Czerwionka-leszczyny Rybnicka Prokuratura Rejonowa sporządziła akt oskarżenia przeciwko wychowawczyni jednej z klas Liceum Ogólnokształcącego w Czerwionce-Leszczynach. W pażdzierniku 2002 roku nauczycielka zorganizowała lekcję wychowawczą poświęconą problemowi narkotyków.
- Poprosiła uczniów, by przynieśli na lekcję materiały pomocnicze, ulotki i informacje. Licealiści twierdzą, że wychowawczyni, choć nie powiedziała tego wprost, zgodziła się również, by na lekcję przynieśą narkotyki - mówi Krzysztof Skiba, rybnicki prokurator, który prowadzi sprawę.
Debata o używkach odbyła się 16 pażdziernika 2002 roku. Uczniowie chcieli się wykazać, więc jak stwierdza prokurator, jeden z nich przyniósł na lekcję działkę marihuany, którą kupił za pośrednictwem szkolnej koleżanki. Pokazał wszystkim porcję "trawki".
- Ustaliliśmy, że nauczycielka wzięła narkotyk, powąchała, pokazała innym uczniom i oddała właścicielowi - dodaje Skiba. Prokuratura zarzuca podejrzanej podżeganie do posiadania narkotyków, czym przekroczyła swoje uprawnienia, i niedopełnienie obowiązku zatrzymania narkotyków lub skutecznego powiadomienia policji.
Nauczycielka nie przyznaje się do zarzucanych jej czynów. Zeznała w prokuraturze, że absolutnie nie chciała, aby uczniowie przynosili narkotyki do szkoły.
- Jaki miałabym w tym cel? - pyta wychowawczyni. - Oddałam chłopcu torebkę z zielem, bo byłam przekonana, że to nie są narkotyki, tylko jakiś żart z ich strony. Uczniowie śmiali się z tego podczas lekcji. Potem w zeznaniach również mówili, że sami nie wiedzą, co było w tej torebce - opowiada nauczycielka.
Wychowawczyni zeznała też, że po lekcji zawiadomiła o wszystkim dyrektora szkoły, a ten zaraz potem miał zatelefonowaą na komisariat w Czerwionce-Leszczynach. Policja nie potwierdza jednak, że tego dnia otrzymała zgłoszenie.
- To było ponad rok temu, dziś nie pamiętam już czy poszłam do dyrektora po lekcji czy póżniej. Wiem, że przy mnie dzwonił na policję - zapewnia podejrzana.
Wiesław Janiszewski, dyrektor Zespołu Szkół w Czerwionce-Leszczynach, również nie pamięta, czy wychowawczyni rzeczywiście przyszła do niego po lekcji czy w póżniejszym czasie. - Pamiętam tylko, że na pewno u mnie była i potem wykonałem telefon na komisariat - opowiada Janiszewski.
Komentarze