Pozwól mi upaść. Kino narkotykowe w służbie dobra

Kino o uzależnieniu narkotykowym, jeśli chce robić coś więcej niż tylko grozić paluszkiem, powinno spojrzeć na kontekst społeczny i pogrzebać w codzienności osób, które popadają w narkomanię.

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

film.org.pl
Jakub Koisz
Komentarz [H]yperreala: 
Tekst stanowi przedruk z podanego źródła.

Odsłony

321

Kino o uzależnieniu narkotykowym, jeśli chce robić coś więcej niż tylko grozić paluszkiem, powinno spojrzeć na kontekst społeczny i pogrzebać w codzienności osób, które popadają w narkomanię. Islandzki dramat w reżyserii Baldvina Zophoníassona zdaje się mówić o młodych Finach rzeczy, które z naszej perspektywy nie były dotychczas poruszane przez tamtejsze kino (choć to nieprawda). To przejmujące, pełne gorzkich przemyśleń studium uzależnienia od dwóch sił, które łapią w swoje macki równie mocno – drugiego człowieka oraz środków odurzających. Niby mieliśmy już to wszystko w powieściach Breta Eastona Ellisa i serialu „Euforia”, ale tutaj dochodzi jeszcze chłód islandzko-fińskich artystycznych rąk. Jak na film o nudzie życia – ogląda się go całkiem emocjonująco.

Reżyser prowadzi fabułę w sposób na tyle uniwersalny i przejrzysty, że rozumiemy, czemu bohaterom może się w życiu nie udać, a przede wszystkim – czemu odwiedzili piekło. Magnea i Stella kradną wartościowe przedmioty mężczyznom, z którymi umawiają się przez sieć na seks. W międzyczasie szwendają się ze swoją równie znudzoną, wciąż powiększającą się paczką, uprawiają miłość oraz, rzecz jasna, biorą używki. To oczywiście eufemizm, nieoddający ilości środków, które dziewczyny wpompowują do swojego krwiobiegu. Stopniowo robi się zbyt intensywnie, aby żyć i kochać, ale zbyt głęboko, aby przestać. I właśnie z tej perspektywy obserwujemy najmroczniejsze oraz najprzyjemniejsze doświadczenia bohaterek ze swoim ciałem, bowiem dwadzieścia lat po upojnych chwilach Stella i Magnea spotykają się ponownie. Ta pierwsza jest po udanej terapii, a drugą w dalszym ciągu dusi nałóg. Uczucie wyparowało, ale pociąg do używek jest jeszcze silniejszy.

Terapeutyczny walor tkwi więc w zdrowiejącej (bo nigdy nie będzie ona w pełni zdrowa) perspektywie kogoś, kto po latach ma okazję spojrzeć na zabawę z zewnątrz. Dzięki temu również odbiorca filmu może przyjrzeć się problemowi uzależnienia z dwóch stron – nieco od wewnątrz, oczami ludzi, którzy kochają się nawzajem, a nienawidzą siebie samych, a także z lotu ptaka, gdy po młodzieńczych wybrykach pozostają już tylko blizny oraz wciąż ropiejące rany. Zophoníasson kocha swoich bohaterów, więc czyni ich niejednoznacznymi. I tak zmęczona życiem Magnea, świetnie zagrana przez Elín Sif Halldórsdóttir, jest postacią tak złożoną, że mimowolnie kibicujemy jej nawet wtedy, gdy czyni niezbyt szlachetne rzeczy. Reżyser wydaje się mówić, że problemy, które doprowadzają nas do upadku, zaczynają się od łatwych do przeoczenia symptomów. Uzależnienie bowiem nie rodzi się wraz z pierwszą dawką środka odurzającego, a o wiele wcześniej – i to spostrzeżenie zdaje się uderzać w sedno wyspiarskiego społeczeństwa. Bardzo zresztą ładnie komponuje się wizualne rozedrganie narkomana z senną, leniwą, ale też depresyjną scenerią skandynawską. Co ciekawe – rzeczywistość islandzkich klubów, zblazowana młodzież i gęsia skórka przywołują na myśl bardzo znajome, nadwiślańskie scenerie jesienno-zimowe, które świetnie pokazał choćby serial „Ślepnąć od świateł”.

Baldvin Zophoníasson poprzez kino niszowe zechciał nam opowiedzieć o początkach uzależnienia oraz okresie, gdy pozostaje ono jedynie cieniem, który zszedł ze ściany naszej młodości. Już Życie na kredycie dowiodło, że świetnie rozumie problemy skandynawskich milenialsów, ale Pozwól mi upaść nie wydaje się być tak autobiograficzne jak poprzednie produkcje, a raczej mocno reportażowe. Reżyser bierze pod lupę znaną mu historię, filtruje to przez własne doświadczenia, a następnie oddaje hołd ofiarom. Takie kino narkotykowe przemawia wyłącznie w imieniu dobra oraz słuszności.

Oceń treść:

Average: 8.5 (2 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • Inne

Hey, moj maly Przyjacielu!


Co Ty na to, by jednego pieknego dnia wyruszyc w magiczną podroż...
do krainy,
gdzie normalny czlowiek nie dociera,
do krainy,
której normalny czlowiek nie zobaczy,
do krainy,
gdzie dzieją sie rzeczy tak piekne, ze nie sposob ich
opisac,
do krainy,
gdzie odkrywasz nowe rzeczy i zjawiska,
do krainy,
w ktorej cieszysz sie i zachwycasz wszystkim dookola,
do krainy,

  • LSD-25

Zaczeły się wakacje. Wybraliśmy się ze znajmymi nad jezioro pod namioty. Pogoda była raczej kiepska, męczyły nas przelotne deszcze i przenikliwe zimno. Miałem ze sobą kwacha ale bałem się w taki pochmurny dzień brać bo wiem, że bardzo by mi się nie podobała jazda. W końcu chyba czwartego dnia wyjazdu zdecydowałem się. Nie załuję...a wszystko zaczeło się tak:

  • Gałka muszkatołowa
  • Pierwszy raz

Nastawienie psychiczne: Delikatnie zdenerwowany przed przyjmowaniem gałki, potem już z górki. Nie oczekiwałem nie wiadomo czego po 25g mielonej, miałem nadzieję że chociaż minimalnie podziała i się wyluzuję. Otoczenie: Pół doświadczenia wśród znajomych - u mnie w domu, przejściowo w bliskiej okolicy.

Siemka, to mój pierwszy Trip Raport w życiu i pierwsza styczność z tą substancją.

 

Substancje: Gałka Muszkatołowa doprawiona AMF i dzidą THC.

Tolerka: Gałka pierwszy raz w życiu.

Mood: Lekko przerażony efektów, aczkolwiek strasznie ciekawy.

Sposób podania: Płynny, rozmieszany z wodą - oral.

 

  • Dekstrometorfan


Ten konkretny trip nie miał być niczym szczególnym, byłem nastawiony na lekką i miłą wycieczkę w świat iluzji, zatopiony w dźwiękach niemożliwie pięknej w swej dokładności muzyki. Ale Wielki DextroMethophor chodzi swoimi ścieżkami i nie zważa na zabawnych mieszkańców jeszcze smutnej planety. Uznał, że dość już bycia miłym wujkiem i trzeba przykładnie ukarać tego, kto ośmiela się zakradać co noc każdego nowego miesiąca, od już dwóch z hakiem lat do jego transcendentnej rezydencji.