"Plateau mi się zgubiło"
Substancja: DXM, z dwóch różnych ekstrakcji o różnej czystości ~415 mg = ~7.4mg/kg. Na pusty żołądek, bez tolerki, ostatni raz jednorazowe doświadczenie ponad 4 miesiące temu.
Na witrynach puławskich sklepów monopolowych i stacjach paliw pojawiły się już tabliczki informujące o obowiązującym już zakazie nocnej sprzedaży alkoholu. Właściciele punktów objętych prohibicją krytykują decyzję radnych, nazywając ją "groteskową".
Na witrynach puławskich sklepów monopolowych i stacjach paliw pojawiły się już tabliczki informujące o obowiązującym już zakazie nocnej sprzedaży alkoholu. Właściciele punktów objętych prohibicją krytykują decyzję radnych, nazywając ją "groteskową".
Od piątku, pomiędzy godz. 23 i 6 alkohol w Puławach można kupić jedynie w klubach, barach i lokalach gastronomicznych. Sklepy typu "Alkohole 24" straciły znaczną część swojego utargu i są zamykane równo o godz. 23. Ich klienci powoli przyzwyczajają się do nowych przepisów, ale dla wielu z nich to trudny czas.
– Z tego, co wiem, wielu z nich nocą wybiera się do Góry Puławskiej, gdzie podobno tworzą się już długie kolejki – mówi Jerzy Czajkowski, właściciel sklepu monopolowego przy ul. Sieroszewskiego. Jak dodaje pracująca w nim ekspedientka, jeszcze kwadrans po zamknięciu ktoś ostatnio stukał w okno.
Na drzwiach widać nową tabliczkę z informacją o nowych godzinach otwarcia, ale ludzie przychodzą z przyzwyczajenia. Nie wszyscy wiedzieli o planie wprowadzenia zakazu. O tym dlaczego sklep jest zamknięty często dowiadują się od sprzedających. Tak jest również m.in. w kiosku Urszuli Adamczyk przy ul. Prusa. Tutaj wisi tabliczka nie tylko z napisem "prohibicja" ale także z informacją, że jest ona wprowadzona z rozporządzenia rady miasta. Żeby nie było wątpliwości, kto odpowiada za nowy zakaz.
Co ciekawe, właścicielka z obawy przed włamaniem do kiosku, tuż przed jego wprowadzeniem zdecydowała na montaż krat. – To dla bezpieczeństwa, bo słyszałam jak klienci mówili o tym, że będą wyłamywać kraty, żeby dostać się do alkoholu. Wystraszyłam się, bo my wtedy nawet krat nie mieliśmy – mówi pani Adamczyk, która przyznaje, że ludzie, którzy odchodzą z powodu prohibicji reagują nerwowo. – Oni są naprawdę wściekli. A rano są tutaj już o pół do szóstej, muszą czekać, bo takie są teraz przepisy – dodaje.
Trochę spokojniej jest na stacji paliw Shell przy ul. Lubelskiej. Tu również jest nowa tablica informująca o nocnym zakazie, ale alkoholu nikt specjalnie nie chowa, ani nie zasłania. – W ciągu jednej nocy zdarza się kilku klientów, którzy chcą kupić jakiś trunek, ale tłumaczymy, że nie możemy go sprzedać. Niektórzy są zaskoczeni, ale rozumieją i odchodzą – mówi sprzedawca.
Jerzy Czajkowski ze sklepu przy ul. Sieroszewskiego decyzję radnych nazywa groteskową. – Moje zdanie jest takie, że oni chcieli się koniecznie czymś wykazać i wymyślili sobie tę prohibicję. To bez sensu, bo ktoś, kto zechce kupić alkohol, kupi go w innym miejscu. W skali całego miasta, te kilka punktów to jest nic. Ale uderzyli w nas i ja teraz nie wiem, czy przetrwamy – przyznaje właściciel "Alkoholi". – Muszę podliczyć pierwszy tydzień, ale ja tego biznesu dla idei prowadzić nie będę. Jeśli nie będe miał z tego korzyści, sklep zostanie zamknięty – dodaje.
Zdaniem Urszuli Adamczyk, noc przynosiła spory utarg, a po wprowadzeniu zakazu obroty mogą spaść nawet o kilkaset procent na dobę. – Rząd mówi, że będzie pomagał małym firmom, a od miasta rządzonego przez PiS otrzymujemy teraz taki cios. Nie rozumiem tego, bo kawałek dalej w klubach alkohol nadal się leje, im wolno go sprzedawać, a nam już nie – podsumowuje.
Niemal wszyscy właściciele całodobowych, które od paru dni są już jedynie sklepami do godz. 23 podkreślają swoją pozytywną rolę w pilnowaniu porządku.
– Mieliśmy tutaj na wszystko oko, gdy coś się działo, pierwsi dzwoniliśmy po policję. Teraz zamykamy sklep, włączamy alarm i niech się dzieje co chce – mówią zgodnie.
Set: Po raz pierwszy od dłuższego czasu dospałem się na maksa, dzięki czemu jestem bardzo przytomny i spokojny. Niedawno wyszedłem z około trzymiesięcznego okresu stanów o trwale obniżonym nastroju i nawrotu uzależnień. Teraz gdy już się ogarnąłem, nareszcie mogę znów tripować. W tym tripie chcę po raz pierwszy od dawna doświadczyć poziomu drugiego plateau oraz spróbować uchwycić wizuale na tym poziomie. Setting: Dawkę zjadam w domu i od razu wychodzę na pobliskie tereny nadrzeczne. Jest rano i jeden z cieplejszych dni w listopadzie.
"Plateau mi się zgubiło"
Substancja: DXM, z dwóch różnych ekstrakcji o różnej czystości ~415 mg = ~7.4mg/kg. Na pusty żołądek, bez tolerki, ostatni raz jednorazowe doświadczenie ponad 4 miesiące temu.
Świeżo po przeprowadzce na drugi koniec kraju. W trakcie nieco trudnej aklimatyzacji do nowego miejsca, w obcym mieście, z dala od praktycznie wszystkich bliskich mi osób. Po trzech tygodniach nieskutecznych prób zapoznania się z ludźmi z nowych studiów, nareszcie koleżanka z roku zorganizowała dużą domówkę, w trakcie której miał miejsce cały trip. To, że znalazłem się na imprezie będąc na grzybowej fazie, było spontaniczne i niezaplanowane. Tego samego dnia z Bieszczad wracał kumpel - D, z którym wcześniej miałem okazję jeść grzyby. Chcąc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu (spotkać się z D a jednocześnie nie ominąć imprezy) zgarnąłem go na domówkę do niejakiej M. Z D był również jego kolega, którego znałem z widzenia - W. Pod wpływem namowy D, zjedliśmy grzyby, które w założeniu miały nas puścić zanim pójdziemy do M. Stało się jednak inaczej.
Wprowadzenie: Niniejszy raport jest retrospekcją sięgającą ok. 3 lat wstecz. Po złotym okresie z psychodelikami trwającym dobrze ponad pół roku, podczas którego zaliczałem praktycznie same bardzo udane i zapadające w pamięć tripy, przyszedł czas na serię nieco gorszych podróży. TR opisuje pierwszy z serii już-nie-złotych psychodelicznych wypraw. Żadna z nich nie skończyła się bad tripem. Nie wspominam ich jako złych. Zwyczajnie nie były one najlepsze (w nie-eufemistycznym znaczeniu tego słowa).
Pozytywne nastawienie. Dobry humor. Duża łąka poza miastem. Razem z moim kumplem jako przewodnikiem.
Była to kolejna podróż z grzybami. Przygotowywałem się do niej psychicznie dość długi czas. W końcu nadszedł ten dzień. Poniedziałek – początek tygodnia, pogoda idealna, ciepło, lekki wiaterek. Razem z moim przyjacielem (nazwijmy go Zenek) postanowiłem udać się na oddaloną od miasta polankę gdzie panował cisza i spokój. Poza kilkoma traktorami w oddali nic nam nie przeszkadzało :)
Humor dobry, gotowy na pierwsze od 7 miesięcy doświadczenie z psychodelikami, jednak trochę zmęczony podróżą i głodny. | Impreza typu psytrance w Gdańsku.
Po kilku miesiącach uprawiania sajkoszamanizmu, postanowiłem dać sobie spokój. Zauważyłem, że to nie jedyna dobra ścieżka w życiu oraz, że pod pretekstem niszczenia swojego ego, budowałem je coraz to większe. Mimo to, po siedmiu miesiącach od ostatnich grzybów, postanowiłem spróbować DOCa - substancji, która obrosła w legendy.
T+0