Do sądu właśnie wpłynął akt oskarżenia przeciwko dwóch młodym mężczyznom.
Wrocławska Prokuratura Okręgowa zarzuca im produkcję narkotyków.
Był wtorek 8 kwietnia. W jednym z magazynów przy ul. Skłodowskiej-Curie w Lubinie Rafał i Mariusz zbierali pierwsze plony ze swojej uprawy. Założyli ją cztery miesiące wcześniej. Zainwestowali kilkanaście tysięcy złotych w sprzęt i sadzonki.
Udało im się wyhodować przeszło dwieście dorodnych krzewów konopi indyjskich (po łacinie Cannabis). W kwietniowy wtorek ścięli pierwszych 31 krzaków. Z jednego można uzyskać nawet 14 g marihuany (140 porcji). Jednak wcześniej roślinę trzeba wysuszyć. Mężczyźni ułożyli plony w suszarni, zamknęli magazyn i wyszli na ulicę.
Kilka chwil później leżeli na ziemi skuci kajdankami. Wrocławscy policjanci z Centralnego Biura Śledczego, którzy zatrzymali Rafała i Mariusza, zapewne zdziwili się, kiedy weszli do magazynu.
Zastali tam profesjonalną plantację, wyposażoną w nowoczesny elektroniczny sprzęt. Konstrukcja z aluminium i płyt gipsowo-kartonowych, dodatkowo owinięta ogrodniczą folią. Lampy emitujące specjalny rodzaj światła - najkorzystniejszy dla roślin. Elektroniczne urządzenie, które steruje włączaniem i wyłączaniem lamp tak, żeby naświetlanie dostosowane było do procesu wegetacji. Wentylatory, olejowe grzejniki, wielkie beczki na wodę do podlewania i specjalne urządzenia, które mierzyły współczynnik pH gleby i wody.
Na dodatek odżywki dla roślin i fachowa literatura. Botanicy z Uniwersytetu Wrocławskiego, których prokuratura poprosiła o pomoc ocenili, że rośliny były bardzo dorodne.
Jak ustaliło śledztwo, na pomysł założenia plantacji wpadł Rafał, Polak na stałe zamieszkały w Hiszpanii. To on przywiózł do Polski kilkadziesiąt sadzonek i ogrodniczą literaturę. Namówił do współpracy Mariusza, który poprosił teściową o "użyczenie" wynajmowanego przez nią magazynu. Teściowa nie miała pojęcia, do czego zięciowi magazyn, ale klucze dała.
Rafał dołożył jeszcze 10 tysięcy złotych gotówką na rozpoczęcie interesu. Marihuanowi badylarze szukali już pierwszych kupców na swoje wyroby. Nie zdążyli.
Marcin Rybak
Komentarze