Dokładnie pięć lat temu 16-letnia Magdalena zginęła pod kołami mercedesa na ul. św. Wincentego w Warszawie. Sprawca uciekł z miejsca wypadku. Jak ustaliła PAP, to diler narkotykowy Adrian Z. (wcześniej M.), który został skazany na 9 lat więzienia i ma dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. Proces toczył się z wyłączeniem jawności.
Okoliczności wypadku na ul. św. Wincentego, a także osoba sprawcy budziły kontrowersje opinii publicznej i zainteresowanie medialne. Ostatecznie Sąd Rejonowy dla Warszawy Pragi-Północ skazał mężczyznę podczas toczącego się niejawnie procesu i informacja ta przeszła bez echa. O wyłączenie jawności wnosiła prokuratura, która chciała w ten sposób chronić Z., jako ważnego świadka w sprawach narkotykowych. Oskarżony miał chwalić się bliskim, że za współpracę ze śledczymi prokuratura obiecała mu nadzwyczajne złagodzenie kary w sprawie wypadku.
Adrian Z. (wcześniej M.) był oskarżony o spowodowanie 28 grudnia 2015 r. śmiertelnego wypadku, w wyniku którego na miejscu zginęła 16-letnia Magda. Prokurator ustalił, że Z. "umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym, kierując samochodem marki mercedes (...) nie zachował ostrożności niezbędnej dla zapewnienia bezpieczeństwa w ruchu drogowym oraz kierując pojazdem z nadmierną prędkością, doprowadził do potrącenia pieszej, która przekraczała jezdnię (...), po czym zbiegł z miejsca zdarzenia". Eksperci ocenili, że omijając korek przed skrzyżowaniem ul. św. Wincentego z ul. Malborską, jechał z prędkością 90 km/h, mimo że dozwolona prędkość w tym miejscu to 50 km/h. Oskarżony nie próbował hamować. Zarzucano mu także, że 16 stycznia 2016 r. kierując samochodem marki audi, był pod wpływem kokainy.
Prokurator żądał dla niego 10 lat pozbawienia wolności, a pełnomocnik rodziny ofiary maksymalnego wymiaru kary, czyli 12 lat. Obrońca i sam oskarżony wnosili o wyrok sprawiedliwy. Adrian Z. powiedział w końcowej mowie, że "może przeprosić pokrzywdzonego i jego rodzinę", bo sam jest ojcem. Podkreślał, że "chciał wybrnąć z tej sprawy innymi wyjaśnieniami", ale "prokuratura zrobiła sobie z niego narzędzie" i go wykorzystała. "Moja rodzina każdego dnia się martwi, czy mnie już dzisiaj naj... czy nie" - mówił.
Kara
Sędzia Iwona Gierula uznała, że Adrian Z. jest winny obu zarzucanych mu czynów i wymierzyła mu karę łączną dziewięciu lat pozbawienia wolności. Orzekła wobec niego także "zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych dożywotnio" oraz po 50 tys. zł zadośćuczynienia dla rodziców zmarłej dziewczynki i pokrycie poniesionych przez nich kosztów pełnomocnika z wyboru. Pięć tysięcy złotych Z. ma zapłacić na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
Uzasadnienie sędzi
Z pisemnego uzasadnienia wyroku, który ogłoszono 29 czerwca wynika, że sąd nie orzekł wobec Adriana Z. najwyższego wymiaru kary, czyli 12 lat pozbawienia wolności, bo do wypadku przyczyniła się także postawa pokrzywdzonej, która przekraczała jezdnię w niebezpiecznym miejscu, weszła na nią między pojazdami i nie zachowała ostrożności. Sędzia Gierula doceniła postawę oskarżonego, który finalnie przyznał się do zarzucanego mu czynu i opisał okoliczności wypadku. Nie umknęło uwadze sądu, że Adrian M., związany z przestępczością narkotykową w Warszawie, zdecydował się na współpracę z prokuraturą i doprowadził do zatrzymania ponad 150 osób.
- W sprawie zachodzi zdecydowanie więcej okoliczności o charakterze obciążającym - stwierdził sąd. Chodzi m.in. o sposób życia oskarżonego przed i po popełnieniu przestępstwa. - Był wielokrotnie karany, nie wykonywał pracy zarobkowej, nie zdobywał zawodu lub wykształcenia, lecz utrzymywanie się z transakcji narkotykami, w tym handlu najbardziej niszczącym środkiem odurzającym tj. heroiną. Sąd wziął również pod uwagę, iż także w czasie zdarzenia oskarżony zmierzał na transakcję narkotykową - zauważyła sędzia Iwona Gierula. Podkreślała, że Z. jechał autem, mimo że nigdy nie posiadał do tego uprawnień, a w chwili wypadku pędził z prędkością 90 km/h, lekceważąc ograniczenia i trudne warunki na drodze wynikające z deszczowej pogody. W samochodzie w chwili wypadku był z nim ojciec.
Ucieczka z miejsca zdarzenia i zacieranie śladów
W toku postepowania sądowego ustalono, że Adrian Z. dotarł pod Atrium Targówek na ul. Głębockiej, gdzie spotkał się z klientami, którym wiózł heroinę. To oni mieli mu pomóc pozbyć się samochodu. Oskarżony wrócił na miejsce zdarzenia innym pojazdem i jeszcze tego samego dnia dowiedział się, że potrącona przez niego osoba nie żyje i skorzystał z kryjówki, którą zapewniła mu rodzina.
Sędzia wypunktowała ucieczkę Z. z miejsca zdarzenia, zacieranie śladów, ukrywanie pojazdu, który zabił Magdalenę. - To zachowanie nie było wynikiem szoku, lecz przemyślanego działania (...). zmierzał konsekwentnie do uniknięcia odpowiedzialności i to jeszcze zanim na miejscu pojawił się obrońca, na którego próbuje przerzucić odpowiedzialność za swoje zachowanie po wypadku (...) Adrian Z. jest osobą dorosłą i mógł samodzielnie podejmować wszelkie decyzje w tym zakresie - podkreślił sąd.
- Zarówno przed zdarzeniami objętymi aktem oskarżenia w niniejszej sprawie, jak i po nich, wielokrotnie poruszał się pojazdami i nigdy nie próbował zdobyć uprawnień do kierowania pojazdami, albowiem, jak wyjaśniał, nie sądził, że jest mu to do czegoś potrzebne - zauważył sąd.
"Osoba zdemoralizowana"
Adrian Z. został określony jako osoba zdemoralizowana, która po wypadku dalej handlowała narkotykami. Został w międzyczasie prawomocnie skazany m.in. za kradzieże, kradzieże z włamaniem, groźby, posługiwanie się fałszywymi dokumentami. Wszystkich tych czynów dokonał, będąc tzw. małym świadkiem koronnym, i dając prokuraturze zapewnienie, że zerwał relacje ze światem przestępczym. Oskarżony miał także atakować na sali rozpraw rodziców zmarłej 16-latki, a także grozić jej ojcu, że on "z tego więzienia kiedyś wyjdzie". Sąd stwierdził u Z. "brak skruchy" i "brak pozytywnej prognozy kryminologicznej".
Sędzia stwierdziła, że kara łagodniejsza niż orzeczone dziewięć lat pozbawienia wolności wobec Z. "oznaczałaby w istocie nieuzasadnione pobłażanie w sytuacji, gdy oskarżony nie tylko popełnił przestępstwo o tak poważnych skutkach, ale i nie zmienił swojego zachowania na przyszłość".
Zmiana sędzi
Sędzia Iwona Gierula, która wydała wyrok w sprawie wypadku, rozpoznawała tę sprawę już w 2017 r. Ale tuż przed zakończeniem postępowania dowodowego, po 11 rozprawach, poszła na zwolnienie lekarskie. Trzeba było wyznaczyć nowego przewodniczącego. 3 grudnia 2018 r. rozprawę przeciwko Adrianowi Z. wznowiła sędzia Aleksandra Rodenko-Walesiak i postanowiła "prowadzić postępowanie od początku ze względu na zamianę składu orzekającego". W tym czasie oskarżony był objęty ochroną, a na salę rozpraw eskortowali go antyterroryści. Został aresztowany do sprawy wypadku z 2015 r. dopiero w styczniu 2020 r. na wniosek sądu.
Wyrok jest nieprawomocny. Obrona Adriana Z. odwołała się od niego i czeka na rozpoznanie przez Sąd Okręgowy Warszawa-Praga.
Komentarze