Elżbieta Mielnikiewicz, dyrektorka ZS nr 8 w Koszalinie, mówi m. in. o walce z dopalaczami. Rozmawiamy z dyrektorką szkoły, z której pogotowie zabrało ucznia po dopalaczach.
Podczas zdarzenia w waszej szkole zareagowała pani błyskawicznie. Od razu zawiadomiła pani pogotowie i policję, nie było zamiatania sprawy pod dywan.
Miałam akurat zastępstwo w pierwszej klasie. Gdy jeden z uczniów zapytał, czy może na chwilę wyjść z lekcji, zgodziłam się. Za chwilę o to samo poprosił następny. Gdy po chwili wstał następny, to też zgodziłam się, ale uznałam, że coś jest nie tak, że to nie jest przypadek.
Gdy dwóch z nich wróciło, obserwowałam ich, zachowywali się spokojnie. Wciąż nie wracał ten, który wyszedł jako pierwszy. I nagle dostałam sygnał od nauczyciela dyżurnego, że w toalecie jest uczeń, który źle się czuje, siedzi w kucki na podłodze, jest słaby, zwraca, nie może ustać na nogach. Dlatego ważna była szybka pomoc medyczna, stąd telefon do pogotowia. Wezwałam też opiekuna prawnego chłopca. A policja - wiedziałam, że coś niedobrego się dzieje i że ważna jest szybka reakcja, że być może jakieś dopalacze wchodzą w grę, więc na gorąco trzeba ustalić, skąd się to wzięło, od kogo. Policja także szybko zareagowała. Szybko udało się ustalić, od kogo uczeń dostał te środki. Ten, który ich udzielił, to jeden z tych, którzy wyszli z klasy, miał też te środki przy sobie.
To pierwszy taki przypadek w szkole?
Od kilku lat nie mieliśmy podobnej sytuacji. O zagrożeniu dopalaczami wiele się słyszy i mówi. Prowadzimy akcję profilaktyczną pod hasłem „Bezpieczna szkoła”, w ramach akcji organizujemy pogadanki, były też spotkania dla rodziców. Od dawna byliśmy bardzo wyczuleni na ten temat, zwłaszcza że do nauczycieli docierały różne sygnały na temat dopalaczy. Nikt nikogo - tak jak stało się teraz - nie złapał do tej pory za rękę.
Jak szkoła radzi sobie z tym problemem - wiadomo, że dopalacze są łatwo dostępne.
Rozmawiamy z uczniami, organizujemy spotkania ze specjalistami, terapeutami. Współpracujemy z policją. Robimy to od kilku lat. Przez te lata było spokojnie, a teraz temat wrócił. To był incydent. Stało się. Trzeba dalej robić swoje i pracować z młodzieżą. Na pewno w ramach godziny wychowawczej trzeba obowiązkowo wprowadzić ten temat. Pomocne tu też będą materiały publikowane w „Głosie” w związku z prowadzoną przez was akcją walki z dopalaczami.
A co z uczniami, którzy zostali zatrzymani?
Szczególnej opieki wymaga cała klasa, do której chodzą ci uczniowie, zarówno zatrzymany, jak i ten, który przyjął dopalacze. Potrzebują współpracy ze specjalistą.
Czy uczeń, który udzielił środków, zostanie wyrzucony ze szkoły?
To nie jest rozwiązanie problemu. Na pewno musimy dokładnie zbadać sprawę, porozmawiać z policją, na ile sprawa jest rozwojowa i wchodzi w grę szersze działanie z jego strony. Nie można, ot tak, po prostu wyrzucić ucznia z dnia na dzień. Ale też nie wykluczam przeniesienia go do innej placówki.
A uczeń, który sięgnął po dopalacze?
On nie zostanie usunięty ze szkoły, wręcz przeciwnie, ten chłopak wymaga teraz szczególnej opieki i pomocy, kontaktu ze specjalistą, z psychologiem. To jest ofiara w kontekście tego zdarzenia.