Luźne dyskusje na tematy związane z substancjami psychoaktywnymi.
ODPOWIEDZ
Posty: 2069 • Strona 199 z 207
  • 111 / 4 / 0
Mocny komentarz Korwin-Mikkego o zatrzymaniu córki. „Jak ktoś chce się zaćpać na śmierć, to niech się zaćpa


Janusz Korwin-Mikke po raz kolejny skomentował zatrzymanie jego córki przez policję. O sprawie informowaliśmy dwa dni temu. Przy kobiecie znaleziono woreczek z narkotykami. Jak ktoś chce się zaćpać na śmierć, to niech się zaćpa. – powiedział europoseł w rozmowie z „Super Expressem”.

O sprawie informowaliśmy dwa dni temu. Podczas kontroli drogowej na ul. Targowej na warszawskiej Pradze w samochodzie kobiety znaleziono woreczek, w którym było pół grama podejrzanej substancji. Okazało się, że była to heroina – pisano wtedy na oficjalnej stronie internetowej RMF. Podczas przeprowadzonego na komendzie badania okazało się, iż kobieta była pod wpływem narkotyków.

RMF FM podawało, że kobieta ma usłyszeć zarzuty posiadania substancji odurzających oraz prowadzenia pojazdu pod ich wpływem. Córka europosła odpowie również za prowadzenie pojazdu bez odpowiednich uprawnień.

Głos w całej sprawie zabrał ojciec zatrzymanej, Janusz Korwin-Mikke. Ona ma trzydzieściparę lat, dorosła jest, niech się tłumaczy (…) A niech ją aresztują. Ja siedziałem za komuny, teraz więzienia są o wiele lepsze niż dawniej – powiedział wtedy w rozmowie z portalem „Wirtualna Polska”.

Teraz europoseł ponownie odniósł się do całej sprawy w rozmowie z „Super Expresem”. Jak ktoś chce się zaćpać na śmierć, to niech się zaćpa. Nikomu nic do tego. – stwierdził w typowy dla siebie sposób. Dodał że nikt nie powinien się wtrącać, co dorosła osoba je, pije i pali czy ćpa.

Źródło: wmeritum.pl; dorzeczy.pl; „Super Express”
Fot.: Wikimedia/Hołubowicz
Uwaga! Użytkownik Montebur nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
Jerzy Vetulani: Bądź przekorny, nie obrażaj
Katarzyna Bielas

Bielas pyta: Co byś powiedział sobie młodemu? Z profesorem nauk przyrodniczych, neurobiologiem Jerzym Vetulanim rozmawia Katarzyna Bielas

Co by pan powiedział sobie młodemu?

- Gdybyś się powiesił, z pewnością ominęłoby cię mnóstwo kłopotów, ale życie niesie ze sobą tyle fantastycznych rzeczy, że jednak warto się go trzymać.

Mama od razu po moim urodzeniu powiedziała mi, a jak dorosłem, powtórzyła: "Obyś był dobry i szczęśliwy". Mogę to tylko powtórzyć, wydaje mi się, że szczęście jest najważniejsze. Gdy ludzie życzą mi dużo zdrowia, odpowiadam, że na "Kursku" wszyscy byli zdrowi, ale potonęli, bo szczęścia nie mieli. Najzdrowsza matka nad trupem dziecka rozjechanego przez ciężarówkę nie będzie szczęśliwa.

Bądź szczęśliwy - to tylko życzenie.

- Audaces fortuna iuvat. Śmiałkom szczęście sprzyja.

Od dziecka byłem przekorny i tę postawę popieram. W dorosłym życiu dobrze jest wyrobić sobie taką pozycję, żeby być postrzeganym przez swoje środowisko jako osoba niezależna, mająca własne zdanie. To jest możliwe wtedy, kiedy stoją za tym jakieś osiągnięcia. Sam w pracy bardzo dobrze czułem się na pozycji błazna.

A wcześniej?

- W 1948 r., w wieku 12 lat, w gimnazjum, postawiłem się mojej porządnej rodzinie i wstąpiłem do ZMP. Na dokładkę to, co tam głoszono, spodobało mi się. W ZMP, już na studiach biologicznych, też doszła do głosu moja przekora. Na zebraniu, na którym jakiś facet rozprawiał, jak tu oddziaływać na młodzież, a gadał bzdury, powiedziałem: "Jeśli chce się porwać młodzież, trzeba przyjrzeć się metodom Goebbelsa, były naprawdę efektywne". Nie wiedziałem, że on był I sekretarzem partii na uniwersytecie. Następnego dnia wybuchła bomba, o etacie na uczelni mogłem zapomnieć, o stypendium naukowym też. Magisterium zrobię, ale szanse na pracę mam tylko w sanepidzie.

I co pan zrobił?

- Zareagowałam jak każdy młody człowiek - mam 20 lat, wszystko runęło, więc zakopuję się w barłogu, z którego wstaję tylko, żeby kupić pół litra albo papierosy. Mniej więcej po trzech tygodniach mój tata, który nigdy nie mieszał się w takie sprawy, przyszedł do mnie i mówi: "Jurek, jest taki prof. Supniewski, ma ciekawy Zakład Farmakologii, idź, porozmawiaj". Ten profesor miał bardzo wysoką pozycję, bo odbudował w Polsce przemysł farmaceutyczny. Posłuchałem ojca i świetnie trafiłem. Poszedłem do PAN i moja kariera poszła znacznie lepiej, niż byłoby to na uniwersytecie. Profesor był antykomunistą. Zapowiedział, że jak ktoś wstąpi do partii, to go wyrzuci z Zakładu.

W życiu na ogół wszystko wychodziło mi na dobre.

A ZMP?

- Rozleciało się, to był 1956 r., tuż przed czerwcem. Dzięki ZMP też tylko zyskałem, wstąpiłem do Klubu Ateistów i Wolnomyślicieli, kółka języka angielskiego, wyjechałem do Holandii, a przede wszystkim poznałem nowe środowisko, tak jak wcześniej żeglarskie. Uważam, że warto poznawać nowych ludzi, przebywać ze starszymi od siebie. Tak samo jak mieć różne umiejętności - ja umiem stenografować. Ale wniosek jest też taki: "Bądź ostrożny z ideologiami, dziś można wpaść np. w ekofilię, przesadną prozdrowotność, trafić do sekty.

Pan został naukowcem.

- W młodości spodobało mi się powiedzenie pewnej irlandzkiej posłanki: "Jeśli człowiek nie mówi tego, co myśli, to po co myśleć". Teraz też mówię to, co myślę, ale staram się nikogo nie obrażać, nie krzywdzić. I to byłaby też rada dla siebie młodego.

Robił pan przykrości bliskim?

- Bywałem bardzo agresywny podczas dyskusji naukowych. Dużo czytałem i zawsze udowadniałem swoją wyższość, wytykając innym niewiedzę i głupotę, bano się mnie na zebraniach. Lubiłem nakłuwać baloniki zarozumialstwa, do tej pory to lubię.

Chodzi o formę?

- Tak, ale tym się różni Polska od Stanów, że kiedy w latach 70. byłem na Vanderbilt University w Nashville, to już po dwóch miesiącach dostałem list, że podoba im się moja agresywna postawa na seminariach i zostaję awansowany do stopnia profesora.

Długo pan był w Stanach?

- Dwa lata. Dobrze mi szło, byłem na szczycie kariery: ceniony na uniwersytecie, praca w "Nature", dojechała do mnie żona z dwójką dzieci, które doskonale wrosły w system. I właśnie wtedy, w 1975 roku, umarła mi mama. Ojciec prosił, żebym wrócił. Wiedziałem, że Polska to jeden wielki szajs, jeśli chodzi o sprawy naukowe. Stanąłem przed poważnym wyborem. Wcześniej zginął w wypadku na Dunajcu mój brat Janek, co spowodowało wielką zmianę w moim życiu, bo chcąc rodzicom zastąpić brata, ze złego syna stałem się nagle tym dobrym.

Nie mówił pan, że był tym złym.

- Może nie złym, ale przekornym: to ZMP, potem Klub Ateistów i Wolnomyślicieli, Piwnica pod Baranami. Dla mojej katolickiej rodziny to nie była dobra droga prowadzenia się.

Jak pan stał się tym dobrym?

- Zastanawiałem się, w jaki sposób mogę pocieszyć rodziców, i zdecydowałem, że ochrzczę mojego syna. Pomyślą, że to Janek z nieba tak na mnie wpłynął, więc jego śmierć nie poszła na marne. Kiedy ochrzciłem jednego syna, to idąc za ciosem, ochrzciłem też drugiego. Porządny uczony powinien mieć dwoje dzieci, jedno ochrzcić, a drugie trzymać jako grupę kontrolną, ale co tam.

Warto rezygnować z ideałów?

- Nawet nie czułem, że zdradziłem ideały. Jakie ideały są w ateizmie? Niewiele straciłem, a komuś to ewidentnie pomogło. Ateista to wolny ptak.

Wrócił pan do Polski?

- Tak, nie mogłem odrzucić prośby starego człowieka. I tu rada: trzeba umieć adaptować się do nowych sytuacji, też rezygnować.

Mama zawsze liczyła na to, że wrócimy. Żeby dzieci nie straciły szkoły, pożyczała zeszyty od ich kolegów, przepisywała i wysyłała do Stanów. Wtedy nie było ksero, poczta płynęła statkiem, więc listy z zeszytami kapały jeszcze przez trzy miesiące po jej śmierci.

Pana dzieci z nich korzystały?

- Chyba tak, w każdym razie Marek i Tomek nie stracili roku, poszli od razu do piątej i trzeciej klasy. Na pogrzebie mamy nie byłem, ojciec powiedział, żebym nie przyjeżdżał. Komentarz oczywiście był taki: "Miała dwóch synów, a na pogrzebie żadnego". Brat był oczywiście usprawiedliwiony.

Czyj komentarz?

- Ludzi... Teraz prowadzę bloga i już do wszystkiego się przyzwyczaiłem: "Ten Mengele nauki polskiej", "Przyznaj się pan, że jest pan Żydem i chodzi panu o zniszczenie narodu polskiego". Franek, mój wnuk, redaktor Wikipedii, mówi: "Dziadek, ale na to nie odpisujemy". A dlaczego nie? "Muszę pana zmartwić, nie jestem Żydem tylko Etruskiem, to inna mniejszość narodowa. A pan chyba też nie, bo pan pochodzisz raczej od Chama".

Gdyby pan nie wrócił, kariera potoczyłaby się lepiej?

- A skąd ja mogę wiedzieć? Mogłem tam wpaść pod samochód.

Wyszło na dobre. Zamiast być w pierwszej pięćdziesiątce uczonych w Stanach, jestem jednym z pierwszej dziesiątki czy piątki w mojej branży w Polsce, mam znacznie większy szacunek środowiska.

W Piwnicy pod Baranami - pod nieobecność Piotra Skrzyneckiego - zajmował się pan konferansjerką. Nie miał pan dylematu: być naukowcem czy artystą?

- Od siódmego roku życia wiedziałem, że będę biologiem jak moja mama.

Proszę o niej opowiedzieć.

- Była uczoną, biolożką, zapaloną przyrodniczką, córką gen. Franciszka Latinika. W latach 20. odbyła staż w stacji biologicznej Roscoff we Francji, zajmowała się zwierzętami morskimi. Zatrudnił ją wybitny krakowski embriolog prof. Emil Godlewski junior. Postawił warunek, że nie może wyjść za mąż przed doktoratem. Przyjęła warunek, z moim ojcem pobrali się w 1927 r., kiedy tata został już profesorem prawa. Potem jeszcze intensywnie pracowała, urodziła mnie dziewięć lat później, potem brata, wydała książkę "O krążeniu pierwiastków w przyrodzie" i wybuchła wojna. Miała pęd do popularyzacji wiedzy, który po niej odziedziczyłem.

A ojciec?

- Na szczęście go zmobilizowano, bo w 1939 r., już na drugi dzień po zajęciu Krakowa, przyszło do nas gestapo. Ojciec napisał książki "Lenno pruskie" i "Prawo pruskie w Prusach książęcych", które były na hitlerowskiej czarnej liście. Z miejsca by go zlikwidowali.

Jako dziecko nie podejmował pan pewnie wtedy wielkich decyzji.

- Wojna ukształtowała nasze pokolenie, żyjemy długo i w nie najgorszym zdrowiu, bośmy się nie przejadali. I nie mamy zbyt emocjonalnego stosunku do śmierci, tyle się tego widziało. Pamiętam, że jako 9-latek prosiłem mamę, żeby pozwoliła mi obejrzeć egzekucję, którą sobie upatrzyłem na Botanicznej. Ale mi nie pozwoliła.

Gdybym zobaczył teraz takiego gówniarza, tobym mu powtórzył to, co mama powiedziała mnie po urodzeniu.

Bądź dobry.

- Ale nie wtedy, kiedy okazuje się to dla ciebie niekorzystne. Patrz, w kogo i w co inwestujesz czas. Miałem liczne aktywności - Polskie Towarzystwo Miłośników Astronomii, Liga Ochrony Przyrody, PTTK... Z czegoś można było zrezygnować. To dotyczy też czasu poświęcanego dziewczynom.

Przy okazji doradzę: staraj się być samowystarczalny, tak żeby nie zależeć od nikogo finansowo, emocjonalnie, seksualnie, nie uzależniaj się od jednej osoby. Moja ukochana dewiza, wzięta od Asimova, brzmi: "Niech zmysł moralny nie skłoni cię nigdy do niewłaściwej decyzji, zmysł moralny potrafi sprowadzić na manowce".

Jak pan to rozumie?

- Władze muszą zniszczyć czyjś ukochany domek, żeby wybudować autostradę, żołnierz musi czasem strzelać w miejsce, gdzie są też cywile. Prowadząc badania naukowe, muszę zabijać zwierzęta. W nauce trzeba powodować, żeby miernoty odpadały, a więc: "Jeśli widzisz, że ktoś ze współpracowników nie bardzo się nadaje, nie oszczędzaj go, tylko szybko daj mu znaleźć swoją drogę życiową". Oczywiście trzeba mieć wiedzę i wyczucie, żeby się nie pomylić.

Pan robił ludziom niepotrzebne nadzieje?

- Na początku. Ale mam też na koncie inną sytuację. Byłem recenzentem pracy doktorskiej mojej znajomej, praca była porządna, ale z wieloma małymi niedociągnięciami. Co zrobiłem? Oficjalnie w pozytywnej recenzji napisałem oględnie o błędach, ale że kandydatka się nadaje. Prywatnie wysłałem do niej list mówiący, że stać ją na więcej. Po latach powiedziała mi: "Przepłakałam wtedy dwie noce, ale dowiedziałam się też, jakich błędów nie robić". Od dawna jest profesorem, bardzo się lubimy i szanujemy.
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
Nowe drożdże uwolnią nas od kaca?
Michał Skubik

http://aces.illinois.edu/news/jailbreak ... -headaches

Amerykańscy naukowcy stworzyli nową odmianę drożdży. Mają nadzieję, że dzięki zmniejszeniu ilości toksycznych substancji ubocznych za nadużywanie wina nie spotka nas kara w postaci bólu głowy.
Dzięki fermentacji możemy raczyć się nie tylko piwem i winem, dzięki niej jadamy także pieczywo. Fermentacja zachodzi dzięki szczepom drożdży. W przeciwieństwie na przykład do człowieka, który ma podwójny zestaw genów (jak większość roślin i zwierząt), w genomie drożdży znajduje się wiele kopii tych samych genów. Do tej pory naukowcom trudno było pracować z takimi szczepami. - Spowodowane to było tym, że po dokonaniu zmiany genetycznej wprowadzonej w jednej kopii genomu była ona "naprawiana" przez kopie niezmienione - mówi prof. Yong-Su Jin z University of Illinois.

Prace nad szczepami Saccharomyces cerevisiae przyspieszyły dzięki zastosowaniu specjalnego, niedawno odkrytego "noża" do genomu - nukleazy z motywem palca cynkowego (ang. zinc finger nuclease), który w bardzo precyzyjny sposób usuwa wybrany odcinek ze wszystkich kopii jednocześnie. Według Jina to narzędzie pozwoli naukowcom dokonywać bardzo precyzyjnych zmian. - Będzie można tworzyć nowe mutacje, a po zastosowaniu zmienionych genetycznie szczepów sprawdzić, za co odpowiadają poszczególne geny. Metodą prób i błędów będzie można poprawić między innymi smak wina i doprowadzić do wyselekcjonowania genów odpowiedzialnych za konkretne nuty smakowe - wyjaśnił Jin.

- Nowa metoda będzie również mniej kontrowersyjna - uważa naukowiec. - Do tej pory do odkrycia miejsca wystąpienia mutacji wewnątrz organizmu używano znaczników odporności na antybiotyki. To z kolei, zwłaszcza w badaniach żywności, budziło obiekcje ze względu na możliwość powstawania antybiotykoodporności.

Według Jina ten sposób wywoływania zmian w genach daje nam nieznane wcześniej możliwości poprawy jakości i właściwości zdrowotnych produktów powstających podczas fermentacji. Można między innymi zwiększyć ilość zawartego w winie resweratrolu, antyoksydantu zawartego głównie w skórkach czerwonych winogron. Ale badacze twierdzą, że można uzyskać jeszcze więcej, wprowadzając bezpośrednio do drożdży fragmenty genomu kodujące bioaktywne składniki innych roślin.

- Jest też jedna dodatkowa zaleta, można tak zmodyfikować drożdże, by przeprowadzały fermentację w sposób bardziej efektywny, co spowoduje zmniejszenie produktów ubocznych podczas całego procesu. A to właśnie te produkty uboczne zawarte w alkoholu są głównymi toksycznymi składnikami, powodującymi kaca - dodał Jin.

To samo odkrycie precyzyjnego "noża" do cięcia DNA wywołuje jednak mniejszą euforię badaczy, gdy chodzi o modyfikację genów ludzkich. Niedawno wystosowali apel z ostrzeżeniem przed manipulacją ludzkim genomem.



Wiosna pachnie alkoholem. Poznajcie nietypowe oznaki przyrody
Magda i Grzegorz Okołowowie*

Wiosna kojarzy się zwykle z pierwszymi kwiatami, przylotami ptaków i ciepłem słonecznych promieni. Ale można ją jednak rozpoznać po szeregu, często niepozornych i mało spektakularnych oznaków
Na pewno większość z nas zna ten zapach. Woń wilgotnej, nagrzanej ziemi. Nie odczuwamy go przez całą zimę, aż tu nagle, kiedy słoneczne promienie ogrzeją wilgotną glebę, zaczyna unosić się z niej delikatny, przyjemny zapach. Tak pachnie geosmina – alkohol wydzielany przez żyjące w glebie organizmy: sinice i promieniowce. Organizmy te są najbardziej aktywne w warunkach podwyższonej temperatury oraz wilgotności powietrza. Dlatego zapach geosminy najsilniej poczujemy wieczorem, po słonecznym, ciepłym dniu.

Poczuj bobra...

Innym typowo wiosennym aromatem jest jeden z najbardziej pożądanych zapachów świata – strój bobrowy. Ta wydzielina gruczołów bobra ma intensywną woń piżma i jest cenionym składnikiem licznych perfum. Jak u wielu innych gatunków, służy ona bobrom do komunikacji pomiędzy osobnikami własnej grupy rodzinnej oraz jest źródłem informacji dla bobrzych sąsiadów. Zapach stroju bobrowego najintensywniejszy jest na skrajach terytorium zajmowanego przez daną rodzinę. W powietrzu zwykle nie unosi się w sposób ciągły, lecz swoistymi pasmami zapachowymi.

Jeśli będziemy szli na spacerze gęsiego, jedna osoba może poczuć charakterystyczną woń kastoreum, a pozostałe już nie. Czasem warto jednak w takim miejscu przystanąć na moment – nie wykluczone, że zapach ten za chwilę znów przyleci do naszego nosa, niesiony kolejnym podmuchem powietrza.

Wiosna w wydaniu podziemnym


Wiosnę widać, słychać i czuć także pod naszymi stopami. Dowodem na to są np. rozliczne kopce kretów, powstające po zimie na łąkach niczym przysłowiowe grzyby po deszczu. Krety są ssakami, które nie przesypiają zimy, ale spędzają ją w głębszych, nie zamarzniętych warstwach gruntu. Kiedy słońce zaczyna ogrzewać ziemię, krety stają się aktywne w płytszych warstwach gleby, a na jej powierzchni pojawiają się wspominane już kopce. Jednak nie tylko temperatura determinuje podziemną wędrówkę kretów: góra – dół.

Wpływ na to, i to niemały, mają dżdżownice. Są one bowiem podstawowym składnikiem kreciej diety i dlatego krety ślepo podążają za swoimi ulubionymi przekąskami. A dżdżownice są zwierzętami bardzo wrażliwymi na mróz i całą zimę spędzają głęboko pod ziemią. Kiedy jednak wiosną spojrzymy pod nogi, na powierzchni gleby zauważymy charakterystyczne, maleńkie kopczyki o średnicy 0,5 -1 cm. Wyglądają trochę jak gleba przeciśnięta przez wyciskarkę do czosnku. To kaprolity dżdżownic – wydaliny zawierające sporą ilość składników mineralnych. Dżdżownice tworzą kaprolity nie tylko wiosną ale i latem i jesienią, jednak wówczas trudno je dostrzec pomiędzy bujna zielenią traw i ziołorośli.

Dziwne kwietniowe kolory

Nie zdziwi nas zapewne informacja o tym, że podczas godów wiele zwierząt chce oczarować swe partnerki. Jedni się biją, inni tylko prężą muskuły. Są tacy, którzy chcą zwabić partnerkę budując wygodny „domek”. Niektórzy tańczą lub śpiewają. Całe rzesze się upiększają – finezyjne pióra, ciekawy zapach, odmienne niż zwykle kolory. I właśnie kolorem samce żab moczarowych próbują uwieść samiczki. Te brązowawo ubarwione przez resztę roku płazy, na jeden tydzień w roku stają się pięknie niebieskie! Jeśli chcecie kiedyś na własne oczy ujrzeć takie żaby musicie wybrać się na poszukiwania w pierwsze słoneczne i bezwietrzne wiosenne dni. Zwykle gody żab moczarowych odbywają się pod koniec marca lub na początku kwietnia. Tegoroczne zakończyły się około 10 dni temu. Płazy te na miejsce godów wybierają płytkie, porośnięte bogatą roślinnością rowy melioracyjne, płycizny starorzeczy i wszelkie płytkie rozlewiska. Jeśli znajdziemy się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze usłyszymy też głos żab moczarowych, niezwykle ciche „bul bul” trochę przypominające dźwięk jaki można usłyszeć dmuchając przez słomkę do kubka z wodą.

Krople rosy

Pierwsze słonecznie dni i pogodne noce sprzyjają tworzeniu się rosy. Warunkiem są poranki bez przymrozków. Kiedy po ciepłym dniu nadchodzi bezchmurna noc ziemia wypromieniowuje w kosmos zgromadzoną za dnia energię cieplną. Najszybciej ochładzają się przedmioty cienkie, małe np. liście traw. Zawarta w powietrzu para wodna w kontakcie z wychłodzonymi listkami ulega wówczas kondensacji i na liściach tworzą się krople wody, czyli właśnie rosa. Pierwszą tego roku rosę mogliśmy obserwować ok. dwóch tygodni temu (przynajmniej w północnej części woj. lubuskiego).

Antropologiczne objawy wiosny


Ten punkt należy oczywiście potraktować z lekkim przymrużeniem oka. Ale czy można wśród nietypowych objawów wiosny pominąć odgłos motorów pędzących po naszych drogach i radosne krzyki dzieci bawiących się na placu zabaw pod blokiem?

Autorzy
* Magda Mądrawska-Okołów – przyrodnik, etnolog, podróżnik. Pracuje w Parku Narodowym „Ujście Warty". Publikuje w czasopismach „Głos Przyrody” i „Salamandra” – Facebook.com/Lesny.Zakatek.Ownice

* Grzegorz Okołów – leśnik, podróżnik i fotograf. Pracował w Kampinoskim Parku Narodowym. Autor książek przyrodniczych. Współautor kilku albumów – Facebook.com/okolowfoto
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
Detoks alkoholowy. Dlaczego warto robić przerwy w piciu
Margit Kossobudzka

Wątrobie najbardziej szkodzi regularność picia. Jeśli ktoś wypija dużo, ale tylko raz w tygodniu, daje jej czas na regenerację. Kto pije codziennie, ryzykuje bardziej. Nawet jeżeli to czerwone wino czy najlepsza whisky.
Wielu Polaków w adwencie odmawia sobie jedzenia słodyczy, mięsa. Czy do listy produktów, których powinniśmy sobie co jakiś czas odmawiać, warto dołączyć alkohol?

Tak. Badania dowodzą, że robienie przerw w spożywaniu alkoholu wyjątkowo dobrze służy naszemu ciału. Można więc adwent potraktować jako dobrą okazję. I nie chodzi tu tylko o abstynencję w piciu dużych ilości mocniejszych trunków, ale o odstawienie na jakiś czas także kieliszka wina czy butelki piwa.

Wątroba jest podstawowym narządem unieszkodliwiającym toksyny, z którymi codziennie zmaga się nasze ciało. Jest główną oczyszczalnią, którą warto otaczać szczególną opieką. Jeśli wątroba jest w złym stanie, my automatycznie także.

alkohol pity regularnie (wcale nie w dużych ilościach) podtruwa wątrobę. Jeśli nie damy jej choć chwili odpoczynku i niemal każdego dnia będziemy jej serwować toksycznego drinka, puszkę piwa, kieliszek wódki czy czerwonego wina, nie będzie miała kiedy się zregenerować. A potrafi to doskonale, warto więc skorzystać z jej niezwykłych zdolności.

Na początku stycznia specjaliści od ochrony zdrowia w Wielkiej Brytanii wydali nowe zalecenia odnośnie do rekomendowanej ilości spożywanego w tygodniu alkoholu. Normy dla mężczyzn są teraz zrównane z tymi dla kobiet. Nowe zalecenia sugerują nieprzekraczanie tygodniowo półtorej butelki wina lub sześciu-siedmiu puszek średniej mocy piwa.

Na Wyspach zawrzało. Brytyjczycy toczą zażarte dyskusje na temat zasadności takich ograniczeń, choć ten kraj jest jednym z liderów, jeśli chodzi o spożycie ilości alkoholu w przeliczeniu na mieszkańca. Brytyjczycy piją za dużo. Poza tym w ciągu ostatnich 20 lat (od czasu ostatniej aktualizacji "alkoholowych zaleceń") pojawiło się wiele badań dowodzących, że alkohol jest bardziej niebezpieczny dla zdrowia, niż sądzono. Nawet niewielka jego ilość, za to pita regularnie, sprzyja rozwojowi nowotworów złośliwych.

Brytyjczycy podają ciekawe zalecenie - róbmy w tygodniu dwa dni przerwy od alkoholu. To właśnie ma być ukłon w stronę naszej wątroby. Co się dzieje po takim czasie?

alkohol działa na czynność wątroby na dwa sposoby - ma bezpośredni wpływ toksyczny i metaboliczny. M.in. powoduje w hepatocytach stres oksydacyjny, czyli nasila utlenianie lipidów, w wyniku czego powstają wolne rodniki, powoduje niedotlenienie zrazików budujących wątrobę, działa przez wpływ aldehydu octowego na białka komórkowe, aktywuje komórki produkujące związki prozapalne. Kiedy nasza wątroba zmetabolizuje alkohol i nie dostanie kolejnej jego dawki, hepatocyty mogą wreszcie odetchnąć. Dwa dni dają wątrobie względne wytchnienie.

Po trzech dniach powstrzymywania się od alkoholu lepiej pracuje umysł, łatwiej nam skupić uwagę, planować obowiązki, rośnie nasza kreatywność. Co ciekawe, uczeni z wydziału psychologii i psychiatrii Uniwersytetu McGill w Montrealu dowodzą, że zaburzenie w funkcjach poznawczych trwa znacznie dłużej, niż zakładano. I pojawia się później. Nie wtedy, kiedy nasz stopień upojenia rośnie! Tak naprawdę nasz mózg po imprezie z alkoholem dochodzi do siebie dopiero po kilku dniach.

Po pięciu dniach bez alkoholu odczuwamy przypływ energii. To dlatego, że wątroba nie zajmuje się już unieszkodliwianiem wypitego przez nas alkoholu, ale wreszcie może się skupić na innych funkcjach - a odgrywa ona kluczowa rolę w naszym metabolizmie. I zaczynamy to wyraźnie odczuwać.

Po siedmiu dniach bez alkoholu poprawia się nam pamięć. Jakość naszego snu jest lepsza.

Niedawne badania przeprowadzone przez uczonych z University College London dowodzą, że u osób, które nie piły przez cztery tygodnie, znacznie poprawiła się czynność wątroby, spadło ciśnienie krwi i obniżył się poziom cholesterolu.

Warto więc czasem odstawić alkohol, a potem pilnować, by nie pić go codziennie. Tym bardziej że nigdy nie wiemy, w jaki sposób nasz organizm sobie z nim radzi. Istnieją pod tym względem duże różnice osobnicze. Możemy pić stosunkowo niewiele, a naszej wątrobie bardzo to zaszkodzi.

***

Rozmowa z dr. n. med. Andrzejem Gietką* specjalistą chorób wewnętrznych i zakaźnych


W jaki sposób alkohol szkodzi wątrobie?

DR ANDRZEJ GIETKA: alkohol powoduje całe spektrum chorób wątroby. Pierwszą i najprostszą jest stłuszczeniowa choroba wątroby. Następnie może się pojawić stłuszczeniowe zapalenie wątroby prowadzące do jej włóknienia i w konsekwencji alkoholowa marskość wątroby. alkohol u niemal każdego powoduje przejściowe stłuszczenie. Jednak u ludzi zdrowych ma ono charakter przemijający, nie ma znaczenia patologicznego. Natomiast u ludzi pijących regularnie alkoholowe stłuszczenie wątroby przebiega z procesem zapalnym, który ma charakter trwały. I ten odczyn zapalny powoduje szkody. Także trwałe.

Jakie szkody?

- Przede wszystkim pojawiające się włóknienie. Jego końcowym efektem jest marskość wątroby z jej następstwami, to znaczy z objawami nadciśnienia wrotnego, wodobrzusza, a nierzadko objawami niewydolności wątroby.

alkohol może również - w przypadkach istotnego, jednorazowego użycia - spowodować sytuację, którą nazywamy alkoholowym zapaleniem wątroby. To nieco inna jednostka chorobowa. Przebiega różnie, nierzadko ciężko, a nawet kończy się śmiercią. I to dzieje się bez etapu marskości wątroby!

Zazwyczaj jest tak, że chorzy piją regularnie i pojawia się u nich stłuszczenie wątroby, potem włóknienie, dalej marskość i po wielu wielu latach ci chorzy umierają w wyniku postępującego zniszczenia wątroby. Natomiast sporadycznie, aczkolwiek nierzadko, pojawia się sytuacja, w której chory ma już alkoholowe stłuszczenie i na nie nakłada się jeden większy epizod czy też ciąg epizodów znacznego nadużycia alkoholu. To powoduje zapalenie wątroby, często przebiegające z żółtaczką, i chorzy mogą się znaleźć w stanie zagrożenia życia.

A jak to przebiega na poziomie komórkowym? Co się dzieje z komórkami wątroby pod wpływem alkoholu?

- W komórce wątroby, czyli hepatocycie, pojawiają się przede wszystkim objawy stłuszczenia w postaci dużej ilości kropelek tłuszczu. Ten tłuszcz może powodować odczyn zapalny ze strony samej wątroby, ale nie musi. Jeśli to jest tzw. czyste stłuszczenie bez odczynu zapalnego, to zazwyczaj szkody są nieistotne lub niewielkie i mogą mieć charakter przemijający. Ale w sytuacji, kiedy temu stłuszczeniu towarzyszy odczyn zapalny, może być on przyczyną trwałych szkód wątroby.

Ludzie pijący regularnie alkohol mają stłuszczenie wątroby niemal zawsze. Idą na kontrolne badanie USG, a specjalista wykonujący badanie widzi, że pacjent ma "jasną" wątrobę. To jeszcze nie musi oznaczać, że jest ona istotnie chora. Aby to ocenić, trzeba wykonać badania biochemiczne.

A co to znaczy "pijący regularnie"?

- Czyli niemal codziennie. W wielu społeczeństwach codzienne picie alkoholu jest zjawiskiem normalnym, kulturowym, nie stanowi jakiejś patologii. Cała południowa Europa pije codziennie. W USA alkohol jest pity regularnie. W krajach, w których są takie zwyczaje, alkoholowa choroba wątroby występuje znacznie częściej i śmiertelność z tego powodu jest bardzo duża. Zresztą są to kraje, które mają doskonale rozwiniętą hepatologię. Francuskie ośrodki hepatologiczne uchodzą na całym świecie za jedne z najlepszych.

Dwie puszki piwa dziennie lub pół butelki wina są już niebezpieczne?

- To zależy m.in. od płci. Regularne picie u mężczyzny i kobiety to nieco inny problem. Oporność kobiecej wątroby na alkohol jest kilkukrotnie mniejsza niż u mężczyzny.

To wynika tylko z masy ciała?

- Nie, z wielu czynników. Owszem, jest to związane z mniejszą masą ciała, ale też z mniejszą zawartością pewnych enzymów metabolizujących alkohol, zwłaszcza dehydrogenazy alkoholowej. Także mniejszą masą mięśniową. Oporność kobiecej wątroby na alkohol jest dwa-trzy, a niektórzy uważają, że nawet cztery razy mniejsza niż męskiej.

Za ryzykowne picie alkoholu, bo tak się to określa, uznaje się ilości nie mniejsze niż 20 g w przeliczeniu na czysty alkohol dla kobiety i około 60-50 g dla mężczyzny. Codziennie. Gdybyśmy przeliczali to na standardowe drinki europejskie, czyli około 10 g alkoholu czystego na jeden drink, będzie to kieliszek wina, butelka piwa lub mały kieliszek mocniejszego alkoholu.

Dwa kieliszki wina u kobiety wypijane codziennie niewątpliwie są już zachowaniem ryzykownym, trzy-cztery kieliszki wina i trzy-cztery butelki piwa u mężczyzny pite codziennie niewątpliwie też są zachowaniem ryzykownym.

Ludzie mają różną oporność na alkohol.

- Właśnie. Zatem to nie jest tak, że jeśli kobieta pije półtora kieliszka wina dziennie, to jest to ilość w pełni bezpieczna i nie spowoduje u niej szkód. Może je wywołać. Mówimy przecież o statystyce, a nie o konkretnych osobach.

Są ludzie pijący ogromne ilości alkoholu, ale kiedy przeprowadzamy u nich badania, okazuje się, że mają całkowicie zdrową wątrobę, nawet po kilkudziesięciu latach picia! Ale jest i odwrotna sytuacja. Ludzie piją relatywnie mało i ku swojemu zdumieniu mają bardzo poważne następstwa spożywania alkoholu.

Miałem taką sytuację, w której kobieta pijąca dwa kieliszki wina dziennie wymagała przeszczepu wątroby.

Ale mało kto tak to postrzega. Osoba mająca kłopoty z wątrobą jest według nas osobą uzależnioną.

- Tak nie musi być! Uzależnienie od alkoholu i alkoholowa choroba wątroby nie muszą być tym samym. Można być ciężko uzależnionym od alkoholu, nie mając żadnej choroby wątroby. A można, co się rzadziej zdarza, nie być uzależnionym od alkoholu, a mieć marskość wątroby z zagrożeniem życia.

Na oddziale mieliśmy dużo chorych, którzy pili relatywnie mało i byli przekonani, że piją bezpiecznie, a po latach mają marskość z niewydolnością wątroby.

Często ludzie mają przedziwne wrażenie, że stan wątroby zależy od jakości alkoholu. Nie ma żadnych dowodów na to, żeby alkohol gorszy lub lepszy w inny sposób uszkadzał wątrobę. Dla wątroby problemem nie jest jakość alkoholu - czy to jest 12-letnia whisky single malt, czy zwykła wódka - ale jego metabolizm. Osoby pijące dwa-trzy kieliszki whisky wieczorem mogą umrzeć z powodu uszkodzonej wątroby, nie mając problemu z uzależnieniem.

Jak sprawdzić, czy nasze picie jest bezpieczne?

- Nie ma żadnych wątpliwości, że każdy człowiek, który pije regularnie z różnych powodów - zawodowych, kulturowych albo dlatego że lubi - powinien traktować swoje picie jako zjawisko ryzykowne. I podobnie jak w przypadku ryzykownych zachowań seksualnych powinien raz na jakiś czas robić badania. Zalecałbym wykonywanie raz w roku prostych prób wątrobowych.

Takie badanie coś wykaże?

- Podstawowe badania takie jak AspAT i ALAT, czyli badania aminotransferaz, w zupełności wystarczą. Jeśli te dwie próby wątrobowe nie są podwyższone, to ryzyko, że coś złego dzieje się w wątrobie, jest niemal zerowe. Badania nie są drogie. Wykonane nawet prywatnie nie kosztują więcej niż 20 zł.

Wątrobie nie szkodzi tak bardzo ilość wypitego alkoholu, ale regularność jego spożywania. Jak ktoś upija się skrajnie i robi to raz w tygodniu, a w pozostałe dni nie pije, to ryzyko, że będzie miał alkoholową chorobę wątroby, a w szczególności marskość, jest niewielkie.

Nie podtruwamy codziennie swoich hepatocytów?

- Tak. Wątroba ma czas na regenerację.

W Wielkiej Brytanii pojawiły się nowe wytyczne dotyczące bezpiecznej ilości spożywanego alkoholu. I Brytyjczycy zrównali ilość alkoholu, jaką mogą wypijać mężczyźni, do tej określonej dla kobiet. Dlaczego?

- Generalnie w interesie społecznym leży to, żeby ludzie pili mniej. Jeśli ustali się, że mężczyźni mogą pić istotnie więcej, to na pewno pojawi się dodatkowa grupa chorych, którzy będą mieli marskość wątroby. Nie ma wątpliwości, że wrażliwość kobiecej i męskiej wątroby na alkohol jest inna. U kobiety marskość wątroby wystąpi znacznie szybciej. Trudno mi sobie wyobrazić, by mężczyzna miał marskość wcześniej niż po 15-20 latach regularnego picia, a u kobiety taka sytuacja może mieć miejsce nawet po pięciu latach. Brytyjczycy ustalili akurat takie zalecenia, ale to nie wynika z tego, że mają inną wiedzę na temat wrażliwości kobiecej i męskiej wątroby na alkohol.

Wyspiarze mają ogromny problem z alkoholem. Może dlatego zdecydowali się na taki krok.

- Możliwe. Pamiętajmy też o tym, że w sytuacji skrajnej niewydolności wątroby możemy wymagać przeszczepu. Tyle że choroba alkoholowa wątroby jest istotnym przeciwwskazaniem do przeszczepu! Powszechnie na świecie przyjmuje się, że okres poprzedzający kwalifikację do przeszczepu od okresu aktywnego picia wynosi nie mniej niż sześć miesięcy. Czyli jeśli ja znajduję się w sytuacji zagrożenia życia, a jeszcze tydzień temu piłem, to żaden ośrodek transplantacyjny najprawdopodobniej nie udzieli mi pomocy.

I to, że chorzy mówią lekarzom, że nie piją, nie wystarczy. Znaczna część leżących u nas chorych mówi, że są abstynentami. By móc otrzymać przeszczep, muszą mieć potwierdzoną np. przez poradnię leczenia uzależnienia od alkoholu, półroczną abstynencję i być świadomi swojego problemu, nie wypierać go. To zwiększa szansę, że nie będą pili po przeszczepie. Jednak mimo to w takich sytuacjach ogromna część chorych po przeszczepie nadal pije.

To jest pewna niedoskonałość systemowa. W sytuacji, kiedy człowiek po przeszczepie umrze, można powiedzieć, że zmarły dwie osoby. Bo umiera inna osoba, która nie pije, a tej wątroby nie dostanie na czas.

Lubicie się z kardiologami? Oni zazwyczaj uznają kieliszek czerwonego wina za kardioprotekcyjny.

- To nie jest tylko kwestia kardioprotekcyjności akurat czerwonego wina. Pierwsze doniesienia na temat ochronnego wpływu alkoholu na serce nie pochodzą wcale z krajów śródziemnomorskich, ale bodajże z USA. Wykazano w nich, że niewielka ilość alkoholu, obojętnie jakiego, zmniejsza ryzyko zawału serca i choroby wieńcowej.

To nie są zatem słynne polifenole z czerwonego wina?

- To też jest prawdą.

My, hepatolodzy, nie jesteśmy jakoś specjalnie przeciwni alkoholowi w ogóle. Ja osobiście nie uważam, żeby celem naszych działań miała być kompletna prohibicja. Daleki jestem od tego. Walczyć należy z piciem ryzykownym, a nie z samym alkoholem.

Czy istnieje jakiś schemat bezpiecznego picia alkoholu? Na przykład robienie dnia, dwóch, tygodnia przerwy. Niektórzy mówią, że najkorzystniejszy jest miesiąc abstynencji w roku dla regeneracji wątroby.

- To proste jak kij od szczotki. Im rzadziej pijemy, tym lepiej dla wątroby. Jeśli nie pijemy jeden dzień w tygodniu, to dobrze, jeśli dwa - jeszcze lepiej itd. Każdy kolejny dzień abstynencji jest korzystniejszy. Jeżeli ktoś pije regularnie rok, dwa, trzy lata, a wykonane badania aminotransferaz są u niego całkowicie prawidłowe, to można z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że to picie akurat jemu nie zagraża. Oczywiście, jeszcze nie zagraża na dzień dzisiejszy.

Ale w sytuacji, kiedy pojawia się zwyżka aminotransferaz, to trzeba to uznać za sytuację patologiczną, która wymusza całkowitą abstynencję albo poważne ograniczenie w piciu alkoholu.

Nie ma zaś żadnych danych potwierdzających, że właśnie miesiąc abstynencji jest jakoś szczególnie korzystny w stosunku do innych okresów. Żadne znane mi ośrodki na świecie nie rekomendują akurat miesiąca. Ale znów, miesiąc jest korzystniejszy niż tydzień, a dwa miesiące - lepsze niż jeden.

Tu warto podkreślić inną kwestię - ogromna liczba chorych jest przekonana, że jeśli pije i bierze jakieś środki mające "działanie ochronne i regenerujące" na wątrobę, to nic im nie grozi. To nieprawda. Nie istnieje na świecie lek, który istotnie chroni wątrobę przed uszkodzeniem przez alkohol, a nawet w jakimkolwiek stopniu chroni wątrobę przed alkoholem! Żaden lek tego nie potrafi. Jeśli więc ktoś stosuje specyfik, który ma mu "zregenerować" wątrobę, i łudzi się, że może bezpiecznie z tego powodu pić, to jest w wielkim błędzie.

A czy istnieją choroby towarzyszące, które zaostrzają szkody w wątrobie wywołane przez alkohol?

- Jedna choroba wątroby nie chroni przed inną. Jeśli mamy alkoholową chorobę wątroby, to nie znaczy, że nie możemy jednocześnie być zakażeni wirusem zapalenia wątroby B czy C. W takiej sytuacji szkody w wątrobie pojawiają się znacznie wcześniej i są poważniejsze. Można by zapewne powiedzieć, że u części ludzi pijących dużo ryzyko zakażenia wirusowym zapaleniem wątroby jest większe ze względu na wzrost ryzykownych zachowań seksualnych. Ale też inne metaboliczne choroby wątroby jak niealkoholowe stłuszczenie wątroby - przebiegające zazwyczaj z otyłością - sprzyjają uszkodzeniu wątroby w wyniku choroby alkoholowej. Ludzie otyli mają większą skłonność do alkoholowej choroby wątroby.

Część osób uważa, nie bez racji, że prawidłowe odżywianie wpływa korzystnie na wątrobę. U ludzi niedożywionych choroba alkoholowa przebiega szybciej i ciężej.

Wątroba w sumie dość dobrze znosi alkohol. Gorzej z innymi narządami.

- alkohol nie jest toksyczny tylko dla wątroby! Akurat ten narząd jest wyjątkowo odporny na skutki picia. Statystycznie u osób nadużywających alkoholu nie więcej niż 13-14 proc. - w krajach zachodnich i USA - umiera z powodu chorób wątroby. Ogromna część ludzi z chorobą alkoholową umiera, bo ma wypadki komunikacyjne, padaczkę alkoholową, uszkodzenie trzustki związane z alkoholem. Niestety, jeśli już dojdzie do ciężkich następstw ze strony wątroby, to zazwyczaj pacjenci mają też objawy chorób neurodegeneracyjnych, uszkodzenia centralnego i obwodowego układu nerwowego. Układ nerwowy jest wyjątkowo wrażliwy na alkohol. Mamy na oddziale osoby 30-, 40-letnie, które już mają duże kłopoty z poruszaniem się, bo alkohol uszkadza im motorykę.

Poza tym, o ile wątroba ma duże zdolności regeneracyjne, o tyle tkanka nerwowa ich nie ma. Poalkoholowe uszkodzenia nerwów już się nie cofną. Tu nic nam się nie zregeneruje i nie odrośnie.

Czy często ludzie mówią, że nie piją alkoholu, tylko piwo?

- Niestety tak. Przychodzi do mnie chory i mówi: "Panie doktorze, ja w ogóle nie piję", a ma jednoznaczne objawy choroby alkoholowej. I wtedy dodaje: "Bo piję tylko piwo".

Inny mężczyzna - prawnik - mówi, że on w zasadzie wcale nie pije. Tylko dobrej jakości whisky.

Jeszcze raz powtarzam, że nie ma żadnego znaczenia, jaki alkohol pijemy! Czy to są trzy piwa, czy dwa kieliszki wódki, dwie lampki wina - z punktu widzenia wątroby to obojętne i toksyczność alkoholu na wątrobę jest taka sama.

Częstość występowania choroby alkoholowej we Francji jest taka sama, a nawet większa niż tam, gdzie spożywa się alkohole mocne, np. w Skandynawii. To dlatego, że alkohole lżejsze pije się już w ciągu dnia. Wódki czy whisky raczej nie pijemy od południa. A wino czy piwo tak.

Czy jeśli przekroczę granicę bezpiecznego spożycia alkoholu, to nie ma już znaczenia, ile wypiję?

- To nie tak. Od pewnej ilości progowej nie ma takiego bezpośredniego znaczenia, czy wypijam cztery, czy pięć kieliszków wina. Ale jeśli piję codziennie trzy kieliszki wina, a raz w tygodniu upijam się ciężko, to wtedy ryzykuję pojawieniem się wspomnianego alkoholowego zapalenia wątroby. To bardzo szczególny rodzaj uszkodzenia wątroby nakładający się na już istniejące stłuszczenie alkoholowe wątroby.

Zdarzają się sytuacje, kiedy nieświadomy pacjent ma stosunkowo niegroźne stłuszczenie wątroby, bo pije od trzech-czterech lat regularnie trzy-cztery kieliszki wina. I taka osoba np. wyjeżdża na wczasy all-inclusive i pije od rana. To się naprawdę ludziom dość często zdarza. Człowiek ten w tydzień wypija wybitnie więcej i wraca z ciężką żółtaczką. Wcale nie ma marskości, ale umiera.

A jeżeli ktoś nie pije regularnie i raz na jakiś czas się upije?

- Jeśli w ogóle nie pijemy i nagle mamy incydent alkoholowy raz na dwa tygodnie czy raz na miesiąc, to alkoholowe zapalenie wątroby występuje niezmiernie rzadko.

Pacjentom zapewne trudno zaakceptować diagnozę: alkoholowa choroba wątroby.

- Ci, którzy piją stosunkowo niewiele i nie są uzależnieni, zazwyczaj są po prostu zaskoczeni. Gorzej z osobami, które są uzależnione. Nie chcą się przyznać do tego, że ich kłopoty wynikają z picia. A już najgorzej przyznają się do tego kobiety. Oszukują rodzinę, znajomych, same siebie.

Pewną rolę w tym oszukiwaniu odgrywają też lekarze, którzy nie potrafią w takiej sytuacji stanąć oko w oko z pacjentem i zamiast wpisać mu do karty, że ma chorobę alkoholową, wpisują, że to toksyczne uszkodzenie wątroby. Pacjent sam nie przyzna się, że pije, a spytany zaprzecza.

Niektórzy lekarze nie wiedzą, jak z tego wybrnąć, i dla spokoju wpisują coś takiego. To tylko utrudnia nam pracę, bo przyjmujemy pacjenta do szpitala, a on idzie w zaparte. Ile razy słyszałem: "Panie doktorze, to nie od alkoholu. Ja jestem parkieciarzem, glazurnikiem itd. To te farby, kleje i rozpuszczalniki uszkodziły mi wątrobę. Przecież inny lekarz napisał, że to uszkodzenie toksyczne!".

Naprawdę trudno z tym walczyć, dlatego nie można się bać postawienia prawidłowej diagnozy. Trzeba pisać prawdę.

*DR N. MED. ANDRZEJ GIETKA jest ordynatorem Oddziału Chorób Wewnętrznych i Hepatologii Centralnego Szpitala Klinicznego MSW w Warszawie

ILE PIJĄ POLACY

Według raportu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) Polska jest w grupie państw o najwyższym spożyciu czystego alkoholu na dorosłego mieszkańca.
Przy średniej światowej 6,13 l w Polsce wypija się 13,3 l. Średnia europejska to 12,2 l czystego alkoholu na osobę po 15. roku życia.
Na pierwszym miejscu są Mołdawia - 19,2 l oraz Węgry - 16,3 l.
Aż 66 proc. konsumowanych u nas napojów alkoholowych stanowią trunki mocniejsze, 20 proc. to piwo, a 14 proc. - wino.
Spożycie alkoholu w Polsce stale rośnie.
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
Nastolatki piją i zażywają narkotyki. Tylko 9 proc. jest "czystych"
Anita Karwowska

http://biqdata.wyborcza.pl/mlodziez-i-uzywki

Tylko 9 proc. nastolatków nigdy nie piło, nie paliło i nie brało. Młodzież sięga po alkohol i narkotyki, by zrzucić stres i poczuć szczęście.
90 proc. nastolatków piło alkohol, 65 proc. paliło papierosy, 29 proc. marihuanę, 4 proc. brało ecstasy, tyle samo amfetaminę i jej podobne – to wyniki sondażu przeprowadzonego wśród osób w wieku 15-19 lat (badanie Kantar Public). „Czystych” nastolatków jest 9 proc.

Pytanie brzmiało: „Czy zdarzyło ci się kiedykolwiek...”. Wiadomo, że od „zdarzyło mi się” do regularnego picia czy palenia jest kawałek, jednak zdaniem socjologów używki są młodym ludziom bliższe, niż były dla pokolenia ich rodziców.

– Dziś młodzi postrzegają narkomana w kategoriach odmiennych zachowań. Nie jest to ktoś, kto musi mieć nie po kolei w głowie. Po prostu trochę przesadził, uzależnił się, ale to może spotkać każdego – tłumaczył niedawno w „Wyborczej” socjolog Maciej Sińczuch.

Autorzy kampanii społecznej „Melanż. Oczekiwanie versus rzeczywistość” przygotowali dla młodzieży spoty, które miały zniechęcić do eksperymentowania z psychoaktywnymi substancjami. Okazało się, że decyzja o odstawieniu jest dla młodych tym trudniejsza, im używka jest bardziej rozpowszechniona. W przypadku alkoholu młodzież bierze pod uwagę co najwyżej ograniczenie picia – myśl o całkowitej rezygnacji z procentów przychodzi do głowy niespełna co czwartemu nastolatkowi. Niewiele łatwiej jest namówić do odstawienia marihuany, która w życiu młodzieży pełni podobną funkcję jak alkohol – jest elementem zabawy, relaksu i rekreacji.

Dlaczego używki są dzisiaj tak powszechne? Z innego, cyklicznego badania obejmującego 100 tys. młodych ludzi z całej Unii Europejskiej (Health Behaviour in School-aged Children, 2014 r.) wiemy, że jedną z przyczyn popularności używek wśród polskich nastolatków jest ich łatwa dostępność. 40 proc. z nich twierdzi, że marihuanę mają na wyciągnięcie ręki. Szybki dostęp do amfetaminy deklaruje 17 proc. młodzieży. To więcej niż średnia dla wszystkich badanych krajów – odpowiednio 30 proc. i 9 proc.

W porównaniu z przeszłością inna jest bezpośrednia motywacja młodych. Coraz częściej alkohol i marihuana mają działać terapeutycznie. Młodzież sięga po nie, by poczuć odprężenie i szczęście.

alkoholu nie pije się, by łatwiej się rozmawiało czy nawiązywało kontakty, ale by po prostu lepiej się poczuć, odprężyć po stresie, w którym żyję, żeby poczuć się szczęśliwym, bo na co dzień tego nie ma. Nie wspólnota, nawet nie zabawa i rozluźnienie atmosfery. alkohol ma zadziałać jak medykament, czarodziejska różdżka na doskwierające młodym bolączki – twierdzi dr Sińczuch.

Czy działa? Prawie połowa nastolatków przyznaje, że rzeczywiste efekty działania przyjmowanych używek rozmijają się z ich oczekiwaniami.
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
Lalki przedstawiające bohaterów "Breaking Bad" w sklepie z zabawkami. metamfetamina w komplecie
Karolina Stępniewska

[ external image ]
[ external image ]
[ external image ]
[ external image ]

Amerykańskie sklepy sieci Toys R Us sprzedają lalki przedstawiające bohaterów serialu "Breaking Bad". W zestawie z dealerem narkotyków Walterem White'm kupimy też woreczek zabawkowej metamfetaminy i broń. Firma odrzuca zarzuty, że takie rzeczy nie powinny trafiać na półki sklepów z zabawkami.

[ external image ]

Dealerzy metamfetaminy - Jessie Pinkman i Walter White - główni bohaterowie bijącego rekordy popularności serialu "Breaking Bad" - doczekali się własnych figurek akcji. Zabawki wyprodukowała firma Mezco, a kupić je można między innymi w amerykańskich sklepach z zabawkami należących do sieci Toys R Us. Odkryciem podzieliła się z mediami mieszkanka Florydy, Susan Schrivjer, która natknęła się na lalki podczas poszukiwania prezentów dla dzieci.

[ external image ]

15-centymetrową figurkę głównego bohatera, Waltera, można kupić za 17,99 $ w komplecie z woreczkiem zabawkowej metamfetaminy, torbą pieniędzy i bronią. Jesse, ubrany w kombinezon ochronny zakładany podczas wytwarzania narkotyków, znajduje się w pudełku w zestawie z maską przeciwgazową. Bezpieczeństwo przed wszystkim - drwi Jeffrey Kluger, redaktor magazynu "Time".

Chwała dealerom?

Susan Schrivjer z Fort Myers (Floryda, USA) była tak zniesmaczona swoim odkryciem, że postanowiła napisać petycję do Toys R Us z żądaniem usunięcia lalek z oferty sieci. W kilka dni pod petycją podpisało się ponad 6 tysięcy internautów. W liście możemy przeczytać, że rodzicom i dziadkom podczas zakupów w Toys R Us często towarzyszą dzieci i w związku z tym nie powinni oni stawać wobec konieczności tłumaczenia, dlaczego niektóre zabawki sprzedawane są w komplecie z niebezpiecznymi i nielegalnymi narkotykami oraz dlaczego ktoś, kto zajmuje się sprzedażą takich substancji, zasłużył na to, by uwiecznić go jako kolekcjonerską figurkę.

[ external image ]

Lalki Pinkmana i White'a można też kupić w innych sklepach, m.in. w sieciowych Barnes&Noble i Walmart, jednak głównym problemem, zdaniem Schrivjer i osób podpisujących się pod petycją do Toys R Us, jest to, że sklep z zabawkami powinien dołożyć szczególnych starań, żeby promować właściwe postawy i wartości, zamiast gloryfikować osoby produkujące narkotyki i handlujące nimi.

Tylko dla dorosłych w sklepie dla dzieci

Przedstawiciel Toys R Us tłumaczył w wypowiedzi dla NBC News: "Te produkty przeznaczone są dla dzieci powyżej piętnastego roku życia i umieszczone są w części sklepu poświęconej kolekcjonerskim figurkom dla dorosłych". Niektóre sklepy należące do sieci, niezależnie od stanowiska firmy, w obawie przed utratą klientów zdecydowały się jednak wycofać kontrowersyjne lalki ze swojej oferty.

[ external image ]

Skandal skwitował też sam Bryan Cranston, aktor wcielający się w serialu w postać Waltera White'a. W komentarzu na Twitterze napisał: "Mamusia z Florydy napisała petycję przeciwko figurkom Breaking Bad w Toys R Us. Jestem taki wściekły, że w akcie protestu spalę moją figurkę Mamusi z Florydy".

Z biura prasowego polskiej filii firmy otrzymaliśmy informację, że Toys R US w Polsce nie ma w swojej ofercie zabawek "Breaking Bad" i nie planuje ich wprowadzenia. Dorosłym fanom serialu pozostają więc aukcje internetowe lub zakupy w amerykańskich sklepach.
walter.jpg
walter1.jpg
walt.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
Jako pierwszy na świecie bada mózgi mężczyzn uzależnionych od pornografii
Angelika Swoboda

Osoby, które chciałyby wziąć udział w badaniach Mateusza Goli, mogą pisać na adres: mgola@psych.pan.pl.


Dlaczego doktor Mateusz Gola analizuje głównie zachowania mężczyzn? - Panowie są bardziej podatni na nałogowe zachowania seksualne - wyjaśnia ekspert programu Polsatu "The brain. Genialny umysł".

Myśli pan, że się dogadamy i zrozumiemy? Mamy inne mózgi.

- Mózg kobiety różni się od mózgu mężczyzny w detalach. Badania pokazują, że różnic jest naprawdę niewiele. Męski mózg radzi sobie lepiej z takimi zadaniami jak rotacja przestrzenna, czyli przeciętny mężczyzna nie musi obracać mapy, żeby się odnaleźć w terenie, potrafi ją sobie poobracać w głowie.

Kobiety za to mają lepszą fluencję słowną, czyli większy zasób słownictwa, którym sprawniej się posługują. Łatwiej im przychodzi chociażby opisywanie swoich stanów emocjonalnych, robią to precyzyjniej. Ale pamiętajmy, że to statystyka i od czasu do czasu możemy znaleźć wyjątkowo wygadanych mężczyzn.

Czytałam, że jesteśmy też lepsze w szukaniu w lodówce.

- A to jest już efekt specyficznego treningu. W przypadku szukania w lodówce sęk tkwi w kulturowym trenowaniu różnych umiejętności, a nie w predyspozycjach mózgu. Choć między bogiem a prawdą, nauka nie rozstrzygnęła tak na dobre, czy fluencja słowna u kobiet to też nie jest efekt takiego treningu kulturowego - być może z dziewczynkami po prostu więcej się rozmawia.

Wracając do różnic - chłopcom trudniej przychodzi wchodzenie w różne role niż dziewczynkom. Dziewczynki mogą się bawić i samochodami, i lalkami. Mogą być mamami, policjantkami i aktorkami. Generalizując, oczywiście.

Dobrze, że pan to podkreśla, bo przecież nie znaczy to, że każda kobieta będzie lepszą aktorką od każdego mężczyzny.

- Jasne. Gdybyśmy wzięli całą populację, zawsze znajdziemy ludzi, których to dotyczy, i takich, których nie dotyczy. Kobiecy mózg jest też nieco lżejszy i objętościowo mniejszy, bo zawsze jest proporcjonalny do budowy ciała, a kobiety są z reguły drobniejsze od mężczyzn.

Oczywiście bywają też kobiety bardzo dobrze zbudowane i z dużą głową, więc ich mózg będzie większy niż u drobnych pań, czasem również większy niż u przeciętnych panów. Tak samo i mężczyźni różnią się budową ciała. Jednak mimo że średnio w populacji kobiety są drobniejsze niż mężczyźni, a ich mózgi są mniejsze, to liczba neuronów jest podobna i w mózgu kobiecym, i męskim.

U kobiet komórki są po prostu bardziej skompresowane, znajdują się bliżej siebie. Objętość mózgu nie ma nic do rzeczy - inaczej słonie czy wieloryby byłyby najinteligentniejszymi stworzeniami.

Akurat słonie są bardzo mądre.

- Tak, ale nie umywa się to naszej inteligencji.

Rozprawmy się ze stereotypem. Kobiety nie są głupsze od mężczyzn.

- Wie pani, pracuję na co dzień z bardzo zdolnymi kobietami i takiego zjawiska nie obserwuję. Myślę, że ten stereotypowy pogląd powtarzają ludzie starszej generacji, bo jest to po prostu efekt wychowania. Mózgi kobiety i mężczyzny różnią się objętością, ale możliwości mają takie same.

Przyrównam nasze mózgi do telefonów komórkowych. Weźmy chociażby Iphone'a 7. Ten model ma dwa rozmiary - mniejszy i większy. Mimo różnicy w wielkości oba mają takie same możliwości techniczne. Po prostu.

A czy na przykład tradycja albo wychowanie mają wpływ na nasze mózgi?

- Wszystko, co się dzieje, każda sekunda pani życia, wpływa na pani mózg. Każde pani doświadczenie, każde słowo, każda myśl jest efektem działania mózgu, ale również go kształtuje. To, że pije pani teraz właśnie czarną kawę - to także dzieje się za sprawą pani mózgu. Wybrała pani mleko kokosowe, prawda? To efekt pani wcześniejszych doświadczeń, upodobań, może ktoś je pani polecił.

To wszystko są doświadczenia czy upodobania, a gdzie w tym jest mózg?

- W tym, że doświadczenia czy upodobania są zapisywane właśnie w mózgu. W połączeniach między neuronami. Za każde doświadczenie, także za picie mleka kokosowego, odpowiadają konkretne połączenia między pani neuronami. Można zobaczyć pod specjalistycznym mikroskopem, jak po każdym doświadczeniu na zakończeniach neuronów - dendrytach - rosną kolce, które tworzą nowe połączenia.

Tak działa każde nowe doświadczenie?

- Każde kolejne, nie tylko nowe. Nawet stare utrwala istniejące już połączenia między neuronami. A kolce są jeszcze większe. Dlatego trudniej nam zapomnieć rzeczy, które wielokrotnie powtórzyliśmy czy doświadczaliśmy mnóstwo razy.

Właśnie to tak pana w mózgu fascynuje? Czemu jest on dla pana bardziej interesujący od serca chociażby?

- Jesteśmy już w stanie zbudować sztuczne serce, więc wiemy o nim wszystko. A o mózgu nie. Wciąż do końca nie wiemy, jak mózg funkcjonuje, jak wytwarza coś, co nazywamy umysłem, czyli nasze myśli, emocje, stany takie jak zakochanie, rozczarowanie, nadzieja. Wciąż nie mamy pojęcia, jak to działa. Dlatego badam mózg.

Co pan już zdołał ustalić?

- Zajmuję się wąskim aspektem pracy mózgu, czyli kompulsywnymi zachowaniami seksualnymi. Zespół, którym kieruję, bada zachowania seksualne, które wymykają się ludziom spod kontroli i rujnują im życie. Uczestnicy naszych badań to osoby, które korzystają z pornografii czasem po 15 godzin dziennie. Na razie uznaje się to za zaburzenie kontroli impulsów, o którym za dużo nie wiemy.

Badamy osoby, które często wbrew własnej woli spędzają dziesiątki godzin tygodniowo przy pornografii, temu towarzyszy też wielokrotna masturbacja, 10-15 razy na dzień. To dla nich bardzo realny problem, z powodu którego nie idą do pracy czy rozpadają im się relacje.

A to nie jest łatwa wymówka dla partnera?

- Może gdyby ktoś to robił pół godziny dziennie, to tak. Ale mówię o poważnych sytuacjach.

Zapytam więc pana o normę takich zachowań.

- Jeszcze jej nie ustaliliśmy, polskich badań nie mamy. Z badań w Danii wiemy, że prawie 80 procent mężczyzn w wieku od 18 do 30 lat korzysta z pornografii przynajmniej raz w tygodniu. To sporo. Raz w tygodniu korzysta z niej też prawie 20 procent kobiet. Nie wiemy, ile z tych osób korzysta z pornografii w sposób nałogowy, ile szuka pomocy i ma z kompulsywnymi zachowaniami seksualnymi realny problem.

Jeszcze trzy lata temu nie mieliśmy pojęcia, co dzieje się w mózgach takich osób. Dziś, jako pierwsi na świecie, próbujemy je badać.

Czyli bada pan mózgi seksoholików?

- Seksoholizm, czyli uzależnienie od seksu, to popularna nazwa tego zjawiska, zbudowana za pomocą "holizmu", w analogii do alkoholizmu itp. My badamy, czy faktycznie jest to uzależnienie, dlatego nazywamy to problematyczną hiperseksualnością. Niektórym osobom, które się do nas zgłosiły, dajemy zestaw ankiet, robimy z nimi wywiady. Ale najciekawsze są badania z tzw. neuroobrazowaniem.

Jak wyglądają?

- Jeszcze przed właściwym badaniem doktor Michał Lew-Starowicz, z którym współpracujemy, albo ktoś z jego zespołu rozmawia z pacjentami. Trzeba potwierdzić, czy rzeczywiście spełniają kryteria nałogowego zachowania. Bywa bowiem, że np. osoby bardzo religijne mają wyrzuty sumienia z powodu oglądania pornografii i mimo niewielkiego natężenia problemu uważają się za uzależnione, albo u kogoś nałogowe zachowania wystąpiły jako skutek uboczny zażywania leków. Trzeba to sprawdzić.

A samo badanie wygląda trochę jak gra. Uczestnik może wygrywać pieniądze albo obrazki erotyczne. Przed każdą próbą pojawia się wskazówka, która zapowiada możliwość wygranej. Sprawdzamy, jaki jest poziom pobudzenia mózgu w dwóch sytuacjach - w sytuacji możliwości wygrania (gdy pojawia się wskazówka) i w sytuacji wygranej, gdy uczestnik dostaje pieniądze lub widzi zdjęcie erotyczne.

Po co?

- Możemy dzięki temu odpowiedzieć na kilka pytań. Na przykład czy mózg osoby nałogowo korzystającej z pornografii jest bardziej pobudzony dzięki obrazkowi erotycznemu niż mózg kogoś, kto takiego problemu nie ma. Pewnie panią zdziwię, ale nasze badania wykazały, że nie ma różnic. Mózg osoby nałogowo korzystającej z pornografii i przeciętnego użytkownika porno reaguje bardzo podobnie na zdjęcia erotyczne.

Inaczej jest w sytuacji reakcji na wskazówkę zapowiadającą nagrodę. U osób uzależnionych możliwość obejrzenia pornografii powoduje większe wzbudzenie systemu nagrody i motywacji niż możliwość wygrania pieniędzy.

I to wszystko wyjaśnia?

- To ważne odkrycie, bo okazuje się, że bodźce kojarzące się ludziom uzależnionym z pornografią powodują bardzo silną motywację, żeby po tę pornografię sięgnąć. W życiu codziennym takim bodźcem jest np. sytuacja, w której ktoś zostaje sam w domu, widok monitora, na którym pornografię ogląda, fotela, na którym się zwykle masturbuje. Motywacja, którą te rzeczy wzbudzają, jest tak silna, że nie sposób jej zatrzymać.

W efekcie daje poczucie utraty kontroli nad własnym zachowaniem. Chęć korzystania z pornografii okazuje się silniejsza niż własne postanowienia, że będę robił coś bardziej konstruktywnego, niż ryzyko utraty pracy, gdy zostanę przyłapany na oglądaniu jej w biurze, czy ryzyko rozpadu relacji.

Te badania dają również wskazówki do terapii, bo wiemy, które leki oddziałują na te struktury mózgu odpowiedzialne za tak silne reakcje na wskazówki. Przeprowadziliśmy już wstępne testy w USA. Latem startujemy w Polsce z darmową terapią farmakologiczną dla osób z nałogowymi zachowaniami seksualnymi. Będzie to pierwszy taki program na świecie. Wierzę, że pomożemy wielu osobom. Jeśli ktoś z czytelników ma problem i chce wziąć w tym udział, to proszę o kontakt pod adresem kontakt@hiperseksualnosc.pl.

Czy te osoby szukają pomocy głównie z powodu poczucia utraty kontroli?

- Głównie tak, oraz z powodu negatywnych konsekwencji ich nałogu w życiu. Często mężczyźni uzależnieni od pornografii mają problemy z orgazmem, lub nawet z erekcją w normalnej intymnej sytuacji z partnerką. Dokładnie nie wiemy jeszcze, z czego to wynika. Może to zmęczenie po wielu masturbacjach danego dnia, a może znudzenie seksem z tą samą kobietą. Może wreszcie to, że podczas masturbacji wszystko jest pod ich kontrolą, a w prawdziwej relacji trzeba się dostosować.

Dlaczego badacie tylko mężczyzn?

- To kolejny aspekt różnic między mózgami. Tak samo jak zaburzenia fizyczne, te psychiczne też zależą od płci - jedne występują częściej u mężczyzn, inne u kobiet. Panowie są bardziej podatni np. na takie zaburzenia jak autyzm, schizofrenia czy właśnie nałogowe zachowania seksualne. Z kolei np. na zaburzenia odżywiania, depresję czy ocieractwo bardziej podatne są panie.

Dla mężczyzn bardziej pobudzające seksualnie są bodźce wzrokowe. Kobiety potrzebują szerszego kontekstu, lubią bodźce słuchowe czy dotyk. Poza tym nie oszukujmy się - kobietom znacznie łatwiej jest nawiązać przygodne kontakty seksualne. Jak kobieta będzie chciała taki kontakt nawiązać, znajdzie się mnóstwo chętnych. W przypadku mężczyzn jest to trudniejsze. Zatem niektórzy panowie, którzy chcą rozładować popęd seksualny przy okazji przygodnych kontaktów, a nie mają ku temu okazji, wchodzą w pornografię.

Czy sprawdzał pan też różnice w podejściu do seksu kobiet i mężczyzn? W ogóle są takowe?

- To wciąż jest tajemnica. Poza tym kultura, w której żyjemy, dynamicznie się zmienia. Oczywiście panuje stereotyp, że kobiety chcą seksu głównie po to, by mieć potomstwo, ale spotykam w Kalifornii kobiety, które mówią, że nie chcą dzieci, ale chcą mieć partnera, z którym będą mogły uprawiać seks bez zobowiązań.

Oczywiście trudno jest całkowicie zlekceważyć kontekst ewolucyjny, który sugeruje, że generalnie u kobiet chęć posiadania potomstwa wiąże się z bardziej odpowiedzialnym wyborem partnera niż w przypadku mężczyzn. Ciągle jednak nie wiemy, ile na tę naturę jest nałożonej kultury, która przez wieki dosyć sztywno przypisywała role kobietom i mężczyznom. Statystycznie rzecz ujmując, wśród mężczyzn jest więcej takich, którzy mają potomstwo z więcej niż jedną kobietą, niż wśród kobiet takich, które mają potomstwo z więcej niż jednym mężczyzną.

To rozprawmy się jeszcze z innymi mitami o mózgu. Nieprawda, że wykorzystujemy zaledwie kilka procent jego możliwości?

- Gdyby tak było, to podczas udaru człowiek miałby szansę, że udar trafi w niewykorzystywaną część mózgu i nie doświadczy żadnych konsekwencji. Niestety, każdy udar kończy się poważnymi następstwami. Czasem traci się zdolność mowy, czasem występuje częściowy paraliż.

Od kilku dekad możemy badać mózg rezonansem magnetycznym. Możemy zobaczyć, jak w mózgu przepływa krew. I widzimy, że cały mózg pracuje bez przerwy. Gdy podejmujemy zwiększoną aktywność intelektualną, na przykład czytamy ten wywiad, to część kory mózgowej przetwarzająca literki, słowa i zdania zużywa zaledwie kilka procent więcej energii niż w chwili, kiedy tego nie robimy. Ale ona cały czas pracuje. Nawet jak zamkniemy oczy. Mózg pracuje bez przerwy, nawet gdy wydaje nam się, że nic nie robimy, np. gdy śpimy. Ten organ stanowi 2 procent masy ciała, a zużywa 20 procent energii.

Mózg nigdy nie śpi?

- Nigdy. Nawet w języku mamy rozgraniczenie na "my" i "mózg". Ale przecież bez mózgu nas nie ma. Nasz sen to też efekt działania mózgu. Owszem, mózg nie zasysa wtedy informacji z zewnątrz, nie przetwarza ich, ale bez przerwy porządkuje informacje, których dostarczyliśmy mu w ciągu dnia. Wtedy pojawiają się marzenia senne, większości z nich nie pamiętamy, ale śnimy coś średnio co półtorej godziny.

Które pamiętamy?

- Te przed wybudzeniem. Gdy śpimy, mamy w mózgu do czynienia z sytuacją podobną do remanentu w sklepie albo do nocnej dostawy. Trzeba wszystko uporządkować, żeby rano wyglądało pięknie i działało. I tak co noc. Dzięki temu możemy skutecznie przyswajać nowe informacje i korzystać z tych już przyswojonych.

Tak samo u dzieci jak u dorosłych?

- Elastyczność mózgu ma swoją dynamikę. Jest on plastyczny cały czas, ale u dzieci ta plastyczność jest niesamowicie duża. To ogrom informacji, które trzeba przyswoić, połączeń, które trzeba utworzyć. To imponujące. Mózg rozwija się do około 24. roku życia. U mężczyzn nieco dłużej, wolniej. Na końcu rozwijają się płaty czołowe. One odpowiadają za kontrolę zachowania, dlatego właśnie u dzieci nie są do końca rozwinięte. Wtedy też łatwiej podejmujemy ryzykowne decyzje, mniej się boimy. Z wiekiem stajemy się bardziej ostrożni.

Czy jest taki moment, w którym w mózgu przestają powstawać nowe połączenia?

- Nie ma. Nawet osoby z demencją przeżywają emocje, słuchają. To znak, że ich mózg cały czas funkcjonuje, a dopóki funkcjonuje, to się zmienia. Aż do śmierci.

Jak najlepiej ćwiczyć mózg?

- Używać go. Albo używasz jakiejś zdolności, albo ją tracisz. Jeżeli coś powtarzamy wielokrotnie, chociażby ucząc się tekstu na pamięć albo jeżdżąc na łyżwach, to to utrwalamy. Najlepszy jest ruch połączony z aktywnością intelektualną, czyli gry ruchowe albo po prostu taniec. Kursy tańca towarzyskiego to zgodnie z badaniami jedne z najskuteczniejszych działań opóźniających pogorszenie poznawcze u seniorów.

A jedzenie jakoś pomaga?

- Udowodnione jest dobre działanie na mózg kwasów omega 3. Inne rzeczy związane z dietą dobrą na mózg cały czas są badane. Najnowsze badania zespołu Roba Knighta z University of California San Diego dowodzą, że ważna jest nasza flora bakteryjna, która oddziałuje też na nasz mózg. Jest zależna od tego, co jemy. Pewnie w najbliższych latach zrozumiemy lepiej, jak to działa. Na razie jak grzyby po deszczu powstają w Kalifornii firmy oferujące mrożenie i przechowywanie zdrowej flory bakteryjnej (w postaci stolca), by móc ją przywrócić na starość.

Czego mózgowi nie róbmy?

- Szkodzą mu wszelkie używki, zwłaszcza takie substancje jak heroina, metamfetamina czy alkohol. W mózgu codziennie, od urodzenia, ubywa komórek nerwowych i połączeń między nimi. Po dobrej imprezie zakończonej kacem ubywa ich tyle, co mniej więcej przez 10 dni. Często nie pamiętamy, co się wydarzyło, co wynika z tego, że nowe ślady pamięciowe się nie wytworzyły. U osób długotrwale uzależnionych od alkoholu widać fizyczne zmiany w strukturze mózgu. Szarych komórek jest po prostu mniej. I nie można ich już odbudować.

Podobnie działa niedotlenienie mózgu czy brak snu, podczas którego mózg się regeneruje. Szkodzi mu też praca w trybie zmianowym, związana z gorszym snem. Badania pokazują, że po 15 latach takiej pracy mózg odzyskuje pełną sprawność przez kolejnych osiem lat.



Mateusz Gola
. Psycholog, neurokognitywista. Pracuje na University of California w San Diego, jest też adiunktem w Instytucie Psychologii Polskiej Akademii Nauk. Aktualnie prowadzi badania mające na celu porównanie neuronalnych mechanizmów nałogowych zachowań seksualnych, uzależnienia od hazardu oraz alkoholizmu.
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
Piłka nożna. Mistrzostwo świata w 1954 na dopingu. A myśleli, że to witamina C
gul, AFP

[ external image ]
Próbki moczu sportowców w laboratorium (Fot. HERMANN J. KNIPPERTZ AP)

Najnowsze badania uniwersytetu w Lipsku wykazały, że mistrzowie świata z 1954 - reprezentacja RFN - stosowali doping. Piłkarze sądzili, że biorą zastrzyki z witaminą C. Do ich żył trafiła jednak metamfetamina - substancja stosowana przez niemieckich żołnierzy.

Reprezentacja RFN sięgnęła po swoje pierwsze mistrzostwa świata pokonując w Bernie 3:2 ekipę Węgier czyli wielkich faworytów całego turnieju. Węgrzy byli niepokonani od 14 maja 1950 roku. Wygrali 32 międzynarodowe mecze z rzędu, z finałem igrzysk olimpijskich w Helsinkach w 1952 r. włącznie. Pokonali też Anglików na ich terenie i zrobili to jako pierwszy zespół z Kontynentu. Ale w finale MŚ w Szwajcarii kadra RFN zaszokowała piłkarzy z bloku wschodniego, prowadzonych przez legendarnego Ferenca Puskasa. Późniejsze badania wykazały jednak, że zwycięzcy stosowali doping.

Początek meczu przebiegł zgodnie z przewidywaniami, bo Węgrzy już po ośmiu minutach prowadzili 2:0. Na Stade de Suisse Wankdorf doszło jednak do "Cudu w Brnie". Najpierw w 10. minucie kontaktowego gola strzelił Max Morlock. Głównym cudotwórcą był jednak skrzydłowy napastnik Helmut Rahn, który najpierw wyrównał w 18. minucie, a na 6 minut przed końcem spotkania dał Niemcom bramkę, która zdecydowała o ich pierwszym w dziejach tytule mistrza świata.

Przed rozpoczęciem finału późniejsi "bohaterowie z Brna" otrzymali zastrzyki. Jak sądzili - z witaminą C. Najnowsze, bo opublikowane w poniedziałek badania wykazały jednak, że w strzykawce znajdowała się metamfetamina. Taką samą substancję otrzymywali niemieccy żołnierze w czasie II wojny światowej.

Badania pod nazwą "Doping w Niemczech" prowadzi Uniwersytet w Lipsku. Program finansowany jest przez Niemiecki Komitet Olimpijski. Wyniki zostaną opublikowane i mają pokazać, że doping we Wschodnich Niemczech był po raz pierwszy użyty w sporcie na najwyższym poziomie już w 1949.
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
Niepokojące dane z Polski. "Seksualne dopalacze" sprzyjają zakażeniom HIV
PAP/syljak

Zwiększa się liczba zakażeń wirusem HIV wśród mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami; sprzyja temu używanie coraz bardziej popularnych "seksualnych dopalaczy" - powiedzieli w poniedziałek eksperci podczas konferencji prasowej w Warszawie.
Prof. Andrzej Horban z Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie powiedział, że prawie nie zdarzają się już zakażenia wśród narkomanów przyjmujących dożylnie narkotyki. "Tak było w przeszłości, teraz zwiększa się głównie odsetek zakażeń wśród mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami" - podkreślił.

Według dr Marty Niedźwiedzkiej-Stadnik z Zakładu Epidemiologii Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego-PZH w Warszawie na mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami przypada 60-70 proc. nowych zakażeń HIV w Polsce. "Tylko połowa z nich wykonała test na HIV, tymczasem wirusem tym zakażonych jest około 6 proc. mężczyzn z tej grupy w wieku 25-34 lat oraz 24 proc. od 35. roku życia" - dodała specjalistka.

Dr Grażyna Cholewińska z Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie zwróciła uwagę, że zakażeniom HIV sprzyjają nowe formy niebezpiecznych zachowań seksualnych. "Polegają one na zażywaniu substancji psychoaktywnych w sytuacjach związanych z uprawianiem seksu. Środki te stosuje już prawie co trzeci mężczyzna uprawiający seks z mężczyznami" - wyjaśniała specjalistka.

"Dopalacze seksualne", określane po angielsku jako "chemsex" oraz "slamsex", polegają na zażywaniu takich substancji jak MDMA (analog amfetaminy znanej jako ecstasy), krystaliczna metamfetamina, kokaina oraz GHB (różne substancje psychoaktywne określane pigułkami gwałtu). "Chemsex" różni się od "slamsex" głównie sposobem zażywania: w pierwszym określeniu chodzi o te, które przyjmowane są doustnie, donosowo lub doodbytniczo; slamsex dotyczy preparatów używanych dożylnie.

"Wszystkie te substancje pobudzają libido i zwiększają odczuwanie orgazmu, ale również rozluźniają zwieracze i działają odprężająco, co ułatwia podejmowanie kontaktów. W efekcie seks uprawiany jest częściej, dłużej, z większą liczbą partnerów (od 4 do 10 w ciągu nocy) i bez zabezpieczeń. Skutki tego są zatrważające: substancje te powodują depresje, halucynacje, przymus częstego ich stosowania i zwiększają ryzyko zakażenia HIV oraz innymi patogenami, np. wirusem zapalenia wątroby typu C (HCV)" - powiedziała dr Cholewińska.

Z danych przedstawionych na konferencji wynika, że w Polsce do końca lipca 2016 r. zostało zarejestrowanych prawie 21 tys. osób z HIV, z czego 3,5 tys. ma objawy AIDS, a ponad 1,3 tys. dotąd zmarło. Leczonych jest 10,5 tys. osób z tym patogenem. Nie ma jednak pewności, ile osób jest w naszym kraju zakażonych, ale nie zostało jeszcze zarejestrowanych.

Prezes Fundacji Edukacji Społecznej Magdalena Ankiersztejn-Bartczak powiedziała, że wśród osób z HIV jest od 50 do 70 proc. takich, które wciąż nie wiedzą o swoim zakażeniu. "Niepokojące jest również to, że 30 proc. zakażonych zgłasza się po pomoc później, niż to było w przeszłości" - powiedział prof. Horban. Od zakażenia często mijają 3 lata, zanim zakażony pojawi się u lekarza, nierzadko już z pierwszymi objawami AIDS, np. z osłabieniem odporności.

Według ekspertów Polska nadal należy do krajów o niskim zagrożeniu wirusem HIV. W naszym kraju przypadają zaledwie dwie osoby z HIV na 100 tys. mieszkańców. To czterokrotnie mniej, niż wynosi średnia w Unii. Wzrasta natomiast liczba zakażeń w Europie Wschodniej. "Podejrzewa się, że na Ukrainie jest 0,5 mln osób z wirusem HIV, a w Rosji - nawet 1,5 mln" - powiedział prof. Horban.

Liczba zakażeń HIV wśród Polek nie zwiększa się tak, jak u mężczyzn. Jednak nadal zaledwie 20 proc. kobiet w ciąży wykonuje testy na obecność tego patogenu. "To bardzo ważne, ponieważ wykrycie wirusa pozwala zredukować ryzyko przeniesienia go z matki na dziecko z 35 proc. niemal do zera" - podkreślił prof. Horban.

Nowym wyzwaniem w Europie w zmaganiach z HIV są uchodźcy. Zdaniem dr Niedźwiedzkiej-Stadnik na te osoby przypada co trzecie nowo wykryte w Unii Europejskiej zakażenie wirusem HIV. "Część uchodźców zakaża się po przekroczeniu granicy UE" - podkreśliła specjalistka.

Prof. Horban powiedział, że wkrótce zwiększy się liczba osób z HIV, które będą leczone, ponieważ zgodnie z najnowszymi wytycznymi Wspólnego Programu Narodów Zjednoczonych Zwalczania HIV i AIDS (UNAIDS) należy objąć terapią wszystkie osoby, które zostały zakażone, a nie tylko te, u których jest w organizmie odpowiednio wysoki poziomi tego wirusa. "W Polsce jak na razie leczone są wszystkie osoby z HIV, które tego wymagają, i to najnowszymi metodami" - powiedział prof. Horban.
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
Pilanie na amfetaminie, mieszkańcy Grodziska na kokainie

Mieszkańcy Piły zażywają stosunkowo dużo amfetaminy, a Grodziska Wielkopolskiego - kokainy. Naukowcy z Uniwersytetu Medycznego sprawdzali zawartość narkotyków w ściekach w 11 miastach na terenie Wielkopolski.

Analizy prowadzone są przez Zakład Chemii Nieorganicznej i Analitycznej Uniwersytetu Medycznego na zlecenie urzędu marszałkowskiego, który za pieniądze z tzw. korkowego kupił bardzo czuły sprzęt i pokrywa bieżące koszty. Badania pozwalają odpowiadać na pytania dotyczące spożycia narkotyków przez mieszkańców rejonu obsługiwanego przez konkretną oczyszczalnię ścieków. Chodzi o amfetaminę, metamfetaminę, kokainę i ekstazy. Ścieki nic nie mówią o marihuanie, bo zawarte w niej THC bardzo szybko się rozkłada.

Naprawili w USA

W ramach współpracy z urzędem marszałkowskim naukowcy z Uniwersytetu Medycznego co kwartał badają ścieki z oczyszczalni w dwóch miastach. Sprawdzili już Gniezno, Słupcę, Kościan, Ostrów Wielkopolski, Piłę, Szamotuły, Leszno, Grodzisk, Konin, Kalisz i Wągrowiec. W tych trzech ostatnich miastach badania robione były w 2012 r., pozostałe w tym roku - w międzyczasie sprzęt się popsuł i trzeba go było wysłać do serwisu w USA.

Od 2014 r. zmieniła się metodologia i zakres analiz: - teraz próbki pobierane są w poniedziałki, środy i piątki, a uzyskane w tych trzech dniach wyniki uśredniane. - Różnice w poszczególnych dniach są znaczne, zawsze największe stężenia notujemy po weekendzie, dlatego podajemy średnie z tych trzech dni. I są to dane w miligramach na dzień, w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców - tłumaczy prof. Zenon Kokot, szef Zakładu Chemii Nieorganicznej i Analitycznej Uniwersytetu Medycznego. - Dodatkowo od tego roku wprowadziliśmy testy na kokainę, a dokładnie na obecność jednej z substancji, która jest efektem metabolizmu tego narkotyku.

Jak w Czechach


I tak badania przeprowadzone w Pile wykazały poziom amfetaminy na poziomie 1342,7 mg. - To ilość porównywalna z Czechami i Słowacją, gdzie spożycie amfetaminy jest największe w Europie Środkowo-Wschodniej i Północnej - mówi prof. Kokot. Najmniejsze dawki amfetaminy wykryto w Gnieźnie (75,8 mg), w którym jednak odnotowano z kolei dość znaczne, w porównaniu z innymi oczyszczalniami, stężenie kokainy - 20,29 mg. Ale to i tak ponad trzy razy mniej niż w Grodzisku Wielkopolskim - tu, mimo uśrednienia, stężenie sięgnęło 65,13 mg. - To narkotyk używany głównie w Belgii i Holandii, w Polsce dotąd rzadko stosowany. Teraz widać, że obecny jest i na naszym rynku - podkreśla prof. Kokot. Ekstazy natomiast najbardziej popularna okazała się w Ostrowie Wielkopolskim, a metamfetamina - w Lesznie. - metamfetamina, choć to pochodna amfetaminy, jest od niej znacznie groźniejsza dla używającego, a uzależnienie - trudniejsze do leczenia - zaznacza prof. Kokot.

W Poznaniu podobne badania były prowadzone przed 2012 r. Okazało się, że mieszkańcy najchętniej sięgali wówczas po metamfetaminę i amfetaminę, ale ich stężenia były sto razy mniejsze niż w Londynie i 10-20 razy mniejsze niż we Włoszech. - W Poznaniu robiliśmy badania przy wykorzystaniu sprzętu na tyle innego niż ten, który stosujemy obecnie, że wyniki są trudne do porównania - tłumaczy prof. Kokot. I dodaje: - Choć urząd marszałkowski nie zamawiał powtórzenia badań dla Poznania, i tak zamierzamy je ponowić.

Na podstawie dotychczasowych wyników badań trudno wyciągać daleko idące wnioski. - Na razie mamy fakty: nie można powiedzieć, że narkotyki to nie nasz problem. Informujemy o nim ośrodki zajmujące się profilaktyką uzależnień w poszczególnych miastach oraz policję. O trendach będzie można mówić, gdy badania w tych samych oczyszczalniach zostaną powtórzone - tłumaczy Leszek Sobieski, dyrektor departamentu zdrowia UM w Poznaniu.

Umowa z Uniwersytetem Medycznym dobiega końca, ale urząd marszałkowski chciałby współpracę kontynuować: - My też jesteśmy tym zainteresowani, zamierzam rozmawiać o tym z departamentem zdrowia zaraz po wyborach - zapowiada prof. Kokot.
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
ODPOWIEDZ
Posty: 2069 • Strona 199 z 207
Newsy
[img]
Szympansy biesiadują? Sfilmowano je, gdy dzieliły się owocami zawierającymi alkohol

Ludzie od dawna spożywają alkohol i od tysiącleci odgrywa on rolę we wzmacnianiu więzi społecznych. Nowe badania wskazują, że nasi najbliżsi krewni – szympansy – mogą wykorzystywać alkohol w podobnym celu. Po raz pierwszy udało się sfilmować szympansy, które dzielą się sfermentowanymi owocami, w których stwierdzono obecność alkoholu.

[img]
Ulubiona muzyka uruchamia układ opioidowy mózgu

Słuchając ulubionej muzyki odczuwamy przyjemność, niejednokrotnie wiąże się to z przeżywaniem różnych emocji. Teraz, dzięki pracy naukowców z fińskiego Uniwersytetu w Turku dowiadujemy się, w jaki sposób muzyka na nas działa. Uczeni puszczali ochotnikom ich ulubioną muzykę, badając jednocześnie ich mózgi za pomocą pozytonowej tomografii emisyjnej (PET). Okazało się, że ulubione dźwięki aktywują układ opioidowy mózgu.

[img]
Nowa nadzieja dla pacjentów ze schizofrenią. Opracowano przełomowy lek inspirowany LSD

Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis stworzyli nową cząsteczkę o nazwie JRT, która może zrewolucjonizować leczenie schizofrenii i innych chorób mózgu. Lek działa podobnie do LSD, ale nie wywołuje halucynacji. Dodatkowo, wykazuje silniejsze działanie niż stosowana obecnie ketamina.