Luźne dyskusje na tematy związane z substancjami psychoaktywnymi.
ODPOWIEDZ
Posty: 2069 • Strona 187 z 207
  • 52 / 4 / 0
kokaina jest już passé. W najmodniejszych klubach wciągają dziś... kakao!
Jakub Noch

kokaina, amfetamina, czy inne tego typu narkotyki wychodzą z mody. Przynajmniej wśród podążających za najnowszymi trendami klubowej mody imprezowiczów z Zachodu. Oni w celu osiągnięcia większego luzu nie wciągają już w nozdrza twardych narkotyków, a... kakao.

W "narkotycznej" konsumpcji kakao przodują organizatorzy i uczestnicy berlińskich imprez "Lucid". Na nich brązowy proszek przyjmowany jest identycznie, jak prawdziwe narkotyki. Jedni imprezowicze wciągają kakao nosem, drudzy wolą nacierać nim sobie dziąsła. Wszystkich łączy przekonanie, że dzięki zastąpieniu chemicznych używek naturalną substancją osiągną "high na trzeźwo" i będą czerpać lepsze doznania z tańca i słuchania muzyki.

Tej teorii nie zaprzeczają też lekarze. – To raczej efekt przyjemności z tego, że pomagamy swojemu organizmowi, zamiast go niszczyć. Nie ma jednak mowy o uzależnieniu się – stwierdziła Catherine Kwik-Uribe, która bada wpływ "narkotyzowania się" kakao na zdrowie. Zdaniem naukowców, rozluźnienie osiągane w ten sposób bierze się co najwyżej ze sporej dawki magnezu, który zawiera kakao.

Zapotrzebowanie na nowe formy konsumpcji kakao zauważyli jednak nie tylko lekarze, ale i renomowani belgijscy cukiernicy. To oni przyjmują rolę "dealerów" i przygotowują kakao w takiej formie, by było na klubowych imprezach jak najbardziej atrakcyjną używką.

źródło: http://www.electronicbeats.net/the-feed ... club-drug/


Afryka walczy z białą śmiercią

Ludwik Kern

AKRA– Najnowsze szacunki brytyjskiego Narodowego Urzędu Statystycznego, z których wynika, że rynek nielegalnych narkotyków przynosi krajowej gospodarce 4,4 mld funtów (7,6 mld euro) rocznie, pokazują zdumiewającą skalę nielegalnego handlu w tej branży. W przypadku regionów takich jak Afryka Zachodnia, o gospodarce mniejszej i słabiej rozwiniętej niż w Wielkiej Brytanii, skutki tego zjawiska mogą być bardziej destrukcyjne.

Zachodnia Afryka jest coraz silniej wplątywana w światowy handel narkotykami. Z racji położenia wykorzystuje się ją jako punkt tranzytowy między ośrodkami produkcji w Azji i Ameryce Łacińskiej oraz rynkami zbytu w Europie i Stanach Zjednoczonych.

Jednak, jak widać na przykładzie Ameryki Środkowej, kraje tranzytowe nie są wyłącznie kanałem przerzutu towaru. Nielegalne narkotyki i pieniądze z nimi związane opanowują i destabilizują ich społeczeństwa. Ten niepokojący rozwój wypadków – produkt uboczny źle prowadzonej „globalnej wojny z narkotykami” – grozi zaprzepaszczeniem niedawnych gospodarczych i społecznych zdobyczy naszego regionu.

Do tej pory Afryka Zachodnia uniknęła najgorszej powszechnej przemocy, jaka towarzyszy szlakom narkotyków w Ameryce Środkowej. Jednak stawka jest bardzo wysoka, dlatego nie ma miejsca na zadowolenie z siebie. Rozmiary samego tylko handlu kokainą w Afryce Zachodniej przewyższają łączny budżet kilku państw tego regionu.

Handel narkotykami odegrał jak wiadomo bezpośrednią lub pośrednią rolę w politycznych przewrotach w krajach takich jak Gwinea Bissau czy Mali. Zamiast więc wydawać szczupłe środki na łapanie płotek, trzeba zintensyfikować państwowe i międzynarodowe działania przeciw handlarzom, i to tym stojącym na czele gangów. Musimy ścigać tych, którzy zyskują najwięcej, niezależnie od tego, kim są i jaką pozycję zajmują.

Kraje naszego regionu destabilizuje nie tylko nielegalny handel narkotykami; ogromnym problemem staje się też ich zażywanie. Zachodnioafrykańska komisja do spraw narkotyków, powołana przeze mnie, a kierowana teraz przez byłego prezydenta Nigerii Olusegun Obasanjo, podkreśla w nowym raporcie, że kokaina, heroina i produkowana na miejscu metamfetamina stają się coraz łatwiej dostępne w całym regionie. Prowadzi to do wzrostu spożycia i do uzależnień, zwłaszcza wśród młodzieży.

Nasz region nie jest jednak przygotowany ani dostatecznie wyposażony, by poradzić sobie z zalewem narkotyków i coraz liczniejszymi przypadkami uzależnienia. Zbyt często reakcją jest stygmatyzacja i wymierzanie kar osobom używającym narkotyków. Tyle że wypychanie ich na margines społeczeństwa albo masowe zamykanie nie rozwiążą problemu. Przeciwnie, pogorszą sytuację zdrowotną i dodadzą obowiązków wymiarowi sprawiedliwości, i tak już mocno przeciążonemu sprawami karnymi.

Autorzy raportu Komisji apelują więc, by narkomanię traktować nie jako sprawę z zakresu prawa karnego, ale raczej problem z dziedziny ochrony zdrowia publicznego. To oznacza, że trzeba rozwiązać kwestię niemal całkowitego braku programów i placówek leczniczych, a także wykwalifikowanego personelu, który by tymi działaniami kierował i monitorował sytuację.

Komisja przyznaje, że w dziedzinie ochrony zdrowia istnieją liczne pilne potrzeby, a budżety są napięte. Waga tego problemu jest jednak tak duża, a konsekwencje w przypadku zaniechania działań tak tragiczne, że Komisja zdecydowanie zaleca wdrożenie w całym regionie polityki leczniczej wyznaczającej przynajmniej minimalne standardy. Obejmuje to utworzenie specjalistycznych placówek i usług medycznych oraz wprowadzenie działań mających na celu minimalizację szkód, takich jak programy wymiany igieł – podobne akcje już ograniczyły rozprzestrzenianie się wirusa HIV oraz liczbę zgonów związanych z zażywaniem narkotyków. Jedynym do tej pory państwem Afryki Zachodniej wprowadzającym pewną formę rządowych działań na rzecz redukcji szkód jest Senegal.

Kompetentna, humanitarna i skoordynowana polityka walki z negatywnymi skutkami zażywania narkotyków będzie wymagała kierownictwa i wysiłków wszystkich krajów regionu. Komisja apeluje o wspólne zaangażowanie rządów, organizacji społeczeństwa obywatelskiego i instytucji regionalnych. Nie możemy dłużej zamiatać tej sprawy pod dywan albo udawać, że nie jest to nasz problem.

Raport wzywa też społeczność międzynarodową do zwiększenia poparcia dla podejmowanych starań. Rządy tych państw Afryki Zachodniej, które są głównymi producentami i odbiorcami nielegalnych narkotyków, powinny nie tyle inwestować w zakazy i egzekwowanie prawa, ile finansować działania profilaktyczne, lecznicze oraz ograniczające szkody.

Bez tego rodzaju zmiany nastawienia produkcja, nielegalny handel i zażywanie narkotyków w Afryce Zachodniej wciąż będą zagrażać instytucjom i zdrowiu publicznemu, a także szkodzić sprawie rozwoju. Natomiast reforma prawa, zaoferowanie nałogowym narkomanom właściwego leczenia i energiczne ściganie szefów narkotykowych gangów zmniejszą niszczące skutki nielegalnych narkotyków dla wspólnot, rodzin i jednostek. Jeśli odważnie przeorientujemy krajowe i międzynarodowe wysiłki, możemy zapewnić naszej młodzieży zdrowy i bezpieczny rozwój.



Nie ma kar za posiadanie narkotyków, czyli jak Portugalia rozwiązała problem i odniosła sukces

Katarzyna Zuchowicz

amfetamina? marihuana? kokaina? Jeśli masz przy sobie niewielkie ilości tych narkotyków, nie pójdziesz do więzienia. Eksperyment, który został zapoczątkowany dokładnie 14 lat temu, nadal działa, a świat przeciera oczy ze zdumienia. Bo nagle okazuje się, że narkomanów jest mniej. I śmiertelnych przypadków z przedawkowania również. Zarażonych wirusem HIV także jak na lekarstwo. Tak mówią statystyki.

Liberalne prawo było wprowadzane stopniowo od lipca 2001 roku. I niby nie jest niczym niezwykłym, bo mniej lub bardziej liberalne przepisy obowiązują w większości państw UE i mało kogo one już dziwią. Na przykład w odniesieniu do Hiszpanii, Wielkiej Brytanii czy Czech. Ale w przypadku Portugalii jest inaczej. Tu bez przerwy mówi się o eksperymencie, który przekształcił się w sukces.

O tym, że na taki krok nie odważyło się żadne inne państwo na świecie. Za posiadanie narkotyków, owszem, można być zatrzymanym, ale człowiek nie trafia do więzienia. Co najwyżej na komisję, która odeśle go na leczenie.

Konserwatywna jak Polska


– Oni w bardzo krótkim czasie zmienili swoje podejście do narkotyków o 180 stopni. Podobnie jak Szwajcaria. W innych krajach te zmiany ewoluowały. Na przykład w Holandii już od lat 60. W Berlinie od 1989 roku. A Portugalczycy byli bardzo konserwatywnym krajem. Nic nie chcieli zmieniać. Obowiązywały bardzo surowe sankcje. I nagle zrobili ciach! Po czym nastąpił odwrót w drugą stronę – mówi Andrzej Dolecki z organizacji Wolne Konopie, która walczy o legalizację marihuany.

Casus ciekawy, jeśli porówna się go choćby do Polski, co Wolne Konopie bardzo podkreślają. – Jesteśmy krajem katolickim i konserwatywnym, z przewagą ludności wiejskiej. Dokładnie takim samym krajem jest Portugalia. I tam dało się zliberalizować prawo, zresztą przy udziale tamtejszego Episkopatu. Kler mocno był zaangażowany – przekonuje Andrzej Dolecki.
Portugalska polityka narkotykowa i towarzyszące jej zmiany w prawie to punkty zwrotne nie tylko w historii tego kraju, ale również przełom na skalę światową. Nie bez znaczenia jest fakt, że zmiany te dokonały się w Portugalii, konserwatywnym kraju naznaczonym historią kilku dekad faszyzujących rządów, i w którym Kościół katolicki ma silny wpływ na politykę i życie społeczne. Czytaj więcej
Dlaczego tak mało umiera

Efekt jest taki, że zachodnie media nieustannie wałkują ten temat. Piszą, że Porugalia zrobiła milowy krok od traktowania narkomanów jako przestępców do traktowania ich jako osoby chore. Niedawno pochylił się nad nim ”Washington Post”. Na poparcie portugalskiego sukcesu przytoczył dane, z których wynika, że bardzo niewiele jest w Portugalii śmiertelnych ofiar narkotyków W porównaniu ze średnią europejską, która wynosi 17 przypadków na milion, portugalskie 3 rzeczywiście robi wrażenie. Spójrzmy na inne kraje. W Holandii liczba ta wynosi 10, w Wielkiej Brytanii 44, a w małej Estonii aż 126. Artykuł w ”Washington Post” nosi tytuł ”Dlaczego w Portugalii mało kto umiera od przedawkowania narkotyków”? I sugeruje, że w USA taka polityka by się nie udała. Zresztą podobnie w Polsce.

– Jeśli zgadzasz się, by coś atrakcyjnego było dostępne niższym kosztem, będzie więcej chętnych, by z tego skorzystać – zauważył Thomas McLellan, były szef Office od National Drug Control Policy. Inny z cytowanych ekspertów też ostrzega, że dekryminalizacja narkotyków oznaczałaby wzrost liczby nielegalnych narkotyków, a co za tym idzie, korzystałoby z nich więcej dzieci.

Mruczą: "weed, koka, hasz

W Portugalii narkotyki, owszem, widać. Nawet dla turystów, którzy pierwszy raz zawitają do Lizbony. – Jadąc do Portugalii nie miałem większej wiedzy o ich polityce narkotykowej. Dopiero w momencie, gdy pierwszego wieczoru na ulicy kilkunastu gości chciało wcisnąć mi narkotyki, zaczęło mi świtać, że faktycznie tam przecież jest liberalniej niż u nas – mówi Michał, który niedawno wrócił z Portugalii.

Opowiada, że handlarze wypatrują turystów i podchodzą mrucząc pod nosem "weed, koka, hasz". – Niemal za każdym razem dyskretnie pokazując sprzedawany towar na dłoni. To prawdziwa plaga. Nie było wieczoru, żeby nie być zaczepionym – mówi.

Doszło do tego, że po jakimś czasie bawiliśmy się tym, zgadując, który ze stojących przed nami mężczyzn zaraz złoży nam ofertę. Bardzo szybko można ich rozpoznać, stoją w grupkach, rozglądają się czujnie za klientami i policjantami. Najbardziej absurdalną sytuacją było jednak to, gdy jeden z nich oferował cały zestaw, do wyboru, do koloru okulary "rajban", parasolkę, narkotyki.
Ale nie jest tak, jak obawiali się przeciwnicy dekryminalizacji, że Lizbona stanie się rajem dla narkomanów, a młodzież popadnie w nałóg. Dekryminalizacja nie oznacza legalizacji. Sprzedaż nie jest legalna. ”Jedenaście lat później okazuje się, że wszyscy się mylili” – pisał w 2012 roku BusinessInsider.

"Portugalia to jedyny kraj UE, który tak wyraźnie dekryminalizuje narkotyki. Obawy przed narkoturystyką okazały się kompletnie bezpodstawne" - ocenił z kolei amerykański Instytut Cato w specjalnym raporcie poświęconym Portugalii.

Mniej uzależnionych, większy szacunek dla policji


Co można w Portugalii przy sobie posiadać? 25 g marihuany, 10 g opium, 5 g haszyszu, 2 g kokainy, 1 g amfetaminy. Oczywiście na własny użytek, nie na sprzedaż.

Eksperci wymieniają plusy powielane potem przez media.


– Dzięki temu zmniejszyła się przestępczość narkotykowa i przestępczość w ogóle. Jest mniej napadów, kradzieży. Zmniejszyła się liczba uzależnionych, czyli jest zupełnie odwrotnie, niż to czym się straszy – że liberalizacja przepisów powoduje zwiększenie liczby użytkowników - wymienia Andrzej Dolecki. Podkreśla, że nastąpił również wzrost wpływów do budżetu, gdyż przestano wydawać pieniądze na ściganie ludzi, a środki przełożono na profilaktykę uzależnień. – Jeden terapeuta kosztuje w końcu mniej niż trzech policjantów, prokuratorzy, sędziowie itd. Dzięki temu zwiększyło się też zaufanie obywateli do policji, bo wszyscy widzą teraz, że policjanci chronią przed realnym niebezpieczeństwem, a nie wyimaginowanym – dodaje.

Można się zastanawiać i szukać przyczyn, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Na pewno ogromny wpływ mają uwarunkowania historyczne. Fakt, że przez 50 lat Portugalia była dyktaturą, a kiedy padła w 1974 roku, do kraju zaczęło wracać wielu emigrantów. – Nagle okazało się, że wszędzie są narkotyki – opowiadał niemieckiemu ”Der Spiegel” lekarz João Goulão, jeden z autorów liberalizacji z 2001 roku.

Gdy otworzył swoją praktykę lekarską, zauważył, że przychodzą do niego rodzice szukając pomocy dla swoich dzieci, które kiedyś paliły jointy, a dziś biorą heroinę. W latach 90. było już strasznie. Liczba uzależnionych była jedną z najwyższych w Europie. Dekryminalizacja miała ją zmniejszyć. Dziś w samej Portugalii słychać głosy, że idealnie wciąż nie jest, ale postęp widać. W końcu z jakiegoś powodu wszystkie media na Zachodzie piszą o sukcesie...
Uwaga! Użytkownik AlfonsVanWorden jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 52 / 4 / 0
T2: Trainspotting". Czwarta gwiazdka z sentymentu [RECENZJA]
Piotr Guszkowski
https://www.youtube.com/watch?v=SVMG1-uOMOg

[ external image ]

Kontynuacja kultowego "Trainspotting". Napędzana już nie młodzieńczym buntem jak wtedy, tylko sentymentami. Można się zastanawiać, czy potrzebna - ale swój urok ma.
[ external image ]
Reżyser Danny Boyle wraca do edynburskich wyrzutków przeżywających przed dwudziestu laty narkotykowe wzloty i upadki. Robi to w mniejszym lub większym stopniu z tego samego powodu, dla którego bohater Ewana McGregora wraca na stare śmieci. Czyli z nostalgii. Po przylocie z Amsterdamu, gdzie podobno poukładał sobie życie, Renton staje się „turystą we własnej młodości”. Na każdym rogu czają się wspomnienia związane z kumplami, których kiedyś wykiwał. Niewiele się u nich zmieniło.

Mają za złe Rentonowi, że spieprzył im życie. Konfrontacja bohaterów zyskuje dodatkowy wymiar: w końcu żadnemu z kolegów z obsady nie powiodło się tak jak McGregorowi. Choć i on się przecież zestarzał. Nie ma już zuchwałości ani werwy tamtego heroinisty w rurkach, który uciekał przed ochroniarzami.

Renton już nie bierze, ale i bez „hery” w filmie rządzi chaos. Jak w kalejdoskopie Boyle mnoży odwołania i przebitki z oryginału w rytmie niezapomnianego soundtracku, pojawiają się bliźniacze ujęcia, te same sceny, miejsca. Operator wyprawia cuda, montaż jest dynamiczny, tempo przyzwoite. Jednak gorzka opowieść o tym, co stało się z pokoleniem buntu lat 90., wypada niezbyt oryginalnie. „T2: Trainspotting” to portret facetów, którzy właściwie nigdy nie dorośli. Są rozczarowani, stracili nadzieję, że coś się w ich życiu jeszcze zmieni.

[ external image ]

Smutny widok. Pamiętny monolog Rentona zastępuje tyrada o konsumpcjonizmie, powierzchowności naszych czasów itd. Film powstał według powieści Irvine’a Welsha (Spud odkrywający terapeutyczną moc opowiadania to swoisty hołd dla tego autora) ukazującej bohaterów po dekadzie. Minęły dwie, więc scenarzysta John Hodge spróbował nieco uaktualnić materiał.

„T2: Trainspotting” broni się wciąż ujmującymi bohaterami i humorem. Ma ten awanturniczy klimat. Na przykład wtedy, gdy Renton z Simonem (Jonny Lee Miller) wpadają do pubu rozśpiewanych rojalistów.

Starzy kumple przypominają dinozaury punk rocka na pierwszej trasie po dłuższej przerwie albo uczestników zjazdu absolwentów, którzy wspominają szczeniackie ekscesy i mają rachunki do wyrównania. Lepiej ich nie lekceważyć, bo potrafią jeszcze coś z siebie wykrzesać. Z perspektywy czasu zaczynają rozumieć błędy młodości. Tyle że niewiele się nauczyli. Czwarta gwiazdka pewnie też trochę z sentymentu.

Wielka Brytania, 2017 (T2: Trainspotting). Reż. Danny Boyle. Aktorzy: Ewan McGregor, Ewen Bremner, Jonny Lee Miller


Kogo usłyszymy na ścieżce dźwiękowej?

[ external image ]

W piątek do kin wchodzi "T2 Trainspotting" z Ewanem McGregorem w roli głównej. Na ścieżce dźwiękowej pojawi się między innymi słynny utwór "Lust For Life" Iggy'ego Popa.

Ścieżka dźwiękowa pierwszej części była niemal tak popularna, jak sam film. Czy muzyka z sequela będzie równie zachwycająca?

Trainspotting po 20 latach

Na ścieżce dźwiękowej "T2 Trainspotting" znajduje się kultowy utwór "Lust For Life" Iggy'ego Popa, który pojawił się już w pierwszej części filmu. Jest to jednak zupełnie inna wersja, zremiksowana przez The Prodigy. W filmie pojawiają się również utwory muzyków z młodszego pokolenia - zespołów, które są dopiero na początku kariery muzycznej . Są to m.in. Young Fathers, znani ze współpracy z Massive Attack oraz zespół Wolf Alice, dowodzony przez charyzmatyczną Ellie Rowsell.

Na ścieżce pojawią się też takie klasyki jak utwory zespołów Blondie, Queen czy The Clash. Zamyka ją "Slow Slippy" - nowa wersja innego ważnego dla obrazu utworu "Born Slippy" autorstwa Underworld.

Tracklista:

1. Iggy Pop - Lust For Life (The Prodigy Remix)
2. Iggy Pop - Lust For Life (The Prodigy Remix) High Contrast - Shotgun Mouthwash
3. Wolf Alice - Silk
4.. Young Fathers - Get Up
5. Frankie Goes To Hollywood - Relax
6. Underworld, Ewen Bremner - Eventually But (Spud's letter to Gail)
7. Fathers - Only God Knows
8. The Rubberbandits - Dad's Best Friend
9. Blondie - Dreaming
10. Queen - Radio Ga Ga
11. RUN-DMC, Jason Nevins - It's Like That
12. The Clash - (White Man) In Hammersmith Palais
13. Young Fathers - Rain Or Shine
14. Fat White Family - Whitest Boy On The Beach
15. Underworld - Slow Slippy

Trainspotting sentymentalnie

W drugiej części kultowego filmu lat 90. poznajemy dalsze losy Marka Rentona (w tej roli Ewan McGregor). Czy udało mu się na dobre wyrwać z brudnego, podziemnego życia Edynburga i heroinowego nałogu?

Scenariusz został napisany przez Johna Hodge'a, odpowiedzialnego także za pierwszą część. Na ekranie oprócz Ewana McGregora, pojawią się Robert Carlyle, Jonny Lee Miller oraz Ewen Bremner.

Iggy Pop - Lust For Life (The Prodigy Remix)

https://www.youtube.com/watch?v=CWWd-4pi3zQ
Uwaga! Użytkownik AlfonsVanWorden jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 52 / 4 / 0
Wykryj narkotyki u swojego dziecka za pomocą smartfona
Giuseppe Bognanni

Problemy w szkole, ataki agresji lub apatia, zmiany w wyglądzie i zachowaniu nastolatka nie muszą świadczyć o eksperymentach z substancjami psychoaktywnymi. Jeśli jednak rodzice znajdują w plecaku lub pokoju swojego dziecka tabletki z obrazkami, bibułki lub fifki, podejrzenia o zażywanie narkotyków są uzasadnione. Wątpliwości mogą rozwiać domowe testy na obecność nielegalnych substancji, ale ich wynik może być nieprawidłowy. Alternatywą dla testów domowych może okazać się wynalazek studentów z Politechniki Gdańskiej ‒ Modern Drug Test, czyli aplikacja na smartfona, która analizuje wygląd oczu i na jego podstawie określa, czy dana osoba przyjmowała narkotyki.

Polska młodzież i narkotyki


Jak podaje Centrum Informacji o Narkotykach i Narkomanii, w latach 2003-2007 liczba nastolatków zażywających przetwory konopi (marihuana, haszysz) utrzymywała się na stałym poziomie lub miała tendencję spadkową. Niestety, w 2011 roku wskaźniki używania narkotyków znacząco wzrosły. Badania prowadzone w ramach Europejskiego Programu Badań Ankietowych w Szkołach ESPAD wykazały, że aż 24,3% uczniów trzecich klas gimnazjum i 37,3% uczniów szkół średnich co najmniej raz w życiu eksperymentowało z haszyszem lub marihuaną.

Polska młodzież sięga również po inne substancje psychoaktywne – druga pod względem popularności jest amfetamina, którą przynajmniej raz zażyło 4,6% gimnazjalistów i 8,3% starszych uczniów. Najbardziej rozpowszechnione są jednak przetwory konopi – są one używane okazjonalnie przez 10,1% uczniów trzecich klas gimnazjum i 28,5% uczniów drugich klas szkół średnich.

Jak poznać, że dziecko zażyło nielegalne substancje?

Substancje psychoaktywne wpływają zarówno na zachowanie, jak i wygląd człowieka. Po zażyciu przetworów konopi pojawia się gadatliwość, trudna do opanowania wesołość, duży apetyt, problemy z koncentracją, spowolnienie mowy i ruchów, zaczerwienienie oczu, rozszerzenie źrenic i brak ich reakcji na światło oraz słodki oddech. Także po użyciu amfetaminy źrenice są rozszerzone i nie reagują na bodźce świetlne, ale pojawiają się inne objawy: płaczliwość, bezsenność, wytrzeszczanie oczu, nadmiar energii i brak łaknienia.

Do niepokojących symptomów należą również zwężone źrenice, brak reakcji na światło, słowotok, pobudzenie i beztroska, nudności i wymioty – świadczą one bowiem o przyjęciu opiatów (morfina, heroina, kodeina). Nie warto lekceważyć ciągłego kataru u dziecka – może być oznaką alergii, ale w połączeniu z nadpobudliwością i rozszerzonymi źrenicami wskazuje na eksperymenty z kokainą. Podobnie jest ze zmęczeniem i agresją. Gdy towarzyszą im halucynacje, zaburzenia świadomości, rozszerzenie źrenic i suchość w ustach, można podejrzewać zażycie tzw. halucynogenów (grzyby halucynogenne, LSD).

Prosty sposób na wykrycie narkotyków u dziecka

Niewielu rodziców może pochwalić się znajomością objawów zażycia substancji psychoaktywnych. Gdy nastoletnie dziecko wraca do domu i zachowuje się inaczej niż zwykle, ale jego stan nie wskazuje na spożycie alkoholu, narkotyki wydają się jedynym wytłumaczeniem. Możliwość sprawdzenia w zaledwie kilka sekund, czy nasze podejrzenia mają potwierdzenie byłaby doskonałym rozwiązaniem dla zdenerwowanych i zmartwionych rodziców.

Zespół studentów z Wydziału Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki Politechniki Gdańskiej, w składzie: Mateusz Nowak, Paweł Nowakowski i Karol Stosik, wyszedł naprzeciw oczekiwaniom rodziców i opracował prostą w obsłudze aplikację na smartfona, która wykrywa anomalie w wyglądzie oka, wskazujące na zażycie narkotyków.

Aplikacja Modern Drug Test analizuje rozmiar źrenicy oka, kolor białek ocznych i reakcję oczu na światło. Po wgraniu aplikacji na smartfona wystarczy przyłożyć telefon do oka. Po kilku sekundach otrzymujemy wynik testu. Co warte podkreślenia, Modern Drug Test może być używany wielokrotnie.

Aplikacja pozwalająca na wykrywanie obecności narkotyków w organizmie dziecka nie jest jeszcze dostępna dla zwykłych użytkowników – na początku lipca zostanie zaprezentowana podczas światowego finału największego konkursu technologicznego dla studentów Imagine Cup.


Leki i narkotyki, które znajdziesz w wodzie
Jonathan Silverberg

W wyniku licznych badań naukowcy dowiedli skażenia wody pitnej – zarówno kranowej, jak i butelkowanej – śladowymi ilościami narkotyków. Okazało się, że woda płynąca z kranów miejskich zawiera niewielkie stężenie leków takich jak antydepresanty czy hormony płciowe. kokaina, morfina czy amfetamina są środkami o silnym działaniu farmakologicznym, a ich obecność w wodzie może mieć negatywny wpływ na życie organizmów wodnych i zdrowie człowieka – tłumaczą eksperci. Jednak nie istnieją żadne regulacje dotyczące obecności takich zanieczyszczeń w oczyszczonych ściekach, wodach powierzchniowych, wodzie pitnej i atmosferze.

Narkotyki obecne w wodzie pitnej


Pierwsze opublikowane doniesienie o wszechobecnym zanieczyszczeniu środowiska narkotykami pochodzi z 1987 roku, kiedy to amerykańskie służby bezpieczeństwa ukazały obecność kokainy na znajdujących się w obiegu pieniądzach. W późniejszych badaniach wykryto narkotyki w ściekach kanalizacyjnych, wodach powierzchniowych, powietrzu i wodzie pitnej. Substancje, które można najczęściej spotkać w środowiskach miejskich obejmują kodeinę, morfinę, metadon, amfetaminę, metamfetaminę oraz kokainę.


Do podobnych wniosków doszli badacze z Uniwersytetu w Paryżu, którzy poddali analizie wodę miejską dostępną dla mieszkańców 25 francuskich miast. Odkryli, że znajduje się w niej znaczna ilość narkotyków. Okazało się, że pod względem stężenia kokainy w wodzie Lille zajmuje pierwsze miejsce w całej Europie, oferując ok. 1410 mg narkotyku na 1000 mieszkańców. Wraz z wodą Francuzi z tego regionu spożywają także większą ilość marihuany niż mieszkańcy Amsterdamu. Co więcej, w Awinionie, Prowansji, Perpignan i Montpellier stwierdzono obecność ecstasy. Jak tłumaczą autorzy badania, narkotyki nie są całkowicie rozkładane przez organizm ludzki, w związku z czym wydalane są wraz z moczem. W ten sposób trafiają do kanalizacji, a w końcu także i do wody pitnej.

Skażona woda butelkowana


Okazuje się, że w przypadku wody butelkowanej, która z założenia powinna być czystsza, sytuacja nie wygląda dużo lepiej. W wyniku badań przeprowadzonych ostatnio przez francuskich naukowców okazało się, że prawie co piąty producent wód źródlanych oferował konsumentom produkt zawierający ślady pestycydów i leków na receptę – w tym leków na raka piersi. Podczas gdy naukowcy zapewniają, że skażenie jest nieznaczne, a woda bezpieczna do spożycia, eksperci straszą tzw. „efektem koktajlu”, czyli połączonym działaniem różnych związków chemicznych na organizm ludzki. Tłumaczą także, że odkrycie jest martwiące z ekologicznego punktu widzenia, sugerując rozległe skażenie środowiska.

Naukowcy poddali analizie 47 marek wód butelkowanych dostępnych we Francji, stwierdzając w 10 z nich obecność leków i pestycydów. Największym zaskoczeniem było dla nich wykrycie tamoksyfenu – syntetycznego hormonu używanego w terapii raka piersi. Jak podkreślają autorzy badania, jego stężenie było małe, jednak wystarczające, aby poddać w wątpliwość czystość wody mineralnej. W innych wodach odkryto ślady dwóch leków na receptę – buflomedylu i naftidrofurylu – stosowanych w celu rozszerzenia tętnic u osób z wysokim ciśnieniem tętniczym. W kilku produktach badacze znaleźli cząsteczki pestycydów, których używanie zostało zakazane w 2001 roku.

Leki wypływające z kranów miejskich


W 2008 roku naukowcy ze Stanów Zjednoczonych dowiedli obecności wielu silnych środków farmakologicznych w powszechnie dostępnej wodzie miejskiej. Okazało się, że 41 mln Amerykanów korzysta z wody kranowej zawierającej śladowe ilości antybiotyków, tabletek nasennych i hormonów płciowych. Wskutek ostatnich badań udało im się uzupełnić tę listę o selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny (SSRI). Chociaż występują w niewielkiej ilości i mniejszym stężeniu niż środki dostępne w aptekach, śladowe ilości SSRI mogą ulec kumulacji, szczególnie jeżeli woda spożywana jest regularnie przez dłuższy czas.

Jak podkreślają autorzy badania, istnieje duże prawdopodobieństwo, że osoby zamieszkujące miasta wraz z wodą spożywają niewielkie ilości antydepresantów, benzodiazepin i środków przeciwpadaczkowych. Nie jest jasne, czy odpady psychoaktywne wpływają na układ nerwowy człowieka, jednak wprowadzenie takich środków farmakologicznych do ekosystemu z pewnością nie jest zjawiskiem korzystnym.
Uwaga! Użytkownik AlfonsVanWorden jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 52 / 4 / 0
marihuana, kokaina i prostytutki, czyli niepisane wymagania gwiazd. Organizatorzy koncertów zdradzają "tajemnice zawodu"
Krzysztof Majak

Ten, kto nigdy nie organizował imprezy masowej nawet nie wyobraża sobie, jak bardzo trzeba się natrudzić, aby dopiąć wszystko na ostatni guzik. Aby to zrobić, czasem trzeba nie tylko naciągać prawo, ale nawet je złamać, aby tylko spełnić oczekiwania artystów. A te, choć nigdy nie pojawiają się oficjalnie w tzw. riderze, są najczęściej bardziej, niż pewne.

– Nigdy nie spotkałem się z tego typu dziwnymi zamówieniami, więc raczej panu nie pomogę – słyszę od jednego z prywatnych organizatorów koncertów zagranicznych gwiazd. Podobnie reagują wszyscy, do czasu gdy mają wypowiadać się oficjalnie. Sytuacja całkowicie zmienia się w momencie, gdy zastrzegam, że gwarantuję pełną anonimowość swoim rozmówcom.

– W każdej firmie impresaryjnej jest taki człowiek od powiedzmy sobie "brudnej roboty" – słyszę od Michała, który od lat jest związany z organizacją imprez masowych. Jak mówi, widział już chyba wszystko, choć w tej branży nie o wszystkim się mówi, a już na pewno nie pisze. Człowiek od brudnej roboty ma zadania, które oficjalnie nigdzie nie mogą zostać ujawnione, pomimo że wszyscy w branży wiedzą, że bez nich nie odbyłoby się wiele koncertów zagranicznych gwiazd w Polsce. Wielu artystów nie rozumie, dlaczego w Polsce palenie marihuany jest sprowadzone do podziemia.

Tajemnica poliszynela


Michał mówi wprost, że organizatorzy imprez, zarówno ci prywatni jak powiązani z funduszami publicznymi, spełniają ciche życzenia gwiazd. – W przypadku artystów zagranicznych dosyć częste są życzenia dotyczące marihuany, czy koksu. W przypadku polskich gwiazd raczej chodzi o alkohol niż twarde używki. Stoi zawsze w garderobach gwiazd, nawet na imprezach miejskich – słyszę od swojego rozmówcy. I choć organizatorzy nie mogą oficjalnie rozliczyć tego typu "zakupów", są one tajemnicą poliszynela świata kultury.

Oficjalne życzenia gwiazd są ustalane przez strony w postaci tzw. riderów, o których absurdzie pisaliśmy już w naTemat. Jak mówi Michał, jedna z polskich gwiazd pop ma w riderze nawet ręczniki w odpowiednim kolorze. – Jeden z polskich managerów wpisuje do ridera tylko żółte M&M's . Ma to być test, czy organizator czyta rider gwiazdy – wyjaśnia. Jednak to, co stanowi warunek sine qua non dla wyjścia gwiazdy na scenę, najczęściej nigdy nie trafia do rideru.

– To rodzaj szantażu – mówi Piotrek, który także zajmuje się organizacją imprez w jednym z dawnych miast wojewódzkich. – Musisz załatwić im wszystko. Jedna sprawa, to kwestie riderowe, do których można się przygotować. Wielu rzeczy dowiadujesz się jednak dopiero na miejscu, bo żaden agent nie napisze ci przed koncertem, że znana wokalistka potrzebuje dwa giety koksu, bo bez tego w ogóle nie wyjdzie ci na scenę – słyszę od Piotrka.

kokaina i valium


Mój rozmówca najczęściej spotyka się z mniej znanymi producentami muzycznymi, więc zamówienie w postaci narkotyków pojawia się niemal za każdym razem. Dużo zależy jednak od rodzaju muzyki, jaką wykonuje dany artysta. – Jak ktoś gra reggae to z góry wiadomo, że trzeba mieć dla nich przynajmniej piątkę palenia jak tylko przyjadą – mówi doświadczony organizator.

Przeważnie jednak zamówienie pada dopiero po przyjeździe do hotelu. Piotrek wspomina sytuację, gdy w środku nocy musiał zorganizować valium dla pewnego brytyjskiego muzyka. – Okazało się, że był uzależniony od tego środka. W jego środowisku jednego dnia bierze się koks, a następnego dnia zażywa valium aby poradzić sobie z zejściem – wyjaśnia Piotrek. Dopóki "gwiazdor" nie dostał valium, nie potrafił się uspokoić.

Nietypowe zachcianki dotyczą także tak zwanych "gwiazd światowego formatu". To właśnie ich menedżerowie informowali, że koncertu nie będzie, dopóki oni lub ekipa nie dostaną jointów.

MICHAŁ

Od wielu lat związany z organizacją koncertów

W środowisku muzycznym krąży anegdota jak to zagraniczna gwiazda, zespół Cypress Hill poprosiła o wyłączenie czujników dymu i spryskiwaczy w ich garderobie. Organizator oczywiście spełnił prośbę, co niestety odbiło się na jakości koncertu. Akustyk zespołu ponoć nieźle odlatywał podczas koncertu.

Polish speed


Problem zaczyna się wtedy, gdy zachcianki muszą spełniać pracownicy "budżetówki". Tam wylicza się każdy grosz, dlatego organizatorzy muszą brać pieniądze od gości (czego raczej się unika) albo koszty ponoszą pracownicy z własnej kieszeni. – Niestety, musisz to zrobić, jeśli zależy ci, aby wszystko wyszło dobrze – mówi Piotrek. Tym bardziej, że przełożeni najczęściej nie są w stanie zrozumieć, że dostarczenie narkotyków jest po prostu konieczne.

Kolejny problem pojawia się wówczas, gdy dana instytucja organizuje koncert w innym mieście, niż mieszkają jej pracownicy. – Wtedy musisz uruchamiać dalekie znajomości. Dzwonisz do kogoś, ta osoba jeszcze do kogoś, kto zna jeszcze kolejną osobę. Znam przypadek, że organizator kompletnie nie miał skąd załatwić palenia, a menadżer gwiazdy powiedział wprost, że w takim razie koncertu nie będzie – słyszę od Piotrka.

O ile zagraniczni artyści oczekują najczęściej marihuany, to wieść o niebywałych właściwościach polskiej amfetaminy sprawiła, że bardzo często to właśnie ona jest zamawiana w trakcie wizyty. – Bardzo dużo artystów chce spróbować polskiego speeda, bo za granicą krążą legendy o jej wyjątkowej jakości – stwierdza mój rozmówca. Przyjezdni słyszą, że polski narkotyk jest bardzo mocny, a przy tym tani. – Regułą jest, że nawet jak ktoś żąda czegoś cięższego, to i tak trzeba mieć też zioło aby mieć je na zwałę – mówi.
Uwaga! Użytkownik AlfonsVanWorden jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 52 / 4 / 0
W filmie grał go Johny Depp, pracował z Escobarem, teraz powraca. Król kokainy George Jung wyszedł z więzienia Jan Ziętek

[ external image ]
George Jung, pierwowzór bohatera filmu "Blow" grany przez Johnego Deppa, wyszedł z więzienia po 20 latach•Fot. YouTube / George Jung

– Danbury to nie było więzienie, to była szkoła przestępczości. Wszedłem tam z magistrem z marihuany, wyszedłem z doktoratem z kokainy – mówił Johny Depp w filmie "Blow". Grana przez niego postać, George Jung, nazywany był amerykańskim Królem kokainy. W latach 70-tych i 80-tych odpowiadał za przemyt większość białego prochu do USA. Drugiego czerwca 2014, po 20 latach spędzonych w więzieniu, prawdziwy Jung wyszedł na wolność.

To w stu procentach czysta, kolumbijska kokaina, panie i panowie. Disco towar. Czysty niczym śnieg! – tak filmowy Jung, czyli Johny Depp, reklamował sprowadzany przez siebie narkotyk z Kolumbii. Był w tej dziedzinie pionierem – gdy w USA królowała uwielbiana przez hipisów marihuana, on zdecydował postawić na przemyt białego proszku. Okazało się to strzałem w dziesiątkę – na dobre dwie dekady Amerykanie oszaleli na punkcie "koksu". Jungowi dało to miliony dolarów, luksusowe życie, a na koniec – 20 lat więzienia (choć początkowo "dostał" lat 60). Jego historię zekranizowano we wspomnianym filmie "Blow" – w amerykańskim slangu wyraz ten oznacza po prostu wciąganie nosem kokainy.

Teraz losy Junga na nowo rozpalają wyobraźnię, bo najsłynniejszy przemytnik w historii właśnie, 2 czerwca, wyszedł z więzienia.

[ external image ]
Jung po wyjściu z więzienia•Fot. Facebook.com / George Jung

Od lidera do dilera

Przypatrując się życiorysowi Junga, nic nie wskazywało na to, że kiedyś człowiek ten będzie kontrolował ponad 80 proc. rynku kokainy w Stanach Zjednoczonych. George Jacob Jung, nazywany również "Boston George'm", urodził się jeszcze w czasie wojny, w 1942 roku w Massachusetts. Jego rodzice, potomkowie niemieckich imigrantów, wbrew filmowej koncepcji nie mieli jednak zbyt wielkiego wpływu na fakt, że ich syn został dilerem.

Uważany przez kolegów ze szkoły za "naturalnego lidera" był gwiazdą drużyny futbolu. Ale już wtedy, w liceum, został zaaresztowany po raz pierwszy – za namawianie do prostytucji policjantki pracującej pod przykrywką. Po szkole Jung udał się na studia, by poznawać arkana marketingu – wówczas nazywanego po prostu reklamą – ale nigdy ich nie ukończył. Zaczął za to palić marihuanę i szybko zorientował się, że część tego, co kupuje, może sam sprzedawać. I zarabiać.

Na to, że przemyt narkotyków może być sposobem na całe życie, Jung wpadł dopiero po spotkaniu z kolegą z dzieciństwa. Z nim bowiem szmuglował kokainę z Kalifornii do Nowej Anglii. To właśnie w tym pierwszym stanie nadano mu przydomek "Boston George" – chłopak z Massachusetts rozbawiał bowiem Kalifornijczyków swoim wschodnim akcentem. Młody jeszcze wówczas Jung wymyślił, że marihuanę może przemycać w walizkach jego dziewczyna, stewardessa, której bagaży na lotnisku nikt nie kontrolował – i w "Blow" doskonale pokazano ten proceder.

Złapany z 300 kg marihuany


Jungowi było jednak wciąż mało pieniędzy, chciał większych zysków. Postanowił ominąć pośredników i sprowadzać marihuanę prosto z Meksyku. Robił to za pomocą kradzionych samolotów, najczęściej małych awionetek. Wówczas, według szacunków, wraz z ekipą zarabiał już około 250 tysięcy dolarów miesięcznie, choć trzeba pamiętać, że wówczas siła nabywcza dolara była zupełnie inna. Gdyby przeliczyć to na dzisiejsze standardy okazałoby się, że Jung i jego ludzie zarabiali już miliony.

Szalony przemyt szybko jednak się skończył – gdy Junga przyłapano z 300 kilogramami marihuany. Przemytnik wpadł, bo policji zadenuncjował go odbiorca towaru – sam złapany za handlowanie heroiną. Wówczas przed sądem George Jung wygłosił, powtórzoną potem w "Blow", słynną przemowę o absurdzie zamykania ludzi za szmuglowanie marihuany.

GEORGE JUNG W "BLOW"
Szczerze mówiąc, nie czuję żeby to, co zrobiłem, było przestępstwem. Myślę, że to nielogiczne i nieodpowiedzialne by skazać mnie na więzienie. Jak się nad tym zastanowić, to co takiego zrobiłem? Przekroczyłem zmyśloną linię z garścią roślin.

Więzienie nauczyło go kokainy


Wyjątkowo logiczne, ale niezbyt realistyczne tłumaczenia nic nie dały Jungowi i wysłano go do więzienia Danbury. Jak to jednak często bywa, zamiast się zresocjalizować, George Jung został tam jeszcze lepszym przestępcą. W celi poznał pół-kolumbijczyka Carlosa Lehdera, który obiecał poznać go ze słynnym kartelem Medellin. W zamian Jung miał go uczyć przemytu.

Dlatego też w "Blow" Johny Depp grający tę postać mówił, że Danbury nie było więzieniem, tylko szkołą dla przestępców. – Wszedłem tam z magistrem z marihuany, wyszedłem z doktoratem z kokainy – opowiadał widzom filmowy bohater.

Po wyjściu z Danbury Carlos i George postanowili robić interesy razem. Zaczęli współpracę ze wspomnianym Medellin i największym prawdopodobnie królem narkotyków w historii – Pablo Escobarem z Kolumbii. W USA nikt wówczas nie słyszał powszechnie o kokainie, królowała marihuana i różnej maści syntetyczne narkotyki typu LSD, MDMA czy meskalina, które brali hippisi.

Jeden przemyt za 15 milionów

Gdy tylko okazało się, że ta część Amerykanów skłonna do używek chce brać kokainę tuż po tym, jak ją spróbuje, Jung wymyślił cały system przemytu z Kolumbii do USA. Działało to nieco podobnie, co przewożenie marihuany z Meksyku – do kradzionych, jednosilnikowych samolotów ładowano po 300 kilogramów koksu, po pięć samolotów na jeden raz. Dzięki takiej skali Jung kontrolował prawie 90 procent rynku kokainy w Stanach. Później taki sukces w stworzeniu przestępczego monopolu osiągnął tylko Wiktor But, najsłynniejszy handlarz bronią.

Jednorazowy przemyt wart był około 15 milionów dolarów, które zgarniał Jung i jego pomocnicy. Pieniądze przemytnik trzymał w Banku Panamy, co chroniło go przed amerykańskim fiskusem. Oczywiście sam też nie stronił od "wciągania", wręcz przeciwnie.

GEORGE JUNG W "BLOW"
Oficjalnie człowiek może przyjąć bez zatrucia od jednego do półtora grama kokainy, w zależności od wagi ciała. Ja wciągałem pięć gramów dziennie, może więcej. Kiedyś wciągnąłem dziesięc gram w dziesięc minut. Najwyraźniej miałem wysoką tolerancję.

Jak w każdych interesach z bezwzględnymi ludźmi, tak i tutaj Jung przekonał się, że koleżeństwo nie istnieje. Poznany w więzieniu Carlos wyciął go z interesów i postanowił sam docierać do kontaktu Junga w Kalifornii. Amerykanin kontynuował jednak przemyt – i udało mu się wtedy i tak zarobić ponad 100 milionów dolarów. Ostatecznie, w 1987 roku, Junga aresztowano, ale dzięki kaucji szybko wyszedł i znowu wdał się w narkotykowe biznesy.

Skazany na 60 lat. Żałował tylko straty córki

Ponownie jednak współpracownik go zdradził – po tym Król kokainy próbował nawet pracować legalnie. Nie udało mu się – i w 1994 roku znowu rozpoczął przemyt kokainy. Praktycznie od razu go jednak złapano – w Kansas, gdzie miał przy sobie... 796 kilogramów białego proszku. Z taką ilością narkotyków nie dało się już uniknąć potężnej kary.

To właśnie wtedy skazano George'a Junga na 60 lat więzienia. W "Blow" Johny Depp przekonywał jednak, zgodnie z faktami zresztą, że nie przejmuje się utratą pieniędzy.

Zostałem złapany, wystawiony przez FBI i DEA (Drugs Enforcement Agency). Nie przejmowałem się tym. Zostałem wystawiony przez Kevina i Dereka, którzy ratowali w ten sposób własne tyłki. Nie przejmowałem się tym. Zostałem skazany na 60 lat więzienia. Nie przejmowałem się tym. Złamałem obietnicę. Wszystko, co kochałem w życiu, odchodziło.

W ten sposób filmowy Jung wyrażał żal z powodu tego, że nie będzie miał kontaktu ze swoją córeczką, kilkuletnią, gdy szedł do więzienia. Do dzisiaj zresztą nie wiadomo, co się z nią stało – według nieoficjalnych informacji Kristina Jung nie chciała utrzymywać z ojcem kontaktów, według innych odwiedziła go raz w więzieniu. Pewne jednak jest, że sam przemytnik bardzo chciał nawiązać z nią kontakt i zapewne będzie próbował to zrobić teraz, po wyjściu z więzienia.

[ external image ]
Jung jeszcze w więzieniu z jednym z współwięźniów•Fot. Facebook.com/ George Jung

Ostatecznie Jung nie spędził 60 lat w więzieniu, a niecałe 20. Udało mu się wynegocjować skrócenie kary w zamian za zeznawanie w sprawie Carlosa Lehdera, planowo Jung miał wyjść na wolność w 27 listopada 2014. Zwolniono go jednak wcześniej – 2 czerwca. 72-latek po wyjściu z więzienia ma przystosować się na powrót do społeczeństwa.

Jego "powrót" został przyjęty w internecie bardzo entuzjastycznie, tak jakby z więzienia wychodził co najmniej bohater wojenny, a nie przemytnik i handlarz narkotykami. Zapewne w dużej mierze dzięki filmowi z Johnym Deppem, który nie tylko spopularyzował legendę Junga, ale jeszcze wzbudził do niego sympatię. Nic dziwnego więc, że internauci w USA piszą teraz: George, it's time to blow.

Ośmioczęściowy wywiad z Jungiem, przeprowadzony przez reżysera "Blow"•YouTube/George Jung
https://www.youtube.com/watch?v=FdCDe0p6h34
Uwaga! Użytkownik AlfonsVanWorden jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 52 / 4 / 0
Jazda po koksie? Normalka. Prowadzenie samochodu po narkotykach to dla niektórych codzienność
Krzysztof Majak

Były mąż Edyty Górniak zabił 65-letnią kobietę wracającą z obiadu. Pech chciał, że znalazła się na przejściu dla pieszych, a Dariusz K. nie zatrzymał swojego samochodu na czerwonym świetle. Prokuratura ustaliła, że kierowca był pod wpływem kokainy. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele osób wsiada za kółko po zażyciu narkotyków, bo ludzie nie traktują ich tak samo jak alkoholu, tylko raczej jak... kawę.

Opinią publiczną wstrząsnęła informacja o tym, że można wsiąść za kółko po narkotykach. Niektórzy pewnie zadają sobie pytanie, jak w ogóle można prowadzić w stanie odurzenia. Mam jednak wrażenie że nie zdajemy sobie sprawy, jak często kierowcy jeżdżą po zażyciu narkotyków i czasem nawet zatrzymujący ich policjanci nie są w stanie tego zauważyć. Wychodzi to na jaw dopiero wtedy, gdy dojdzie do tragedii. – To zjawisko jest dużo większe, niż szacuje to społeczeństwo – mówi Adam Nyk z poradni Monaru.

Nie chodzę po tym świecie bardzo długo, ani nie prowadzam się w kręgach osób zażywających kokainę czy inne twarde narkotyki. Co innego, jeśli chodzi o marihuanę, której palenie jest dziś powszechne. Jak na jazdę podczas "jazdy" zapatrują się amatorzy trawki? Większość nie widzi w tym kompletnie żadnego problemu.

Co siódmy jest naćpany

Jak mówi Marek Konkolewski z Komendy Głównej Policji, tylko w pierwszej połowie tego roku policja przeprowadziła ponad 3600 badań na zawartość substancji psychoaktywnych. Aż 505 z przebadanych osób kierowało pod wpływem narkotyków. – Co siódmy kierujący, który był poddawany badaniom na zawartość narkotyków, był pod wpływem substancji psychoaktywnych – mówi policjant.

Zapytałem swojego znajomego Piotrka palącego na co dzień marihuanę, czy i jemu zdarza się szukać wrażeń na drodze po zażyciu. Twierdzi, że tego nie robi, bo palenie traktuje tak samo jak picie piwa. – Prosta zasada: pijesz lub palisz, nie jeździsz – mówi. Po chwili dodaje jednak: – Znam kilka osób, które nie mają oporów z jeżdżeniem nawet parę minut po zapaleniu. Nie chcę ich usprawiedliwiać, bo nie jest to ani mądre, ani odpowiedzialne, ale do tej pory żadnemu z nich nie wydarzył się żaden wypadek i generalnie ich prowadzenie wtedy nie za bardzo różni się od tego, co jest normalnie – słyszę od znajomego.

https://www.youtube.com/watch?v=Q8qpStkUkPw
Zobacz akcję z zatrzymania kierowcy pod wpływem narkotyków•Poscigi.pl Poscigi.pl/ YouTube.com

Mój rozmówca pali marihuanę dosłownie codziennie. Jak mówi, jego palący koledzy-kierowcy nie wyróżniają się specjalnie na drodze, a jeżeli już, to spokojną jazdą. – Zdecydowanie bardziej pilnują wtedy przestrzegania przepisów i nie szaleją. Od razu jednak zaznaczę, że są to ludzie, którzy nie używają żadnych twardych narkotyków – dodaje. To jednak jak sądzę nikogo nie uspokaja, bo nikt nie chciałby spotkać na swojej drodze naćpanego kierowcy z opóźnionymi reakcjami.

Kim jest naćpany kierowca?


Niestety, wbrew stereotypom, ćpają nie tylko młodzi kierowcy.

– Czasami są to osoby, którzy wykonują pracę kierowców zawodowych i często podróżują. Są to na przykład akwizytorzy i kurierzy, ale także zwykli ludzie. Częściej w konflikt z prawem popadają jednak młodzi – mówi Marek Konkolewski z Komendy Głównej Policji.

Przerażające jest to, że również chcąc bezpiecznie wrócić do domu taksówką, możemy trafić na kierowcę pod wpływem narkotyków. Jak słyszę od anonimowego rozmówcy, taksówkarze potrafią zażyć dopalacz - mefedron. Jest to środek, który wzmaga możliwości fizyczne organizmu. – Zażywają go w piątek przed pracą, a kończą w poniedziałek rano. Są pod wpływem narkotyków w okresie "żniw taksówkarskich", czyli nocą i w weekend – mówi mi osoba znająca środowisko taryfiarzy.

Sprawca tragedii, w wyniku której zginęła 65-latka brał twarde narkotyki. O tym, że tak zwana "Warszawka" wciąga w naTemat już pisaliśmy. To drogi narkotyk, dlatego pozwalają sobie na niego osoby zamożne i znane. Te zaś miewają słabość nie tylko do używek, ale również i do szybkich samochodów. Osoba po kokainie zdecydowanie inaczej zachowuje się za kierownicą auta. Jest pobudzona, a przez to jeszcze bardziej niebezpieczna.

Jak mówi Marek Konkolewski, do najczęściej wykrywanych narkotyków u kierowców są amfetamina i marihuana. – Mamy testery, które reagują bardzo mocno na amfetaminę, metamfetaminę, kokainę, benzodiapeiny – słyszę od policjanta.

koks dla wybranych


Kim są "skoksowani kierowcy"? – Jeśli miałbym ich jakoś określić, to powiedziałbym, że są to polskie "rich kids of Instagram" – mówi mój siedzący w temacie kolega. – Mają bardzo dużo pieniędzy, drogie samochody i lubią się bawić na całego. Na imprezy do klubów jeżdżą swoimi wypasionymi BMW, a potem jak gdyby nigdy nic wsiadają za kółko. Fakt, że jeszcze żyją tłumaczę tym, że głupi ma zawsze szczęście – stwierdza.

PIOTREK
Przed policją chronią się trzymaniem w dowodzie rejestracyjnym kilku stuzłotowych banknotów, a nawet jak nie uda się łapówką, to i tak się tym nie przejmują, bo prawnik rodziców wszystko załatwi. Nie chciałbym tylko demonizować ludzi zamożnych, bo jednak większość z nich jest normalna.

Adam Nyk z Monaru nie chce wyróżniać konkretnych środowisk, które biorą środki pobudzające i wsiadają za kierownicę. Łączy ich z pewnością jedno. – Środki pobudzające takie jak amfetamina i kokaina sprawiają, że człowiek czuje się bezkarny – mówi terapeuta.

Jazda, jak lot...
Mój kolejny rozmówca, 29-letni mieszkaniec Warszawy opowiada o swoich wrażeniach z jazdy z kierowcą po wypaleniu marihuany.

– Chociaż normalnie był wariatem jeżdżącym szybko (i sprawnie), to wtedy o trzeciej w nocy na trzypasmowej drodze poruszał się z prędkością 30-50 km/h. Byłem spokojny, bo wydawał się skupiony. Po dojechaniu opowiedział mi jak się czuł:

KIEROWCA
Prowadził po wypaleniu marihuany

Jadę sobie obok parku i widzę drzewo. Drzewo ma główny pień. Z pnia wyrastają konary. Z konarów – mniejsze patyczki. Na patyczkach rosną liście. Listki mają żyłki. I nagle patrzę – a tu nie wiem jak, jestem trzysta metrów dalej.
Jak mówi Adam Nyk zajmujący się pracą z uzależnionymi, niestety liczba osób która prowadzi pojazdy mechaniczne pod wpływem różnych substancji jest bardzo duża. – Dzieje się to zdecydowanie częściej, niż jeszcze kilka lat temu – mówi Nyk.
Uwaga! Użytkownik AlfonsVanWorden jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 52 / 4 / 0
Michael Jackson przed śmiercią nie spał dwa miesiące. Tylko to wystarczyło, by zmarł. Kuracja propofolem tylko go dobiła
Jakub Noch

[ external image ]
Michael Jackson cierpiał na zaburzenia fazy REM. Praktycznie nie spał, przez co mógł umrzeć bez ingerencji lekarza. Conrad Murray postanowił leczyć go jednak usypiającym propofolem, co tylko pogarszało stan gwiazdora. • Fot. Featureflash / Shutterstock.com

Michael Jackson nie spał przez 60 dni? Takie rewelacyjne ustalenia właśnie pojawiły się trakcie ostatecznej próby wyjaśnienia okoliczności śmierci Króla Popu. Według zeznań dr. Charlesa Czeislera z Harvard Medical School, Michael Jackson był jedynym przypadkiem w jego wieloletniej karierze, w którym z całą pewnością można stwierdzić, że gwiazdor praktycznie nie spał przez dwa miesiące. Nawet gdyby nie zabiły go leki, mógłby umrzeć kilka dni później.

Charles Czeisler wie, co mówi. To doświadczony i ceniony ekspert w dziedzinie problemów ze snem, z którego wiedzy korzystają głównie CIA i NASA. Tymczasem w sprawie Michaela Jacksona lekarza zszokowało, że według najnowszych ustaleń, piosenkarz przez kilkadziesiąt dni przed swą tragiczną śmiercią nie mógł zapaść podczas snu w fazę REM.

To ten moment podczas snu, gdy nasz oddech robi się szybszy, zwiększa się częstotliwość bicia serca, a gałki oczne dynamicznie poruszają się we wszystkie strony. W czasie przeciętnego snu faza REM trwa kilkadziesiąt minut i wówczas pojawiają się nasze senne marzenia, a organizm się regeneruje.

Faza REM, czyli najlepsza regeneracja


Sen w fazie REM gwarantuje też najlepszy odpoczynek organizmu. Jest po prostu konieczny do tego, by się wyspać. Eksperci przekonują, że na początku naszego życia ten rodzaj snu stanowi aż połowę nocnego odpoczynku. Z wiekiem dojrzewające osoby potrzebują go znacznie mniej, ale żyć bez niego właściwie się nie da.

Michael Jackson nadal nie żyje


Dokładnie po trzech latach od śmierci Michaela Jacksona nie znaleziono postaci, która mogłaby go zastąpić na tronie. Trwa obieg informacji ginących w morzu kolejnych, a żaden "news" nie przynosi wizerunku tak samo utalentowanej i wyjątkowej osobowości. (...) Na kolejnego "Króla" - powinniśmy mieć tego świadomość - trzeba będzie poczekać. Czytaj więcej

Kiedy śnimy w fazie REM, nasz mózg pracuje na wysokich obrotach, ale jednocześnie w ten właśnie sposób regeneruje się po całym dniu świadomej pracy. Zdaniem specjalistów zajmujących się badaniem snu, faza REM jest także konieczna do tego, by lepiej kojarzyć i zapamiętywać fakty. Zwiększona praca wykonywana przez nasz mózg w fazie REM pozwala mu się zregenerować, ale pełni też inną bardzo ważną funkcję. Wielu naukowców uważa, że to dzięki tej fazie zapamiętujemy na długo informacje, z którymi zetknęliśmy się w ciągu dnia.

U zdrowego człowieka schemat snu wygląda więc tak, że im więcej się śpi, tym dłuższa faza REM. W rezultacie w ciągu dnia pracy lub nauki, wyspani osiągamy zwykle lepsze rezultaty. Zaburzenia tej fazy snu prowadzą tymczasem głównie do zaburzeń pamięci. Kiedy się nasilają, pojawia się także zwiększona drażliwość i napady lękowe.

Murray zastosował nowatorską terapię?

Tych objawów nie musiało brakować przygotowującemu się do wielkiego powrotu na scenę Michaelowi Jacksonowi. Własnie dlatego jego osobisty lekarz dr Conrad Murray miał przez kilkadziesiąt kolejnych dni podawać gwiazdorowi propofol, który służy w medycynie głównie anestezjologom. Skutecznie usypia, ale w ilościach przyjmowanych przez Jacksona mógł stać się prostą receptą na śmierć. Conrad Murray broni się dziś twierdząc, że faszerował swojego pacjenta propofolem w ramach nowatorskiej terapii bezsenności.

Wbrew pozorom, dr Charles Czeisler nie twierdzi jednak, że Michael Jackson żyłby dziś, gdyby nie kontrowersyjna terapia Murray'a. W ocenia eksperta, Króla Popu równie szybko mogłaby zabić bowiem bezsenność, na którą cierpiał. Jak tłumaczy Czeisler, zaburzenia fazy REM u Jacksona najlepiej można porównać do jedzenia papierowych granulek w ramach obiadu. Żołądek czułby się wówczas nasycony, ale organizm nie zasiliłaby żadna substancja odżywcza.

Nie znaczy to jednak, że Michela Jacksona nie można było już wówczas uratować. Charles Czeisler podkreśla bowiem, że kuracja propofolem w żaden sposób nie mogła zapewnić Jacksonowi snu w fazie REM. Pomoc w leczeniu tych zaburzeń mogli zaoferować mu jednak specjaliści zajmujący się leczeniem bezsenności, a piosenkarz mógł sobie pozwolić na zatrudnienie najlepszych. Wolał jednak zaufać wieloletniemu przyjacielowi.
Uwaga! Użytkownik AlfonsVanWorden jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 52 / 4 / 0
Palenie, branie, wciąganie. Druga strona narko-biznesu. Diler: Szastanie kasą to pierwszy krok do więzienia lub śmierci
Jakub Peltz

Wywiad z dilerem. "Jest zimno, pada, to ludzie nie wychodzą z domów i nie biorą nic mocnego".

Nawet gdybym chciał, to nie mógłbym go opisać. Jest kompletnie nijaki, nic go nie wyróżnia. Typ człowieka, po którym wzrok się po prostu prześlizguje. Kiedy zaczyna mówić, widać, że waży każde słowo. – Ja miałem gadane i celowałem w bogatszych klientów. Szybko się okazało, że tak można więcej zarobić, a strachu jest mniej. Młodzi częściej wpadają – mówi nam osoba bez której cały interes się nie kręci, czyli "sprzedawca". W sobotę 25 maja ulicami Warszawy po raz kolejny idzie Marsz Wyzwolenia Konopi – z tej okazji przyglądamy się narko-biznesowi od drugiej strony.

Mój rozmówca skrupulatnie pilnuje tego, co zapisuję. Nasze spotkanie odbyło się w kompletnej konspiracji, jak byśmy planowali co najmniej zamach stanu. A przecież to tylko zwykły sprzedawca. Na potrzeby tekstu nadaliśmy mu imię Zbigniew.

Dużo zarabiasz?

Zbigniew: A ile to jest dużo?

Sto tysięcy miesięcznie?

Nie, aż tyle to na pewno nie. Może z 50, 60. Czasem więcej, zależy od miesiąca, pory roku. Ale są tacy, co wyciągają i dwieście koła.

Od pory roku? To znaczy co, w zimie ludzie mniej ćpają?

Żebyś wiedział. Jak jest zimno, albo pada, to ludzie nie wychodzą z domów, nie chodzą na imprezy. A jak nie chodzą na imprezy, to nie biorą nic mocnego. Wolą siedzieć w domu i palić trawkę. W lecie to aż im się chce coś robić, więc kupują wszystko i hurtowo. Imprezy są prawie codziennie, więc interes się kręci. Wtedy dostaję zamówienia od jednej osoby na przykład na dwa, trzy tysiące. Biorą wszystko: koks, piguły, kwasy, trawa.

Polacy dużo biorą? Tak na oko, jak miałbyś ocenić po swoich klientach.

Sporo. Najpopularniejsza jest trawka, wiadomo. Palą to chyba wszyscy. Starzy, młodzi, studenci, biznesmeni, prawnicy, muzycy, licealiści. Chociaż ja gówniarzom nie sprzedaję.

Bo? Chyba mi nie powiesz, że morale nie pozwala Ci sprzedawać tego nieletnim?

Nie o to chodzi. Młodzi są nieodpowiedzialni, łatwiej wpadają. Mieszkają z rodzicami i nie mają samochodów, więc trudno się z nimi umówić. A ja nie jestem gońcem z Pragi, żebym musiał dziadować i sprzedawać po sztuce smarkaczom z liceum z tak wielkim ryzykiem.

Gońcem?

No wiesz, takie łebki z bramy, detaliści. Pełno ich jest wszędzie: na Woli, Ursynowie, Pradze, Bemowie. Oni rzadko kiedy sprzedają jednej osobie więcej, niż sztukę (sztuka = gram - przyp. red.). Ja jak sprzedaję zioło, to co najmniej 10 gram, bo inaczej mi się nie opłaca. No i oni tak dziadują: tu jednemu coś wepchną, tu drugiemu. Sprzedają, komu się da, żeby zarobić. To oni najczęściej wpadają na policji, bo łatwo ich złapać. Potrafią sami chodzić zjarani po ulicach, to i wpadają. Pożyteczne, bo to nimi zajmują się niebiescy, ich obserwują.

A Ciebie nie? Ty się nie boisz?

Ryzyko zawsze jest, ale z czasem idzie się przyzwyczaić. Pewnie górnik zjeżdżając do kopalni ma podobnie: dreszcz adrenaliny jest, ale rutyna zabija strach.

To ile lat musiałeś robić, żeby wpaść w rutynę?

Około pięciu lat.

I też zaczynałeś od bycia łebkiem?

Tak, jak chyba każdy. Wcześniej jeszcze kradłem radia samochodowe, to było w latach 90-tych. W biznes wkręcili mnie kumple z podwórka. Tyle, że ja miałem gadane i celowałem w bogatszych klientów. Szybko się okazało, że tak można więcej zarobić, a strachu jest mniej. Bogaci zazwyczaj są już odpowiedzialni, a przynajmniej nie chcą trafić do więzienia. I jakoś tak wyrobiłem sobie nawyki, które pozwalają mi unikać kłopotów.

Jakie nawyki?

Przecież nic ci o tym nie powiem. Ale widziałeś jaki mam samochód?

Widziałem. Stać Cię na porsche, a jeździsz jakimś nudnym sedanem.

No i właśnie o to chodzi. Szastanie kasą w mojej branży to pierwszy krok do więzienia, albo śmierci.

A drugi krok?

Banalnie to zabrzmi, ale ćpanie w pracy. Jak jeździsz po klientach, to musisz być trzeźwy. To trudne, bo towar kusi, ale inaczej się nie da.

Wróćmy na chwilę do tego kto i co bierze. trawka naprawdę jest aż taka popularna? Dzisiaj mówi się, że wszyscy jarają.

Bo to prawda. Wystarczy pójść w weekend na miasto, żeby to zobaczyć. Tam, gdzie są imprezy na powietrzu, siedzą dziesiątki palących osób. I nic sobie z tego nie robią. Szczególnie młodzi mają to gdzieś: chcą zapalić skręta, to palą. Nic wielkiego.

Dla nich to jak wypicie piwka?

Dokładnie. Chociaż jarają nie tylko młodzi. Znam wielu prawników, lekarzy, powszechnie szanowanych, "poważnych" ludzi, którzy też sobie lubią zapalić. Niektórzy w ten sposób wracają do czasów młodości, inni traktują jak relaks. Mają stresujące zawody, ale wolą nie pić, więc sięgają po jointy. Po nich mogą następnego dnia wstać z łóżka i normalnie pójść do pracy, a nie jakiś kac i bóle głowy. Można nawet powiedzieć, że marihuana wymknęła się spod kontroli, bo ludzie hodują ją w domach, w szafie.

Często zdarzają ci się historie: od marihuany do twardych narkotyków? Wiesz, w debacie publicznej ścierają się dwie opinie. Jedna twierdzi, że palenie to wrota do narkotykowego piekła, druga - że jedno z drugim nie ma nic wspólnego.

Nie ma tu żadnej reguły. Są tacy klienci, którzy zamawiają na przykład naraz koks, piguły, kwas i palenie. Jednak większość palaczy tylko pali, nie sięga po nic więcej, bo chcą się wyluzować, a nie nabuzować. Jeśli ktoś zaczyna od trawy, a kończy na koksie (kokainie – red.), albo heroinie, to widocznie ma skłonności do uzależnień.

A artyści, celebryci?

Z tym bywa różnie. Artyści jak to artyści, zawsze ćpali, pili i nikogo to nie dziwiło. Co do celebrytów, to wielu z nich wciąga kokainę - ale tylko ci bogaci. Wielu pali trawkę, bo albo lubią, albo chcą być fajni w środowisku. Niektórzy sięgają po jeszcze inne doznania, co biedniejsi kupują amfetaminę. Większość robi to dla szpanu, albo "bo wypada".

Największe gwiazdy też biorą? Czy boją się o reputację?

(śmiech) Oni akurat najwięcej, bo mają największą presję. Jest kilka takich czołowych postaci polskich mediów, które ciągną kokainę prawie na kilogramy. Jak byś się dobrze przyjrzał, to czasem widać w programach.

A politycy? Jeździłeś kiedyś pod Sejm?

Tak. Ale nie powiem, czy dzisiaj też jeżdżę. Ogólnie tylko mogę powiedzieć: politycy też ćpają. Najczęściej stymulanty, rzadko kiedy trawę.

Prawicowi też?

Też. Oni zawsze mieli największe paranoje, bo przecież jak by wyszło na jaw, to dla nich koniec polityki. Ci z lewicy mają pod tym względem łatwiej, chociaż wbrew pozorom to z tego środowiska biorących cokolwiek można by policzyć na palcach jednej ręki. Wielu posłów pewnie próbowało, ale wolą nie ryzykować karier. Dzisiaj ogólnie zdecydowanie mniej jest polityków, którzy się w to bawią. I dobrze.

Jeśli już jesteśmy przy polityce - Ty jesteś za legalizacją?

Wiesz co, nie wiem. Nie zastanawiałem się, czy jestem za, bo przywykłem już do takiego, a nie innego systemu.

No to teraz możesz się chwilę zastanowić. Za czy przeciw?

Po legalizacji i tak to my byśmy przecież trzymali cały ten handel, bo nikt inny nie byłby w stanie produkować, albo sprowadzać na taką skalę, żeby chociaż sklepik utrzymać. Tylko wtedy musielibyśmy podatki płacić, to chyba jedyna wada. No ale ryzyka by nie było, więc w sumie to mogę nawet popierać legalizację.

A myślisz, że w ogóle do niej dojdzie?

Kiedyś na pewno. W ciągu kilku lat pewnie dopuści się posiadanie na własny użytek małej ilości marihuany, bo politycy już zauważyli, że to paranoja wsadzać do więzienia za jednego skręta. Poza tym nie mogą wiecznie udawać, że marihuana to jakiś demon, skoro palą ją tysiące Polaków i przy tym normalnie pracują czy studiują. Ściganie tych ludzi to marnowanie pieniędzy państwa, bo może jedna złapana osoba na tysiąc potrafiłaby pomóc policji w łapaniu grubych ryb. A i tak nie sądzę, żeby ludzie byli tak głupi, żeby wydawać swojego sprzedawcę.

Mówisz o tym jak o robieniu herbaty, chociaż dyskutujemy tutaj o poważnym łamaniu prawa. Nie czujesz, że to, co robisz, jest po prostu złe?

Nie, a dlaczego miałbym się tak czuć? Ja do narkotyków nikogo nie namawiam. Te opowieści o sprzedawcach, którzy wystają pod szkołami i czyhają z "darmową działką" to jakieś bajeczki z lat 90-tych. Jak ktoś chce coś wziąć, to do mnie dzwoni. Mam swoich zaufanych klientów, innych biorę tylko z polecenia. Niektórych odrzucam. Sprzedaję tylko dorosłym, którzy wiedzą, co to jest i do czego służy. Ja im tylko umożliwiam to, co i tak by zrobili.

Ale jednak łamiesz prawo.

Widocznie ktoś musi.

Nie myślałeś o tym, żeby robić coś innego? Wykonywać jakiś normalny zawód, wiesz, biuro od 9 do 18, co miesiąc pensja, podatki?

Nie wyobrażam sobie, żebym miał robić coś innego.

Za dużo zarabiasz, żeby zrezygnować?

Nie, to nie chodzi o pieniądze. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Są ludzie, którzy grają w piłkę, robią to świetnie i dopóki tylko mogą. Inni zostają dj-ami, biznesmenami, politykami. Ty jesteś dziennikarzem i chyba lubisz to, co robisz?

Lubię.

No właśnie. A ja zostałem sprzedawcą i też lubię. Może tak jak Robert Lewandowski do piłki nożnej, tak ja mam po prostu talent do handlowania.



Warszawa wciąga. Tymon Tymański: Głównym narkotykiem w Warszawie jest kokaina

Jan Lupa

[ external image ]
Warszawa wciąga. Tymon Tymański: Głównym narkotykiem w Warszawie jest kokaina


Używki w środowisku artystów to swego rodzaju norma, a wielu z nich przyznaje się do nadużywania alkoholu czy palenia marihuany. Tymon Tymański twierdzi, że czasy się zmieniły, a ulubionym narkotykiem stolicy jest kokaina. — To poważny, z tego co słyszałam, składnik wielu "diet odchudzających" – mówi Karolina Korwin-Piotrowska o narkotyku, na który ludzie są w stanie wydać kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie.

kokaina kusi, że da wszystko, czego potrzebuje człowiek żyjący w wielkim mieście. Pewność siebie, siłę fizyczną i poczucie niekończących się pokładów energii. I choć zabija, coraz więcej osób docenia jej chwilowe, lecz niezmiernie kuszące zalety. Tymon Tymański w rozmowie z "Newsweekiem" przyznaje, że nie do końca odnajduje się w Warszawie, która żyje nie tylko pod ogromnym ciśnieniem ale i rządzi się swoimi, często brutalnymi prawami.

Niektórym się śpieszy

– To nie moje tempo – stwierdza artysta. – Nie można w kółko pracować, a później brać kokę! – dodał współprowadzący audycję "Ranne kakao". Tymański opisuje jednocześnie, jak dziś wyglądają stołeczne imprezy, które mają pozwolić na odreagowanie morderczego pościgu za pieniędzmi, sławą i karierą.


TYMON TYMAŃSKI
Artysta

Ostatnio głównym narkotykiem w Warszawie jest kokaina. W kręgach artystycznych dotąd zawsze był alkohol i jointy, a teraz jest koks. Telefon, diler przyjeżdża i wszyscy wciągają. Kiedyś może dwóch, trzech kumpli opieprzało gram koksu w kiblu, nie dzieląc się z resztą, a teraz jest impreza, 40 osób i wszyscy się zrzucają. Mnie też parę razy się zdarzyło spróbować, trzy razy kwas, pięć razy koks, ale teraz tai-chi.

Zadzwoniliśmy do kilku znanych osób, aby porozmawiać na temat obserwacji Tymańskiego. Większość z nich nie chciała jednak poruszać tematu, o którym "nie mają nic do powiedzenia".

Narkotyki w środowisku artystów były właściwie od zawsze. Czy jednak kokaina stała się popularna dopiero w ostatnim czasie? – Nowość? Dowcip roku – komentuje znawczyni szołbiznesu, Karolina Korwin-Piotrowska. Dziennikarka przyznaje jednak, że to co kiedyś było uznawane za temat tabu, dziś zostało w niektórych środowiskach uznane za normę, a kokainy nie bierze się już po kryjomu.

Wzrost popularności kokainy potwierdza specjalista ds. uzależnień Adam Nyk. – Nie wiem co się dzieje na mieście, ale jeśli liczba pacjentów może potwierdzić tę tendencję, to faktycznie coraz więcej osób uzależnionych od kokainy zgłasza się do ośrodków – mówi terapeuta.

Zaproszenie na kreskę


– Owszem teraz nikt się z tym nie kryje. Kiedyś "zaproszenie na kreseczkę" było czymś dziwnym. Niedawno znajomy mi opowiadał, jak na wielce zacnej imprezie, gdzie panie były w długich sukniach, a panowie w smokingach, podeszła do niego jedna znana postać i zaprosiła na "wspólne spożywanie". Nie skorzystał, ale zdębiał. Nikt już teraz raczej do toalety nie chodzi – mówi Korwin-Piotrowska.

Słowa blogerki potwierdza pracownik branży medialnej, który od kilku lat obserwuje gwiazdy nie tylko podczas pracy, ale i na wspólnych imprezach. – To drogie hobby, na które stać tylko najbogatszych. Ci ludzie mają na to pieniądze – mówi nam rozmówca, który chciał zachować anonimowość. – Tak, są to gwiazdy telewizji i z pierwszych stron gazet – dodaje. Jego osobiste obserwacje nie pozwalają jednak na stwierdzenie, że kokaina całkowicie wyszła z toalet na salony.

– Ci ludzie nie robią tego ostentacyjnie, raczej tworzą grupę i chowają się gdzieś w swoim gronie. Nie widziałem nigdy, aby ktoś robił zrzutkę. Najczęściej jest po prostu parę osób, które mają kokainę na imprezie i nią częstują – mówi człowiek blisko związany ze światem mediów i celebrytów.

Zdaniem Korwin-Piotrowskiej, biały proszek nie jest jedynie elementem udanej imprezy w środowisku. Coraz częściej mówi się o tym, że po kokainę sięgają nawet największe, a przy tym najpiękniejsze gwiazdy. Dlaczego? – To poważny, z tego co słyszałam, składnik wielu "diet odchudzających". Bo nakręca, a nie ma kalorii. A to bezcenne. Podobno – mówi nam dziennikarka.

Wciąganie koksu jest "odtwórcze"

Temat narkotyków zażywanych w środowisku artystycznym pojawia się jak bumerang, najczęściej w kontekście marihuany. I choć Tymon Tymański stwierdził, że jest ona coraz częściej wypierana przez twarde narkotyki, z pewnością nie dotyczy to całego środowiska. – Nie obracam się wśród osób, które wciągałyby kokainę – mówi naTemat Kamil Sipowicz. – Era marihuany absolutnie nie minęła. Przeciwnie. Moim zdaniem przeżywa ona swego rodzaju rozkwit popularności. Dużo ludzi niepijących tytoniu sięga właśnie po jointa – uważa filozof i artysta.

Spadku popularności marihuany nie zauważa także nasz anonimowy rozmówca, który każdego dnia ma do czynienia z gwiazdami. – marihuanę palą dziś wszyscy i nie trzeba być do tego celebrytą. Gwiazdy szołbiznesu, które obserwuję mają wszystko i mogą sobie pozwolić na tak drogą rozrywkę, jak kokaina. Nie znam ludzi mniej zamożnych, którzy wciągaliby koks – mówi.

Tej mody na wciąganie nie rozumie Kamil Sipowicz, który miał okazję próbować wielu narkotyków, w tym kokainy. – To bardzo odtwórczy narkotyk. kokaina jest środkiem, który absolutnie nie pomaga w tworzeniu, bo powoduje fałszywy stan zadowolenia, za którym nic nie idzie. Nawet Witkacy eksperymentował z kokainą, po czym stał się jej przeciwnikiem – przypomina Kamil Sipowicz.

Artysta i filozof uważa kokainę za narkotyk czysto hedonistyczny, który nie wniósł nic do jego życia. – Ta moda przyszła do nas ze Stanów Zjednoczonych i jest formą szpanu. Słyszałem, że kokainę brało się na początku lat dziewięćdziesiątych, a ci, którzy wtedy po nią sięgali, już tego nie robią. O ile wiem, teraz kokainę biorą przede wszystkim ludzie pracujący na giełdzie, czy też lekarze, którzy cały czas muszą być czujni – mówi nam Kamil Sipowicz.

Zdaniem blogera, kokaina nie niesie za sobą niczego pozytywnego i powoduje przede wszystkim straty. – Nadużywanie kokainy niszczy osobowość. W Stanach Zjednoczonych obserwowałem, jak zmieniają się jej użytkownicy. Stają się czymś na kształt emocjonalnego zombie. Psują się relacje międzyludzkie, zaczynamy cierpieć, zanika empatia i własne "ja" – mówi Kamil Sipowicz.

Terapia: Wyjazd z Warszawy

Podstawową przyczyną, która kieruje uzależnionych od kokainy na terapie są problemy finansowe. – Powód jest prozaiczny, to upadek ekonomiczny. kokaina sporo kosztuje, a i przyjąć można jej niemało. Ci ludzie wydają na narkotyk od kilku, do kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie – mówi Adam Nyk.

Oprócz problemów finansowych, w życiu "koksiarza" pojawiają się problemy z koncentracją i relacjami z najbliższymi. – Osoba uzależniona od białego proszku czuje się rozbita, a jeśli totalnie nadużywała kokainy, to mogą pojawić się u niej drgawki i krwotoki z nosa – mówi ekspert.

kokaina uzależnia przede wszystkim psychicznie. – Pojawia się chęć, aby znaleźć się ponownie w stanie euforii, którą zapewnia nam właśnie ten narkotyk. Uzależnienie fizyczne nie jest silne, o ile nie braliśmy cracka lub innych wymieszanych wynalazków. Jak leczyć uzależnionego od kokainy? – Wiele osób potrzebuje przede wszystkim wyjechać z Warszawy – twierdzi terapeuta Adam Nyk.
Uwaga! Użytkownik AlfonsVanWorden jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 52 / 4 / 0
Jak zlecić 5 morderstw? Ujawniona korespondencja założyciela Silk Road
Joanna Nowik

[ external image ]
Ross Ulbricht a.k.a Dread Pirate Roberts •FreeRoss.org

Jak się okazuje, jednak lepiej nie robić tego przez internet. Przekonał się o tym Ross Ulbricht - założyciel serwisu Silk Road. Ulbricht został
właśnie uznany przez sąd w Nowym Jorku za winnego popełnienia siedmiu przestępstw. Serwis SilkRoad działał na zasadzie internetowego czarnego rynku. Można było na nim kupić m.in. narkotyki i broń. Chociaż Ross Ulbricht przyznał się do założenia serwisu, do końca twierdził, że to nie on był jego tajemniczym bossem o pseudonimie Dread Pirate Roberts.

Korespondencja Robertsa, odzyskana z serwerów Silk Road, została w trakcie procesu odczytana w sądzie. Poniższe tłumaczenie jest wyedytowaną wersją protokołu sądowego.

Wszystko zaczyna się od tego, jak Dread Pirate Roberts otrzymuje wiadomość od użytkownika o nicku FriendlyChemist. Chemik twierdzi, że został oszukany i, jeśli Roberts nie pomoże mu odzyskać pieniędzy, ujawni informacje identyfikujące 24 dilerów działających na Silk Road, jak również dane ich klientów.

Roberts zwraca się do Chemika z prośbą o kontakt z tymi, którym jest winien pieniądze. Niebawem odzywa się do niego człowiek o nicku Redandwhite z gangu motocyklowego Hells Angels. Roberts, jak na biznesmana przystało, oferuje mu współpracę przy sprzedaży narkotyków. Wspomina również, że nie zmartwiłby się, gdyby Chemikowi stała się krzywda…

Redandwhite 3/25/2013 10:00: Miałem się z tobą skontaktować. To my jesteśmy ludźmi, którym freindlychemist jest winien pieniądze. Powiedział nam, że to ty jesteś mu winien i opowiedział długą, nudną historię o tym i o tamtym. Jeśli o nas chodzi – daliśmy mu towar. Co się z nim stało nas nie interesuje. To on i tylko on jest odpowiedzialny za stracony towar/pieniądze. Nie obchodzi nas to, czy go ukradłeś/pożyczyłeś czy cokolwiek innego. Jego obowiązkiem jest żeby za niego zapłacić. W każdym razie prosił żebym się z tobą skontaktował. O czym chciałeś rozmawiać?

Dread Pirate Roberts 3/26/2013 18:27: Przepraszam, że nie odpisałem od razu i dziękuję za wiadomość. Mieliśmy pewne problemy techniczne w ciągu ostatnich 24 godzin, z którymi musiałem się uporać. Dla jasności, nie jestem mu winien żadnych pieniędzy, ale opowiedział mi o swojej sytuacji i chce żebym mu pomógł. Nie jestem pewien, co zrobić, ale chciałem być z wami w kontakcie żeby zobaczyć czy możemy znaleźć rozwiązanie, które będzie wszystkim odpowiadało.

friendlychemist na bok, porozmawiajmy o tym, jak możemy razem robić interesy. Na pewno posiadacie dostęp do nielegalnych substancji w dużej ilości i macie problem z kiepskimi dystrybutorami. Jeśli jeszcze nie sprzedajecie na Silk Road, powinniście się nad tym zastanowić. Wiele osób kupuje tu w ilościach hurtowych i detalicznych. Jako sprzedawcy będziecie chronieni dzięki anonimowości i zastosowaniu waluty Bit Coin, będziecie też mieli ochronę przeciwko takim ludziom jak freindlychemist, którzy chcą was nabrać, ponieważ transakcje są przeprowadzane przez mój escrow [rodzaj rachunku powierniczego]. Zachęcam cię do przeczytania wiki i forum … i handlowania u nas.

Jeśli więc jest coś, w czym mogę wam pomóc jako administrator, żebyście zaczęli działać na Silk Road, albo w czymkolwiek związanym z twoją sytuacja z friendlychemistem, daj mi proszę znać.
-DPR

Redandwhite 3/26/2013 20:08: To jest interesujące. Ile moglibyśmy tu sprzedać, jeśli oferowalibyśmy każdy produkt o wiele taniej niż inni? Mamy największy udział w transporcie towaru w zachodniej Kanadzie (jeden z największych portów narkotykowych do Ameryki Północnej). Obejrzałem twoją stronę i pomysł wydaje mi się interesujący (pod warunkiem, że jest to anonimowe, tak jak wszyscy uważają). Produkujemy LSD/nBome/ketaminę/MDMA/metamfetaminę/GHB [pigułka gwałtu] i importujemy kokainę i heroinę w olbrzymich, hurtowych ilościach. Mamy wielu pracowników, którzy organizują własne sieci subdystrybucji na ulicach, ale jeśli to jest lukratywne, zawsze szukamy nowych sposobów na rozszerzenie działalności. W oczach moich wspólników, jedyne, co teraz widzą to to, że przez dystrybucję online straciliśmy 700 tys. [dolarów], więc nie jestem pewien czy na to pójdą.

FriendlyChemist nie zgadza się na spotkanie, bo obawia się tego, co się stanie. Ludzie zaczynają podejrzewać, ze pójdzie na policję, ale to nie problem, bo i tak nie będzie w stanie ujawnić nikogo ważnego, zawsze miał tylko kontakt z ludźmi na niskim szczeblu w grupie i oni zawsze się upewniają, że nawet, jeśli ktoś okazałby się informatorem, to nie mogliby nic udowodnić. Szkoda, bo sprzedawał sporo towaru. Jeśli mógłbyś namówić FriendlyChemista żeby się z nami spotkał, albo żeby spłacił dług, to na pewno mógłbym przekonać ludzi w naszej grupie żeby dać szansę tej sprzedaży przez internet. Sytuacja teraz wygląda tak, że są ludzie, którzy go szukają, a ponieważ unika naszej grupy, nie jestem pewien, co się stanie, skoro jest nam winien pieniądze i nas unika.

Rozejrzałem się po twojej stronie i ceny są absolutnie absurdalne. Zakładam, że większość ludzi, którzy tu handlują są 3 albo 4 poziomy niżej niż właściwi producenci albo dystrybutorzy?

Dread Pirate Roberts 3/27/2013 23:38: W moich oczach FriendlyChemist to niewygodny problem i nie miałbym nic przeciwko temu gdyby wykonano na nim wyrok, ale wtedy stracisz swoje 700 tys. Nie sądzę, że będzie miał te pieniądze, bo wydaje się bardzo zdesperowany. Nie wiem ile już wiesz o kolesiu, ale mam następujące info i czekam na jego adres: [podaje imię i nazwisko, miasto, wiek i informację: żona + 3 dzieci]
Daj znać, czy przydałby ci się jego pełny adres.

W takiej sytuacja, myślę, że moglibyście wyciągać ponad milion dolarów na tydzień w ciągu kilku miesięcy. Ciężko ocenić, bo to zależy od tego, jaką część rynku zdobędziecie, a poza tym strona cały czas się rozwija. Będziecie musieli stać się profesjonalistami w niewykrywalnym wysyłaniu i pakowaniu. [Tu następuje opis sytemu prowizji na Silk Road i rady na temat wysyłki towaru]

Redandwhite 3/28/2013 9:01: Mamy już te informacje, ale dzięki. Z 1M na tydzień wygląda na to, że opłacałoby się tutaj sprzedawać, kiedy już będziemy wiedzieli jak to wszystko działa. Nawet przy prowizji 15% to nie ma znaczenia, bo tracimy więcej niż 15% robiąc to na ulicach z ludźmi z ulicy, których okradają, zostają aresztowani, tracą towar etc.

Porwaliśmy już partnera friendlychemista Xin i jesteśmy na tropie friendlychemista. Będę cię informować o rozwoju wydarzeń. Z tego, co widzę, tej stronie brakuje dużych dostawców. Wygląda na to, że to głównie niezależni ludzie z poziomu ulicy, którzy kupują małe ilości (1 uncja – 1 kg jednorazowo) i sprzedają tutaj. [1 uncja = 28 gramów]
Mamy towar i siłę roboczą żeby zrobić tu duże rzeczy. Wybacz, ale to wszystko w tym momencie wydaje się trochę zbyt piękne, żeby było prawdziwe, więc będę potrzebował trochę czasu żeby dobrze to zbadać zanim się do czegokolwiek zobowiążę.

Dread Pirate Roberts 3/28/2013 16:59: Rozumiem i to świetna wiadomość o Xin. Jeśli dobrze rozumiem sytuację, to on jest odpowiedzialny za waszą stratę.

Z całą pewnością nie powinniście się spieszyć, zacznijcie powoli. Bardzo nie chciałbym żebyście popełnili błąd i zostali ze złymi doświadczeniami. Daj znać, jeśli czegoś potrzebujecie. Jeszcze jedno, powinniście zainteresować się PGP [oprogramowanie do szyfrowania]. Wielu klientów lubi szyfrować adres odbiorcy, więc powinniście wiedzieć jak go rozszyfrować.
Kiedy będziecie gotowi, daj znać, z jakiego konta chcecie handlować, a ja pokryję koszt 500 dolarów kaucji.

Redandwhite 3/28/2013 20:32: Dobrze znamy PGP, używamy go od lat przez email połączony z naszymi smartfonami. To jedyny sposób, w jaki się ze sobą komunikujemy, z wyjątkiem twarzą w twarz, bo rozmowy telefoniczne nie są bezpieczne.

Nie jesteśmy już stratni. Udało nam się odzyskać cały stracony towar, kiedy złapaliśmy Xina. Po krótkim „przesłuchaniu” przyznał, że zamierzał przenieść się do innego kraju i utworzyć nowe konto na tej stronie. Nie lubimy złodziei. Już go nie ma.

Dziękuję za twoją ofertę zniesienia kaucji, ale jeśli będziemy tu sprzedawać, to chcemy płacić tyle samo, co wszyscy. Ale to bardzo miło z twojej strony. Będę w kontakcie.

W międzyczasie FriendlyChemist nadal szantażuje Robertsa i żąda 500 tys. dolarów na ucieczkę i rozpoczęcie nowego życia z rodziną.

FriendlyChemist do DPR: nie pozostawiasz mi wyboru chce 500k usd w ciągu 72 godzin albo wypuszczę całe info które mam. nie mogę wrócić do domu i musiałem przenieść dzieci i żonę gdzieś indziej i potrzebuję tych pieniędzy żeby przeprowadzić rodzinę i zacząć nowe życie. nie chcę tego robić ale potrzebuję pieniędzy albo to wszystko wypuszczę. ponad 500 użytkowników i około 24 handlarzy jak będzie?
[…]
DPR do FriendlyChemista: Wyświadcz mi przysługę i daj mi 96 godzin. Odezwę się do ciebie w poniedziałek. Chcę to rozwiązać, ale mam ważne plany na weekend i nie chcę się teraz tym zajmować.

Dread Pirate Roberts 3/29/2013 22:55: Cześć R&W,
Źle się z tym czuję, że muszę do ciebie przyjść z problemem, a dopiero jesteśmy na początku znajomości, ale Blake (FriendlyChemist) sprawia kłopoty. Nadal go szukacie, czy teraz, kiedy znaleźliście już Xina, daliście spokój? Chciałbym wyznaczyć nagrodę za jego głowę, jeśli to nie jest dla was zbyt wielki problem. Jaka byłaby odpowiednia kwota żeby zmotywować Was do znalezienia go?

Sytuacje takie jak ta zdarzają się od czasu do czasy osobie na moim stanowisku. Są inni, do których mógłbym się zwrócić, ale zawsze dobrze jest mieć kilka opcji do wyboru, a wy jesteście w tej chwili blisko sprawy. Mam nadzieję, że jest to coś, na co jesteście otwarci i może to być kolejny aspekt naszej biznesowej współpracy.
Pozdrawiam,
DPR

Redandwhite 3/30/2013 00:42: Jaki to problem? Zazwyczaj trzymamy się z daleka od takich spraw, bo źle wpływają na interesy i powodują napięcie. Czy to problem, który może być rozwiązany, czy musi być potraktowany bardziej surowo?

W tym momencie, nie obchodzi on nas, bo od Xina odzyskaliśmy więcej niż od nas wziął i zapłacił za to życiem. Dług spłacony w naszym rozrachunku. Jeśli chodzi o stawki, nie ma jednolitej ceny za tego typu rzeczy. Zlecenia wyceniamy indywidualnie. Zazwyczaj dajemy cynglom część tego, co ta osoba jest winna +/- ile im się uda odzyskać. Jeśli to zlecenie tylko po to, żeby osoba zniknęła, to też inna sprawa. Jest ci winien pieniądze, czy po prostu chcesz się go pozbyć? W międzyczasie, dopóki nie dostanę od ciebie potwierdzenia, mogę wysłać kilku moich chłopaków, żeby dowiedzieli się gdzie dokładnie teraz przebywa.

Dread Pirate Roberts 3/30/2013 1:55: Jeśli uda ci się dowiedzieć gdzie przebywa, to może wystarczyć żebym go odstraszył. Próbuje mnie szantażować. Daj znać, czego potrzebujesz żeby ci się to opłaciło.

Redandwhite 3/30/2013 3:31: Jeśli znajdziemy jego miejsce pobytu, a ty użyjesz tego do nastraszenia go, to prawdopodobnie znowu je zmieni. Z doświadczenia wiem, że później będzie go znacznie trudniej odszukać, bo będzie wiedział, że są ludzie, którzy są w stanie go znaleźć i którzy go szukają.

Poza tym, ludzie, którzy robią rekonesans to właśnie cyngle. Nie sądzę, że będą zainteresowani szukaniem go, jeśli będą z tego mieli tylko małą sumę do podziału. Jeśli jesteś pewien, że chcesz tylko jego adresu, mogę z nimi pogadać, żeby go znaleźli za odpowiednią kwotę (nie wiem ile to będzie, bo zazwyczaj, kiedy na kogoś polujemy, to kiedy już go znajdziemy, wiąże się to z innymi rzeczami). Jeśli chcesz żebyśmy potraktowali go w inny sposób, też możemy o tym porozmawiać, ale cena zależy od sytuacji.

Jeśli chcesz żeby to wyglądało jak wypadek, to kosztuje drożej. Nie będzie wyglądało podejrzanie. Po prostu któregoś dnia wyjdzie z domu i nie wróci.
Jeśli nie zależy ci na tym, jak to ma wyglądać, to będzie tańsze niż wypadek. Używamy profesjonalistów, a nie ulicznych kryminalistów, którzy zawsze coś spierdolą. Ile jest ci winien i ile jesteś w stanie zapłacić? Jeśli uda się coś odzyskać, ile z tego będzie dla nas (jeśli coś będzie)?

Dread Pirate Roberts 3/30/2013 15:41: Nie jest mi nic winien, ale grozi, że jeśli mu nie zapłacę, wyda dane tysięcy moich klientów, które uzyskał dzięki współpracy z Xinem. Tak jak wy nie lubicie złodziei, tego typu zachowanie jest dla mnie niewybaczalne. Zwłaszcza tu, na Silk Road, anonimowość jest święta.

To nie musi być czyste i nie wydaje mi się, że będą jakieś pieniądze do odzyskania.

Redandwhite 3/30/2013 21:48: Cena za czyste to 300k+ USD
Cena za nie-czyste to 150-200k USD w zależności od tego, jak ma się to odbyć. Te ceny obejmują 2 profesjonalistów, koszty podróży i całą pracę. Możemy użyć ludzi spoza miasta, jeśli chcesz, ale nie sugerowałbym tego, bo to dodatkowy koszt, a wydaje mi się, że tobie nie zależy na tym, w jaki sposób go załatwimy.

Kiedy chciałbyś żeby to było zrobione?

Dread Pirate Roberts 3/31/2013 8:59 : Nie chcę narzekać, ale cena wydaje się wysoka. Niedawno zleciłem czystą egzekucję za 80 tys. Czy to najlepsze ceny, które możesz zaoferować?
Chciałbym, żeby to było załatwione jak najszybciej, bo on mówi o wypuszczeniu info w poniedziałek.

Redandwhite 3/31/2013 11:16: Przykro mi, ale za taką cenę nic nie możemy zrobić. Najlepsza oferta to 150, a i to jest na granicy. Ponieważ potrzebujesz tej roboty na szybko, normalnie cena byłaby jeszcze wyższa. Dla dobra naszej przyszłej współpracy biznesowej, damy radę za 150. Nie mniej. Jeśli 150 nie jest dla ciebie odpowiednie, to będziemy musieli sobie odpuścić. Używamy profesjonalistów i dobrze im płacimy. Zawsze wysyłamy ich w zespołach 2+.. 75k dla każdego za wydatki i robotę to odpowiednia stawka, tak myślę.

Mamy jednego z jego wspólników i płacimy mu, żeby nam go wystawił. Zapłacimy za to z własnej kieszeni. Zgaduję, że nie będziesz w stanie zapłacić gotówką, więc jak chcesz zorganizować płatność, skoro chcesz żeby to było zrobione przed poniedziałkiem?

Redandwhite 3/31/2013 13:32: Jeśli chcesz żeby to było zrobione do poniedziałku, to zostaje tylko dzisiaj. Tutaj mamy niedzielę rano. Zawsze mijamy się online, więc zostawię adres bitcoin, jeśli chcesz zapłacić w ten sposób. Tak pewnie będzie najlepiej, bo przyzwyczaimy się do bitcoinów, skoro będziemy tu handlować najprawdopodobniej w ciągu tygodnia albo dwóch. Sprawdzę komputer za około 10 godzin i jeśli zobaczę, że chcesz z tym ruszyć do przodu i będzie płatność, zrobimy to dzisiaj. [podaje adres BitCoin] Jeśli chcesz potwierdzenie w formie zdjęcia po robocie, podaj mi przypadkowe cyfry, będą napisane obok niego i zrobione zdjęcie.

Dread Pirate Roberts 3/31/2013 17:00: Dziękuję R&W. Do tej pory zleciłem tylko tę jedną egzekucję, więc nadal uczę się tego rynku. Ufam ci i jestem pewien, że wykonacie dobrą robotę. Kurs walutowy jest w tym momencie powyżej 90, więc $90/btc, $150k to około 1670 btc. Jeśli rynek pójdzie w dół, wyślę więcej. Przypadkowe cyfry do zdjęcia 83746102
Numer transakcji dla 1670 btc to [podaje długi numer transakcji]
Powodzenia i bądźcie bezpieczni,
DPR

Redandwhite 3/31/2013 23:02:
Otrzymałem płatność. Jestem wdzięczny za twoją propozycję, jeśli bitcoiny stracą na wartości. Wiemy gdzie jest. Złapiemy go dzisiaj w nocy. Powiadomię cię.

Redandwhite 4/1/2013 22:06: Twój problem został załatwiony. Wzięli sporo rzeczy, które miał przy sobie. Powiedzieli, że miał kilka laptopów i sporo pendrive’ów. Czy coś z tego należy do ciebie? Przepytali go i wydał wszystko, co wiedział. Powiedział, że on i Xin pracowali razem nad tym żeby cię szantażować, a zostali wprowadzeni przez trzeciego kolesia, który handluje tu od paru lat i jest niezłym oszustem. Podobno zakłada konta sprzedażowe, handluje przez jakiś czas, potem wywija numer i znowu zakłada nowe konta. Mają imię tego kolesia, przekażę ci je bez dodatkowej opłaty po tym, jak się z nimi spotkam żeby wziąć zdjęcie i sprzęt, który wzięli. Możesz odetchnąć, bo on już nie będzie nikogo szantażował. Nigdy.

Dread Pirate Roberts 4/2/2013 00:55: Świetna robota. Proszę prześlij całe info, jakie możesz zdobyć na temat tego trzeciego kolesia, razem ze zdjęciem. Zdjęcie możesz wrzucić tutaj: [adres]
Nie potrzebuję niczego, co miał przy sobie, więc możesz z tym zrobić, co chcesz.
Dziękuję jeszcze raz za twoją pomoc.
DPR

Redandwhite 4/2/2013 12:59: Ok, moi ludzie są teraz u mnie i to jest to, co wyciągnęli od FriendlyChemista zanim go załatwili.

Pracowali z kolesiem – prawdziwe imię Andrew Lawsry z Surrey. Podobno to jest człowiek, który przekonał ich do oszukiwania tutaj ludzi. Powiedział, że zaczął sprzedawać na silkroad kilka lat temu i od tego czasu zrobił karierę na tworzeniu nowych profili i nabieraniu ludzi. On im powiedział jak rozpocząć tu działalność i jak oszukiwać, zażądał części ich dochodów w zamian. Powiedział, że pokazał im wszystko jak sprzedawać, jak nie dać się złapać, te sprawy. Nie pamiętał wszystkich nazw kont, których używał lub używa, ale powiedział, że tony76 i nipplesuckcanuck były jego imionami i, że ma inne konta, dla ludzi, których ustawia, albo które sam prowadzi.

Sprawdziłem też to, co miał przy sobie. Laptopy były puste z wyjątkiem Tora [program do anonimowej komunikacji] i kilku innych programów. Pendrive’y były pełne plików tekstowych z tysiącami adresów z całego świata. Zniszczyliśmy wszystko, co od niego wzięliśmy, ale zatrzymałem plik tekstowy o nazwie „blackmail.txt” [szantaż.txt], który miał tonę adresów, tak jak inne pliki. Ponieważ wspominałeś, że próbował cię szantażować tymi informacjami, zatrzymałem ten plik na wypadek, gdybyś go potrzebował. Jeśli go nie potrzebujesz, daj znać i go zniszczę.

Mam też przy sobie zdjęcie. Pytanie zanim je wyślę. Nie jestem zbyt dobry w tych całych anonimowych operacjach, ale wiem, że zdjęcia mają w sobie informacje z GPSa i że policja może ich użyć jako dowodów. Czy to bezpieczne wysyłać zdjęcie w ten sposób? Załatwiliśmy go w jednym z naszych bezpiecznych miejsc, więc to mnie trochę niepokoi. Ufam twojej opinii, więc zastanawiam się czy jest możliwość usunięcia informacji GPS ze zdjęcia zanim wyślę je przez internet. Jeszcze jedno szybkie pytanie o bitcoinach. Jak mamy je wypłacić? Zapłaciłem cynglom z moich własnych pieniędzy dopóki nie zorientuję się jak dokładnie działają bitcoiny. Z tego, co rozumiem mtgox to główny rynek wymiany waluty. Czy to bezpieczne, żeby założyć tam konto do wypłat? Czy mogą to jakoś połączyć z Silk Road? Wymagają weryfikacji, co mnie trochę niepokoi, więc pomyślałem, że ty będziesz znał najlepszy sposób.

Dread Pirate Roberts 4/2/2013 20:55: Tak, możesz zniszczyć to info. Dzięki, że najpierw spojrzałeś. [Roberts wyjaśnia jak usunąć dane GPS ze zdjęć i zasady bezpieczeństwa związane z bitcoinami, odradza serwis Mt. Gox]

tony76 i nipplesuckcanuck oboje byli rysami na naszej, poza tym, doskonałej przeszłości. Co sadzisz o tym, żeby pozbyć się Andrew Lawsry’ego? Ten koleś prawdopodobnie wyrolował mnie i resztę społeczności Silk Road na miliony dolarów.

Dread Pirate Roberts 4/4/2013 6:47: Jesteś pewien, że to nie Andrew Lawry? Albo inna wersja? Nie mogę nigdzie znaleźć nazwiska Lawsry. Masz jakieś dodatkowe info o tej osobie?

Redandwhite 4/5/2013 4:40: Wysłałem zdjęcie. Musiałem się upewnić, że odpowiednio usunąłem informacje zanim je wysłałem, na wypadek gdyby w jakiś sposób zostało przechwycone. Proszę skasuj to zdjęcie jak tylko je obejrzysz. Jeśli chodzi o imię, to Andrew Lawsry aka tony76 aka nipplesuck canuck aka jakieś inne imiona, których nie znam.
Z tego, co mam od Friendlychemista, używa też innych imion i pracuje z innymi handlarzami, tak jak wcześniej mówiłem. Co do twojego pytania o pozbycie się go, musiałbym się popytać, żeby sprawdzić, jakie informacje moi ludzie mogą znaleźć na jego temat. Chcesz żebym się tym zajął?

Dread Pirate Roberts 4/5/2013 7:29: Tak, poproszę. Jeśli uda wam się go znaleźć, to chciałbym wiedzieć.

Redandwhite 4/5/2013 10:22: Dostałeś zdjęcie? Daj mi znać, żebym mógł wykasować resztę.
Znalezienie go będzie możliwe. Mogę to prawie zagwarantować, ale jednak nic nie zagwarantuję, dopóki nie będę w 100 % pewny, że mogę to załatwić. To po to, żeby nie wyjść na idiotę, jeśli nie doprowadziłbym do końca czegoś, do czego się zobowiązałem. Mamy ogromny udział w handlu w tej części kraju, więc jeśli on bierze od kogokolwiek towar, to będziemy w stanie dowiedzieć się od kogo i dostać się do niego. Chcesz żebyśmy się nim zajęli, jeśli to będzie możliwe? Pytam, bo nie chcę wysyłać ludzi na łowy, a potem nic z tego nie będzie, jak go znajdą.

Proszę nie zapomnij skasować zdjęcia

Dread Pirate Roberts 4/5/2013 18:49: Dostałem zdjęcie i skasowałem je. Jeszcze raz dziękuję za szybką akcję.

Chcę pójść tropem Andrew, ale musimy upewnić się, że to ta osoba o której mówił Blake. Prędzej przepuściłbym szansę pozbycia się go, niż zabił niewinną osobę. Jeśli to nasz człowiek, to prawdopodobnie ma znaczne sumy do odzyskania. Możemy go zatrzymać i przesłuchać?

Chciałbym połączyć się z tobą w czasie rzeczywistym, żeby to dalej omówić. Mam bezpieczny system, który możemy zainstalować. [Od tej pory Roberts nie tylko planuje kolejne morderstwa, ale również służy za pomoc techniczną dla Redandwhite’a]

Redandwhite 4/5/2013 21:48: Cała przyjemność po mojej stronie. Nienawidzę złodziei tak samo jak nienawidzę informatorów.

W kwestii przetrzymywania i przesłuchiwania. To dodatkowe ryzyko, im dłużej kogoś trzymamy/transportujemy. Najbezpieczniej jest wejść, załatwić sprawę i spadać najszybciej jak się da. Czy jest sposób na zweryfikowanie, że to ten cel, o który nam chodzi? Przekonanie go do mówienia nie będzie problemem i oczywiście nie zabilibyśmy go, jeśli nie jest tą osobą, której szukamy. Ponieważ powiedziałeś, że chcesz go znaleźć, wyślę 2 moich ludzi żeby się rozejrzeli i dowiem się czego mogę na jego temat i dam ci jak najszybciej znać. Cenę możemy omówić później, kiedy będziemy wiedzieć więcej.

Jeśli chodzi o komunikator, wyślij informacje, a ja przekażę je mojemu chłopakowi od technologii, żeby na nie rzucił okiem. On zajmuje się zabezpieczeniem telefonów i pgp dla naszych blackberry, więc będzie wiedział lepiej ode mnie jak to wszystko ustawić.

Dread Pirate Roberts 4/6/2013 00:57: Mam przeczucie, że to nasz człowiek, ale nie chciałbym się mylić. Twoi ludzie byli w stanie wyciągnąć info od Blake’a, może mogą zrobić to samo z Andrew. On prawdopodobnie siedzi na tysiącach skradzionych bitcoinów, być może dziesiątkach tysięcy, więc wydaje mi się, że będziemy musieli z nim „popracować” żeby odzyskać te fundusze. Mogą być na zaszyfrowanym dysku, który tylko on może otworzyć. Pozbycie się go, zlikwidowałoby te monety na zawsze. Kiedy będziemy od niego odzyskiwać fundusze, mam nadzieję, że będziemy też w stanie potwierdzić, że to ten człowiek, o którym mówił Blake. Tu są instrukcję, jak dostać się do serwera komunikatora z komputera windows.
[Następuje lista instrukcji, ale Redandwhite będzie miał problem z połączeniem]

Redandwhite 4/6/2013 12:20: Dowiedziałem się kim jest Andrew i u kogo się zaopatruje. Rozmawiałem z jego dostawcą i powiedział, że głownie bierze heroinę, Kokę, MDMA i LSD. Powiedział, że przechodzi przez fazy, kiedy bierze tonę towaru, potem przestaje na kilka tygodni, a potem znowu zaczyna. Brzmi zgodnie z tym, co mówił Friendly chemist o tym, jak okradają tu klientów. Powiedział, że jak ostatnio był w kontakcie z Andrew (kilka dni temu), to mówił, że planuje przenieść się do innej prowincji, bo sprawy robią się tu zbyt gorące. To może być spowodowane tym, że dowiedział się o Xinie i FriendlyChemiście i jest przestraszony.
Miałem też okazję usiąść i porozmawiać z moimi cynglami o tym, co dokładnie się wydarzyło i jak w szczegółach wszystko poszło. Powiedzieli, że FriendlyChemist błagał ich o litość i oferował wyjawienie Andrew i, że Andrew był sprzedawcą o imieniu Tony i wielu innych imionach (nipplesuckcanuck, między innymi). Powiedział, że kiedy pierwszy raz namawiał ich do tego planu, często wspominał o tym jak dużo pieniędzy ukradł, i, że kiedyś ukradł 15,000 internetowej waluty od 1 osoby na tej stronie, i jak łatwa jest tutaj kradzież.

Czy to ci coś przypomina? Czy ukradł 15,000 BitCoinów od klienta? To byłby łatwy sposób żeby się przekonać, że to ta osoba. Masz historię jego transakcji, żeby sprawdzić czy rzeczywiście ukradł 15,000 BitCoinów? Wiem, że moi ludzie wykonują dobrą robotę i są świetni w tym, co robią.. To znaczy w pozbywaniu się albo przesłuchiwaniu/zastraszaniu ludzi, i powiedzieli, że nie kłamał.

Informacje, które o nim mam w tym momencie to to, że pracuje/mieszka z 3 innymi ludźmi i sprzedają razem towar. Planują niedługo opuścić prowincję (nie wiem kiedy). Jest w kontakcie ze swoim dostawcą, który, tak się składa, że przez sieć pośredników kupuje towar od nas, na końcu łańcucha pokarmowego.

Chcesz żebyśmy zajęli się tym kolesiem Andrew, czy mam tylko postawić mój zespół w gotowości?

Dread Pirate Roberts 4/6/2013 20:37: Jestem wystarczająco pewny, że to on, żeby ruszyć z tym do przodu. Czy możemy zgarnąć całą czwórkę, rozdzielić ich, sprawić żeby wydali się nawzajem i oddali skradzione pieniądze?
Odzyskanie funduszy będzie trudne, jeśli nie jesteś w bezpośrednim kontakcie z zespołem, albo jeśli twoi ludzie nie wiedzą jak działają bitcoiny.
Jeśli masz inne nazwy użytkownika, o których wspominał FC, to będzie mi łatwiej złożyć wszystko do kupy z mojej strony. [Przechodzą do rozmowy o ustawieniach komunikatora, którego jeszcze nie udało się uruchomić]

Redandwhite 4/6/2013 22:47: Jeśli chodzi o złapanie wszystkich 4, to byłoby to możliwe, ale muszą ich zgarnąć wszystkich naraz, żeby żaden nie uciekł. Wysłałbym 4 ludzi zamiast 2, żeby się upewnić, że nie będzie żadnej wpadki. [Więcej informacji o celach akcji, okazuje się, że Andrew jest hazardzistą] Przejmiemy to, co będą mieli przy sobie, ale nie chcę żeby moi ludzie przesiadywali z nimi zbyt długo, bo załatwiają 4 ludzi.

Niestety przy tego typu zleceniach nie ma upustu. Zazwyczaj cena idzie w górę im trudniejsze zadanie. Ale ponieważ łatwo się z tobą pracuje, będę w stanie zaoferować ci tę samą stawkę x4. Jeśli ci to odpowiada, daj znać. Jeśli nie, to też proszę daj znać jak najszybciej i odwołam chłopaków. Przez ten cały czas zajmowali się zbieraniem info o Andrew i jego ekipie

Dread Pirate Roberts 4/6/2013 23:27: Ok, wyjmijmy tylko Andrew i tak to zostawmy. Spróbuj odzyskać pieniądze, ale jeśli nie, to nie.

Ile na to potrzebujesz?
[Znowu następuje techniczna konsultacja na temat komunikatora]

Redandwhite 4/8/2013 7:11: Jeśli chcesz się pozbyć tylko Andrew, mogę to załatwić za 150, tak jak ostatnio. Nie moglibyśmy tego zrobić w ich domu, bo zawsze jest tam przynajmniej kilku z nich, bo to ich DOM/biuro. Więc nie moglibyśmy odzyskać jego rzeczy. To zależy od ciebie, co chcesz żebyśmy zrobili, ale nie możemy wysłać cyngli do ich domu/biura jeśli wyjmują tylko jednego. Czy nie potrzebujesz pozbyć się także jego ludzi? Jeśli oni z nim pracują, to znaczy, że robią to samo, co on. To byłoby też łatwiejsze dla cyngli, dobrać się do nich tam, tak żeby mogli cokolwiek odzyskać. Byłoby też lepiej, bo nie byłby to atak w miejscu publicznym. Jeśli zajmiemy się tylko Andrew, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby tamci zaczęli znowu sprzedawać z nowych kont. Oczywiście, to zależy od ciebie, co chcesz żebyśmy zrobili i w jaki sposób, bo ty jesteś klientem.

[Redandwhite dalej przekonuje, dlaczego lepiej jest pozbyć się całej czwórki, jak się okazuje, zamówił już do tej roboty zabójców spoza miasta. Spuszcza cenę do 500 tys. dolarów za całą grupę. Potem znowu następuje konsultacja techniczna na temat komunikatora]

Dread Pirate Roberts 4/8/2013 18:50: hmm… ok, polegam na twoim zdaniu i mam nadzieję, że uda wam się odzyskać od nich jakieś pieniądze.

$500k w btc (3,000 @ $166/btc) zostało wysłane na: [adres i numer transakcji]

Redandwhite 4/15/2013 10:11: Twój problem został rozwiązany. Spróbuję cię złapać online, żeby przekazać ci szczegóły. Chciałem dać ci znać od razu, żebyś miał o jedno zmartwienie mniej.

Dread Pirate Roberts 4/15/2013 15:41: dzięki, do zobaczenia na czacie.

Dread Pirate Roberts zlecił też zabójstwo szóstej osoby Curtisa Clarka Greena, który był jego pracownikiem w Silk Road. Green żyje i podobno współpracował z władzami przy sfingowaniu własnego zabójstwa.

[ external image ]

Protokół z rozprawy Rossa Ulbrichta można zaleźć tutaj https://www.wired.com/2015/02/read-tran ... sinations/.
Uwaga! Użytkownik AlfonsVanWorden jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
Wszystkie narkotyczne upodobania i seksualne eksperymenty Witkacego. Na niektóre nawet byś nie wpadł
Manuel Langer

Spoiler:



Nieprawda, że Witkacy był hulaką i erotomanem! Prawda, że kpił z Polaków

Magda Piekarska, Tygodnik Wrocław

Spoiler:
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
ODPOWIEDZ
Posty: 2069 • Strona 187 z 207
NarkoMemy dodaj swój
[mem]
Newsy
[img]
Prof. Marcin Wojnar o alkoholach 0%: Piwo bezalkoholowe podtrzymuje mechanizmy uzależnienia

Coraz więcej osób sięga po piwo bezalkoholowe, wierząc, że to zdrowy wybór. Czy na pewno? Prof. Marcin Wojnar tłumaczy, dlaczego „zerówki” mogą być poważnym zagrożeniem – zapraszamy do przeczytania wywiadu.

[img]
Masowe ilości kokainy na masowcu. Kucharz w areszcie

Blisko pół tony kokainy o wysokiej czystości przejęły argentyńskie służby na masowcu Ceci w porcie rzecznym San Lorenzo. Do udziału w przemycie przyznał się okrętowy kucharz.

[img]
Czy psychodeliki mogą uczynić Cię bardziej moralnym człowiekiem? [Nowe badania 2025]

Czy możliwe jest, że po zażyciu psychodelików stajesz się bardziej empatyczny, troszczysz się o innych ludzi, zwierzęta czy nawet środowisko naturalne? Najnowsze badania opublikowane w Journal of Psychoactive Drugs sugerują, że tak – osoby, które doświadczyły głębokich przeżyć psychodelicznych, wykazują wyższy poziom moralnej ekspansywności, czyli gotowości do rozszerzenia współczucia i troski na coraz szersze kręgi istnienia. Co ciekawe, wzrost ten jest szczególnie silny u osób, które podczas „tripu” przeżyły rozpad ego lub intensywne doświadczenia mistyczne.