Więcej informacji: Grzyby w Narkopedii [H]yperreala
Mam problem i chciałem się dowiedzieć, czy ktoś ma jakieś źródła omawiające takie przypadki. Z tego co sprawdzałem, to mało jest to opisane w internecie. Więc szukam pomocy tutaj, może ktoś coś wie.
Wziąłem 5,1 grama suchych grzybów psylocybin cubensis (Mckennaii), które sam wychodowałem na growkitcie od producenta growkit.com i suszyłem 24 godziny, obserwując oczekiwany spadek wagi do 1/10 wagi świeżych.
Mega się na to przygotowałem robiąc to w trybie Terence Mckenna - w ciemności, z zamkniętymi oczami, w ciszy, po 13 godzinach na czczo, w dodatku przez pierwszą godzinę starałem się medytować, aby się wyluzować, pozwolić sobie odpłynąć i przyjąć cokolwiek przyjdzie.
Miałem idealnie przygotowany set & setting.
Efekt?
Czułem 'bodyload', bardzo dziwne uczucie ciała, miałem wrażenie, że coś się lada chwila zacznie dziać ale ostatecznie - NIC przełomowego, ani nawet zdumiewającego.
Zrobiłem się, jak zwykle bardziej gadatliwy, chciałem się przytulać i poprawił mi się znacznie humor - efekty, jakich by się oczekiwało na 1 gramie, a nie zażywając tzw. "heroiczną dawkę" 5 gram.
Mialem tez niestety duzo niewypalow z psychodelikami.
trawka na mnie nie dziala - daje mi tylko mdlosci i bol glowy (probowalem wiele, wiele razy, zarowno w NL jak rowniez pod okiem weteranow).
DMT mialo na mnie ZERO efektu, podczas gdy znajomy wypalil "resztki" po mnie i niemal odlecial, wiec towar byl dobry. Mój ojciec też brał i też prawie nic nie czuł - więc to mnie nakierowało, że może mamy jakieś genetyczne anty-uwarunkowanie psychodeliczne, to w tym momencie brzmi, jak jedyne logiczne wyjaśnienie braku efektów.
LSD - (300 miligram) zero wizualizacji, wiec tez myslalem ze nie wypal, ale potem mialem koncepcyjną jazde, strate poczucia czasu, odczucia, ze przeszłość to tylko koncept skonstruowany w glowie, itd. Byl to tez przerazajacy trip, ale przynajmniej cos sie działo.
MDMA - to bylo moje pierwsze doświadczenie z narkotykami. Wziąłem, jak wszystko inne - wylącznie, aby lepiej poznać siebie i nowe stany świadomości dostepne dla człowieka.
MDMA to byl jedyny pelny sukcess.
Ktoś z was miał podobne doświadczenia, lub zna jakąś literaturę naukową omawiającą takie przypadki?
Z tego co się orientuje, to nawet obecni pionierzy psychodelików, jak Rick Doblin czy Robin Lester Carhart-Harris (patrząc po wywiadach) zdają się być niezaznajomieni z takimi przypadkami w swoich badaniach klinicznych, czy nawet poza klinicznych. Smuci mnie to niezmiernie, ale jednocześnie fascynują - bo jestem niesamowicie ciekaw skąd taka "tolerancja"
No właśnie genetyczne podłoże, to jedyne, co zdaje się mieć sens. Ale, jako, że nie ma na ten temat badań, to niemal tak samo, jak powiedzieć, że ma to idiopatyczne podłoże - czyli tak naprawdę nic o tym nie wiemy. ;)
@Malinowy Chrusniak
Żadnych leków, nawet aspiryny. Jestem bardzo sprawny fizycznie i mam aktywny tryb życia.
Serio chciałbym zgłębić ten temat lepiej i dowiedzieć się wszystkiego co tylko możliwe o przypadkach ludzi takich, jak ja.
Piszesz, że LSD i MDMA zadziałały, chociaż po LSD nie miałeś wizuali. Mogłeś trafić na jakiś analog, np ALD-52 albo coś - one potrafią działać mocno mentalnie, ale niekoniecznie wizualnie (na mnie np. ALD-52 i ETH-LAD działały mentalnie mocno, ale wizualnie prawie wcale, natomiast prawdziwe LSD było bardzo wizualne). Skoro MDMA zadziałało prawidłowo, to widać trafiłeś na dobre MDMA i je prawidłowo przyswoiłeś, znaczy zjadłeś i tyle.
trawka i DMT - mogłeś coś spieprzyć w technice palenia. DMT szczególnie wymaga wprawy, ale maryhuanina, wbrew pozorom, też, zwłaszcza jak nic innego się nie pali. Nie znam twojego ojca, ale generalnie pokolenie ojców obecnych ćpunów ma raczej małe pojęcie o waporyzowaniu chemikaliów, nie mówiąc o praktyce, więc to, że na niego nie zadziało, a na twojego kolegę owszem, mnie jakoś bardzo nie dziwi.
Grzyby - mogłeś je źle wysuszyć. 24 godziny w pokojowej temperaturze to raczej za mało, żeby wysuszyć grzyby na wiór, więc jeśli w tym czasie straciły 90% masy, to najprawdopodobniej suszyłeś je w wysokiej temperaturze i psylocybinę szlag trafił. To by tłumaczyło słabe efekty - większość substancji poszła się jebać. Może suszyłeś na słońcu?
To są takie spekulacje, nie mam za bardzo innych pomysłów a powyższe wydają mi się najbardziej trafione. Zrób sobie rachunek sumienia pod tym kątem.
A może po prostu masz dziwny mózg i jesteś odporny na większość substancji, co w sumie wcale nie musi być takie złe z punktu widzenia zdrowia i tak dalej. Jest dużo możliwości i nikt ci w ciemno nie powie, jak to jest naprawdę.
Ale! Jeżeli LSD - lub coś co miało nim być - na ciebie działało, to IMO grzyby też powinny zadziałać. Próbuj dalej. Wyhoduj kolejną partię grzybów i upewnij się, że je dobrze wysuszyłeś albo, najlepiej, zjedz świeże.
Grzybów nie da się źle ćpać :P - jest to proste jak konstrukcja cepa. Wcinasz suche grzyby i połykasz, voila. ;) Można sobie robić LemonTeki, etc. ale ja jadłem je w klasyczny sposób, wcinałem na sucho - byłem wręcz zaskoczony bo wcale nie były tak złe, jak ludzie mówią. Dla mnie to trochę, jak takie suche ciastka, weszly bez najmniejszych problemów.
Suszyłem standardowo polecaną techniką - suszarką do grzybów (MSG-03). Także 24h to w pełni optymalna ilość czasu, aby je wysuszyć. Grzyby były w suszarce, która jest biała i praktycznie nie przepuszcza promieni słonecznych. ;)
Także raczej wyjaśnienie musi kryć się gdzie indziej.
MDMA zadziałało, jednak to jedyna substancja, która w przeciwieństwie do reszty, nie jest uznawana za typowy psychodelik i ma inny mechanizm działania.
psylocybina oraz DMT są pochodnymi tryptaminy, więc to mogłoby je odróżniać od LSD, który jest kwasem lizergowym. Oczywiście, to może okazać się tylko przypadkową korelacją, ale zwraca na ten moment to uwagę.
Odnośnie złego palenia DMT - to najcześciej przytaczany argument i nie jestem w stanie go obalić, zwróciłbym jednak uwagę, że po wypaleniu i braku efektów wypaliłem w sumie chyba z 6 pełnych porcji, więc nawet przy katastrofalnej technice (a brałem pełne buchy i trzymałem w płucach jak najdłużej) i tak powinny być "jakieś" efekty.
W każdym razie zgadzam się, z substancjami, które trzeba palić zawsze łatwo zwalić na złą technikę palenia, dlatego byłem podekscytowany grzybami, które jak LSD są niezwykle proste w konsumpcji. W dodatku w przeciwieństwie do LSD, z którym nigdy na 100% nie wiadomo co bierzesz - przy grzybach z growkita jest to produkcja masowa ze strony producenta, więc na pewno są to cubensis. Wziąłem też dawkę, która powinna mnie wyrzucić w kosmos bez względu na jakiekolwiek czynniki zewnętrzne.
Rozważam podjęcie jeszcze jednej próby i tym razem z wersji Terence Mckenny przejść na wersję Kilindi Iyi - gość bierze od 20-50 gram suchych grzybów i był dość sławny w grzybowej społeczności, póki nie umarł w zeszłym roku na koronawirusa.
Także rozważam wziąć np. 15 gram suchych i zobaczyć co wyjdzie.
Haha, no to jest jedyna dziedzina życia w której absolutnie nie chcę być "specjalny", wręcz przeciwnie, marzy mi się być całkowicie typowy, wziąć 5 gramów i być w kosmocie, wziąć dwa buchy DMT i widzieć mechaniczne elfy. Nikt nie chcę być tym jednym przypadkiem na milion na którego to nie działa tak, jak powinno. Szczególnie, gdy się o tym człowiek edukuje od dekady i słyszy, jak to rzekomo zmienia perspektywę.
Robiłem też różne metody medytacji, ostatnio głównie 'guided mediation' Sama Harrisa - ale zwyczajnie nie czuję tego przełomu patrzenia na ego, o którym on mówi, więc psychodeliki zdawały się oferować ten przełom, którego brakowało w medytacji. Niestety chyba będe musiał obniżyć oczekiwania. ;)
Jak paliłeś jakieś rzeczy to zaciągałeś się? Domyślam się że nie masz zwyczaju czegokolwiek palić, wiec nie zdziwiłbym się gdybyś się nie zaciągał.
Jak zwykłe psychodeliki nie będą działać, a chcesz używać ich do samorozwoju, a nie do bawienia się, to możesz spróbować mniej typowych rzeczy.:
DXM, jeśli byłoby odpowiednio używane to na pewno mogło by być użyteczne. Tak samo inne dysocjanty, jeśli oczywiście miałbyś do nich dostęp.
5-MeO-DMT też przychodzi na myśl, ale to już jest najwyższa półka psychodelików, więc bez wcześniejszych tripów na innych rzeczach, mogło by to być zbyt "szokujące".
W skrócie - na 2.5 grama miała bardzo odczuwalne doznania - towar z pewnością nie jest wadliwy.
Tak, możliwe, że coś z receptorami 5-HT2A mam nie tak, w każdym razie żadne inne sensowne wyjaśnienie nie przychodzi mi do głowy. Fajnie jednak byłoby się dowiedzieć, co konkretnie jest nie tak i czemu, skąd się to bierze, czy to jest dziedziczne, czy jest to wynikiem jakiś zmian neurologicznych - póki co jest to dla mnie totalną enigmą i niestety zdaję się, że dla internetu również.
Zaciągałem się, brałem nawet wielokrotnie przy weteranie palenia różnych substancji. On też często twierdził, że skoro nie działa, to wciąż muszę robić coś nie tak z zaciąganiem - ale czasami on też mówił, że wygląda, jakbym się jednak dobrze zaciągnął. Także, ciężko powiedzieć.
Z DXM nie miałem styczności ale na podstawie relacji z badań nie do końca brzmi to, jak coś, co skutkowałoby pozytywnym wpływem na samorozwój. Cytując Rolanda Griffithsa z John Hopkins University:
“If DXM is a fuzzy black and white TV, psilocybin is high definition color virtual reality”
5-MeO-DMT - To jest fascynująca substancja, zainteresowaniem się nią słuchając relacji od Michael Pollan, Joe Rogan oraz Hamiltona. Ale zupełnie nie mam do tego dostępu, więc niestety będę musiał poczekać nieokreśloną ilość czasu zanim na to natrafię. Ale doświadczenia z tego zdają się być kompletnie odmienne od tradycyjnych psychodelików.
Nie chodzi o to że "coś jest nie tak". Po prostu możesz genetycznie mieć tak działające receptory i ma to swoje wady oraz zalety.
Mój ojciec wziął 5 gramów suchych cubensisów. Efekt?
Czuł mrowienie... :P
Na początku myślał, że się coś zacznie dziać i się nawet trochę zaniepokoił, ale ostatecznie skończylo się bez żadnych fajerwerków. Zapytany o określenie intensywności doświadczenia, stwierdził, że dałby temu tak 0.5/10 w skali intensywności.
(przypominam, że znajoma miała niezłego tripa na 2.5 grama z tego samego growkita ;) )
To by wskazywało na jednak dziedziczną tolerancję. ;)
Z innych wieści, ja wziąłem 15 gram suchych.
Trip report:
Zjedzenie 15g okazuję się być o wiele mniej przyjemnym doświadczniem smakowym. Przez 1 - 1.5 godziny miałem silne mdłości z którymi walczyłem aktywnie, nim się żołądek uspokoił.
Przez 30-60 minut niewiele czułem poza tymi mdłościami.
Godzinę po wzięciu zacząłem czuć poprawę humoru. W którymś momencie włączyłem muzykę i tak mi się przyjemnie siedziało. Potem zrobiło mi się zimno, więc postanowiłem się otulić kołdrą. Doświadczałem takiego błogiego stanu, jak za lat dziecięcych w weekend, gdy nie miało się żadnych trosk, grało się w gry komputerowe i marzyło o przyszłości. ;)
I tak przeleżałem z ponad godzinę, gdy stwierdziłem, że chyba pozwalam sobie za bardzo siedzieć w takiej błogości, podczas gdy czas tyka, zaraz mi minie szczyt, a ja jeszcze niczego specjalnie nie doświadczyłem. Miałem wrażenie, że siedzę sobie na psychodelicznej płyciznie, bo wzbraniam się przed pozwoleniem sobie odpłynąć i doświadczeniem czegoś głębszego.
Także zdjąłem słuchawki i nagle od razu mi wszystko zeszło, co za nagła różnica!
Ale niemniej zdjąłem te słuchawki i postanowiłem dalej w ciszy i ciemności kontynuować. Przez pewien czas dalej było mi tak przyjemnie.
Po pewnym nieokreślonym czasie coś się zmieniło.
Przyrównałbym to do mojej podróży LSD 300 µg, ale nieco silniejsze.
Był tak zwany 'mindfuck', koncepty wymiarowości zaczeły się zatracać. Palce u rąk zaczęły się wydłużać i jakby lekko zamieniać w szpony. Miałem wrażenie, że rzeczywistość to jest tylko koncept i jakby się ona w sobie załamywała. Widziałem coś, co nie było tyle pikselami, co liniami "materii" na teksturze obiektów (głównie kolorowej kołdrze, którą byłem przykryty) pokazujących ich rzeczywistą naturę. Było to przerażające doświadczenie, bo miałem uczucie, jakbym stracił kontakt ze znaną mi rzeczywistością i jakby moje normalne postrzeganie świata miało już nie wrócić.
Niemniej miałem ustawiony zegarek odliczający 6 godzin (zawsze to robię - jest to dla mnie kotwica pozwalająca mi zawsze spojrzeć i wiedzieć, że muszę sobie dać przynajmniej tyle czasu, zanim naprawdę uwierzę, że zwariowałem) i patrzyłem na niego dosyć często i zawsze rozumiałem że czas wciąż się odlicza i jeszcze się to nie skończyło. Zacząłem do siebie niemal maniakalnie powtarzać "potrzebuję więcej czasu, potrzebuje więcej czasu, wszystko będzie ok, potrzeba tylko więcej czasu".
Powiedziałbym, że jestem bardzo dobrze zorientowany w psychodelikach, czytając o nich niezliczone materiały na przestrzeni lat i starając się ciągle dokształcać mieszanką wiedzy kulturowej i naukowej. I okazało się to mieć swój efekt uboczny, stwierdziłem w pewnym momencie, że moje zmysły mają problem z poprawnym odbieraniem bodźców i ich prawidłowym przetwarzaniem. Miałem wrażenie, że o ile nie widzę żadnych wizualizacji, czy fraktali, to jednak gdy słyszę np. piosenke ze słowami, które znam, to słyszę w niej słowa, których wiem, że tam nie było, albo patrze na coś i stwierdzam, że widzę tam coś, co ewidentnie w obiektywnej rzeczywistości tam być nie może, nie w takim kształcie lub w takiej formie. No wiec w tym momencie stwierdziłem, że najwidocznie tym razem przesadziłem i spowodowałem u siebie schizofrenię. Byłem przerażony tym nowo-odkrytym faktem, bo szybko zrozummiałem, jak ciężko mi będzie wrócić do normalnego życia i funkcjonować ciągle widząc rzeczy, których nie ma i nierozumiejąc w pełni zdań, które są do mnie mówione.
Jednocześnie gdy minęło 4 godziny miałem uczucie, że jestem tutaj już wieczność i że koniecznie muszę zmusić się do wstania i odsłonięcia zaciemnianych rolet. Miałem takie wrażenie, że koniecznie chce zobaczyć góry i choć wiedziałem, że za oknem ich nie znajdę (mieszkam na nizinie :P), to jednak miałem uczucie, że jest to niejako pierwszy krok do powrotu do rzeczywistości, że jak tego nie zrobię, to będę leżał na tym łóżku w tym malutkim mieszkanku pół wieczności.
No więc w końcu zdobyłem się na siły i odsłoniłem. Na zewnątrz był dzień, który dał mi ukojenie, więc się tak wpatrywałem w niebieskie niebo przez dobry kawałek czasu. Potem stwierdziłem, że muszę wyjść i leżałem na trawie na podwórku opalając się na słońcu i myśląc, co to będzie, gdy mnie ktoś tu zobaczy i gdy będę musiał się z kimś porozumieć. Ale jednocześnie byłem szcześliwy, że wyszedłem z tego mieszkania i nie utknąłem w nim na wieczność.
Mówiąc o wieczności, miałem wrażenie, że ewidentnie stałem się ofiarą jakiejś nieznanej mi formy schizofrenii, która stała się już na trwałe cześcią mnie. Poprzednim razem, przy 5 gramach po 3 godzinach od zażycia wszystko mi zeszło i już nic nie czułem, byłem w pełni sprawny. Tym jednak razem, minęło już 6, 8, a potem 10 i 12 godzin, a ja wciąż czułem, że coś jest ze mną nie tak, że nie wróciłem do pełnej normalności. Postanowiłem przejść się ulicą po okolicznym osiedlu na którym nie byłem od lat (a które jest w ciągłej rozbudowie). Na wszystko patrzyłem z takim powątpiewaniem, czy to faktycznie tak powinno być, czy to jednka mój mózg wypełnia obrazy jakimiś nieistniejącymi elementami rzeczywistości. Budując w sobie napięcię i mając w środku głowy taką nasilającą się obawę, że gdy wrócę, będzie czekała na mnie policja i skończy się moje przyjemne życie, spedzając resztę życia za kratami lub w kaftanie kierowałem się w stronę domu decydując sie stawić czoło policji albo moim jej wyobrażeniom.
Kulminacją tego przerażenia było, gdy znajoma wysłała mi przez whatsapa moje własne zdjęcie z przed paru lat. Musiałem je wczytać, więc sekundę potrwało, aby się otworzyło. Patrzę na nie, a tu ewidentnie moja koszula, ale zamiast mojej twarzy jest 'emotikonowa' jej karykatura. No w tym momencie stwierdziłem, że to już jest ostateczny dowód, że nieodwracalnie straciłem kontakt z rzeczywistością. Mówimy tutaj o 12 godzinych od spożycia (godzina 22), ewidetnie moment, w którym grzyby powinny dawno skończyć swój efekt, a ja zamiast swojej głowy widzę emotikonę!
Chciałem, aby to wszystko już się skończyło, mając szybko zanikającą, ale jednak wciąż tlącą się nadzieje, że jak to wszystko w pełni prześpię, to mi to może jednak minie! To była jedyna nadzieja, aby totalnie nie postradać zmysłów.
Wróciłem do domu, przespałem się, obudziłem się o 2 w nocy i postanowiłem przetestować, czy wciąż mam tę schizofrenie. Patrzę na zdjęcię, a tam dalej emotikona przypominająca moją twarz płynnie przechodzącą w resztę mojego ciała ."O matko! Niech to się już skończy, nigdy się żadnego świństwa nie dotknę, niech mi to tylko już przejdzie!" sobie pomyślałem i próbowałem dalej zasnąć.
Rano moja emotikonowa twarz dalej mnie przywitała. Okazało się, że znajoma znalazła moje zdjęcie i dla żartu przerobiła je na wersję emotikonową. Wysłała mi je myśląc, że będę miał z tego niezły ubaw - oj nawet nie ma pojęcia, ile ona mi tym zdjęciem zafundowała "zabawy". :P
Ale nie było to wyłącznie negatywne doświadczenie. Jestem wielkim zwolennikiem, że nie ma złych tripów, są tylko mnie lub bardziej wymagające. Kwestnia posiadania odpowiedniego nastawienia. Z pozytywnych efektów mam wrażenie, że nabrałem nowej klarowności w życiu i motywacji do tego, aby nie marnować czasu na rzeczy, które są marnotrastwem, a skupić się na tym, co pcha mnie w moim życiu do przodu i pozwala mi się spełniać życiowo.
Także, ogólnie na plus. ;)
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_artykul_skrot/psyloszwajcaria.jpg)
Szwajcaria – jedyne miejsce w Europie z legalną terapią psychodeliczną
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/cannaheart.jpg)
Marihuana zwiększa ryzyko rozwoju chorób serca
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_artykul_skrot/cannababcia.png)
Marihuana? Nie taka straszna, jak ją malowali.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/kierowcyhiszpanscy.jpg)
Hiszpania: obowiązkowe testy na alkohol i narkotyki dla kierowców zawodowych?
Hiszpańska scena polityczna podzieliła się wokół nowej propozycji Partii Ludowej (Partido Popular), która chce wprowadzenia obowiązkowych corocznych testów na obecność alkoholu i narkotyków dla kierowców zawodowych. Projekt ustawy zmieniający hiszpańskie prawo o ruchu drogowym, zgłoszony kilka tygodni temu, trafił już pod obrady Kongresu Deputowanych, wywołując ostry spór między rządem a opozycją.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/nawrocki-snus_0.jpg)
Po debacie prezydenckiej wzrosło zainteresowanie woreczkami nikotynowymi
Debata prezydencka 23 maja br. pokazała, że Polacy nie wiedzą, czym są saszetki nikotynowe oraz snusy, a także czym się różnią. Sztab wyborczy Karola Nawrockiego podał, że kandydat na prezydenta podczas debaty przyjął snus. Sam Karol Nawrocki sprostował, że była to saszetka nikotynowa. Tymczasem różnica między oboma produktami jest ogromna. Snus zawiera tytoń, którego nie ma w saszetce, a jego sprzedaż w UE – z wyjątkiem Szwecji – jest zabroniona.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/forestgumprunin.jpg)
Fenomen euforii biegacza – to nie endorfiny, tylko naturalna marihuana
Tajemniczy stan euforii, którego doświadcza blisko 75% biegaczy. Tak zwana „euforia biegacza” redukuje ból, wyostrza zmysły i daje uczucie podobne do działania marihuany. Najnowsze badania naukowe tłumaczą, dlaczego „runner’s high” to nie mit, a ewolucyjny mechanizm przetrwania – i jak go uruchomić nawet początkującym. W tym artykule dowiesz się, co to jest runner’s high, jak działa i jak go wywołać nawet jeśli dopiero zaczynasz biegać.