o i przypomniało mi się co nie pisałem tu że rysperydon w wieku 12 lat
25 sierpnia 2014Melancthe pisze: Ja pierdole, jaka bieda umysłowa.
Niech zgadnę: mieszkasz z rodzicami/rodzicem, nie zarabiasz, studia Ci nie poszły, zainteresowania liczne acz powierzchowne.
Zioło - 16-17 lat
reszty nie pamiętam łudibaj łudibaj łudibaj baj baj baj
Siła z pokoju dla ciebie dziś Bas Tajpan!!!
Seeeeelaaaasiiiijaaaaa !!! Mistyk i głębia !!
Fandango pozdro, ze Śląska i Zagłębia
A w sumie jeśli alkohol tu liczymy to w wieku 6 lat na urodzinach kogoś z rodziny stary dał mi shota.
25 sierpnia 2014Melancthe pisze: Ja pierdole, jaka bieda umysłowa.
Niech zgadnę: mieszkasz z rodzicami/rodzicem, nie zarabiasz, studia Ci nie poszły, zainteresowania liczne acz powierzchowne.
6lat — pierwszy raz w upojeniu alkoholowym, to nie był szampan dla dzieci, a w moim domu twardy, chujowo-najchujowszy drag alkohol to był soczek dla każdego. Ciekawe, że na pozór to nie było żadne pato ze staromiejskiej bramy, ale dysfunkcjochujoza w kamuflażu.
12lat – mj, chyba z siana maczana w radzieckim kwasie, te pierwsze bomby były tak odczuwalne, no i pijackie, gówniarskie eskapady, wiadomo;
15lat – proch na tony (nienawiść do alkoholu praktykowana bezwzględną abstynencją) potem iv, bo krechy na długość stołu nie kopały już, jak powinny. Wtedy też ulubiony mix - mj-siupa-MDMA. I któregoś dnia końcu vendor nie miał tego, ale tamto, więc 16lat – hel, iv oczywiście, długi ciąg, wspaniała ćpuńska pasja w różowej mgiełce, stimy poszły w odstawkę, by wracać okazyjnie.
A potem wszystko się pojebało (no niesamowite, że jak se bierze dragi to z czasem się wszystko jebie co nie?) i wjechało wszystko na raz, w różnych kombinacjach, wróciła faza alko (miało mi pomóc nie nakurwiać tyle opiatów), alko-hera (dużo kompotu wtedy było, na podkładke z wódy rzyganie co pięć minut) alko-benzo-opio (nic nie pamiętam), opio-benzo, alko-mef/rc/wszystko i jeszcze żyję.
Apteczne kinderćpuństwo jakoś mnie ominęło, ale jeszcze mam czas póki żyję nadrobić. Na razie nadrabiam życie bardziej, te 10 lat najgorszego wjebania i wykluczenia się na cacy z mainstreamu społeczeństwa.
Dziś od x lat sanowcza nienawiść do alkoholu i wspomnienie tego, co z sobą mi niósł całe życie, cały czas pozwala mi chociaż od tego ścierwa się trzymać daleko. Z perspektywy czasu oceniam, że czasu ten okres mieszany z tym gównem mnie najbardziej życiowo i zdrowotnie rozłożył. Skręt z delirium, zastrzyki z halo na SORze, mniam, i to wrażenie potem, że można szyją okręcić sobie kostkę u stopy.
Myślę, że gdyby nie było w moim życiu alko (tego w około, nawet nie tego już potem wlewanego sobie w dupsko) to też nie było by mnie tutaj, bo jakieś ćpuńskie forum dyskusyjne brzmiałoby mi jak abstrakcja równa braniu narkotyków. Ale kto wie, było jak było i też nie żałuję, mój umysł pozwiedzał ciekawe zakątki, zryło mnie to, ale też mogę powiedzieć, że z taką zoraną czubryną nawet na trzeźwo przeżywam euforyczne odjazdy z byle czego.
Obecnie w remisji, na sybstytutach (i dzięki zainteresowaniom, warto mieć choć jedno więcej poza nakurwieniem się), od jednego sportowego weekendu na kolejnego. I mj, umiarkowanie choć Janiny nigdy nie wyeksmituję na amen. I grzyby, terapeutycznie.
lecz na zdrowiu ucierpiał w połowie, bo główki miał tylko pół.
Morał: doznajemy przykrości proporcjonalnie do świadomości.
2) 18lat - amfa, mefedron, kokaina, LSD, RC ( 4cmc, 4cec, 4cprc, 4mmc, 3mmc, 4mpd, HEX-EN, 3cmc, 4mec, 3mec), MDMA, "Cząstka Boga", Pixy, hash.
3) 21lat - Pare razy gówniany DXM, i Kodeinka
Żałować? - Trochę żałuję pod względem zdrowia i mózgu, mogłem się z tym tak nie śpieszyć, bo nigdy umiaru nie miałem, ale bywało fajnie
15-pierwsze zielsko a 3 miechy później pierwsza krecha fety oraz liczne ćpanie kody i dexa(ten drugi rzadziej)
16-Znalezienie pierwszego dilera(wcześniej ogarniali mi koledzy) oprócz tego liczne ciągi na fecie i ostatecznie wjechanie się w nią na trzy miesiąca,skończyło się to przypalem gdyż starzy się kapneli.
Obecnie mam 17 lat raz w miesiącu zarzuce sobie kode i raz na tydzień wale sobie browara.Chodze również na silke gdyż pomaga to trochę.
Na start poleciało alko w wieku 15 lat, do dziś pamiętam ten pierwszy kufel piwa trzymany w roztrzęsionych dłoniach chudej, bladej nastolatki i to wspaniałe uczucie towarzyszące pierwszej w życiu degustacji czegoś zakazanego. To połączenie niepewności i ekscytacji, które towarzyszy mi do dzisiaj bynajmniej już nie przy piciu piwa ;) To były lata 90-te, towarzystwo było wtedy mocno czarno-białe a ja miotałam się gdzieś pomiędzy tym wszystkim zapijając w bramach młodzieńcze rozterki tanimi winami aż do porzygu. Kompanii do picia nigdy nie brakowało a tych win to też trochę się polało. Wtedy na szczęście nie popłynęłam z nurtem, zawsze miałam tą odrobine zdrowego rozsądku i potrafiłam się umiejętnie wywinąć gdy towarzystwo zaczynało filtrować przez chlebek denata. Swoją drogą, ciekawe jak to w narodzie od naszych najmłodszych lat otoczenie daje pełne przyzwolenie dla alko np. dawanie małym dzieciom możliwości spijania przysłowiowej "pianki z piwka" kształtuje w człowieku brak respektu dla alkoholu, bo przecież jest legalny i jest wszędzie dookoła, i ba! Często mam poczucie, że chlanie urosło do rangi naszego sportu narodowego.
W końcu przyszedł ten piękny wiek, 17 lat a do menu dołączyły Maria i Fetka. Zaczęło się pierwsze jaranko i związane z tym wielkie oczekiwania i jeszcze większy zawód... niestety po osiedlu krążyła wtedy podła samosiejka, która Marię jaką znamy dzisiaj przypominała tylko z wyglądu i to po zmieleniu ;). Tak więc mój pierwszy raz z zielonym dymkiem odbył się bez większych fajerwerków, za to już kolejne sesje były w pełni satysfakcjonujące i w 100% wynagrodziły mi to pierwsze rozczarowanie. Z biegiem lat jaranko nabrało nawet całkiem "wysokich lotów" dosłownie i w przenośni ;)
Start z fetką był nienajgorszy, od początku się zaprzyjaźniłyśmy. Wielokrotnie uratowała mi tyłek a w sytuacjach skrajnego nieogaru stawiała na nogi jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, młodej dziewczynie bardzo do się podobały takie "czary" wielce przydatne czy to do nauki czy na imprezę. A zaznaczam, że w tamtych latach fetka miała w sobie o wiele więcej magii niż ta współczesna ;) I tak to sobie trwało kilka lat w najlepsze od okazji do potrzeby a potem... pojawiły się schizy, paranoje, lęki z psychozami włącznie, przerobiłam chyba wszystko z listy efektów niepożądanych.. do dzisiaj mną trzepie jak przypominam sobie długie sesje pod biurkiem i spierdalanie przez osiedle chuj wie dokąd przed chuj wie czym... Wtedy powiedziałam dość i odpuściłam dragi na bardzo długi czas, życie się jakoś ułożyło, sprawy wyprostowały i pojawiło światełko w ciemności.. alkohol oczywiście nadal mi towarzyszył ale ilości stały się rozsądne a częstotliwość szczerze okazyjna.
23 lata i pierwsza wizyta u psychiatry po utracie bliskiej osoby, wtedy myślałam że świat mi się zawalił, poznałam gorzki smak samotności i towarzyszącej jej depresji, długie godziny gapienia się w jeden punkt w pokoju, myśli samobójcze... I leki, które przerobiły tą wesołą, towarzyską dziewczynę w snujący się po kątach cień człowieka. Liczyło się tylko to żeby nie czuć żadnej emocji, kompletnie nic. Z biegiem lat dochodzę do wniosku, że to właśnie przez leki pojawiły się u mnie tendencje do ciągów na czymkolwiek, wcześniej nigdy nic takiego się nie zdarzało, nawet fetę użytkowałam bardzo okazyjnie (a skutki ubocznie i tak się pojawiły).
Teraz życie niby poukładane, wszystko pięknie, ładnie ale jakoś zawsze czegoś brakuje, to i zapełniam te luki czy to arsenałem tabletek od czarodzieja, czy to kodą, czy PST, czy innymi wyzwalaczami szczęścia a to wszystko zagryzione pregą , zalane Metaxą i przepalone mj, ot tak to się potoczyło.
A i na koniec jeszcze jedna historyjka choć nie wiem czy można by ją nazwać ćpuńską inicjacją, oceńcie sami :)
Jak byłam dzieckiem może 6-7 letnim pojechałam latem do jakiejś pipidówki, to była piękna polska wieś pełną gębą, przyroda szalała a ja szybko odnalazłam się wśród miejscowych dzieciaków i jak to dzieciaki ganialiśmy po tych polach, łąkach i lasach. Po czasie okazało się, że ta miejscowa grupka miała swój własny rodzaj "zabawy" a polegała ona na tym, że w "dziczy" szukało się samosiejnych maków, zrywało zielone makówki i zlizywało mleczko... paznokciem zdrapywało się skórkę albo robiło nacięcie, smak krzywił gębę niemiłosiernie. W głowie do dzisiaj tkwi mi obraz grupy dzieciaków idących polną drogą a każde z nich trzyma makówkę, którą liże jak lody na patyku. Cóż... wylizaliśmy wszystkie te maki :P
Pozdrawiam i trzymajcie się cieplutko :)
We've been eating up our brains" BOC
Od 2019 roku trwa złota era medycyny psychodelicznej
Polacy a marihuana w 2025 roku: Co mówią najnowsze badania?
Podróż z medyczną marihuaną samolotem – co musisz wiedzieć?
Meta cenzuruje konopie. Rząd Brazylii grozi sądem i żąda reaktywacji kont
Meta, właściciel Instagrama i Facebooka, znów jest oskarżana o cenzurę. Tym razem chodzi o masowe blokowanie kont związanych z medyczną marihuaną w Brazylii. W ciągu jednego weekendu zniknęło blisko 50 profili. Wśród nich były konta stowarzyszeń pacjentów, lekarzy, influencerów i organizatorów Marszu Konopnego.
Flara wyniuchała narkotyki. Były ukryte w paczce
Ponad pół kilograma amfetaminy przechwycili funkcjonariusze Pomorskiego Urzędu Celno-Skarbowego podczas rutynowej kontroli przesyłek w sortowni w Pruszczu Gdańskim. Narkotyki ukryte w paczce zostały wykryte dzięki czujności psa służbowego Flara.
Joint przed badaniem. Lider Lewicy zachęca młodych do unikania poboru do wojska
Młodzi mężczyźni, którzy chcą uniknąć poboru, powinni zapalić jointa przed wojskowym badaniem lekarskim – poradził współprzewodniczący partii Lewica (Die Linke) Jan van Aken. Ugrupowanie przygotowuje poradnik, jak uniknąć służby wojskowej.
