Pierwszy amerykański prezydent, George Washington, powiedział kiedyś, że śmierć jest "otchłanią, z której żadnemu z podróżników niedane jest powrócić". Nie miał jednak do czynienia z osobami wstrzykującymi sobie heroinę. Wielu z nich idzie przez życie, balansując na krawędzi śmierci, niektórzy zaś wskutek przedawkowania doświadczają upadku poza tę krawędź: przestają oddychać, ich twarze sinieją, a mięśnie okołoszczękowe sztywnieją w swoistej zapowiedzi rigor mortis. Ześlizgują się, unoszeni strumieniem, który płynie w jednym tylko kierunku. Nagle jednak zdarza się coś jak z filmu — ktoś wbija w ich ciało igłę, wstrzykując magiczny lek, który prowadzi ich z powrotem przez krawędź i znów zaczynają oddychać, by przeżyć – lub przećpać – kolejny dzień.
W Wielkiej Brytanii nalokson co roku przywraca do życia w setki osób. W Szkocji codziennie ratuje co najmniej pięć ofiar przedawkowania heroiny. Dane dla Anglii są niepełne, ponieważ – co powinno być powodem do wstydu — brak tu ogólnokrajowego programu naloksonowego, ale w London Ambulance Service powiedziano mi, że w ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy nalokson podano tam 1440 osobom. Oznacza to dla stolicy pięć osób dziennie, nie uwzględniając tych uratowanych przez pracowników terenowych i samych użytkowników heroiny, którzy na własną rękę również posługują się tym środkiem. W ubiegłym roku w Walii w ubiegłym roku, gdzie zestawy rozdawano ludziom, którzy pracują bądź mieszkają z osobami zażywającymi heroinę, odnotowywano dwa zdarzenia dziennie.
Ale jakie to właściwie uczucie — być przywróconym do życia? I co z ludźmi, którzy pod presją chwili ściągają heroinistów z powrotem, zanim przekroczą oni Styks?
Pamiętam zanurzanie w ciepłej otulinie — strefie komfortu – i to uczucie, że wszystko spada mi z barków, poczucie bycia wreszcie wolnym...
– opowiada były długoterminowy użytkownik heroiny Kevin Jaffray o chwili, gdy przedawkował kilka godzin po wyjściu z więzienia.
Myślę, że w jakiś sposób przybliża to doświadczenie faktycznego umierania, a jest to wrażenie ogromnej ulgi i krzepiące odczucie, które w jakiś sposób przesłania rzeczywistość i strach przed śmiercią.
Gdy jego ciało zaczęło się wyłączać — płuca przestały działać, a mózg obumierał z braku tlenu – ktoś wstrzyknął mu nalokson, a widmo Ponurego Żniwiarza zniknęło w oddali.
Powrót do świadomości jest okropny. Myślę, że tak musi czuć się królik w świetle reflektorów. Nie masz pojęcia, co się dzieje, jesteś zwykle otoczony tłumem obcych, ludzie w mundurach lub twoi kumple mówią ci, że byłeś trupem
- mówi Kevin, zajmujący się obecnie w Bedford w Angli edukacją w kwestii narkotyków jako konsultant i peer worker [osoba zajmująca się doradztwem w oparciu o własne doświadczenia życiowe, podobne do doświadczeń tych, którym pomaga – przyp. tłumacza].
Jesteś zdezorientowany, zmieszany, osłabiony i bardzo przestraszony. Najchętniej zanurzyłbyś się po prostu z powrotem w tym ochronnym kokonie, jaki daje heroina, chciałbyś żeby wszystko i wszyscy po prostu zniknęli. Każda część ciebie chce wstać i uciec, nie poddawać się, ale brak ci energii, to poziom zerowy — totalne odłączenie od rzeczywistości, wszystko wokół ciebie wygląda jak cholerny reality show, w którym mimowolnie jesteś główna atrakcją, nie mając gdzie się ukryć.
Byłem przywracany naloksonem pięciokrotnie, tyle pamiętam. Moje życie było zapętlonym cyklem, na który składały się pobyty w więzieniu, szpitale, bezdomność oraz ciągłe poszukiwanie zapomnienia, aby odciągnąć moje myśli od bólu istnienia. Myślę, że mój strach przed życiem był silniejszy, niż lęk przed umieraniem. Problem z powrotem po zastosowaniu naloksonu polega na tym, że mózg nie chce zaakceptować faktu, że byłeś trupem. To swego rodzaju mechanizm obronny, który łagodzi trudną prawdę o tym, co się właśnie wydarzyło. Właśnie ta potrzeba zaprzeczania prawdzie popycha cię znów do szukania zapomnienia w środkach chemicznych.
W populacji osób przyjmujących dożylnie heroinę przedawkowania są częścią życia. Barbara, była wieloletnia użytkowniczka heroiny i cracku, obecnie na terapii substytucyjnej, szacuje, że uratowała życie około 15 heroinistów, używając kombinacji resuscytacji krążeniowo-oddechowej, metody usta-usta oraz, trzykrotnie w tym roku, naloksonu. Ona sama została uratowana siedmiokrotnie, w trzy razy z użyciem naloksonu.
Barbara opisuje przedawkowanie i powrót do świadomości po podaniu z naloksonu jako "coś jakby nagłe hukniecie o coś głową" podczas jazdy rowerem do pracy. Po raz pierwszy była reanimowana naloksonem w wieku 19 lat, po tym, jak zignorowała ostrzeżenie przed wyjątkową mocą heroiny, którą właśnie kupiła.
Strzeliłam sobie w samochodzie, z moim chłopakiem, a następne co pamiętam, to że obudziłem się w szpitalu. Pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam, było to, że lekarz był na mnie zły, naprawdę wkurzony. Powiedział do mnie: Czy zdajesz sobie sprawę, co robisz? Prawie umarłaś. Widziałam, że mój chłopak płakał.
Czy coś takiego odwodzi od chęci przyjmowania heroiny?
Nie. Pomyślałam, że będę musiała trochę bardziej uważać, ale to wszystko. To w sumie bardzo dziwne, że przedawkowanie nie skutkuje zwrotem w procesie myślenia, wysyłając komunikat: Hej, jesteś na złej drodze, prawie się zabiłaś — stop! Zamiast tego pomyślałam po prostu, że zjebałam. W jednej minucie wstrzykujesz sobie herę i zaczynasz odlatywać, w następnej budzisz się, nie mając pojęcia, co działo się przez ostatnie dziesięć.
Ześlizgiwanie się w objęcia śmierci jest tak bezbolesne, że być może właśnie dlatego heroiniści nie wyciągają z przedawkowania żadnej lekcji, a niektórzy kończą przebywając tę drogę dzięki naloksonowi wielokrotnie.
Jesteś odłączony od całego tego doświadczenia z powodu amortyzującego działania narkotyku. Potem wszystko się kończy, a twoi rodzice idą na pogrzeb. Powodem, dla którego tak trudno właściwie ocenić fakt, że praktycznie umarłeś i wróciłeś do życia, jest to, że przedawkowanie nie ma nic wspólnego z bolesnym, powolnym schodzeniem z tego świata. Kiedy po raz pierwszy uratowałam mojego byłego chłopaka używając naloksonu, powiedział mi później: Mój Boże, umieranie jest takie łatwe...
- wyjaśnia Barbara.
W dobie, gdy tak wielu ludzi dryfuje w kierunku stania się kolejnym punktem statystycznym w rosnącej liczbie związanych z heroiną zgonów na terenie w Wielkiej Brytanii, czasem znajduje się ktoś, kto spróbuje ściągnąć je z powrotem. Dla tych, którzy nie będąc przeszkolonymi medykami bywają zmuszeni do użycia naloksonu, ratowanie kogoś bliskiego to często przerażające doświadczenie. Dla Barbary ratowanie byłego chłopaka, który zaczął sinieć w jej londyńskim mieszkaniu dwa miesiące temu, było jednym z najbardziej traumatycznych wydarzeń w życiu.
Rozmawiałam przez telefon z przyjacielem, robiąc w kuchni herbatę. Mój chłopak mówił coś do mnie, a chwilę potem, kiedy zajrzałem do salonu, zauważyłem, że jego twarz zaczyna jakby szarzeć. Wyjmowałam właśnie torebki z herbaty, gdy przestał się odzywać, a z jego twarzy całkowicie zniknęły normalne kolory, przechodząc od szarości przez sinawy do ciemnosinego. Nie oddychał.
Barbara zrobiła mu usta-usta, siłując się przy tym z jego już sztywniejącą szczęką. Mówi, że najtrudniejszą rzeczą związaną z tą metodą jest siła, z jaką trzeba wtłaczać powietrze do płuc ofiary przedawkowania, ponieważ jej organizm wydaje się aktywnie opierać przywróceniu do życia. Przez cały czas, pomiędzy oddechami, Barbara próbowała przypomnieć sobie gdzie położyła swój zestaw do podawania naloksonu. Wiedziała, że każda sekunda, jaką poświęci na jego poszukiwanie, ma żywotną wagę. Sprawdziła pierwszą szafkę, co okazało się bezowocne, wróciła więc do usta-usta. Chłopak wciąż jednak nie reagował. Nagle, znikąd, przyszło olśnienie: najwyższa szuflada bieliźniarki. Popędziła za do niej, chwyciła strzykawkę i wbiła chłopakowi igłę w udo wprost przez dżinsy.
Po chwili kolor jego twarzy stał się żółtobrązowy zamiast niebieskiego. Otworzył oczy i nie wiedział, co się stało. Powiedziałem mu, że właśnie przedawkował, a on odparł tylko: Naprawdę?
Myślisz zazwyczaj, że śmierć jest tak poważną, wielką rzeczą, tymczasem okazuje się to takie proste i bezbolesne. Usiądź wygodnie, masz tu słuchawki, za 50 sekund będziesz po drugiej stronie, ruszamy. Jednak dla tych, którzy próbują im pomóc, to jedne z najgorszych chwil w życiu, pełne grozy i rozpaczy.
Dla osób wspólnie zażywających heroinę, spośród których część już lub nadal będzie na haju, ratowanie kolegi od strzykawki to często wstrząsające przeżycie. Andrew McAuley, starszy epidemiolog z Health Protection Scotland, prowadził wywiady z osobami zażywających narkotyki, które miały okazję ratować przyjaciół przy użyciu naloksonu. W każdym przypadku opowiadali mu, że gdy nagle przyszło im ratować życie kogoś umierającego w ich oczach, dominującymi emocjami były panika i strach.
Zegar zaczyna tykać w momencie podania zbyt dużej dawki, a najczęstszą przyczyną śmierci jest niewydolność oddechowa. Doświadczeni heroiniści wiedzą o tym, ponieważ większość z nich widziała przyjaciół umierających na ich oczach. Im dłużej ofiara przedawkowania będzie pozostawiona sama sobie, tym większa szansa trwałego uszkodzenie mózgu lub śmierci. Zasadniczo przyjmuje się, że okno czasowe od przedawkowania do nieodwracalnej śmierci liczy do dwóch godzin, aczkolwiek wiele ofiar przedawkowań nie zostaje nawet przez nikogo zauważona, nim nie będzie za późno.
Zanim w roku 2005 po raz pierwszy zaczęto rozprowadzać zestawy naloksonowe poza środowiskiem pracowników szpitali i paramedyków, wszystko, co użytkownicy narkotyków mogli zrobić w sytuacji, gdy ktoś zaczynał odpływać, to próby fizycznej reanimacji lub podjęcie ryzyka wezwania karetki (a trzeba przypomnieć, że niektórzy każdy telefon na 911 postrzegają jako źródło potencjalnych kłopotów z prawem). Pomimo towarzyszącego całej sytuacji lęku, większość użytkowników narkotyków, którzy rozmawiali z McAuleyem, opowiadała mu o poczuciu ulgi i dumy o skutecznym uratowaniu kogoś naloksonem, a wielu przypadkach skutkowało to zacieśnieniem więzi między ratownikami a ratowanym.
Nie wszyscy jednak, którzy zostali uratowani, są z tego zadowoleni. W istocie niektórzy z nich bywają bardzo wkurzenie. Badania przeprowadzone przez South London & Maudsley NHS Foundation Trust w 2009 roku ujawniły, że pewna przywrócona do życia kobieta wniosła pozew, w którym zażądała od swojego ratownika 20 £ odszkodowania za zmarnowanie działki.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy Marcus Ellis, pracownik Bristol Drug Project, uratował dwa życia, w obu przypadkach użytkownikom, którzy przedawkowali heroinę na miejscowym cmentarzu. Pierwszym był mężczyzna po trzydziestce, leżący na ziemi z pianą na ustach. Przestał oddychać. Po czterech dawkach naloksonu (każda strzykawka zawiera pięć dawek) zaczął łapać powietrze. Wydobrzał i później podziękował Markowi, mówiąc mu, jak bardzo jest wdzięczny. Jak mówi Marcus — za każdym razem, gdy się spotykają On przesyła mi jeden z tych uśmiechów. Nie rozmawiamy o tym, ale on wie, że uratowałem mu życie.
Niedługo po tym, Marcus znów znalazł się na cmentarzu, wstrzykując nalokson mężczyźnie po czterdziestce, który zdążył zsinieć. Gdy doszedł do siebie, jego pierwsze słowa brzmiały: Kim ty, kurwa, jesteś? Spieprzyłeś mi lot. Pomimo że nie był w stanie się ruszyć, ostrzegł sanitariusza, który właśnie się pojawił, że każda próba zabrania go do szpitala skończy się starciem.
Jego przyjaciel poszedł wcześniej w pobliskie krzaki, aby sobie strzelić i również odszedł w stronę zachodzącego słońca. Smutne jest to, że uratowałem mu życie na ledwie kilkadziesiąt godzin. Dwa dni później zmarł po przedawkowaniu we własnej sypialni, gdzie nie było nikogo, kto mógłby go uratować. "
Niektórzy ludzie są źli na ratowników nie z powodu zmarnowanej działki, ale dlatego, że ich zamiarem było popełnienie samobójstwa. Jim Thompson z Glasgow opowiada o bezdomnej kobiecie, którą uratował po przedawkowaniu, a która dwa miesiące później przeprosiła go za to, że bezpośrednio po zdarzeniu na niego naskoczyła.
Chciała umrzeć, bo jej życie nie było dobre; została odseparowana od swoich dzieci Była bardzo smutna, ale przeprosiłam mnie za to, że zachowała się "bezczelnie" po tym, jak uratowałem jej życie. Nie widziałem jej od tego czasu, choć słyszałem, że była aresztowana i zwolniona.
Jako że liczba zgonów związanych z heroiną rośnie w Wielkiej Brytanii do rekordowego poziomu, oczywista jest potrzeba szybkiej popularyzacji naloksonu i – w stylu szkockim – przekazywania go w ręce ludzi, którzy pracują i mieszkają z heroinistami.
Kirsten Horsburgh, krajowa koordynatorka ds. naloksonu pracująca dla Scottish Drugs Forum powiedziała mi:
Większość przedawkowania dotyczy opioidów, a na miejscu są świadkowie. Stwarza to doskonałą okazję do interwencji i kupienia cennego czasu, nim na miejsce dotrze karetka. Nie ma wątpliwości, że nalokson ratuje życia i we właściwych rękach może zapobiec setkom przypadkowych zgonów.