Obrazoburca pisze:O to to. Niestety mam z tym trochę problem. Wykazuję tendencję do popadania w skrajności - wszystko albo nic. Albo prowadzę idealny system i wszystko kontroluję, albo nie robię nic.
Często wystarczy, że nie pyknie mi jedna drobna rzecz w moich postanowieniach i założeniach, to zaraz potem sypie się cała reszta. Mam poczucie porażki, surowo się oceniam i krytykuję, przez co osłabiają się moje morale i wszystko się rozłazi. Wracam do starych nałogów i pocieszam się używkami czy innymi rozrywkami.
Jak prowadziłem swoje radykalne postanowienia, to czułem się niespokojnie, we wszystkim upatrywałem potencjalnej przyczyny swojej klęski, miałem tendencję do obsesyjnego unikania wszystkiego, co w mojej ocenie było sprzeczne z moimi zasadami. Może poniekąd dlatego, nigdy nie trwały one dłużej jak 2 tygodnie. Muszę się koniecznie nauczyć zdrowego umiaru, podchodzić do swoich postanowień i zmian w życiu w sposób wyważony, spokojny, zrównoważony.
Jestem zdania, że jak możliwości nie pozwalają inaczej, to trzeba zacząć od choćby najmniejszych kroków. Zawsze to kroczek w przód. Zamiast czuć, że przegrywa się na całej linii, czuje się, że coś się dla siebie robi. Nie ma co się czasami oglądać na tych, co zelżą, że to cackanie się z sobą - w końcu robi się coś dla siebie, nie dla nich ;) jak zwykle mawiam, lepiej się raz dziennie podciągnąć na drążku niż tego w ogóle nie zrobić, wbrew głosom, że trening winien być starannie wyliczony i przemyślany, bo inaczej gówno da.
Jak to jest - z jednej strony sugerujesz umiarkowane zmiany, małe kroki, a z drugiej strony twierdzisz, że z powodzeniem narzuciłeś sobie duży rygor i samodyscyplinę. Trochę mi się to nie klei
Ciekawi mnie to, jak sobie poradziłeś w tym kontekście? Może jakieś sposoby na to, jak skutecznie odmawiać babci/mamie/cioci zjedzenia kolejnego kawałka ciasta, które upiekła specjalnie da Ciebie, albo jak odmówić natrętnemu szwagrowi czy przyjacielowi wspólną najebkę, gdy ten przychodzi do Ciebie z jakimiś rozterkami?
Taką naukę też wyniosłem od babci, która będąc dzieckiem trafiła do obozu nazistowskiego w Austrii. Ojca nigdy już więcej nie spotkała ( nawet nie wie w jaki sposób zmarł), matkę i siostrę dopiero po wojnie. Mówiła, że w chwilach głodu, osłabienia i wycieńczenia fizycznego obiecywała sobie, że da radę i nie da się tak łatwo wykończyć tym skurwysynom. Postanowiłem analogicznie podejść do swoich destrukcyjnych nawyków, pokus i przeciwności losu. Ogólnie mocno mnie zainspirowała rozmowa z babcią, bo takie świadectwa dają dużo więcej, niż jakieś coachingowe pierdolenie.
Moje problemy (też jestem schorowana od czasów bodaj niepamiętnych) wynikają z kolei z przyczyn zgoła przeciwnych - zawsze nakładałam na siebie zbyt duży rygor, odmawiałam sobie wielu rzeczy, zajmowałam się niemal samymi ambitnymi rzeczami i stale dążyłam do samodoskonalenia się.
Poznałem faceta chorego na nowotwór ( udało mi się pokonać chorobę) i powiedział mi tak " nawet jak mnie naparzał łeb przez cały miesiąc ( miał guza mózgu) to traktowałem chorobę jako zagadkę, a nie problem. Przez cały ten czas dobrze się bawiłem próbując wrócić do zdrowia. Jakby nie było żle, to pamiętaj, że życie jest zabawą, a nie walką i każdą przeciwność lasu należy traktować jak łamigłówkę do rozwiązania". Także nawet podczas tego okresu rygoru i samodyscypliny bawiłem się coraz lepiej z każdym kolejnym dniem.
Często wystarczy, że nie pyknie mi jedna drobna rzecz w moich postanowieniach i założeniach, to zaraz potem sypie się cała reszta. Mam poczucie porażki, surowo się oceniam i krytykuję, przez co osłabiają się moje morale i wszystko się rozłazi.
Polubiłem siebie i postanowiłem się sobą zająć. Przestałem krytykować samego siebie i podszedłem do tego zadania z przekonaniem, że jak się nie uda to luz, bo coby się nie stało, to mam prawo do błędu i nie wpłynie to na moją samoocenę. W ten sposób podszedłem do zadania na luzie i zdjąłem z siebie presję. Dużo łatwiej idzie wykonywanie wszelkich zadań, gdy podchodzisz do nich bez wygórowanych oczekiwań.
Kiedyś czytałem historię faceta, który chciał zmienić swoje życie i nie potrafił się do tego zabrać. Wszyscy dookoła mówili " musisz się zmienić, zrób coś ze swoim życiem" i im bardziej chciał, tym gorzej mu szło. W końcu jeden przyjaciel powiedział do niego " wiesz co ? lubię cię takim jakim jesteś, dla mnie wcale nie musisz się zmieniać " i co się stało ? naprawdę się zmienił po tej rozmowie.
Tak samo powiedziałem do siebie na samym początku mojej drogi. Naprawdę zacząłem się zmieniać, kiedy zrozumiałem, że będę siebie lubił i szanował nawet jeśli coś pójdzie nie tak.
Ricah pisze: Mysle tez, ze calkowite odciecie sie od jakichkolwiek bodzcow predzej doprowadzi do pierdolca, anizeli wyleczenia, zbyt szybko czlowiek zrezygnuje z tak wielkich postanowien.
Obrazoburca pisze:
Całkowicie nigdy się nie odetniesz - musiałbyś chyba się zamknąć w komorze deprywacyjnej ;)
http://www.focus.pl/czlowiek/komora-dep ... nych-13184
21 października 2016Sengita pisze: No i co tu dużo mówić, ale nie do zdarcia jak nasi dziadkowie to raczej nie będziemy.
Osobiście miewam ataki poczucia totalnego bezsensu, w trakcie których moje postanowienia obumierają, silna wola zanika. A jak staram się sobie wmówić, że to jednak ma sens to dopada mnie poczucie winy, że nie jestem nieautentyczny, kłamcą, oszukuję samego siebie i to nie jest droga. Z drugiej strony mówię sobie, że skoro nic nie ma sensu to kłamstwo nie ma sensu tak samo jak prawda, więc co to za różnica, że coś sobie wmówię. A potem mam ataki, że niby zostałem zaprogramowany, narodziłem się człowiekiem i działam jak człowiek istota społeczna, w tym powinienem poszukiwać sensu i wtedy mnie dopada poczucie winy, że nie jestem dobry jak na człowieka.
Jeszcze słaby jest strach przed tym, że jak będę stosował te wszystkie metody typu nofap i stymulacje to po prostu zbuduję sobie osłonkę przed rzeczywistością i będę żył w iluzji. (trochę jak narkotyk, lecz w drugą stronę). Plus poczucie, że ocenianie człowieka ze względu na osiągnięcia to kpina, poczucie, że człowieka powinno się oceniać na miarę możliwości i mimo, że względnie być może jestem sukcesywny, to wciąż nie wystarczająco.
Być może bełkot i trochę nie na temat, ale pisałem z serca xD może ktoś ma podobnie i się wypowie
The methapor of Life
ledzeppelin2@safe-mail.net
Wracając do tematu, to propozycje przedstawione przez autora są ciekawym pomysłem na regenerację układu nagrody. Sam mam zamiar się odmulić i zacznę powoli wdrażać styl życia paleo, niestety muszę brać póki co ssri, zobaczymy jak pójdzie.
Opisała życie w Norwegii. "Narkotyki są tanie, a państwo opiekuńcze"
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii
Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie
Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany
Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.