- Wakacje to czas narkotykowych inicjacji, letniego ćpania, które dla niektórych może się źle skończyć - mówi komisarz Michał Pawluk, komendant powiatowy w Kamieniu Pomorskim. - To również wielkie żniwa: zarówno dla dilerów, jak i dla nas - latem łapiemy ich najwięcej.
Komendant Pawluk, któremu podlega pas wybrzeża od Międzyzdrojów do Łukęcina, od lat obserwuje wielokrotny wzrost podaży narkotyków w sezonie letnim. - Uaktywnia się wtedy średnia dilerka - opowiada. - Poza sezonem mają stałych klientów, których znamy. Teraz szukają nowych, wielkich rynków zbytu. Te rynki to pola biwakowe, kempingi, letnie dyskoteki zapełnione młodzieżą z całej Polski. Najlepiej sprzedaje się marihuana, ale są też twarde narkotyki.
Powiat kamieński (podobne narkotykowe problemy mają inne zachodniopomorskie powiaty z gminami letniskowymi) liczy ok. 50 tys. mieszkańców. Tymczasem napływ turystów powoduje, że w sezonie jest tu 170 tys. ludzi, a w upalne weekendy nawet 240 tys.
- Dilerom jest więc łatwo wtopić się w tłum - mówi Pawluk. - Jesteśmy jednak przygotowani. Przed sezonem prowadzimy rozpoznanie tego środowiska. Rzecz jasna szczegółów pracy policjantów z pionów operacyjnych nie mogę zdradzić. Mają swoje zadania. Nie sztuka zatrzymać konsumenta z małą działką. Nam zależy na dostawcach. Oczywiście nie jesteśmy w stanie całkowicie wyeliminować zjawiska wakacyjnego wzrostu podaży narkotyków. Potrzebna jest profilaktyka, by dzieciaki, które wyrywają się spod opieki rodziców, wiedziały, co dzieje się pod namiotami.
Policja ma największy problem z namierzeniem handlarzy spoza Wybrzeża - nie są znani miejscowym policjantom.
- Ale robimy szkolenia, jesteśmy coraz skuteczniejsi - zapewnia nadkom. Krzysztof Targoński, rzecznik prasowy zachodniopomorskiej policji. - Potrafimy wychwytywać narkotyki w samochodach jadących na Wybrzeże. Dziwne, że są ukryte z reguły w tych samych miejscach, np. w pudełku po kasetach magnetofonowych albo pod chodniczkiem.
Według policji klienci dilerów z Wybrzeża to głównie młodzi ludzie, którzy biorą narkotyki nieregularnie, eksperymentują z nimi, kiedy wyrwą się z rodzinnych domów. Nad morze wyjeżdżają też uzależnieni narkomani. Ci, aby zdobyć pieniądze, kradną torebki, włamują się do aut i domków kempingowych.
Adam Zadworny
Gazeta.pl/Szczecin, 04.07.2003
Dla Gazety
Piotr Pakuła
prowadzi ośrodek dla narkomanów w Babigoszczy, obecnie zajmuje się grupą w wieku 15-19 lat
Narkomanią zajmuję się od kilkunastu lat i spotkałem ludzi, którzy pierwszy raz brali na wakacjach, a jakiś czas potem byli uzależnieni. Jednak z badań wynika, że tylko 1-3 proc. tych, którzy sięgną po narkotyki, później się od nich uzależnia. Sam kontakt z narkotykami nie prowadzi do nałogu, podobnie jak w przypadku alkoholu. Uzależniają się ci, którzy mają podatną osobowość. Wakacyjne branie to oczywiście zjawisko niebezpieczne, ale naprawdę problem tkwi znacznie głębiej. Konkretnie - w domach, w deficycie uczuć i pozytywnych emocji.
Krystyna Łopata
przewodnicząca Towarzystwa Rodzin i Przyjaciół Dzieci Uzależnionych "Powrót z U"
Wakacyjny problem narkomanii powraca co roku. Najlepszym na to dowodem jest gwałtowny wzrost liczby osób, które zgłaszają się do nas w drugiej połowie września. Wtedy przeważnie przychodzi opamiętanie i strach przed uzależnieniem. Nastolatki traktują wakacyjne branie jak zabawę, podobnie jak seks i sięganie po alkohol. Wszyscy nasi podopieczni to młodzi ludzie, którzy mają 16-19 lat. Obecnie z terapii korzysta dziesięć osób. Dwie z nich to dziewczęta. Przypominam, że w polskim prawie każdy, kto przechowuje, rozprowadza lub handluje narkotykami, popełnia przestępstwo.
Komentarze