Mitologia społecznego Tabu

Odmienne stany świadomości, kara śmierci, celibat, substancje psychodeliczne czy seks (...)

Tagi

Źródło

Piotr Lasoń, 1 styczeń 2000

Odsłony

1784

Odmienne stany świadomości, kara śmierci, celibat, substancje psychodeliczne czy seks, to niezawodne tematy rozlicznych dyskusji podejmowanych w debatach telewizyjnych, filmach ostrzegawczo - instruktażowych i podobnych wyrobach kultury masowej. Niesłabnąca popularność tzw. tematów tabu wynika z bardzo głębokich podziałów społecznych, na tych którzy są „za” i „przeciw”, podziałów generujących w trakcie dyskusji niespotykane ilości ciepła i adrenaliny. Zgodnie z zasadami dialektyki, można by po takiej dyskusji oczekiwać konstruktywnej syntezy. Nic z tego. Ktoś, kto jest przeciwko aborcji pozostanie przy swoim stanowisku, nie przekona się również osoby opowiadającej się za eutanazją. Gdzieś między tymi skrajnościami, jesteśmy my – rozsądni ludzie, dla których każdy temat jest wyzwaniem dla wydania obiektywnych osądów.

Cogito ergo sum?

Jak dobitnie pokazuje psychologia – rozsądek jest dziełem intelektu. Nie znaczy to oczywiście, że emocje należy włożyć między epokę kamienia łupanego i brązu. W wielu sytuacjach, między innymi takich, gdy grozi nam niebezpieczeństwo, musimy podjąć szybką decyzję lub wręcz zareagować automatycznie, emocje są naszym podstawowym narzędziem reakcji. Człowiek pozbawiony życia emocjonalnego to, posługując się terminem psychiatrii – psychopata lub jego niegroźna odmiana, czyli aleksytymik. Ciekawy, choć niezupełnie typowy, przykład psychopaty można było zobaczyć na filmie „American Psycho” – gdzie główny bohater był owszem, odporny na stres i lęk, ale całkowicie owładnięty innymi, bardzo ludzkimi emocjami. „Leksykon psychiatrii” podaje następujące kryteria tego zaburzenia: brak poczucia winy, wstydu i odpowiedzialności, nieadekwatne zachowania społeczne, nieumiejętność planowania odległych celów i przewidywania skutków własnego działania, autodestrukcyjny wzorzec życia, nierozróżnianie granicy między prawdą i kłamstwem. Niezbyt to zachęcająco brzmi, prawda? Również bez tzw. „inteligencji emocjonalnej”, jak uważa np. Stanley Greenspan („Rozwój umysłu”) dziecko nie jest w stanie wykształcić intelektu. Ukazane tutaj sytuacje bezsprzecznie wymagają interwencji emocji, błyskawicznie informujących nas o zagrożeniach i upodobaniach, zachęcających do działania, umożliwiających uczenie się i odczytywanie nastrojów innych ludzi. Mimo to, w zakresie wielu innych sytuacji, rozgrywających się na wyższym poziomie abstrakcji i złożoności, emocje nie tylko nie pomagają, ale wręcz przeszkadzają. Ich zadanie sprowadza się do wstępnej i spłyconej oceny sytuacji, co jest logiczne bo nie możemy wymagać jednocześnie precyzji i szybkości reakcji. Układ emocjonalny wyłania z sytuacji cechę dominującą i interpretuje ją na swój sposób. Obrazuje to nieśmiertelna scena, przewijająca się w westernach, horrorach i kryminałach: pan i pani ścigają innego pana. W pogoni gubią się i spotykają ponownie w ciemnym korytarzu. Pan natychmiast wyciąga broń i...oddaje strzał lub reflektuje się. Wstyd powiedzieć, ale w sytuacjach zagrożenia, nawet jeśli jest ono odroczone w czasie i niematerialne, najczęściej „oddajemy strzał”. Widać to dobrze w dyskusjach polityków, laików i specjalistów. Wszyscy oni przychodzą do studia z pewnym poglądem i nastawieniem. W takich dyskusjach lęk miesza się z pobudzeniem potencjalnego zwycięzcy. Emocje całkowicie wyłączają konstruktywne myślenie: przecież, aby rozważyć inny punkt widzenia, należy zwątpić w aktualny, to oznacza przyznanie się względem siebie i innych do błędu, błąd prowadzi do lęku a lęk do wycofania się z sytuacji. Reakcja obronna, przeciwko rozsądnym faktom strony przeciwnej, obniżającym naszą pewność to „oddanie strzału” – atak personalny lub powtórzenie swojego stanowiska. Im bardziej kwestia jest istotna, tym mniej obiektywna dyskusja. Emocje spłycają sytuacje do zero-jedynkowej alternatywy, „mam rację” lub „nie mam racji”, uogólniają (negatywne bądź pozytywne) znaczenie jednego faktu na całość, co w kwestiach filozoficzno – moralnych jest całkowicie chybionym podejściem. Na szczęście obserwatorzy takich dyskusji, jako że mniej zaangażowani emocjonalnie, nie mający podstaw do obaw są bardziej skłonni zmieniać swoje poglądy niż jej uczestnicy.

Emocje nie są jedyną przeszkodą na drodze do większego obiektywizmu. Nawet jeśli ktoś myśli chłodno, wieloaspektowo i racjonalnie podatny jest na uleganie rozmaitym złudzeniom poznawczym, czyli takim, które generowane są de facto w sferze intelektu. Najbardziej znanym chyba złudzeniem tego typu są efekty świeżości i pierwszeństwa. Efekt świeżości polega na lepszym zapamiętaniu i przemyśleniu argumentów prezentowanych jako ostatnie w dyskusji, natomiast efekt pierwszeństwa oznacza przeciwną tendencję. Zależnie od sytuacji ujawnić się może jeden z nich lub oba, co doprowadza do sytuacji, że słyszymy, rozumiemy i analizujemy tylko to, co było na początku i na końcu. W przypadku, gdy na koniec dyskusji planowane jest podsumowanie można skorzystać z rady psychologa Tadeusza Tyszki. Mając do wyboru przemawianie jako pierwszy lub drugi w debacie nad kontrowersyjną kwestią, należy ustalić, jak blisko siebie będą przemówienia i kiedy ma się odbyć głosowanie. Gdy argumentacja przeciwna będzie następowała natychmiast, a głosowanie będzie oddalone w czasie, lepiej wystąpić jako pierwszy mówca. Gdy argumentacja przeciwna będzie oddalona w czasie, a głosowanie nastąpi natychmiast po drugim wystąpieniu, lepiej wystąpić jako drugi mówca. Bardziej wyrafinowani stratedzy dyskusji, chcąc wykorzystać oba efekty, mówią pierwsi i jako ostatni zabierają głos, w sposób dobitny akcentując swoje racje. Stratedzy o których mowa stosują również szereg innych, bardzo przemyślnych metod – odsyłam do książki „Psychomanipulacje” Tomasza Witkowskiego. Autor przytacza w niej historię swojego znajomego, który chcąc sprzedać mieszkanie skorzystał z usług pośrednika. Ten w niecny sposób wykorzystał swojego klienta, zawyżając cenę mało atrakcyjnego mieszkania, traktował je jako pierwszy przystanek dla osób chcących nabyć mieszkanie. Następne w kolejności, choć zupełnie przeciętne wydawało się takiemu klientowi bardziej atrakcyjne. W rezultacie sprzedawały się wszystkie mieszkania, tylko nie to, którego chciał się pozbyć ów człowiek. Złudzeń ściśle poznawczych można by wyliczać bez liku. Jedne są przedmiotem celowej manipulacji, inne pojawiają bo człowiek jest poznawczo ograniczony. Aby zilustrować jak bardzo podam przykład paradoksu. Wyobraźmy sobie, że w pewnym małym miasteczku wybucha epidemia. Sytuacja jest bardzo poważna, ale sztab specjalistów orzeka, że mamy wybór, możemy coś w tej sprawie zrobić. Opcja A – 200 osób z 600 zostanie na pewno uratowanych, Opcja B – prawdopodobieństwo 1/3 uratowania wszystkich i 2/3 nie uratowania nikogo. Studenci, którym prezentowano program A i B zwalczania epidemii, najczęściej wybierali scenariusz A, pomimo że w B przy odrobinie szczęścia mogli uratować wszystkich. Jeśli jednak te same scenariusze zapisze się w inny sposób: A - umiera 400 osób na pewno z 600 (wcześniej 200 na pewno uratujemy) i alternatywny scenariusz B wówczas wybierano program drugi - mimo, że zmieniło się jedynie jego sformułowanie a nie treść problemu.

Ograniczenia w zakresie emocji i poznania, nie ułatwiają podejmowania i tak już trudnych decyzji. Może więc ich nie podejmować, zostawiając te kwestie innym? Niech oni się martwią, zastanawiają nad racjonalnością i własną odpowiedzialnością. Kierując się takim tokiem rozumowania, pozostając przy zasłyszanych gdzieś, bezpiecznych poglądach wspótworzymy Mitologię Społecznego Tabu.

Problemy Tabu

Przyjrzyjmy się kilku, wybranym problemom, które ekscytują chyba każdego, niezależnie od wieku i orientacji. Zaznaczam, iż prezentowane tutaj tematy tabu i ich interpretacje nie są w żadnym wypadku stanowiskiem redakcji, ani też próbą propagowania tych idei. Stanowią luźny zlepek argumentów zasłyszanych na sieci i przemyślanych przez autora. Są one skrajne po to, aby sprowokować pewne reakcje Czytelników i wyjaśnić na koniec, skąd bierze się zjawisko Tabu. A o reakcjach Czytelnika w dalszej kolejności.

Oczywistą cechą umysłu człowieka, podobnie jak każdego procesora informacji, jest to, iż nie przetwarza i nie ocenia on danych, których nie ma. Brak informacji, która powinna się pojawić w danej sytuacji, jest jednak również informacją, gdyż na przykład pozwala na ocenę częstości występowania zdarzeń. Pomijanie tego powoduje skłonność do przeceniania faktów lub działań, a dewaluacji tych które się nie pojawiły, choć powinny były. Wyjaśnię to na przykładzie. Oceniając dany czyn jesteśmy w stanie surowiej potraktować kogoś kto coś zrobił i tym spowodował skutek (zdarzenie A), niż tego, który nic nie zrobił a w efekcie czego również wydarzyło się zdarzenie A. Wydaje się to przynajmniej w niektórych przypadkach pozbawione sensu - jeśli bowiem ktoś, działając w dobrej wierze, popełnił błąd, nie istnieje powód dla którego miałby być ukarany bardziej niż osoba, która nic nie zrobiła aby zapobiec tragedii. (Oczywiście od tej generalnej reguły istnieją wyjątki - np. kierowca który zbiegł z miejsca wypadku, jest winny zabójstwa, natomiast nie jest winny kierowca nieskutecznie ratujący życie potrąconej osobie). Z tego płynie jeden wniosek – mając wybór między mniejszym i większym złem, wolimy nie działać, by uniknąć osądzania.

Przykładem zaczerpniętym z życia, może być reakcja części opinii publicznej na konflikt w Kosowie. Przypuszczalnie przesłanką leżącą u podstaw krytyki polityki prezydenta Clintona było przekonanie, że bardziej etyczne i humanitarne jest nie podjęcie działania (tym samym przyzwolenie na ludobójstwo), niż podjęcie akcji ofensywnej. Ale przecież wyrażając zgodę na ludobójstwo, tak naprawdę działamy w sposób bierny (?), ponosząc odpowiedzialności za śmierć cywilów. Nie podjęcie próby ratowania czyjegoś życia i zabójstwo, sprowadzają się do tego samego efektu. Nasuwa się przy tej okazji dyskusja nad dylematem, przed którym stanął jeden z angielskich sądów, mający orzec o separacji bliźniąt syjamskich, w wyniku której jedno miało przeżyć (w przypadku nie przeprowadzenia operacji żadne z bliźniąt nie przeżyłoby). Sprawa trafiła do sądu na początku czerwca 2000 roku, gdyż rodzice sprzeciwili się orzeczeniu o separacji ich dzieci, podjętym przez lekarzy, tłumacząc swoją decyzję powinnościami względem wyznawanej religii. Dylematy rodziców i sędziego, choć faktycznie trudne moralnie, można uprościć inaczej formułując problem decyzyjny i w sposób przystępny przedstawiając to w mediach. Obecnie już wiadomo że zdaniem sądu wyższej instancji rodzice nie mają prawa skazać jednego z ich dzieci na śmierć, co byłoby skutkiem nie podjęcia decyzji o separacji bliźniąt. Czy cel uświęca środki, czy można zabijać, by inni mogli żyć? Na oba pytania historia wielokrotnie odpowiedziała twierdząco, ale jak jest naprawdę każdy powinien udzielić sobie odpowiedzi.

Przyjrzyjmy się trzem innym, skrajnym poglądom i zastanówmy się jakie reakcje w nas wywołują. Załóżmy, że ktoś jest przeciwny ograniczaniu wolności do działania jednostki w kwestiach dotyczących wyłącznie jej samej. Jeśli ktoś np. świadomie podejmuje decyzje o odebraniu sobie życia, to można wyłącznie próbować mu to wyperswadować, natomiast nie wolno mu tego zabronić. Cóż, danie człowiekowi „wolnej ręki”, o ile nie podniesie jej na bliźniego wydaje się dość rozsądne. Jest to poniekąd zgodne z zasadami wiary chrześcijańskiej. Motywem przewodnim jest w Biblii wolny wybór pomiędzy złem a dobrem. Wybór „dobry” narzucony z góry, poprzez stosowanie przymusu jest pusty moralnie i etycznie. Skoro naprawdę liczy się intencja, to hipokryzją jest cenzurowanie czynów – mówi zwolennik poglądu „prywatnej wolności”. Jakie są nasze odczucia, gdy zdajemy sobie sprawę, że stanowisko to dotyka następujących kwestii: wolności, autorytetu i władz oraz życia i śmierci.

Posłuchamy teraz stanowiska zwolennika „narkotyków miękkich”, który w zasadzie podziela poglądy poprzedniego pana, ale przyjmuje intelektualną linię obrony, nie odwołując się do praw objawionych, czy ukrytych. Uważa on, że narkotyki to kwestia wieloaspektowa błędnie spłycana przez przeciwników używek. Otóż umieszczają oni w jednej kategorii, obok siebie, używki w rodzaju heroiny, LSD, marihuany, mimo, że środki te powodują krańcowo różne efekty. Samo to w sobie jest niedopuszczalne i prowadzi do błędnych konkluzji, a ponadto jest hipokryzją, gdyż na podobnej zasadzie można włączyć do kategorii narkotyków, o ile stosuje się tak luźne kryteria, alkohol, papierosy oraz kawę. Aby sprawiedliwości stało się zadość te ostatnie również należałoby zakazać. Przecież wszystkie wymienione substancje wpływają na stan świadomości. Ten tok myślenia wyraźnie prowadzi do absurdu. Alternatywą jest przedyskutowanie szkodliwości społecznej poszczególnych środków niezależnie od siebie. Prawie każdy psycholog zgodzi się, że największą plagą społeczną jest alkoholizm – degraduje rodziny, prowadzi do morderstw, napadów, rozbojów. Ponieważ spożycie alkoholu ogranicza wolność innych jednostek, to właśnie alkoholizm należałoby ograniczyć (nie przez prohibicję, lecz np. poprzez zakaz reklam produktów pseudo – alkoholowych). Alkohol można skontrastować z marihuaną, która wg. raportów specjalnych i artykułów zamieszczanych w prestiżowych pismach naukowych jest mniej szkodliwa od papierosów. Mnie osobiście nigdy nie zdarzyło się doświadczyć czyjejś agresji w efekcie działania THC, a jego mekka, Holandia jest przykładem, że społeczeństwo może funkcjonować i rozwijać się w warunkach swobody. Jednakże w naszym społeczeństwie picie alkoholu jest przejawem siły i męskości, wręcz niezbędnym atrybutem współczesnego mężczyzny, zaś zażywanie narkotyków, niezależnie od motywacji, jest uznawane za przejaw słabości. Przedstawiona wcześniej argumentacja wydaje się bez zarzutu, ale wciąż nie uzyskujemy odpowiedzi na pytanie: zalegalizować narkotyki, czy zdelegalizować wszystkie używki. Z całą pewnością na to pytanie powinni udzielić specjaliści, a nie społeczeństwo czy politycy. Póki co jesteśmy skazani na reklamy piwa „bezalkoholowego”, poradniki leczenia kaca i rozpowszechnianie kultury picia w każdej sytuacji towarzyskiej.

Na koniec stanowisko osoby, która jest za karą śmierci w „wyjątkowych” przypadkach. Jaki jest według niego sens kary śmierci: otóż po pierwsze jest to przestroga dla innych, po drugie kara śmierci chroni społeczeństwa przed przestępcą. Zgodnie z teorią umowy społecznej, egzekucja jest w pełni usprawiedliwiona i moralne, bo zbrodniarz na własne życzenie ustala nową umowę, wedle które można go potraktować tak jak on potraktował drugą osobę. Dowiadujemy się również, że alternatywą, złotym środkiem pomiędzy karą śmierci i długoletnim więzieniem są tortury. Mają one przewagę nad karą śmierci ponieważ, nie jest to wyjście ostateczne i jeśli ktoś został niewinnie skazany, można mu zadośćuczynić. Jeśli chodzi o długoletnie więzienie, to przewagą tortur jest bardziej skuteczna funkcja resocjalizacji. Więzienia, w szczególności z tv kablową, siłownią nie wywołują lęku u skazanych, czego dowodem są recydywiści. Tortury mogłyby wywołać strach przed popełnieniem przestępstwa. Działając strachem i bólem można uwarunkować człowieka (innym, lecz słabszym narzędziem jest wzmacnianie nagrodami pozytywnych działań). Kolejna zaleta: jest to rozwiązanie tańsze, a więc płaci tylko przestępca a nie społeczeństwo dopłacające do wieloletnich wyroków. Linia rozumowania i w tym przypadku wydaje się spójna. Coś jednak podpowiada nam, że tortury czy kara śmierci są rozwiązaniem zgoła średniowiecznym. Torturowanie człowieka byłoby przecież nieludzkie i niehumanitarne, a przecież każdy przestępca jest człowiekiem. Tu również ujawnia się w nas niechęć przed działaniem radykalnym i nie przebierającym w środkach. Mając za sobą konkretne studium przypadków, spróbujmy podejść do „Tabu” w sposób bardziej abstrakcyjny.

Blaski i cienie Tabu

Pojęcie wokół którego robimy tyle szumu, w języku Polinezyjczyków z wysp Tonga oznacza „święty” ale również „przeklęty”. J.Cook odkrył tę instytucję w roku 1771 podczas pobytu na tychże wyspach. Antropolodzy i religioznawcy ustalili, że pojęcie Tabu istniało w większości religii pierwotnych. Jak podaje Encyklopedia PWN, chodziło o zakaz kultowy kontaktu z określonymi przedmiotami, miejscami i osobami, jakoby wyposażonymi w moc (manę). Co więcej celem, zakazu Tabu było uchronienie człowieka przed szkodliwym wpływem owych obiektów mocy. Dociekliwym proponuję odnaleźć w literaturze wyjaśnienia słów „sacrum” i „totem”.

Jeśli więc potraktować dosłownie analogię Tabu pierwotnego i nowożytnego, dojść można do wniosku, że owo pomijanie milczeniem, unikanie pewnych tematów ma na celu ochronę człowieka przed ich zgubnym wpływem. Czyli tak naprawdę o pewnych sprawach się nie mówi otwarcie i nie myśli, bo może to wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Czy tak jest naprawdę, tzn. czy zgłębianie pewnych idei jest niekorzystne dla zdrowia lub jest to wręcz profanacja? Z całą pewnością światopogląd w którym miłość, współczucie czy wolna wola nie stanowią aksjomatów, lecz są naturalną konsekwencją ślepej ewolucji i pierwotnego egoizmu nie jest łatwy. Jak pisze Matt Ridley w „O pochodzeniu cnoty” studenci ekonomii, po wykładzie na temat wymiany społecznej oraz zachowań pseudo-altuistycznych stali się bardziej nastawieni na nieefektywną rywalizację niż ich koledzy pozbawieni tej wiedzy. Wynikało to oczywiście z kompletnego niezrozumienia danej im lekcji, co świadczy o tym że tego typu niełatwa wiedza może faktycznie wyrządzić więcej szkody niż pożytku. W innymi miejscu swojej doskonałej książki Ridley pisze „Im szczerzej odczuwasz współczucie wobec ludzi w niedoli, tym bardziej jesteś egoistyczny, kiedy przynosisz im ulgę w tej niedoli. Tylko ci, którzy dokonują dobrych uczynków z powodu chłodnych, niewzruszonych przekonań, są „prawdziwymi” altruistami”. Przedyskutujmy inną wersję - może jednak ochronna instytucja Tabu jest potrzebna, ale bardziej tym, którzy ją ustanawiają?

Odnieśmy się znów do zamierzchłych dziejów. Tabu mogło wówczas pełnić następujące funkcje instrumentalne: A) jeśli za obiektem Tabu nie stały żadne moce - sekta kapłanów próbowała, przy pomocy tej idei, utrzymać reżim, oczywiście dla dobra pozostałych członków społeczności. B) Jeśli moce te istniały, to tabu zapewne służyło do bezpiecznego czerpania korzyści z tych idei tylko wybranej grupie ludzi. Możliwe też, że obiekty Tabu otaczały prawdziwe Sacrum, czyli asa w rękawie danej instytucji (w Egipcie byłaby to wiedza astronomiczna posiadana przez kapłanów). Osobiście optuję za tą właśnie ewentualnością. Istotą współczesnego tabu jest przyjmowanie na wiarę tego, że dla własnego dobra należy się trzymać z daleka pewnych idei. Przyjmując za prawdziwe, poczynione wcześniej założenie, a mianowicie że o Tabu nie decydują względy humanitarne lecz instrumentalne, składamy w całość wszystkie elementy tej konspiracyjnej układanki. Rzeczywiście myślenie o czymś co jest logiczne i praktyczne, spowodowałoby nieodwracalne skutki w psychice „badacza” – stałby się on w efekcie mądrzejszy i sprytniejszy. Przeskakując z pozycji trybika na stanowisko użytkownika mógłby stać się groźny dla całego systemu. Nie od dziś wiadomo, że podstawą dobrobytu jednych jest niedola i ciężka praca drugich.

Zanim jednak obarczymy odpowiedzialnością za intelektualny zastój sąsiada, polityka czy księdza powinniśmy zastanowić się, czy my sami nie dokładamy cegiełki do murów Tabu? Myślę, że Tabu jest czymś w rodzaju mechanizmy obronnego, podobnego do Freudowskiego „wyparcia”. Pewne kwestie wydają się na tyle drażliwe, że wolimy je odsunąć od siebie. Wolimy nie prezentować poglądów sprzecznych z modą, ponieważ wiemy, że napotkamy na mur lub kontratak ze strony innych. Możliwe, że o Tabu każdy myśli, choć boi się powiedzieć. Wybierając konformizm nie bierzemy pod uwagę właśnie tej kwestii, że może tuż obok nas jest ktoś kto posiada podobne poglądy i chciałby się nimi podzielić.

Jestem przekonany, że myślenie o czymś co jest uznawane za Tabu, zadawanie sobie samemu pytania o słuszność niepisanego zakazu kontaktu z tym czymś, przynieść może więcej korzyści niż ignorowanie czy omijanie tematu (o ile mniej byłoby np. niechcianych ciąż, gdyby antykoncepcja nie była tematem Tabu). Eksplorowanie drażliwych tematów nie jest łatwe: emocje i intelekt skutecznie utrudniają nam to zadanie.

Wcześniej podane przykłady problemów Tabu miały na celu wzbudzenie reakcji obronnej przed ich zrozumieniem (niekoniecznie zmierzającym ku akceptacji). Odrzucając kolejne argumenty, zwracając szczególną uwagę na pojawiające się emocje, zadawajmy sobie pytanie, czy robimy to ponieważ tak jest łatwiej, czy tak jest słuszniej. Z reguły tematy tabu dotyczą kwestii wolności, radykalnych działań, śmierci, życia i autorytetu. To wszystko mamy na co dzień: w życiu, kinie, prasie. Unikanie konfrontacji jest więc niemożliwe. Jeśli coś jest złe, bądźmy świadomi dlaczego, jeśli jest dobre korzystajmy z tego. Choć wolność jest ciężarem, wielu oddaje życie, poświęca swój czas i pieniądze właśnie dla niej. Może więc warto, nawet jeśli przy okazji pozbawimy romantycznej otoczki uczucia wyższe takie jak miłość, czy altruizm?

Czas płynie, społeczeństwo się zmienia, a wraz z nim jego problemy. Tematy Tabu o których kiedyś obawiano się pisać, dzisiaj z różnych względów powszednieją. W nowym tysiącleciu życzyłbym sobie i innym, aby problemy śmierci, seksu i sacrum zostały rozwiązane i zaakceptowane jako naturalny element naszego człowieczeństwa.

Oceń treść:

0
Brak głosów
Zajawki z NeuroGroove
  • LSD-25

Nazwa substancji - LSD


poziom doświadczenia użytkownika – kilkakrotnie wczesniej


dawka – miało być x2 wyszło x1,5


"set & setting" – hehe troszke podjarany bo dawno nie miałem okazji ale ogólnie sam pozitiv

  • GBL (gamma-Butyrolakton)

To juz moj z kolei nasty raz dozowania GBL [lakton kwasu

gamma-hydroksymaslowego]
, ale opisze ten bo wzialem

to z paroma znajomymi a poza tym przez 10h nic nie jadlem, wiec dawki

przecietne dla mnie okazaly sie b. mocne w dzialaniu.

  • Piper methysticum (Kava kava)

Set & Setting: pusta kawalerka, trochę zmęczony po robocie.

Ilość: parę gram z wodą Kava Kavy.

Wiek: 34 lata, waga koło 100 kg.

Doświadczenie: marycha, amfetamina, Salvia divinorum i LSD.

  • Dekstrometorfan
  • Pozytywne przeżycie

Środek nocy; własny pokój; sam; chęć osiągnięcia dysocjacji; dobre samopoczucie, wypoczęty pomimo późnej pory; dzień spędzony w całości na prokrastynacji.

Około północy, leniwie oglądając filmiki w internecie, pomyślałem, 'czemu nie?'. Dzień miał się już ku końcowi, nie miałem żadnych planów na następnych kilka dni, a ostatnia paczka acodinu spoglądała na mnie z szuflady już od jakiegoś czasu. Sięgnąłem po nią, skoczyłem do kuchni po wodę i pięć minut później czekałem niecierpliwie na efekty. Niestety ten środek ładuje się dość długo, więc postanowiłem w tym czasie obejrzeć jakiś film. Specjalnie przygotowana na tą okazję luźna komedyjka wprawiała mnie w jeszcze bardziej pozytywny nastrój i odwracała uwagę od oczekiwania.

randomness