17.06.2008

Urzędnicy federalni zapewniają, że robią wszystko, by przyspieszyć śledztwo w sprawie kanadyjskich członków załogi zatrzymanych w Republice Dominikany i sprowadzić och do domu najszybciej jak się da, jeśli żadne zarzuty nie zostaną im postawione. Chodzi o pięć osób zatrzymanych 5 kwietnia – dwóch pilotów, dwóch członków załogi i inżyniera obsługi – po tym jak załoga zgłosiła znalezienie nieznanej torby w kadłubie samolotu Pivot Airlines.
Urzędnicy federalni zapewniają, że robią wszystko, by przyspieszyć śledztwo w sprawie kanadyjskich członków załogi zatrzymanych w Republice Dominikany i sprowadzić och do domu najszybciej jak się da, jeśli żadne zarzuty nie zostaną im postawione. Chodzi o pięć osób zatrzymanych 5 kwietnia – dwóch pilotów, dwóch członków załogi i inżyniera obsługi – po tym jak załoga zgłosiła znalezienie nieznanej torby w kadłubie samolotu Pivot Airlines.
Dominikańskie służby antynakrotykowe opublikowały później nagranie, na którym twierdzą, że znalazły osiem toreb podróżnych wypakowanych łącznie 200 kilogramami kokainy.
Minister spraw zagranicznych Melanie Joly poruszyła sprawę kanadyjskiej załogi podczas Szczytu Ameryk w zeszłym tygodniu. Uzyskała wtedy zapewnienie, że sprawa będzie prowadzona zgodnie z prawem. Rzecznik pani minister oświadczył że udzielane jest wsparcie konsularne, rząd jest w kontakcie z rodzinami uwięzionych. Minister transportu Omar Alghabra powiedział później, że rząd robi co może.
Jeden z pilotów, kapitan Robert Di Venanzo, mówi (przez Zoom z niezidentyfikowanego miejsca w Republice Dominikany), że jest wdzięczny za podejmowane wysiłki, ale wygląda na to, że są niewystarczające. On i jego koledzy czekają w Republice Dominikany od sześciu tygodni i przeżywają koszmar za to, że zrobili to, co trzeba było. Znaleźli narkotyki i to zgłosili, nie pozwalając wwieźć tych substancji do Kanady.
Di Venanzo opowiada, że załoga została zakuta w kajdanki i przewieziona do miejscowego aresztu. Spędziła w więzieniu dziewięć dni. W celi oprócz nich znajdowało się 26 osób, Kanadyjczycy przez trzy dni nie dostawali jedzenia, a spać musieli na podłodze lub musieli stać. Współwięźniowie straszyli ich, że jeśli nie zadzwonią do bliskich i rodziny nie zapłacą za nich pieniędzy, to zostaną zabici. Warunki były nieludzkie. Któregoś razu przed ich celą położono martwe ciało i powiedziano im, że oni będą następni. To koszmar, mówi Di Venanzo, prosząc rząd o interwencję.
Po zwolnieniu z aresztu władze Republiki Dominikany nie pozwoliły Kanadyjczykom na powrót do kraju. Członkowie załogi nie byli do tej pory przesłuchiwani, nie usłyszeli zarzutów, ale nie mogą wyjechać dopóki śledztwo się nie skończy. 21 lipca czeka ich przesłuchanie w sądzie. Wtedy dominikański prokurator ma wnosić apelację w sprawie zwolnienia Kanadyjczyków za kaucją.
Pivot Airlines wyjaśnia, że załoga przyleciała do Punta Cana wieczorem 4 kwietnia innym lotem komercyjnym. Miała potem wrócić do Toronto 50-miejscowym odrzutowcem linii Pivot, który został wyczarterowany przez firmę z Alberty inwestująca na rynku nieruchomości. Samolot wylądował w Punta Cana w 31 marca i stał przez pięć dni w miejscu strzeżonym przez amerykańsą firmę. Oryginalna załoga linii Pivot wróciła do Kanady.
5 kwietnia mechanik dokonując przeglądu przed wylotem do Toronto i szukając przyczyny zauważonego problemu natknął się na czarną torbę w luku pod podłogą z przodu kadłuba. Załoga natychmiast kazała załodze wysiąść, zawiadomiła RCMP i miejscową policją. Di Venanzo mówi, że nikt nie wiedział, czy to ładunek wybuchowy, czy próba przemytu.
Po kilku godzinach służby dominikańskie wezwały załogę i na płycie lotniska pokazały jej torby z narkotykami, które ponoć wyciągnięto z samolotu.
Pivot Airlines zapewnia obecnie mieszkanie swojej załodze, ale miejsce pobytu Kanadyjczyków nie jest ujawnianie. Di Venanzo mówi, że on i jego koledzy czują się jak w areszcie domowym, nie mają dostępu do swoich paszportów, telefonów i znajdują się pod stałą obserwacją ochroniarzy.
CEO Pivot Airlines, Eric Edmondson, podziękował ministrom za pomoc, ale wciąż nalega na sprowadzenie załogi do kraju.
mieszkanie, pokój, przyciemnione światło, muzyczka (metal), godzina 20.
17.06.2008
Ogólnie spoko. Pozytywne nastawienie choć ogólnie w życiu strasznie chujowo.
Zaczęło się od tego, że w dniu wczorajszym miałem wielką ochotę na mefedron. Okazało się, że nie dało rady nic załatwić więc uwaliłem się Thiocodinem i piwem. Nie było źle ale nie było też dobrze. W nocy naszło mnie bardzo duże pocenie się. Może to jakaś reakcja choć nie sądzę bo ostatnio wiele rzeczy mieszam z alko.
Dziś siedziałem sobie spokojnie przed kompem, popijałem piwo, romyślałem. Nagle wpadła myś - zadzwonię do kumpla, może coś ma. Miał. Podjechał, dał. Jest dobrze.
Samotnie, w pokoju. Bardzo sprzyjający dzień i nastrój.
Mix rodem z fantastyki naukowej, tak ortograficznie... wróć- kosmicznie- naświetlający mózg cholerną psychodelą- i głupia odwaga, by go spróbować. Głupia, a może ciekawska- nieważne. Istotne jest to, że się zgodził(om) (Jestem bezpłciowe- fajny manewr zastosowany do zaniechania płci w którymś poprzednim raporcie- podchwytuję!)). Było to niczym wyjście samodzielnie w nocy z koszulką z napisem "Wierzę w Siebie" na bloki- te patologiczne dresiarnie ludzi noszących "Wierzę w kościół"- czyn heroiczny. Bo wiecie- oponent'y mają pałki i i liczą na udane napierdalanko. Ale...
super
Przeżycie to było naprawdę niesamowite... Znalazłem na ulicy paczkę tramadolu 200 mg retard. Napaliłem się na "opioidowy trip życia" i całkowicie zapomniałem o "padaczkogennym" działaniu tramadolu.
Tabletki kruszyłem, aby wchłaniały się szybciej. Najpierw zjadłem 800 mg, ponieważ miałem tolerancję na opioidy (kodeina poniżej 480 mg mnie nie robi, pomimo przerw i abstynencji).