Nazywam się Sturla i jestem narkomanem. Ponieważ jestem uzależniony, nie reprezentuję większości ludzi, którzy używają narkotyków. Zdecydowana większość osób je używających nie wie, jak wygląda wewnątrz centrum rehabilitacji; przeważnie wybierają przyjemność stosowania obok alkoholu innych substancji zmieniających świadomość, nigdy nie potrzebując leczenia. Są wśród nich lekarze, prawnicy, politycy, dentyści i kierowcy ciężarówek. Tak jak nie każdy, kto używa alkoholu, jest alkoholikiem, nie każdy użytkownik narkotyków bierze je obsesyjnie. Ja sam, z drugiej strony, jestem postrzegany przez niektórych jako chory, ponieważ używam narkotyków z większą regularnością i ponoszę z powodu ich używania większe konsekwencje, niż większość ludzi. Przez innych jestem postrzegany jako przestępca.
W Indonezji władze wtrąciłyby mnie do więzienia i torturowały. W Rosji odmówiono by mi czystych igieł. W niektórych krajach, takich jak mojej ojczystej Norwegii, jeśli będę miał szczęście, mogę być postrzegany jako pacjent, ale nadal traktowany jak przestępca - a w pewnych sytuacjach możliwe też, że zmuszony do poddania się leczeniu pod groźbą więzienia, jeśli nie przejdę testu narkotykowego.
W Meksyku jestem w podwójnym niebezpieczeństwie: jako użytkownik narkotyków jestem niechciany, jako działacz zaś jestem postrzegany jako zagrożenie dla rządu, który chce utrzymać status quo w polityce narkotykowej. Jednak cieszę się, że dzisiaj, tutaj w Wiedniu, na tym spotkaniu UNGASS, jestem postrzegany przez Was tak, jak widzę sam siebie - nie jako narkoman, ale jako ktoś posiadający potencjał, będący cennym zasobem ludzkim.
Bo tym właśnie jestem. Jako systematyczny użytkownik substancji psychoaktywnych muszę być zaradny. Wysadźcie mnie w centrum dowolnego miasta bez karty kredytowej i telefonu komórkowego, a będę w stanie zorganizować działkę narkotyków lub pieniądze na ich zakup. Nie będzie miało znaczenia, czy jestem w Moskwie, czy w Meksyku. Meta, marihuana lub pieniądze. Nieważne co się będzie działo, zdobędę je.
Jest to codziennością dla od 7 do 11 tys. podobnych mi, norweskich regularnych użytkowników substancji psychoaktywnych mieszkających w moim rodzinnym mieście, a miliony innych robią to samo w innych miastach na całym świecie.
Nawet kiedy jesteśmy prześladowani, ścigani przez policję i napiętnowani, a większość ludzi stara się nas unikać, wciąż jesteśmy w stanie zdobywać pieniądze i narkotyki. To dość wymowne, jeśli chodzi o nasz potencjał. Gdyby tylko rządy wiedziały, jak go wykorzystać.
Spośród 250 milionów osób używających innych niż alkohol substancji zmieniających świadomość, około 10 procent lub 25 mln ludzi to osoby takie jak ja, używające narkotyków na tyle regularnie i z takim zaangażowaniem, że jest to przez wiele osób postrzegane jako choroba.
W rzeczywistości sama tylko ta mniejszość reprezentuje grupę ludzką tysiąckroć większą niż siła robocza zaangażowana do zbudowania Wielkiej Piramidy w Gizie. Brak bodźca popychającego nas do lepszego wykorzystania tej energii skutkuje kolosalnym marnotrawstwem.
Wyobrażam sobie przyszłość, w której nasza energia jest pożytkowana w inny sposób. Wszystkie kalorie zużyte podczas uciekania przed policją, godziny spędzone w więzieniu, potencjał umysłowy marnowany na przygotowania do zdobycia następnego zapasu narkotyków - mogłyby być wykorzystane o wiele lepiej.
Otwórz dowolną gazetę, w dowolnym dniu tygodnia. Zauważysz od razu, że globalna społeczność stoi wobec wielu wyzwań. Wojna i terror w Syrii. Zwiększenie migracji. Globalne ocieplenie. Kryzys ekonomiczny. Spadek cen ropy naftowej. Nawet bogate kraje, takie jak Norwegia, coraz częściej odczuwają presję. Nikt nie pozostaje niedotknięty.
Wyzwania, przed którymi stoimy, są ogromne. I podobne do wyzwań w innych czasach i miejscach, w całej historii ludzkości. Krach na Wall Street w 1929 roku. Wojny światowe. Podobnie jak wówczas, stojąc w obliczu świadomości, że wojna z narkotykami była kompletną porażką, musimy zaangażować jak najwięcej sił, aby rozwiązać problem od ręki. W czasie II wojny światowej przed amerykańskimi kobietami miały postawiono zadanie zwiększenia ich stopnia zaangażowania w sprawy kraju, by USA mogło skutecznie walczyć z faszyzmem. To z kolei wpłynęło na zwiększenia aktywności ruchów wyzwolenia kobiet na całym świecie.
Nadszedł dla nas, użytkowników narkotyków, czas, by domagać się naszych praw. Nie tylko do zaspakajania naszych potrzeb, ale także do uczestnictwa [w globalnym wysiłku] zgodnie z naszymi zdolnościami. To dlatego mówimy: "Nic o nas bez nas!"
Ale dziś nie sądzę już, by było to wystarczające. Wolałbym raczej powiedzieć: "Bez nas, jesteście niczym!"
Bo faktem jest, że reprezentujemy nie tylko bezdomnych, chorych lub problemowych użytkowników narkotyków; jesteśmy także waszymi dziećmi, waszymi rodzicami, waszymi braćmi i siostrami; podajemy wam jedzenie, budujemy wasze domy, jesteśmy nauczycielami, pracownikami biur, zastępcami kierowników i dyrektorami artystycznymi. Niektórzy z nas mogą być nawet politykami – urzędnikami ONZ siedzącymi w tym pokoju lub nawet następnym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Dziewięćdziesiąt procent z nas w ogóle nie ma problemu z zażywaniem narkotyków. Jesteśmy wszędzie, bez nas społeczeństwo by się zatrzymało. Mimo to, w wielu aspektach jesteśmy traktowani jako istoty drugiego sortu. Czemu? Ponieważ jesteśmy uznani za przestępców i napiętnowani tylko dlatego, że wstrzykując, połykając i wąchając wprowadzamy zmieniające umysł substancje do naszych własnych ciał.
Jako przedstawiciel tej grupy, jestem bardzo szczęśliwy, będąc tu, w Meksyku, razem z innymi działaczami, choć jednocześnie jestem smutny, że nie byłem w stanie dołączyć do was w Wiedniu. Moi meksykańscy przyjaciele powiedzieli mi o trudnej sytuacji, w obliczu której stoi ich kraj. Oni nadal próbują wyjść ze ślepego zaułka bezsensownej wojny z narkotykami, która przyniosła katastrofalne skutki w postaci 60.000 brutalnych śmierci, w tym niewinnych osób postronnych i dzieci.
Może dzięki ich doświadczeniom uda nam się nauczyć, że z narkotykami nie można walczyć zakazami i przemocą. Ogień nie ugasi ognia. Polaryzacja Meksyku podzieliła społeczeństwo i zorganizowane grupy przestępcze osiągnęły to, co chciały: słabość społeczeństwa obywatelskiego zamiast jednolitego frontu sprzeciwu wobec ich haniebnych działań. Stanowi to podatny grunt pod ciągły wzrost korupcji w każdym aspekcie funkcjonowania społeczeństwa. Musimy jednak pamiętać, że same narkotyki nie są problemem. Problemem jest przemoc, związana z pogonią za zyskiem wynikającym z monopolizacji ich rynku. Moi meksykańscy bracia i siostry chcą z tym skończyć. Są zdeterminowani, by znaleźć nowe sposoby walki z przestępcami, lecz nie poprzez egzekwowanie zakazów lub kierowanie przeciw nim wojsk. Zamiast tego domagają się uznania, że każda osoba ma prawo do korzystania z wolność wyboru, żyjąc jednocześnie w zgodzie ze wszystkimi. Gdybyśmy wypróbowali lepsze możliwości regulowania ogromnego rynku narkotyków, takie jak legalizacja i dekryminalizacja, być może wielu Meksykanów nie nosiłoby dziś żałoby po swoich bliskich.
Rzeczywistość jest prosta: kartele narkotykowe chcą chronić swoją działalność za wszelką cenę, nawet jeśli oznacza to zabijanie niewinnych ludzi - i robią to bezkarnie, bo mają pieniądze na łapówki dla polityków. Kartele nie boją się broni. Jedyne, czego się obawiają, to inteligentne i dojrzałe społeczeństwo. Zacznijmy je budować. I niech zażywający narkotyki, tacy jak ja i wszyscy inni, używający ich w taki czy inny sposób, staną na czele procesu kształtowania takiego społeczeństwa.
Wyzwania, które stają przed nami w nadchodzących dziesięcioleciach, są wielkie, i jeśli nadal będziemy dyskryminować i wykluczać ludzi, którzy znajdują przyjemność w nielegalnych substancjach lub toczą z nimi wewnętrzną walkę, nasze społeczeństwo będzie nadal prowadzić wojny przeciwko sobie i nigdy nie będzie w stanie w pełni sprostać tym wyzwaniom. My - ludzie używający narkotyków - powinniśmy brać udział w budowaniu zrównoważonej przyszłości. Użyjcie nas!
W programach 12 kroków mówi się: "Wartość terapeutyczna pomocy oferowanej jednemu uzależnionemu przez drugiego jest bez precedensu." Jestem przekonany, że osoby używające narkotyków mogą w potrzebie pomagać sobie nawzajem i innym. Choć wielu z nas walczy z życiem z dnia na dzień, nie oznacza to, że jesteśmy obojętni, że nic nas nie obchodzi, nie znaczy, że nie jesteśmy w stanie podać człowiekowi w potrzebie pomocnej dłoni.
Czy chodzić będzie o mające mniej szczęścia rodziny, przyjeżdżające do naszego kraju w poszukiwaniu lepszego życia, o ludzi w podeszłym wieku w podeszłym wieku, którzy nie mają z kim porozmawiać, czy o dzieci gnębione w szkole, ponieważ nie noszą odpowiednich ubrań - jestem przekonany, że możemy być pomocni.
Pozwólcie nam utrzymać nasze miejsca pracy, dajcie nam okazję wykorzystania naszych możliwości – jeśli jakość naszej pracy jest zadowalająca, jaką różnicę robi substancja w naszej krwi?
Gdy w 1998 roku po raz ostatni odbyła się konferencja ONZ na temat narkotyków, powiedzieliście nam"Świat wolny od narkotyków. Możemy to zrobić." Spędziliśmy 20 lat, starając się wyjaśnić, że nie jest to możliwe. Słuchaliśmy was, mimo że wiedzieliśmy, że jesteście w błędzie. Teraz nadszedł czas, abyście się zrewanżowali i wysłuchali naszego żądania: Narkotyki - możemy to robić! I nadal być integralną częścią wolnego świata - właśnie dlatego, że żyjemy w wolnym świecie!
Musimy przestać wymagać, by ludzie stali się wolni od narkotyków przed dopuszczeniem ich do społeczeństwa jako jego godnych członków i przyjąć, że niektórzy zawsze będą mieli ochotę na zmienianie swojej świadomości za pomocą substancji psychoaktywnych.
Powyższy tekst jest adaptacją przemówienia wygłoszonego przez norweskiego dziennikarza i aktywistę, Sturlę Haugsgjerda, na zdalnej konferencji CND / UNGASS na temat wzajemnej / profesjonalnej współpracy w dziedzinie polityki narkotykowej, zorganizowanej przez fińską ambasadę w budynku ONZ w Wiedniu .