Będzie to dość osobiste, jeśli ktoś nie lubi lekko smętnego, za przeproszeniem, pierdolenia, niech sobie odpuści.
(Po 21 piszę czas "na oko", miejsca i osoby pamiętam, gorzej z chronologią i umiejscowieniem w czasie)
Dwie szesnastolatki przyłapane na braniu narkotyków w dalszym ciągu uczęszczają do szkoły z której je wyrzucono!
Feralnego dnia, w ostatni piątek listopada, nic nie wskazywało, żeby w śremskim Zespole Szkół Rolniczych miało dojść do czegoś wyjątkowego. Dzień jak dzień. Lekcje, przerwy, gwar, ot zwyczajne szkolne przedpołudnie. Bomba wybuchła około dziesiątej. Do gabinetu wicedyrektora, Anny Jankowiak, weszły uczennice jednej ze starszych klas i poinformowały, że w ubikacji dwie dziewczyny wciągają amfetaminę.
- Byłam kompletnie zaskoczona. To było coś tak niespodziewanego, że nawet dziś trudno opisać co czułam w tym momencie - wspomina Anna Jankowiak. Sprawę potraktowała jednak jako bardzo poważną i postanowiła działać. Zanim jednak cokolwiek można było zrobić, trzeba było najpierw znaleźć winowajczynie, tych zaś już w ubikacji nie było.
Zgłaszające zdarzenie uczennice nie znały dziewczyn przyłapanych przez nie na wciąganiu narkotyku. Wnioskowały stąd, że muszą to być pierwszoklasistki. Na podstawie zaprezentowanych im fotografii pochodzących ze szkolnych dokumentów w krótkim czasie wskazały dwie nastolatki. Te wezwane do gabinetu dyrektor oczywiście do niczego się nie przyznawały.
Anna Jankowiak natychmiast wezwała rodziców. Matki oskarżonych pojawiły się bardzo szybko. Sytuacja była mocno skomplikowana, bo przed obliczem dyrektor stanęły dwie szesnastolatki, oskarżone przez starsze koleżanki o branie w szkole narkotyków. Wezwane zdecydowanie zaprzeczały wszystkim oskarżeniom, a matki też nie dawały wiary, temu, że ich córki mogłyby mieć jakikolwiek kontakt z narkotykami.
W tej sytuacji obecna podczas całego zajścia wychowawczyni i dyrektor zasugerowały, że skoro dziewczęta są niewinne, to najlepiej będzie jeśli się poddadzą testom na wykrywanie narkotyków. Matki zgodziły się właściwie bez wahania.
Jako, że w szkole testów nie ma, to ktoś pobiegł do apteki, by je kupić. W tym czasie dyrekcja szkoły skontaktowała się ze specjalistyczną placówką służby zdrowia w Poznaniu, by utwierdzić się w przekonaniu, że dostępne testy są wiarygodne. Specjaliści potwierdzili, że w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. Wreszcie nastolatki w towarzystwie matek i pedagogów udały się do ubikacji, by poddać się testowi, który polega na badaniu zawartości narkotyków w moczu. Wynik był jednoznaczny. Test potwierdził, że dziewczyny brały amfetaminę.
Jednak i to nie skłoniło dziewczyn do przyznania się do winy. Zaczęły twierdzić, że napiły się czegoś z butelki stojącej na parapecie ubikacji i być może... to właśnie do tej butelki ktoś wsypał narkotyk.
W międzyczasie w szkole pojawiła się wezwana policja. W obliczu funkcjonariuszy i bezwzględnego wyniku testów pierwszoklasistki przyznały się ostatecznie, że brały. Jednak tym razem stwierdziły, że wzięły poprzedniego dnia, a amfetaminę kupiły od nieznajomego człowieka w mieście.
W zaistniałej sytuacji na gronie pedagogicznym spoczął obowiązek podjęcia decyzji: co dalej z dziewczynami. - Z całą pewnością nie jesteśmy po to, by wyrzucać uczniów ze szkoły i w ten sposób niejako pozbywać się problemu. Jednak są sytuacje w których chcąc działać na rzecz kilkusetosobowej społeczności szkoły nie pozostaje nam nic innego jak sięgnięcie do najradykalniejszych środków zapisanych w regulaminie szkoły - mówi dyrektor zespołu szkół, Janusz Taciak - Przecież, gdybyśmy nie zareagowali stanowczo i zdecydowanie, to w każdym momencie moglibyśmy się spotkać ze słusznym zarzutem ze strony rodziców, że tolerujemy narkomanię na terenie szkoły i narażamy ich dzieci - dodaje dyrektor.
W tej sytuacji postanowiono zgłosić Radzie Pedagogicznej wniosek o wydalenie dziewczyn ze szkoły. Zanim jednak zebrała się Rada w szkole wśród uczniów przeprowadzono ankietę, w której między innymi zapytano, czy należy karać za narkotyki w szkole i czy usunięcie ze szkoły byłoby karą adekwatną w sytuacji gdyby uczeń brał w szkole. Na obydwa pytania społeczność uczniowska odpowiedziała zdecydowanie tak.
Dodatkowo sprawę konsultowano z samorządem uczniowskim. Tu również dziewczyny nie znalazły poparcia i samorząd nie dał im szansy w postaci poręczenia.
- To była chyba najtrudniejsza Rada Pedagogiczna w mojej prawie dwudziestopięcioletniej karierze - wspomina Janusz Taciak. Grono blisko czterdziestu nauczycieli debatowało ponad trzy godziny. Wzięto pod uwagę wszelkie możliwe za i przeciw. Wreszcie w tajnym głosowaniu przytłaczającą większością głosów podjęto decyzję o wydaleniu dziewczyn ze szkoły.
W miniony poniedziałek sprawa dwóch nastolatek trafiła do sądu dla nieletnich. Są oskarżone z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Zagrożenia wynikające z mocy tej ustawy, choć sięgają nawet trzech lat pozbawienia wolności, nie będą miały zastosowania wobec oskarżonych, bowiem te są nieletnie. Do swobodnej oceny sądu pozostanie też wiarygodność testów przeprowadzonych feralnego piątku w szkole. Tak stanowi prawo, nie określając jednoznacznie, czy taki test jest dowodem, czy nie.
Jednak w tym przypadku, wobec przyznania się dziewczyn do brania amfetaminy, werdykt sądu zdaje się być łatwy do przewidzenia.
Tymczasem decyzja Rady Pedagogicznej, choć oczywista i nieodwołalna, wcale nie jest taka prosta do wyegzekwowania. Jest to bowiem decyzja administracyjna i jako taka podlega zaskarżeniu do organu nadrzędnego, w tym przypadku do Kuratorium Oświaty. Na taki krok rodzice dziewczyn mają zgodnie z kodeksem postępowania administracyjnego czternaście dni. W tym czasie usunięte oficjalnie ze szkoły w dalszym ciągu do niej uczęszczają. Stan taki może potrwać dłużej, bo rodzice zapowiedzieli, że dowoływać się będą, a rozstrzygnięcie sprawy przez Kuratorium może potrwać kolejny miesiąc. Ile szczebli odwoławczych od decyzji Kuratorium pozostanie do ewentualnej dyspozycji niezadowolonych, trudno powiedzieć, choć z doświadczenia wiadomo, że częstokroć ostateczną instancją bywa trybunał w Strasburgu.
W Rzymie mawiano "dura lex, sed lex" co znaczy twarde prawo, ale prawo. W tym przypadku można powiedzieć "głupie prawo, ale prawo", bo wyrzucone ze szkoły, chodząc do niej w dalszym ciągu, stają się żywym dowodem bezkarności.
Chciałem aby ecstasy było czymś, co otworzy mnie na ludzi. Chęć otwarcia.
Będzie to dość osobiste, jeśli ktoś nie lubi lekko smętnego, za przeproszeniem, pierdolenia, niech sobie odpuści.
(Po 21 piszę czas "na oko", miejsca i osoby pamiętam, gorzej z chronologią i umiejscowieniem w czasie)
Meo Mipt: Set nastrój dobry, podniecony, brak złych myśli. Setting: dość kolorowy pokój i chwila w mieście. Grzyby: Set nastrój dobry, trip trochę nieoczekiwany. Setting: cały czas las.
Nie jest to zwykły TR. Zamieszczam tu historię bad tripa, oraz flashbacka który nastąpił miesiąc później pod działaniem łysiczek lancetowaych, których działanie też opiszę. Użyte imiona są fałszywe. Wszelka zbieżność przypadkowa. Nie myślałem o pisaniu trip raporta więc nie zwracałem uwagi na czas.
Witam.
Czytam hyperreala od 4 lat, ale po tym co zdarzyło się wczoraj postanowiłem wreszcie coś napisać.
Mam 23 lata i mniej więcej od 3 lat palę codziennie zielone. Jednakże od początku tego roku thc przestało mnie zadowalać. Zmulało mnie, chciało mi się spać, nie odczuwałem euforii tak jak wcześniej, podejrzewam, że dlatego, iż paliłem prawie grama dziennie.
Lepiej się nie da
Pełnia przyszła. Zawsze, gdy zbliża się pełnia, ciągnie mnie by przejść na drugą stronę. Splot niefortunnych zdarzeń sprawił, że ostatnią pełnię 2022 roku musiałem odpuścić. Nie ma jednak tego złego, pełni księżyca będzie jeszcze wiele w moim życiu i tak się złożyło, że przywitałem 2023 w blasku naszego naturalnego satelity. Coś w tym musi być.
Komentarze