Piątek

Bardziej wyraziste brzmienie, wyostrzona jakość słuchania, głębia i do tego metafizyczne doznania. Konopie indyjskie i muzyka zdają się tworzyć świetne połączenie. Dlaczego tak jest?
Bardziej wyraziste brzmienie, wyostrzona jakość słuchania, głębia i do tego metafizyczne doznania. Konopie indyjskie i muzyka zdają się tworzyć świetne połączenie. Dlaczego tak jest?
Chyba każdy, kto chociaż raz po marihuanie słuchał muzyki przyzna, że jest to używka, która bardzo szczególnie wpływa na percepcję. Oczywiście odmiany marihuany są różne i mogą powodować uczucie euforii, bądź refleksji czy rozluźnienia. Niezależnie od tego, konopie nie upośledzają funkcji poznawczych, a szczególnie słuchu, tylko w specyficzny sposób te funkcje modyfikują.
Wpływ na to ma przede wszystkim zawarty w konopiach indyjskich psychoaktywny związek THC. Wyostrza on szczególnie nie tylko smak, ale również słuch. Jest również na to naukowe wyjaśnienie.
Naukowcy z Tomem Freemanem na czele przebadali wpływ konopi indyjskich na tzw. układ nagrody, wykorzystując do tego rezonans magnetyczny. Efekt? Ci, którzy używali marihuany i zostali poddani eksperymentowi wyrażali chęć dalszego słuchania muzyki, czego nie można już powiedzieć o osobach, którym zaaplikowano placebo.
Kolejne badanie naukowe wykonano za pomocą urządzenia EEG, które potwierdziło zmienioną percepcję u osób, które słuchały muzyki pod wpływem zioła. Na podstawie zapisu EEG naukowcy wykazali, że ma wówczas miejsce zjawisko hiperkoncentracji w przestrzeni akustycznej. Potwierdziło to zatem tezę, że konopie indyjskie mają wpływ na wzmocnienie percepcji akustycznej.
Oprócz tego, konopie indyjskie, jak wykazali naukowcy zaburzają pamięć krótkotrwałą, co w efekcie wiąże się ze skupieniem na „tu i teraz”. Odbiorca muzyki, jak potwierdza prof. Daniel Levitin – psycholog muzyki z Uniwersytetu McGill, koncentruje się niemal na każdym szczególe odtwarzanego utworu.
– Słuchacze pod wpływem konopi indyjskich niemal żyją dla każdej nuty, w konkretnej chwili – potwierdza prof. Daniel Levitin.
Muzyka i konopie są niemal niczym dwa przenikające się żywioły, które się przenikają. Dotyczy to również procesu tworzenia. Już dla pierwszych muzyków jazzowych marihuana była inspiracją do tworzenia utworów i lotnych, improwizowanych solówek.
Znaczący wpływ na proces tworzenia muzyki konopie indyjskie miały dla takich artystów jak min. Jimmi Hendrix, Bob Marley czy Snoop Dogg. Pierwszy z nich tworzył i grał koncerty właśnie pod wpływem marihuany i LSD. Przypadkowa nie jest zresztą jedna z jego piosenek Purple Haze.
Boba Marleya z kolei można uznać za króla marihuany. Muzyka reggae została rozpowszechniona dzięki paleniu konopi indyjskich. Zioło nie tylko było i jest inspiracją do jej tworzenia, ale także nieodłącznym duchowym, religijnym i metafizycznym elementem.
I wreszcie Snoop Dogg będący królem hip hopu przyznaje się do palenia ok. 80 jointów dziennie. Artysta sam przyznaje, że nigdy nie wystąpił na koncercie na trzeźwo. Snoop Dogg może się pochwalić całą linią akcesoriów, a także projektów biznesowych związanych z konopiami indyjskimi.
Podsumowując, ludzie po prostu kochają słuchać muzyki pod wpływem marihuany. Dotyczy to również procesu tworzenia muzyki po ziole, czego potwierdzeniem jest znacznie szersze , niż wymienione tu grono artystów.
Dobry chumor. Nadzieja na miły odjazd, pierwszy w życiu.
Piątek
Samotny trip we własnym pokoju
Z kodeiną mam styczność od niedawna (około trzech miesięcy, wcześniej dokładnie raz w życiu zdarzyło mi się wypić syrop z tą substancją). Odbyłem kilka ciekawych tripów z nią, jednak nie to jest tematem dzisiejszego raportu. Kilka dni temu byłem u lekarza pierwszego kontaktu, wraz ze zbliżającą się sesją na studiach rośnie mój stres, potrzebowałem czegoś na uspokojenie i łatwiejszy sen (czegoś co nie wciąga tak bardzo jak benzo dostępne w sklepach internetowych). Dostałem receptę na paczkę hydroxyzinum.
Piękna pogoda, piękny (choć zaniedbany) Park Pałacowy z ogromną ilością zieleni i starych drzew, tęsknota za radosnymi, Pięknymi podróżami psychodelicznymi.
Po dotarciu na miejscówkę w Parku Pałacowym (pałac jest zamurowany i niszczeje, a park dziczeje) zażyłem z ekipą po 17mg 5-MeO-MiPT. Wchodzić zaczęło zaskakująco szybko, gdzieś po 20 minutach. Zaczęło się robić dziwnie, pląsały jakieś zarodki wizuali. Źle obliczyliśmy odległość miejscówki od ścieżki, po której dość często przechadzali się ludzie, więc szybko się przenieśliśmy, póki nas nie zmiotło. Już przeniesieni, odpalamy muzykę z nieśmiertelnego magnetofonu Hitachi. Brzmi inaczej, piękniej, euforycznie, ale jest zmieniona jeszcze w niewielkim stopniu.
Domowe zacisze, gdzie czuję się najbezpieczniej. Chęć odkrycia nowej substancji, radosne podniecenie z możliwości tripowania, samotność, chęć tworzenia sztuki, chęć głębszych przemyśleń, ale też staranie się by nie nastawiać się na nic konkretnego - tak doradził mi przyjaciel.
Do psychodelicznych substancji już od dawna czułam wielkie pożądanie, ale nie było mi dane spróbować ich wcześniej. Gałka i marihuana chyba się nie liczą, prawda? Psychodelia fascynuje mnie już od dłuższego czasu, nie tylko ze względów czysto-narkotycznych, ale także ze względów kulturowych, historycznych, filozoficznych. Obecnie piszę pracę licencjacką dotyczącą sztuki psychodelicznej - więc aż grzechem by było nie spróbować jakiegokolwiek psychodelika. ;) Tak naprawdę to marzyły mi się od dwóch lat grzybki, ale niestety nie mam ani dostępu do nich, ani też nie jestem dobrą grzybiarką.