Negatywne konsekwencje przyjmowania fitokannabinoidów i sposoby im przeciwdziałania.
ODPOWIEDZ
Posty: 31 • Strona 2 z 4
  • 17 / 5 / 0
leci czwarty dzień bez wieczornego jointa. Pierwszy dzień - leń, drugi i trzeci: leń + obniżony nastrój, czwarty: chyba nawet leń powoli mija. Przez te kilka dni też byłem bardziej podatny na stres. Chyba nie jest tak źle, choć już to przerabiałem - wystarczy, że dziś lub jutro wieczór się zjaram ze znajomymi (tęgo) i znowu będę miał ochotę na mini jointa w poniedziałek wieczór.
W sumie to jaram już ponad dekadę, ale jeszcze jakieś 2 lata temu nie paliłem częściej niż przez weekendy. Ten wieczorny joint w tygodniu to raczej świeża sprawa.
Jeszcze nie wiem co z tym zrobię. Mini joincik wieczorem nie powoduje, że na następny dzień jestem przydubcony jak kilo gwoździ, tak jak to bywa w weekend (co najwyżej jestem trochę zmulony po obudzeniu). Z drugiej strony nie chcę się obudzić za parę lat i walić "wiadro" z rana :O
Myślę, że mam uzależnienie psychiczne. Na pewno nie mam u. fizycznego, bo to przerabiałem (paliłem fajki przez 6 lat, uff dobrze, że rzuciłem). Jeszcze tego by brakowało, żeby człowieka skręcało w środku i kurwica brała bez jointa!

scalono.lobo

proszę o przyklejenie: dodatkowo przez te trzy dni faktycznie miałem problemy ze snem
  • 156 / 59 / 0
Jeśli chodzi o "ćpuństwo" to masz tyle definicji, ilu definiujących. Jeśli zażywasz codziennie substancję psychoaktywną, to niby jesteś uzależniony, ale po pierwsze trudno wskazać człowieka, który by od niczego nie był, a po drugie przy tak bogatym wachlarzu dużo bardziej wyniszczających używek, codzienne palenie zioła to moim zdaniem całkiem akceptowalne brzemię. Dużo gorsze jest choćby uzależnienie od smartfona, kiedy Twoje funkcjonowanie jest całkowicie uzależnione od gówienka na baterie, które zmienia Cię w bezmyślnego zombie wpatrzonego w ekran. Jaranie przynajmniej pobudza kreatywność :p
  • 17 / 5 / 0
Wow, to już prawie 4 lata odkąd założyłem ten temat. Od tamtej pory, no cóż - nadal jaram co wieczór, czasami były oczywiście przerwy np kilkudniowe (nie zamierzone). Przykładowo miałem kilka ciężkich dni i zwyczajnie trawka wieczorem nie była mi pisana. Co się wówczas działo? W zasadzie nic albo niewiele… uspokajała myśl, ze zjaram się jako nagroda po odkopaniu się z obowiązków. Były tez przerwy planowane. Na przykład raz na rok robiłem post - liczyłem 40 dni i po prostu nie paliłem. Czy cos strasznego się działo wtedy ze mną - hmm, nie. Jeśli były skutki uboczne, to tylko kilka pierwszych dni np. kiepski sen, gorszy humor. Bywało i tak, ze w trakcie takiego postu pękłem i wieczorem się zjaralem ze znajomymi. Nie brałem takiej wpadki bardzo do siebie a i bywało, że post się wydłużał np o kolejne tygodnie.
W jednym przypadku na "odstawkę" suplementowałem się grzybami lion's mane (soplówka jeżowata). Moim zdaniem bardzo pomaga odbudować łeb, organizm szybciej wraca do równowagi.
W tym roku już robiłem post, były też dni bez jarania, jednakże planowałem zrobić jeszcze raz taką dłuższą min. 40-dniową przerwę. No i... zawiodłem! Ciężej jest mi się z tym rozstać nawet na miesiąc+, pomimo, że już robiłem to wielokrotnie i sam widziałem, że efekty odstawienne nie są wcale mordercze; mało tego, przy suplementacji grzybami, odstawka jest prawie niezauważalna (oczywiście poza zmianami w dobrą stronę np. wysypianie się i chodzenie spać o normalnej porze).
Więc o co chodzi, czemu jest mi ciężej się rozstać z ziołem na min. miesiąc+, skoro robiłem to wielokrotnie? Nie nazwałbym tego irracjonalnym lękiem, bo doskonale wiem, że nic złego się nie stanie (wręcz przeciwnie! Jakość mojego życia "za dnia" się polepszy). Otóż mam wrażenie, że trawa przez ten czas na pewno straciła trochę swojej magii i teraz różnica pomiędzy stanem zjarania a trzeźwości jest nieco mniejsza (nie zrozumcie mnie źle, wciąż potrafię się zajebać tak, że nie ogarniam, ale wymaga to ogromnej ilosci zioła spalonej w krótkim czasie, a sam nieogar trwa znacznie krócej). W każdym razie, mam teraz wymówki. Różne, różniaste: zioło już mnie tak nie klepie jak kiedyś, a więc czy zapale wieczorem czy nie, bez różnicy. Skoro bez różnicy, to blancik wieczorem jako nagroda. Blancik wieczorem, bo jutro nic nie muszę. Jaranie, bo wieczór ze znajomymi. O, a dziś też blancik wieczorem - ale wcześniej, bo na nastepny dzień od rana coś tam ważnego mam. I tak dalej.
W międzyczasie dokonałem nawet bardzo istotnej zmiany w moim życiu zawodowym, co wymagało bardzo intensywnego angażu z mojej strony przez grubo ponad pół roku. Myślałem, że ta czynność tak mnie pochłonie, że zapomnę o trawie. Owszem, czasem tak było - kilka dni naprawdę wytężonej pracy, ale po czasie i tak przychodził moment wieczornego zjarania się. Wydawało mi się też, że dokonanie tejże zmiany w życiu zawodowym będzie niemożliwe lub znacznie utrudnione przy równoległym paleniu wieczorem. Tymczasem dawałem radę, a ja tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że wcale ta trawka mi tak nie szkodzi. Hmm, trochę śmierdzi błędnym kołem....
Dużo by pisać, wypunktuję tutaj moje spostrzeżenia:
- odstawienie zioła to nic strasznego, wręcz przeciwnie - po regularnym jaraniu jakość życia na pewno ulegnie poprawie i to już po paru dniach niepalenia,
- suplementacja np. grzybami lion's mane na odbudowę zjaranych neuronów - mi jak najbardziej pomaga,
- z czasem jeden blant wieczorem zmieniał się w dwa, a potem w trzy, a moje dobowe ratio zjarany/trzeźwy zmieniło się z 3/21 (trzy h zjarany na 21h trzeźwy) do... 6/18 albo i więcej... bo bywało tak, że zaczynałem jarać o 8 wieczór a kończyłem o 3-4 w nocy = kompletne rozjebanie dnia następnego, wstawanie w południe albo i później. Bywało, że po grubszym jaraniu, zanim brałem się za pracę czy obowiązki, szedłem na siłownie albo basen, aby "wypocić" z siebie THC. Czy pomagało? Oczywiście że tak, bo po takiej siłowni zabierałem się za swoje obowiązki dużo skuteczniej i z większym zaangażowaniem... tylko po to, żeby jednak wieczorem znów się wynagrodzić w wiadomy sposób,
- bezrobocie lub brak ważniejszych obowiązków, to moim zdaniem największe zagrożenie dla jaracza. To właśnie wtedy człowiek może "rozpalić" się do granic możliwości, a zespół amotywacyjny następnego dnia bardzo daje o sobie znać,
- pisałem o tym, jak to blancik mógł zmienić się w dwa, trzy lub więcej po jakimś czasie... ale działa to też w drugą stronę, bo nawet ja po jakimś czasie łapałem się za głowę i po prostu ograniczałem się z powrotem do jednego blancika wieczorem.
- ... tylko po to, aby po paru tygodniach znów zwiększyć ilość wieczornego jarania, bo: <i tu wpisz cokolwiek, bo jaracz zawsze znajdzie usprawiedliwienie :) )
- dla mnie największym problemem jest to, że zioło palone nawet wieczorami potrafi rozwalić strukturę dnia następnego, bo późno chodzę spać, późno wstaję... (mam elastyczną pracę i mogę sobie na to pozwolić),
- u mnie zioło na pewno wzmacnia prokrastynację (czyli zostawianie wszystkiego na ostatnią chwilę), co oczywiście jest beznadziejne,
- zapomniałem dodać: bywały momenty, że i jarałem za dnia! A nawet był i tygodniowy wypad ze znajomymi, gdzie w zasadzie już po południu miałem skręta w mordzie. Nie brałem tego jednak do siebie, bo w końcu "miałem urlop",
- w trzymaniu się w ryzach bardzo pomaga sport, np. siłownia, basen, rower, no cokolwiek co mnie wymęczy. Pomaga też wytężona praca oraz różne ważne obowiązki - po prostu są rzeczy znacznie ważniejsze niż jakaś durna trawa wieczorem.
- ważny dla mnie ubok: rozwalenie cyklu jedzenia. Po jakimś czasie zrezygnowałem ze śniadań, które zastępowałem mocną kawą na czczo (! tak wiem, może powodować wrzody żołądka), upały w ciągu dnia też nie pomagają na apetyt, więc obfite posiłki jadłem... kurwa o 1 czy 2 w nocy! Dlatego siłownia czy sport jest ważna, bo ona naprawdę pomaga regulować spożywanie posiłków.
Podsumowując te moje ostatnie lata: gdy nie jaram wieczorami, jestem osobą, która w ciągu dnia ma więcej energii, mniej zaniedbuje obowiązki, lepiej się wysypia, nie ma zaburzonego rytmu dnia, ma więcej motywacji do pracy...
Tak więc same pozytywy, nic tylko zrezygnować z jarania co wieczór...
Najgorsze combo jakie można sobie zrobić z ziołem, to jaranie non stop w sytuacji ,gdy jest się np. na bezrobociu.
Ostatnio zmieniony 10 lipca 2023 przez ugpot, łącznie zmieniany 1 raz.
  • 605 / 156 / 0
@ugpot Tę soplówkę to jadłeś w formie mielonego grzyba, czy ekstrakt? Próbowałeś innych suplementów?
Jak ty liczysz to ratio zjarany/trzeźwy? Czas trzeźwości zaczyna się po spaleniu ostatniego bata tego dnia? trawka jest lekkim dragiem, ale THC bardzo długo krąży po ciele. IMO o trzeźwości można mówić po 24h od jarania, ale to też zależy pewnie od stażu i organizmu.

Trochę igrasz z ogniem, ale w sumie jak lecisz tym trybem już 4 lata to się może nie wjebiesz na grubo. Szczególnie uważaj, jak ci się coś mocno posypie w życiu, bo wtedy trawka otula cieplą kołderką, spod której nie chce się wychodzić.
Co do braku zajęcia to zgodzę się w 100%, na fazie nawet nuda jest spoko.
'Never know who's behind the wheel,
The body or a conscious mind'
  • 17 / 5 / 0
Co do soplówki, był to ekstrakt, ale nie pamietam jaki konkretnie. Próbowałem tez ekstraktu maca, ale smak mnie odrzucał i leży w szufladzie do dziś.
Ratio zjarany/trzeźwy liczę w ten sposób, ze czas trzeźwości rozpoczyna sie mniej więcej wtedy, gdy efekty zioła ustępują.
Marihunaen ogółem palę od jakichś 15 lat, ale gdyby ktos mnie zapytał np 5 lat temu - czy byłbym w stanie palić co wieczór? Odpowiedziałbym: na pewno nie!
Gdy się w życiu sypie, to trawka tym chętniej gości w płucach - i tak i nie; z obecnej perspektywy, odpowiem, ze tak. U mnie w życiu się troszkę posypało jakieś 2-3 lata temu, prawdopodobnie miało to wpływ na częstsze używanie z prostego powodu: miałem więcej czasu wolnego, który akurat wypełniałem jaraniem. No ale chyba największy wpływ na wzrost częstotliwości jarania miała własna mini hodowla :)

E: zdeponowałem wszystkie ćpunskie utensylia i jaranie u sąsiada. Nie będzie korciło, zobaczymy jak tym razem przebiegnie przerwa.
Ostatnio zmieniony 10 lipca 2023 przez ugpot, łącznie zmieniany 2 razy.
  • 14 / / 0
nie wróciłbym już do smażenia co wieczór, bo bym z tego nie wyszedł. całkowicie rozpierdala mindset, każdego dnia goniłbym królika, żeby złapać go wieczorem. natomiast u mnie wieczory zamieniłem na weekendy - skupić się na ważniejszych rzeczach w tygodniu, ale w ciągu 2 lat nie odmówiłem sobie. Trzymam kciuki za powodzenie.
:grzybki:
  • 2302 / 398 / 0
Jaranie na wieczór rozpierdala też sen - praktycznie nie ma snu głębokiego, umysł stałe przetwarza psychodeliczne obrazy, przeżycia.
Uwaga! Użytkownik mietowy3 jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 49 / 42 / 0
Moim zdaniem, z tym liczeniem czasu trzeźwości jesteś w dużym błędzie. Trzeźwość po zapaleniu można liczyć po kilkunastu godzinach dla kogoś, kto zapalił sobie jeden jedyny raz. Twój organizm, nasycony jest THC. I chociaż twój mózg nauczyć się z nim obchodzić i Tobie wydaje się, że po kilku godzinach jesteś trzeźwy, to tak naprawdę stale jesteś pod jego wpływem. Nie na tyle, by czuć euforię/high jak po tym wieczornym blancie, ale jednak. Czy na tyle, by to przeszkadzało w życiu - sprawa indywidualna.
mietowy3 ze snem 100% racji. To dlatego regularni palacze mają te podkrążone oczy, bladość cery, wyglądają na stale zmęczonych/niewyspanych itd.
Oprócz weekendów, też palę tylko wieczorami. Aktualnie mam przerwę 3ci tydzień i nadal potrafię przejść 2-godzinny spacer i niewiele wyłapać co się podczas niego działo. Po prostu wskakuję do potoku swoich przypadkowych myśli, a otoczenie się zmienia. Oddaje to, jak płynie czas, zmienia się świat/otoczenie podczas tego marihuanowego lunatykowania przez życie.
  • 6 / / 0
@uqpot mam bardzo podobne wnioski do twoich odnośnie wieczornego, codziennego palenia. Możesz jeszcze oszacować jakie ilości idą u ciebie miesięcznie?
Ja staram się przejść na weekendowe jaranie ale to jest bardzo męczące. Codziennie wieczorem myśli krążą wokół jednego, mózg wymyśla różne preteksty aby sobie ciężki dzień wynagrodzić i te odliczanie do weekendu. Plus jest taki że jak wytrwam to faza jest zdecydowanie lepsza i dluższa.
  • 17 / 5 / 0
Ciężko powiedzieć, bo raczyłem się kilkoma różnymi odmianami, od indicy przez mixy do 100% sativy, wszystkie miały różną moc klepnięcia. Gdy tworzyłem ten temat, nie miałem wówczas dostępu do takiej różnorodności, temat miałem "kupny" (co nie znaczy, że słaby) i w zasadzie połówka blanta mnie mocno robiła a oszczędność pozwalała nie przeginać z ilością. Przerwy też miałem dużo częściej. Gdy nadeszły czasy obfitości i zacząłem korzystać z wyżej wymienionych, to z czasem przez wieczór połówka blanta (zakładając odmianę o mocy porównywalnej do tej kupowanej) zmieniła się w calaka, potem w półtorej i tak dalej... tolerka rosła, a słoiki pustoszały. Choć w przypadku "mega kosy", wciąż wystarczy mi pół małego jointa żeby mnie poskładało. No i trzyma dłużej. W przypadku słabszej odmiany, mogę spokojnie całego spalić i wciąż w miarę ogarniać, a po jakichś 20-30 minutach dopalić, bo inaczej faza schodzi.
Kolejna ciekawa obserwacja: oczywiście zdarzało mi się w życiu przepalić zielskiem, nawet tak, żeby rzygać... ale ostatni raz zdarzyło się to ponad 10 lat temu, gdy jaranie raz na tydzień/dwa wydawało mi się zbyt częste. Z czasem, nawet po przegięciu pały, ogarniałem burdel w głowie. Natomiast przy jaraniu co wieczór, uodporniłem się na wszelkie "przepalenia"; nie wyobrażam sobie spalić za dużo - tak dużo, żeby np. rzygać, albo żebym musiał się chociaż położyć. Za to po dłuższej przerwie - przynajmniej tak było ostatnio - spaliliśmy ze znajomymi jointa na trzech tej "słabej" odmiany i byłem tak porobiony, że czułem, że jest za mocno. Oczywiście nie miałem bad tripa, ale musiałem odczekać tak z 10 min, żeby ogarnąć chaos pod czachą i przejść z trybu warzywa do trybu czynności-przyjemności. Przykładowo, nie byłem w stanie ogarnąć gry w tysiąca, musiałem ochłonąć :)
Jeszcze jedno spostrzeżenie: już drugiego dnia od zaprzestania jarania, wróciło mi zapamiętywanie snów. Wow... ostatnie kilka miesięcy w moich snach była jedna wielka czarna dziura, wręcz zapomniałem jakie to uczucie mieć sen.
ODPOWIEDZ
Posty: 31 • Strona 2 z 4
Newsy
[img]
Publikacja: ręczny system do wykrywania MDMA

Komunikat Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Prof. dra Jana Sehna w Krakowie.

[img]
CBŚP rozbija narkotykowy gang z Podlasia. 22 podejrzanych, ponad 130 kg zabezpieczonych narkotyków

CBŚP rozbija narkotykowy gang z Podlasia. 22 podejrzanych, ponad 130 kg zabezpieczonych narkotyków Funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego Policji, działając pod nadzorem Pomorskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Gdańsku, przeprowadzili trzy skoordynowane uderzenia w zorganizowaną grupę przestępczą z Podlasia. Grupa miała zajmować się produkcją oraz wprowadzaniem do obrotu znacznych ilości narkotyków. Łącznie zatrzymano 19 osób, a zabezpieczone mienie przekroczyło wartość 625 tys. zł.

[img]
Marihuana a ciąża i płodność – badacze z UM Wrocław: „Nie ma bezpiecznej dawki”

Normalizacja marihuany w debacie publicznej idzie w parze z rosnącym przekonaniem, że to „naturalna” i mniej inwazyjna alternatywa dla farmakoterapii. Jednak najnowszy przegląd 64 badań przeprowadzony przez naukowców z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu pokazuje, że THC nie jest obojętne dla układu rozrodczego ani dla rozwijającego się płodu. Eksperci wskazują, że kannabinoidy wpływają na centralne mechanizmy płodności, a skutki ich działania mogą być długofalowe – także dla przyszłych pokoleń.