Skomplikowana aparatura służyła do produkcji marihuany. Jej dwaj właściciele siedzą już w areszcie.
Byłą lakiernię policjanci z Centralnego Biura Śledczego obserwowali od dłuższego czasu. Dostali cynk o mieszczącej się tam "plantacji marihuany".
- Pojawiło się tam dwóch młodych mężczyzn. Jak się okazało, przyjechali po "zbiory". Zatrzymaliśmy ich, gdy po kilku godzinach wyszli z budynku - mówi nadkom. Janusz Handz z biura prasowego dolnośląskiej policji.
W pomieszczeniach lakierni policjanci odkryli profesjonalną plantację konopii indyjskich. Rośliny, z których później produkowano narkotyk, rosły w specjalnej komorze, wybudowanej wewnątrz budynku. Komora z płyt gipsowo- kartonowych i pokryta grubą, czarną folią, naszpikowana była najnowocześniejszą elektroniką, która kontrolowała wzrost konopii.
- Zainstalowane były tam specjalistyczne lampy o mocy 600 watów, regulatory dopływu energii, grzejniki olejowe, wentylatory, termometry i waga elektroniczna. Rośliny podlewano wodą, której odczyn cały czas badały specjalne testery. W pomieszczeniu obok znajdowała się suszarnia - wymienia nadkom. Handz.
Plantacja działała od roku. Uruchomili ją dwaj mężczyźni pochodzący z Lubina. Pierwszy z nich kupił cały sprzęt, zadaniem drugiego było doglądanie upraw.
- "Sponsor", czyli Rafał. K., na stałe mieszkał w Hiszpanii. Stamtąd ściągnął do Lubina całą aparaturę, nasiona konopii i fachową literaturę na temat upraw. Na "ogrodnika" wybrał Mariusza T. - opowiada policjant.
W hali policjanci znaleźli 174 doniczki z rosnącymi konopiami i 58 z obciętymi już łodygami. Z zabezpieczonych roślin można było wytworzyć 2 kilogramy marihuany, czyli 20 tysięcy porcji. Narkotyki wkrótce miały trafić do obrotu.
- W tym celu Rafał K. przyleciał z Hiszpanii. Planował zbudowanie siatki dilerów, którzy mieli rozprowadzać marihuanę w Lubinie. Razem ze wspólnikiem wpadł w nasze ręce, gdy przyjechał, by "pańskim okiem" obejrzeć plantację i zebrać pierwsze plony - mówi nadkom. Handz.
Przemek Jędrychowski
Komentarze