Na polskim rynku pojawiły się narkotyki, którymi można handlować bez żadnych konsekwencji. Powstają bowiem z modyfikowanych genetycznie konopi nieobjętych ustawą o zapobieganiu narkomanii. – Stwierdziliśmy do tej pory w Polsce kilkanaście przypadków marihuany i haszyszu wyprodukowanych z nowej, genetycznie modyfikowanej odmiany konopi – ujawnia w rozmowie z ŻW podkom. Robert Horosz z Komendy Głównej Policji. – Te narkotyki wyglądają, pachną i działają zupełnie tak samo jak te wytworzone ze zwykłej odmiany rośliny – dodaje. I choć istotnych różnic można dopatrzeć się tylko pod mikroskopem, za handel nową odmianą narkotyków lub jej posiadanie nie można nikogo skazać. – Jeśli coś nie jest zakazane prawnie, znaczy to, że jest dozwolone – ubolewa podkom. Horosz. Dziura w ustawie Dlaczego prawo nie ściga nowej odmiany konopi? Ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii przewiduje kary za posiadanie i handel konopiami zawierającymi wagowo więcej niż 0,2 proc. substancji psychoaktywnej, tzw. tetrahydrokannabinolu (THC). Rośliny, w których występuje niższa zawartość tej substancji, są uważane za konopie włókniste wykorzystywane do celów przemysłowych. Ustawodawca nie przewidział jednak pomysłowości hodowców – zmodyfikowali roślinę tak, by zamiast THC występował w niej kwas organiczny, który dopiero w trakcie palenia ulega rozkładowi do psychoaktywnej substancji. Nowe konopie mają więc działanie narkotyczne identyczne jak ich powszechna odmiana, będąc przy tym – ze względu na fakt, że zawartość THC nie przekracza 0,2 proc. – rośliną przemysłową. Skrępowane ręce sądu Dr Sławomir Steinborn, prawnik karnista z Uniwersytetu Gdańskiego, przyznaje, że w przypadku próby skazania dilerów obracających takim narkotykiem sąd miałby związane ręce. – Prokurator mógłby co prawda próbować dowieść, że te konopie działają dokładnie tak jak ich powszechna odmiana, ale sąd nie powinien przychylić się do tej argumentacji – uważa. – W prawie karnym nie można bowiem na szkodę oskarżonego dokonywać interpretacji rozszerzającej definicje zawarte w ustawie – wyjaśnia. To nie przypadek Czy fakt, że na rynku pojawiła się odmiana narkotyku, która wymyka się prawodawstwu, można uznać za przypadek? Bogumiła Bukowska, zastępca dyrektora Krajowego Biura do spraw Przeciwdziałania Narkomanii [hyperreal poleca wycieczkę w przeszłość - serwis KBPN jest najprawdopodobniej najbardziej zacofaną technologicznie stroną w polskim internecie] nie ma złudzeń. – Oczywiście, że nie. Producenci prześcigają się w wymyślaniu nowych narkotyków, których nie obejmują przepisy prawa – twierdzi. – Zanim narkotyk trafi na międzynarodową listę środków kontrolowanych albo zainteresują się nim ustawodawcy w poszczególnych krajach, producenci mogą handlować bez oglądania się na konsekwencje prawne. Tak było np. z pigułką gwałtu – dodaje. – Twórczość naukowców będących na usługach narkotycznego półświatka jest nieskrępowana – wtóruje prezes Polskiego Towarzystwa Zapobiegania Narkomanii Anna Kuciak. – Modyfikacje genetyczne następują bez przerwy. I nie chodzi tylko o wymyślanie narkotyków nieregulowanych przez prawo, ale również wzbogacanie tych nielegalnych. O ile w latach 70. konopie indyjskie zawierały kilka procent THC, to teraz powyżej 30 proc. A skun, który palą polskie nastolatki, powstaje z konopi podlewanych wodą naszpikowaną chemią – uważa. Koniec samowoli Jak długo potrwa bezkarność dilerów handlujących nową odmianą konopi indyjskich? Wygląda na to, że wkrótce się ona skończy. Problem zna już bowiem Ministerstwo Zdrowia i przygotowuje projekt zmian w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii. Resort chce rozszerzyć zawartą w ustawie definicję konopi. – Sprawa narkomanii jest na tyle poważna, że organy ścigania muszą mieć absolutną jasność, które substancje są zabronione, a które nie – mówi rzecznik Ministerstwa Zdrowia
Komentarze