Więcej informacji: Lizergamidy w Narkopedii [H]yperreala
Myślę, że napiszecie trochę, na ten temat, i nie jednemu podróżnikowi te informacje się przydadzą.
Pozdrawiam.
Miałem w swoim życiu dwa bad tripy, jeden po drugim w odstępie paru tygodni - przy czym w pierwszym UCZESTNICZYŁEM, lecz to nie ja, lecz mój ziomek wpadł w bad-trip i wciągnął nas w swój dramat(choć oprócz niego żaden z nas kontroli nie stracił), zaś drugi bad-trip był już mój osobisty, autorski rzec by można :-D
Za pierwszym razem zabarykadowaliśmy się w kilku w domu jednego z nas i wrzuciliśmy. Panoramixy, te z zielonym tłem. Były świetne, pod względem mocy dorównywały Hoffmanowi("baba na rowerze"). Niestety, podczas tripu jeden ziomek, nazwijmy go S., zaczął mieć pretensje do drugiego, nazwijmy go K. S. miał w zwyczaju mieć często pretensje do wszystkich o wszystko i strasznie pokazywać innym, co to on nie jest. Lecz tym razem K. - zamiast jak zwykle puścić to wyrozumiale mimo uszu - wpadł w straszne podniecenie i wściekłość. To, co później się działo przypominało jako żywo sceny z Las Vegas Parano - trudno to w ogóle opisać. Najstraszniejszym motywem był kawałek, w którym K. zaczął ulegać rozdwojeniu jaźni... Choć bardziej odpowiadałoby tu określenie 'rozsiedmiowienie jaźni' bo właśnie 7 osobowości rano, już po wszystkim, doliczyłem się podsumowując minioną noc. Jedna była histeryczna i ciągle płakała, inna była agresywna i się na wszystkich rzucała, trzecia była towarzyska i przyjacielska i cały czas chciała z nami rozmawiać, czwarta potrafiła tylko powiedzieć, gdy coś do niej mówiłeś "Zamknij się! Zamknij się kurwa" - i to tak zimnym i twardym głosem, że aż ciarki przechodziły po plecach - a gdy milknąłeś reagowała "Posłuszny, dobrze". Skojarzenia z filmów sadomaso jak najbardziej na miejscu - to miało właśnie ten chory klimat. W pewnym momencie tripu jedna osobowość jak w kalejdoskopie przechodziła w drugą, niektóre się ze sobą kłóciły. Jedna zaczynała coś mówić, a nagle włączała się inna i jej przerywała i mówiła swoje. Koniec końców okazało się, że K. wcale nie nosił do S. uczuć czysto przyjacielskich - a raczej odczuwał do niego bardzo szeeeroko pojmowaną męską przyjaźń. I wyobraźcie sobie - S. miał w zwyczaju pokazywać innym swoją wyższości i mieć do innych pretensje. Znali się od dawna, więc K. znosił fochy ze strony S. już ho ho. Od jak dawna K. czuł do S. to, co czuł, nie wiem. Nie mógł mu tego zakomunikować ani też nawet się do tego świadomie nie przyznawał przed sobą - pomyślcie, jakie musiał mieć w sobie ciśnienie. W pewnym momencie jedna kropla, jedna głupia odzywka przepełniła czarę goryczy - i to, co do tej pory skryte, wylazło na wierzch i zmieniło się w potwora. Na szczęście nad ranem, gdzieś między 2 a 4 trip się 'wypalił' i K. się uspokoił. Powiem może jeszcze, że od tamtego czasu K. nie tknął już kwasa, a jego przyjaźń z S. 'jakoś tak' powolutku zniknęła i teraz już nie mają kontaktu.
Jakiś miesiąc później - jako że nie mam specjalnie wykształconego instynktu samozachowawczego - wrzuciłem po raz kolejny, tym razem samotnie. Podczas tripu pod wpływem dużej ilości haszyszu(baczek mnie zawsze trochę infantylizuje), który wtedy paliłem i pewnego głupiego filmu(Miasto bogów jak kogoś to interesuje) wylazły ze mnie moje kompleksy i, nie wiem nawet kiedy, totalnie zdominowały mój umysł. Wpadłem w pętlę, potrafiłem myśleć tylko o tym, jaki jestem żałosny i nic nie warty - i tak w kółko. Wkręciłem sobie, że jestem NAJGORSZĄ osobą na świecie, ostatnim z ludzi - dosłownie. Świadomość tego była niesamowicie bolesna. Ten ból nie przypominał absolutnie niczego, czego do tej pory doznawałem. To był zupełnie niefizyczny ból, tak, jakby wam ktoś duszę ściskał w imadle. Coś jak ból po stracie bardzo kochanej osoby, tyle że bez takiego kontekstu i x10000. Nie potrafiłem uwolnić się od tych myśli i w pewnym momencie pomyślałem, że już nie mogę wytrzymać - że skoro jestem tak żałosny i jedyne, co mogę, to cierpieć takie katusze, to już lepiej umrzeć. I na serio zacząłem zastanawiać się nad samobójstwem - śmierć w porównaniu z tym stanem wydawała się cudownie cicha, spokojna i pozbawiona bólu. W tym właśnie momencie zdałem sobie sprawę, że wpadłem w bad trip - i to był kulminacyjny punkt tego tripa. W momencie uświadomienia sobie tego poczułem taką delikatną ulgę, jakby ktoś oblał moją duszę cienkim strumyczkiem zimnej wody. Od końca bad-tripu było jeszcze dużo czasu, jakieś 4 godziny walki z samym sobą, ale w tym momencie już wiedziałem, co muszę zrobić - przetrwać, bo to, co się ze mną dzieje, to nic innego, jak działanie LSD. Poszedłem do pokoju, puściłem Zion Train(kocham ten projekt od tego czasu, jego wibracja dosłownie uratowała mi wtedy życie :-) ) i słuchałem tego aż mi 'jazda' nie zeszła do tego momentu, że mniej więcej wiedziałem, co i jak.
Chciałem jeszcze dodać, że wbrew temu, co się o bad tripach mówi i co można pomyśleć po przeczytaniu tego tam powyżej - bad trip wcale nie jest skondensowanym złem i jak się wkręci, to już kaplica. Aby sobie czegoś nie zrobić trzeba zawsze mieć w głowie takiego małego ludka, który niezależnie ile się czego wrzuci, pozostanie trzeźwy i w pewnych momentach da znać, co się dzieje i że to nie jest prawda tylko groteskowa, narkotyczna wkręta. Takie jakby syntetyczne, 'normalne' spojrzenie z zewnątrz.
A po drugie, jak dla mnie, bad trip posiada niesamowity potencjał, więc jeśli ktoś nie wrzuca kwasów rekreacyjnie, ale by osiągnąć samowiedzę to zła podróż wiele mu może dać. Uwalnia ze smyczy nieświadome treści, dzięki czemu można poznać, co w nas siedzi i jak to na nas na poziomie świadomym oddziaływuje. Choć jest to bardzo ostre, niebezpieczne i ciężkie do opanowania doznanie. Ogromnie wiele się w ten sposób o sobie nauczyłem, a dzięki stawieniu czoła własnym demonom czuję się znacznie silniejszy, niż byłem wcześniej.
Oczywiście nie można tu generalizować, że każdy tak będzie miał, jeżeli ktoś ma mocną psyche to nawet po wielkim bad tripie podejdzie do tego z dystansem <co nas nie zabije to nas wzmocni> :-D , ale też będzie i taki co się tym załamie i będzie miał problemy z główką :-)
To ludzie stworzyli sobie boga.
Ale w razie dobrego treż :-D /candyflipping/
Jean Cocteau
Jean Cocteau
dobson pisze: Ja myślałem o dobrej tabletce w razie złego samopoczucia ;-)
Ale w razie dobrego treż :-D /candyflipping/
Niemcy w obliczu "fentanylowej fali". Eksperci biją na alarm.
Powstanie pierwszy w UK punkt bezpiecznego zażywania narkotyków
W ciągu najbliższego miesiąca w szkockim Glasgow zostanie otwarta pierwsza w UK oficjalna placówka umożliwiająca zażywanie nielegalnych narkotyków. Eksperci i działacze mają nadzieję, że przyniesie to znaczące zmiany w polityce narkotykowej - poinformował 'The Guardian'.
Brazylijskie służby znalazły narkotyki na polskim statku. Ponad 100 kg kokainy
Brazylijska marynarka wojenna ujawniła na polskim statku "Polsteam Łebsko" 134 kilogramy kokainy. Narkotyki miały zostać przetransportowane do Maroka. Wiadomo, co dalej z polskim masowcem
Były adwokat wśród podejrzanych o handel tabletkami do produkcji metamfetaminy
Wśród 36 podejrzanych o handel tabletkami z których można wyprodukować metamfetaminę są prawnicy i farmaceuci. Zarzuty kierowania grupą przestępczą ma były ostrowski adwokat Michał D. Śledztwo w tej sprawie trwa ponad 4 lata i nie zakończyło się jeszcze, bo - jak tłumaczą śledczy - jest skomplikowane.