Mateusz W., tak jak pozostałe 2 kobiety, został zatrzymany w grudniu 2016 r., rozpracowany przez funkcjonariuszy z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku. „Król dopalaczy” i jego matka trafią przed wymiar sprawiedliwości.
Wspólnie z... matką i jeszcze jedną kobietą sprzedawał bufedron, petendron i inne „środki zastępcze” co najmniej 35 osobom w Gdańsku - twierdzi prokuratura, która ochrzczonemu przez media „królem dopalaczy” 27-letniemu Mateuszowi W. zarzuca przestępstwa zagrożone karą do 12 lat więzienia.
Gdańscy handlarze sprowadzili zagrożenie na klientów i utrzymywali się, sprzedając psychotropowe substancje, nie byli jednak klasycznymi dilerami narkotyków.
Tak uznali śledczy, od których wyraźnego stanowiska w tej sprawie domagał się sąd, raz już zwracając im akt oskarżenia. Wygląda na to, że finał na wokandzie znajdzie wreszcie sprawa, w której śledztwo zakończyło się przed niemal rokiem.
"Mateuszowi W., Alicji W. i Marii R. zarzucono popełnienie przestępstwa sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób poprzez wprowadzenie do obrotu szkodliwych dla zdrowia substancji, a z procederu uczynili sobie stałe źródło dochodu" - tłumaczy prokurator Mariusz Duszyński z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, który wskazuje, że mężczyzna podejrzany jest również o dwa inne przestępstwa.
Jak relacjonowali śledczy, w grudniu 2016 roku, w czasie przeszukań związanych z zatrzymaniem oskarżonej trójki, zabezpieczono 130 woreczków 4-CMC, ale też kominiarki, wytrychy, 7 telefonów komórkowych, 2 sztuki broni i wagi elektroniczne oraz pieniądze - łącznie ponad 800 tysięcy złotych, zabezpieczonych na poczet grożących kar.
Jednak akt oskarżenia nie od razu przekonał Sąd Okręgowy w Gdańsku, który nakazał prokuraturze jego uzupełnienie. Problemem okazała się ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii, a konkretnie - załącznik do tego dokumentu, zawierający regularnie wydłużaną o kolejne wprowadzone do obrotu dopalacze listę zakazanych substancji.
12 lat więzienia grozi 27-letniemu Mateuszowi W., jego 48-letniej matce Alicji i 24-letniej Marii R.
Prokuratura zarzuciła im sprowadzenie niebezpieczeństwa na klientów, którym sprzedać mieli psychotropowe substancje. Nie byli jednak zwykłymi dilerami narkotykowymi, przez co sprawa już raz wróciła do śledczych. Tym razem zajmie się nią sąd.
„Jak ustalono, działając wspólnie i w porozumieniu w różnym czasie, ale obejmującym okres co najmniej od lutego 2013 r. do grudnia 2016 r. w Gdańsku wprowadzali do obrotu szkodliwe dla zdrowa substancje, przede wszystkim 4-CMC, nazywane też klefedronem. W ten sposób sprowadzali niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia wielu osób, w tym małoletnich” - pisali śledczy w sierpniu 2017 roku w komunikacie o akcie oskarżenia w tej głośnej sprawie.
Pytana o nią prokurator Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, tłumaczyła, że odbiorcami sprzedawanego „towaru” było 35 osób: - Oskarżonym zarzucono popełnienie przestępstwa sprowadzenia niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia wielu osób poprzez wprowadzenie do obrotu szkodliwych dla zdrowia substancji w postaci: 4-CMC, bufedronu, petendronu, apinaca, 3-MMC, 4-FMC.
Wkrótce jednak pojawiły się kłopoty, o których w „Dzienniku Bałtyckim” jako pierwsi poinformowaliśmy pół roku temu.
"Sąd wskazał na braki postępowania i konieczność ustalenia przez oskarżyciela osób, którym sprzedano środki psychotropowe czy psychoaktyw-ne i jakie to były środki. Postanowienie jest prawomocne z dniem 13 grudnia. Sprawę zwrócono prokuraturze 15 grudnia" - tłumaczył nam wówczas sędzia Tomasz Adamski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gdańsku.
Dotarliśmy do jednoznacznej opinii eksperta od toksykologii z innego postępowania karnego, w której napisano, że: „brak jest [...] jakichkolwiek badań, które potwierdzałyby uzasadnione wykorzystanie 4-CMC do celów innych niż wprowadzenie w stan odurzenia”.
Jednak sprawa, jak usłyszeliśmy, została odesłana do uzupełnienia ze względu na fakt, że z dniem 1 lipca 2015 roku zmienił się załącznik do ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, gdy tymczasem handel psychotropami prowadzony przez zatrzymaną trójkę miał być rozpoczęty niemal 2,5 roku wcześniej i zakończony ponad 1,5 roku później.
- Do figurujących tam wcześniej substancji dopisano wówczas bufedron, petendron, apinaca, 3-MMC, 4-FMC, ale 4- CMC na listę nie trafił - tłumaczą śledczy. - Dlatego sąd dopytuje, które substancje oskarżeni mieli wprowadzać do obrotu przed połową 2015 roku, a które po. Chodzi o to, że kwalifikacja karna oraz ewentualne zagrożenie wyrokiem jest inne, kiedy mówimy o ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii, a inna, gdy chodzi o „sprowadzanie niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia” - słyszymy.
Według ustaleń prokuratury, trójka oskarżonych miała dostosowywać oferowany asortyment do zmian w prawie i uważać, by - w myśl przepisów - nie sprzedawać narkotyków. Zamiast tego oferować mieli wyłącznie tzw. dopalacze określane też jako środki zastępcze i nierzadko sprzedawane jako „odżywki dla roślin”, „dodatek do piasku dla kota” albo po prostu... „legalne narkotyki”. Najprawdopodobniej nie uchroni ich to jednak od surowej kary. Sprawa wróciła bowiem do sądu, który jak dotąd nie wyznaczył jednak terminu rozpoczęcia procesu.
"Mateuszowi W., Alicji W. i Marii R. zarzucono popełnienie przestępstwa sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób poprzez wprowadzenie do obrotu szkodliwych dla zdrowia substancji, a z procederu uczynili sobie stałe źródło dochodu. Ponadto Mateuszowi W. zarzucono posiadanie broni palnej bez zezwolenia oraz przygotowania do sfałszowania dokumentu" - relacjonuje prokurator Mariusz Duszyński z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, który wskazuje, że mężczyzna podejrzany jest również o dwa inne przestępstwa.
Wiadomo, że w początkowym okresie oskarżeni nie przyznawali się do popełnienia zarzucanych im czynów. Wyjaśnienia złożył wyłącznie Mateusz W. w zakresie zarzutu posiadania broni.
Mateusz W. i jego matka zostali początkowo tymczasowo aresztowani, jednak później areszt został zamieniony na dozór policji, zakaz opuszczania kraju oraz poręczenia majątkowe w kwotach odpowiednio 80 i 20 tysięcy złotych. Maria R. od razu dostała dozór policji, zakaz opuszczania kraju i poręczenie na kwotę 5 tys. zł.
Na poczet grożących im kar grzywny oraz przepadku korzyści osiągniętych z przestępstwa prokuratura dokonała zabezpieczenia majątkowego mienia Mateusza W. w kwocie ponad 800 tysięcy złotych i Alicji R. - na powyżej 30 tys. zł. Ustanowione zostały też dwie hipoteki przymusowe na należących do oskarżonych mieszkaniach, na kwoty 200 i 150 tys. zł.
Komentarze