materiał ze stron libertariańskich Libertarianizm.pl
Zauważyłem, iż przez szereg lat nie napisałem
nic o narkotykach. Nie pojawiają się obecnie żadne
wiadomości, które zachęcałyby mnie do pisania
o nich. Chcę po prostu zobaczyć, jak dobrze potrafię
wyrazić w niewielu słowach to, co stało się
gigantycznym sporem. Oto więc moje przemyślenia - dlaczego
sprzedaż i zażywanie narkotyków dla rozrywki
nie powinno być nielegalne.
Zacznijmy argumentem wolnościowym. Powinno uznać się
prawo ludzi do czynienia ze sobą samym tego, co się
podoba. Obejmuje ono z konieczności prawo do czynienia rzeczy
uważanych przez innych za szkodliwe i niemoralne. Jeśli
chcę, mam prawo przyłączyć się do
dziwacznej grupy religijnej i oddać jej cały mój
majątek; mam prawo wytatuować całe swoje ciało,
jak również nosić artystyczne kolczyki w różnych
jego częściach; mam prawo poświęcić
się ubogim w Afryce; mam prawo być powieszonym na
hakach i być chłostany do ostatniej kropli krwi przez
kogoś, kto nosi skórzaną maskę; oraz, oczywiście,
spożywać, jakiekolwiek zapragnę, środki
odurzające.
Nikt inny automatycznie nie ma prawa wtrącać się
w moje wybory. Jeśli uważasz, że źle czynię,
to możesz mnie przekonywać. Możesz paść
na kolana i błagać mnie, abym poprawił swoje zachowanie.
Możesz grozić wyrzuceniem mnie ze swojej firmy czy
grupy przyjaciół. Nie masz jednak prawa posunąć
się ani krok dalej, o ile nie potrafisz udowodnić,
że to, co czynię wiąże się z używaniem
przemocy lub oszustwa wobec innej osoby, lub jest aktem, który
grozi rozbiciem całej wspólnoty - jak np. sprzedawanie
planów obrony wrogowi na wojnie.
Zażywanie swoich własnych narkotyków w towarzystwie
ludzi, którzy się na to zgadzają nie jest aktem
pierwszego rodzaju - nikomu innemu nie czyni takiej krzywdy, przed
którą mógłby się on słusznie
domagać ochrony. Nie jest również aktem drugiego
rodzaju. Bez końca mówi się, że narkotyki
są zagrożeniem dla stabilności społecznej
- że prowadzą do przestępstw, zwyrodnienia i tak
dalej. Nie ma żadnych dowodów na poparcie takiego
twierdzenia.
Historia Wielkiej Brytanii dostarcza przekonującego przykładu.
Do 1920 r. zażywanie narkotyków nie było kontrolowane.
Pomiędzy rokiem 1827 a 1859 konsumpcja opium w Brytanii
wzrosła z 17,000 do 61,000 funtów. Robotnicy mieszali
je z piwem. Gladstone wsypywał je do herbaty przed przemówieniem.
Scott napisał pod jego wpływem "The Bride of Lammermoor".
Dickens i Wilkie Collins byli jego wielkimi amatorami. Marihuana
i heroina były w otwartej sprzedaży. Nie było żadnej
zapaści społecznej. Niewiele osób umierało
od brania narkotyków. Większość zgonów
związanych z zażywaniem opium było indywidualnymi
przypadkami, a nawet te można zaniedbać - wyłączając
samobójstwa: 104 przypadki w 1868 r., potem średnio
95 rocznie do 1901 r. Prawie nikt nie uważał, że
może istnieć tu jakiś problem.
Twierdzenie, że narkotyki są społecznym złem
jest kłamstwem. Prawdą jest coś przeciwnego. To
kryminalizacja narkotyków jest złem. O wszystkie krzywdy,
o które obwinia się teraz dostępność
narkotyków znacznie właściwiej byłoby obwiniać
ich nielegalność. Gdy narkotyki są nielegalne,
tylko przestępcy będą ich dostarczać. A
gdy pozwala się przestępcom zdominować cały
rynek, będą oni mogli (a nawet musieli) stworzyć
rozszerzone, trwałe struktury przestępcze, które
inaczej by nie istniały. Uczynią wtedy narkotyki zarówno
drogimi jak i brudnymi.
Narkotyki będą drogie, ponieważ łapówki,
niedogodności związane z transportem, wynagrodzenie
za nadzwyczajne ryzyko i inne podnoszą łącznie
koszty wprowadzania narkotyków na rynek. I stąd większość
żebractwa, prostytucji i przestępczości ulicznej,
które dokuczają miastom Zachodu. Aż 2/3 spośród
amerykańskich napadów rabunkowych może być
dokonywana w celu sfinansowania zażywania narkotyków.
Narkotyki będą skażone, ponieważ na nielegalnych
rynkach brak jest gwarancji jakości. Jeśli na butelce
piwa napisane jest "8 procent objętości stanowi
alkohol", to nie oznacza to jakiejś tam wartości
pomiędzy 0,5 a 30 procent. Nie będzie się również
wywoływać musowania piwa przy pomocy sody kaustycznej.
Browarnicy mają zbyt wiele do stracenia, by pozwolić
sobie na zatruwanie lub oszukiwanie klientów. Dealerzy
narkotykowi mogą sobie na to pozwolić. I stąd
częste przedawkowania. I stąd trujące dodatki.
I stąd rozprzestrzenianie się AIDS - nawet dziś
- poprzez skażone igły.
Od kosztów przestępczości spowodowanych nielegalnością
przejdźmy do kosztów egzekwowania prawa. Są one
również ogromne. Po pierwsze, policja, jeżeli
chce egzekwować prawa, które nie wskazują ofiary
składającej zażalenie lub pomagającej w śledztwie,
musi przekształcić się w niemalże gestapo.
Potrzebuje uprawnień do zatrzymywania i przeszukiwania
ludzi oraz do przeszukiwania prywatnych domów - co nigdy
nie byłoby potrzebne dla powstrzymywania takich rzeczy, jak
włamania czy morderstwa. Potrzebuje zaangażować
się w prowokacje. Jest wystawiona na oferty łapówek
- często zbyt dużych by odmówić. W ten
czy inny sposób, "wojna z narkotykami" prowadzi
do skorumpowania wszelkich służb zaangażowanych
w tę bitwę.
A ta wojna nie może być wygrana. Brytyjskie Cła
i Akcyza (urząd zajmujący się w Wielkiej Brytanii
poborem ceł i podatków pośrednich - przyp. tłum)
nie muszą się martwić o żadne granice. Mogą
śledzić każdą łódź i każdy
samolot, który wkracza na terytorium brytyjskie. Mają
znacznie szersze uprawnienia śledcze niż zwyczajna policja.
Mimo tego, sami szacują, iż zatrzymują mniej niż
trzy procent narkotyków przemycanych każdego roku
do Zjednoczonego Królestwa.
Po drugie mamy wojnę z praniem pieniędzy. Ponieważ
powstrzymanie importu i sprzedaży narkotyków jest
niemożliwe, w ostatnich latach przerzucono się na uniemożliwianie
korzystania z zysków z handlu nimi. Obecnie te zyski konfiskuje
się i wykorzystuje je do prowadzenia dalszych śledztw.
Zanim jednak można będzie odebrać pieniądze,
muszą być one znalezione. Wymaga to ścisłego
śledzenia i kontroli wszystkich transakcji finansowych. Ponieważ
każdy z nas może być dealerem narkotykowym usiłującym
prać brudne pieniądze, wszyscy musimy dostarczać
nie mających końca dokumentacji, gdy otwieramy konta
bankowe. Nie wolno nam płacić wielkich sum gotówki
- obecnie większych niż 20000 funtów - bez narażania
się na wścibstwo urzędników bankowych.
Szczegóły dotyczące naszej bankowości są
praktycznie na żądanie dostępne oficjalnej inspekcji.
Tak jak w przypadku narkotyków, wojna przeciw praniu pieniędzy
jest także wojną przeciw wolności. W tym przypadku,
zwalnia ona władze z wymogów uczciwego procesu. Konfiskaty
pieniędzy z domniemanego handlu narkotykami, bez jakichkolwiek
pozorów procesu, stają się coraz częstsze.
W Ameryce przepadek mienia osobistego stał się zalegalizowaną
kradzieżą w najczystszej postaci. W Wielkiej Brytanii
posuwamy się z wolna w kierunku podobnego łamania zwyczajowych
praw.
Co więcej, fakt, że nasze transakcje finansowe mogą
być monitorowane daje władzom nad nami całkiem
nową władzę. Środki jej sprawowania jeszcze
nie istnieją. Posuwamy się jednak szybko w kierunku
świata, w którym wszystkie nasze zakupy będą
odnotowywane i przechowywane w bazie danych. Wiedza o nich jest
przechowywana w celach handlowych - na przykład, karty stałego
klienta (lojalności), które umożliwiają
supermarketowi dowiedzenie się, czy zaoferować nam
bonifikatę na jakiś rodzaj karmy dla psów. To
również może być zarekwirowane przez państwo
i dodane do naszych rekordów policyjnych lub medycznych.
Możemy usiłować uniknąć tego śledzenia,
korzystając z gotówki. Jednak zarówno w Wielkiej
Brytanii jak i w Ameryce są prowadzone eksperymenty nad zastępowaniem
anonimowej gotówki przez karty, zostawiające ślad
po każdej transakcji.
Już obecnie w pewnych rejonach znani palacze nie mogą
adoptować dzieci. W licznych przypadkach odmówiono
im także leczenia przez państwową służbę
zdrowia. Pomyśl tylko o świecie, w którym władze
będą dokładnie wiedziały, jak wiele kupujemy
ciastek z kremem i prezerwatyw, i jakie czasopisma czytamy. A
jest to ten rodzaj świata, do jakiego prowadzi nas wojna
z narkotykami i praniem pieniędzy.
Dlatego też zarówno na gruncie wolności osobistej
jak i użyteczności społecznej nie ma żadnego
sensownego argumentu na rzecz kontynuowania obecnej "wojny
z narkotykami". Jest to wojna, która przynosi korzyści
wyłącznie przestępcom i paru agencjom do walki
z narkotykami, krzywdząc jednocześnie resztę z
nas - niezależnie od tego, czy bierzemy narkotyki, czy nie.
Oczywiście, górę wzięły specjalne
interesy; za kilka lat rozpowszechnianie artykułów
takich jak ten może stać się przestępstwem
kryminalnym polegającym na "wysyłaniu złego
przekazu młodzieży" lub na czymkolwiek innym. Ale
nawet w naszych kontrolowanych mediach nie da się dłużej
utrzymywać kłamstw. Ten artykuł nie jest ani głęboki,
ani oryginalny. Wysyłam go jednak z nadzieją, iż
będzie on kolejnym małym gwoździkiem do trumny
prohibicji narkotykowej.
Copyright (c) Sean Gabb 1988-2000.
Przedruk za zgodą autora z "Free Life Commentary"
nr 17, z dnia 10 maja 1998 r. (tekst zaktualizowany przez autora
28 marca 2000 r., dostępny w oryginale pod adresem http://www.btinternet.com/~old.whig/flcomm/flc017.htm).
Tłum. Krzysztof Sobolewski
Powyższy tekst ukazał się także
w piśmie "Najwyższy Czas!"
z 11 listopada 2000