Na srebrnej tacy.
Wchodzę do piwnicy kamienicy w samym centrum Warszawy. Mój były kochanek i jego kolega przepuszczają mnie w drzwiach. Ostrożnie schodzę w dół, wypiłam trzy piwa, jest mi całkiem wesoło. MTM wyciąga z rur spod niskiego sufitu piwnicy wagę jubilerską, folię aluminiową i plastikowy kubeczek. MTM i MG rozmawiają o swojej koleżance, której nie znam, a która jest w toksycznym związku. W sumie mi jej szkoda, ale mam na ten moment inne priorytety. MTM mówi do mnie:
- Jeden zero siedem. Żeby nie było. Zobacz.
Patrzę, ale mu ufam. Ufam MG, więc ufam i jemu. Ale patrzę. Coś mi mówi, żeby spojrzeć. Wyciągam odliczoną kwotę z torebki.
- Dla nas wziąłem trójkę- mówi do MG odmierzając w kubeczku kolejną porcję. Obie zawinął w folię aluminiową. Schował swoje cenne akcesoria. To czas na opuszczenie piwnicy.
Przechodzimy głównymi ulicami miasta. Ja z MTM idziemy prosto do mieszkania MG, za to MG idzie do sklepu po piwo. Gdy już kawałek się oddalił, krzyczę do niego- weź mi jakieś smakowe!
Wchodzę z kumplem byłego kochanka do wielkiego bloku. Klucz zacina się w zamku, otwiera nam portier. Opowiada o częstym problemie z kluczami. W windzie przyciskam trójkę. Już tu kiedyś byłam, cztery lata temu, ale w zupełnie innym celu. Wtedy MG był przeziębiony, odwiedziłam go, również będąc na zwolnieniu lekarskim. Jego mama przyszła do pokoju przypominając dorosłemu synowi o zbliżającej się godzinie przyjęcia antybiotyku. Przyniosła mu też kebab. Dziś to On przynosi jej kwiaty na grób.
W mieszkaniu panuje lekki chaos. Nie jakiś wielki, nawet jestem trochę zdziwiona, jak po roku bycia sierotą MG sobie radzi. Mogło być gorzej- myślę. Nawet u mnie jest większy. Siadam na fotelu komputerowym skąd MG zapewne wykonuje pracę zdalną. Chociaż on woli określenie home office. Niech mu będzie, bardziej światowo. Wykonuje z tego fotela home office. Po niedługiej chwili wraca z piwem. Otwiera mi Desperadosa o smaku whisky. Nie lubię whisky, tego piwa nie piłam, ale serio, naprawdę mi to już wszystko jedno.
Otwierają piwo.
Otwierają folię aluminiową.
Na stole srebrna taca.
- Obiecywałem Ci, że podam Ci na srebrnej tacy- mówi zalotnie MG.
No i podał. Rozdzielił. Patrzy na mnie i czeka.
Znasz to uczucie kiedy rzeczy materialne do Ciebie mówią? Znasz to uczucie, kiedy nie powinieneś, a chcesz? Znasz to uczucie, gdy rośnie apetyt na zło?
Ja tak.
MTM podaje mi rulonik zrobiony z biletów komunikacji miejskiej. Biorę go do ręki, ale odmawiam użycia.
Znasz to uczucie kiedy wiesz że będziesz żałować, ale w jakiś sposób inne korzyści przerażają? Znasz to uczucie kiedy serce przyspiesza na samą myśl?
Ja tak.
- Proszę, wiem że chcesz. Zapraszam.
MG mówi dokładnie to samo, co mój głos w głowie. Oni wiedzą, że ja chcę. Przejrzeli mnie. Mówię, że nie lubię w nos. Bo mnie gryzie. Sprawia mi to dyskomfort. Panowie mówią, że to najlepszy sposób. Mój jest gorszy- wcierając w dziąsła zniszczę zęby. Ale jak to ja, chcę zrobić po swojemu.
Wstaje z fotela do home office. Trzęsą mi się mięśnie. Patrzę na MG. Uśmiecha się.
Znasz to uczucie kiedy kłamiesz bliskiej osobie? Znasz to uczucie kiedy coś obiecujesz i wiesz, że zawiedziesz?
Ja tak.
Znasz to uczucie, kiedy ulegasz?
JA TAK.
mefedron gryzł mnie w nos, miał kryształki. Towar z białej tacy jest gładki, drobny. Niezwykle miałki. Towar z białej tacy to królowa.
Podchodzę na stosunkowo prostych nogach. Tylko ja wiem, co mam w głowie. Wyciągam palec wskazujący lewej dłoni. Przyciskam. Kiedy trochę proszku osiada na opuszku, wykonuję gest. Gest, który znam.
Siadam na fotelu. Czekam. Wchodzi gładko. Nie jest agresywna. Można jej trochę nie zauważyć, pomyśleć, że to normalne. Można się trochę pomylić. Można chcieć więcej. Teraz jednak wezmę MTM-ową rurkę. To krępujące, gdy ktoś patrzy. Szczególnie, kiedy nie masz wprawy we wciąganiu kresek. Obaj M. patrzą, a ja wciągam krzywo, rozsypując kreskę po srebrnej tacy. Coś poszło. Czuję, bo nie da się nie czuć. Nie boli. Jest lekko.
Wiem, że powinnam wrócić do domu. Zerkam na telefon. Mam cztery nie odebrane połączenia i dwie wiadomości. Od miłości mego życia. Wiem, że muszę wrócić do świata.
Myję lusterko mydłem w płynie. Wycieram do sucha. Rozwijam zawiniątko z folii aluminiowej. Rozbijam jego zawartość legitymacją studencką. Roluję stu złotowy banknot.
Siedzę w wannie. Nie włożyłam korka, a woda się leje z kranu. Nie jestem w stanie się umyć. Wiem, że powinnam wyjść, ale to tak trudne, że nie wiem jak to zrobić. Ciągle obiecuję sobie, że za trzy sekundy ruszę się, zakręcę wodę i wyjdę z wanny. Tylko nie wiem jak to zrobić. Czuję że zdrętwiała mi lewa reka, i bolą mnie pośladki. Siedzę bez ruchu. Chciałabym posiąść tę nadludzką moc aby wyjść z wanny. Nie wiem, ile minęło czasu. Najpewniej nie mało. Obracam się w stronę kranu i czuję ból pośladków. Ręka trzęsie się tak, że zaczynam wątpić w to, czy jestem na siłach zakręcić wodę. Czuję że chcę nią poruszyć, a ona porusza się, trzęsąc się, ale o śmieszny milimetr. Kurwa, nie dam rady. Umrę w tej wannie. Ostatkiem siły woli pcham rękę wprost na kran. Cudem woda przestaje lecieć. Próbuje podciągnąć ciało rękami na brzegach wanny. Moje ręce mówią mi, że ważę tonę. Kolejny moment zwątpienia, nie dam, kurwa, rady. Nie dam rady wstać. Wydaję z siebie niekontrolowane odgłosy jęczenia. Nadludzką mocą podnoszę swe ciało. Trzęsę się jak galareta, a to, że muszę się wytrzeć i ubrać potęguje to trzęsienie. Nie lubię uczucia braku kontroli nad tym, co kontrolować pragnę. Chcę wytrzeć tułów i kończyny, chcę ubrać czystą bieliznę i czystą koszulkę. Stawiam sobie w takim stanie nieadekwatne cele, którym nie umiem sprostać. A ja, na ten moment, nie umiem sprostać absolutnie niczemu. Nigdy w życiu tak się nie trzęsłam, nie kłamię, przysięgam, nawet po pregabalinie po której nie byłam w stanie chodzić. Umiem utrzymać telefon w dłoni, to już naprawdę duże osiągnięcie, jednak nie potrafię wybrać kontaktu z książki telefonicznej. Próbuję rozchodzić trzęsące się nogi, próbuje nie zacząć płakać z bólu. Zaczynam więc płakać ze strachu. Lekko. I właśnie wtedy udaje mi się wybrać numer w telefonie. Kiedy MG odbiera wybucham już naprawdę niekontrolowanym płaczem. Bez ani jednego mojego słowa, on rozumie mnie teraz bez słów. Uspokaja, każe pić wodę. Mówi, że to normalne, że minie. Umrę, mówię. Umrę, słyszysz? Czuję że nie przeżyję kolejnych pierdolonych minut. Są tak długie, tak trudne, tak bolesne. Wcale nie chcę kolejnych minut. W ustach czuję smak krwi i żółci. Do kibla pluję pianą z żółci, krwi, śliny i coli, bo to jedyne co udało mi się przełknąć. Trudno to nawet nazwać wymiotowaniam. Nawet tego w tej chwili nie potrafię dobrze zrobić. Mogę umrzeć, myślę. Mogę, bo dlaczego nie? Dlaczego miałabym nie przestać oddychać, dlaczego miałoby nie stanąć mi serce? Dlaczego, skoro czekam, ale nie wierzę w to, że cokolwiek się zmieni. Składam się z naiwności bez pokrycia. Składam się z wiary bez sensu. I z nadziei bez powodu. Ale żyje, nie przestaję oddychać, moje serce nadal nie stanęło. Przeżyłam ten dzień. Dziś nie umarłam. A jutro? Jutro też jest dzień.
Dawka: ok 1,5g
Mieszkanie najlepszego kumpla i on sam.
"Trip down memory lane"
Dostałem od przyjaciela trochę ususzonych grzybków. Po raz pierwszy spróbowałem w Amsterdamie magicznych trufli i się zajawiłem. Jakiś czas temu chyba lekko się zatrułem i myślałem, że umieram dosłownie zbierałem się do dzwonienia po karetkę ale wytrzymałem. Wczoraj dałem im jeszcze jedną szansę... no i opłacało się :)
Było około 22, kumpel leżał sobie na łóżku całkiem trzeźwy, ew zmęczony owym dniem. Ja zjadłem wyżej wymienioną porcję. Ładowało się dość długo, ponad godzinę. Bodyload typowo nieprzyjemny, jakby zjarany/najebany ale niezbyt miło. Po chwili wyluzowałem się i zaczął się tripek. Mając jakieś tam małe doświadczenie wiedziałem czego się spodziewać więc teraz chciałem na maksa wykorzystać potencjał substancji. Na początku odczułem lekkie falowanie firanek i otaczających mnie rzeczy aczkolwiek na tyle luźne, że nie wplywało to na resztę odczuć. Po pierwszej godzinie zauważyłem cień lampy, który wyglądał jak medytująca kobieta. Widziałem jak powiewają jej włosy i rusza barkami w rytm muzyki. Mega przyjemna sprawa. Przejdę do sedna. Muzyka wprawiła mnie w strasznie nostalgiczny nastrój. Cofnąłem się do czasów dzieciństwa, potem gimnazjum, liceum, studia. Przypominały mi się poszczególne sytuacje, które czułem, że miały jakiś wpływ na kształtowanie tego kim aktualnie jestem. Gdy skupiałem się na jakimś wspomnieniu dosłownie potrafiłem odczuć co dokładnie czułem w tamtym momencie życia. W pewnym momencie pomyślałem o rodzicach i wzruszyłem się - pomyślałem o wszystkim co dla mnie zrobili przez całe moje życie i jak wdzięczny jestem, że są ze mną nadal. Potem wleciały do głowy różne dziwne kminy. Jedną, główną z nich, na której się skupiłem było to, że cały świat i system w którym funkcjonujemy opiera się na tym kto jest sprytniejszy i jest w stanie lepiej/obszerniej oszukać resztę ludzi - ten ma najwięcej. Przeżyłem to bardzo bo z natury staram się być dla wszystkich jak najlepszy a świadomość, że jest tak jak wyżej napisałem uzmysłowiła mi, że nie osiągnę nic będąc po prostu dobrym człowiekiem. Przy tych myślach towarzyszył mi wciąż dobry humor. Prowadziłem rozmowę wewnątrz głowy z samym sobą. Miałem chęć podziękować każdej osobie, którą spotkałem w życiu i miała na mnie jakiś wpływ, chciałem wyjaśnić wszelkie kłótnie z przeszłości, 0 bad vibes. Pod koniec odpaliłem przez przypadek ten utwór i wkręcił mi się na tyle, że słuchałem go do końca tripu : https://soundcloud.com/waywell/waywell-tube-ambient-mix , bardzo polecam. Rozpływając się w błogości odpaliłem na yt jakieś cuda natury na świecie i miałem poczucie jakbym zdawał sobie sprawę, że do życia nie są potrzebne dobra materialne i życie wśród samej natury też jest jakąś opcją (lepszą). No i tak do końca. Bardzo miłe przeżycie. Polecam grzybki wszystkim świadomym ludziom - niesamowite.
Dzięki
Korzystając z odpowiednich S&S postanowiłem wrzucić hometa. Będąc na lekkiej tolerce, jednocześnie oczekując dosyć mocnego tripa padło na 40mg. Wrzucone około godziny 19:30, spowodowało lekkie wizuale, ciekawe cevy, i lekkie zmiany percepcji. Około godziny 21:30 uznałem że jest za słabo i wleciało 15mg, a około 22 kolejne 15mg i dalej nie pamiętam praktycznie nic... Jedynie jakieś przebłyski świadomości, w telefonie mam tylko zapisane że były jeszcze 2 dorzutki po 15mg homipta około 23 i 23:30, pamiętam coś jak przez mgłę, potem coś kojarzę o północy rozmyślałem nad kolejną dorzutką, której już nie było. Potem kolejna luka aż do godziny 2:00, wtedy jakbym się obudził i zastanawiał się kim jestem, po co tu jestem i co się działo przez ostatnie godziny? Wrzuciłem 1mg eti i w kimę, jednak nie na długo bo pimiędzy 3:00 a 5:00 rzygałem jak kot...
Zdecydowanie to był dziwny trip, z tego względu że nie pamiętam nic, co robiłem, co myślałem ani co widziałem.
pisanie tego przesadnie długiego raporta na 20 kartek a4 zajęło mi półtorej roku ale już jest. Zapraszam:
https://neurogroove.info/trip/l-k-i-odr ... a-opolskim
23 października 2020Dualizm22 pisze: CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ ? DOPAL TO CO ZOSTAŁO W BUTELCE.
- Ilość spożytej substancji - 2-2,5g psilocybe cubensis
- Twój status - lat 30+, od 16 lat zarzucałem wszystko ze stimów, sajko i benzo
Raport ten chciałbym zacząć od kwestii iż mimo mojego sporego doświadczenia, a zażywałem dawki typu 6g grzybków czy 100mg homipta, niezbyt wielka dawka grzybów może przynieść jeden z najgrubszych tripów, ale do rzeczy.
T+0
Spożywam, wraz z towarzyszem podróży, część napoju przygotowanego z 5g grzybów i melisy. Udajemy się w miejsce tripowania.
T+15min
Coś zaczyna się kręcić, pojawia się ojciec któremu zebrało się na pogaduchy. Za chwile pojawia też się znajomy, myślę sobie "ciekawie się zaczyna".
Po krótkich pogawędkach siedzimy dalej na miejscówce i czekamy aż rozkręci się na dobre.
T+50min
Dorzutka naparu, zostało go już niewiele ale wolę nie szaleć z dawką, po prostu nie czuje się na siłach.
Kilkanaście minut później mimo ogromnego lęku wysokości leżę na dachu ciężarówki, mocno się trzymając bo ta przechyla się co chwile. Towarzysz podróży buja się na fotelu, razem z częścią łąki i stawu, chyba jest nieźle.
T+1,5h
Wzięło nas mocno na śmiechawę, mega pozytywny humor, dużo żartów, wizuale coraz ciekawsze, trawa na łące dawała bardzo ciekawe efekty trudne do opisania.
T+2h
Dokończyliśmy resztę naparu i ruszyliśmy w drogę "do krainy wyobraźni". Droga przez las, dotarliśmy do małego stawu w którym to woda mocno "żyła". Ruszała się jakby coś w niej pływało, zmieniała odcienie.
Kolejny przystanek był na łące, trawa już nie była trawą a bardziej jakąś płaszczyzną, warstwą zmieniającą kolory. Nagle zobaczyłem zielono-żółte okręgi rozchodzące się niczym jakaś energia, których centrum jest krzak, który wtedy wyglądał jak twarz jakiegoś posągu z mezopotamii. Ciekawe doświadczenie. Ruszamy dalej w drogę, kolejny las i kolejna łąka, oevy nie tracą na widowiskowości. Nagle słychać trzask drzwi, podjechały dwa auta i wysiadło z nich dwoje ludzi. Byli jakieś 10-20m od nas i szli w naszą stronę, jednak nie zwracaliśmy uwagi i poszliśmy dalej. Ciekawe jest to iż podczas poprzedniego tripu w tym samym miejscu również widzieliśmy ludzi, aczkolwiek wtedy ich nie było. Czy byli tym razem? Zostanie to nierozwiązaną zagadką.
Kierujemy się do kolejnego ciekawego miejsca, około 8ha przestrzeni otoczonej drzewami, górka, dolina, na każdym kroku było coś ciekawego. Kładąc ręce na beli siana czułem jak się w niej zatapiają i zlewają w jedną całość. Dźwięki zwierząt dochodziły do mnie w specyficzny psychodeliczny sposób. Coraz bardziej się ściemnia, zaczyna nachodzić mgła. Decydujemy się na powrót do "bazy" tą samą trasą.
Na poprzedniej łące samochodów ani śladu, jedynie narastająca mgła dająca bardzo dziwne acz ciekawe uczucie. Przejście przez ciemny las dawało lekkie uczucie niepokoju ale bardziej było to podekscytowanie. Na ostatniej łące po drodze doświadczyłem całkiem nowego efektu, nagle na sekundę zrobiło się jasno jak w dzień, mój towarzysz tego nie widział, ale ja miałem to kilkukrotnie. Mgła, podświetlana przez oświetlenie pobliskiej miejscowości robiła duże wrażenie, od razu kojarzył mi się film "silent hill".
T+4h
Nasza piesza wyprawa zajęła dwie godziny. Przebyliśmy w tym czasie aż kilometr w jedną stronę! Peak był za nami ale działanie grzybków było nadal bardzo silne. Dyskomfort zaczął sprawiać mi fakt że jestem totalnie przemoczony. Zdecydowaliśmy przenieść się do domu, gdzie spędziliśmy czas na wspominaniu wrażeń i opowiadaniu swojego punktu widzenia.
T+6h
Czas spać, wizuale zniknęły, w głowie nadal kocioł, na dobranoc film "silent hill".
Podsumowując, bywałem w mocniejszych poziomach doświadczenia psychodelicznego, lecz ten trip był jednym z najciekawszych. Mimo ogromnego doświadczenia, niezbyt wielka dawka dała świetną podróż.
- Set&Setting - miejsce: łąka, staw, las, słoneczne popołudnie. Mój stan: pozytywne nastawienie
- Ilość spożytej substancji - 2,5g psilocybe cubensis
- Twój status - lat 30+, od 16 lat zarzucałem wszystko ze stimów, sajko i benzo
Mój ostatni trip raport zaczynał się stwwierdzeniem iż mimo dużego doświadczenia (dawki rzędu 6g cubensisów nie są mi obce) mniejsza dawka może pokazać pazur, tym razem było dużo, dużo grubiej.
T+0min
Rozstawiłem z dziewczyną przyczepę kempingową na łące nad stawem nieopodal lasu, dołączył do nas jeszcze kolega, z którym to zarzucam po 2,5g cubensisów. W głowie lekka niepewność, gdzie zabierze nas to tym razem.
T+15min
Coś zaczyna się dziać, ale na tyle spokojnie, że postanawiam jeszcze pokosić trawę.
T+30min
Grzyby wyraźnie zaczynają działać, siadam w fotelu i czekam na rozwój sytuacji. Po około "godzinie" konwersacji jest już dość mocno, spoglądam na zegarek i okazuje się że godzina to zaledwie dwie minuty, wtedy wiedziałem że będzie grubo...
T+45min – 2,5h
Odkleiło mnie totalnie, wizualizacje przy zamkniętych oczach to był jakiś kosmos. Natomiast przy otwartych oczach nic nie przypominało rzeczywistości. Świat składał się z "bitów", widziałem je jako rąby wielkości 15cm z oczami i różnymi kolorami. Np. trawa były to rąby żółto-zielone. Drzewa miały po około tysiąc oczu, zamiast liści i gałęzi miały powierzchnię w różnych kolorach, od zielonego na dole po czerwony na górze i pokazywały sobą rózne historie/przedstawienia. Niebo było fioletowo-niebieskie a chmury również składały się z powielonych wielokrotnie identycznych elementów niczym w mario bros. Bardzo ciężko opisać to słowami, próbowałem jakoś zobrazować to co widzę koledze, ale widziałem że on ma totalnie inny świat. Nie zmieniony był jedynie kot, on wyglądał normalnie, choć próbował mnie ugryźć w zabawie i spowodowało to chwilowe zapętlenie myśli. Myśli to odrębny temat bo nie wiem czy mogę je nazwać moimi, bo nie wiem czy wtedy był jakiś "JA", wszystko działało na autopilocie, poczułęm się częścią ekosystemu który pokazuje mi ciekawe rzeczy i to jak działa. Byłem zafascynowany zjawiskiem powrzechnie otaczającego mnie życia, chociaż uświadomiłem sobie że chmury nie są żywe. Spacerowałem w coraz większej odległości od "bazy", w pewnym momencie miałem ciekawy widok na pobliską miejscowość, która to wyglądała jak z filmu, domy znajdowały się na wzgórzu tym wyższym im dalej ode mnie były, mimo że okolice są całkowicie płaskie. Las wydawał się być niczym w jurassic park, kolejna łąka też nie była łąką tylko zlepkiem bitów. Usłyszałem jakiś ruch w pobliskiej rzeczce więc postanowiłem sprawdzić co to. Okazało się że był to łoś, od którego staliśmy może oddaleni o 2m, jednak nie miał zamiaru wchodzić z nami w interakcje. Finalnie oddaliliśmy się o jakieś 300m od obozu co zajęło nam jakie 45min.
T+2,5h-5h
Po powrocie rozsiadłem się w fotelu, peak zdecydowanie był za mną i efekty słabły, widziałem już normalnie, nadchodził czas na kontemplacje tego co przeżyłem chodziaż w głowie jeszcze było niezłe zamieszanie. Kompana trzymało zdecydowanie dłużej. Dziewczyna bardzo dziwiła się naszym opowieściom, bo z jej perspektywy zachowywaliśmy się normalnie.
Rozpaliliśmy ognisko, pogadaliśmy i czas powrócić do rzeczywistości.
Teraz z perspektywy kolegi:
Niedziela 16.06.2024
Dziennik wyprawy przez umysł człowieka.
Set and Settings - niewielkie przygotowania rzeczowe, hamak ciuchy napoje przekąski. Umysłowo chęć wypoczęcia i dobry humor. Miejsce znane i lubiane, przede wszystkim bezpieczne. Ziomek plus jego kobieta jako trip sister (pierwszy trip w życiu z kimś kto nie wchodzi do Narni)
Po ówczesnym rozpakowaniu manatków przyszedł czas na zrobienie herbatki z 2.5g cubensisow, w moim przypadku mezatapec u sąsiada mcKenai. Bodyload praktycznie zerowy, póki zdążyłem dokończyć herbatkę wystartowaliśmy.
Pierwsze przemyślenia jakie mnie nachodziły czy na pewno tego chce, czy na pewno jestem gotowy na podróż? Nigdy nie jest się pewnym tego co będzie w trakcie i tym razem się nie myliłem, było kompletnie tak jak sobie tego nie wyobrażałem. Wizualizacje mocno tęczowe, zdefragmentowane symetryczne kolory tęczy kontrastujące z jasnym pięknym słońcem.
Kolejna ciekawą istotą z którą nie miałem wcześniej do czynienia był kot przewodowy
To tyle jeżeli chodzi i rzeczy przyziemne, skupmy się na głowie. Tam wydarzyło się coś takiego co zwiemy generalnymi porządkami. Wszystko na środek i zaczynamy sortowanie myśli.
Czas podczas tripa jest czymś czego nie da się zrozumieć. Ja próbując to pojąć zrozumiałem czas i mogłem go podzielić jako emocje. Dany okres mojego życia był daną emocją która mi w tym czasie towarzyszyła. Lata godziny czy minuty nie były czymś co się składa na opisywalane miarą czasu epizody, lecz były emocjami które namacalnie mogłem poczuć i zrozumieć jak wpływają czy też wpłynęły na rozwój mojej psychiki. Mogłem zrozumieć do czego dąży i jak destrukcyjne jest nadmierne zamartwianie, overthinking czy przejmowanie na siebie problemów innych przez co tak naprawdę życie tymi problemami.
Chciałem też zobaczyć co to znaczy być szczęśliwym, ponieważ od dłuższego czasu zatraciłem się w negatywnym myśleniu. Przez chwilę poczułem co to znaczy być szczęśliwym i po części zrozumiałem. patrząc na swoje emocje jako czas który miną, nie ma sensu wracać negatywnymi myślami do tego co już było. Pewne rzeczy się wydarzyly i nie mamy mocy sprawczej żeby to zmienić, ale możemy wyciągnąć wnioski. Wnioski które pozwolą iść w przyszłość z co raz to bogatszym bagażem doświadczeń.
Zrozumiałem że nigdy nie będę szczęśliwy jeżeli nie będę szczęśliwy sam ze sobą w swoim ciele będąc w przeszłości. Nie muszę się wcale obwiniać za całe zło świata na które i tak nie mam wpływu. Po prostu potrzebuję żyć dla siebie i być sobą a banan na twarzy sam się maluję
Kolejna myśl która nurtowała mnie dłuższy czas i przyszła sama z siebie poza planem.
Czym jest DOM?
Doszło do mnie że DOM jest tam gdzie czuje się bezpiecznie, beztrosko I co najważniejsze, gdzie jestem sobą i nie zakładam żadnej maski. Czemu czuje się źle w aktualnym miejscu zamieszkania? Leżąc na hamaku nie widziałem tam siebie szczęśliwego bo nigdy nie mogłem być tam sobą.
Ten trip był inny od wszystkich. Wizualizacje i to co widziałem przez oczy były niczym w porównaniu do tego co czułem w głowie. Byłem w stanie poczuć każdą emocję od nowa, jakbym przeżywał ją pierwszy raz.
Najważniejsza lekcja jaką wyciągnąłem z tego wszystkiego to żyć w zgodzie z samym sobą. Słowa wydają się być banalne , jednak nieco trudniej jest to rzeczywiście robić.
Słowa koleżanki która powiedziała, że wyglądaliśmy na szczerze szczęśliwych ludzi dają do myślenia że wszystko jest mozliwe i podtrzymują w przekonaniu - nie był to tylko "sen" a coś co naprawdę byłem w stanie poczuć na nowo.
Mam nadzieję że Kubica kiedyś dojedzie ten LeMans :)))
ilość: 0,3g ketaminy, 3g mefedronu
Zacząłem od mefedronu. Później stwierdziłem, że chcę odpocząć od problemów i codzienności. Wziąłem krechę kety, położyłem się wygodnie na łóżku i po paru minutach wszedł k-hole.
Na początek trafiłem do czerwonego kalejdoskopu. To miejsce miało kształt kopuły podpartej na filarach. Mogłem się swobodnie poruszać i latać, był tam również inny byt, który mi towarzyszył.
Potem przeniosło mnie do ciemnozielonego kalejdoskopu. W środku wyglądał jak zielona jaskinia. Była tam również moja dziewczyna, nasze ciała to były głowy z przyczepioną przezroczystą peleryną. Twarze wyglądały identycznie jak te w rzeczywistości. Tutaj też mogłem się swobodnie przemieszczać.
Nagle pojawiłem się w białej nicości jako byt w kształcie czarnego prostopadłościanu. Leciałem prosto przed siebie, bez punktu odniesienia. Potem biała nicość zamieniła się w czarną nicość i kompletną ciszę.
Czarno-zielone kalejdoskopy przeniosły mnie do dużego, ciemnego pokoju. Na stołach były plastikowe skrzynki z ludzkimi organami. Był tam kompletny układ pokarmowy, serce i płuca. Organy były do czegoś podłączone kablami, były też monitory pokazujące dane o funkcjach życiowych.
Znowu trafiłem do nicości. Zacząłem przemierzać własne wspomnienia, działo się to coraz szybciej i szybciej. Pojawiłem się w jakiejś ciemnej przestrzeni pozbawiony ciała. Po chwili przeniosłem się do czerwonego wymiaru gdzie odzyskałem ciało i pierwsze co odnalazłem swoją dziewczynę. Mogłem znów swobodnie się poruszać.
Złapała mnie za rękę i znaleźliśmy się w środku układu pokarmowego człowieka. Mieliśmy swoje ludzkie ciała. Było tam dużo miejsca. Trzeba było dostać się od jelit poprzez żołądek aż do głowy.
Po chwili moja ręka została pociągnięta i powróciłem z innych wymiarów do własnego rzeczywistego ciała.
Sam trip trwał około 1-1,5h.
Powrót do ciała nie trwał długo. Gdy odzyskałem świadomość, pierwsze co zauważyłem, to brak czucia w ustach, dłoniach i nogach. Po odzyskaniu świadomości próbowałem z niepowodzeniem wstać. Sytuacja powtórzyła się 5-6 razy, za każdym razem wyglądało to identycznie, tak jakby jedno wydarzenie było zapętlone.
Jak wstałem to miałem wrażenie, że moje ciało jest zrobione z gumy. Chodzenie było trudne, ale wykonalne. Po ok. godzinie wróciło mi czucie.
Ogólnie cały trip i doświadczenie oceniam pozytywnie
![[mem]](https://hyperreal.top/wtf/memy/f/fb22c820-bdaa-487a-b122-d8a5adb83ed3/gierek.jpg?X-Amz-Algorithm=AWS4-HMAC-SHA256&X-Amz-Credential=nxyCWzIV8fJz5t5dUSIx%2F20250421%2FNOTEU%2Fs3%2Faws4_request&X-Amz-Date=20250421T205902Z&X-Amz-Expires=3600&X-Amz-SignedHeaders=host&X-Amz-Signature=105aedca7d77a0189d16dc864630a950517799261d5081220a5b723d51de3d20)
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/marsz-wyzwolenia-konopi-w-warszawie-28-05-2022-r-.jpg)
Zróbmy przykrość „gangom ze Wschodu” i zalegalizujmy marihuanę (na dobry początek)
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_artykul_skrot/221176_r2_940.jpg)
Alkohol zabija 82 osoby dziennie. "W Radomiu jest więcej monopolowych niż w całej Szwecji"
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/germancannaclubs.jpg)
Niemiecki ekspert: trudno dostrzec w legalizacji konopi cokolwiek pozytywnego
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/trafiloimsie.jpg)
Zamiast paneli podłogowych narkotyki. KAS zatrzymała kontener z marihuaną
Funkcjonariusze Pomorskiego Urzędu Celno-Skarbowego w Gdyni skontrolowali kontener, który przypłynął z Kanady do portu w Gdańsku. Zgodnie z deklaracją, w kontenerze miały być drewniane ekologiczne panele podłogowe, a odbiorcą była firma w Polsce.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/jrt-treated-cortical-neuron.jpg)
Nowa nadzieja dla pacjentów ze schizofrenią. Opracowano przełomowy lek inspirowany LSD
Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis stworzyli nową cząsteczkę o nazwie JRT, która może zrewolucjonizować leczenie schizofrenii i innych chorób mózgu. Lek działa podobnie do LSD, ale nie wywołuje halucynacji. Dodatkowo, wykazuje silniejsze działanie niż stosowana obecnie ketamina.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/profesor.jpg)
Profesor znów za kratami. Spec od narkotyków zwany także Chemikiem zatrzymany w Skarżysku
Na pięć lat trafi za kraty 73-letni mężczyzna w półświatku znany niegdyś jako Chemik lub Profesor czyli człowiek wielokrotnie notowany za przestępstwa narkotykowe, między innymi za wyprodukowanie na początku lat 2000 w laboratorium w Bliżynie dziesiątek tysięcy tabletek ecstasy.