Agnieszka Czajkowska: W powszechnej opinii lato sprzyja pierwszym kontaktom z narkotykami. Czy po wakacjach wzrasta liczba młodych ludzi, którzy zgłaszają się do was po pomoc?
Ilona Antoniewicz-Tomczak, kierowniczka Poradni Profilaktyki i Terapii Uzależnień "Monar" we Wrocławiu: Trochę wzrasta, ale pacjentów przybywa nam systematycznie przez cały rok. Przecież narkotyki są dostępne przez cały czas!
Owszem, w okresie wakacyjnym młodzież ma więcej swobody i mniej nadzoru dorosłych. Właśnie wtedy wiele nastolatków zaliczyło pierwsze eksperymenty. Ale teraz jest to zjawisko tak powszechne, że młody człowiek wraca często z wycieczki, na której niby był pod opieką nauczyciela, a okazuje się, że palił marihuanę. Nawet na wyjazdach zorganizowanych młodzież bierze narkotyki.
Co powinien zrobić rodzic, który ma podejrzenia, że jego dziecko próbowało narkotyków np. w czasie letniego wypadu z kolegami?
- Po pierwsze radzę nie panikować. Nie podejmować żadnych pochopnych działań. Niektórzy rodzice zaczynają od wymierzania kar, bicia. To nie jest wyjście. Nie radzę też iść z problemem do zwykłego psychologa czy lekarza pierwszego kontaktu. Pierwsze kroki należy skierować do specjalistycznej poradni, która zajmuje się tymi problemami. Tutaj na pewno ktoś poradzi rodzicom, jak postępować.
Specjaliści alarmują, że obniża się w Polsce wiek młodych ludzi, którzy sięgają po narkotyki. Podobnie jest we Wrocławiu?
- Nasze ośrodki mają pacjentów już w wieku 11, 12 lat, ale to jeszcze ciągle pojedyncze przypadki. Najwięcej osób zaczyna z narkotykami około 17. roku życia. Najbardziej zagrożona jest młodzież w gimnazjach.
Czego biorą najwięcej?
- Najpopularniejsza jest marihuana. Od palenia zwykle się zaczyna. Poza tym ciągnie się za nią mit tzw. lekkiego narkotyku. To bzdura. Z marihuany łatwo można przejść na amfetaminę czy heroinę. Tutaj nie powinno być żadnej polemiki. Sprawa jest oczywista! Marihuana może i wolniej, ale czyni ogromne spustoszenie w organizmie. Człowiek nie rozwija swojego potencjału. Młodsi np. nie są w stanie skończyć żadnej szkoły, starsi popadają w dziwne filozofie życiowe.
Czyli rodzice nie powinni dać się zwieść tłumaczeniom, że "trawka nie uzależnia i tak naprawdę to nie jest prawdziwy narkotyk"?
- Jeśli dziecko w ogóle przychodzi z takimi wątpliwościami czy opowieściami do rodziców, to od nich wiele zależy. Za żadne skarby nie powinni tego bagatelizować ani przyzwalać na palenie.
Przychodzi do was rodzic z dzieckiem, które bierze. Co robi się najpierw w takiej sytuacji?
- To oczywiście sprawa indywidualna - każdy przypadek może być inny. Na początek trzeba ustalić, na czym polega problem. Badamy, co bierze, jak długo, jak często. Potem kierujemy klienta na konsultacje indywidualne, do grupy wsparcia albo na detoks i w konsekwencji do ośrodka stacjonarnego. Musimy też zdobyć zaufanie młodej osoby i jego rodziców. Staramy się, żeby nikt stąd nie wyszedł z poczuciem, że nic się nie da zrobić.
Jak Pani ocenia ofertę instytucji, które zajmują się narkomanami i ich rodzinami we Wrocławiu?
- Mogę powiedzieć coś o naszej poradni. Jesteśmy przeciążeni liczbą spraw i pacjentów, którzy do nas codziennie przychodzą. Od dłuższego już czasu staramy się o nowy lokal, bo nie da się pracować na jedynych 30 metrach. Na razie bez skutku. Do nas zgłaszają się po pomoc nie tylko ludzie z Wrocławia, ale z całego Dolnego Śląska.
Komentarze