No i wpadłam. Dobrze, że używam Mac OS X (pochodnej Unix), a nie Windows (pochodnej DOS), bo wpadli by także inni, niekoniecznie winni. Kto kiedykolwiek ze mną korespondował, sprzedawał mi narkotyki (jest parę takich osób), jest moją kochanicą lub kochanką, lub jest po prostu ciekawy świata, niech czyta dalej. Cierpliwości, wszystko wyjaśnię. Szczególnie polecam osobom, które mnie nie lubią i chcą się mnie pozbyć z hyperreala. Warto. W poniedziałek pobierano mi krew jak zwykle (co dwa tygodnie badają mi poziom psychotropów w surowicy krwi by sprawdzić czy regularnie biorę leki na moją chorą głowę). I tu coś, czego nie przewidziałam -- zbadano także moją krew na obecność narkotyków zwanych popularnie używkami. Rodzinka poprosiła po tym jak zauważyli, że jednego dnia byłam niezwykle ożywiona (cztery opakowania Tussipect), a następnego senna (zjazd po nieprzespanej nocy). Test na marihuaninę i opiaty wypadł negatywnie, oczywiście. Niestety, efedryna, którą brałam w postaci Napoju Czarownic w poprzedni piątek dała fałszywy wynik pozytywny na metaamfetaminę. Czytaj dalej. Wczoraj ojciec dał mi 40 PLN i powiedział bym sobie poszła do kina, bo tak dobrze się ostatnio sprawuję. Ponieważ generalnie ufam ludziom bezgranicznie (poza chwilami, gdy mam napady paranoicznej schizofremii...), wsadziłam pieniądze do kieszeni czarnej, gotyckiej, satynowej bluzki opinającej ciasno moje kształtne piersi i wyszłam z domu z zamiarem obejrzenia filmu "Antychryst" Larsa Von Triera. Nie było mnie w domu przez ponad cztery godziny. Czytaj dalej. Wróciłam i od razu coś mnie tknęło. Sprawdziłam, czy kruczo czarne włosy łonowe umieszczone w strategicznych miejscach są na miejscu. Były czymś poruszone i niespokojne. To jeszcze nic, do tego już mnie życie przyzwyczaiło -- czasami ojciec przeszukiwał mi pokój, gdy mnie nie było, ale coś mnie tknęło (włączyła się moja swojska paranoja) i siadłam za komputerkiem. Uruchomiłam terminal i uruchomina w specyficzny sposób sesja zmodyfikowanego shella przywitała mnie wiadomością, że prawdopodobnie (prawdopodobieństwo większe niż 86% (gdyby taka była frekwencja w wyborach do PE!)) ktoś OBCY jej używał. Mam taki programik, który sama napisałam, który na podstawie mapy mikrosekundowych opóźnień pomiędzy naciśnięciem klawiszy na klawiaturze QWERTY identyfikuje, kto klepie w klawiaturę (no nie, taki dobry to on nie jest, ten programik -- potrafi tylko sprawdzić HIPOTEZĘ STATYSTYCZNĄ, czy to ja czy NIE JA -- działa podobnie do filtrów antyspamowych, tylko inaczej :-P). Inny programik (też mojego autorstwa) zaczyna wtedy logowanie klawiatury, otwartych plików i programów (ma listę normalnie uruchamianych aplikacji), części transmisji sieciowych (filtry) i robi zrzuty aktywnego okienka (nie całego ekranu!) co sekundę. Mam też zainstalowanego keyloggera sciągniętego ze znanej strony chakierskiej, na wabia. Czytaj dalej! Pierwsze co zrobiłam, to wyciągnęłam wtyczkę Ethernet z gniazdka. Dlaczego? Zgadnijcie. Hakerzy wiedzą. Czytaj dalej. Obcy operator (nazwijmy go Malinowski), najpierw sprawdził co jest uruchomione i jakich plików używa. Zamontował obcy system plików z dongla USB (podać firmę? :-P) i uruchomił program o nazwie "Szperacz" (w tej Policji nie mają wyobraźni, mój program nazywa się Anubis, jak ten bóg o którym można poczytać w Wikipedii). Program ten znalazł wystawionego na wabia popularnego keyloggera i spytał się go czy go "bezpiecznie" zamknąć. Wyświetlił logi keyloggera po jego zamknięciu i dał możliwość edycji przy pomocy emacs (dobry gust, vi jest be!). Malinowski usunął swoje działania z logu i sfałszował jego datę ostatniej modyfikacji (pozycją w menu!). Numeru Inode nie mógł sfałszować, ale chyba jego Szperacz w ogóle niewiele wiedział o Mac OS X i jego systemie plików HFS+. Mniejsza z tym. Malinowski następnie (kolejną pozycją z menu!) zainstalował POLICYJNEGO keyloggera, który regularnie wysyłałby logi klawiszy do serwera, który dla ochrony niewinnych nazwę "Mars" na serwerach Komendy Głównej Policji. Mój szpieg skrzętnie zanotował, gdzie toto przechowuje logi i nadał logowanemu operatorowi kryptonim "Malinowski". To przypomina walkę wywiadu i kontrwywiadu :-). Mój szpieg nie przechowuje w ogóle żadnych logów (wszystkie operacje wykonuje w pamięci, a jest tak mały, że nieczęsto jest swapowany przez system, co utrudnia jego wykrycie przez analizę heurystyczną), co mnej więcej 30 minut łączy się z pewnym supertajnym i mrrrocznym jak sam nasz Pan Szatan serwerem w Internet i robi DEADDROP (kto nie wie co to deaddrop, niech poczyta na Wikipedii). Teraz zamordowałam obcego keyloggera (który próbował wysłać wiadomośc o tym, że ktoś go zamyka - ale ponieważ wyciągnęłam wcześniej wtyczkę do Ethernetu, nic mu z tego nie przyszło). System nie był restartowany (Mac przechowuje informację o tym w hardware, nie software), więc podłączyłam komputer ponownie do Sieci i sciągnęłam logi do przetworzenia. Stąd wiem o obcym operatorze. Czytaj dalej! Malinowski (detektyw Malinowski!) po zaistalowaniu keyloggera (wysyłał też jego własne wpisy, pewnie dlatego, że przepisy wymagają pełnej dokumentacji, a przepisy to dla policjanta świętość) zaczął sobie śmielej poczynać z moją Mac. Otworzył (z tego dongla USB) jakąś mutację Firefox (zmodyfikowaną na potrzeby KGP) i otworzył formularz WWW do złożenia raportu śledczego (napisane było "raport śledczy") oraz swój prywany blog na serwerze pocztowym obsługujacym KGP. Nie zamieszczę tutaj wpisu na jego blogu (polecam mu zmianę hasła na dłuższe niż sześć liter i nie używanie tylu słów popularnie uważanych za obraźliwe, gdy opisuje kobiety), bo to by było skurwysyństwo, a ja jestem uprzejma i tego samego oczekuję od pracowników Policji (którzy czytają niewątpliwie ten artykuł...), gdy mnie będą przesłuchiwać metoda dobry glina i zły glina. Albo torturować... Po co mają zwolnić z pracy detektywa Malinowskiego za uruchomienie serwera WWW na służbowym serwerze do poczty, na którym nie powinno takowego być. W formularzu do złożenia raportu, który zawierał takie rubryczki jak "płeć inwigilowanego" (zaznaczył "mężczyzna", zupełnie nie wiem czemu) czy "przynależność do organizacji terrorystycznych lub oazowych" (wpisał "prawdopodobnie tak"). Ezoterroryzm to nie to samo co terroryzm, panie Malinowski, a ja jestem kobietą. I nie jestem religijna. Ruch oazowy, też mi coś, może jeszcze SEKTA? Wypełnił cały śliczny formularzyk (zalecił elektroniczną obserwację przez trzy miesiące i dopiero potem konfiskatę sprzętu w celu wykonania kopii wszystkich danych), wysłał go do KGP, sprawdził terminalem (znalazł go po 34 sekundach szukania, ciekawe ile czasu zajęło by mu to na Windows) czy jego keylogger działa i czy nie zostawił jakichś śladów i poszedł won z mojego mieszkania, bo więcej naciśnięć klawiszy nie było aż do mojego naciśnięcia Esc by obudzić komputer. Ale czytaj dalej! Dzisiaj dostałam ultimatum od rodziny - albo idę się leczyć do zamkniętego ośrodka dla nimfomańskich schizofremiczek narkomanek (jest taki pod Warszawą, nie podam nazwy ani adresu, bo fani zalali by mnie listami i paczkami ;-), nie życzę sobie także odwiedzin...), albo idę w kajdany po ubezwłasnowolnieniu (do szpitala psychiatrycznego, na nieokreślony czas - mam tak zwane żółte papiery i nie mogą po prostu wsadzić mnie do więzienia). Nie chcę wracać do szpitala psychiatrycznego, to okropne miejsce! Zgodziłam się i podpisałam więc papiery, w trzech miejscach, czytelnie (imię i nazwisko). Tak właśnie wygląda w większości wypadków "dobrowolna" zgoda na leczenie psychiatryczne, to tak na marginesie. Dobrowolna, dobre sobie. Jak Cię potrzymają w kaftanie przez cztery dni to nie takie rzeczy podpiszesz. Czytaj dalej! Tak więc muszę się z Wami pożegnać na okres pół roku do dwóch lat (zależy to od mojego sprawowania...zamierzam być grzeczna...w miarę). Ośrodek jest na szczęście koedukacyjny, więc może (oby!) uda mi się (uda...hle hle) uzyskać jakieś dragi za drobne usługi seksualne. Wizytę w ośrodku zaczynam pierwszego lipca. Kto chce się ze mną skontaktować, niech to lepiej zrobi przedtem, bo co prawda w ośrodku jest jeden komputer (i to pewnie z Windows) z dostępem do Internet (dialup...), ale można go używać tylko dziesięć minut dziennie, a ja mam na nieszczęście w papierach wpisane "uzależnienie od Internetu", więc może mi w ogóle nie pozwolą skorzystać, kto to wie. Na szczęście ośrodek nie ma nic wspólnego z Monarem, bo bym się pochlastała. Wpłacających na konto chroni tajemnica bankowa (na szczęście nie mogą uzyskać sądownej zgody na przejrzenie historii mojego konta, bo nic nie znaleźli konkretnego - dragi przechowuję w przemyślnej skrytce na osiedlu i zresztą i tak nic w niej aktualnie nie ma, bo nie mam na dragi pieniędzy). End of transmission. Pozdrowienia dla Malinowskiego i jego seksownej dziewczyny. Takie rzeczy robicie w łóżku, że aż mi się ciepło zrobiło pod sercem. Zauważ jednak, drogi Detektywie, że nie opublikowałam nawet Twojego prawdziwego nazwiska, a było widoczne w formularzu po tym jak się zalogowałeś, oczekuję podobnie delikatnego potraktowania od Ciebie i Twoich kolegów z CBŚ. Imiona i inne dane umożliwiające identyfikację opisywanych osób zostały zmienione dla ich i mojego i Waszego dobra, kochani Czytelnicy i Czytelniczki. P.S. Polecam film Antychryst - porno dla psycholi. Takich jak my, użytkownicy substancji psychoaktywnych.
Komentarze