Zdominowany przez koalicję liberałów, socjalistów i Zielonych belgijski parlament przyjął w piątek ustawę, która odzwierciedla "holenderską" filozofię walki z narkomanią. Władze w Hadze jako pierwsze na świecie oddzieliły strategię walki z narkotykami "twardymi", takimi jak np. heroina, i "miękkimi", takimi jak marihuana. Chodzi o to, by coraz liczniejsi młodzi amatorzy "trawki" nie musieli jej kupować nielegalnie u tych, którzy mogą im zaoferować znacznie bardziej niebezpieczne narkotyki. Holendrzy twierdzą, że dzięki takiej polityce liczba trwale uzależnionych jest u nich obecnie mniejsza (1,7 promila ludności) niż we Francji, gdzie od lat represje za używanie wszystkich rodzajów narkotyków są bardzo ostre.
W Brukseli nie pojawią się jednak, jak nad kanałami Amsterdamu, "coffee shops", w których można wybrać i legalnie kupić różne odmiany marihuany. Nie będzie także można zalegalizować upraw konopi indyjskich na dużą skalę ani sieci dystrybucji marihuany. Belgijska policja powstrzyma się natomiast od karania osób, posiadających małą (na własne potrzeby) ilość "trawki", pod warunkiem, że nie znajdowali się w miejscach uczęszczanych przez młodzież: w szkole, klubie muzycznym, siłowni. Posiadacz narkotyku nie może także prowadzić samochodu ani zdradzać objawów trwałego uzależnienia i utraty samokontroli. W takim przypadku zostanie przymusowo skierowany na badania. Marihuany nie wolno także posiadać nieletnim.
Belgijscy eksperci wskazują, że nie ma dowodów, by palenie marihuany było bardziej szkodliwe od palenia tytoniu czy nadużywania alkoholu, których sprzedaż jest w Europie legalna. Śladami Belgii i Holandii może pójść, i zezwolić na posiadanie niewielkiej ilości marihuany, kilka innych krajów UE. Najbardziej skłania się ku temu Dania.
Belgia wcześniej zalegalizowała użycie w szpitalach substytutów narkotyków stosowanych w kuracjach odwykowych, które mogą także prowadzić do uzależnienia.
Jędrzej Bielecki z Brukseli
Komentarze