Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

[dmt] - czyli jak zostałem psychodelicznym komandosem

detale

Substancja wiodąca:
Chemia:
Dawkowanie:
za każdym razem 50mg
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Nastrój: Jak zwykle podniecenie towarzyszące chęci spróbowania nowej używki. Miejsce: ulubione do spożywania narkotyków czyli pokój. Z trzech tripów podczas dwóch towarzyszyły mi zaufane osoby.
Wiek:
20 lat
Doświadczenie:
Marihuana - regularnie, LSD-25 - raz, stymulanty - kilka razy.

[dmt] - czyli jak zostałem psychodelicznym komandosem

Opiszę tu trzy tripy po DMT, jako że wszedłem w posiadanie gargantuicznej ilości pół grama tejże substancji, a każdy z nich było jakościowo inne od poprzednich. A więc:

 Podejście pierwsze: Wielka Degustacja. W pokoju siedzę ja i mój kolega, P (notabene to ten, który miał brać ze mną wcześniej LSD, lecz się nie zjawił - odsyłam do poprzedniego raportu, jeżeli komuś się nudzi). Zaopatrzywszy się w lufkę bezdymną, to jest waporyzer dzień wcześniej, dokładnie odmierzam 50 mg nożem na stole. Ładuję do lufy i pozwalam zapalić P pierwszemu, mówiąc, że nie poradzi sobie z obsługą, gdy odlecę pierwszy. P jara i trochę odlatuje, nie tracąc jednakże kontaktu ze mną. Ponieważ mówił, że "jest zajebiście, nie mogę tego opisać", sam czym prędzej załadowałem 50 i podpaliłem, stojąc przy oknie, by właściciel mieszkania nie poczuł dymu. Praktycznie nic nie wciągnąłem, paskudny smak zaskoczył mnie. Dusząc się i czując jak podłoga lekko wiruje wrzuciłem następne 40mg. Tym razem udało mi się wciągnąć około 1/4 dymu. DMT w mgnieniu oka zwaliło mnie z nóg, opadłem na kanapę, wisząc na jej skraju. W mojej głowie pojawiło się niecodzienne tło, gdyby je do czegoś porównać powiedziałbym, że przypominało ono mozaikę białych oczek, w odcieniach filmu 3D oglądanego bez specjalnych okularów. Fantazyjne kształty rozciągały się na prawo i lewo, przypominając wirujące macki. Nie wiedzieć dlaczego skojarzyło mi się to z rozpływającą się twarzą klauna (może przez te kolory). Wszystko zalatywało cholernym badtripem, więc wmawiałem sobie, że to normalne. Zapytałem kolegi czy żyje, żył i miał się dobrze. Mozaika wraz z kształtami ustąpiła nakładającym się na siebie przyciemnionym kolorom. Generalnie spodziewałem się czegoś mocniejszego, ale mając w pamięci ostatnie doświadczenie z kwasem, nie chciałem narzekać. Zabawa skończyła się po dziesięciu minutach tak gwałtownie jak się zaczęła. Podczas tripu miałem wrażenie, że moje ciało się "zapętliło". Duszące opary gryzły w płuca, powodując kaszlenie i przyspieszoną akcje serca. W moim subiektywnym odczuciu kaszlałem bardzo regularnie, wszystkie odczucia cielesne powtarzały się w jednakowych odstępach czasu. Z oczu pociekły mi też łzy, pośliniłem trochę kanapę. Plusem tryptaminy jest niewątpliwie fakt, że przy wy***** się w kosmos po 30 minutach jesteś w stanie normalnie się uczyć, czytać, funkcjonować.

 

            Podejście drugie: Rozmowy z DMT. Drugi raz odbył się w samotności, dlatego odczuwałem silne podniecenie (jak i strach) na myśl, że w razie czego nie będzie miał mnie kto ratować. Wrzuciłem 50 do lufki i odpaliłem. Dym znowu mnie zaskoczył, lecz tym pochłonąłem go więcej. I znów wpadłem w mozaikę, trip wizualnie nie różnił się niczym. Jedyne co się zmieniło to łagodny, niemalże matczyny głos (pewnie mojego umysłu) mówiący: co ty robisz? Przecież możesz wylądować na OIOMie. Nikogo z tobą nie ma. Jesteś sam. Trochę mnie to przeraziło, dusiłem się mocniej niż zwykle, ale znów w jednakowych odstępach czasowych. Obrazy z mozaiki przeszły w coś, co można porównać do odbić atramentu na kartce. Nim wróciłem, głos powiedział: narkotyki nie są dla ciebie. Na pewno miał rację.

 

            Podejście trzecie: Pokaż na co cię stać, tryptamino! Najlepsze i najbardziej różnorodne przeżycie. Tym razem była ze mną koleżanka, A (jest też obecna w poprzednim tripraporcie). Ponieważ kończyły mi się zapasy, postanowiłem lepiej się przygotować. Przed odpaleniem DMT wypaliliśmy z A parę papierosów, by przygotować płuca. Poskutkowało, ale o tym za chwilę. Tradycyjnie wpierw poczęstowałem gościa. Jak na pierwszy raz A poszło wybitnie dobrze, nic nie uroniła. Przytrzymała w płucach i walnęła się na kanapę. Ja dołączyłem chwilę później. 50 mg przywędrowało do moich płuc wrzucając mnie w odmęty tripu. Jak zwykle wpadła mozaika, nie było za to głosu. Na standardowym tle zaczęły pojawiać mi się kształty przypominające jakiegoś człowieka, później trzymającą się za ręce parę, a na samym końcu kobietę z brzuchem. Mozaika przekształciła się w kalejdoskop, na którym widziałem zarys tajemniczej twarzy. Wróciłem z A do rzeczywistości po 15 minutach. Ponieważ chcieliśmy jeszcze, wsypałem resztkę opakowania. Podpaliłem, wciągnąłem i ku mojemu zaskoczeniu znowu znalazłem się w tripie (gdzieś czytałem, ze trzeba czekać 2 godziny przed ponownym zażyciem). Na mozaice figury tworzyły się jakieś figury, które rozpuszczały się błyskawicznie. W tym momencie pomyślałem sobie: k***, tylko na tyle was stać? Moja jaźń ułamek sekundy później poszybowała w środek tej mozaiki, z której utworzył się tunel. Niestety na jego końcu był koniec tripu. Gdy A wyszła ze swojego, opaliliśmy lufkę we dwoje. Weszliśmy w trip, ale był on słabszy od poprzednich. Za czwartym czy piątym razem DMT  w ogóle przestało na nas działać.

 Podsumowując: efekty fizjologiczne w moim przypadku są zawsze takie same: lecą mi łzy, kaszlę w równych odstępach czasu, serce mi wali. Wizualnie - jak dla mnie przeciętnie. Polecam DMT w ramach ciekawostki, osobiście jednak wolę kwas, aczkolwiek tryptaminy będę próbował jeszcze wielokrotnie jak znam życie. Zupełnie nie wpływa na pamięć i kondycję umysłową

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
20 lat
Set and setting: 
Nastrój: Jak zwykle podniecenie towarzyszące chęci spróbowania nowej używki. Miejsce: ulubione do spożywania narkotyków czyli pokój. Z trzech tripów podczas dwóch towarzyszyły mi zaufane osoby.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Marihuana - regularnie, LSD-25 - raz, stymulanty - kilka razy.
chemia: 
Dawkowanie: 
za każdym razem 50mg

Odpowiedzi

Są różne sorty DMT i prawdopodobnie trafiłeś na ten gorszy.

No właśnie myślałem, że lepszy. Podobno czystość była wysoka, na co wskazywałby kolor (żadne brązowe, nieprzedestylowane ścierwo, lecz biały pył), więc sam w sumie nie wiem.

Ciekawa substancja. Czy mógłbym prosić o e-mail? Mam kilka pytań a nie chcę robić niepotrzebnego spamu ;)

@KieGoWhoYaa - maila do wybranego usera możesz napisać poprzez zakładkę "kontakt" w jego profilu.

To prawda @KieGoWhoYaa, ale jakbyś tam przypadkiem nie dotarł to łap: metformax93@o2.pl

Dawkowanie: powinno być: 50mg a nie 50 ug (mcg).

Trafna uwaga, wszystko poprawiłem. 

Już w tym co napisałeśjest tyle symboliki, tyle sensu, a ty najzwyczajniej marnujesz sort na kolejne lufy a inni nadal marzą żeby znaleźć się w tym zawijasie czasoprzestrzennym

Wybornie kolego, że oceniłeś mnie po subiektywnym odczuciu z jednego TR. Uwagę tę oczywiście wezmę sobie do serca, "marnując"następne kilogrmy DMT. 

A na poważnie - doszukiwanie się symboliki w mozaice oczek uważam za nieuprawnione nadużycie zalatujące dorabianiem ideologii do czynności i zjawisk totalnie irrelewantnych. Moim zdaniem w taki sposób rodzą się np. religie i bezsensowne kulty (wiem, paskudna generalizacja) - polegają na przypisywaniu znaczeń. W tym tripie owszem były wizje, które z naciąganiem da się podpiąć pod jakieś znane mózgowi archetypy, ale ogólnie rzecz biorąc moje doświadczenie było mierne w kontekście symboliki, skoro niektórzy użytownicy DMT nawet rozmawiają z kosmitami. A mówienie, że przypadkowa wizualizacja ma "tyle sensu", który jeszcze rozumiesz, bo nie da się nie rozumieć sensu to intelektualna uzurpacja.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media