– Zjawisko narkomanii dotyczy coraz szerszych kręgów młodzieży.
– Rzeczywiście, problem narasta. Wskazują na to badania i statystyki. Ale dobrze, że coraz bardziej otwarcie umiemy o tym rozmawiać – nie tylko w mediach, ale także w Kościele, w domu, szkole...
– Często słyszy się, że tak zwane miękkie narkotyki nie stanowią zagrożenia.
– To nieprawda. Obecnie zmienia się model narkomanii. Rzecz w tym, że młodzi ludzie często nie zaliczają marihuany i jej pochodnych do narkotyków. A sięganie po niegroźną z pozoru maryśkę
jest pomostem do korzystania z coraz silniejszych środków.
– Czasem słyszy się, że to bezrobocie, brak perspektyw pcha młodzież w objęcia nałogu.
– Nie można wszystkiego tłumaczyć i usprawiedliwiać sytuacją ekonomiczną, biedą.
– W życiu publicznym afera goni aferę. Może młodzież nie chce takiego świata, bez autorytetów, wartości. I ucieka od zakłamanej rzeczywistości właśnie w alkohol albo narkotyki.
– Nie dorabiałbym ideologii do zwykłej głupoty, nieodpowiedzialności, zbyt lekkiego traktowania życia. Powody uzależnień są na ogół prozaiczne, błahe – moda, presja rówieśników, nieumiejętność powiedzenia „nie”, chęć zaimponowania grupie. Ciekawość, szukanie nowych ekscytujących doświadczeń. Brak świadomości, że jest to droga donikąd.
– Z reguły problem zaczyna się w domu...
– Potwierdzają to moje rozmowy z osobami uzależnionymi. Przy czym nie chodzi tylko o rodziny określane jako patologiczne, dysfunkcyjne, zdemoralizowane. Narkotyki biorą także ludzie z tak zwanych dobrych domów.
– Czego w tych domach zabrakło?
– Matka i ojciec często nie mają czasu, aby porozmawiać z dzieckiem. Znajdują czas, gdy konieczne jest już leczenie. Może to dziwić, ale o kłopotach syna czy córki rodzice zwykle dowiadują się ostatni.
– Czy akcje profilaktyczne, informacyjne, uświadamiające mają sens?
– Nieraz nie widzimy efektów takich działań, a już na pewno trudno je zmierzyć. To jednak nie znaczy, że można siedzieć z założonymi rękami.
Komentarze