Kurierów werbował Nigeryjczyk Nelson U. Kusił propozycją łatwych pieniędzy, obiecywał bezpieczeństwo, dawał bilety na podróż i instrukcję, gdzie najlepiej ukryć narkotyk. Udało mu się namówić kilkunastu Polaków. Akt oskarżenia przeciwko dziewięciorgu o przemyt kokainy właśnie trafił do sądu.
Na czele całej grupy przestępczej stał Nigeryjczyk o imieniu Tonny, zwany Big Bossem. To on ustalał czas, miejsce przemytu, wydawał dyspozycje, które za pośrednictwem zaufanych ludzi trafiały do kurierów. Takim zaufanym człowiekiem był m.in. Nelson U. To on wynajdywał Polaków chętnych do współpracy.
Za 2 tys. dolarów
Pomagała mu w tym jego dziewczyna, Polka, Agnieszka S. 23-letnia studentka II roku Ekonomii i Zarządzania na SGH. Poznała Tonny'ego na początku 2001 roku. Mieszkali razem kilka miesięcy, potem on wyjechał do Holandii, a ona pośredniczyła w załatwianiu interesów. Zwerbowała swojego brata Mateusza, a potem razem wciągali do interesu znajomych z rodzinnego Chełma.
Propozycja była kusząca: w kilka dni można było zarobić nawet 2 tys. dolarów. Chętnych nie brakowało. Teraz odpowiedzą przed polskim sądem. Nelson U. siedzi w holenderskim więzieniu.
Kokaina wędrowała najpierw z Ameryki Południowej do Europy. Potem rozprowadzano ją między poszczególne kraje.
Sposobów na przemyt było mnóstwo: w ściankach walizki, w szortach, w specjalnie obciskających majtkach, w okładkach książek. Niektórzy z kurierów przyklejali sobie paczki z kokainą przylepcem między udami i w kroku. Gdy ten sposób stawał się mało pewny i bezpieczny, chowali kokainę w pudełkach po karmie dla kotów, w ciastkach czy w mydle.
Ostatnim patentem na przemyt kokainy były specjalnie przystosowane do tego sandały z podwójną podeszwą.
Siatka rezydentów
W każdym z krajów na kuriera czekał rezydent, który w razie problemów pomagał i ewentualnie opracowywał nowy plan, wskazywał hotel, w którym mają się zatrzymać, sugerował, która z bramek przy kontroli celnej jest bezpieczniejsza. Kiedy jednemu z kurierów pękły opakowania, w którym znajdowała się kokaina, zadzwonił do Polski, potem do Nelsona U., i jeszcze tego samego dnia w wynajmowanym hotelu pojawił się Chilijczyk, który naprawił uszkodzenie i nauczył kuriera zakładać majtki.
Dobra passa się skończyła. Wystarczyło, że zatrzymano kilku kurierów na lotnisku. Ich zeznania poprowadziły policję jak po nitce do kłębka. Zlikwidowano całą siatkę. Część siedzi w Ameryce Południowej. Dziewięcioro w Polsce.
Anna Białkiewicz
Super Express, 7 kwietnia 2003
Komentarze