-ej, zaczyna wchodzić. usiąde tutaj na kamieniu,obok Ciebie.
-ok.
koleżanka piła tylko piwo, więc była trzeźwa w sumie.
siedziałam tyłem do dróżki, założyłam kaptur. koleżanka pali papierosa.
-ej.. policja! (ona gasi papierosa)
-hehe
koleżanka nie żartowała, przede mną stanęło 3 policjantów. zapytali, czy jesteśmy pełnoletnie. a ja odpowiedziałam "nic nie brałam." bo myślałam, że zapytali, czy jesteśmy trzeźwe. młody policjant się zaśmiał i odpowiedział "hehe, ale pytałem czy panie są pełnoletnie."
byłam bardzo przestraszona. w końcu miałam przy sobie 2 g fuki i troche koksu. gdy sobie to uświadomiłam,a policjanci coraz to podejrzliwiej na mnie patrzyli, zaczełam się jąkać, oraz miałam drgawki. starszy policjant powiedział, że chce jakieś nasze dokumenty. koleżanka dała,a ja powiedziałam,że nie mam. po 2 minutach jednak wyjęłam dowód potwierdzający moją tożsamość. dex coraz bardziej się we mnie ładował. ci policjanci mnie otoczyli, ja już kompletnie zaniemówiłam. jeden z nich powiedział mi, że na komisariat mogą mnie zabrać, jeśli źle się czuje. znów się przestraszyłam.
-panowie, to normalne, że taka jestem, bo przeraziłam się. mam depresje,bezsenność, nie śpię po nocach, a panowie jeszcze nas tu nachodzą, kiedy my tylko spokojnie siedzimy ! po prostu zawsze tak mam. nie wiem czemu.
pytali z 20 razy, czy napewno wszystko ok. potwierdziłam. poszli. odetchnełam z ulgą.
Byl czas kiedy po zaopatrzenie zasuwaliśmy jakieś 30 km za miasto. Jedyny środek transportu jakim w tym czasie dysponowalismy był legendarny fiat 126p. Ten skubany maluch miał dość osobliwe poczucie humoru, bo z konsekwencja godna naszej reprezentacji w pilce kopanej, spierdalał się w najmniej oczekiwanych momentach. Już na sama mysl o wycieczce tym pojazdem dostawalem dreszczy, ale coz - lud czeka, to i trzeba zalatwic.
Plan jak zawsze taki sam. Piatek godzina 16:30 wyjezdzamy po to co trzeba i kolo 21 wracamy. Siedze w domu i czekam, wszystko po drugiej stronie juz zapakowane i czeka na nas. Podjezdza kumpel pod blok, schodze na dół i tu już pierwszy szok. Koleś przyjechał, ze swoim dziadkem. Po dragi z dziadkiem.
- No sluchaj stary, bo tu dziadek z nami dzisiaj pojedzie (pierwsze "co kurwa" z mojej strony), bo też coś musi załatwić (drugie "co kurwa").
- Ale jak to... Z nami?! Jak ty to sobie wyobrażasz. Siema, siema, dla nas to co zawsze, a dla dziadka trzy rolexy i dwie siaty weedziku? Czy jak?
- Nie, nie, dziadek musi tam do przychodni wjechać, bo coś tam, coś tam.
No ok. Pakuje sie z lekkim niepokojem obok dziadka, w sumie spoko koleś, troche sobie pogadaliśmy, cała sytuacja jest jednak co najmniej groteskowa. Co chwile jakieś telefony we wiadomych sprawach, zastanawiam sie ile dziadek jest w stanie zrozumieć z "no u mnie śnieg jeszcze nie padał, ale idzie front" (w środku lata), albo "ze żniw bede wracał pod wieczor", ale chyba jest dobrze, bo nic nie mowi. Dopiero potem sie dowiedzialem, ze jest prawie gluchy i wiekszosc czyta z ruchu ust, ale co sie nakombinowalem z nazewnictwem to moje. W kazdym razie, maluszek ostro grzeje, jak zostalem poinformowany "byl u mechanika i teraz to normalnie igla, nowka sztuka" i zostawiamy dziadka pod przychodnia. Prujemy zalatwic co trzeba i powrot po dziadka. Szczesliwi z udanej transakcji i malej kreseczce w dużo lepszych humorach wracamy po dziadka.
Sytuacja jest jeszcze zabawniejsza, bo teraz jedziemy samochodem obladowanym dragami i dziadkiem, ktory po wizycie u okulisty jeszcze przestal widziec wyraznie, przez krople. W ogóle to dostał zastrzyk w gałkę oczną i jakieś znieczulenie na to - odnieśliśmy wrażenie, że jest trochę pofazowany.
Stan malucha: dwoch lekko napizganych gosci z glucho-slepym-podćpanym dziadkiem. Taka biedniejsza wersja Las Vegas Parano. Suniemy po szosie niczym władcy świata w cadillacu, no prawie cadillacu i jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, kaszlak postanowił zrobić psikusa i się zjebać. Dosłownie 20 minut przed celem. Wspominałem, że zarzuciliśmy jakieś 10 minut przed tym po tablecie z ukrycia? Nie? No to w taki o to genialny sposób przygotowaliśmy sobie przypał murowany. Tabletki ładują się co prawda wyjątkowo opornie, więc mieliśmy jeszcze co najmniej 50 minut na wykombinowanie - co począć.
W dużym skrócie: Pieknie kurwa. Zasieg w porywach na jedna kreske, srodek pola, nastepny samochod pewnie pojedzie za dwie godziny. Dobrze chociaż, że jest ciepło, bo w środku zimy śmierć murowana.
Chuj otwieramy maskę - eureka!
Znalezlismy przyczynę - silnik wyjebało! Nie ma i koniec (chyba jednak troche sie porobilismy) Siadamy z powrotem do samochodu i prowadzimy calkiem powazna rozmowe, w ktorym momencie moglismy owy silnik zgubic i na milosc boska, jak udalo nam sie bez tego silnika tyle ujechac. Doszlismy do wniosku, ze ktos musial go zajebac pod przychodnia i nagle odzywa sie dziadek, ktoremu chyba zaczal wracac wzrok (albo w cudowny sposob polepszyl mu sie sluch)
- Maluch. Silnik jest z tylu.
O tak! Uratowani - wystrzelilismy z malucha jakby ktorys z nas mial jakiekolwiek pojecie o samochodach. Otwieramy maske i patrzymy na silnik, jakby zaraz miał się odezwać chuj wie skad i jak, głos w stylu Ivony: Zjebała się pompa. Należy zrobić to, to i to.
Jak nie trudno się domyślić nic takiego nie miało miejsca, a my po prostu jak dwa debile wpatrujemy się w silnik. Po jakiś 10 minutach doszliśmy do wniosku, że chyba jednak zgubienie silnika nie jest przyczyną awarii. Wreszcie poszliśmy po rozum do głowy i poprosiliśmy naszego lekko porobionego, głuchego i niedowidzącego oldboya do pomocy.
Dziadek stanął nad otwartą klapą od bagażnika, widać, że mózg grubo pracuje, pojawia sie pot na czole (ale to moze byc od słońca) i po kilku chwilach się odzywa:
- To chyba alternator.
Zlitujcie się narody, co to kurwa jest alternator. Patrze na ziomka, po jego minie widze, ze to urzadzenie jest mu rowniez obce, wiec postanawiam iść va banque.
- Też tak sądzą. Ale nie mam pewności.
Dziadek złapał haczyk, nie ma pojęcia, że ja pierwszy raz w życiu spotkałem się twarzą w twarz z alternatorem i chwyta za jakieś kable w silniku. Nagle, chuj naprawde wie po co, szarpnął i wyrwał z 4 kolorowe przewody.
Patrzy na nas z poważną miną:
- Teraz to na pewno alternator.
O rzesz kurwa jego mać. Tośmy sobie pomocnika znaleźli. Cóż nie pozostaje nic innego jak poszukać zasięgu i kogoś kto rozwiąże nasz problem, czyli po nas przyjedzie. Pragnę zaznaczyć, że tabsy zaczynają działać
Ruszyliśmy na polanę, dziadka poinstuowaliśmy, żeby nie oddalał sie od kaszlaka nawet na metr i chodzimy jak takie dwa durnie po polu szukujac zasiegu. Znalezlismy, dzwonimy, ktos nas przyjedzie i zaholuje.
Wracamy do kaszlaka, a tam ... pusto. Gdzie jest dziadek?! Tętno takie, że gałki oczne zaczęly mi pulsować, ziomeczek zdaje się mdleć. Ok. Rozjebany samochód i spóźnienie damy rade wytłumaczyć, ale z zagubieniem dziadka, może być trudniej. Dużo trudniej.
-Chłopaki! - uffff. dziadek krzyczy ze skraju lasu, że był się tylko odlać i chwali się, ze nawet widział lochę, z małymi dzikami. Wypas na maksa, my prawie na zawał zeszliśmy, a dziadek eksploruje pobliskie tereny.
20 minut pozniej podjeżdza ziomek. Montuje linkę, przeklina, że tacy porobieni już jesteśmy i w ogóle, że jak nas pały zjadą to wszystko na nas, on sie odcina i takie tam pierdolenie. Po krótkim losowaniu (10 rundek papier, kamien, nożyce - myslalem ze nas zajebie) wybraliśmy kierowcę. Jedzie ziomek. Wlasciwie to hamuje, bo do domu prosta droga, dwa zakrety i troche dziur. Prosta sprawa.
Po 400 metrach wkurwiony ziomek co nas holuje zatrzymuje samochód i podbiega do szyby.
- Wyjdź.- kumpel wychodzi z samochodu - słuchaj kurwa, nie ujechaliśmy pół kilometra, a ty 3 razy szarpnales tak ze mi hak prawie ujebalo i raz pocałowałeś zderzak. Przecież ty nie możesz jechać. Dziadek zaraz ci na zawał zejdzie.
Postanowiliśmy. że kumpel wezmie dziadka, odsawi go do domu, zawinie jeszcze drugiego kierowce, a my poczekamy w samochodzie.
Pojechali.
To co nie bedziemy na fazie czekać w samochodzie, chociaż obiecaliśmy, ale usiadziemy w lesie, tak zeby fure widziec. Dla bezpieczeństwa zciagniemy samochod na pobocze. Kumpel siada za kierownice, ja pcham.
- Ty hamuj.
- To musisz wpierw pchac, bo sie nie ruszamy
- Jak sie nie ruszamy. Kurwa widze ze sie przesuwa
- Chyba w dupie. Pchaj nie pierdol
- Przeciez mowie, ze kurwa pchaaa... - jebs!!!
- A nie mowilem, ze pcham.
No kurwa pewnie ze mowilem, tylko ten debil tego nie zauwazyl i zaparkowalismy malucha w rowie. Małym bo małym, ale bez linki i samochodu nie dało rady wyciągnąć. Chuj, zapakowalismy caly towar plecak, ostro juz sfazowani po konsekwentnym dojadaniu dropów usiedlismy na pod najbliższym drzewem.
Calkiem juz zrezygnowani, kompletnie urobieni, ale swiadomi calej sytuacji, wlasciwie tylko wzdychamy. I sluchamy szumu i szelestu lasu. Szelest staje sie coraz głośniejszy. coraz bardziej się wczuwamy i ...
- tej, ten krzak do nas idzie - całkiem na poważnie ziomeczek rzuca takim tekstem do mnie.
- Co ty pierdoli ... ty faktycznie - uwaznie przygladam sie krzaczkowi, który dzielnie zmierza w naszym kierunku.
Powoli zaczynało do nas docierać, że ów krzaczek jest całkiem pokaźnych rozmiarów - lochą. Nie wiem czy była z małymi, czy nie, ale jako człowiek wychowany w pobliżu terenów zielonych wiem, że jak locha ma młode, to trzeba spierdalać ile sie da. I tak też uczyniliśmy.
Nie ma sensu opisywać, że bieg w pełnym stresie, na pełnej pizdzie, w lesie pod wieczór jest nieciekawym przeżyciem. Nawet nie wiem, czy ta locha nas goniła, chyba nie, ale dla wlasnego bezpieczenstwa gnaliśmy ile fabryka dała.
Jak dotarliśmy na miejsce, to maluch został już podpięty i wyciągniety z rowu, na nas czekał całkiem wkurwiony komitet powitalny. Po krótkim tłumaczeniu, które spotkało się z niewielką aprobatą i jeszcze mniejszym przekonaniem, ze historia jest prawdziwa ruszyliśmy do domu..
Siadamy już w pełni wyluzowani, otoczeni wygłodniałymi ludźmi czekajacymi na to co ich. Ziomek mówi:
- Tej typie. A ty wziales ten plecak z lasu?
Ta noc jeszcze trwała długo!
fatalne w skutkach może być niepohamowane żarcie Benzosów i
zapijanie bez opamiętania etanolem.
Było to po wypłacie, miałem hajs, w dodatku uczciwie
wyłudzone bibuły na 2 op. klonów i opakowanie Tramalu Retard
30 X 100mg. Wziąłem więc mój zajebisty, magiczny plecak z
Reebok'a i pojechałem do apteki. Plecak zaczął się zapełniać.
Stwierdziłem, że leków z moich recept będzie za mało.
Dokupiłem więc jeszcze od kumpla klonów i kilka listków
Tramca. Zakupiłem też pół kilo lewego tytoniu (dobry, taka
poduszeczka dupna tego była) maszynkę do zbijania szlug,
tutki. Poza tym dwie paczki sklepowych kiepów (Marlboro
miętowe i jakieś inne, mocne). Wszystko w plecaku.
Było już po 22.00, wpadłem jeszcze do kumpla na piwo.
Oczywiście cały czas pożerałem Tramala z klonami. Jak
wychodziłem od znajomka, pamiętam, że podśmiewał się, żebym
uważał, bo już wyglądam jak ostro zgrzany narciarz.
Pech chciał, że czekając na tramwaj, spotkałem drugiego
fumfla, pamiętam tylko jak palę z nim fajki, po czym gada,
żebym szedł z nim na piwo, stawia mi. Z chęcią poszedłem.
Dalsza część to tylko urywki, które ledwo pamiętam. To jak
doimy piwsko w innej części miasta, potem jak jadę w tramwaju
a na koniec jak cioram ryjem w trawie przed moim blokiem.
Dopiero rano skapłem się "kurwa plecak!". Oczywiście po
plecaku, razem z całą zawartością ani śladu.
Do dziś nie wiem, czy ktoś mi go gdzieś skroił, czy poprostu
w stanie ostrego odurzenia zostawiłem go w tramwaju.
Na pełnej wkurwie poszedłem na psiarnię zgłosić kradzież
plecaka z zawartością leków psychotropowych (klony) oraz
narkotycznych (Tramal). Lekarz mi to przepisuje, więc bez
przypału powiedziałem, co było w środku, plus część
dokumentacji medycznej. Zażyczyłem sobie od psa zaświadczenia
dla lekarza, że opierdolono mnie z tych leków.
Doktór nie przepisał mi poraz drugi smakołyków, dał za to
skierowanie do Neurologa, zresztą bardzo fajnego, jak się
okazało.
Idiota ze mnie, nic nie nauczyło mnie to, że w podobnych
okolicznościach, pół roku temu, zajebali mi tak saszetkę z
listkiem klona i listkiem Tramca, no i połową wypłaty...
Morał tej historii taki, uważajcie bardzo na Benzo łączone z
alko oraz niespodziewanie spotkanych znajomych.
wczoraj z moją przyjaciółką siedziałyśmy u mnie,cośtam,picie,koda,nodding,miałam ją odprowadzić,jako,że mieszkamy 5 minut od siebie,żeby wygodnie bylo to śpimy bu siebie,nie ważne, i ioa mi mówi,że na przytsanku gdziestam na ursynowie widziala listek Xanaxu leżaący przy koszu,z jedną tabletką chyba całą,ale niew była pewna,poza tym,nie ćpa tak jak ja,więc zostawiła to.i pojechalysmy autobusem na ten przystanek i byl tam ten xanax,nie wiem,po nchuj mi,ale,zeby sie nie zmarnowal
Gdy je przeniknąć Zrozumienia błyskiem -
A czysty Rozum to upadek w Obłęd -
Lecz Większość - jak we Wszystkim -
Narzuca swoje Kategorie -
Przyjmij je - jesteś Normalny -
Odrzuć - czekają na Furiata
Kajdany i Kaftany
Cóż, moje ciało nie ma w zwyczaju słuchania moich rozkazów w takich momentach, więc osuwam się powoli z siedzenia na podłogę. Nawet nie próbuje się ratować, wiem że spotkanie z ziemia jest nieuniknione. Zasłużyłem sobie, ciężko pracowałem na ten stan cały tydzień ładujac w siebie niezliczone ilości, bliżej nieznanych substancji zapijajac je litrami alkoholu. Znacie to uczucie, kiedy myśli się zupełnie świadomie i trzeźwo, ale wszystko dookoła jest w innym wymiarze, łacznie z własnym ciałem? Moment w którym dostrzegasz siebie w sposób w jaki widza cie inni?
Kiedy to sie kurwa stało, kiedy przeoczyłem moment, w którym ze schludnego i błyskotliwego użytkownika, stałem się ta leżaca szmata na ziemi, która każdy inny człowiek omija szerokim łukiem? W którym momencie porzuciłem swoje dotychczasowe marzenia i plany na rzecz urojonej krainy szczescia? Wreszcie, czym różnie się od własnego ojca, któremu w twarz wykrzyczałem, że nigdy nie stocze sie jak on?
Kurwa, ile pytań na tej jebanej podłodze i na żadne nie umiem odpowiedzieć. Dobra, trzeba zaczac działać i przetransportowac sie na siedzisko. Tępym wzrokiem szukam jakiejś poręczy, której mógłbym się chwycić, jakiegoś podparcia, czegokolwiek. LSD i MDMA jeszcze kraza po moim organizmie, wiec moje zdolnosci organoleptyczne sa mocno watpliwe.
Jest! Wreszcie, zimny kawałek metalu znalazł sie w moim uchwycie, próbuje się podnieść. Słysze te załosne dzwieki jakie wydaje z siebie, ale nie umiem im zapobiec, nei umiem sie powstrzymac, nie umiem zapanowac nad wlasnym cialem. Czesc uczestnikow tego zalosnego spektaklu przyglada sie z zainteresowaniem i wyraznym obrzydzeniem, reszta tylko z obrzydzeniem odwraca wzrok.
Kurwa, nie udało się. Drugi raz upadłem, co ja jezus jestem? Cierpie za cpunskie dusze?! Katem oka dostrzegam jak mloda matka odwraca glowe dziecka od mojego widoku i cos mu tlumaczy. W przyplywie energii zrywam sie z ziemi rzucam na siedzenie. Siedze, chociaz cos osiagniete. Sukces.
Nie moge przestac myslec o tym dziecku. Nie bawi mnie moja przygoda, zreszta nie bawi juz mnie od lat, staram sobie chociaz troche wyobrazic, co moglo o mnie to dziecko pomyslec. Odbicie mojej twarzy w szybie wiele tłumaczy, a już na pewno odpowiada na pytanie dlaczego leżałem przed chwila na ziemi.
Musze zrobić wszystko, żeby odpedzić od siebie tego bad tripa, ale zaraz, zaraz... Bad trip, czy bad life? DO KURWY JASNEJ! Trzeba pozbierać myśli, trzeba się wydostać z tego tramwaju, trzeba spierdolić z tej rzeczywistośći.
Szarpię się sam ze soba, sprawdzam czy dam rade wstać, czy dam rade zrobić kilka kroków, ale nie dam. Nie dam rady. Żałosne. Opieram głowę o szybę, czuje ten przyjemny chłód trzy razy bardziej niż normalne. Koniec walki na teraz. Koniec walki na najbliższe minuty. Mam miesieczny w kieszeni, moge troche pokampić w tramwaju.
Dziecko ciagle siedzi w mojej glowie. Przecież ja też kiedyś taki byłem, też chciałem być strażakiem, lekarzem, pilotem - kimś. Mi też mama pokazywała panów, którzy swoje życie przegrali ostrzegajac przed tym samym. Czy bedac na miejscu tego dziecka i patrzac na siebie powiedzialbym, ze chce taki byc za 20 lat? Czy jest sens w ogole zadawac sobie takie pytania, skoro odpowiedz jest oczywista?
Nie mam pojecia ile czasu spedzilem w tym tramwaju. Nie wiem ile jeszcze pytań sobie zadałem, na ile nie znalazłem odpowiedzi, na ile odpowiedzialem blednie, a na które udało mi się trafnie odpowiedziec. Ciesze sie jednak, ze nie mialem juz okazji powtórzyć tych pytań do siebie w tak poszarpany sposób.
//2012
Ale wiesz co? (niby mi wiadomo że zdania nie zaczyna się od ale ^_^ ) jutro jest pierwszy dzień. Uczesz się, ubierz jak przystoi i wypatruj tego czego nie widziałeś tarzając się we własnej niedoli. Coś mi mówi że nie jesteś zeszmacony, bo widzisz to z dosadnością jakiej nie jest w stanie osiągnąć ktoś na dnie. Może to trampolina?
Stoimy z kolesiem gadamy-podchodzi jeszcze jeden "siema"- na to my "ma sie". Dalej jak to zwykle bywa (lufa,piwko) i gadka co tam ostatnio się porabia bo zbyt często się nie widujemy. Pochwaliłem się, że byłem z rodzinką na grzybach a kolo bleba i zaciesza :-D . Po chwili zwałki postanowił nam wytłumaczyć z czego tak zacieszał: Też byłem na "grzybach" ostatnio "rowerkiem" i chuja znalazłem nawet rowera a szukałem z godzinę.
Wyszło na to, że naprawdę pojechał do lasu na bicyklu zbierać prawdziwki, spizgany go poprostu nie znalazł miejsca gdzie zostawił rower albo raczej ktoś mu go zajebał :old: było nie prowadzić pod wpływem.
Pozdro
Uwaga! Z decyzją poczekaj na radę bardziej doświadczonych.
Bylem ostatnio na Ukrainie. Na "pewnym" przewspanialym forum wyczytalem, że bez problemu do ogarnięcia jest tam tramadol..
Wchodzę więc do apteki. Na ścianie ikona, pachnie kiszonymi ogórkami. Biorę glęboki wdech i twardo zaczynam
-Skolko stoit tramadol?
Chwila badawczego spojrzenia aptekarki.. (od tej pory tlumaczę na polski)
U nas tramadol jest na receptę. Nie wiem, co u was bierze mlodzierz, ale u nas kodeinę.
..I zaczyna wystawiać na ladę kolejne leki z kodeiną, dyktując cenę i jej zawartość.
To bylo.. Krępujące
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_artykul_skrot/otwarcie-punktow-sprzedazy-marihuany-1038x1038.png)
Analiza danych: Otwarcie legalnych sklepów z marihuaną powiązane ze spadkiem zgonów opioidowych
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/weedatwork.jpg)
Jeden na dziesięciu trzydziestolatków pracuje pod wpływem. Naukowcy biją na alarm
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/eudrugs-markets-key-insights_0.jpg)
Narkotykowy krajobraz Europy. Nowy trendy na czarnym rynku
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/marijuana-smoking_0.jpg)
Palenie marihuany trzykrotnie zwiększa ryzyko raka jamy ustnej w ciągu pięciu lat
Najnowsze badania naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego pokazują, że osoby z zaburzeniami związanymi z używaniem marihuany (CUD) mają ponad trzykrotnie wyższe ryzyko zachorowania na raka jamy ustnej w ciągu pięciu lat. Związek ten utrzymuje się nawet po uwzględnieniu takich czynników jak palenie tytoniu czy wiek. Wyniki rzucają nowe światło na potencjalne zagrożenia zdrowotne związane z długotrwałym i intensywnym używaniem konopi.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/lisbon_international_airport-scaled.jpg)
Milion dawek heroiny w jednym bagażu na lotnisku w Lizbonie. "Niezwykle starannie ukryte"
Milion indywidualnych dawek heroiny zarekwirowali funkcjonariusze portugalskiej policji w porcie lotniczym im. Humberto Delgado w Lizbonie. Narkotyki znaleziono w bagażu jednej z pasażerek.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/cannaworld.jpg)
Właściciele sklepów z marihuaną pozywają stan. Urzędnicy pomylili się przyznając im licencję
Grupa kilkunastu punktów sprzedaży marihuany w Nowym Jorku wniosła w piątek pozew przeciwko stanowi. Właściciele domagają się uznania, że lokalizacje ich sklepów są zgodne z prawem pomimo błędu urzędników, którzy przyznali, że przez lata źle interpretowali przepisy dotyczące minimalnej odległości od szkół. Sprawa trafiła do stanowego sądu najwyższego w Albany.