s&s: ciemno, zimno, pokój ogrzewany piecem 'kozą'.
- Jaramy dżoja?
- Spoko.
Skręcili. Spalili. Muzyka. Dobra muzyka. Kurwa, coś jebie palonym plastikiem, czujesz? Nie bardzo. Trudno, pewnie mi się wydaje. Zmień piosenkę. Tak, ta jest dobra... ale dalej coś śmierdzi, czujesz? Nie? No to pewnie mi się wydaje. Ty ale czekaj - serio coś jebie. Weź sprawdź kozę. Dymić nie dymi a w pokoju siwo. Koza - spoko. Rura - spoko. Skąd ten dym...? O KURWA, ŚCIANA SIĘ PALI GDZIE GAŚNICA?!
podsumowanie: paląca się ściana źle wpływa na fazę. Nie polecam.
Wczoraj wieczorem zaczęło się na pentedronie, po minięciu przystanków MDAI, pentedron, MDAI, pentedron, piwko, piwko, metoksetamina, pentedron i z piwkiem metoksetamina wysiadłem na przystanku 4-HO-MET. Przyjąwszy 25mg tego ostatniego na gruncie działających ~60mg MXE zjawiła się myśl - "to teraz będzie fajnie". Wejście z pompą, harmonia, cuda wianki dziwowanki, homet.
Po bajecznie kolorowej podróży przez albumy Who's Next? The Who, Songs for the Deaf Queens of the Stone Age i Crying Lightning Arctic Monkeys, stwierdziłem, że to za dużo jak na moją głowę i postanowiłem iść spać (o 14:00). Spanie oczywiście nie było możliwością, ale w zamian zauważyłem, jak na 4-HO-MET z MXE się można wyciszyć - sterować każdym nerwem swojego ciała. Wykorzystałem tę okazję by nauczyć się jak _czuwać_ - wybierać z otoczenia tylko te dźwięki, które mnie interesują. (O, jedzie niemiecki silnik, V8 przynajmniej. Nie widzę, ale słyszę!) Zabawne, jak myśli się w stanie czuwania - każda myśl wywiera efekt dopiero za którymś z rzędu "echem", dając czas na rozważenie najmniejszego własnego ruchu, by się nie walać po łóżku - a czuwać. Jak nocny stróż, co precyzyjnie wybiera zagrożenie z perspektywy zmysłów.
Szkoda, że gdy wstałem dwie godziny później, w polu widzenia wciąż była ciapa i widzę tylko na odległości <1m. Haha.
NIGDY NIE ŁĄCZNIE NIEZNANEJ ILOŚCI ETIZOLAMU Z NIEZNANĄ ILOŚCIĄ ETAKWALONU PRZEPALONEGO AKB48 I ZAPITEGO BROWAREM
@edit
Warto dodać, że kierwoca dobry, bo spalił dwie lufki AKB 1:10, do tego takiego kryształa na pół lufki (40mg?) :
[ external image ]
Ilość: 300mg roztworu z antka (zrobiony wcześniej w domu) i gram mj na 3
Status: 15 lat, wcześniej tylko koper i dwa razy DXM, ale polubiłem bardzo kodę :>
Przyjechałem autobusem jak zwykle to bywa ze zrobionym już roztworem w butelce. Wychodzę i dostrzegam kolegę po którego akurat miałem dzwonić, idzie z dwiema koleżankami (mówił mi o nich wcześniej, ale całkowicie zapomniałem, że miały z nami iść xd). Tak więc wołam go i wchodzimy do sklepu, każdy kupuje puszkę Sprite'a i idziemy na ustalone miejsce. Czekamy na resztę może 10 min i w końcu jesteśmy. Godzina 17: zaczynamy konsumpcję, zarzucam 300mg i zapijam, inni 225 lub 150.
Oczywiście mnie bardziej poklepało xd Ale mija dosłownie chwila i wszystkim już weszło, tylko ktoś narzekał, że nic nie ma.
17:30 - Wszyscy idziemy usiąść, ławka była jak zbawienie, do tego muzyka C&S i czuję się niczym Dj Screw Sippin' on Dirty Sprite :D
18:00 - Zaczynamy iść w stronę McD, standardowo zatrzymujemy się pod mostem na szluga. Stoimy, palimy i nagle miła niespodzianka! Przychodzą koledzy i mówią, że mają jaranie! Czułem się jakbym dostał wymarzony prezent pod choinkę :>
18:20 - Błogi stan, lekka euforia i zaraz lecą lufy. Chyba z 3 poszły, można powiedzieć, że ujebałem się jak świnia
19:00 - Wychodzimy z McD i wracamy pod most jeszcze zajarać. Siedzę, palę szluga i słucham muzyki na słuchawkach i nagle zaczyna mnie mulić podobnie jak w autobusie, a każdy zaczyna chcieć coś ode mnie "czemu nic nie mówisz?", "co słuchasz?" itd. wstaję i mówię do kolegi "kurwa, będę spawał..."
19:20 - :kotz:
19:30 - Szybko się pozbierałem i zapewniam każdego, że podczas obiadu coś musiało mi się przykleić do przełyku or something. Pare minut po sensacjach większość wybiera się po piwo, ale ja z dziewczyną idziemy do sklepu, po coś normalnego.
19:50 - Wchodzimy do sklepu i wszystko wydawało mi się nadzwyczajnie jasne, taka sterylna biel, aż kłująca w oczy, ale to szybko przechodzi, natomiast uczucie spowolnienia czasu było cudowne, do czasu aż mijaliśmy tę samą alejkę 7 raz :-D Płacimy i wychodzimy.
20:10 - Idziemy do reszty i siadamy wszyscy, słuchamy muzyki, rozmawiamy, ogólnie bardzo przyjazna atmosfera i przypomina nam się, że mamy jeszcze bucha. Wiedziałem, że to nie jest najlepszy pomysł, ale przyjarałem. Mija chwila i kolejny bełt. Znów szybko się ogarniam i wracam do towarzystwa.
21:00 - Odprowadzam dziewczynę, podczas gdy koledzy pojechali w pewne miejsce i po odprowadzeniu dziewczyny postanowiłem do nich dołączyć.
21:30 - Idę na autobus, ale jest za 17 min, a jako że nie chce mi się czekać idę na następny przystanek, potem następny i następny i następny. Tak z buta przeszedłem połowę trasy autobusu i doszedłem do dworca.
21:53 - Wsiadam do autobusu i miła niespodzianka, mianowicie kierowcą okazał się mój sąsiad z drzwi naprzeciwko ^_^ Siadam i wsłuchuję się w muzykę i zdaję sobie sprawę, że to chyba najprzyjemniejszy moment całego tripu (ciepło, przytulnie, migają latarnie, totalna wyjebka i spowolnione rytmy)
22:00 - Wysiadam z autobusu i idę do kolegów.
22:10 - Wychodzimy z TESCO, rozkoszuję się pączkami i Spritem, najwidoczniej zostało tylko gastro, bo po kodzie mi jakoś nie smakuje większość rzeczy.
22:23 - Jadę znów autobusem, tym razem w stronę domu. Rozkoszuję się dźwiękami Rocky'iego, Snoop'a, Dr.Dre, jeszcze Codeine Cups i inne odprężające rytmy.
22:50 - Otwieram drzwi od domu, pierdolę codzienną rutynę i kładę się wcześniej. Zarzucam jeszcze słuchawki i kładę się spać z muzyką, bo tak lubię najbardziej :>
Ogólnie standardowy mix mj i kody, ale i tak bardzo lubię i polecam.
Nabijam dzidkę, buch. Smak kwaśny i chujowy, zapach typowo MDPV. Następny buch i następny. Poszło całe szkiełko. nagle jebut ! Serducho się rozkręca, czuje powera. Postanawiam posłuchac muzy. W bani niezły natłok myśli, 1000 pomysłów na minutę. Ogarnia mnie ogromna i dzika stymulacja. Czuje się jak wściekły pies spuszczony z łańcucha. Mam ochotę gadać, biegać, skakać. Słucham muzy, piszę coś, popijam colę i ruszam się w rytm muzyki. Sahara w mordzie. Świat jest mój haahaha (szatański śmiech). Cały czas ogromna chęć na dopalenie. Nie idzie uwolnić się od tych myśli. Postanawiam zapalić. Kolejne szkło. Kończę jarać i znowu ochota. Następne bicie w ciepłą jeszcze lufkę. Speed osiągnął apogeum. Następna godzina to totalny wyjeb z butów. Potem już słabło. Cały czas była chęć na dopalenie i tak dalej... Dzień zakończył się mega zjazdem i psychozami.
Dimenhydrant: 250 mg
dekstrometorfan: 225 mg (EDIT: sprawdziłem blistry - poszło jednak 375 mg)
TetraHydroCannabinol: 3 nabicia czyste + dżoj, który pozamiatał resztę zabawy.
Mocna kawa, żeby nie zmuliło podczas lotu
S&S: Chęć rozerwania się w samotności po ciężkim dniu. Pokój, muzyka, klasyczny stoner i psychodelic rock z głośników. Godzina rozpoczęcia zabawy: 17. Ale do rzeczy...
Specjalnie wybrałem mieszankę tych trzech substancji, bo wiedziałem, że zajdzie między nimi synergia. Tak też się stało. Zjadłem 5 tabletek Aviomarinu i zrobiłem sobie kawę, bo czułem się przede wszystkim zmęczony, a po drugie byłem świadomy, że jak zapalę do tego mojej kochanej mj i na to wszystko zwali się DXM to po prostu wyląduję w łóżku, zasnę co najwyżej ze słuchawkami na uszach i tyle będzie z zabawy.
Pijąc kawę łyknąłem 15 tabletek DXM (nie chciałem tym razem 450 mg, bo po takiej dawce ZAWSZE idę spać i tripów nie ma, tylko bełkot i nieporozumienie) i zacząłem kręcić bata na później. W między czasie ojciec poprosił o poprawienie anteny na dachu, więc wlazłem z kocią sprawnością na dach, coś pogmerałem przy tym ustrojstwie i wróciłem. Stąpając po dachu i widząc nadciągające chmury zwiastujące ulewę, w duchu czułem, że to będzie mocny wieczór, chociaż dawki CHEMII są niskie, to wiedziałem, że sort, który palę, zrobi resztę roboty i przy takiej ilości, w takim połączeniu doznam chociaż odrobiny czegoś interesującego.
Po upłynięciu około godziny, czyli gdy już oba połknięte specyfiki zaczynały się ładować, ojciec wyjechał gdzieś na dłuższą chwilę, zatem zostałem sam. Więc nabijam, rozpalam, krztuszę się, palę dalej, nabijam i tak dalej. Aż do usmolenia płuc.
marihuana zrobiła robotę całkiem solidnie, gdyś po powrocie do domu nic nie było 'na swoim miejscu'. Miałem niesamowite powidoki, na moim kolanie siedział ogromny pająk, który pełzał sobie i nic nie robiąc z mojej obecności - znikał co chwilę i się pojawiał.
W sumie to nie wiedziałem do końca, czy mam otwarte oczy, czy zamknięte, bo cała akcja działa się tak czy inaczej - czyli i przy zamkniętych i przy otwartych. Zdumiewające, bo wcześniej nie doświadczyłem takich zmian percepcji przy samym DXM. Co prawda jedna jazda z grejpfrutem i czosnkiem (900 mg) mnie poskładała, ale w zupełnie inny sposób. Tutaj głównym sprawcą halucynacji przy otwartych oczach był aviomarin i prawdopodobnie siła autosugestii spotęgowana mocą THC.
Chciałem obejrzeć film, polski, bez lektora i bez napisów, bo nie skupiłbym wzroku, ale jednak coś mnie pociągnęło do łóżka i tam przeżywałem dalszy ciąg podróży, już z koncertem w głowie.
Byłem małym pierwiastkiem, podróżowałem dźwiękami. Wiecie jaka to frajda móc podróżować dźwiękami? W zależności od brzmienia albo tonacji, podróżowałem szybciej lub wolniej, bardziej lub mniej komfortowo, coś jak przesiadka ze sportowej limuzyny (czyste solówki Satrianiego) do ujebanego w błocie terenowca (brudne i nieczysto grane riffy Kyuss)
Coś niesamowitego.
Później zapadłem w sen sprawiedliwego.
Nie wiem, czy przypadkiem spożywana od jakiegoś czasu Karbamazepina nie była sprawcą wzmocnienia obu spożytych substancji. Bądź co bądź było przyjemnie i bardzo rozmaicie.
Teraz kawka, papierosek i do ogródka, trochę popracować ;-)
Substancja: salvia divinorum-ok 1g suszu spalone na dwie osoby
S&S:Podmiejski park, okoły godziny 24-1 w nocy. Ciekawość, lekki niepokój.
Zacznę od tego, że od dawna bardzo zależało mi na spróbowaniu Szałwii. Sądziłem jednak, że aby odczuć efekty mocniejsze od lekkiego otumanienia i odrealnienia potrzebne są ekstrakty. Do rzeczy: Kilka dni wcześniej w moje ręce wpadło ok 2 g suszu Szałwii. Postanowiłem go zapalić z moim dobrym kolegą, z którym wielokrotnie już zażywałem psychodeliki. Poczekałem, aż wróci z pracy i poszliśmy razem do parku. Wybraliśmy polankę, usadowiliśmy się na kocu, zapaliliśmy świeczkę. Miejsce byłoby dobre, gdyby nie roje komarów. Zdecydowaliśmy się jednak zapalić. Paliliśmy w metalowej fajeczce, odpalając przy każdym zaciągnięciu susz żarową zapalniczką. Pierwsze nabicie rzeczywiście wywołało efekty jakich się spodziewałem-lekkie odrealnienie. Nabiłem fajeczkę drugi raz. Po którymś zaciągnięciu zacząłem słyszeć monotonną piosenką (jakby mantrę?). Przez chwilę wydawało mi się, że dobiega ona z moich ust. Przy kolejnym zaciągnięciu bezwolnie odłożyłem fajkę. Czułem, że nie kontroluję zupełnie swojego ciała. Obraz rytmicznie obracał się wokół świeczki (jakbym widział to z perspektywy ćmy latającej wokół źródła światła). Po chwili efekty zaczęły słabnąć. Kolega mówił, że odczuł zdecydowanie słabsze działanie. Została nam jeszcze resztka niedopalona w fajeczce i porcja na jeszcze jedna nabicie. Udaliśmy się do pobliskiego lasu, gdzie ponownie usiedliśmy na kocu przy słabym oświetleniu od zapalonej świeczki. Wypaliliśmy resztę suszu. Tym razem czułem mocne odrealnienie i jakby
obecność jeszcze jakiejś osoby. Nie widziałem jej. Trudno mi to wytłumaczyć, ale byłem przekonany, że ktoś nam jeszcze towarzyszy. Kolega twierdził, że w tym czasie widział nas jak siedzimy na dużej oświetlonej scenie obserwowani przez jakiś ludzi. Również po całym doświadczeniu mówił, że czuł jakby obecność trzeciej osoby podczas całego czasu działania.
2.
salvia divinorum-ok 250 mg
S&S: lekko zmęczony, sam mieszkaniu. Późny wieczór
Po jakiś niecałych dwóch tygodniach zdecydowałem się powtórzyć doświadczenie z Szałwią tym razem w samotności w swoim mieszkaniu. Usiadłem na poduszkach rozłożonych na podłodze, zgasiłem górne światło pozostawiając jedynie lampkę. Zapaliłem kadzidełko i postawiłem obok siebie szklankę z wodą. Zdążyłem zaledwie zaciągnąć się dwa razy, kiedy zaczął dzwonić telefon komórkowy (niestety zapomniałem go wyłączyć). Nie czując jeszcze efektów postanowiłem go odebrać.Kiedy wstałem poczułem jakby ktoś zdecydowanie silniejszy posadził mnie z powrotem na poduszki. Byłem zdumiony. Jakbym dostał prztyczka za niewłaściwe podejście do zażywania Szałwii. Przy okazji siadając (a raczej będąc sadzanym) rozlałem szklankę wody. Za chwilę zaczął dzwonić telefon stacjonarny.
Zataczając się pobiegłem go odebrać (bałem się, że dzieję się coś nagłego-cały dzień nikt nie dzwonił a teraz tak nagle mnie nęka). Okazało się, że to ojciec z jakąś błahą sprawą. Równocześnie zaczął dzwonić telefon komórkowy, tym razem dzwoniła moja dziewczyna, mówiąc mi o soku, którego nie schowała do lodówki . Nie bardzo docierało do mnie o co im chodzi. Co ponoć było dobrze słychać. Wróciłem usiadłem i ponownie odpaliłem fajeczkę. Tym razem przez chwilę miałem jedynie cevy : wirujące koliste zielone wzory, później jakby niemalże przezroczyste niebieskie dłonie.
Podsumowując jestem pod dużym wrażeniem działania tej rośliny. Czuję też, że to zaledwie ułamek jej możliwości. Wydaję mi się, że jeszcze nie wychwyciłem tego co Szałwia ma zamiar mi pokazać.
sposób przyjęcia : doustnie ( świeże, posiekane kapelusze )
Grzybów nie jadłam od iluś tam lat , podczas siedzenia i picia piwka nad wodą razem z mężem wpadliśmy na pomysł - że trzeba wybrać się w podróż do piękniejszego świata - świata , którego trzeźwym okiem nie dostrzegamy na co dzień..
Udaliśmy się do domu posiekaliśmy kapelusze ( ja 50 sztuk ) mąż ( 100 sztuk ) , piwko odpowiednio wprowadziło nas w nastrój , przygotowało mętalnie do odbycia podróży .
W zieliśmy całą porcje , wsiedliśmy na rowery no i ruszyliśmy .
Pierwsze efekty zauważalne były już po około 10 minutach !
Ogarnął nas spokój , świat zaczął nabierać piękniejszych barw , kontury stawały się wyrazistrze , najmniejsze szczegóły były błyskawicznie dostrzegane, drzewa zaczynały żyć ( liście dzwoniły na nich niczym dzwoneczki , kolory mieniły się niczym światełka ) świat zaczął wyglądać jak wielka makieta namalowana pastelami..
W końcu dojechaliśmy nad wodę ( nie wiem ile czasu mineło - bo nie miało to już znaczenia ). Rozsiedliśmy się wygodnie na kocu na plaży , słońce przedzierało swe promienie przez korony drzew.
Rozglądająć się dookoła można było dostrzec że wszystko zamarło - wiatr nie poruszał liściami , woda nie szumiła falami..) natomiast ożywał obiekt , który zaczynaliśmy obserwować - wczuwać się w niego .
Był odpływ , przed nami był pas odsłoniętego dna - na dnie spoczywała skała dość duża ( zaczeliśmy obserować ją ) nagle w głowie pojawiła się myśl - ta skała już tyle widziała , tyle słyszała tyle wiedzy wchłoneła - lecz niegdy nie będzie mogła przekazać tej wiedzy.
Zaczeliśmy dyskutować , doszliśmy do wniosku - że czyścem dla ludzi są drzewa ,a piekłem skała .
Uznaliśmy , że ludzie pozbawieni pokory , niesłuchający , wywyższający się dostali po śmierci taką kare ( za życia nie potrafili słuchać , więc po śmierci są skazani na wieczne słuchanie i obserwowanie , lecz nie mogą nic powiedzieć..)
Natomiast drzewa słuchają , widzą nasiąkają emocjami - lecz mają na tyle lżej że mogą pozbyć się ciężaru - gdy nasiąkną już zbyt dużą wiedzą żrzucają swe liście , aby móc wsiąkać od nowa , wsiąkąć cierpienie ludzi jak i ich radość .
Natomiast owad to najkrutszy czyścieć - ponieważ robactwo krótko żyje , po drugie człowiek może skończyć jego pokute poprzez zabicie .
Po tych rozmyślaniach zaczeliśmy się fascynować pięknem , które nas otacza:
* CHMURY goniły na niebie , niczym rozpędzona fala
* PIASEK natomiast okrył się pięknym intensywnie żółtym blaskiem
* WODA nabrała pięknych barw ( biel fiolet niebieski mieszały się ,tworząc niesamowity obraz )
Moją uwagę oderwało pewne drzewo było strasznie brzydkie lecz gdy je obserwowałam dostrzegłam piękno w brzydocie - obraz ten stworzył coś niesamowitego , przepięknego prowadzącego do euforii.
Heh przyszedł czas na zapalenie papierosa - mąż skręcił po fajce .
obserwując bletke dostrzegliśmy w logo smoka który trzymał coś w swych szponach - rozbawiło nas to stwierdziliśmy :
- miał dziad swoje 5 minut teraz trzeba go spalić :)
Nagle faze zakłócił wyłaniający się w oddali dziad- pomyślałam najgorsze co może być spotkać ludzi w takowym stanie 8-(
przyglądając się mu - zauważyłam ,że dziad idzie ale stoi w miejcu ( widziałam jak rusza nogami lecz nie przesuwał się do przodu )
Zrodziło ,to rozkminę :
dziad ten stał w miejscu , mimo iż dreptał nogami - ponieważ całe życie zamiast rozwijać się , on stał w miejscu , nie wyciągał żadnych mogrości z nauk , które otrzymywał ..
Nagle ni stąd ni zowąd dziad ten pojawił się obok nas - stanął obarwszy się o laskę i zaczął podziwiać otaczające go piękno .
Zachowywał się tak jak byśmy byli niewidzialni - nie spoglądał na nas , nie przywitał się z nami ..
Podeszła jego żona - przywitała się z nami i wraz z dziadem odeszli z powrotem .
Obserwowaliśmy jak oddalają się .
Zaczeliśmy rozmawiać , zrodziło to kolejną myśl.
Baron jak , to udowodnił swoją postawą przepełnioną pychą odszedł zdruzgotany , tym ,że żona jego potrafiła się poniżyć i przywitać , a BARON czuł się zbyt wysoko , aby uchylić głowę .
Jakieś 200 metrów od brzegu , stanął jak słup na wzniesieniu i zapadł w głeboką refleksję - stał tam do końca naszej podróży ( trwało , to jeszcze jakieś 2h ).
Nie mogąc patrzeć na to , jak cierpi ponosząć pokutę wsiedliśmy na rowery i udaliśmy się do domu , kończąc w ten sposób naszą podróż ..
Wnioski , które wyciągnełam z tej podróży :
* Grzybki zamykają naszą świadomość , lecz otwierają nadświadomość ..
* Njepsza podróż jest w tedy , gdy mamy przy sobie osobę którą kochamy i której bezgranicznie ufamy ( taka osobą jest najlepszym przewodnikiem )
Faza wtedy skupia się na refleksji , oraz fascynacji światem który widzimy , poprzez logiczne wnioski.
* Grzyby zmieniły całkowicie moje podejście do życia - traktóję je jak lekarstwo nie używkę , podchodzę do nich z szacunkiem - nie jem wedle bani , jem wedle mentalnej podróży do świata który jest piękniejszy ..
To była moja pierwsza poważna podróż na psychodelikach. 2C-E w dawce srogo kurczącej wszystkie mięśnie i wycieńczającej fizycznie. Sama podróż była bajeczna. Wygląd świata przywodził na myśl teledyski do chrześcijańskich piosenek. Jednak peak już minął, ciało zaczęło dokuczać objawami poststymulantowego zjazdu który osobiście znoszę gorzej niż fatalnie i zaczęło się robić zimno, więc opuściliśmy eden na obrzeżach miasta i udaliśmy się do śródmieścia. Poprosiłem znajomego, prowadzącego samochód by zatrzymał się na opuszczonym targowisku, gdzie chciałem oddać mocz. Przejeżdżając zobaczyłem stary, postkomunistyczny budynek komendy policji. Szarą, obdartą, brudną bryłę z kratami w oknach, w dodatku całą pokrytą kamerami. W tamtym momencie reprezentował całą okrutną, globalną nerwicę w jakiej topi się zachodnie społeczeństwo. Już wtedy w głowie pojawił się zalążek złej myśli, póki co skutecznie pętany przez mechanizmy obronne mojego umysłu. Czułem jednak, że w końcu się wyrwie i mną zawładnie. Targowisko przykrywała już jesienna szarówka. Normalnie wygląda dość mrocznie, ale wtedy przechodziło samo siebie. Opuszczone stragany świeciły pustkami jak po jakiejś małej apokalipsie. Zimny wiatr huczał w zakamarkach zadaszeń pokrytych blachą oraz podrywał kurz pokrywający betonowe płyty chodnikowe. Wysiadłem z samochodu, wszystkie te dźwięki dotychczas tłumione, uderzyły we mnie z pełną siłą. Umysł wciąż nie filtrował jak na co dzień i miał tendencję do ich zniekształcania przez co niektóre z nich przypominały upiorne głosy. Zresztą wzrok też nie działal jak należy. Cały świat zaczął tracić i tak przytępione wspomnianą już szarówką barwy. Budynki delikatnie kołysały się i oddychały, z drzew spadały liście, a zalążek paranoi w mojej głowie rósł do niebezpiecznych rozmiarów. Znajomi odjechali trochę dalej. Ryk silnika był przerażający. Skojarzył mi się z jakąś bezduszną maszynę polującą na moje bezbronne, miękkie, mięsne ciało dlatego, że wymykało się jego chłodnym kalkulacjom (w tamtym czasie czytałem sporo S-F). Stanąłem pod najprzyjaźniej wyglądającym budynkiem i wyciągnąłem fiuta. W głowie usłyszałem rosnący pisk - gdybym był w horrorze zwiastowałby nadejście czegoś złego. Rzeczywiście byłem wtedy w horrorze i nadeszło coś złego. Cały obraz pofragmentował się jakbym wciąż był na peaku, z tym, że geometria obrazów nie była już piękna. Dużo bardziej symetryczna, zamknięta. Widziałem w niej coś brudnego i piekielnego. Krawędzie były ostre, przywodziły na myśl piekielną architekturę. Pisk w głowie przekształcił się w krzyk setek cierpiących. Mój mocz, w rzeczywistości lejący się na budynek, rozlał się po całym polu widzenia zaciemniając i brudząc je. Skończyłem sikać, schowałem fiuta, dźwięki otoczenia wciąż przywodziły na myśl piekło. Adrenalina uderzyła do głowy - wówczas, nigdy tak świadomie nie czułem tego słynnego "uciekaj albo walcz". Wiedziałem, że gdy zacznę biec sytuacja tylko się pogorszy, a adrenalina wskoczy na jeszcze wyższy poziom, zresztą nie miałem przed czym uciekać, walczyć też nie miałem z czym jednak mój organizm usilnie się tego domagał. Dogasająca już wizualnie podróż wskoczyła na dawny poziom. Szary chodnik kołysał się tak, że ciężko było mi iść prosto, jego faktura nabrała demonicznego wyrazu, zamykała się w ohydnej geometrii. Przerażał mnie tupot własnych nóg, niemal namacalnie czułem dźwięk rozchodzący się po pustym, zimnym rynku i wracający do mnie głuchym echem. Dojście do samochodu przypominało walkę o życie, byłem w rozpaczy, zacząłem godzić się z tym, że już nigdy nie dojdę do siebie. W głowie szukałem jakiegoś wyjscia, ucieczki. Nie było nic. Nawet samobójstwo nie wydawało mi się żadnym wyjściem z sytuacji. Znalazlem się w totalnej beznadziei. Klatce bez krat. Łapałem powietrze jakby każdy oddech miał być moim ostatnim, serce wyrywało mi się z piersi. Droga do samochodu wydawała się ciągnąć wieczność. Nogi były ciężkie, ciało odmawiało posłuszeństwa, chciało wyrwać się z niewoli opętanego jakimś niewiarygodnym szaleństwem umysłu. Został już tylko czysty, pierwotny strach.
Po długiej męce dotarłem do samochodu, otworzyłem drzwi, wsiadłem, zamknąłem je za sobą i... Wszystko ustało. "To nie jest dobre miasto do brania psychodelików" powiedziałem i odetchnąłem z ulgą, odjechaliśmy dalej.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_artykul_skrot/a12a216cf97460608e37260bc2663020f9aa0a82.jpg)
Dlaczego Portugalia może być europejską stolicą medycznej marihuany?
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/weedatwork.jpg)
Jeden na dziesięciu trzydziestolatków pracuje pod wpływem. Naukowcy biją na alarm
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news/klefedronfabrik5.jpg)
Polski narkobiznes zwiększa zasięgi. Czarny rynek domaga się towaru
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/sejm9.jpg)
Depenalizacja marihuany w Polsce już wkrótce? „Projekt jest już gotowy”
Czy jeszcze w tym roku w Polsce marihuana zostanie zdepenalizowana? Jak dowiedział się reporter RMF FM, poselski projekt ustawy jest już gotowy. Teraz jego autorzy szukają poparcia w innych klubach parlamentarnych.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/cocainehq720.jpg)
Zniknęło 400 kg kokainy. Policjanci objęci śledztwem
Biura dwóch policjantów z Biura ds. Zwalczania Przestępczości Narkotykowej we francuskim Nanterre oraz ich domy zostały przeszukane przez IGPN (Wydział Wewnętrzny Inspektoratu Policji) w związku ze sprawą „Trident”. Chodzi o zaginięcie blisko pół tony kokainy. Według informacji „Le Parisien”, przeszukania przeprowadzono w biurach dwóch policjantów z wydziału antynarkotykowego oraz w ich domach. Zarekwirowano także ich tablety i komputery.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/malenczuk2.jpg)
Maleńczuk bez ogródek o przeszłości. „Tęsknię za heroiną. To najlepsza rzecz na świecie”
Chociaż dziś Maciej Maleńczuk prowadzi względnie ułożone i spokojne życie, w młodości był uosobieniem hasła „sex, drugs, rock and roll”. Jak wielokrotnie wspominał, brakuje mu niektórych aspektów tamtych lat – przede wszystkim heroiny. – Tęsknię zwłaszcza za heroiną. To najlepsza rzecz na świecie – mówił bez ogródek muzyk.