdy Mikołaj Grzyb, który po zawodówce gastronomicznej nigdzie nie mógł znaleźć pracy. Tomek Wróbel, który miał wyrzuty sumienia, że ma 22 lata, a dalej jest na utrzymaniu matki. Krzysiek Gołąb, Antek Jóźwik, Bogdan Zapotoczny... Jeździli przez półtora roku. Niektórzy po kilka razy.

WERBOWNICY

Najpierw bezrobotnych wysyłał w świat Mietek Rybak. Pod pięćdziesiątkę, siwiejący, przygarbiony, po twarzy widać, że lubi wypić. Ale na werbownika nie wygląda. Dziwna postać - niby wszyscy go znają, ale nikt nie potrafi powiedzieć nic prócz tego, że w Rynie zostawił żonę i dwie córki, a w Mrągowie mieszkał z konkubiną. Mietek Rybak przeważnie nie ukrywał, do jakiej pracy szuka ludzi. Werbował starych znajomych, wiedział, że go nie wydadzą. Niezdecydowanym mówił, że to bezpieczna robota, chwalił się, że latał na Antyle, do Sao Paulo i Rio de Janeiro. Z podróży wysyłał córkom pocztówki. Na jednej napisał: "Gorące buziaki z Curacaso. Przyleciałem tu wczoraj. To archipelag wysp na Atlantyku w Ameryce Środkowej. Jest tu ciepło i przyjemnie". Rybak nikomu nie zdradził, dlaczego przestał latać. Musiał. Na początku 2004 roku na lotnisku Schiphol w Amsterdamie wpadł z 69 kapsułkami kokainy w żołądku. Narkotyk ważył 841,8 grama. To uratowało go przed więzieniem, bo holenderskie prawo nakazuje ścigać tylko tych kurierów, którzy przewożą ponad trzy kilogramy. Skończyło się na oddaniu policji wszystkich wydalonych kapsułek i deklaracji, że niezwłocznie opuści Holandię. Był przesłuchiwany, ale nie powiedział, na czyje zlecenie latał. Zresztą do dziś nikomu nie zdradził, jak, gdzie, kto i kiedy zwerbował go do szmuglowania kokainy. Murzyni w Amsterdamie przedstawiali mu się przeważnie jako Peter i Bobi albo Moris Marshal. Od jednego z nich po wpadce na lotnisku dostał SMS-a:

"Za każde ciało, które zje kilogram, dostaniesz 500 euro. Jak zje mniej, dostaniesz 50 euro".

Przez tego SMS-a Rybak poszedł do Zygmunta Góry na kawę. A jak przekazem przez Western Union dostał za niego pieniądze, zaczął organizować wyjazdy następnym: kupował bilety do Amsterdamu, sprawdzał ważność paszportów, odprowadzał na dworzec i wysyłał SMS-a do Murzynów, jak kto jedzie ubrany. Po roku miał tyle roboty, że Bobi i Peter przydzielili mu pomocnika - Krzyśka Krysa. Przez kilka tygodni razem jeździli po ludziach. Rybak mówił, Krysa uśmiechał się i potakiwał. Potem każdy działał na własną rękę.

Krzysiek Krysa ciągle się uśmiecha, puszcza oczka, a jak zacznie gadać, nie może skończyć. Ma ze 30 lat, mówi, że siedem spędził w celi "za różne takie niegroźne przestępstwa". Latał po kokainę, ale podobno był nieobliczalny.

- Raz w samolocie do Rio tak się spiłem, a do tego paliłem fajki, że po wylądowaniu od razu deportowali mnie do Europy - opowiada. Nie wiem, czy kłamie, bo w tym czasie puścił ze trzy oczka. Chyba ze względu na ten bajer Peter z Bobim kazali mu werbować ludzi. Krzysiek vel Kristoff zajął się młodszym pokoleniem. Zaczepiał ludzi w dyskotece, mówił, że załatwia dobrą pracę na Zachodzie. Na omawianie szczegółów wyjazdu umawiał się na plaży albo w parku. Obserwował kandydata na kuriera i jak widział, że ma do czynienia z twardym charakterem, mówił wprost, że chodzi o połykanie kokainy. Jak ktoś się wahał, tłumaczył, że za kamienie szlachetne w Ameryce Południowej trzeba płacić wysokie cło i ta praca polega na ich przemycaniu w przewodzie pokarmowym. Całkiem strachliwym mówił, że czeka ich ciężka harówka przy zmywaniu garów w Amsterdamie. Za każde ciało Peter z Bobim płacili mu tyle co Rybakowi.

- Zarobiłem sporo, ale nie wiem, ile, bo wszystko przepiłem - mówi i znowu puszcza oczko.

KILKA WAŻNYCH SŁÓWEK

W Amsterdamie Góra, Duma i Tobiasz byli trzy dni. Mieszkanie Murzynów było spore - w kuchni duża lodówka, w salonie kanapa. Ale nie było w nim mapy. Dlatego jak Bobi wręczył im bilety lotnicze, nie za bardzo wiedzieli, gdzie leży Lima, a gdzie Caracas. Zresztą chyba do dziś nie wiedzą. Tobiasz mówi, że za pierwszym razem był na wyspie "Sanlucia". Przynosi mapę, rozkłada na ceracie i oglądamy. Palcem pokazuje: Saint Lucia.

- Co robiliście przez trzy dni w Amsterdamie? - pytam Dumę.
- Nic. Peter z Bobim załatwiali nam wizy i bilety, a my siedzieliśmy w mieszkaniu.
- Coś musieliście robić.
- Telewizor oglądaliśmy. Oswajaliśmy się z tym głupim uczuciem, gdy ktoś coś mówi, a się go nie rozumie. Na lotnisko w Amsterdamie każdy jechał sam. Nie było wylewnych pożegnań. Brali torbę, paszport, bilet i jechali z Peterem. Tam Murzyn podprowadzał ich pod bramki odpraw. Na pożegnanie wręczał po 200-300 dolarów, kartkę z nazwą hotelu i adresem, telefon komórkowy z pustym kontem.

Zygmunt Góra zabrał ze sobą jeszcze aparat fotograficzny i notes, do którego już po pierwszym wyjeździe do Surinamu wpisał kilka jego zdaniem ważnych słówek: adwokat - lawyer, czyt. lo jer; bać się - fear; czuć się źle - feel bad; anioł - angel. Zakuwał je przez 13 godzin lotu do Sao Paulo.

Dalej rozmawiam z Dumą:
- Pierwszy raz pan leciał samolotem?
- No. - Bał się pan?
- Trochę. Ale było tak ładnie, że o tym nie myślałem, wyglądałem przez szybę. - Mam na myśli przemyt... - Nie, tego się nie bałem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jakie to niebezpieczne.

PIERWSZY TYDZIEŃ W PODŁEJ NORZE

Na lotnisku w Caracas nikt na Dumę nie czekał.

- Zobaczyłem, gdzie idą inni pasażerowie, i tak trafiłem na taśmę z bagażem - opowiada. - Potem wyszedłem z budynku i kawałek dalej zobaczyłem taksówki. Hotel Marocco przy Santa Rosa okazał się podłą, cuchnącą norą. Pokoje ciemne, ciasne, łóżko z wyleżanym środkiem, czarny gruby pająk na ścianie (wiedział, że niejadowity).

- Tam mieszkali tacy sami jak ja, tylko z różnych krajów - opowiada Duma. - Nikt nie umiał się dogadać z miejscowymi. Ja tylko raz pojechałem do centrum Caracas, żeby zobaczyć, jak to miasto naprawdę wygląda. Ale się zgubiłem. Kluczyłem chyba ze dwie godziny i nie mogłem znaleźć drogi. Dopiero jak pokazałem kartkę z nazwą hotelu policji, to funkcjonariusze odwieźli mnie radiowozem na miejsce. Więcej się w miasto nie wypuszczałem.

- A basen, który Rybak pokazywał na zdjęciu?
- W moim hotelu nie było basenu.
- To co pan robił?
- Nic. Siedziałem w pokoju. *

Góra w Sao Paulo wylądował w równie obskurnym New Poincie. Ale miał sporo szczęścia, bo na korytarzu przyuważył raz chłopaka, którego znał z widzenia z Mrągowa. Podejrzał, do którego pokoju wchodzi, i za kilka minut zapukał.

- Otwieraj! - krzyknął głośno, a jak drzwi się uchyliły, zrobił wystraszonemu chłopakowi zdjęcie. Potem wszedł do środka i powiedział: "Wszystko o tobie wiem! Z Polski wysłał cię Mietek Rybak, z Amsterdamu Bobi. Ja jestem oficerem Interpolu i jak nie chcesz w Brazylii siedzieć 20 lat, to się od razu przyznaj! Załatwię ci z ambasadą powrót do kraju". Chłopak zzieleniał ze strachu. Wtedy Góra wybuchnął śmiechem i poszli razem po wódkę.

- Brazylia to raj dla pijaków - mówi Tomasz Tobiasz, który miał ją dopiero poznać. - Flaszka, którą można bez obrzydzenia pić, w przeliczeniu na polskie pieniądze kosztuje 1,5 zł.

DRUGI TYDZIEŃ Z PRZEPROWADZKĄ

W drugim tygodniu pobytu odzywała się komórka, którą dostali w Amsterdamie. Mietek Rybak przekazywał im polecenia od Bobiego: mają zabrać rzeczy i przenieść się do innego hotelu. Podawał jego nazwę i kazał czekać. - Wtedy rosły już nerwy - mówi Duma. - Wiedziałem, że niedługo po mnie przyjdą, żeby iść na połyk. Bałem się tego cholernie, spać w nocy nie mogłem. Z tego strachu czasem mi się zdawało, że to wilgotne powietrze tak mi się lepi w gardle, że zaraz się uduszę i będzie po mnie...

POŁYK

Tak nazywali połykanie kapsułek z kokainą. To była najważniejsza część ich wyjazdu. Zwykle Murzyni przychodzili po nich w dzień poprzedzający wylot albo kilka godzin przed odlotem.

- Ja najpierw jechałem z nim metrem, potem autobusem, potem jeszcze kolejką i znowu autobusem - opowiada Duma. - Trwało to ze dwie godziny. Nie wiem, czy ten połyk był tak daleko od hotelu, czy ten Murzyn woził mnie w kółko, żebym się nie pokapował i w razie wpadki nie umiał policji wskazać drogi. Duma mówi, że łykał kapsułki w zwykłym mieszkaniu. To samo Tobiasz.

- Była tam kuchnia, łazienka, w pokoju stał telewizor, wersalka. Jak ktoś się źle poczuł, mógł się położyć, między jedną a drugą partią połyku chodziliśmy po pokoju, żeby się kapsułki w brzuchu ułożyły - wspominają. Kapsułki podawali im w misce. Mogło z niej brać nawet kilku kurierów. - I tak każdy z nas miał swojego stróża, który liczył, ile już w nas weszło - mówi Tobiasz. - Nie było możliwości, żeby jakąś kapsułkę schować do kieszeni.

Kokainę pakowano gdzie indziej. Widziała to tylko Beata Śrubek. Mówi, że na podłodze stały worki pełne kokainy, a pośrodku, na stołach, leżał sprzęt, folie i taśmy. Ludzie nabierali proszek miarkami i na kawałku lateksu formowali w kształt kapsułki. Potem wkładali wszystko na zgrzewarkę i kapsułka robiła się szczelna. Płukali ją pod wodą z resztek kokainy i suche owijali cienką folią klejącą. Miała zabezpieczać lateks przed kwasami żołądkowymi. Teoretycznie kapsułki były w trzech rozmiarach: szóstki, ósemki i dziesiątki. Ci, którzy pilnowali połyku, sumowali ich wagę i nie chcieli wypuszczać z mieszkania tych, którzy połknęli mniej niż kilogram.

- Ale moim zdaniem oszukiwali nas - mówi Tobiasz. - Kapsułka, która według nich ważyła 6 gramów, na pewno miała koło 10, a te największe ważyły może i z 15. One były większe od mojego kciuka! - pokazuje. Dłoń ma wielką jak bochen chleba.

- Wagi tam nie było? Nie mogliście sprawdzić?
- Nie było.

Połykanie jest bardzo bolesne. Taśma, którą są owinięte kapsułki, szoruje o gardło i przełyk.

- Przy połykaniu pierwszej oprócz tego szorowania nie czuje się nic - opowiada Duma. - Przy kolejnych zaczyna boleć głowa. Taki straszny, rozsadzający ból. Potem w całej buzi zaczyna się czuć smród gumy, chce się wymiotować. Nie da się rady połknąć kilkudziesięciu kapsułek naraz. Czasem trwa to trzy godziny, a czasem pół dnia. Mówią, że z kokainą w brzuchu człowiek czuje się pełny. Ale inaczej niż po zjedzeniu solidnego obiadu. Zygmunt Góra połknął 100 kapsułek. Adam Duma połknął 92 kapsułki. Tomasz Tobiasz połknął 96 kapsułek. Beata Śrubek połknęła ich aż 126.

- Ale to dlatego, że kobietom robią mniejsze kapsułki - tłumaczy Duma.

NIE WSZYSCY WYTRZYMALI BÓL POŁYKU

Góra opowiadał w Amsterdamie kolegom, że Krzysiek Gołąb po sześciu kapsułkach zakrył usta i krzyknął: nie! Wtedy zdenerwowali się stróże, zaczęli gdzieś wydzwaniać. Po chwili odezwała się komórka, którą dostał w Amsterdamie od Petera.

- Szyszek, No weekend! Arbajt! - darł się w słuchawce Murzyn. - A ja to zrozumiałem! - chwalił się im Góra. - Przetłumaczyłem mu te słowa: Na wakacje nie przyjechałeś. Łykaj!

Tobiasz na Saint Lucia widział, jak kombinował Bogdan Zapotoczny:

- Połknął dziesięć kapsułek, wstał od stołu i zaczął chodzić po mieszkaniu. Znalazł gdzieś wykałaczkę. Skaleczył nią dziąsło. Usiadł znowu do stołu, włożył kapsułkę do ust i wypluł zakrwawioną. "Nie mogę, chyba żołądek mi krwawi..." - udawał. Ja siedziałem cicho, bo bałem się, że wybuchnie zaraz awantura. A oni popatrzyli na niego i pozwolili wracać do hotelu.

- Nie chciał pan tej wykałaczki pożyczyć?
- Chciałem zarobić.

ZNOWU AMSTERDAM

Na lotnisku w Amsterdamie czekali na nich Peter albo Bobi. Gdy Polacy mieli pełne brzuchy kapsułek, Murzyni nie spuszczali ich z oka. Wieźli do domu i pod kluczem trzymali tak długo, aż wszystkie wydalili. Wypróżnienie się z kokainy nie jest łatwe. Zwłaszcza jak taśma klejąca, w którą były owinięte kapsułki, rozwinęła się w brzuchu.

- Jak wychodzi rozwinięta taśma, to jest takie uczucie, jakby jelita wypadały na zewnątrz - mówi Duma. - Szoruje, wszystko w środku piecze. Ale jeszcze gorzej jest, jak się kilka kapsułek sklei taśmami w kołtun. Wtedy czujesz, że idzie przez ciebie gula, i wydaje się, że wszystko ci w środku rozsadzi. Ja na to wszystko znalazłem radę - piłem mleko, bo po nim mam zawsze rozwolnienie, i naprawdę jakoś szybciej mi szło. Wypróżniali się na miskach albo wiaderkach. Potem wyławiali z nich kapsułki, odwijali z resztek folii i myli. Czyste i osuszone oddawali Murzynom.

- Oni doskonale wiedzieli, ile kto połknął - mówi Duma. - Dopóki nie oddało się wszystkich, nie wypłacali kasy. Jeśli kurier przywiózł mniej niż kilogram, dostawał niższą zapłatę. Za sześć kapsułek Gołąb dostał 50 euro, a Zapotoczny za dziesięć dużych 200 euro.

NA CHWILĘ DO DOMU

Do Mrągowa wrócili autobusem. Adam Duma już następnego dnia poszedł do kantoru, sprzedał euro i uregulował dług w spółdzielni. Żonie powiedział, że pracował w Amsterdamie jako spawacz. Tomek Tobiasz po odespaniu sam zadzwonił do Providenta.

- Widzisz, na Zachodzie fachowców cenią. Naprawiłem kilka samochodów w Holandii i proszę! Kanapa i zamrażarka już są nasze - odciął się żonie za wszystkie czasy. Zygmunt Góra po wypiciu porannej kawy poszedł kupować łóżka. Resztę pieniędzy zostawił na życie. Wieczorem za garażami dogadali się, że jesienią pojadą znowu.

BUNT BRZUCHA

W październiku wszystko wyglądało jak za pierwszym razem: na dworzec wyjechał Peter, za dwa dni rozlecieli się po świecie. Zygmunt Góra do Limy, Adam Duma do Rio de Janeiro, a Tomek Tobiasz do Sao Paulo. Dwa tygodnie później do Amsterdamu wrócili tylko Góra z Dumą. Pierwszy miał oddać 120 kapsułek, drugi 80. Najpierw na wiaderko usiadł Duma. Wyszły z niego wszystkie kapsułki, tylko jak je mył i odwijał z folii, zagapił się i dwie poszły w odpływ. Spanikował. Wiedział, że Peter z Bobim nie dadzą mu ani euro, dopóki nie odda wszystkich. Gram kokainy w Polsce na czarnym rynku kosztuje średnio 200 zł. Gdyby Duma sprzedał te 20 gramów, które uciekło w rury kanalizacyjne, miałby 4 tys. zł. To niewiele mniej, niż Murzyni mieli mu zapłacić za przewiezienie 80 kapsułek. Miał zarobić 1,3 tys euro, czyli trochę ponad 5 tys. zł. Ale na razie zapowiadało się, że Duma nie dostanie nic.

- Myślałem, że dostanę zawału. Bałem się, że znowu wpadnę w długi, bo Murzyni zaczęli krzyczeć, że mam im oddawać pieniądze za bilet do Holandii i do Rio, zaczęli grozić, że przestrzelą kolana...

Tymczasem Zygmunt Góra pił mleko, jadł, a kapsułki z niego prawie nie wychodziły. Murzyni się wściekali, po kilku dniach kupili mu środek przeczyszczający. Nie pomógł. Przez tydzień ze 120 kapsułek Góra wydalił tylko pięćdziesiąt parę.

- Wtedy poprosiłem go, żeby mi pożyczył dwie kapsułki - mówi Duma. - Było widać, że on wszystkich i tak nie wydali i wróci do domu bez pieniędzy. Powiedziałem mu wprost, że dzięki temu chociaż ja zarobię. Zgodził się. Niepisane reguły kurierów mówią, że z kapsułkami w żołądku można chodzić do trzech dni. Potem kwasy żołądkowe zaczynają rozpuszczać folię i lateks, w który jest owinięta kokaina. Gdy po tygodniu Górę potwornie zaczął boleć żołądek, Peter z Bobim kazali Dumie zabierać go z Amsterdamu do Polski.

- Tak się bali się, że im zejdzie i wszystko się wyda, że nie wysłali nas do kraju autobusem, tylko kupili bilety na samolot do Warszawy - opowiada Duma. Do Mrągowa przyjechali w środku nocy. Duma podprowadził Górę pod drzwi bloku i poszedł do siebie. Góra wszedł do domu bez słowa i od razu położył się spać. Rano oświadczył, że tym razem nie przywiózł ani prezentów, ani pieniędzy. Był w takim humorze, że żona o nic nie pytała. Przez następne dwa tygodnie Góra nie wychodził z domu, prawie się nie odzywał, za to bardzo często zamykał się na długo w toalecie... Aż sąsiedzi walili w drzwi, żeby zwolnił, bo oni też chcą. Tego wieczoru razem z synem oglądał mecz PSV z Arsenalem. Potem jakoś tak dziwnie się skulił i poszedł spać. O drugiej w nocy obudził żonę. - Hanka, Hanka, dzwoń po karetkę - poprosił. - Co ci, Zygmunt? - Mam w brzuchu narkotyki. Karetka leciała na sygnale przez całe Mrągowo. Po drodze Góra trochę doszedł do siebie i zaczął mamrotać, że najadł się tabletek.

- Co pan połknął? Ile tego było? - dopytywał lekarz.

A Góra nic. Badanie moczu wykazało w organizmie Góry kokainę. Pękła mu jedna kapsułka. Od razu trafił na blok operacyjny. Chirurg wyciągnął z niego 43 kapsułki i wiadro taśmy klejącej. Gdy Góra wybudził się z narkozy, przy jego łóżku stali policjanci z Centralnego Biura Śledczego.

SAMBA NA ŚNIADANIE

Tomasz Tobiasz był wtedy w Sao Paulo. Mieszkał w małym hotelu przy szkole samby i pracował jako parkingowy. Oszczędzał każdy grosz, w wolnych chwilach podglądał tancerzy, którzy przygotowywali się do karnawału.

- Zostawili mnie na pastwę losu w Brazylii - mówi. - Bez paszportu, bo ten był w recepcji hotelu, bez pieniędzy i bez jedzenia. Ukarali mnie za to, że się zbuntowałem. Doszły do mnie słuchy, że felernie pakują kapsułki, że pękają i taśma się rozkleja. Zapowiedziałem, że nie będę ich połykał. Krzyczeli, grozili mi, ale się uparłem. No i pokazali mi, kto tym całym interesem rządzi... Tobiasz nie chce opowiadać o Brazylijce, która załatwiła mu pracę na parkingu przy myjni samochodowej ("Żona tego nie wie i obiecałem jej, że nikt nie będzie wiedzieć").

- Pomogła mi bezinteresownie - mówi. - Gdyby nie ona, dziś zbierałbym w Sao Paulo złom... Na wykupienie z hotelu paszportu i bilet lotniczy do Amsterdamu Duma pracował przez trzy miesiące po kilkanaście godzin dziennie. Nawet w Boże Narodzenie.

- Kiedy usiadłem w samolocie, poczułem się naprawdę dumny. Rozejrzałem się po ludziach i daję słowo, że wiedziałem, kto jedzie z kokainą. Słowo daję, że to widać... W Amsterdamie poprosił ambasadę o pieniądze na bilet do Polski. Dali mu tyle, że wystarczyło na wyjazd za granice Holandii. Niemcy i Polskę przejechał na gapę. Do domu dotarł w styczniu 2005. Na zamrażarce leżał list z prokuratury. Za kilka dni pojechał do Olsztyna na przesłuchanie.

ZATRZYMANIA

Prosto ze szpitala Góra trafił do celi. Po nim zamknęli Dumę, Krzyśka Sobocińskiego, braci Krupów, Malińskiego i Kobyłkę z synami. Wpadli ci, których werbował Mietek Rybak. Wszyscy zeznawali, podawali nazwiska, daty, adresy. Policja szybko dotarła i do Rybaka. Ale nie trafiła na Krysę. A ten dalej werbował i wysyłał ludzi po kokainę. Latali wtedy głównie młodzi: Mikołaj Giza, Mariusz Sobolewski, Paweł Tomczyk i rekordzistka w połykaniu Beata Śrubek. Wszystko odbywało się tak samo: najpierw Amsterdam, potem wylot do Ameryki Południowej i znowu Amsterdam.

- No i co, że CBŚ węszył, ludzie musieli za coś żyć - mówi Krysa i puszcza oczko. On dopiero w październiku 2005 trafił do celi. Z własnej inicjatywy przyjechał do prokuratury okręgowej, na portierni powiedział, w jakiej sprawie przyszedł.

Sąd Okręgowy w Olsztynie kokainowych kurierów sądził na raty. Pierwszych dziewięciu w sierpniu 2005. Wszyscy przyznali się do winy i dobrowolnie poddali karze. Góra dostał dwa i pół roku, Tobiasz z Dumą po półtora i grzywny. Wszyscy już są na wolności, wyszli warunkowo. Druga tura kurierów usłyszała wyrok po tej Wielkanocy. Krzysiek Krysa za to, że sam się zgłosił, poszedł na współpracę, a przed sądem przyznał do zwerbowania 16 osób, dostał półtora roku więzienia i 4,5 tysiąca złotych grzywny. Ponieważ już po jego aresztowaniu zmieniła się ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii, sąd nakazał mu też oddać wszystko, co zarobił.

- Nic nie oddam, bo nic nie mam - puścił do mnie oko pod salą rozpraw chwilę po tym, jak zdjęli mu z rąk kajdanki.

Mietek Rybak też ma już wyrok - sześć lat. Prokurator Mirosław Zelent z Wydziału Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Olsztynie przygotowuje trzeci akt oskarżenia dotyczący szmuglowania kokainy z Ameryki Południowej. Nie chce powiedzieć, ile jeszcze osób obejmie oskarżenie.

- Czy ludzie ciągle latają? - przed jedną z rozpraw pytam prokuratora Zelenta.
- Myślę, że tak. Pewnie Rosjanie albo jakieś inne ubogie narody.
- A bezrobotni z Mazur?
- Nie odpowiem na to pytanie - ucina prokurator.

Kurierzy z Mrągowa, Kętrzyna i okolic powpadali z kokainą na całym świecie: jeden siedzi w Anglii, jeden w Portugalii, jeden w Holandii, jeden w Wenezueli, jeden w Brazylii, jeden był w Szwajcarii, ale już go deportowali do Polski.

N AOSIEDLU BEZ ZMIAN

Zygmunt Góra dalej mieszka w odrapanym bloku i łazienkę dzieli z sąsiadami. Za pieniądze z kokainy nie wymienił nawet okien. Czuje się bohaterem, rozpowiada ludziom, jakie gorące są południowoamerykańskie dziewczyny. Duma z Tobiaszem się od niego odwrócili.

- Mógł mówić cebosiom, że sam woził, po co nas wszystkich wydał? - ma żal Duma.
- Głupek, mógł trochę pomyśleć - dorzuca Tobiasz.
- Przecież nie lataliśmy z Mrągowa, ale z Amsterdamu. Jakby nie gadał, policja nigdy by na nas nie trafiła.
- Latalibyście dalej? - pytam.

Uśmiechają się.

*Imiona i nazwiska bohaterów zostały zmienione

Oceń treść:

Average: 7 (1 vote)

Komentarze

Pan Prezes (niezweryfikowany)
Chyba jako jedyny to całe przeczytałem...
Anonim (niezweryfikowany)
<p>głupota tak dać sie zmanipulować i myslec ze nie poniesie sie&nbsp; konsekwencji..mieli wyobrażnie Ci "odwazni" faceci...</p>
ziomek (niezweryfikowany)
ja też przeczytałem hehe :) są goście, ale sam sie zastanawiam czy jakby mi ktoś zaproponował to bym nie pojechał czy tam poleciał :P
G (niezweryfikowany)
Za 1,5tys Euro to mogliby mnie w dupe pocalowac.
Anonim (niezweryfikowany)
Trzeba byc naprawde zdesperowanym, zeby tyle ryzykowac z takie pieniadze.
Anonim (niezweryfikowany)
za takie grosze to faktycznie mogliby mnie co najwyzej cmoknac w dupsko...a jesli story prawdziwe to ziomek cudem przezyl otwarcie sie kapsuly
pu (niezweryfikowany)
współczujęziomkom którzy siedzą w pierdlu w ameryce południowej...
Anonim (niezweryfikowany)
qrva polak potrafi :), za 1,5 tys euro to ja bym sobie ten koks do polski w brzuchu przywiozl, jebac muzynow!!!!
Anonim (niezweryfikowany)
Ja mógłbym się pobawić w coś takiego. Może i kasa skromna, ale przynajmniej zwiedziłbym świat i czegoś się nauczył zamiast siedzieć w kraju jako bezrobotny.
Anonim (niezweryfikowany)
niezła historia, ja bym z tym koksem przyleciał do polski :) z kilogramem koksu w kieszeni bym się nieźle ustawił :D:D Ciekawe czy Ci goście wiedzieli ile było warte to co mieli w sobie , pewnie nie.
Zajawki z NeuroGroove
  • Benzydamina
  • Pierwszy raz

  • 4-HO-MET
  • Pierwszy raz

 

Do spróbowania 4-ho-met szykowaliśmy się już od pewnego czasu. Ja, Stefan, Dina i Sara (piszę imiona ponieważ mieszkam w dość odległym kraju więc chyba to nie ma różnicy, a łatwiej będzie rozróżnić o kogo chodzi). Kiedy list z biało-szarą tryptaminą w końcu doszedł do nas nie czekaliśmy długo i postanowiliśmy zarzucić substancję dnia następnego.

  • Grzyby halucynogenne


W połowie października załatwiłem sobie pierwsze grzybki w życiu. Mała paczuszka zawierała 100 sztuk swierzo zebranych grzybencji. Wcześniej słyszałem tylko opowieści starych narkoli o zakręconych jazdach, mutacjach ciała typu 7 metrowe nogi i ręce z 3 palcami, tu dzież spadające meteoryty. Ale byłem nastawiony sceptycznie bo wiadomo jak jest, wiele ludzi, podobnie jak wędkarze opowieści o złowionych rybach, podkręcają opowieści, dodają nowe fakty i ubarwiają rzeczywistość. Jednak od razu wyczułem klimat. Nie bez powodu nazywane są "Świętymi Grzybami".

  • Dekstrometorfan
  • Marihuana
  • Pozytywne przeżycie

Nie idealne, ale tak czy siak sprzyjające.

Jestem myślą. Piękną myślą. Kieruję się do apteki. Nudno. Wychodzę ze szkoły, świat jest ciepły i wietrzny. Otwieram pierwsze drzwi:

-Dzień dobry. Poproszę Tussidex- mówię, uśmiechając się niewinnie i myśląc, że na sto procent widać w moich szarych, głębokich oczach powód, dla którego tu jestem.

-Tussidex... nie mamy, ale Acodin jest...

-W porządku, dziękuję, do widzenia!

Heh, myślę, że zna mój zamiar. Ako to przeżytek, kieruję się dalej.

 

Drugie drzwi:

randomness