Opiszę tu trzy tripy po DMT, jako że wszedłem w posiadanie gargantuicznej ilości pół grama tejże substancji, a każdy z nich było jakościowo inne od poprzednich. A więc:
Mieszkaniec Palm Bay zaserwował wzbogacone o marihuanę ciastka czekoladowe na szkolnej imprezie.
Kulinarno-narkotyczny eksperyment ojca i córki z Florydy zakończył się aresztem dla 38-latka. Mieszkaniec Palm Bay zaserwował wzbogacone o marihuanę ciastka czekoladowe na szkolnej imprezie.
Jak wynika z ustaleń policji, 38-letni Robert Johnson upiekł w domu brownies z dodatkiem marihuany, a jego córka sprzedawała ciastka podczas meczu szkolnej drużyny koszykówki. Sprawa wyszła na jaw, gdy uczniowie zaczęli mieć dziwne objawy po zjedzeniu słodyczy. Jeden z nich stracił przytomność i został zabrany do szpitala przez rodziców. Mike Bandish z miejscowej policji wyjaśnił, że dwaj nastolatkowie przedawkowali „smakołyk”. – Zjedli po całym ciastku, podczas gdy powinni wziąć tylko kawałek albo dwa... to jak wypicie jednego piwa albo 12 – wyjaśnił.
Gdy sprawą zajęła się policja, wyszło na jaw, że za wszystko odpowiada przedsiębiorczy 38-latek. Mężczyzna hodował w domu konopie indyjskie, a następnie piekł ciastka, do których je dokładał. W dystrybucji pomagała mu córka oraz inni uczniowie – funkcjonariusze aresztowali łącznie siedem osób – Johnsona, jego córkę oraz piątkę nastolatków. Na terenie należącej do mężczyzny posiadłości znalezione zostały krzaki marihuany, a także kilkaset gramów suszu.
Nastrój: Jak zwykle podniecenie towarzyszące chęci spróbowania nowej używki. Miejsce: ulubione do spożywania narkotyków czyli pokój. Z trzech tripów podczas dwóch towarzyszyły mi zaufane osoby.
Opiszę tu trzy tripy po DMT, jako że wszedłem w posiadanie gargantuicznej ilości pół grama tejże substancji, a każdy z nich było jakościowo inne od poprzednich. A więc:
Nastawienie bardzo pozytywne, miałem głód psychodelicznych doświadczeń, bo minęło już kilka miesięcy od ostatniego "konkretnego" tripu. Nastrój bardzo lekki, ogólna wesołość i świadomość bycia w dobrym towarzystwie, brak poważniejszych obaw, może trochę lekkomyślne podejście. Przyjęcie głównej substancji krótko po północy w noc sylwestrową, podczas imprezy połączonej z mini-koncertem w domu znajomych. Wszystko odbywało się w jednym z dużych polskich miast. NBOMe brałem sam, wcześniej spaliłem kilka jointów z innymi ludźmi i wypiłem dwa piwa w ciągu ok. 3 godzin. Podczas tripa spaliłem kolejne kilka jointów.
Postanowiłem, że ta noc będzie wspaniała. Po prostu nie mogło być inaczej. Ostateczny plan spędzenia sylwestra ukształtował się w mojej głowie dość późno. Wiedziałem, że na pewno zafunduję sobie jakąś psychodeliczną podróż, problemem był tylko dobór środków i okoliczności. W weekend poprzedzający koniec roku zostałem zaproszony na imprezę w domu kolegi. Muzyka na żywo, dobrzy znajomi - uznałem, że to jest to!
Był to czwartek a następnego dnia miałem wolne, więc w bardzo dobrym nastroju postanowiłem udać się na mały melanż do znajomych.
Był to czwartek a następnego dnia miałem wolne, więc w bardzo dobrym nastroju. Postanowiłem udać się na mały melanż do znajomych. Mieliśmy coś zjarać a potem pójść na miasto się napić. Do jarania mieliśmy świeżo zakupioną maczankę Melmac Invaders, którą już znaliśmy (kilka miesięcy wcześniej często ją przypalaliśmy). Wszytko działo się w mieszkaniu u kolegi Sebastiana a potem u drugiego kolegi Tomka, który mieszka w tym samym bloku, tylko parę klatek dalej.
wcześniej zrobiłem trening siłowym, uczyłem się, spotkałem się znajomymi – miałem dobry humor, i ogólnie dzień określiłem jako produktywny.
Nim przejdę do opisania samego tripu ważne jest to byście chociaż trochę poznali mój światopogląd, gdyż ma to wielkie znaczenie. Jestem osobą zdrowo-rozsądkową, nigdy nie cierpiałem na żadne choroby (czy to psychiczne, czy fizyczne). Jestem bardzo pozytywnie usposobiony do życia; optymista, z dystansem do życia oraz swojej własnej osoby. Dużo się uśmiecham, mam szeroko rozumiane poczucie humoru. Mam przyjaciół, kochającą rodzinę, spełniam się w aktywnościach fizycznych: uprawiam sporty, w zimę morsuje; dbam o swoje zdrowie.