Prokuratura oskarżyła dzielnicowego z Zawiercia o przemyt 75 kilogramów marihuany. - Policjant sprzedał narkotyki razem z mężczyzną, który jest podejrzany o zabójstwo. Zarobili na tym 820 tys. zł - twierdzą śledczy.
Prokuratura zakończyła śledztwo w tej sprawie. Na ławie oskarżonych zasiądą trzej mężczyźni: Mirosław S. , Mariusz P. i Andrzej Z. Pierwszy pracował jako dzielnicowy w Komendzie Powiatowej Policji w Zawierciu, drugi prowadził firmę transportową w powiecie zawierciańskim, a Andrzej Z. był w niej zatrudniony jako kierowca.
- Oskarżeni odpowiedzą za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, przemyt 75 kilogramów narkotyków oraz ich sprzedaż na terenie Polski - mówi prokurator Tomasz Ozimek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Częstochowie, która zakończyła postępowanie w tej sprawie. Dodatkowo Mariusz P. odpowie za prowadzenie auta pod wpływem amfetaminy.
Policjant wraz z kolegą za 820 tys. zł sprzedali przypadkowo znalezioną marihuanę
Według śledczych Andrzej Z., wykonując zlecenie polegające na transporcie ładunku z Belgii do Anglii, przypadkowo znalazł w samochodzie paczki z 75 kilogramami marihuany. Zaskoczony mężczyzna skontaktował się z Mariuszem P. A ten kazał mu przywieźć paczki na parking w pobliżu granicy polsko-niemieckiej. Szef firmy transportowej pojechał tam razem z dzielnicowym. Odebrał narkotyki od kierowcy i przywieźli do domu.
- Ostatecznie paczki z marihuaną trafiły na posesję policjanta z Zawiercia, a następnie zostały sprzedane przez niego i Mariusza P. odbiorcom w Krakowie i Wrocławiu. Oskarżeni zarobili na tym 820 tys. zł - mówi prokurator Ozimek.
Oficerowie Biura Spraw Wewnętrznych [policja w policji - przyp.red.] zatrzymali Mirosława S. i Mariusza P. w październiku zeszłego roku. W tej akcji udział brali antyterroryści z Katowic. Podczas śledztw obaj mężczyźni częściowo przyznali się do stawianych im zarzutów i złożyli obszerne wyjaśnia. Nadal przebywają w areszcie. Grozi im 15 lat więzienia.
- 1 stycznia Mirosław S. ze względu na dobro służby został zwolniony z policji - powiedziała nam Marta Wnuk, rzeczniczka prasowa Komendy Powiatowej Policji w Zawierciu.
Prokuratura: Wspólnik policjanta zamordował swoją przyjaciółkę
Zaraz po zatrzymaniu Mariusza P. okazało się, że mężczyzna ma związek z zaginięciem swojej przyjaciółki. W lipcu zeszłego roku policja otrzymała zawiadomienie, że w okolicach Zawiercia zaginęła 42-letnia Monika. Kobieta mieszkała z Mariuszem P. 9 lipca jej telefon przestał jednak logować się do sieci, a kobieta jakby zapadła się pod ziemię.
- Rozstaliśmy się, ostatni raz widziałem ją na stacji benzynowej w pobliżu McDonald's w Zawierciu. Odjechała i od tego czasu jej nie widziałem - mówił policji mężczyzna.
Kilka dni później w stawie policja znalazła zatopionego forda fiestę. Auto miało zdemontowane tablice rejestracyjne, zerwaną tabliczkę znamionową oraz spiłowane numery VIN. Śledczy nie mieli jednak wątpliwości, że to ford zaginionej Moniki.
Przez kilka tygodni śledczy analizowali setki nagrań z kamer monitoringu różnych obiektów w okolicach Zawiercia. Koncentrowali się na dniu zaginięcia Moniki. Na jednym z filmów zauważyli jej forda. Za kierownicą siedział Mariusz P. Podczas rozmowy w areszcie przyznał się do zabójstwa przyjaciółki. I wskazał miejsce ukrycia zwłok. Ciało zakopano na głębokości pięciu metrów.
Dzień przed zabójstwem Mariusz P. poprosił znajomego, aby koparką wykopał głęboki dół. Następnie zabójca przywiózł tam Monikę i ją zamordował. Za tę zbrodnię mężczyźnie grozi dożywocie.