Z góry przepraszam za błędy i surową formę ale mam właśnie zwała, a chce to napisać póki jeszcze pamiętam.
Zeznania Courteney Ross, partnerki George'a Floyda, dały obecnym na sali sądowej wgląd w ich wspólne uzależnienie od opioidów, poszukiwanie kolejnej dawki i próby walki o przezwyciężenie nałogu - relacjonuje "The Guardian".
Zeznania Courteney Ross, partnerki George'a Floyda, dały obecnym na sali sądowej wgląd w ich wspólne uzależnienie od opioidów, poszukiwanie kolejnej dawki i próby walki o przezwyciężenie nałogu - relacjonuje "The Guardian".
Historia uzależnienia od leków przeciwbólowych jest bliska milionom Amerykanów. W przypadku Courteney Ross zaczęło się od bólu w karku i buteleczki leków mających na to pomóc. U George'a Floyda miało się zacząć od bólu pleców, który był wynikiem kontuzji sportowej.
Lekarz przepisał mu na nią oksykodon, lek zawierający substancję narkotyczną OxyContin. "Oxy" to jeden ze specyfików, które przyczyniły się do wywołania w USA kryzysu opioidowego. Stany Zjednoczone od lat zmagają się z potężną epidemią uzależnień. Tamtejszy przemysł farmaceutyczny zalewa rynek opioidowymi środkami przeciwbólowymi, zbijając na tym krocie. Dla zwykłych mieszkańców USA pierwsza buteleczka leków często okazuje się początkiem równi pochyłej.
Courteney Ross opowiedziała między innymi o bliskim spotkaniu Floyda ze śmiercią na kilka tygodni przed tym, jak wziął ostatni oddech, przyciskany przez Dereka Chauvina kolanem do ziemi. Floyd połknął wtedy pigułkę, której jego dziewczyna nie rozpoznała. Miał się wówczas zwijać z bóli, a wokół jego ust pojawiła się biała substancja. Ross zabrała go do szpitala, gdzie musiał zostać przez kilka dni z powodu przedawkowania. Nie był to pierwszy raz.
Obrońca Dereka Chauvina, byłego funkcjonariusza policji w Minneapolis, sądzonego za morderstwo w związku ze śmiercią Floyda, dostrzegł w zeznaniach Ross szansę. Zaczął zwracać uwagę na to, że relacja kobiety jest zbliżona do policyjnego raportu o stanie Floyda w chwili aresztowania - miał pianę wokół ust i bolał go brzuch.
Jak podkreśla "The Guardian", obrona uchwyciła się nadziei, że zdoła zasiać wątpliwości co do rzeczywistej przyczyny śmierci choć w jednym przysięgłym. W dodatku raport toksykologiczny wykazał, że Floyd miał w chwili śmierci w organizmie narkotyki. To wystarczyłoby, żeby wybronić byłego policjanta, który klęczał na jego szyi w czasie, gdy Floyd charczał "I can't breathe" (ang. "Nie mogę oddychać").
Z nagrań kamer na policyjnych mundurach wynika, że Floyd nie zachowywał się zwyczajnie - był chaotyczny i zdezorientowany. Nawet jeśli policja nie od razu rozpoznała, że znajdował się pod wpływem narkotyków lub był zagrożony przedawkowaniem, jasne jest, że miał jakiś kryzys, być może związany ze zdrowiem psychicznym. Chauvin i jego koledzy słyszeli, jak Floyd wielokrotnie krzyczał z powodu bólu brzucha i zobaczyli pianę wokół ust. Jednak jego wołanie o pomoc zostało odrzucone - zwracają uwagę komentatorzy. Wydawali się obojętni na jego stan. Chauvin powiedział swojemu przełożonemu tylko, że Floyd "wariuje".
Sanitariusz, który zajmował Floydem, powiedział, że kiedy przybył na miejsce, żaden z funkcjonariuszy policji nie oferował umierającemu żadnej pierwszej pomocy, mimo że ten nie oddychał. Przez cały czas Floyd pozostawał dla nich tylko podejrzanym, którego trzeba było ujarzmić. Czarnoskóry mężczyzna - skuty i początkowo siedzący na ziemi - przestał stanowić zagrożenie. Można było wezwać na miejsce pracownika socjalnego lub skonsultować się z nim telefonicznie. Jak pokazuje przykład innych miast, obecność pracowników socjalnych, bądź ekspertów w zakresie zdrowia psychicznego, pomaga w radzeniu sobie z osobami znajdującymi się w kryzysie narkotykowym.
Jak podkreśla "The Guardian", na nagraniu ostatnich chwil Floyda jest wystarczająco dużo sygnałów ostrzegawczych odnośnie jego zdrowia fizycznego i psychicznego, by skłonić policjantów do wezwania pomocy medycznej. Zamiast tego skupili się na dokonaniu kolejnego aresztowania "ćpuna".
Fakt, że George Floyd nie zdołał pokonać nałogu, przypieczętował jego los - konkluduje gazeta.
Z góry przepraszam za błędy i surową formę ale mam właśnie zwała, a chce to napisać póki jeszcze pamiętam.
Opiszę jedno z ciekawszych przeżyć, które doświadczyłem po kleju. Osiagałem je stopniowo (za każdym kiraniem coraz bogatsze w szczegóły, głębsze, ciekawsze tym bardziej, iż był to cev.)
PROLOG:
T-10h
- [E] Szkoda, że Cię tutaj nie ma Milordzie... Co się tu dzieje. Przejebałem wszystkie bitcoiny na maszynach znowu. Całe 10 tysięcy poszło się jebać... A no i mam prawdziwy kwas i MDMA. Dałem Kebabowi przetestować to LSD i mówi, że to jakiś nbome, bo nie ma wizuali... Może przetestujesz?
- [A] No kusisz kusisz, zobaczymy, może wpadnę. Dawno mnie nie było...
[...]
T-6h
Dzwonię domofonem. Nie było mnie tu miesiąc. Nie ćpałem nic miesiąc. [Dryń dryń...]
- [A] Milordzie!
- [E] Kto tam?!
- [A] A...
- [E] Aha, wbijaj!
Wiek i doświadczenie: 18; alkohol, MJ, dxm, benzydamina, efedryna, kodeina, bieluń.
Set & setting: ja i R, jedna z nocy, które spędzamy wspólnie, bierzemy coś i bawimy się w dom. Puste mieszkanie, duże łóżko i przemożna chęć odurzenia się tym bardzo czarodziejskim gównem kolejny raz.
Mój trzeci i najmocniejszy przypadek z efedryną. Za każdym razem brałam zaledwie 10 tabletek (Tussipectu), a jakość odurzenia nigdy nie była taka sama.