"Jest tam wszystko, czego potrzeba prawdziwym facetom: pixy [tabletki ecstasy - przyp. red.], alkohol i łatwe panie" - napisał internauta o jednej z dyskotek w centrum Wrocławia. W piątek wieczorem do tego lokalu wkroczyło kilkudziesięciu policjantów. Zaczęli rewidować wszystkich bawiących się tam gości w poszukiwaniu narkotyków.
- Kilka miesięcy temu zatrzymaliśmy kobietę sprzedającą narkotyki właśnie w tym klubie - mówi policjant z sekcji do spraw narkotyków Komendy Miejskiej. - Trafiła do aresztu. Z tego, co mówiła na przesłuchaniach, wynikło, że musimy przeszukać klub. Mieliśmy nakaz prokuratorski. Weszliśmy w odblaskowych kamizelkach. Było pełne zaskoczenie. Niektórym udało się porzucić narkotyki. Jeden uciekł, ale zostawił kurtkę. W kieszeni były jego dokumenty i narkotyki.
Policja zapowiada, że podobne akcje będą organizowane częściej. Niekoniecznie przy okazji przeszukania zleconego przez prokuraturę. - Jeżeli mamy uzasadnione podejrzenie, że w jakimś miejscu sprzedaje się narkotyki, możemy wejść, wylegitymować i przeszukać znajdujące się tam osoby - tłumaczy mój rozmówca z Komendy Miejskiej.
- Będziecie wchodzić w każdy weekend?
- Nie mogę zdradzić.
- Czy wiecie, w których lokalach sprzedawane są narkotyki?
- Pomińmy to pytanie.
- Bardzo dobrze. Powinny być takie akcje - mówi właściciel lokalu na wrocławskiej starówce. - Mam nadzieję, że u mnie narkotyków nie ma. W całym klubie chyba ze dwadzieścia kamer zainstalowałem. Nie ma miejsca, które nie byłoby monitorowane. Poza tym u mnie gra się taki rodzaj muzyki, do którego narkotyki nie są potrzebne. Ale poprzednią knajpę, którą prowadziłem - tam graliśmy muzykę techno - narkotyki zmasakrowały.
- Mniej więcej po roku działalności gwałtownie spadły obroty - kontynuuje nasz rozmówca. - Nie wiedziałem, co się dzieje. W końcu firma padła. Dopiero potem dowiedziałem się, że wszystko przez narkotyki. Okazało się, że nawet ochroniarze "dilowali". A jak goście biorą narkotyki, to nic nie kupują - ani piwa, ani innych alkoholi. Wali się "speedy", pije wodę z kranu i idzie na parkiet. Teraz jestem na to bardzo wyczulony. Niech pan pójdzie do takiego X (wymienia nazwę znanej wrocławskiej dyskoteki). Tam sprzedają głównie wodę mineralną. Jestem pewien, że w tej knajpie sprzedawane są narkotyki. Albo Y (kolejna dyskoteka). Tu to barmani sprzedają. O tym wiem.
Nie wszyscy szefowie dyskotek są równie entuzjastycznie nastawieni do policyjnej akcji.
- To odstrasza gości - usłyszałem od jednego z managerów. - Ale z drugiej strony narkotyki to rzeczywiście problem.
- Dla mnie to chore - dodaje ktoś inny. - Niech pan sobie wyobrazi, że jest pan w dyskotece, a tu wchodzi policja i pana przeszukuje.
- To miejsce kiedyś słynęło z narkotyków - opowiada szef innego wrocławskiego lokalu. - Teraz chyba nie ma takiego problemu. Zainstalowaliśmy kamery i zatrudniliśmy specjalnego człowieka, tzw. port managera, który ma prawo nie wpuścić do lokalu podejrzanie wyglądających osób.
Przepisy nakładają na szefów klubów, pubów i dyskotek obowiązek informowania policji, jeżeli podejrzewają, że u nich sprzedawane są narkotyki. Za niedotrzymanie tego obowiązku grożą nawet dwa lata więzienia.
- W sekcji narkotyków pracuję trzeci rok - mówi policjant, który kierował "nalotem". - Nie przypominam sobie żebyśmy od szefa jakiegokolwiek lokalu dostali informację o narkotykach. Słyszymy za to, że bywają miejsca, w których prowadzący zabawę dyskdżokej pokazuje, u kogo można kupić "pixy", czyli tabletki ecstasy.
18-09-2003
Komentarze