Funkcjonariusze katowickiej delegatury UOP zatrzymali we wtorek czterech gangsterów podejrzewanych o udział w zorganizowanej grupie przestępczej oraz hurtowy przemyt narkotyków. Prokuratura Okręgowa w Katowicach złożyła w środę wniosek o ich tymczasowe aresztowanie. Szczegóły sprawy utrzymywane są jednak w ścisłej tajemnicy.
Ktoś, kto twierdzi, że handluję narkotykami, jest chory psychicznie - mówił półtora roku temu przed katowickim sądem Marcin M., ps. "Marcepan". We wtorek pod zarzutem m.in. przemytu środków odurzających został zatrzymany przez funkcjonariuszy katowickiej delegatury UOP.
"Marcepan" został zatrzymany w Częstochowie. Oprócz oficerów katowickiej delegatury UOP pojechali tam po niego funkcjonariusze kompanii antyterrorystycznej. Gangster był kompletnie zaskoczony nocną wizytą przedstawicieli organów ścigania. Nie stawiał oporu. Razem z nim w zasadzkę wpadli: Sylwester W., ps. "Gruby", Artur M., ps. "Gulo", oraz Piotr U., ps. "Kaczka", jego najbliżsi współpracownicy. Najwięcej kłopotów sprawił "Kaczka", który jak obłąkany powtarzał, że to niemożliwe. - Przecież ja w sobotę biorę ślub - tłumaczył funkcjonariuszom UOP.
Gangsterzy zostali przewiezieni do Prokuratury Okręgowej w Katowicach. - Przedstawiliśmy im zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i wymuszanie haraczy. Skierowaliśmy już do sądu wnioski o ich tymczasowe aresztowanie - powiedział nam prokurator Leszek Goławski, rzecznik prasowy katowickiej Prokuratury Okręgowej. Ze względu na tajemnicę śledztwa zarówno prokuratura, jak i UOP nie udzielają żadnych dodatkowych informacji w tej sprawie. "Gazeta" dowiedziała się jednak, że mężczyźni zajmowali się hurtowym przemytem do Polski narkotyków. Na trop ich działalności wpadli oficerowie katowickiej delegatury UOP.
Kim jest Marcin M., ps. "Marcepan"? Kilka lat temu wrócił do Polski z USA, gdzie zostawił żonę oraz dziecko. Został ochroniarzem w dyskotece, parał się egzekucją długów. Po jakimś czasie związał się z gangsterem Januszem T., ps. "Krakowiak", i wykonywał dla niego drobne zlecenia. O tej współpracy zeznał potem m.in. Wiesław Cz., ps. "Kastor", najbliższy przyjaciel "Krakowiaka", który obecnie ma status świadka koronnego i oskarża swoich kolegów. Prokuratura nie miała jednak na tyle mocnych dowodów, żeby zatrzymać "Marcepana" już w czasie rozbijaniu imperium Janusza T.
Półtora roku temu 33-letni Marcin M. stanął przed katowickim Sądem Okręgowym. Wtedy był jednak tylko świadkiem w procesie trzęsącego Gliwicami gangu Zygmunta L., ps. "Sandokan". Wysoki, opalony mężczyzna przyszedł do sądu razem z ochroniarzem. Obawiał się o swoje życie, gdyż we wrześniu 1998 r. pod siedzeniem w jego czerwonym dżipie ktoś podłożył 300 gramów trotylu z zapalnikiem. Policyjni pirotechnicy stwierdzili wtedy, że zamachowiec musiał się spieszyć, gdyż niedbale podłączył przewody. Kiedy "Marcepan" wsiadł do auta, druciki porozłączały się i bomba nie wybuchła.
Przed katowickim sądem Marcin M. bardzo dobrze się bawił . - I to ma być zorganizowana grupa przestępcza? To nie możliwe - stwierdził lekceważąco, patrząc na "Sandokana" i jego ludzie. Znał ich bardzo dobrze, wielokrotnie pił z nimi wódkę, a potem robił interesy.
- Dlaczego nazywają pana "Marcepan"? - zapytał wtedy z ciekawości sędzia Bogdan Jajszczok. - No cóż, mówią, że jestem sympatyczny i słodki jak marcepan - odparł z uśmiechem gangster. Dodał również, że wszystkie informacje mówiące, iż miałby handlować narkotykami są zwykłymi pomówieniami. - Ktoś, kto tak twierdzi, jest chory psychicznie. Narkotykami handluje "Marcepan II" - zeznał wtedy pod przysięgą. Sprzed sądu odjechał luksusową wersją bmw serii 7.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że po zatrzymaniu "Krakowiaka", Marka B., ps. "Ogryzek", oraz Wojciecha C., ps. "Baca", czyli ludzi, którzy kontrolowali rynek narkotykowy na Śląsku, pałeczkę pierwszeństwa miał po nich przejąć właśnie "Marcepan". Działał razem z Krzysztofem Sz., ps. "Kraszan". Ten drugi został jednak zastrzelony w holu częstochowskiej kawiarni Panorama. Sprawa "Marcepana" jest rozwojowa i nie wyklucza się dalszych zatrzymań.
Największą siatkę przemytników narkotyków rozbitą do tej pory przez katowicką delegaturę UOP stworzył Marek B., tłumacz hiszpańskojęzycznych zespołów tanecznych występujących na festiwalu Tydzień Kultury Beskidzkiej. Mężczyzna zorganizował siatkę kurierów, którzy wprost z Kolumbii sprowadzali do Polski świetnej jakości kokainę. Sprawa wyszła na jaw, kiedy celnicy z Czech i Austrii zatrzymali kilku ludzi B. Wtedy sprawą zainteresował się UOP. Marek B. został w 1997 r. zatrzymany, sąd wypuścił go jednak z aresztu ze względu na zły stan zdrowia. B. ma bowiem poważne problemy z sercem. Od tego czasu przemytnik ukrywa się i jest ścigany międzynarodowym listem gończym. Zdaniem Prokuratury Okręgowej w Katowicach sprzedał on w Polsce kokainę o wartości ponad 2 mln zł. Wcześniej, na początku lat 90. zatrzymano go w Niemczech na pokładzie statku, na którym znaleziono w beczkach rekordową ilość 300 kilogramów kokainy. B. odsiedział kilkanaście miesięcy w niemieckim więzieniu.
Marcin Pietraszewski, Monika Jaremko-Siarska, Częstochowa