Görlitzer Park w Berlinie. Nie przejdziesz tu pięciu metrów bez spotkania dilera narkotyków

Czy "park dilerów" to tylko miejska legenda? Rzeczywistość okazała się jeszcze bardziej zaskakująca.

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

WP Finanse
Mateusz Madejski

Komentarz [H]yperreala: 
Tekst stanowi przedruk z podanego źródła.

Odsłony

2130

Görlitzer Park - te dwa słowa kojarzą się każdemu berlińczykowi, a może i Niemcowi z jednym: handlem narkotykami. Odwiedziłem ten niesławny park, położony w sercu miasta, by sprawdzić, czy naprawdę masowo handluje się tu narkotykami. Zobaczyłem dilerów, ale też... rodziny z dziećmi i przedszkolne wycieczki.

Görlitzer Park, znany też w Niemczech "Görli", to wielka, zielona przestrzeń w berlińskim Kreuzbergu. Niegdyś była to niebezpieczna dzielnica imigrantów. Dziś to najmodniejsza, ale i najdroższa część Berlina. Sam park mało komu w niemieckiej stolicy kojarzy się zielenią. Raczej z marihuaną i innymi narkotykami.

Ale czy Görlitzer Park to naprawdę park dilerów? Czy narkotyki rzeczywiście są tam dla każdego na wyciągnięcie ręki? A może to po prostu miejska legenda? Postanowiłem to sprawdzić. Do parku nietrudno się dostać - wystarczy krótka przejażdżka metrem ze ścisłego centrum miasta. Wysiadam na stacji Görlitzer Bahnhof, która mieści się tuż przy parku.

Wychodzę z wagoniku metra i już podchodzi do mnie młody, modnie ubrany człowiek. - Do you need something? (Potrzebujesz czegoś?) - pyta uprzejmie, choć zdecydowanie. Odmawiam. Idę dalej. Zaczepiają mnie kolejni młodzi mężczyźni. Są już bardziej konkretni i pytają tylko: "Weed, weed?", próbując sprzedać mi marihuanę. Jestem zaskoczony, bo wraz ze mną po schodach schodzi grupka dzieci, prawdopodobnie w wieku przedszkolnym.

Idę dalej w kierunku parku. Znowu mnie ktoś zagaduje. Tym razem jednak postawiam, że spróbuję porozmawiać z dilerem.

Pytam, co sprzedaje, jednak diler nie podejmuje rozmowy tylko od razu podchodzi do parapetu przy pobliskiej kamienicy. Wyciąga nieduży pakunek i mówi, że mi sprzeda marihuanę. Moja odpowiedź "nie, dziękuję" go nie zadowala, ale też nie zniechęca. Gdy próbuję odejść, idzie za mną. - Something else? (Coś innego?) - wykrzykuje tylko.

Nie odpowiadam, ale on idzie za mną, ciągle wykrzykując coś w moim kierunku. Jest natarczywy, choć nie agresywny. Idzie za mną kilkaset metrów i jest tuż za mną, gdy wchodzę na teren parku. Tam rezygnuje z "pościgu", a mi się udaje zrobić zdjęcie, gdy idzie z powrotem w kierunku stacji metra.

Na miejscu widzę grupki osób, prawdopodobnie również dilerów. Podchodzę do nich - tym razem od razu zaznaczając, że jestem dziennikarzem. Rozmawiać nie chcą, o zdjęciach nie może być mowy. Znów - są stanowczy, ale nie agresywni.

"Najbezpieczniejsze miejsce w Berlinie"

Nie jest jednak tak, że park jest odwiedzany tylko przez dilerów i ich klientów. Widzę wiele osób - bawiące się licealistki, sporo rodzin z dziećmi. Początkowo mi trudno uwierzyć, że ktoś wybiera "park dilerów" na miejsce rodzinnego spaceru.

Podchodzę więc do jednej z rodzin. - Nie macie obaw, spacerując po takim miejscu? - pytam. Odpowiada młody ojciec. - Tu nie ma się czego bać, to najbezpieczniejsze miejsce w Berlinie - uśmiecha się. - Ale przecież jest tu mnóstwo dilerów - zauważam. - Mnóstwo? Jest środa, godzina 12:00. Prawie nikogo tu nie ma. Niech pan przyjdzie w okolicach 17:00, wtedy jest tu mnóstwo dilerów - dodaje mężczyzna, prowadzący wózek z dzieckiem.

Postanawiam, że sprawdzę, jak wygląda park w godzinach popołudniowych. Tymczasem wracam na stację metra i czeka mnie kolejne zaskoczenie. Gdy wchodzę po schodach, widzę grupkę młodych osób. Wszyscy skręcają jointy, nie przejmując się, że obok nich przechodzi mnóstwo osób, w tym dzieci.

Na miejsce wracam w okolicach 18:00. Rzeczywiście, park zapełnia się ludźmi. Jest młodzież na rowerach, dzieci, osoby starsze. Widzę dwie młode dziewczyny żonglujące maczugami. W tle jednak pojawia się jeszcze więcej grupek dilerów, a w moim kierunku znów padają pytania, czy czegoś nie potrzebuję.

Na terenie Görlitzer Park znajduje się basen i modna kawiarnia. Kupuję kawę i mam nadzieję, że uda mi się porozmawiać z kimś, kto pomoże mi zrozumieć fenomen tego miejsca. Bywalec parku zgadza się mi trochę poopowiadać. Mówi, że sytuacja jest wygodna i dla samych dilerów i dla miasta.

- Dilerzy mają gdzie handlować, miasto ma gwarancję, że handel nie wyleje się na inne rejony - wyjaśnia mi student z Niemiec. Pytam, czy na teren parku zagląda czasem policja. Wyjaśnia, że w samym parku to się raczej nie zdarza, choć policja często patroluje okolice stacji metra Görlitzer Bahnhof. Skąd pochodzą dilerzy? Zauważam, że najczęściej nie mówią po niemiecku, od razu próbują nawiązać kontakt w języku angielskim.

Mój rozmówca wskazuje, że dilerzy pochodzą w większości z krajów afrykańskich, rzadziej z Azji czy z państwa bałkańskich. Jego zdaniem jednak dilerzy często się zmieniają i niewielu z nich pojawia się w tym miejscu dłużej niż tydzień czy dwa.

Bywalec parku sugeruje, że berlińskie władze patrzą na problem przez palce. A jak jest oficjalnie?

W kwietniu 2015 r. próbowano wprowadzić politykę "zero tolerancji" dla handlu narkotykami w tym miejscu. Pojawiały się patrole, wycięto nawet część krzewów i żywopłotów, bo za nimi chowali się handlarze. Po dwóch latach jednak zaczęły się pojawiać głosy, że "polityka zero tolerancji przynosi zerowy efekt". W efekcie, jak donosiły niemieckie media, lokalne władze zmieniły taktykę. Dzisiaj pozwalają na posiadanie do 15 gram marihuany. Dotyczy to jednak tylko parku, a nie okolic czy stacji metra. A jednak i tam handel narkotykami ciągle kwitnie.

Oceń treść:

Average: 9 (1 vote)

Komentarze

seba gała (niezweryfikowany)

XD dziennikarzyna nie jest w stanie pojąć, jak w zachodnim kraju ludzie mogą kręcić blanty w miejscu publicznym. jednak cywilizacja jest nie do ogarnięcia mózgiem polaczka
seba gała (niezweryfikowany)

XD dziennikarzyna nie jest w stanie pojąć, jak w zachodnim kraju ludzie mogą kręcić blanty w miejscu publicznym. jednak cywilizacja jest nie do ogarnięcia mózgiem polaczka
Zajawki z NeuroGroove
  • 4-ACO-DMT
  • Pierwszy raz

Nastawienie raczej pozytywne, ogromna ciekawość i chęć przeżycia czegoś nowego. Podmiejski las w chłodny, kwietniowy dzień.

 Obudziłem się rano, wiedząc, że wreszcie spróbuje tryptaminy która czeka w moim pokoju już od miesiąca. Wczoraj umówiłem się z kumplem (nazwijmy go Jaś), że widzimy się po południu na jego osiedlu i wyruszamy w tripa. Nie byłem pewien czy się nie rozmyśli, w ostatnim czasie był dość labilny. Tak czy siak, ja byłem zdecydowany nawet na samotną podróż ;)

 

T~18.00

  • Etanol (alkohol)
  • Kofeina
  • LSD-25
  • Retrospekcja

Podróż z dwoma bliskimi przyjaciółmi i zarazem współlokatorami biorącymi kwas po raz pierwszy - S i P, słoneczny styczniowy dzień, obecny przez większość czasu opiekun - J (też współlokator). Dobre nastroje, długo wyczekiwany trip. Sporo zmian otoczenia - plaża w ciągu dnia, ulice miasta, blokowisko w nocy, mieszkanie kumpla, samochód, jeszcze raz plaża w nocy i na koniec nasze mieszkanie. Mieliśmy do dyspozycji także ostatnią już osobę z mieszkania - H, który podjął się roli kierowcy.

Trip opisywany po upływie długiego czasu. Podawane czasy są więc raczej orientacyjne. Podobnie jak z poprzednimi moimi TR - będzie długo i szczegółowo (tym razem naprawdę aż do przesady). Chcę spisać jak najwięcej z tego, co zapamiętałem. Rola którą staram się spełnić to raczej bycie dobrym kronikarzem niż gawędziarzem. Każdy kto nie poczuł się odstraszony powyższą zapowiedzią jest mile widziany w drugim akapicie, oraz każdym następnym.

  • LSD-25






Wstęp


Uważam się za dość uduchowioną osobę, zawsze też fascynowały mnie psychodeliki.

Niemal "od zawsze" chciałem spróbować kwasa, w międzyczasie miałem styczność z

zielskiem (miłe), amfetaminą (niezbyt miłe) i ecstasy (dość miłe). Ale tak naprawdę,

naczywaszy się trip reportów, zawsze czekałem na okazję, by zjeść kwarka. I mimo,

że wszyscy mówili mi, jak potężna to rzecz, nic, kompletnie nic nie mogło w pełni

przygotować mnie na to, co przeżyłem.

  • Kodeina
  • Pierwszy raz

Napalony na przeżycie inne niż znane mi już tabletki wróciłem pośpiesznie do domu i w pośpiechu zacząłem zabawę, piszę to w czasie teraźniejszym więc jestem bardzo podekscytowany

Zacznę od małego wprowadzenia, więc wiecie że w Stanach i ogólnie jest moda na kodeine,double cupy,dirty sprite itp. prawda? Ja jako doświadczony kodeiniarz biorący jednak tylko thiocodin poczułem wielką chęć skosztowania takiego "leana" no ale u nas w polsce niestety nie ma tego sławnego fioletowego syropu więc zadowoliłem się zwykłym syropem Thiocodin za 9.99zł 100ml.

randomness