"Agresja na Polskę była dla Niemców polem doświadczalnym dla siły metamfetaminy"

Teresa Kowalik i Przemysław Słowiński, autorzy książki „Dragi i wojna – narkotyki w działaniach wojennych” w wywiadzie dla serwisu wPolityce.pl

Tagi

Źródło

wPolityce.pl
Tomasz Plaskota

Komentarz [H]yperreala

Tekst stanowi przedruk z podanego źródła. Czy tylko my mamy wrażenie, że autorzy równie dobrze mogliby omawiać książkę Ohlera "Trzecia Rzesza na haju", która zawiera bodaj wszystkie informacje przywołane w tym wywiadzie?

Odsłony

2576

wPolityce.pl: Czy 1 września 1939 r. napadli na Polskę „naćpani” metamfetaminą Niemcy? Jak ten narkotyk wpływał na żołnierzy III Rzeszy?

Teresa Kowalik, Przemysław Słowiński: Kiedy rozpoczęła się II wojna światowa uwidoczniły się prawdziwe korzyści płynące z cech Pervitinu zaczęły być bardzo widoczne. Agresja na Polskę była dla Niemców prawdziwym polem doświadczalnym dla siły metamfetaminy. Od czerwca do grudnia 1939 roku zakłady Temmlera zaopatrzyły „niezwyciężoną armię niemiecką” w 29 milionów tabletek narkotyku. We wrześniu 1939 roku polska armia stanęła do walki z przeciwnikiem o przewadze siły militarnej do tego podkręconej działaniem amfetaminy. Żołnierze niemieccy „naćpani” metamfetaminą byli pozbawieni strachu, skrupułów, odporni na ból, mieli nadludzką wytrzymałość. Szli do boju w stanie bliskim euforii.

Niemiecki „Blitzkrieg”, czyli wojna błyskawiczna była możliwa bez Pervitinu?

Pervitin – metamfetamina posiada właściwości, które czynią z niego doskonały środek pobudzający. Ta znakomicie energetyzująca „cudowna pigułka” zapewniająca wytrzymałość, bojowość, odwagę, pozbawiająca strachu, miała pomóc Trzeciej Rzeszy wygrać wojnę, przeprowadzić tzw. „Blitzkrieg” czyli wojnę błyskawiczną zwieńczoną zwycięstwem Trzeciej Rzeszy. Żołnierze szli do boju w imię nazistowskich haseł w stanie euforycznym. Zgodnie z taktyką Blitzkriego naziści mieli przeprowadzić na kolejne państwa błyskawiczny, zmasowany atak. Żołnierze musieli wykazywać się nieludzką odwagą, brawurą oraz wytrzymałością na nieludzki wysiłek. Pevitin gwarantował takie właśnie zachowania zamieniał zwykłych żołnierzy w automaty o nadludzkich cechach w taki sposób by ich potęga dorównywała ideologicznym wyobrażeniom chorego umysłu Fuhrera.

Czym była „pancerna czekolada”? Jak działała na żołnierzy w warunkach bojowych?

W czasie II wojny światowej żołnierze niemieccy faszerowani byli narkotykami, zwłaszcza stymulatorami. Masowe spożycie stymulanta przypadło na kwiecień – czerwiec 1940 roku, kiedy żołnierze Wermachtu podbijali Holandię, Belgię, Luksemburg i Francję. W ty okresie spożyli ponad 35 milionów pigułek Pervitinu – metamfetaminy. Podawany on był w zastrzykach lub dystrybuowany w formie tabliczek czekolady zwanych przez samych żołnierzy „pancerną czekoladą”. Siła jej działania porównywana była do kilku litrów kawy.

W niemieckich obozach testowano na jeńcach tajemniczy narkotyk syntetyczny oznaczony symbolem D-IX. Jakie było jego działanie? Czy środek wynaleziony przez Gerharda Orzechowskiego pomógł w spektakularnych akcjach przeprowadzanych pod koniec wojny przez Otto Skorzennego i jego żołnierzy?

Po dotkliwych klęskach na froncie wschodnim, Niemcy zaczęli desperacko poszukiwać kolejnej wunderwaffen – cudownej broni, specyfiku, który uczyniłby żołnierzy zdolnymi do walki w każdym momencie i wzmacniał ich ducha bojowego. W 1944 roku profesor farmakologii z Kilonii Gerhard Orzechowski rozpoczął prace nad nowym narkotykiem, który miał zwiększyć zdolności bojowe żołnierzy. Tworzony na zlecenie marynarki i służb specjalnych środek o nazwie D-IX był zamkniętą w postaci gumy do żucia mieszanką 5 mg kokainy, 5 mg oksykodonu (nazwa handlowa Eukodal) oraz stosowanej już z powodzeniem wobec żołnierzy metamfetaminy (Pervitinu). Z efektami prac chemików jako pierwszy zapoznał się w połowie 1944 roku dowódca specjalnych jednostek marynarki wojennej wiceadmirał Hellmuth Heye, który wcześniej żądał leku, mogącego zapewnić użytkownikom „nadludzką siłę” i „zwiększone poczucie własnej wartości”. Za jego zgodą pigułkę oznaczoną kodem D-IX przetestowano na załogach miniaturowych łodzi podwodnych, typu „Bóbr”, które admiralicja chciała wysyłać na praktycznie samobójcze misje u brytyjskiego wybrzeża. Wyniki uznano za obiecujące, gdyż preparat działał jak silny środek dopingujący o przedłużonym wpływie – zwiększał odporność na zimno, stres, wysiłek i ból. Miał jednak i swoje skutki uboczne.

„U wszystkich w przeciągu godziny od zażycia 1-2 tabletek, pojawiały się nieprzyjemne zaburzenia – donosiły tajne raporty. – (…) U tych, którzy byli przedtem rześcy i wypoczęci, podczas krótkotrwałej euforii drżały ręce, a ci już wcześniej zmęczeni uskarżali się na miękkie kolana i skurcze mięśni. W czasie pełnego działania D-IX dochodziło do stopniowego obezwładnienia centralnego systemu nerwowego, pożądana euforia natychmiast ustępowała, siła woli i intelekt zostawały przytępione, dochodziło do spadku poziomu energii, obniżenia zdolności krytycznego myślenia, nadmierne pocenie się poprzedzało uczucie kaca, silne zmęczenie i wyczerpanie” - podkreślano w raportach.

Dwie trzecie sterników miniaturowych U-Bootów „Biber” (Bóbr) nie przeżyło swoich karkołomnych akcji bojowych. Rzekomy cudowny środek, ze względu na silne działanie uboczne – utrudniające realizację misji, zamiast ją ułatwiać – okazał się tak naprawdę mało przydatny. Czy więc D-IX pomógł komandosom Skorzennego? Nie da się odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie zachowały się żadne raporty dotyczące tego tematu. Zapewne – biorąc pod uwagę to, co powiedziano wyżej – tyleż pomógł, co zaszkodził.

Szokujące jest to, że w III Rzeszy środki odurzające były czymś powszechnie stosowanym. Narkotykami wspomagano nie tylko żołnierzy, ale i wszystkich, którzy pracowali do późna: operatorów telefonicznych, pielęgniarki, lekarzy. Narkotyki miały zrobić z Niemców hitlerowskich nadludzi?

Ulubioną narkotyczną używką Trzeciej Rzeszy był Pervitin – metamfetamina. Po zażyciu tego narkotyku powstaje wrażenie przepełnienia energią, pobudzenia i silnego odczuwania wszystkich zmysłów. Wzrasta koncentracja i gotowość do podejmowania ryzyka. Wydaje się, że nie ma rzeczy niemożliwych do zrobienia. Proces myślowy wydaje się przyspieszony, zmniejsza się podatność na ból, ograniczone zostaje łaknienie i pragnienie, a także znacząco zmniejsza się potrzeba snu. Specyfik uznano za „pożywkę dla umysłu”. Łykali go wszyscy pracujący do późna. Operatorzy sieci telefonicznych i pielęgniarki, dziennikarze, aktorzy, strażacy i jeżdżący na długich trasach kierowcy ciężarówek. Całe Niemcy poruszały się szybciej i raźniej. Pervitin wychwalano pod niebiosa jako lekarstwo na wszystko. Firmy farmaceutyczne zajmujące się jego produkcją obiecywały Niemcom koniec zmęczenia, depresji i zmagań z bezsilnością.

Wódz III Rzeszy niemieckiej, Adolf Hitler, też sięgał po narkotyki?

Hitler oczekiwał recepty na każdą przypadłość i błyskawicznych efektów. Nazistowski przywódca nie mógł pozwolić sobie na chwilę słabości czy niedyspozycję - lekarstwa miały stawiać go nogi praktycznie od razu po zaaplikowaniu. Aby uzyskać tak spektakularne rezultaty, jego osobisty lekarz Theodor Morrell aplikował mu środki odurzające niemal każdego dnia. Z czasem zaczął sięgać po coraz to bardziej ekstremalne środki. Obok pigułek pojawiły się rozmaite smarowidła i zastrzyki, witaminowym miksom zaczęły towarzyszyć zwierzęce hormony i opiaty, a tabletki oraz ampułki zawierające amfetaminę i kokainę stały się elementem codziennej diety führera.

Gdy Hitler potrzebował silnych bodźców, na przykład przed demagogicznymi występami podawano mu dożylny doping ze strychniny i hormonów oraz metamfetaminy. Być może to właśnie mieszanki środków stymulujących stały za niespotykaną energią dyktatora, który długimi przemówieniami potrafił porywać miliony Niemców. Aplikowane substancje dodawały energii, pobudzały, zwiększały pewność siebie i opanowanie, wzmagały agresje i „nakręcały”. Hitler był hipochondrykiem. Na jego rzeczywiste a także urojone schorzenia Morell przepisywał mu przeróżne leki, w tym także preparat własnej produkcji Vitamultin – środek dopingujący sporządzony z Pervitinu i kofeiny. Duże ilości i mieszanki odurzających substancji powodowały bezsenność, na którą Morell ordynował Hitlerowi z kolei duże dawki środków uspokajających i nasennych, głównie barbituranów i bromu.

Już po wojnie wyszło na jaw, że przy leczeniu führera Morell wykorzystywał około siedemdziesięciu działających doraźnie substancji, powodujących natychmiastowe zniesienie dolegliwości. Ujawniona niedawno dokumentacja medyczna Adolfa Hitlera wyraźnie wskazuje na jego uzależnienie od kokainy. Wódz w ten właśnie sposób leczył swoje problemy z zatokami, bólami gardła i wzdęciami. Wyznawał swym lekarzom, że po zażyciu kokainy czuł się „lżejszy” i miał „jasność myślenia”, który to stan trwał 4 - 6 godzin.

Rewelacje na temat tego, że Hitler miał jakoby rządzić III Rzeszą na ciągłym haju, od lat powracają jak bumerang. Ten wątek na pewno będzie nadal budził kontrowersje, chociaż nie dotyczą one samego pytania, czy Hitler dostawał środki psychoaktywne, bo to jest raczej nie do podważenia. Spór dotyczy tego, na ile jego branie miało wpływ na politykę III Rzeszy.

Rozmawiał Tomasz Plaskota

Oceń treść:

Average: 8.7 (9 votes)

Komentarze

Reichsfuhrer (niezweryfikowany)

A to Pervitinu nie dostawało czasem tylko SS i to od '44 bo Wehrmacht nie wyraził zgody na te eksperymenty?

ghj (niezweryfikowany)

Autor wyolbrzymia rolę Pervitynu w sukcesach Niemców, które brały się głównie stąd , że mieli dużo dobrego uzbrojenia i wielka armię- Niemcy już od sześciu lat przed wybuchem wojny szykowali się do niej i przestawili gospodarkę na tory wojenne. Pervitin używali też alianci, znana jest dość zabawna historia załogi amerykańskiego bombowca, którego załoga zażyła nieco więcej tego narkotyku, podczas nalotu na Niemcy wylądowali na hitlerowskim lotnisku i wezwali Niemców by się poddali.

Zajawki z NeuroGroove
  • Kodeina
  • Uzależnienie

Wszystko zaczynało się jak u każdego.

Pierwszego razu z kodą (thiocodin) to nawet nie pamiętam, ale wiem że nie urzekła mnie swoim działaniem, wtedy wolałem DXM ale po jakiś 6 m-c znudził mi się i postanowiłem troszkę bardziej zabawić sie z kodeiną.

  • alfa-PVP
  • Pierwszy raz

Na nogach od 16h (w tym 8 h pracy fizycznej), lekko zmęczony, zirytowany (ceną i trudnością w zoorganizowaniu acodinu) Szybka kąpiel, kufel zimnego piwa i odpalony komputer, słuchawki na uszach i w ciemnościach przemierzam czeluści internetu. Kilka godziń wcześniej weszło 300mg kodeiny (ale tolerancja już taka, że prawie nie poczułem jej działania). Zajadając się jabłkiem, starą bankomatową kartą kruszę kryształ w drobny mak. Kto by pomyślał, że przede mną kilka godzin intensywnego twórczego myślenia i tworzenia.

 

Jest to mój pierwszy kontakt z tą substancją jak i pierwszy TRIP RAPORT jaki zamieszczam na portalu - proszę o wyrozumiałość i konstruktywną krytykę.

Lekko sceptycznie podszedłem do substancji. Mało rzeczy już mnie rusza i daje oczekiwany efekt. Stąd też posypałem 1 kreskę i oddałem się substancji całkowicie. Sniff wszedł gładko, nie było nieprzyjemnego spływu do gardła, nos nie piecze, nie ma skrzepów i krwawienia - stosunkowo łagodna substancja.

T + 15 (22 15) 100mg

  • Grzyby halucynogenne

Wszystko, co zostanie napisane poniżej to wytwory mojej, będącej "pod wpływem" wyobraźni. Proszę o wyrozumiałość :-)

Zjadłem 20 grzybków. Może dla Was to mało, ale to moje pierwsze doświadczenie z halucunogenami. Jest po prostu zajebiście (boże, jakie to piękne słowo - zawsze oddaje całą głębię sprawy ;-) Jak sobie pomyślę, co by się stało, gdybym zjadł więcej... ech...

  • Grzyby halucynogenne
  • Retrospekcja

Świeżo po przeprowadzce na drugi koniec kraju. W trakcie nieco trudnej aklimatyzacji do nowego miejsca, w obcym mieście, z dala od praktycznie wszystkich bliskich mi osób. Po trzech tygodniach nieskutecznych prób zapoznania się z ludźmi z nowych studiów, nareszcie koleżanka z roku zorganizowała dużą domówkę, w trakcie której miał miejsce cały trip. To, że znalazłem się na imprezie będąc na grzybowej fazie, było spontaniczne i niezaplanowane. Tego samego dnia z Bieszczad wracał kumpel - D, z którym wcześniej miałem okazję jeść grzyby. Chcąc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu (spotkać się z D a jednocześnie nie ominąć imprezy) zgarnąłem go na domówkę do niejakiej M. Z D był również jego kolega, którego znałem z widzenia - W. Pod wpływem namowy D, zjedliśmy grzyby, które w założeniu miały nas puścić zanim pójdziemy do M. Stało się jednak inaczej.

Wprowadzenie: Niniejszy raport jest retrospekcją sięgającą ok. 3 lat wstecz. Po złotym okresie z psychodelikami trwającym dobrze ponad pół roku, podczas którego zaliczałem praktycznie same bardzo udane i zapadające w pamięć tripy, przyszedł czas na serię nieco gorszych podróży. TR opisuje pierwszy z serii już-nie-złotych psychodelicznych wypraw. Żadna z nich nie skończyła się bad tripem. Nie wspominam ich jako złych. Zwyczajnie nie były one najlepsze (w nie-eufemistycznym znaczeniu tego słowa).