25.03.2008
Zaproszenie na spotkanie z dr. Markiem Bachańskim i Dorotą Mirską-Królikowską poświęcone książce "Marek Bachański, doktor od spraw niemozliwych. Cała prawda o medycznej marihuanie". Data: 23.04.2017. Wstęp wolny.
Serdecznie zapraszamy na spotkanie z dr. Markiem Bachańskim i Dorotą Mirską-Królikowską poświęcone książce "Marek Bachański, doktor od spraw niemozliwych. Cała prawda o medycznej marihuanie". Wstęp wolny.
Marihuana medyczna to temat, który budzi skrajne emocje, dzieli społeczeństwo, media i ustawodawców. Rodzice chorych dzieci, dla których jedyną szansą na przeżycie są preparaty z konopi, i specjaliści tacy jak dr Marek Bachański, prof. Jerzy Vetulani, dr Jerzy Jarosz przekonują do jej legalizacji. Przeciwnicy obawiają się narkotycznej plagi… Co zawierają konopie, że leczą? Czy pacjent leczony marihuaną może się uzależnić? Czy zalegalizowanie medycznej marihuany może doprowadzić do rozwoju narkomanii?
Marek Bachański – pierwszy lekarz w Polsce, który zdecydował się leczyć dzieci chore na padaczkę oporną na leki preparatami z konopi. Został zwolniony z pracy i postawiony przed sądem, a potem oczyszczony z zarzutów. Bohater, którym stał się niejako mimo woli, opowiada o traumie, jaką przeżył w czasie procesu, a także o tym, dlaczego wciąż walczy o zalegalizowanie medycznej marihuany i skąd bierze siły do tej walki. Za nim murem stoją rodzice ciężko chorych dzieci, które leczy. Dla nich medyczna marihuana to jedyna szansa na godne życie.
"Pracując z tak ciężko chorymi pacjentami, człowiek uczy się trzymać emocje na wodzy, ale przyznam, że trzęsły mi się ręce, kiedy czytałem uniewinniające mnie orzeczenie. Bo oskarżenie, że krzywdziłem dzieci, które powierzono mojej opiece, że naraziłem je na „utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu, przez prowadzenie nielegalnego eksperymentu medycznego”, było najbardziej bolesne" – opowiada w rozmowie Marek Bachański i, powołując się na artykuł czwarty „Ustawy o zawodzie lekarza”, mówi – "lekarz ma nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek korzystać z aktualnej wiedzy medycznej, a więc między innymi używać leków, które są zarejestrowane w innym państwie europejskim. Jak miałem więc nie sięgnąć po nie, skoro wszystkie inne możliwości lecznicze w przypadku moich pacjentów zostały już wykorzystane? I wszystkie zawiodły!"
Bohaterami książki Doroty Mirskiej-Królikowskiej są również dzieci i rodzice, którzy zdecydowali się opowiedzieć o swojej walce z chorobą. Ich opowieści pełne są miłości i determinacji, ale także bezradności wobec ignorancji polityków, ludzkiej obojętności i agresji Najgorszym wrogiem człowieka jest ignorancja. Jak czegoś nie znasz, nie rozumiesz, to się tego boisz. A ze strachu przed nieznanym rodzi się agresja – mówi jedna z matek. Osamotnieni rodzice tworzą grupy wsparcia i fundacje – wśród swoich czują się wreszcie zrozumiani.
„Nikt, kto nie miał do czynienia z dzieckiem chorym na padaczkę lekooporną, nie jest w stanie wyobrazić sobie, z czym się ta choroba wiąże!” – przekonuje autorka i wspomina, jak wyglądał jej pierwszy kontakt z dotkniętym nią dzieckiem:
Gdy idę na pierwszy wywiad z mamą jednego z małych pacjentów doktora Bachańskiego, kupuję żelki i mały zestaw klocków. Można z nich zbudować ścigacz z „Gwiezdnych wojen”. Jestem przekonana, że każdy chłopczyk ucieszy się z takiego prezentu. Wchodzę do pokoju, gdzie Krzyś ćwiczy wytrwale z panią rehabilitantką. Wielkie oczy, śliczny uśmiech. Po dłuższej chwili orientuję się jednak, że pod ubraniem ukryta jest rurka tracheostomijna, dzięki której można oczyścić drogi oddechowe, a do brzuszka prowadzi druga, którą Krzyś jest odżywiany. Zawstydzona, nawet nie wyciągam żelków ani klocków…
Czym innym jest wiedzieć o chorobie, a czym innym – być świadkiem ataków, a niektóre dzieci mają ich po kilkaset w ciągu dnia. Tyle, że nie są w stanie się rozwijać: nie jedzą samodzielnie, nie uczą się mówić, chodzić, nie nawiązują nawet kontaktu wzrokowego… leżą i drgają, jak pięcioletni Maks. Prawie nie spaliśmy niemal przez pięć lat, bo przecież te ataki zdarzały się także w nocy – to opowieść jego rodziców. – Zresztą baliśmy się zasnąć, słuchaliśmy jego oddechu. Jeździliśmy z nim od lekarza do lekarza. Żadne terapie, żadne leki nie pomagały.
"Każdy dzień w naszej rodzinie był podporządkowany chorobie Oli" – opowiada Paulina Janowicz. – "Zamiast pierwszej zabawki zrobiłam jej specjalne plansze stymulujące rozwój wzroku. Zamiast kolorowej zabawki na pierwsze urodziny kupiliśmy jej łóżko wodne, które miało koić jej spięte ciałko. Zamiast bucików do stawiania pierwszych kroków dostała ortopedyczne łuski. Zamiast roweru kupiliśmy jej pionizator."
To właśnie ona, po śmierci Oli, która zmarła nie doczekawszy się na legalnie sprowadzony lek, stała się jedną z tak zwanych „matek medycznej marihuany” i podjęła się walczyć do upadłego, by inne dzieci mogły być leczone zgodnie z prawem i żyć. Na jednym z posiedzeń sejmu pokazała film: Widać na nim drobną dziewczynkę podczas ataku padaczki. To córeczka Pauliny, Ola. Atak trwa i trwa, wszyscy mamy wrażenie, że nigdy się nie skończy. Nienaturalnie wygięte, drgające dziecko sinieje, dławi się, walczy o każdy oddech… I choć wśród polityków zapanowało poruszenie, jedni spuszczali głowy, inni mieli łzy w oczach, ale żadne wiążące decyzje legalizujące leki z konopi nie zostały dotąd podjęte…
W książce "Marek Bachański, doktor od spraw niemożliwych. Cała prawda o leczeniu marihuaną" oprócz świadectw rodziców i lekarza znalazło się wiele cennych informacji na temat samych konopi i ich właściwości leczniczych, a także leczenia. Wszak, jak pisze w posłowiu prof. Vetulani, preparaty z konopi miały ugruntowaną pozycję jako leki już w czasach czasów starożytnych. Na przełomie XIX i XX wieku były oficjalnie używane w medycynie.
noc, przed kompem, cicho, spokojnie, milo... Babcia w domu, dnia poprzedniego poleciałem z 900mg, a jeszcze wcześniejszego z 675mg, a jeszcze wcześniejszego 450mg Nastawienie zajebiste (jak zawsze)
25.03.2008
Substancja: tramadol
Sposób zażycia: dożylnie
Doświadczenie w opioidach: kodeina, tramadol, fentanyl, opium, loperamid
Postanowilismy załadowac w trzy osoby. Ja, mój stary, dobry kumpel i trzeci, który już używał tramadolu w ten sposób. Do odkażania wszystkich rzeczy niezbędnych przy przygotowaniu iniekcji używalismy wódki marki Absolwent. Najpierw załadowal sobie kumpel z doświadczeniem w iniekcjach dożylnych. Następnie, idąc za przykładem, wstrzykiwałem ja.
Nastawienie: Bardzo złe, Czas: późne popołudnie (przy pierwszej dawce), Otoczenie - szpital psychiatryczny
Ostatnio wylądowałem w psychiatryku i nadal w nim jestem. Byłem przypięty w pasach przez 5 całych dni. Relanium dostaję 3 razy dziennie, domięśniowo (czyli w dupę XD).
Do tej pory dostałem 22 zastrzyki po 10mg, czyli 220mg w przeciągu właśnie tych niecałych 5 dni (dostaję dwa zastrzyki po 10mg równocześnie). W tym momencie, kiedy to piszę, będzie dawka popołudniowa moich leków (tych leczących) i znowu szpryca w dupsko.
Nie mam pojęcia, przez jaki czas będą mi jeszcze podawać ten diazepam... Czuję się trochę dziwnie, ciężko to opisać, ale się postaram.
DOŚWIADCZENIE:
Alkohol, nikotyna, Kodeina, Metkatynon, Diazepam, Dekstrometorfan, Zolpidem, Gałka, Pseudoefedryna, MDPV, 4-HO-MET (pierwszy raz).
SET & SETTING:
Od czasu kiedy dostałem paczkę z pierwszym RC, do czasu iniekcji minęło około dwóch tygodni.
Fetysz igieł i iniekcji sprawił, że bez zastanowienia będzie to droga administracji dla nowej substancji.
12,5mg, rozpuszczone w 0,9ml wody czekało na podanie w udo, w strzykawce tuberkulinowej Romeda, zakończonej krystalicznie niebieską igłą 0,6x25mm...