Autor tekstu: Przemysław Piela
[ external image ]
Tu nigdy nie dorośniesz i polatasz na haju
Niedzielny chłodny wrześniowy poranek nad kopenhaską dzielnicą Christianshavn przepędza ludzi z ulic, lecz w miarę zbliżania się do dawnych koszar wojskowych na chodnikach pojawiają się dziwne typy. Kolorowo odziane postaci maszerują dwukierunkową kawalkadą wzdłuż Prinsesegade — Ulicy Księżniczki. Celem jednych jest bogata Kopenhaga — Paryż Północy, drugich zaś, zupełnie inny świat, który skrywają bogato zdobione w graffiti budynki.
W zaułku napotykam jednorękiego żebraka z plastikowym kubkiem w ręku. Brodacz o grenlandzkiej fizjonomii prosi łamanym duńskim o jałmużnę. Kolorowa brama, przy której stoi biedak, maskuje, jak niesie ulica, najbardziej pożądaną przez turystów atrakcję stolicy Danii - Christianię. Jedyną w swoim rodzaju enklawę hippisów, punków i anarchistów. Nastawiam się na nowe doznania. Zapach marihuany i haszyszu jest wszechobecny. To jedyne co w Christianii nigdy się nie zmienia. Poza tym, a może też dzięki temu, to zupełnie inny świat. Ostoja „wolności" w centrum cywilizowanego świata.
Tutaj się nie dorasta. Średnia przewidywana długość życia jest tu o kilkanaście lat krótsza, niż za główną bramą, na której od wewnętrznej strony widnieje humorystyczny, lecz ostrzegawczo brzmiący znak: „Wkraczasz na teren Unii Europejskiej".
Mimo to, miejsc wolnych brak. W kolejkach do przejęcia domów po dawnych mieszkańcach, którzy albo zmarli, albo się przeprowadzili, są setki ludzi. Nie każdy może dostąpić zaszczytu zamieszkania w tym osobliwym miejscu.
[ external image ]
Lise mieszka w jednym z tutejszych baraków od dwudziestu trzech lat. Od siedemnastu handluje czym się da na rzecz miejscowej społeczności. Próbujemy być niezależni od państwa duńskiego i całkiem nieźle nam to wychodzi — mówi. Dwadzieścia pięć procent z przychodów ląduje w wspólnej kasie. Ale dziewiętnastowieczna, pomalowana na zielono stodoła, gdzie kupić można wszystko począwszy od starodruków, książek, poprzez flizy, deski i stare zastawy stołowe, na młotach, kielniach, heblarkach i pamiątkach z Kopenhagi kończąc, nie jest jedynym miejscem pracy tej płowowłosej Dunki. Na co dzień jest pielęgniarką w jednym z kopenhaskich szpitali. I wcale nie przeszkadza jej fakt, że sto metrów od jej sklepiku z tysiącem drobiazgów stoją stragany wyładowane po brzegi marihuaną i haszyszem, a wokół kręcą się podejrzane typki. Sama nie pali, nie zamierza, ale też nie przeszkadza innym we wdychaniu tetrahydrokannabinolu.
[ external image ]
Christiania, a właściwie Wolne Miasto Christiania to dobrze funkcjonująca komuna składająca się z około tysiąca stałych mieszkańców. Brak prądu i ciepłej wody w niektórych mieszkaniach wcale nie zniechęca, bo na zwalniające się miejsca czeka wielu chętnych. By tu zamieszkać trzeba wkupić się w łaski pozostałych członków wspólnoty, jeżeli cię nie zaakceptują, to nie masz czego tutaj szukać.
Hippisowska otwartość widoczna jest na każdym kroku. Kosmopolityczny zlepek kultur. W oczy szczególnie rzucają się przeważnie zapuszczeni Grenlandczycy w podeszłym wieku — chociaż i dzieci nie brakuje, około trzydziestu procent stałych mieszkańców nie ukończyło jeszcze osiemnastego roku życia. Na ulicach Christianii, a czasem tylko na wydeptanych i błotnistych ścieżkach, usłyszeć można wszystkie języki świata.
Pusher Street, czyli ulica dilerów, to centrum miasta. Objęta całkowitym zakazem robienia zdjęć. Pod stopami spękany asfalt, gdzieniegdzie bruk. Po jednej stronie zamalowane graffiti budynki pokoszarowe, gdzie obejrzeć można np. wystawę promującą wolny Tybet — Budda, kilka wisiorków, garstka zdjęć mnichów i Dalajlamy. Po drugiej stragany z trawką. Mały skręt 80 koron, duży 120. No i jeszcze surowy haszysz na wagę. Autochtonów odróżnia się bez problemu od przybyszów z zewnątrz. Pospolici kopenhażanie przychodzą tu w weekendowe popołudnia na spacery ze swoimi dziećmi. Ludzie w najzwyklejszych strojach, ale też biznesmeni w ekskluzywnych garniturach. Brać studencka i szeroko rozumiana młodzież delektuje się chmielem w ogródkach piwnych — ceny równie wysokie, jak w ścisłym centrum Kopenhagi. Z jedną tylko różnicą — pod parasolami snuje się charakterystyczny dymek z tlących się skrętów. Papierosów i czystego tytoniu nie pali tu prawie nikt. Trudno się dziwić — joint jest tu tańszy od półlitrowego jabłkowego cidera.
[ external image ]
Na rogu czterolatek rozmawia z mężczyzną palącym gigantycznego skręta za 120 koron. Facet wygląda na rasowego harleyowca. Nie, nie widziałem twojej mamy — odpowiada dziecku. Obok przechodzi trójka innych mężczyzn około trzydziestki — do moich uszu dolatuje jakże swojskie: Stary! Kurwa! Jak tu jest zajebiście! Polacy też tu przychodzą.
Choć prawo duńskie zabrania handlu narkotykami, to Christiania jest pod tym względem naprawdę Wolnym Miastem. Od czasu do czasu natknąć się można tutaj na umundurowane patrole policji, które spokojnie spacerują wokół straganów z haszem. Lise zapytana o dilerów stwierdza, że zupełnie ich nie zna. Nie wie skąd mają towar i kiedy się zmieniają; faktem jest, że ciężko tu zobaczyć dwa razy tę samą twarz przy tym samym stoisku, przychodząc nawet kilka dni z rzędu. Sami dilerzy nie są skłonni do rozmów, na słowo „dziennikarz" uciekają w popłochu. Porozmawiać udaje się tylko undercover, udając klienta. Kończy się jednak jedynie na superlatywach na temat towaru i możliwość sfotografowania lady. Handel narkotykami był już kilka razy w niemal czterdziestoletniej historii Christianii powodem do utarczek z policją. Status quo podtrzymuje zobowiązanie mieszkańców do zapobiegania handlowi twardymi używkami. Tylko marihuana i haszysz są tu tolerowane.
[ external image ]
Taki obraz Christianii może jednych zniechęcać, a innym rozbudzać wyobraźnię. Nie dziwi więc, że Wolne Miasto jest wymarzonym miejscem pobytu wszelkiej maści artystów i co wrażliwszych jednostek z wyobraźnią i dziecięcą duszą. Oddalając się nieco w boczne uliczki, z dala od tumanów marihuany, znaleźć można cudny bajkowy świat wymyślnych domków, niczym z Nibylandii. Budowle przypominające statki pirackie, lub sielankowe wille pstrokato zdobione ozdobami rodem z wysypiska. Elfie chatki na drzewach. Marzenie każdego brzdąca. Pośród nich malarze i artyści w podeszłym wieku, chłopcy grający na bębenkach, dziewczynki bawiące się w piaskownicy. I całe stada wałęsających się swobodnie po okolicy psów. Mają dużo miejsca, ta duńska Nibylandia zajmuje 34 ha.
Christiania jest dzieckiem szczytnego celu, jak mówią mieszkańcy. Celem projektu jest stworzenie samostanowiącej się społeczności, gdzie każda jednostka jest odpowiedzialna za siebie, będąc jednocześnie integralną częścią naszej wspólnoty. Jej członkowie zamierzają w tym celu osiągnąć ekonomiczną niezależność. Równie ważnym zamiarem jest utwierdzanie w przekonaniu, że ogólnie pojęta nierówność międzyludzka może zostać poprzez naszą działalność zażegnana. (Cyt. za. Wikipedia) — przeczytać można w nieoficjalnym manifeście Wolnego Miasta.
[ external image ]
Założenia założycieli znajdują odzwierciedlenie w działalności społecznej christianitów. Powstała w 1971 roku Christiania od początku skupiała się na działalności artystycznej, schronienie w jej murach znajdowali różnorodni artyści. Do dziś odbywają się tam koncerty i przedstawienia teatralne. Stała się też Christiania domem niejednej galerii sztuki w naprawdę przyjemnej oprawie na poziomie.
Jane Majgaard, rocznik 1968, dogląda jednej z takich galerii na terenie Christianii. Wystawa malarstwa odbywa się pod hasłem dialogu przeszłości z teraźniejszością. Jane sama jest autorką pokazywanych malowideł. Christiania daje debiutującym artystom możliwość pokazania się szerszej publiczności. Gdybym chciała pokazać swoje obrazy w jakiejś innej kopenhaskiej galerii to jeszcze musiałabym za to zapłacić niebotyczne sumy. — opowiada. Nie mieszka w Christianii, ale to w niczym nie przeszkadza. Ludzie tutaj są naprawdę otwarci i gotowi pomóc każdemu, kto robi coś wartościowego i niekoniecznie alternatywnego — chwali społeczność. W galerii znajdującej się na trzecim piętrze dawnych koszar panuje atmosfera wiejskiego domu, gdzieniegdzie płoną świece. W powietrzu rozchodzi się zapach kadzideł.
[ external image ]
Czasami działalność Christianitów ma też odmienny charakter. Juleløs Jul (Święta bez świąt) to chyba najsłynniejsza ich akcja z 1971 roku, kiedy mieszkańcy Wolnego Miasta przebrani za świętych Mikołajów zaatakowali kopenhaskie centra handlowe rozdając przypadkowym ludziom towar z półek sklepowych. Akcja zakończyła się szeregiem zatrzymań przez policję, jednak zdjęcia pałowanych świętych Mikołajów obiegły kraj, a sami Christianici zdobyli sobie tą akcją dużą sympatię społeczną.
Dziś Christiania wzbudza żywe reakcje wśród kopenhażan. Charakterystyczne bluzy i emblematy z flagą Christianii (trzy żółte koła na czerwonym tle - powstałe od trzech kropek nad literami "i" w nazwie miasta) można kupić na każdym rogu, a coraz większa ich ilość na ulicach świadczy o czarnych chmurach zbierających się nad tym miejscem. Christianię planuje się zlikwidować… i problemem nie są tu jej mieszkańcy, ani wpływ jaki obiekt ten wywiera na Kopenhagę. Włodarzom Kopenhagi marzy się osiedle ekskluzywnych apartamentowców zamiast slumsopodobobnych kolorowych baraków, których mieszkańcy od niedawna dopiero płacą miastu za wodę i elektryczność.
Pod koniec swojego dnia w Christianii przysiadam na pogawędkę przy ognisku do młodej parki w czarnych skórach z ćwiekami. Mają mocno w czubie. Pochodzą z Aarhus i będąc w Kopenhadze postanowili się trochę odprężyć. Nie są tu pierwszy raz. Chłopak przedstawia się jako Piotruś Pan — nie chce, żeby nawet jego imię pojawiło się w jakimkolwiek artykule. Oni nie chcą zlikwidować Christianii… — mówi. — Oni chcą ją znormalizować. I wszystkich stąd wypieprzą, żebyśmy harowali w ich poukładanym świecie. I gdzie ja będę wtedy mógł sobie polatać z moim Dzwoneczkiem — spogląda zmroczony na swoją dziewczynę i całuje ją w usta.
[ external image ]
Przemysław Piela
Współzałożyciel portalu Ateista.pl, w latach 2004-2005 z-ca redaktora naczelnego, do października 2007 r. redaktor naczelny. Student V roku filologii duńskiej oraz I dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Przez pewien czas studiował także filozofię. Były wiceprezes PSR. Rocznik 1987, pochodzi z Nowego Targu. Mieszka w Poznaniu.
źródło: http://www.racjonalista.pl/kk.php/t,7197
Koniec hipisowskiej utopii w Kopenhadze?
Jacek Pawlicki, Gazeta Wyborcza
[ external image ]
Wolne Miasto Christiania w Kopenhadze nie jest już wolne. Po 40 latach prawa rynku zapanują w ostatniej hipisowskiej enklawie w Europie. Ale to jeszcze nie koniec społecznego eksperymentu, jakim była ta komuna
Christiania, założona w 1971 r. przez grupę hipisów, którzy wtargnęli na teren opuszczonej bazy marynarki wojennej w Kopenhadze, to fenomen na skalę świata. Dla ekspertów to legenda kultury alternatywnej, najsłynniejsza i jedyna prosperująca komuna hipisowska Europy. To także trzecia po nadmorskiej syrence i lunaparku Tivoli atrakcja turystyczna duńskiej stolicy. Co roku przyjeżdża tu milion osób z całego świata, by przejść się wzdłuż pomalowanych w psychodeliczne wzory baraków i spod lady kupić skręta z marihuany na Pusher Street (ulicy dilerów).
Christiania, która sama obwołała się Wolnym Miastem, ma swój hymn ("Nie możecie nas zabić" - protest song w wykonaniu zespołu Bifrost), flagę wolności (trzy żółte kule na czerwonym tle), okolicznościowe monety, no i własny zestaw praw i zwyczajów. Nie można tu wjeżdżać samochodem (mieszkańcy parkują auta poza obrębem dzielnicy), nie wolno biegać (kto biegnie, brany jest za złodzieja), nie wolno robić zdjęć i nosić kamizelek kuloodpornych.
Niedawno po 40 latach istnienia i 22 latach prawnie sankcjonowanej niezależności Christiania przestała być Wolnym Miastem. 18 lutego br. duński sąd najwyższy odrzucił bowiem apelację mieszkańców enklawy od orzeczenia sądu z 2009 r. ustanawiającego ponownie kontrolę państwa nad 35 hektarami byłej bazy marynarki wojennej. Tym samym zakończyła się długa epopeja sądowa w sprawie prawnego statusu wywalczonego przez squatersów i hipisów w 1989 r.
[ external image ]
Zaczęła się ona w 2004 r., kiedy centroprawicowy, niechętny alternatywnym ruchom rząd Andersa Fogha Rasmussena (dzisiaj szefa NATO) odwołał decyzję lewicowych władz sprzed 15 lat o nadaniu Christianii specjalnego statutu, zgodnie z którym mieszkańcy przejęli kontrolę nad dzielnicą. W 2006 r. prawnicy Wolnego Miasta zaskarżyli decyzję rządu do sądu, twierdząc, że łamie ona europejską konwencję praw człowieka. Duńskie sądy uznały jednak, że żadnego naruszenia konwencji nie było i że Christiania należy do państwa (a konkretnie do ministerstwa obrony). I to państwo będzie decydować o jej przyszłości.
- Procedura sądowa się skończyła. Teraz musimy pomyśleć o przyszłości - mówi Thomas Ertmann, rzecznik komuny. I przyznaje, że prawnicy reprezentujący 850 mieszkańców enklawy - hipisów, artystów i wszelkiej maści dziwaków - będą musieli usiąść do stołu z przedstawicielami rządu.
- Orzeczenie sądu było nam potrzebne, by rozwiązać ostatecznie problem własności - mówi "Gazecie" Nils Vest, reżyser, który od 20 lat mieszka i prowadzi niezależną wytwórnię filmową w Christianii.- Jedno jest pewne, Christiania przetrwa. Chcemy być legalną społecznością, ale na naszych warunkach. Jak dotąd warunki proponowane przez rząd były dla nas nie do zaakceptowania, bo ich przyjęcie doprowadziłoby do rozpadu Christianii.
Zdaniem Vesta obecny rząd robił wszystko, aby Christiania popadła w ruinę, by następnie pod pretekstem zapewnienia tam porządku i prosperity odzyskać cenne hektary w Kopenhadze. Mając decyzję sądową w ręku, władze chcą, aby na atrakcyjny pod względem inwestycyjnym teren wkroczyli deweloperzy. Najpierw jednak muszą się dogadać z mieszkańcami, bo ich siłowa eksmisja nie wchodzi w grę z przyczyn politycznych i społecznych.
Rządowy plan zakłada powrót Christianii do normalności, czyli wyburzenie nielegalnie postawionych domków i szop, całkowite wyplenienie miękkich narkotyków (przed twardymi narkotykami bronią się sami mieszkańcy) i stopniowe pozbywanie się squatersów. Problem w tym, że zdaniem ekspertów oznaczałoby to też koniec społecznego eksperymentu na skalę światową, jakim było Wolne Miasto. Przez lata zjeżdżali się tu ludzie, którzy nie mogli się odnaleźć w normalnym społeczeństwie i którzy kontestowali zdobycze nowoczesności w imię życia w utopii.
- Jesteśmy alternatywną Metropolis w Europie. Największym tego rodzaju eksperymentem - mówi Vest. - Jeśli masz możliwość zarządzania samym sobą, to bardziej dbasz o swoje otocznie - przekonuje. Mimo niekorzystnego orzeczenia sądu reżyser jest optymistą. Opowiada, że obecny rząd zapewne przegra wybory za kilka miesięcy i władzę przejmie socjaldemokracja, która jest bardziej elastyczna i lepiej nastawiona do ich postulatów. Przez najbliższe miesiące mieszkańcy Christianii zbierać będą pieniądze i załatwiać pożyczki w bankach, by kupić jak najwięcej "okupowanych" przez siebie nieruchomości.
- Zasadniczą kwestią jest to, jak będzie administrowana Christiania. To my chcemy decydować, jak się będzie rozwijać, kto w niej będzie mieszkać. Na pewno nie dopuścimy do spekulacji nieruchomościami przez osoby spoza naszej społeczności - zarzeka się Vest.
Najbardziej znany squat na świecie przeszedł legalnie w ręce squattersów
Jacek Pawlicki, 2012
Po dekadach burzliwej kontestacji Wolne Miasto Christiania wykupiło prawo do tego, by być na swoim.
Takiego porozumienia jeszcze nie było! Ludzie, którzy 41 lat temu w imię wolności zajęli opuszczoną dzielnicę portową Kopenhagi, łamiąc prawo własności, zdecydowali się na kompromis z władzą. Wrócili tym samym do świata, który negowali. Wszystko po to, by zachować przynajmniej cień niezależności i swobody w dobie globalizacji.
Akcje wolności
W niedzielę 1 lipca Fundusz na rzecz Wolnego Miasta Christiania (Fonden Fristaden Christiania) reprezentujący mieszkańców legendarnej hipisowskiej komuny w Kopenhadze przekazał duńskiemu państwu 51,8 mln koron (29,4 mln zł). To pierwsza rata z kwoty 85,4 mln koron (48,3 mln zł) ustalonej na mocy porozumienia zawartego przezeń z rządem.
W zamian ok. 850 mieszkańców Christianii przejmie kontrolę nad częścią z 32 ha świetnie położonych gruntów. Squattersi zyskają też prawo własności do części znajdujących się tam budynków. A leżące na terenie enklawy nieruchomości, które pozostaną dalej w gestii państwa, będą musieli utrzymywać i remontować.
- Dziś kończy się 40 lat prawnego przeciągania liny między państwem a Christianią - obwieścił obecny podczas ceremonii minister ds. energetyki i budownictwa Martin Lidegaard. Wyraził nadzieję, że porozumienie otworzy nowy rozdział w burzliwej historii dzielnicy.
Aby ją wykupić, Fundusz na rzecz Wolnego Miasta Christiania wyemitował akcje. Te "cegiełki" o wartości od 100 do 10 tys. koron w niczym nie przypominały normalnych akcji firm notowanych na giełdach. Nie służyły bowiem do spekulacji finansowych, które zdaniem mieszkańców Christianii uderzają w wolność i lokalne społeczności - im miały zapewnić właśnie niezależność.
Akcje Christianii kupili ludzie z 26 krajów! Mimo wielkiej mobilizacji zebrano jedynie nieco ponad 8 mln koron. Fundusz musiał wziąć na 30 lat spory kredyt z komercyjnego banku Realkredit Denmark.
- To najlepsze rozwiązanie - mówi "Gazecie" Nils Vest, reżyser, od wielu lat mieszkaniec Christianii. - Pożyczkę gwarantuje państwo i ma ona bardzo korzystne warunki spłaty.
Wojna (z prawicą) i pokój (z lewicą)
Jeszcze kilka lat temu porozumienie w sprawie Christianii wydawało się niemożliwe. Bardziej prawdopodobne było rozwiązanie siłowe - eksmisja z udziałem policji i wojska.
Zimna wojna między squattersami a władzą zaczęła się na dobre osiem lat temu. Centroprawicowy i niechętny alternatywnym ruchom rząd Andersa Fogha Rasmussena odwołał wówczas decyzję lewicowych władz sprzed 15 lat o nadaniu Christianii specjalnego statusu, zgodnie z którym mieszkańcy mieli kontrolę nad dzielnicą.
W 2006 r. prawnicy Wolnego Miasta zaskarżyli tę decyzję do sądu, twierdząc, że łamie europejską konwencję praw człowieka.
Za rządów prawicy duńskie sądy uznały jednak, że żadnego naruszenia konwencji nie było i że Christiania należy do państwa (a konkretnie do ministerstwa obrony). I to ono zadecyduje o jej przyszłości.
Lewica, która przejęła władzę we wrześniu ub.r., zdecydowała się usiąść do stołu z samozwańczymi władzami Wolnego Miasta. Zwyciężył skandynawski pragmatyzm. Uzgodniono kompromisowe rozwiązanie - sprzedaż gruntów i nieruchomości po preferencyjnych cenach.
Nils Vest jest przekonany, że zalegalizowanie pobytu mieszkańców Christianii nie zmieni statusu Wolnego Miasta. - Przestaniemy być wreszcie ofiarą politycznych czarów prawicowych partii w parlamencie, które zbijały kapitał polityczny, oskarżając nas i żądając zamknięcia Christianii - mówi nam reżyser.
Jego zdaniem Christiania i jej mieszkańcy pozostaną sobą. Kiedy pytam, jaka będzie przyszłość kapitalistycznej już teraz komuny, odpowiada: - Nie używaj nazwy "kapitalistyczna Christiania". Stworzyliśmy fundację niedziałającą dla zysku, wolną od spekulacji kapitalistycznych. Nikt nie będzie mógł sprzedać swojego domu bez względu na to, ile zainwestuje w remonty i renowacje.
Trwała utopia
Christianię założyli w 1971 r. hipisi, którzy zajęli nielegalnie teren opuszczonej bazy marynarki wojennej, realizując sen o komunie beztroski i wolnej miłości. Dzielnica szybko obwołała się Wolnym Miastem. Mieszkańcy wybrali swój hymn ("Nie możecie nas zabić" - protest song zespołu Bifrost) i flagę wolności (trzy żółte kule na czerwonym tle). Mieli nawet reprezentację piłkarską.
Przez lata zjeżdżali się tu ludzie, którzy nie mogli się odnaleźć w normalnym społeczeństwie, i kontestowali zdobycze nowoczesności w imię życia w utopii. Niezależnie od problemów z przestępczością i narkotykami Christiania była raczej udanym eksperymentem na skalę światową. Choćby dlatego, że przetrwała nie tylko upadek ery Flower Power, ale i kulturowy walec globalizacji.
Przetrwała, bo żyła na marginesie normalnego życia w bogatym i stabilnym politycznie kraju. Mieszkańcy wypracowali własny system praw i obowiązków. Do dziś na teren enklawy nie można wjeżdżać samochodem (auta parkują poza obrębem dzielnicy), nie wolno w niej biegać (kto biegnie, uchodzi za złodzieja), nie wolno robić zdjęć i nosić kamizelek kuloodpornych. Stała się ona żywą legendą kultury alternatywnej i... trzecią po nadmorskiej syrence i lunaparku Tivoli atrakcją turystyczną duńskiej stolicy.
Szacuje się, że rok w rok przyjeżdża tu milion, głównie młodych, osób z całego świata. Tłumy turystów przechadzają się wzdłuż pomalowanych w psychodeliczne wzory baraków. Wielu stara się nielegalnie kupić skręta z marihuany na Pusher Street (ulicy dilerów). Choć władze enklawy utrzymują, że nie ma już problemów z narkotykami, policja jest innego zdania - według niej nielegalnym handlem zajmuje się przestępcze podziemie, w tym znany motocyklowy gang Hell's Angels.
Autor tekstu: Jacek Kamieniak
Manipulacyjne wykorzystywanie potrzeb fizjologicznych i braku homeostazy
Wewnętrzna równowaga organizmu (homeostaza) zależy bezpośrednio od wielu czynników, między innymi od odpowiedniej ilości substancji budulcowych i energetycznych, wody, tlenu w atmosferze, właściwej temperatury, odpoczynku po wysiłku, snu w określonej porze itd.
Zaspokojenie lub niezaspokojenie potrzeb fizjologicznych ma wyraźny wpływ na procesy psychiczne, a nawet na osobowość, stanowi więc jeden z ważniejszych warunków, od których zależy życie psychiczne jednostki i jej zachowanie. [ 1 ]
Wiedza o wpływie działań zakłócających homeostazę i roli niezaspokojonych potrzeb fizjologicznych na psychikę była i jest wykorzystywana w oddziaływaniach manipulacyjnych, służących określonym celom. Zwykle wykorzystywana jest do wytworzenia uległości, złamania osobowości, np. przy zdobywaniu informacji od przesłuchiwanych itp.
W psychologii przeprowadzono wiele badań nad stanem anoksji spowodowanym niedoborem tlenu do oddychania. Brak tlenu wpływa ujemnie nie tylko na procesy
somatyczne, ale także na stan psychiczny człowieka. Anoksja wywołuje czasową zmianę postaw, znaczne zmniejszenie krytycyzmu i powoduje poważną dezorganizację osobowości. [ 2 ]
Istnieją duże związki pomiędzy niezaspokajaniem potrzeby pokarmowej a życiem psychicznym, zarówno w warstwie przeżyć subiektywnych, jak i zmian całej osobowości, które przy długotrwałej głodówce mogą się utrwalić i prowadzić do wypaczenia osobowości. [ 3 ]
W przebiegu głodówki można wyróżnić trzy formy zmian psychopatologicznych. W pierwszej występują objawy podobne do nerwicy neurastenicznej z dominacją kompleksu jedzenia jako tworu nadwartościowego. W fazie drugiej pojawia się amnezja pełna lub częściowa, przeżycia o charakterze halucynacyjnym i iluzyjnym np. powrót do szczęśliwego dzieciństwa, pojawiają się cechy osobowości, których uprzednio nie było, np. egoizmu. W fazie trzeciej pojawia się stępienie emocjonalne, obojętność na innych, apatia, bezruch i reagowanie płaczem na bodźce zewnętrzne zakłócające spokój. [ 4 ]
W okresie drugiej wojny światowej przeprowadzono w Stanach Zjednoczonych badania nad skutkami długotrwałego (dwudziestoczterotygodniowego) niedożywienia. Dieta dostarczała badanym mniej niż połowę „normalnej" ilości kalorii. Zmiany w zachowaniach badanych były poważne. Zaobserwowano znaczne zmniejszenie aktywności fizycznej. Dla zmian w osobowości autorzy przyjęli nazwę „nerwica półgłodowa". „Główną cechą tej nerwicy była apatia. Dobry humor zniknął, a jego miejsce zajęła przygnębiająca atmosfera smutku i depresji. Badani mężczyźni zaczęli ubierać się niedbale, stali się mniej towarzyscy, byli nerwowi i drażliwi; byli też skłonni do gburowatości i nietaktów oraz wzajemnych rękoczynów. Miejsce pewności siebie zajęło poczucie niższości i depresja. (...) Pociąg seksualny obniżył się u nich znacznie". [ 5 ]
Innym aspektem zaspokajania potrzeby pokarmowej jest lęk przed głodem, który pojawia się u osób, które przeszły ciężki głód. Obuchowski pisze, że długotrwała egzystencja w stanie lęku przed głodem jest czynnikiem bardziej deformującym osobowość niż sam głód. [ 6 ]
Człowiek mimo faktycznego zaspokojenia potrzeby pokarmowej może być przekonany, że nie została ona zaspokojona, może też zaspokajać ją za pomocą innych, niepotrzebnych środków.
W USA błyskawiczną karierę zrobiła metoda dodawania do pokarmu dużych ilości celulozy, która będąc bezwartościowa odżywczo w niczym nie zmienia smaku potraw, a umożliwia zjadanie dużych ich ilości, bez ryzyka powstania nadwagi ciała. [ 7 ]
Stwierdzono również, że ludzie głodni kupują znacznie więcej produktów pokarmowych niż syci. Często są to ilości znacznie przekraczające rzeczywiste potrzeby.
Sen jest niezbędny organizmowi do jego prawidłowej regeneracji fizycznej i właściwego funkcjonowania psychicznego. Pozostawanie przez dłuższy czas bez snu może zmieniać wiele różnych reakcji fizjologicznych i psychologicznych. Pojawia się zmęczenie, bóle głowy, drżenie, zniekształcenia percepcji, trudności w koncentracji uwagi, zaburzenia orientacji, utrata pamięci krótkotrwałej, a u niektórych ludzi myśli paranoidalne i żywe halucynacje.
Przymusowe pozbawienie snu jest skutecznym sposobem stosowanym przez policję w celu nakłonienia podejrzanych do złożenia zeznań. „Metoda ta została najdokładniej opracowana przez pewnego naczelnika policji, który podczas czystki, prowadzonej w latach trzydziestych, przesłuchiwał starych działaczy partyjnych. Podobno trzymał on więźniów bez snu przez 90 godzin, a następnie przesłuchiwał ich po krótkim jedynie okresie snu. Więźniowie nie tylko przyznawali się do absurdalnych win (takich, jak uprawianie sabotażu przez wsypywanie gwoździków do masła), lecz ponadto sami zaczynali wierzyć, że są winni przestępstw opisanych w ich fałszywych zeznaniach". [ 8 ]
Zastosowanie manipulacyjne mogą znaleźć działania, powodujące deprywację sensoryczną lub przeciążenie sensoryczne. Wyniki badań zdają się świadczyć, że dla normalnego funkcjonowania ludzkiego mózgu niezbędne są posiadające znaczenie doznania zmysłowe. Wykazano, że długotrwała deprywacja sensoryczna i społeczna, czyli radykalne ograniczenie dopływu wszelkich bodźców, odosobnienie (zamknięcie w izolatkach), długotrwałe unieruchomienie (związanie) powoduje halucynacje, fantazje i inne zmiany w funkcjonowaniu poznawczym, takie jak niepewność i lęk związany z brakiem orientacji w przestrzeni i w czasie. Zniekształcenia percepcyjne izolowanych osób są zgodne z ich dawniejszym środowiskiem, osobowością lub obecną sytuacją. [9]
Manipulatorzy mają w katalogu swoich oddziaływań drugą odmianę wpływu na ilość bodźców — przeciążenie sensoryczne. Zwiększona ilość odbieranych bodźców zmysłowych, nadmierna aktywność ruchowa oraz silne pobudzenie emocjonalne mogą sprzyjać występowaniu zmienionych stanów świadomości. Konieczność długotrwałego utrzymywania czujności może powodować halucynacje lub zniekształcenie percepcji. Często opisuje się takie doznania w czasie żarliwej modlitwy, silnego zaabsorbowania umysłu jakimś całkowicie pochłaniającym zadaniem lub skupieniem uwagi na jakimś obiekcie, zewnętrznym lub odczuciu wewnętrznym.
Wiele przypadków zmienionych stanów świadomości obserwuje się po nadmiernie stymulujących przeżyciach, takich jak zebrania religijne, długotrwały transowy taniec, stany strachu czy paniki, czy też momenty skrajnie silnej emocji (niezależnie czy pozytywnej, czy negatywnej). [ 10 ]
W niniejszej pracy wydaje się niezbędne krótkie omówienie wpływu środków chemicznych na zmiany w psychice, albowiem istnieje względna łatwość ich skrytego podawania osobie manipulowanej dla osiągnięcia własnych korzyści, co mieści się w obrębie definicji manipulacji sformułowanych w Od perswazji do manipulacji.
„Środki farmakologiczne, które wpływają na procesy psychiczne noszą nazwę środków psychotropowych. Wśród nich te środki, które mogą wywoływać halucynacje zmysłowe, określa się jako środki halucynogenne, te zaś, które mogą powodować niezwykłe formy myślenia i pobudzenia, przypominające formy psychotyczne, zwane są środkami psychozomimetycznymi". [ 11 ]
Obecnie na określenie środków halucynogennych stosuje się powszechnie określenie — „psychodeliczne".
Środki chemiczne zwykle uzależniają fizycznie, co samo przez się może być wykorzystywane do manipulowania osobami uzależnionymi.
Marihuana zażywana w niewielkich ilościach powoduje stan odurzenia, odprężenie i pozbycie się zahamowań, jednak w mniejszym niż alkohol stopniu wywołuje skłonności agresywne.
Niektóre osoby zażywające ten środek donoszą o zwiększeniu swej zdolności koncentracji, inne o jej zmniejszeniu. Niektórzy badacze uważają, że marihuana pobudza seksualnie, inni — przeciwnie. Większe dawki mogą wywołać następstwa podobne do zażycia środków psychodelicznych — zniekształcone poczucie czasu, pojawienie się nowych wymiarów w percepcji, stany paniki oraz upośledzenie oceny i koordynacji ruchowej.
Alkohol etylowy poraża ośrodkowy układ nerwowy. Zwiększona dawka powoduje upośledzenie zdolności oceniania, utratę koordynacji ruchowej, zwiększenie agresywności,
gwałtowne zachowania i zmniejszenie kontroli nad emocjami.
Środki narkotyczne o działaniu przeciwbólowym — opium i jego pochodne (morfina i heroina) oraz pewne środki syntetyczne — powodują podniesienie progów bólu i zmieniają psychiczną reakcję na ból. Dana jednostka staje się na niego obojętna, chociaż zdaje sobie sprawę z jego obecności. Występuje też poczucie ogólnej euforii, które towarzyszy lub jest wynikiem obojętności na troski osobiste i sprawy otoczenia. Występuje zmniejszenie popędu seksualnego, głodu i pragnienia.
Środki nasenne — barbiturany i inne powodują senność, euforię, oszołomienie, brak koordynacji ruchowej, utratę pamięci i upośledzenie oceny, utratę świadomości.
Środki pobudzające — takie jak amfetamina, kokaina, kofeina — pobudzają ośrodkowy układ nerwowy, wzmagają czujność, aktywność oraz przyjemne odczucia; zmniejszają apetyt. Środki te zmniejszają wrażliwość na uczucia innych, wywołują poczucie zwiększonych własnych możliwości, nietykalności i siły. Większe dawki powodują nadwrażliwość, niepokój, paranoidalne lęki oraz halucynacje słuchowe.
Środki halucynogenne (psychodeliczne) — wywołują głębokie i specyficzne zmiany w percepcji, powodują większą wrażliwość na bodźce (wzrokowe, słuchowe, dotykowe itd.) oraz większą wrażliwość emocjonalną. Wywołują one także poczucie „bezczasowości". W rzadkich przypadkach mogą powodować reakcje psychotyczne. Na efekty działania środków chemicznych mają wpływ: skład chemiczny i dawka, wytworzenie się tolerancji na dany środek, cechy osobowości, sytuacja społeczna a nawet oczekiwania osoby zażywającej dany środek. [12]
Na koniec punktu mówiącego o manipulacyjnym wykorzystaniu potrzeb człowieka i zmienionych stanów świadomości, warto wspomnieć jeszcze o hipnozie. „Zasadnicze znaczenie dla procesu hipnotycznego ma zmiana w systemie przekonań osoby znajdującej się pod hipnozą. Zaczyna ona wierzyć, że potrafi kierować ciałem i psychiką w taki sposób, jaki uprzednio uważała za niemożliwy, lub że może przestać kierować zjawiskami, którymi uprzednio kierowała automatycznie. Celem treningu hipnotycznego jest pokierowanie daną osobą w taki sposób, aby umiała hipnotyzować samą siebie, to jest, aby potrafiła kierować różnymi fizjologicznymi i behawioralnymi procesami za pomocą autosugestii". [ 13 ]
Do zmian świadomości, które są charakterystyczne dla doznań hipnotycznych należą zniekształcenia percepcyjne, zmiany pamięciowe, regresja (cofnięcie się w latach), wywoływane marzenia senne, sugestia posthipnotyczna oraz zmodyfikowane poczucie czasu. Przykładowo można wywołać takie zniekształcenie percepcji, że osoby pod hipnozą — które normalnie kaszlą i krztuszą się pod wpływem amoniaku - wąchają go chętnie, bez żadnych trudności oddechowych, jeśli im się powie, że są to np. egzotyczne perfumy. Podobnie spostrzeganie temperatury pomieszczenia może pod wpływem hipnozy zmieniać się tak dalece, że zahipnotyzowany będzie dygotać w ciepłym pomieszczeniu lub dostanie wypieków w zimnym pokoju, jeśli powie mu się, że pierwszy pokój jest zimny a drugi przegrzany. [ 14 ]
W zakresie zmian pamięciowych można wywołać specyficzne amnezje, takie jak niezdolność do przypomnienia sobie określonego nazwiska, przedmiotu lub zdarzenia. Można również spowodować cofnięcie się w latach tak, że poddani hipnozie zdają się być zdolni do ponownego przeżywania minionych wydarzeń ze swego życia, przy czym tracą możliwość rozróżnienia pomiędzy aktualną sytuacją a sytuacją pierwotną, która jest odtwarzana. [15]
Manipulacyjne wykorzystywanie popędu seksualnego
„Popęd seksualny, w odróżnieniu od innych popędów biologicznych, nie jest niezbędny do przetrwania jednostki. Może być wzbudzony przez prawie każdy bodziec, jaki tylko można sobie wyobrazić, a jego wzbudzenie jest równie aktywnie poszukiwane, jak i jego redukcja". [ 16 ] Istnieje możliwość oddzielenia przeżyć związanych z zaspokojeniem potrzeby seksualnej od jej pierwotnego celu biologicznego. Rozszerza to znacznie zakres wpływu napięcia związanego z potrzebą seksualną. Napięcie to może wpływać na wszelkie formy czynności człowieka, modyfikując je, dynamizując lub tamując, w zależności od splotu aktualnych warunków wewnętrznych i zewnętrznych. [ 17 ]
W manipulacjach opartych na potrzebie seksualnej wykorzystuje się pośredni wpływ, jaki ma niezaspokojenie tej potrzeby na równowagę wewnętrzną, np. hamując lub utrudniając zaspokajanie innych potrzeb. Manipulatorom sprzyja pewna aura tajemniczości, jaka otacza w naszej kulturze sprawy seksu, a która sztucznie podsyca (szczególnie u ludzi młodych) zainteresowanie nim. Dołączają do tego rozliczne ograniczenia, które nadają czynnościom seksualnym smak owocu zakazanego i wzmagają ich atrakcyjność (patrz potrzeba reaktancji omówiona w dalszej części rozdziału), a także pewien styl życia, w którym szczególnie mocno podkreślone są wartości seksualne.
K. Obuchowski stwierdza, że „Człowiek dąży do zdobycia walorów seksualnych lub choćby do wywołania u drugich wrażenia, że je posiada — dla podniesienia swojej pozycji społecznej". [ 18 ]
Podsycanie napięć seksualnych jest szczególnie zyskowne finansowo. Obecnie seks nie tylko sam jest obiektem sprzedaży (erotyka, prostytucja, pornografia), lecz także pomaga sprzedawać niemal wszystko, co można z nim skojarzyć, od widowisk rozrywkowych do samochodów, papierosów, a nawet pokarmów. Bodźce seksualne występują w przekazach reklamowych w mediach, na tablicach reklamowych itd. Z reguły wykorzystywane są zdjęcia lub sceny z udziałem kobiet, wokół których kreuje się aurę erotyzmu: mocny makijaż, z kolorów dominuje czerwień, błysk świateł, mrok. Ma to sprawić, aby modelki stały się obiektem pożądania i spełniały kilka funkcji. Po pierwsze mają przyciągnąć uwagę odbiorcy, po drugie zadaniem ich jest zasygnalizowanie sukcesu mężczyzny, któremu towarzyszą (podobnie jak np. samochód), a po trzecie mają dopełniać kontekst erotyczny przekazu. W pierwszym przypadku produkt reklamuje się z nadzieją, że obejmie go część pożądania odczuwanego wobec kobiety. [ 19 ]
Jest to szczególnie skuteczne, gdy produkt ma jakiś związek z erotyczną sferą życia człowieka, np. w przypadku kosmetyków. Zimbardo przytacza przykład, jak po nacechowaniu tytułów książek zmianami zawierającymi elementy lub podteksty seksualne, ich sprzedaż wzrosła o kilkaset procent! [ 20 ]
Inną formą manipulacji opartej na potrzebie seksualnej jest umieszczanie zdjęć o charakterze erotycznym na okładkach książek czy czasopism, wewnątrz których nie ma treści, które sugerowane są na zewnątrz. Są one jednak chętnie kupowane przez zwabionych tą drogą klientów.
Manipulacyjne wykorzystywanie potrzeby bezpieczeństwa. Reguła wzajemności
Po zaspokojeniu elementarnych potrzeb, pojawiają się u człowieka potrzeby bardzo szeroko rozumianego bezpieczeństwa. Możliwość ich manipulacyjnego wykorzystywania można pokazać w co najmniej dwóch aspektach: w warstwie oddziaływania na bezpieczeństwo fizyczne (ekonomiczne) i w warstwie bezpieczeństwa emocjonalnego. Mogą się one ze sobą łączyć.
Pierwsze z nich szczególnie chętnie wykorzystują ci manipulatorzy, którzy chcą poprzez wywołanie braku poczucia bezpieczeństwa fizycznego stworzyć u manipulowanych odpowiednie (wykorzystywane do swoich celów) postawy polityczne, np. mające wpływ na głosowanie w wyborach. Aronson podaje, jak został wykorzystany w przedwyborczej walce politycznej o fotel prezydencki w USA fakt recydywy przedterminowo zwolnionego więźnia, który to ponownie zagroził bezpieczeństwu publicznemu. Szereg ogłoszeń prasowych i telewizyjnych ukazywał kryminalistów wchodzących, a następnie wychodzących z więzienia przez drzwi obrotowe. Rysunek sugerował odpowiedzialność za ten stan rzeczy m.in. kontrkandydata do urzędu prezydenckiego, który był gubernatorem stanu, gdzie miało miejsce przedterminowe zwolnienie. „Ogłoszenia te poruszyły czułą strunę w wielu Amerykanach, którzy mają uzasadnione obawy przed zbrodniami dokonywanymi na ulicach miast i którzy mocno podejrzewają, że system sprawiedliwości faworyzuje przestępców kosztem ofiar". Rzeczowa kontrargumentacja okazała się nieskuteczna, manipulacja z wykorzystaniem potrzeby bezpieczeństwa powiodła się i według wielu analityków walnie przyczyniła się do zwycięstwa wyborczego. [ 21 ]
Przywódcy polityczni często posługują się retoryką braku zewnętrznego bezpieczeństwa, zgodnie z zasadą, że nic tak nie łączy jak wspólny wróg. Mieszkańców najbardziej zmilitaryzowanego państwa świata, Związku Radzieckiego, utrzymywano w przekonaniu, że cały imperialistyczny świat chce ich napaść. Niedostatki materialne tłumaczono wydatkami na obronę, aby nie powtórzyła się klęska wojenna z lat 1941-42. Władza radziecka legitymowała się jako gwarant spokojnego dzieciństwa i poczucia bezpieczeństwa młodych obywateli.
Inną formą wykorzystywania braku poczucia bezpieczeństwa, jest manipulowanie opinią publiczną w sytuacji, gdy środki materialne i ekonomiczne są ograniczone. Ma to na celu wytworzenie sytuacji prowadzących do wyzyskiwania lub dyskryminacji przez dominujące grupy grup mniejszościowych, w celu uzyskania dla siebie jakichś korzyści.
Przykładowo wprowadza się negatywne stereotypy przez używanie pejoratywnych określeń, niedopuszczanie przez związki zawodowe członków mniejszości do pewnych intratnych zawodów, przypisywanie im wszystkiego co złe itp. [ 22 ] Na zapewnieniu bezpieczeństwa emocjonalnego bazują manipulacje zawarte m.in. w przekazach reklamowych. Jeśli reklama oferuje bezpośrednio lub pośrednio bezpieczeństwo emocjonalne, wówczas produkt łatwiej przyciągnie uwagę potencjalnych nabywców, zwłaszcza tych, którzy czują się zagrożeni.
Stwierdzono, że nabywcy lodówek podają jako powód ich zakupu przyczyny ekonomiczne, ale z wyliczeń wynika, że koszty lodówki i przechowywania w niej żywności znacznie podwyższają koszty jej spożywania w stosunku do żywności świeżej. Lecz w zamian lodówka, jeśli jest wypełniona żywnością w ilościach większych niż można bezpośrednio zjeść, pozwala odczuwać bezpieczeństwo zbliżone do tego, jakie w czasach dzieciństwa zapewniała matczyna miłość, kojarzona często z dawaniem pożywienia. Jeśli do tego odczucia odwołuje się przekaz reklamowy, może się okazać bardzo skuteczny. [ 23 ]
Reguła wzajemności
Do ulegania czyimś wpływom dochodzi często pod wpływem działania reguły wzajemności. Jest ona bardzo powszechna we wszystkich kulturach ludzkich. Wszyscy członkowie społeczeństwa są od dzieciństwa trenowani w podporządkowaniu się jej, pod sankcją społecznego potępienia za jej łamanie. Ludzie unikają tych sankcji, albowiem społeczna aprobata implikuje akceptację tego, co mają do zaoferowania, a świadomość, że nie zostaną odrzuceni z powodu niestosowności swojego postępowania zapewnia duże poczucie bezpieczeństwa. Stąd też reguła wzajemności zostanie omówiona w tym miejscu, chociaż ma też znaczne związki z potrzebą aprobaty społecznej.
Reguła wzajemności wymaga od człowieka, by za otrzymane od kogoś dobro odwdzięczył się w podobny sposób. Dzięki „obligowaniu odbiorcy do przyszłego odwdzięczenia się, reguła ta pozwala jednostce na ofiarowanie innemu człowiekowi jakiegoś dobra bez ryzyka jego bezpowrotnej utraty. Poczucie zobowiązania do przyszłego odwdzięczenia się pozwala ludziom na inicjowaniu różnego rodzaju łańcuchów wymiany, transakcji i związków, które są ogólnie korzystne i dla nich i dla społeczeństwa jako całości". [ 24 ]
O możliwościach i sile reguły wzajemności w zastosowaniach manipulacyjnych świadczy przypadek opisywany przez Cialdiniego z czasów pierwszej wojny światowej. Otóż, gdy wojna weszła w fazę pozycyjną, żołnierze przebywali w okopach oddzieleni do siebie wolną przestrzenią z zasiekami, polami minowymi itp. przeszkodami. Obydwie strony wysyłały do siebie zwiadowców, którzy mieli za zadanie przekradać się i zbierać informację o przeciwnikach. Jeden z nich zastał w okopie samotnego wroga, który był bardzo łatwy do rozbrojenia, albowiem się posilał. Żołnierz ten, świadomie bądź nie zastosował właśnie regułę wzajemności — wyciągnął do nieprzyjaciela rękę z kawałkiem chleba. Zwiadowca przyjął dar i wrócił do swoich okopów z niczym, narażając się na reprymendę przełożonych. [ 25 ]
Zestaw manipulacji oparty o regułę wzajemności jest bardzo duży. Jedną z ulubionych taktyk profesjonalistów w tej dziedzinie jest zaoferowanie jakiejś przysługi przed wyjawieniem własnej prośby. O skuteczności tej taktyki decydują takie czynniki jak siła reguły wzajemności, co pozwala jej przezwyciężyć oddziaływanie wielu innych czynników wpływających na ludzkie decyzje i fakt, że zobowiązania do wzajemności wzbudzają nawet nieproszone przysługi, co pomniejsza zdolność do wybierania osób, którym coś się zawdzięcza i pozostawia rzeczywiste wybory w rękach tych ostatnich. [ 26 ]
Okolicznością sprzyjającą manipulatorom jest również przyjęty w naszej kulturze zwyczaj, aby prezenty zawsze przyjmować i jeszcze okazywać z nich zadowolenie, aby nie
urazić darczyńcy. Kolejnym czynnikiem skuteczności jest to, że reguła wzajemności może inicjować niesprawiedliwą wymianę, bo człowiek może się zgodzić na oddanie znacznie większej przysługi niż ta, którą sam otrzymał, w dążeniu do pozbycia się nieprzyjemnego poczucia zobowiązania. [ 27 ]
Z bogatych przykładów konkretnych zastosowań tej reguły można wymienić obdarowanie drobnymi, bezwartościowymi prezentami dla późniejszego pozyskania datków — taktyka ulubiona przez sektę Hare Kryszna [ 28 ], częstowanie wyborców darmowym jadłem i napitkami w czasie pikników przedwyborczych w zamian za późniejsze oddane głosy [ 29 ], tzw. „kiełbasa wyborcza", manipulowanie politykami przez biznesmenów wpłacających datki na ich fundusze wyborcze w zamian za późniejsze koneksje i wpływy [ 30 ], czy też głosowanie niezgodnie ze swoimi przekonaniami polityków odwzajemniających się sobie za wcześniejsze przysługi. [ 31 ] Z zastosowań w handlu trzeba wspomnieć o prezentach, darmowych próbkach, poczęstunkach i innych technikach, które zostaną dokładniej omówione w punkcie traktującym o manipulacyjnych technikach zwiększania sprzedaży.
Na nieco innym mechanizmie reguły wzajemności opiera się technika zwana: odmowa — wycofanie (lub „drzwiami w twarz"). Zamiast oferować przysługę prowokującą do wzajemności, manipulator dokonuje ustępstwa na rzecz partnera prowokując go, aby i on ustąpił. Rozpoczynając od dużej prośby (która na pewno spotka się z odmową), osoba prosząca wycofuje się z niej do prośby mniejszej, na spełnieniu której od samego początku jej zależało, znacznie podnosząc prawdopodobieństwo rozwoju wypadków po swojej myśli. Postępowanie takie jest spostrzegane jako ustępstwo zachęcające osobę proszoną do wzajemności. Jak pisze Cialdini, dodatkowym atutem tej techniki jest wzrost szans na to, że proszony dotrzyma obietnicy i będzie ulegał prośbom także w przyszłości. [ 32 ]
Manipulacyjne wykorzystywanie potrzeb samorealizacji i osiągnięć. Reguła maksymalizacji zysków
Niektórzy badacze uważają potrzeby osiągnięć i samorealizacji za względnie stałą cechę jednostki, ujawniająca się w każdej sytuacji. Uważa się, że wywołuje ona ogólną tendencję do osiągania sukcesu, aczkolwiek siła tej tendencji w danej sytuacji zależy od kilku czynników, takich jak oczekiwanie sukcesu, wartości wchodzącego w grę rodzaju sukcesu i spostrzegania osobistej odpowiedzialności za sukces. Przykładowo „dwaj ludzie mogą mieć równie silne ogólne nastawienie na osiągnięcia, lecz jeden z nich może szczególnie cenić prestiż i pracować najciężej w sytuacjach, w których sukces oznaczałby osiągnięcie większego prestiżu, podczas gdy drugi mógłby cenić wyżej satysfakcję z dobrze wykonanej pracy i wkładać najwięcej wysiłku w pracę w tych sytuacjach, w których sukces przyniósłby mu ten rodzaj satysfakcji". [ 33 ]
Istnieją dwie odmiany potrzeby osiągnięć. Jedne osoby koncentrują się na osiągnięciu sukcesu, inne raczej na uniknięciu porażki, co też ma prowadzić do osiągnięcia zamierzonego celu.
Potrzebę samorealizacji z teorii Maslowa można nazwać potrzebą sensu życia. K. Obuchowski definiuje ją następująco: „jest to taka cecha człowieka, która powoduje, że bez zaistnienia w jego działalności życiowej takich wartości, które są lub mogą zostać uznane przez niego za nadające sens życiu, nie może on prawidłowo funkcjonować, co oznacza w praktyce, że jego działalność życiowa jest za słaba w stosunku do możliwości, nieukierunkowana i oceniona przez niego negatywnie". [ 34 ]
Wydaje się pewne, że osoby o wysokiej potrzebie osiągnięć, szukające samorealizacji mogą stać się obiektem manipulacji osób, wykorzystujących ich zaangażowanie w pracy, nauce czy działalności społecznej do swoich celów, głównie do pracy, które przynoszą korzyści im samym bądź organizacjom, którymi kierują.
Działania manipulacyjne mogą tu przybierać formę wyrabiania dumy, że działa się w ramach tej a nie innej instytucji, organizacji, zawodu, że mieszka się w tej, a nie innej miejscowości itp. Nie chodzi tutaj o to, że tzw. etos pracy sam w sobie jest czymś złym, lecz o jego bezlitosne wykorzystywanie do wyciśnięcia z motywowanego tą drogą pracownika ostatnich sił. Niektóre instytucje religijne starają się za pomocą specjalnych technik wychowawczych doprowadzić u swoich adeptów do stanu psychicznego, zwanego „powołaniem", w którym osobnik jest przekonany, że jego losem, tym co uczyni jego życie sensownym jest tylko jedno: poświęcenie się służbie Bogu, zakonowi, związkowi religijnemu itd. To trwałe przeświadczenie o tym, że jest się do czegoś powołanym, daje gwarancje bardzo aktywnej pracy. [ 35 ] Szerzej temat ten zostanie omówiony w artykule poświęconym organizacjom religijnym i sektom.
Z potrzebami samorealizacji i osiągnięć koresponduje w pewnym stopniu powszechnie występująca w działaniach ludzkich reguła maksymalizacji zysków i minimalizacji strat. Jest ona wyrazem ekonomiczności ludzkiego postępowania, co wiąże się z chęcią osiągania sukcesów przy jak najmniejszych kosztach własnych. Można założyć, że ludzie o wysokiej potrzebie osiągnięć będą bardziej podatni na oddziaływanie tej reguły i łatwiej będą ulegać oszustwom i manipulacjom opartym na jej wykorzystaniu.
Reguła społecznego dowodu słuszności jako manipulacyjne wykorzystanie potrzeby aprobaty społecznej i potrzeby porównań społecznych
Już od dzieciństwa ludzie uczą się, że zachowanie zgodne ze społecznymi ustaleniami przynosi szereg pozytywnych konsekwencji. Interakcje z innymi ludźmi zwiększają prawdopodobieństwo, że dana akcja będzie powtarzana i zostanie wyuczona. Prowadzi to do sytuacji, że jednostka wiele ze swych wysoko cenionych czynności podejmuje nie dla nich samych, lecz dla przyjemności, która powoduje to, że inni ludzie ją zauważają, cenią, szanują, pomagają jej czy też lubią i kochają. „Nie ma granic, poza które nie moglibyśmy się posunąć, aby uzyskać aprobatę innych ludzi — włączając tu zabicie innego człowieka czy też znoszenie upokorzeń, bólu lub nawet narażenie się na śmierć". [ 36 ]
Społeczna aprobata ma kilka związanych ze sobą, lecz dających się odróżnić konsekwencji — takich jak uzyskanie tożsamości, podnoszenie statutu jako osoby zasługującej na uznanie, zapewnienia poczucia bezpieczeństwa, wytwarza więzi i nici sympatii pomiędzy aprobowanym i aprobującym, a przede wszystkim dostarcza jednego z kryteriów kontroli jednostki nad środowiskiem, określając, w jaki sposób jej zachowanie może przynosić pożądane konsekwencje. [ 37 ]
Potrzeba porównań społecznych sprawia, że ludzie obserwują zachowania innych, sprawdzają ich myśli i odczucia, co daje im informacje o obrazie samego siebie na tle innych oraz o istniejących standardach społecznych. Najbardziej przydatne informacje czerpane są z porównań z takimi osobami, które są podobne pod względem zdolności, poglądów lub znajdują się w podobnej sytuacji. [ 38 ]
Reguła społecznego dowodu słuszności może być używana do manipulowania ludzkim zachowaniem, przez skłanianie do uległości, za pomocą dostosowania dowodów, że inni (im więcej, tym lepiej) już ulegli lub właśnie to robią. Cialdini pokazuje, jak powszechnie skuteczna jest reguła społecznego dowodu słuszności. Często przyczyną wypadków jest sytuacja, gdy na równoległych pasach ruchu drogowego któryś z kierowców postanawia zmienić swój pas, sygnalizując to miganiem. Jadący za nim myślą, że ten pas jest dalej z przodu nieczynny i też chcą to zrobić, co powoduje zagrożenia ruchu i wypadki. [ 39 ]
Inny przykład to wyniki badań, które pokazują, że przy zastosowaniu w serialach komediowych „śmiechu z puszki", badani śmieją się dłużej i częściej, pomimo przyznawania, że ten śmiech jest nie za bardzo sensowny. [ 40 ]Praktycy manipulacyjnego wpływu społecznego szeroko wykorzystują omawianą regułę. W reklamie stosuje się częste informowanie o największej, najszybciej rosnącej sprzedaży produktu, czyli że inni klienci go wybierają, pokazywanie ludzi, którzy ten produkt już kupili (najczęściej autorytetów lub osób znaczących [ 41 ] albo wykorzystuje się w tym celu ludzi podobnych do przeciętnego człowieka, „zwyczajnych" [ 42 ] często nieświadomych tego, że są nagrywani) [ 43 ]
W handlu barmani przyozdabiają talerzyk „poprzednimi napiwkami"; podobną taktykę stosują kościelni na swoich tacach. Niektórzy sprzedawcy uciekają się do stwarzania sztucznych tłumów przed kasami (np. biletowymi), nadmieniania o klientach, którzy już kupili produkt [ 44 ], a nawet w przypadku sztuk teatralnych czy innych widowisk do wykorzystywania klaki. [ 45 ]
Z. Bauman zwraca uwagę, że rynek sprzedaje towary wraz ze społeczną aprobatą, która jest wkomponowana w towar. „Można nadać sobie wygląd odpowiedni dla nowoczesnej, wyzwolonej, niezależnej kobiety, dla obiecującego, pewnego siebie finansisty, dla powszechnie lubianego luzaka, dla wysportowanego uwodziciela, dla istoty romantycznej, marzycielskiej, spragnionej miłości itd., itp. Zaletą takich rynkowych kreacji, jest gotowa już, jakby do nich dołączona społeczna aprobata, która oszczędza męki związane z szukaniem potwierdzenia. Zestawy znaków tożsamości i symboli stylów życia lansowane są przez osoby cieszące się autorytetem, a dodatkowo zachwalane przez informacje o licznych użytkownikach czy konsumentach, którzy "przekonali się do owych akcesoriów". [ 46 ]
Podobne mechanizmy manipulacji stosuje się w oddziaływaniu politycznym. Wykorzystuje się sztuczne tłumy i klakierów dla stworzenia wrażenia masowego poparcia i zwolennictwa, co ma pozyskać kolejnych wyborców, popleczników itp. [ 47 ]
Reguła niedostępności jako manipulacyjne wykorzystanie potrzeby reaktancji
Teoria reaktancji opiera się na założeniu, że ludzie motywowani są do utrzymania swej swobody działania. Gdy ta swoboda jest zagrożona w jakikolwiek sposób, wówczas będą oni odczuwać potrzebę reaktancji, czyli oporu psychologicznego. [ 48 ] Dlatego oddziaływania manipulacyjne muszą być bardzo subtelne, albowiem nachalność lub krzykliwość mogą być odbierane jako naruszanie wolności działania i spowodowanie reakcji przeciwnej do zamierzonej.
Aronson wspomina o jeszcze innym aspekcie potrzeby reaktancji. „Kiedy wszystkie inne czynniki pozostają bez zmiany, ludzie, zetknąwszy się z informacjami, które są niezgodne z ważnymi dla nich przekonaniami, skłonni są — jeśli tylko jest to możliwe — natychmiast wynajdywać kontrargumenty". [ 49 ] Manipulatorzy, aby przeciwdziałać tej tendencji, mogą stosować rozpraszanie uwagi w trakcie podawania komunikatu. Potwierdzano doświadczalnie, że działania takie wpływają na większe zmiany opinii i przekonań u odbiorców w kierunku pożądanym przez nadawców niż w przypadku, gdy ich nie stosowano. [ 50 ]
Opór psychologiczny nasila się w szczególności u nastolatków, gdy wzmaga się poczucie własnej indywidualności, owocujące wzrostem ważności takich kwestii, jak własna kontrola nad biegiem wydarzeń, własne prawa i wolności. Konsekwencją jest szczególna wrażliwość na ograniczenia i restrykcje w tym przedziale wiekowym. Opisywana przez Cialdiniego reguła niedostępności ma duży związek z potrzebą reaktancji, [ 51 ] jest wykorzystaniem manipulacyjnym tendencji do przypisywania większej wartości tym możliwościom, które stają się dla ludzi niedostępne. Dzieje się tak dlatego, że rzeczy trudno osiągalne są zwykle cenniejsze. Niedostępność jakiejś rzeczy może więc służyć jako automatyczny wskaźnik jej wartości. Poza tym nieosiągalność jakiejś możliwości, oznacza utratę swobody wyboru i działań, co wywołuje opór, przejawiający się w nasileniu pragnień posiadania tego, co niedostępne i innych powiązanych z tym rzeczy. [ 52 ]
Pragnienia te mogą być tak silne, że przezwyciężają trudności i nieprzyjemności związane z pożądanymi rzeczami lub sytuacjami.
Reguła niedostępności działa najsilniej wtedy, gdy niedostępność pojawiła się niedawno - bardziej pożąda się tego, co niedawno stało się niedostępne, niż tego, co niedostępne było od zawsze, a także wtedy, gdy występuje znaczna konkurencja o dobra trudnodostępne. [ 53 ] Cialdini pisze, że „nie tylko bardziej pożądamy jakiegoś dobra, gdy staje się ono niedostępne — pożądamy go najbardziej wtedy, gdy niedostępność wynika z pożądania danego dobra przez innych ludzi". [ 54 ]
Powyższą prawidłowość wykorzystuje się w reklamie, gdy mówi się o bardzo dużym popycie i że trzeba się spieszyć. [ 55 ]
Regułę niedostępności stosuje się w handlu (techniki takie jak „ograniczona liczba egzemplarzy na składzie", „nieprzekraczalny termin sprzedaży"), gdy sprzedawcy usiłują przekonać klientów, że dostęp do jakichś artykułów jest ilościowo lub czasowo ograniczony. Odmianę reguły niedostępności w powiązaniu z tendencją do rywalizacji wykorzystuje się do wywoływania rywalizacji na aukcjach i przetargach. [ 56 ]
Stosuje się też działanie, polegające na wystawianiu rzeczywiście atrakcyjnych towarów po obniżonych cenach jako przynęty, która ma zgromadzić tłumy ludzi współzawodniczących o te rzadkie dobra. Współzawodnictwo to będzie trwało nawet po wykupieniu towarów atrakcyjnych i rozszerzy się na pozostałe produkty [ 57 ].
O mającym duże znaczenie wpływie reguły niedostępności na ludzkie losy pisze bardzo filozoficznie i pięknie Z. Bauman: "Styl życia każdego z plemion rynkowych, jakkolwiek byłby odległy od naszej aktualnej pozycji, stanowi rodzaj wyzwania. Jeśli pociąga nas, jeśli sądzimy, że niesie więcej radości i szacunku otoczenia, czujemy się, jakby nas czegoś pozbawiono. Uświadamiamy sobie, że ów czarujący fragment świata urzeka nas, uwodzi i coraz bardziej jesteśmy gotowi zrobić wszystko, aby tam się dostać. Nasze obecne życie traci wiele ze swych uroków, nie daje już dawnej satysfakcji. Nie ma więc kresu naszych wysiłków. Nigdy nie powiemy: 'Jestem na miejscu, udało się; czas teraz rozluźnić się i odpocząć'. Właśnie miałem smakować owoce długotrwałych starań, ale w tym właśnie momencie zobaczyłem na horyzoncie cel jeszcze bardziej atrakcyjny i nagle znikła gdzieś chęć do świętowania.
Jednym z efektów mojej wolności (...) jest, jak się wydaje to, że sam siebie skazuję na liczne poczucia niedosytu. Nieustanna możliwość coraz to nowych pragnień i ich rzekoma dostępność odbiera urok wszystkim zdobyczom. Tam, gdzie granicę wyznacza niebo, żaden z ziemskich czarów nie będzie na tyle głęboki, aby nas zadowolić". [ 58 ]
Reguła konsekwencji i zaangażowania jako manipulacyjne wykorzystanie potrzeby spójności w podejmowaniu decyzji
Istnieje wiele teorii psychologicznych opartych na centralnym założeniu, że istnieje potrzeba spójności i konsekwencji w myśleniu i działaniach ludzkich. Postuluje się, że ludzie wolą relacje zrównoważone od niezrównoważonych i są motywowani do zredukowania dysharmonii cechującej spostrzeżenia niespójne. [ 59 ]
Najbardziej rozwinięta formalnie jest teoria dysonansu poznawczego Festingera, której podstawowe założenie głosi, że „ludzie nie mogą tolerować niespójności i będą starać się wyeliminować ją lub zredukować zawsze wtedy, gdy ona wystąpi. Zgodnie z tą teorią, stan dysonansu zostanie wzbudzony zawsze wtedy, gdy w danej osobie równocześnie występują dwa elementy poznawcze (informacje, wiadomości, przekonania, opinie), które są psychologicznie niespójne lub ze sobą niezgodne". [ 60 ]
Ponieważ stan taki jest nieprzyjemny, jednostka będzie dążyć do konsonansu (spójności), na drodze zmiany jednego z tych elementów poznawczych lub dodania nowych. W późniejszych modyfikacjach wysunięto twierdzenie, że wystąpienie dysonansu w danej sytuacji jest bardziej prawdopodobne, jeśli dana osoba zaangażuje się publicznie w niespójne działanie, przy jednoczesnym przekazaniu, że tak naprawdę miała możliwość postąpić inaczej. [ 61 ]
Dążenie do zgodności ma także inne źródła. Po pierwsze konsekwencja jest cnotą wysoko cenioną przez społeczeństwo, po drugie konsekwentne trzymanie się jakiejś linii postępowania jest wygodną drogą na skróty, pozwalającą radzić sobie ze skomplikowaniem własnego życia i zwalnia z konieczności wypatrywania wciąż napływających informacji. Wystarczy postępować zgodnie z raz powziętymi postanowieniami. Jak pisze Z. Bauman „większość z nas ze wstydem uzmysławia sobie, że jest tylko wiązką ról. Wcześniej lub później zaczyna nam dokuczać potrzeba pogodzenia owych różnych postaci tkwiących w nas (...)". [ 62 ]
W dziedzinie wpływu społecznego zaskarbienie sobie początkowego zaangażowania jest kluczem do sukcesu. Manipulatorzy doskonale wiedzą o sile ludzkich dążeń do zgodności pomiędzy słowami, przekonaniami, postawami i czynami. Jak pisze R. Cialdini „(...) po wzbudzeniu jakiegoś zaangażowania (zajęciu jakiegoś stanowiska) ludzie bardziej są skłonni do ulegania dalszym prośbom zgodnym z kierunkiem tego zaangażowania. Stąd też wielu praktyków wpływu społecznego usiłuje nakłonić swoje "ofiary" do zaangażowania zgodnego z prośbą, jaką zamierzają im później przedstawić. (...) Zaangażowanie najbardziej skuteczne ma charakter aktywny, publiczny, wymaga wysiłku i widziane jest przez ofiarę jako wewnętrznie motywowane (niewymuszone)". [ 63 ]
W sprzedaży dąży się do namówienia klienta do chociażby niewielkich zakupów, aby wzbudzić zaangażowanie i przejść do większych. [ 64 ]
Zabiega się też o własnoręczne sporządzanie umów kupna — sprzedaży (głównie w sprzedaży bezpośredniej). Kupujący po jej napisaniu ma mniejszą skłonność do zwrotu towarów. [ 65 ]
Handlowcy mogą też stosować opartą na regule zaangażowania i konsekwencji technikę „niskiej piłki", gdzie pod wpływem bardzo korzystnej ceny (a często także pod wpływem wypróbowania) następuje podjęcie decyzji o zakupie, po czym dochodzi do wyjawienia „błędu w obliczeniach" itp., i do zakupu po znacznej wyższej cenie. Inną techniką jest „stopa w drzwiach", której istotą jest manipulacja obrazem człowieka we własnych oczach i dalej wykorzystywanie zgodności postępowania z tym obrazem. [ 66 ]
Techniki te zostaną dokładniej omówione w punkcie prezentującym manipulacyjne techniki zwiększania sprzedaży. Sprzedawcy mogą też próbować wykorzystać do zwiększenia obrotów wyartykułowanie pochwał względem produktu przez klientów. [ 67 ]
W manipulacjach politycznych wykorzystuje się poczucie o własnym wyborze, czy też sprawstwie u manipulowanych [ 68 ], ma też miejsce wykorzystywanie publicznego zajęcia stanowiska. [ 69 ] Bardzo dobrym przykładem skuteczności tej techniki była zmiana przekonań amerykańskich jeńców wojennych z czasów wojny w Korei. Wykorzystywano tam ich oświadczenia sporządzone na piśmie i branie udziału w obozowych konkursach na napisanie eseju pochwalającego komunizm. [ 70 ]
Manipulacyjne wykorzystywanie wpływu emocji na motywacje. Reguła lubienia i sympatii jako manipulacyjne wykorzystanie potrzeb miłości, sympatii i afiliacji
Zdefiniowanie pojęcia emocji nie było i nie jest sprawą łatwą. Niektórzy psychologowie definiują emocje jako motywy, inni jako zmiany fizjologiczne bądź jako subiektywne odczucia, doświadczone i opisywane przez daną jednostkę. Brak zgody co do definicji bardzo utrudnia badania w tej dziedzinie, które koncentrowały się na ogół na ich zakłócających czy negatywnych aspektach. [ 71 ]
Oddziaływanie na emocje jest jednym z ulubionych pól działania manipulatorów. Dzięki socjotechnice pobudzenia emocjonalnego można doprowadzić do uproszczonego spostrzegania rzeczywistości i reagowania na symbole czy etykietki, a nie na rzeczywiste właściwości pewnego obiektu. Mechanizm wpływu emocji czy afektów, wiąże się z kojarzeniem, przypominaniem określonego przyjemnego bądź negatywnego uczucia z pewnymi kategoriami pojęć, nazwami marek, produktów czy też z jakimiś nazwiskami. Wykorzystywane to jest m.in. w przekazach reklamowych, gdzie silne emocje pozytywne przenoszą się na zachwalany produkt. Stosuje się odwołania do marzeń, fantazji, stara się wytworzyć sielankowy nastrój u odbiorcy, wykorzystać jego ciekawość itd. Z drugiej strony przekaz może odwoływać się do uczuć negatywnych: strachu, lęku, wstrętu, bólu, ale zaraz potem pokazuje drogę ratunku, zazwyczaj przez nabycie jakiegoś produktu, wybranie odpowiedniej opcji politycznej, zgłoszenie gdzieś swojego akcesu itp.
Z bardzo silnymi emocjami wiążą się zwykle uczucia miłości i sympatii. Jak pisze E. Fromm: „Miłość jest aktywną siłą w człowieku, siłą, która przebija się przez mury oddzielające człowieka od jego bliźnich, siłą jednoczącą go z innymi; dzięki miłości człowiek przezwycięża uczucie izolacji i osamotnienia pozostając przy tym sobą, zachowując swą integralność". [ 72 ]
Manipulatorzy starają się wykorzystać te przemożne siły motywacyjne dla swoich celów, a w szczególności dwa składniki potrzeby miłości: troskę i odpowiedzialność [ 73 ], i do nich odwoływać swoje komunikaty nakłaniające.
Jedno z marketingowych przykazań Packarda mówi o sprzedawaniu obiektów miłości. Zaleca on, aby przekaz reklamowy kojarzył reklamowany obiekt z tym, co jest darzone silnym uczuciem, np. dziecko przez matkę. Równie dobrze może to być odwołanie do obiektów, które były darzone miłością, np. w przypadku kobiet, które mają wychowywanie dzieci już za sobą przekaz może przybierać formę symboliczną. [ 74 ]
Innym wykorzystywaniem potrzeby miłości jest działalność sekt i innych tzw. grup destrukcyjnych. Nowego adepta obdarzają one dużą ilością emocji pozytywnych — nazywa się to bombardowaniem miłością. Na emocje pozytywne adept reaguje zgodnie z regułą wzajemności, obniża się też u niego krytycyzm i spada poziom ostrożności. Koncentruje się on tylko na szansach jakie niesie sytuacja, w której się znalazł, a nie na potencjalnych zagrożeniach. Bardzo wyraźnie pokazuje to M. Lewicka w swoich badaniach referowanych w książce pt. Aktor czy obserwator.
Potrzebę miłości mogą wykorzystać różnej maści bohaterowie młodzieżowi, idole i ci, którzy tych ostatnich stwarzają. K. Obuchowski pisze o tym w ten sposób: „Czasem za bohaterów uważa się takie osoby, które bohaterami bynajmniej nie są. Typowym przykładem tego są różne formy miłości młodzieżowej, a szczególnie tak zwana adoracja, w której prawdopodobnie odgrywa też rolę rozwijająca się w tym czasie potrzeba seksualna. (...) Adoracja taka może dotyczyć nauczyciela, aktora filmowego, działacza politycznego, każdego, kto chociażby z racji swej funkcji społecznej nadaje się do 'ubrania' go w to wszystko, co młody człowiek chciałby w nim widzieć. Można by powiedzieć, że przy swoim ogromnym pragnieniu znalezienia ideału, tworzy on sobie sam bohaterów z takiego materiału, jakiego dostarcza mu środowisko. Osoba adorowana staje się najwyższym autorytetem, wzorem do naśladowania w najdrobniejszych szczegółach. Ten stan osiąga napięcie emocjonalne wchodzące nieraz w zakres patologii, gdy 'zadurzenie' prowadzi do usiłowania samobójstwa lub do przestępstwa, jeśli okazuje się, że adorowana osoba wyraźnie nie ma nic wspólnego z przypisywanymi jej ideałami". [ 75 ]
Psychologowie społeczni od dawna zakładali, że towarzyskość jest podstawowym wrodzonym instynktem człowieka z uwagi m.in. na jego odwieczne życie w gromadzie. Wcześniejsze prace mówią o „popędzie stadnym" [ 76 ], nowsze o potrzebie afiliacji. Według P. G. Zimbardo afiliacja jest to „skłonność" czy pragnienie przebywania z innymi ludźmi; podstawowa potrzeba społeczna, czyli motyw „towarzyski", o zasadniczym znaczeniu dla wspólnego życia. P:77|Zob. P.G. Zimbardo, F.L. Ruch, Psychologia i życie, Warszawa 1997, s. 661.}
Wyżej wymienione potrzeby wykorzystywane są przez manipulatorów w działaniach opartych o sformułowaną przez R. Cialdiniego regułę lubienia i sympatii. Głosi ona, że ludzie ulegają i są zgodni z tymi, których znają i lubią.
Badani dowodzą, że o sympatii dla jakiejś osoby decyduje jej atrakcyjność fizyczna, kompetencja, podobieństwo do nas samych bądź uzupełnianie nas, częstotliwość spotkań i kontaktów. [ 78 ]
Do teorii dotyczących atrakcyjności interpersonalnych należy teoria słuszności, która głosi, że ludzie w dziedzinie kontaktów interpersonalnych skłonni są poszukiwać możliwie największych nagród, przy możliwie najmniejszym koszcie własnym.
Inną teorią jest teoria zyskiwania i utraty, która utrzymuje, że to zmiany w sposobie oceniania nas przez inną osobę mają wpływ na atrakcyjność tej osoby dla nas. [ 79 ] Eysenck stwierdza, że „atrakcyjność fizyczna jednostki odgrywa doniosłą rolę podczas początkowych kontaktów między ludźmi, ale tylko nieliczni zdają sobie sprawę, jak wielkie jest to oddziaływanie. Atrakcyjne fizycznie jednostki mogą liczyć na większą przychylność w sądzie, cieszą się lepszym zdrowiem psychicznym, częściej awansują społecznie i robią lepsze wrażenie na potencjalnych pracodawcach".[ 80 ]
Istnieje grupa technik manipulacyjnych, zwana technikami ingracjacyjnymi. Są to działania, których bezpośrednim celem jest zwiększenie własnej atrakcyjności w oczach osoby, wobec której takie działania się podejmuje. Atrakcyjność nie jest tu celem samym w sobie, służy jako swoisty lewar do osiągania innych celów. Filozofia tego sposobu działania zasadza się na przeświadczeniu, że dla osoby sympatycznej inni zrobią więcej niż dla niesympatycznej bądź nie wzbudzającej żadnych emocji.
Z najczęściej używanych technik ingracjacji wymienia się podwyższanie wartości partnera stosowane zwykle w postaci komplementów podnoszących jego samoocenę. Nie należy oczywiście mówić o przymiotach, których ktoś jest pewien np. modelce, że jest zgrabna, lub o takich, o których ingracjowany wie, że nigdy ich nie posiądzie. Najbardziej skuteczne jest odwoływanie się do takich właściwości, które ktoś chciałby posiadać, lecz nie jest pewien, czy już je ma. Taka informacja działa nagradzająco, a źródło nagrody — osoba komplementująca — spostrzegana jest jako bardzo sympatyczna i może łatwiej uzyskać to, o co jej chodziło.
Inną techniką ingracjacji jest konformizm, czyli zachowanie polegające na pokazaniu, że jesteśmy tacy jak inni, a zwłaszcza ci, którzy są aktualnie ingracjowani. Należy wykazać podobieństwo do tych osób w ubiorze, wyrażanych poglądach, sposobach zachowania, preferencjach itd. W ten sposób nagradza się je, pokazują, że to co oni szanują, w co wierzą, co preferują jest tego warte, bo inni to popierają. Ludzi, którzy „nagradzają" bardziej się lubi i łatwiej im ulega.
W zestawie swych technik manipulatorzy mają również podwyższanie własnej wartości w oczach partnera, której podstawą jest wzbudzanie zaufania. Sprzyja temu dobry wygląd, odpowiedni ubiór, słownictwo, mówienie o kimś znanym po imieniu itp. Zaufanie, że posiada się wysoce pożądane cechy, procentuje większymi chęciami nawiązania z takimi osobami kontaktów i większą podatnością na manipulacje z ich strony.
Swoistą odwrotnością ostatniej techniki jest technika obniżania własnej wartości. Istotą tej techniki jest ukazywanie, że się czegoś nie posiada: zdrowia, szczęścia, dachu nad głową, protezy, a ma się tylko ogrom nieszczęścia i bólu. Technice obniżania własnej wartości skuteczność zapewniają wzbudzanie współczucia i podnoszenia własnej samooceny osoby ingracjowanej. Wykorzystuje się też częściowo potrzebę porównań społecznych: — Jestem lepszy, mądrzejszy, bogatszy, szczęśliwszy. Wiele osób zostaje tą techniką wmanipulowanych w wyciąganie pomocnej dłoni nie tylko przez prawdziwie potrzebujących, ale i rozmaitych oszustów. [ 81 ]
Praktycy oddziaływań manipulacyjnych stosują często techniki oparte na skojarzeniu siebie lub swoich produktów z czymś, co jest lubiane i budzi sympatię. Można tu wymienić wykorzystywanie zjawiska aureoli [ 82 ] (czyli przenoszenia pozytywnych widocznych cech z jednego obiektu na kojarzony z nim inny), technikę kąpania się w odbitej chwale (przypisywanie sobie udziału w różnorakich sukcesach) [ 83 ], czy „technikę obiadu" [ 84 ], której istota działania polega według Cialdiniego na skojarzeniu przyjemności z posiłku i jego atmosfery z człowiekiem, z którym się ten posiłek spożywało. Współbiesiadnika zaczyna się lubić i jest się bardziej skłonnym ulegać jego prośbom. Nie bez znaczenia jest tutaj również wpływ reguły wzajemności. Handlowcy starają się skorzystać z rekomendacji przyjaciela (często rzekomej) do sprzedaży produktów w systemie domokrążnych pokazów i do budowy niekończącego się łańcucha tych spotkań. [ 85 ] Sprzedawcy z kolei szkoleni są w ten sposób, aby zwracali uwagę na sygnały mówiące o poglądach i zainteresowaniach klientów, by następnie mogli je wykorzystać do wykazania jakichś związków czy punktów wspólnych z nimi. Zaleca się także naśladowanie mimiki, gestykulacji czy sposobów mówienia klientów. Ma to wzbudzić sympatię z powodu podobieństw i skutkować wielkością sprzedaży. [ 86 ]
W sferze oddziaływań politycznych, reguła lubienia i sympatii wykorzystywana jest w czasie kampanii, gdy politycy chcą skojarzyć swoje nazwiska ze sławnymi osobami, z dobrze zapowiadającymi się przedsięwzięciami itp. [ 87 ] Często też ma miejsce zbieranie podpisów poparcia czy dodatków w obrębie najbliższego sąsiedztwa, z uwagi na to, że trudniej odmówić ludziom, których się lubi. [ 88 ]
W przekazach reklamowych sympatię wykorzystuje się przy prezentowaniu produktów w towarzystwie pięknych, atrakcyjnych modeli, sławnych osób, ważnych, dobrze się kojarzących wydarzeń itp. [ 89 ]
Przypisy:
[ 1 ] Zob. K. Obuchowski, Psychologia dążeń ludzkich, Warszawa 1967, s. 110.
[ 2 ] Zob. tamże s. 111.
[ 3 ] Zob. tamże s. 118.
[ 4 ] Zob. tamże s. 118.
[ 5 ] P.G. Zimbardo, F.L. Ruch Psychologia i życie, Warszawa 1997, s. 326.
[ 6 ] Zob. K. Obuchowski, Psychologia dążeń ludzkich, Warszawa 1967, s. 123.
[ 7 ] Zob. tamże s. 127.
[ 8 ] P.G. Zimbardo, F.L. Ruch, Psychologia i życie, Warszawa 1997, s. 273.
[ 9 ] Zob. tamże s. 279-280.
[ 10 ] Zob. tamże s. 280-281.
[ 11 ] P.G. Zimbardo, F.L. Ruch, Psychologia i życie, Warszawa 1997, s. 281.
[ 12 ] Zob. tamże s. 283-289.
[ 13 ] P.G. Zimbardo, F.L. Ruch, Psychologia i życie, Warszawa 1997, s. 301.
[ 14 ] Zob. tamże s. 297.
[ 15 ] Zob. tamże s. 298.
[ 16 ] P.G. Zimbardo, F.L. Ruch, Psychologia i życie, Warszawa 1997, s. 344.
[ 17 ] Zob. K. Obuchowski, Psychologia dążeń ludzkich, Warszawa 1967, s. 139.
[ 18 ] K. Obuchowski, Psychologia dążeń ludzkich, Warszawa 1967, s. 152.
[ 19 ] Zob. I. Zabielska, Naprawdę jaka jest. Cztery reklamowe stereotypy kobiet. w: "Businessman" nr 4/1997, s. 77.
[ 20 ] Zob. P.G. Zimbardo, F.L. Ruch, Psychologia i życie, Warszawa 1997, s. 339.
[ 21 ] E. Aronson, Człowiek istota społeczna, Warszawa 1997, s. 93.
[ 22 ] Zob. tamże s. 390.
[ 23 ] Zob. W. Domachowski, Przewodnik po psychologii społecznej, Warszawa 1998, s. 201.
[ 24 ] R. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, Gdańsk 1994, s. 64.
[ 25 ] Zob. tamże s. 44.
[ 26 ] Zob. tamże s. 64.
[ 27 ] Zob. tamże s. 64.
[ 28 ] Zob. tamże s. 38.
[ 29 ] Zob. tamże s. 41.
[ 30 ] Zob. tamże s. 40-41.
[ 31 ] Zob. tamże s. 40.
[ 32 ] Zob. tamże s. 64.
[ 33 ] P.G. Zimbardo, F.L. Ruch, Psychologia i życie, Warszawa 1997, s. 544.
[ 34 ] K. Obuchowski, Psychologia dążeń ludzkich, Warszawa 1967, s. 237.
[ 35 ] Zob. tamże s. 241.
[ 36 ] P.G. Zimbardo, F.L. Ruch Psychologia i życie, Warszawa 1997, s. 546.
[ 37 ] Zob. tamże s. 547.
[ 38 ] Zob. tamże s. 546 i w: R. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, Gdańsk 1994, s. 152.
[ 39 ] Zob. R. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, Gdańsk 1994, s. 149.
[ 40 ] Zob. tamże s. 113.
[ 41 ] Zob. tamże s. 115.
[ 42 ] Zob. tamże s. 133.
[ 43 ] Zob. tamże s. 147.
[ 44 ] Zob. tamże s. 115.
[ 45 ] Zob. tamże s. 146.
[ 46 ] Zob. Z. Bauman, Socjologia, Poznań 1996, s. 109.
[ 47 ] Zob. R. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, Gdańsk 1994, s. 115 i 146.
[ 48 ] Zob. P.G. Zimbardo, F.L. Ruch, Psychologia i życie, Warszawa 1997, s. 545 i E. Aronson, Człowiek istota społeczna, Warszawa 1997, s. 133.
[ 49 ] E. Aronson, Człowiek istota społeczna, Warszawa 1997, s. 134.
[ 50 ] Zob. tamże s. 134.
[ 51 ] Zob. R. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, Gdańsk 1994, s. 220 i s. 221.
[ 52 ] Zob. R. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, Gdańsk 1994, s. 241.
[ 53 ] Zob. tamże s. 241.
[ 54 ] R. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, Gdańsk 1994, s. 234.
[ 55 ] Zob. tamże s. 234.
[ 56 ] Zob. tamże s. 237.
[ 57 ] Zob. tamże s. 236.
[ 58 ] Z. Bauman, Socjologia, Poznań 1996, s. 215.
[ 59 ] Zob. P.G. Zimbardo, F.L. Ruch, Psychologia i życie, Warszawa 1997, s. 549.
[ 60 ] P.G. Zimbardo, F.L. Ruch.,Psychologia i życie, Warszawa 1997, s. 549.
[ 61 ] Zob. tamże s. 549.
[ 62 ] Z. Bauman, Socjologia, Poznań 1996, s. 104.
[ 63 ] R. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, Gdańsk 1994, s. 110 i s. 95.
[ 64 ] Zob. tamże s. 77.
[ 65 ] Zob. tamże s. 84.
[ 66 ] Zob. tamże s. 77-78.
[ 67 ] Zob. tamże s. 85.
[ 68 ] Zob. tamże s. 94 i dalsze.
[ 69 ] Zob. tamże s. 85 i 86.
[ 70 ] Zob. tamże s. 83.
[ 71 ] Zob. P.G. Zimbardo, F.L. Ruch, Psychologia i życie, Warszawa 1997, s. 353.
[ 72 ] E. Fromm, O sztuce miłości, Warszawa 1996, s. 28.
[ 73 ] Zob. tamże s. 32 i 33.
[ 74 ] Zob. W. Domachowski, Przewodnik po psychologii społecznej, Warszawa 1998, s. 202.
[ 75 ] K. Obuchowski, Psychologia dążeń ludzkich, Warszawa 1967, s. 268.
[ 76 ] Zob. K. Obuchowski, Psychologia dążeń ludzkich, Warszawa 1967, s. 202.
[ 78 ] Zob. tamże s. 550 i dalsze oraz R. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, Gdańsk 1994, s. 188-189.
[ 79 ] Zob. P.G. Zimbardo, F.L. Ruch, Psychologia i życie, Warszawa 1997, s. 576.
[ 80 ] H. i M. Eysenck, Podpatrywanie umysłu, Gdańsk 1998, s. 34
[ 81 ] Zob. W. Domachowski, Przewodnik po psychologii społecznej, Warszawa 1998, s. 182-186.
[ 82 ] Zob. R. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, Gdańsk 1994, s. 159.
[ 83 ] Zob. tamże s. 185.
[ 84 ] Tamże s. 179.
[ 85 ] Zob. tamże s. 157.
[ 86 ] Zob. tamże s. 162-163.
[ 87 ] Zob. tamże s. 177-178.
[ 88 ] Zob. tamże s. 157.
[ 89 ] Zob. tamże s. 176-177.
Jacek Kamieniak
Ur. 1973. Ukończył Wydział Pedagogiczny Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie. Pracuje w energetyce, mieszka w Radomsku. Główne zainteresowania: świecki humanizm, psychologia, socjologia, filozofia, antropologia, historia, technika, militaria i turystyka.
źródło: http://www.racjonalista.pl/kk.php/t,4662
Autor tekstu: Marcin Klapczyński
W piątek 11 marca bieżącego roku odbyło się doroczne sympozjum Society for Neuroscience (Towarzystwa na rzecz Neuronauki), Oddziału w Chicago, w którym miałem przyjemność uczestniczyć. Niniejsza relacja pozwala przyjrzeć się trendom w obecnych badaniach nad działaniem układu nerwowego.
Neuronauka to wciąż rozwijająca się dziedzina wiedzy, która obejmuje badania nie tylko czysto naukowe w celu rozpracowania niuansów niezwykle złożonego systemu jakim jest układ nerwowy. To kierunek wyjaśniający podłoże zachowań ludzkich, uzależnień, chorób psychicznych. Dzięki neuronauce poznano mechanizmy utrwalania szlaków pamięciowych, przyczyny wielu dolegliwości nerwowych oraz zmian związanych ze starzeniem.
Anatomowie, neurolodzy, biologowie molekularni, komórkowi, lekarze, psychiatrzy i wielu innych specjalistów — to armia wyszkolonych naukowców na usługach neuronauki. Dziedzina ta korzysta z najnowszych zdobyczy techniki, które pozwalają coraz lepiej i dokładniej śledzić procesy zachodzące w naszych komórkach. Studia doktoranckie na tym kierunku cieszą się niezwykłą popularnością, i większość szanujących się uczelni na świecie posiada taki program.
University of Illinois w Chicago, na którym obecnie pracuję naukowo, otwiera w semestrze jesiennym studia doktoranckie w neuronauce. O jej szerokich horyzontach może świadczyć fakt, że jest to wspólna inicjatywa college'ów Medicine, Liberal Arts and Sciences, Dentistry, Engineering, Pharmacy, Nursing, Aplied Health Science, która zrzesza łącznie około stu pracowników uniwersyteckich. Nota bene, projekt ten jest koordynowany przez moją małżonkę Elżbietę, bez której skupieni na swoich badaniach i zabiegani profesorowie nie potrafiliby zebrać się razem chociaż na pięć minut. Propozycja nowego kierunku studiów została zaakceptowana przez senat uniwersytecki i najwyższą radę uczelnianą. Obecnie czeka na zatwierdzenie przez stanową radę — Illinois Board of Higher Education. Proszę czytelników o trzymanie kciuków!
Sex, drugs and...
Rock and roll? Niezupełnie. Seks, narkotyki i serotonina w zdrowiu i chorobie — to tytuł porannego sympozjum. Po rozstawieniu posterów, przekąszeniu pączków i wypiciu porannej kawy, która nam naukowcom do życia jest równie niezbędna jak powietrze, rozpoczęły się pierwsze wykłady.
Sex, czyli płeć
Zawiedziona widownia wkrótce przekonała się, że nie chodzi o seks, a jedynie kontekst płci w działaniu podwzgórza. Ten region w mózgu bierze udział w wielu procesach fizjologicznych włączając w to (cytując słowo w słowo autorkę badań): "kontrolę apetytu, seksu, równowagi płynów, seksu, temperatury ciała, seksu, emocji i sekrecję kluczowych hormonów." Dwa z nich — wazopresyna i oksytocyna biorą udział w regulacji ciśnienia krwi oraz u kobiet — procesu laktacji. Janice H. Urban z Rosalind Franklin University udowodniła, że związek zwany neuropeptydem Y (NPY) jest produkowany na skutek zwiększenia ilości soli w ustroju lub odwodnienia organizmu. Łączy się on następnie ze specjalnym receptorem w komórkach wydzielających obydwa hormony powodując wzmożenie ich produkcji. Wazopresyna i oksytocyna rozpoznają receptor bezpośrednio bądź przez nieznany jeszcze mediator. Dzięki temu na skutek odwodnienia lub utraty krwi hormony te stymulują rozpoczęcie oszczędnej gospodarki wodnej.
U kobiet sprawa się trochę komplikuje, gdyż wydzielanie tych hormonów stymulowane jest przez estrogen, którego poziom zmienia się w ciągu cyklu miesięcznego. Dokładniejsze zrozumienie działania układu hormonalnego w tym przypadku pozwoli w przyszłości na opracowanie związków, które pomogą leczyć zaburzenia hormonalne i dolegliwości związane z menopauzą.
Drugs, czyli narkotyki. Na początek kokaina
Co się dzieje po odstawieniu kokainy? O ile symptomy głodu narkotykowego są znane z obserwacji klinicznych, naukowcy starają się rozpracować szczegółowy mechanizm uzależnienia i możliwe drogi łagodzenia skutków terapii. Gonzalo Carrasco z Loyola University Medical Center prowadził badania uzależnień na modelu zwierzęcym. Kokaina to związek przyłączający się do receptora, który stymuluje wydzielanie serotoniny, popularnie zwanej hormonem szczęścia. Pod wpływem narkotyku zwiększa się również poziom acetylocholiny, oksytocyny, prolaktyny i kortyzolu. Kolejne dawki kokainy dostarczają organizmowi nagrody w postaci dobrego samopoczucia, jednak z biegiem czasu, aby były skuteczne, muszą być zwiększane. Dotychczas zidentyfikowano siedem receptorów serotoninowych, a odpowiedzialnym za przyłączenie kokainy jest głównie tzw. receptor 5-HT2A.
[ external image ]
Skutki uboczne terapii odwykowej od kokainy mogą zostać złagodzone dzięki odpowiedniej strategii zablokowania aktywności genu kodującego białko związane z receptorem serotoninowym. (http://www.state.ia.us)
Zespół Carrasco udowodnił, że po odstawieniu narkotyku staje się on nadwrażliwy już po 48 godzinach zaburzając pracę komórek nerwowych. Co więcej, białko ściśle związane z receptorem 5-HT2A zwane Gq/11alfa jest wyrażane na bardzo wysokim poziomie i najwyraźniej jest bezpośrednią przyczyną nadwrażliwości receptora.
To wyzwanie biologów molekularnych — znając sekwencję genu Gq/11alfa można spróbować go wyłączyć za pomocą krótkich odcinków RNA „wyciszającego" (RNAi), które zablokuje produkcję białka. Istnieje też rozwiązanie farmakologiczne - skoro wiemy dokładnie, który receptor odpowiedzialny jest za głód narkotykowy, możemy złagodzić jego nadwrażliwość za pomocą nieszkodliwego analogu kokainy. Jeśli obie strategie okażą się skuteczne, terapia odwykowa będzie znacznie łatwiejsza do zniesienia.
Drugie oblicze amfetaminy
Wylew krwi do mózgu to poważny przypadek medyczny, nierzadko kończący się śmiercią. Pacjenci, którzy go przeżyją często są upośledzeni ruchowo, a fizykoterapia jest zwykle niewystarczająca. Oprócz ogólnych dolegliwości wymagających leczenia pacjenci często cierpią na nadciśnienie.
Jednym z proponowanych stymulantów jest amfetamina która w badaniach laboratoryjnych na szczurach daje wręcz zadziwiające rezultaty. Otóż po wywołaniu wylewu u gryzoni poddano je terapii amfetaminowej 2, 5 i 8 dnia zmuszając je cały czas do aktywności fizycznej. Próbami kontrolnymi były trzy grupy zwierząt: nie podlegające żadnej formie leczenia, zmuszane jedynie do wysiłku oraz poddane jedynie terapii farmakologicznej z użyciem amfetaminy. Testami sprawnościowymi były sięganie łapką po pokarm (częstotliwość upuszczania ziarenek), chodzenie po belce (liczba poślizgnięć) oraz zdolność wspinania się po drabince.
Zwierzęta poddane fizykoterapii wraz z leczeniem amfetaminowym powróciły do zupełnej sprawności i w porównaniu z grupami kontrolnymi osiągnęły znacznie lepsze wyniki. William A. Wolf, autor badań z University of Illinois at Chicago postanowił przyjrzeć się bliżej wynikom na poziomie tkankowym i komórkowym. Naukowcy założyli, że amfetamina stymuluje zapewne wzrost wypustek nerwowych tworzących nowe połączenia pomiędzy neuronami. I rzeczywiście — tkanki ze zwierząt poddanych terapii amfetaminowo-sportowej wykazały dwukrotnie większe zagęszczenie nowych neurytów w porównaniu z nieleczoną grupą kontrolną.
[ external image ]
Szczury poddane fizykoterapii połączonej z dawkowaniem amfetaminy po sztucznie wywołanym wylewie powróciły do pełnej sprawności. O wiele gorsze wyniki wykazały gryzonie poddane jedynie terapii ruchowej. (Laboratory Animal Welfare, http://www.vetmed.ucdavis.edu)
Jak wygląda jednak szczegółowy mechanizm? Wiadomo, że amfetamina aktywuje wydzielanie norepinefryny oraz dopaminy — hormonów, które są rozpoznawane przez wiele komórek układu nerwowego. Otóż ta kaskadowa reakcja w rezultacie powoduje wydzielenie czynników troficznych, które wędrują do wypustek nerwowych i stymulują ich wzrost. Część z nich wzmacnia już istniejące połączenia nerwowe. Dlatego też tak ważna jest jednoczesna fizykoterapia, która „przeciera" nowe szlaki nerwowe poprzez nieustanne podsyłanie impulsów do centralnego układu nerwowego. Wzmocnienie połączeń nerwowych następuje jedynie wtedy, gdy pozostają one aktywne przez dłuższy czas. Na tej samej zasadzie powstają trwałe ślady pamięciowe — dlatego też amfetamina jest używana przez niezbyt systematycznych studentów do wkucia potężnej ilości materiału w noc poprzedzającą egzamin. (Jeśli chcesz wiedzieć więcej o powstawaniu pamięci trwałej zajrzyj do marcowego numeru Świata Nauki - „Komórkowe ścieżki pamięci")
Apomorfina — aby widzieć obydwie strony świata
Jedną z najbardziej intrygujących chorób układu nerwowego jest dolegliwość nazwana dość dziwacznie 'zaniedbaniem' (ang. neglect). Jest ona zwykle związana z uszkodzeniem prawej półkuli mózgowej i w 40% przypadków jest spowodowana wylewem krwi do mózgu. Otóż pacjenci zdają sobie sprawę z jedynie prawej strony świata, którą widzą i są w stanie odczuć zmysłami (nerwy w mózgu krzyżują się — prawa półkula odpowiedzialna jest za lewą stronę i odwrotnie). Jedzą jedynie z jednej połowy talerza, czeszą się tylko po prawej stronie, nawet myją zęby tylko w połowie. Nie rozpoznają swoich kończyn po lewej stronie, które są nieskoordynowane i często nieświadomie ranione. Poproszeni o opis drogi z domu do pracy potrafią opisać budynki jedynie po ich prawej stronie. Co jest najdziwniejsze, zupełnie nie zdają sobie sprawy ze swojej ułomności, dlatego bardzo niechętnie poddają się terapiom. (Jeśli chcesz wiedzieć więcej, zajrzyj do Wiedzy i Życie z marca bieżącego roku — artykuł „Przesłona na mózgu" opisuje między innymi 'zaniedbanie').
[ external image ]
Jeden z najsłynniejszych przypadków 'zaniedbania'. Niemiecki artysta Anton Raederscheidt malował swoje autoportrety po wylewie, który uszkodził korę mózgową w prawym płacie. Z czasem, gdy jego mózg powracał do sprawności, zaczął być świadom lewej strony widzianego świata. (Wurtz, Goldberg, & Robinson, 1982/ http://www.raederscheidt.com)
W 10-15% przypadków następuje samowyleczenie, którego mechanizm nie jest do końca poznany. Jeden z zaskakująco skutecznych sposobów leczenia odkryty przez przypadek u szczurów polega na pozbawieniu zwierząt światła na kilka dni — najwyraźniej roztargniony naukowiec wyłączył światło w pokoju z klatkami na weekend. Nie wiadomo czy byłby skuteczny również u ludzi, jednak ogromna większość chorych na 'zaniedbanie' nie zgodziłaby się na takie leczenie, zwłaszcza że według nich wszystko z nimi jest w porządku.
James V. Corvin z Northern Illinois University proponuje opcję farmakologiczną. Jedna z nich, z użyciem apomorfiny, daje bardzo obiecujące rezultaty u gryzoni i powinna być łatwiejsza do przeprowadzenia u upartych pacjentów. Związek ten jest antagonistą dopaminy powodując zwiększone jej stężenie w mózgu. Badania jego zespołu udowodniły, że zwiększa ona plastyczność mózgu, co pomaga w odbudowaniu szlaków nerwowych i przejęciu części funkcji przez zdrową półkulę mózgową. Naukowcy udowodnili, że do powrotu do sprawności niezbędna jest część mózgu zwana dorsocentral striatum — po jej zniszczeniu nie ma zupełnie szans na regenerację — ani terapia 'ciemnościowa', ani apomorfinowa są w takim przypadku nieskuteczne.
Zmiana w stężeniu dopaminy połączona jest ze zmienioną dystrybucją innego związku zwanego w skrócie IN-1, który stymuluje wyrastanie wypustek z komórek nerwowych w korze mózgowej. Dzięki regeneracji tkanki i zagęszczeniu neurytowym, staje się ona plastyczna i po 7 tygodniach następuje całkowity powrót do sprawności. Zespół naukowców bada również wpływ innych związków na leczenie 'zaniedbania' na gryzoniach oraz naczelnych.
Sesja posterowa
Nasycone wiedzą stado naukowców przegryzło w pośpiechu nieco suchawy lunch i ruszyło szturmem na ekspozycję posterów, czyli plakatów prezentujących obecne badania poszczególnych laboratoriów. Wystawiono łącznie prawie sto posterów, więc była uczta dla oka i dla ucha podczas dyskusji.
Osobiście prezentowałem swoje ostatnie badania nad odkrytym przez nas niedawno receptorem acetylocholinowym w błędniku żółwia. W przeciągu kilku miesięcy udało nam się zsekwencjonować gen jego podjednostki, zaprojektować i wyprodukować specyficzne przeciwciało, oraz wykryć białko za pomocą metod molekularnych oraz mikroskopowych. Udowodniliśmy, że receptor ten znajduje się w komórkach włoskowych, które wyczuwają ruch płynu w kanaliku błędnika i przesyłają impulsy do mózgu. Bierze on udział w blokowaniu pobudzenia komórki, ustalając charakterystyczną dla niej pobudliwość.
[ external image ]
Mój skromny udział w projekcie odkrycia genu podjednostki alfa9 receptora acetylocholinowego w komórkach włoskowych błędnika żółwia. Po lewej stronie stoi moja szefowa, prof. Anna Lysakowski, jedna z nielicznych na świecie specjalistów od narządu zmysłu równowagi. Ma na koncie kilkadziesiąt publikacji naukowych, setki abstraktów i kilka rozdziałów w książkach anatomii. To właśnie dla niej agencja kosmiczna NASA powierzyła projekt badania rozwoju błędnika w przestrzeni kosmicznej. Jej badania skupione są głównie na dwóch rodzajach komórek włoskowych w błędniku gadów, ptaków i ssaków podczas ich rozwoju. Ponieważ dzisiaj wszelkie badania anatomiczne powinny być poparte danymi molekularnymi, również i ja — biolog molekularny — mam przyjemność w nich uczestniczyć.
Dlaczego żółw? Oprócz relatywnie łatwej ekstrakcji błędnika, badania nad gadami dostarczają również ciekawych rezultatów nad ewolucyjnym aspektem rozwoju narządu percepcji równowagi. Analiza porównawcza wykazała 85% podobieństwo do sekwencji genu tego samego receptora u ptaków, co jest oczywistym faktem ze względu na ich bliskie ewolucyjne pokrewieństwo.
Sesja posterowa to świetna okazja do poznania ciekawych ludzi i zdobycia cennych kontaktów. Dzięki dyskusjom przy moim posterze uzyskałem wiele wartościowych rad, które pozwolą nam dokończyć projekt i wkrótce opublikować nasze badania. Coraz lepsze poznanie działania komórek włoskowych, oprócz wzbogacenia naszej wiedzy o funkcjonowaniu zmysłów, pomoże w zrozumieniu przyczyn defektów narządu słuchu oraz równowagi.
Śmierć popołudniową porą
To oczywiście tytuł popołudniowego sympozjum, nikomu z uczestników zjazdu nie stało się nic złego. Gdy dyskusje przy posterach ucichły, a wyschnięte w gorących sporach gardła zostały nasączone kofeiną rozpoczęły się popołudniowe wykłady.
Śmierć popołudniową porą dotyczyła dokładnie śmierci komórek nerwowych oraz patogenicznych mechanizmów w chorobach neurodegeneracyjnych.
Gdy geny powtarzają zbyt dużo
Jedną z grup chorób wyniszczających układ nerwowy są ataksje, które objawiają się zaburzeniami postawy i koordynacji ruchowej. Spowodowane są uszkodzeniem móżdżku lub rdzenia kręgowego, najbardziej powszechną z nich jest ataksja rdzeniowo-móżdżkowa typu I (SCA I). Jest śmiertelna po 10-15 latach i powoduje zniszczenie włókien Purkiniego oraz niektórych jąder pnia mózgowego.
Harry Orr z University of Minnesota z Minneapolis wraz z współpracownikami rozpracowali genetyczne i molekularne podłoże tej dziedzicznej choroby. Otóż omawiana ataksja jest związana bezpośrednio z ilością powtórzeń trzech nukleotydów w genie SCA I, który koduje białko zwane ataksyną I. W normalnej wersji genu, produkowane białko posiada łańcuch 6-38 powtórzeń glutaminy, patogenna wersja proteiny zawiera 39-83 powtórzeń. Zespół Orra udowodnił, że białko musi powędrować do jądra komórkowego, aby wywołać ataksję. Używając zwierząt transgenicznych naukowcy wykazali również, że sztucznie wywołana choroba z 82 powtórzeniami powoduje wyczerpanie ważnego receptora zwanego RORalfa. Jego brak wstrzymuje wzrost i różnicowanie włókien Purkiniego.
Poznanie szczegółów molekularnej ścieżki od genu do symptomów chorobowych pozwoli na opracowanie skutecznej terapii. Dużą szansą może być terapia genowa polegająca na wycięciu dodatkowych powtórzeń genu, jednak minie jeszcze sporo czasu zanim opracowane zostanie leczenie kliniczne.
Gdy białka źle się zwijają
Ostatni wykład prowadzony przez znakomitego naukowca Richarda I. Morimoto z Northwestern University zachwycił wszystkich modelem badań symulujących dolegliwości związane ze źle sfałdowanymi białkami.
Proteiny produkowane są w postaci łańcuchów, które są zwijane w funkcjonalne cząsteczki. Kształtowanie to jest skomplikowane i wymaga współdziałania białek chaperonowych (z ang. chaperone — przyzwoitka), które 'opiekują' się zwijanym łańcuchem.
Znanych jest ponad 100 chorób związanych z błędnie sfałdowanymi białkami, między innymi choroba Kreuzfelda-Jacoba, Huntingtona, Parkinsona, Alzheimera, niektóre formy sklerozy i chociażby wyżej opisywane ataksje i schorzenia nerwowo-mięśniowe.
W naszych komórkach codziennie produkowane są wadliwe białka, które zostają rozpoznane przez komórkową maszynerię recyklingu i niszczone w tzw. proteosomach. Na niewielką skalę pomyłki te są nieszkodliwe. Jednak jeśli podłoże tych błędów tkwi w genach, komórki nie mogą poradzić sobie z białkami, które gromadzą się w nierozpuszczalnych agregatach. Rozpoczyna się odpowiedź szoku termicznego i większość energii przekazana jest na maszynerię naprawczą i niszczącą. Pod wpływem zaburzonej równowagi pojawia się stres komórkowy, który prowadzi albo do nowotworzenia albo do śmierci komórki.
Autor badań zajął się między innymi chorobą Huntingtona, której podłoże leży również w powtórzeniach trzech nukleotydów (CAG) w genie IT15, które kodują glutaminę w białku Htt. Normalny stan obejmuje geny, które posiadają poniżej 28 powtórzeń, 29-39 może rozwinąć chorobę i następne pokolenia będą zagrożone, powyżej 40 na pewno spowoduje chorobę. Skutkiem nadmiernej ilości powtórzeń w genie powstają właśnie źle sfałdowane białka, które zlepiają się w bezładną, toksyczną i niefunkcjonalną masę.
Naukowcy rozwinęli doskonały system śledzenia szkodliwości zagregowanych białek używając dobrze znanego robaka C.elegans, którego układ nerwowy został dokładnie zmapowany a genom kompletnie zsekwencjonowany. Dzięki dostarczeniu genu o pożądanej ilości szkodliwych powtórzeń z doczepionym niewielkim białkiem które fluoryzuje na zielono, postępowanie choroby można było obserwować na żywo.
Skoro terapia genowa obecnie dopiero raczkuje, może należy podejść do problemu z innej strony i wspomóc maszynerię naprawczą komórki? Znanych jest 9 białek opiekuńczych, a szacuje się, że jest ich dziesięć razy więcej. Badania na modelu C.elegans pozwolą na eksperymentowanie z nowymi i modyfikacją już poznanych i pomoże zrozumieć tę delikatną i skoordynowaną maszynerię, która chroni nas przed defektami. Zespół badawczy odkrył, że jeśli genetycznie usunie się gen kodujący tzw. czynnik szoku termicznego (Hsf), już 33-35 powtórzeń powoduje powstawanie szkodliwych zlepków białkowych. Białko to koordynuje pracę chaperonów, jeśli więc można je genetycznie ulepszyć, być może będzie przydatne w leczeniu takiego rodzaju chorób.
Nadzieja na przyszłość
Wyniki ostatnich badań w neuronauce są coraz bardziej imponujące, jednak przed naukowcami jeszcze wiele lat mozolnych poszukiwań i skrupulatnych badań. Powyższa relacja to jedynie wybrane wykłady z prac chicagowskiego oddziału Society for Neuroscience. Na zrozumienie tajemnic ludzkiego mózgu pracuje rzesza zdolnych i ambitnych badaczy na całym świecie. Neuronaukowcy dysponują coraz bardziej imponującymi narzędziami eksploracji neuroświata, jak chociażby urządzenie do mapowania aktywności mózgu w czasie rzeczywistym — fMRI. Biologia molekularna daje możliwość manipulacji genami i tworzenia złożonych modeli badawczych. Mikroskopia konfokalna i elektronowa sprzęgnięta z komputerami dostarcza niesamowitych wręcz sposobów wizualizacji badanej tkanki. Powoli wkraczamy w erę kiedy jedynym ograniczeniem kolejnych sukcesów będzie brak czasu i odrobina szczęścia w szybkim odnalezieniu przyczyny danej choroby czy podstawy określonego zachowania. Neuronauka to dziedzina w której warto pokładać nadzieję na przyszłość, w którą warto inwestować i w której kierunku warto się kształcić.
Marcin Klapczyński
Ukończył biologię molekularną na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pracował jako Research Specialist in Health Science w Department of Anatomy and Cell Biology na University of Illinois w Chicago. Obecnie pracuje jako Associate Cell Biologist / Histologist w Abbott Laboratories (Illinois). Specjalizuje się w ekspresji białek 'od zera', hodowlach linii komórkowych, symulacji in vitro procesów zachodzących w komórkach. Jego pasją jest teoria ewolucji, w szczególności ewolucja systemów biochemicznych i pochodzenie życia we Wszechświecie.
źródło: http://www.racjonalista.pl/kk.php/t,4017
mak, Reuters
[ external image ]
Budi Waseso, dyrektor Narodowej Agencji Antynarkotykowej, zaproponował, by do pilnowania skazańców wykorzystać krokodyle (ANTARA FOTO / REUTERS / REUTERS)
Zwierzęta miałyby "pilnować" specjalnej wyspy więzienia, na której aresztowani handlarze narkotyków będą czekać na wykonanie wyroku. Mają one tę wyższość nad ludźmi, że są nieprzekupne.
Kiedy Budi Waseso, dyrektor Narodowej Agencji Antynarkotykowej, zaproponował, by do pilnowania skazańców wykorzystać krokodyle, Dżakarta tłumaczyła, że został źle zrozumiany. Jednak teraz nie tylko potwierdził, że ma taki plan, ale też dodał, że chce wykorzystać również tygrysy i piranie.
Miałyby one pilnować wyspy więzienia, na której handlarze narkotyków będą czekać na wykonanie wyroku. Mają one tę wyższość nad ludźmi, że są nieprzekupne.
- Nie dadzą się przekonać, by pozwolić im uciec - mówi Waseso.
Pomysł ten przywodzi na pamięć film z Bondem "Żyj i daj umrzeć" z 1973 r. - wcielający się wówczas w tę postać Roger Moore uciekał, przeskakując po krokodylich pyskach...
Nowe pomysły antynarkotykowego cara
Swoje plany dyrektor Waseso, zwany przez media "antynarkotykowym carem", snuł w ubiegłym tygodniu, odwiedziwszy hodowlę krokodyli. Zabrał stamtąd ze sobą dwa okazy - by im się przyjrzeć i przekonać się o ich sile i agresywności.
Waseso zamierza zamknąć najgroźniejszych przemytników (tych z wyrokami śmierci) na jednej z wysp archipelagu, pilnować jej będzie tysiąc gadów.
Kpiny światowych mediów drwiących z tych pomysłów nie robią na Waseso wrażenia: - Sprowadzimy tyle krokodyli, ile się da. Wybiorę najbardziej krwiożerczy typ.
W wywiadzie dla miejscowej telewizji odrzucił on zarzuty obrońców praw człowieka, że wykorzystanie zwierząt zamiast strażników narusza prawa więźniów.
- Musimy spojrzeć na to całościowo - tłumaczył. - Ci ludzie to masowi mordercy, powinniśmy raczej zainteresować się prawami ofiar. Liczba zwierząt będzie zależeć od tego, jak duży będzie obszar do upilnowania i czy połączymy je [krokodyle] z piraniami. Dzikie zwierzęta mają uzupełnić szeregi strażników, których jest za mało. Moglibyśmy też wykorzystać tygrysy, by przy okazji ratować ten zagrożony gatunek - mówił Waseso cytowany przez portal rimanews.com.
W Indonezji piranie nie występują. Jeśli Waseso przeforsuje swój plan, który jest w fazie wstępnej, trzeba je będzie sprowadzać z Ameryki Południowej.
Indonezja - narkotykowy raj
Reutersowi nie udało się skontaktować z "antynarkotykowym carem". Nie wiadomo więc, którą z wysp ma na myśli. Wybór jest duży, bo licząca 250 mln mieszkańców Indonezja ma ich 18 tys.
Ten azjatycki kraj-archipelag to narkotykowy raj. Przyczynia się do tego z jednej strony geografia - bo łatwo tu ukryć łódź z zakazanym towarem, a z drugiej - powszechna korupcja.
Indonezja produkuje też i sprowadza z Chin ogromne ilości metamfetaminy, zwanej lodem. W tym roku Biuro ds. Narkotyków skonfiskowało tylko za jednym razem 270 kg syntetycznego narkotyku; został spalony na oczach przemytników.
Waseso wymyślił również, by pozbywać się dilerów, zmuszając ich do zażycia przechwyconej amfetaminy - i powodując tym samym zgon z przedawkowania (skoro kara śmierci ich nie odstrasza).
- Nasze więzienia są coraz bardziej przepełnione; liczba więźniów rośnie, a one nie są z gumy - mówił podczas publicznego palenia "lodu" w Dżakarcie. - Musimy wymyślić nowe rozwiązania. Ci ludzie muszą zapłacić za to, co zrobili.
2,5 mln nałogowych narkomanów
Według szacunków Dżakarty w Indonezji, największym muzułmańskim kraju na świecie, jest 2,5 mln nałogowych narkomanów. Drakońskie kary nie pomagają. Narkotyki są dostępne nawet w więzieniach; sprzedają je więźniowie i strażnicy, a przemytnicy prowadzą interesy z celi.
Statystycznie narkotyki są przyczyną 40 zgonów dziennie. Rok temu nowyprezydent Joko Widodo ogłosił, że walka z nimi stanie się narodowym priorytetem. Ma jej służyć drakońska polityka karna.
Gdy wiosną tego roku upłynęło pięcioletnie moratorium na wykonanie kary śmierci, w kraju wznowiono egzekucje. Mimo nacisków zachodnich rządów stracono siedmiu cudzoziemców skazanych za przemyt heroiny.
Natalia Mazur, Gazeta Wyborcza
[ external image ]
[ external image ][ external image ][ external image ]
Urządzenie do wykrywania narkotyków w miejskich ściekach (Materiały Uniwersytetu Medycznego)
Kiedy studenci wracają do Poznania, spożycie narkotyków rośnie. W szczytowym momencie jest nawet dwa razy większe niż latem. Skąd to wiadomo? Z badań prowadzonych przez naukowców z Uniwersytetu Medycznego.
Spożycie narkotyków rośnie czy spada? Które środki odurzające są najpopularniejsze? A może pojawiły się jakieś nowe substancje psychoaktywne? Instytucje zajmujące się zapobieganiem narkomanii do niedawna mogły posługiwać się statystykami policyjnymi lub ankietami wypełnianymi w ośrodkach dla uzależnionych.
- To nie są w pełni wiarygodne źródła. W ankiecie zawsze można coś pominąć lub, przeciwnie, wyolbrzymić. Dlatego naukowcy szukali obiektywnej metody - mówi prof. Zenon Kokot, kierownik Zakładu Chemii Nieorganicznej i Analitycznej Uniwersytetu Medycznego. W zakładzie niedawno stanął nowy sprzęt, kupiony za 1 mln zł dzięki wsparciu Urzędu Marszałkowskiego. Nowoczesny, bardzo czuły, służy do analizy ścieków. Pozwala z dużą dokładnością odpowiadać na pytania dotyczące spożycia narkotyków.
Wiemy kiedy była impreza
Metoda jest nowa. Naukowcy dowiedli jej skuteczności u progu tego wieku: badali ścieki pobrane ze szpitalnego kolektora, a później porównywali domniemaną listę zażytych przez pacjentów substancji z listą leków wypisywanych przez lekarzy. Do kontroli spożycia środków odurzających po raz pierwszy w 2005 r. wykorzystali ją Włosi. Od pięciu lat badania prowadzą poznaniacy.
Z przywiezionych z oczyszczalni ścieków przygotowują próbkę. Kiedyś potrzebowali 20-25 litrów, dziś, przy lepszym sprzęcie, wystarcza litr. Analizy pozwalają oszacować liczbę średnich dawek na tysiąc mieszkańców.
Poznaniacy nie używają kokainy ani heroiny. Najpopularniejszymi narkotykami są metamfetamina i amfetamina. Nadal jednak zażywa się ich sto razy mniej niż w Londynie i 10-20 razy mniej niż we Włoszech. Spożycie ecstasy utrzymuje się przez cały rok na podobnym poziomie, zmienia się popularność amfetaminy. Szczyt przypada w okolicach sylwestra, latem zaś spożycie znacznie spada. A co z marihuaną? Ścieki nic o niej nie powiedzą, bo THC rozkłada się, nim ścieki dotrą do oczyszczalni.
- Analizując ścieki możemy powiedzieć, kiedy w mieście odbyła się jakaś większa impreza, nie potrafimy jednak powiedzieć gdzie - mówi prof. Kokot. - Podczas konferencji naukowych część wystąpień poświęcona jest kwestiom etycznym. Owszem, da się sprawdzić, czy pracownicy danego biurowca zażywają narkotyki. Ale czy pracodawca ma prawo to kontrolować? - uzupełnia dr Jolanta Kłos z zespołu naukowego prof. Kokota.
Czy prewencja działa?
Metoda jest szybka. W poniedziałek dotarły próbki ścieków z Konina, we wtorek już wiadomo: w Koninie biorą amfetaminę. W środę naukowcy będą umieli oszacować skalę zjawiska.
Poznańskie badania pozwoliły już namierzyć jednego producenta. W 2009 r. ścieki wykazały, że w Poznaniu zażywa się dużo metamfetaminy, narkotyku wcześniej mało nad Wartą popularnego. Policja wszczęła śledztwo i tak dotarła do chemika z Bogatyni.
Na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego uczeni badają ścieki z Poznania, Kalisza, Konina, Leszna, Piły, Wągrowca. - Ta ostatnia miejscowość pojawiła się na liście dlatego, że w Wągrowcu prowadzony jest specjalny projekt zapobiegania narkomanii. Nasze badania pozwolą stwierdzić, czy prewencja daje efekt - mówi prof. Kokot.
Autor tekstu: Krzysztof Pochwicki
Tytoń to roślina magiczna: jednym daje życie, innym odbiera.
(plantator z tytoniu z plemienia Paiute, Newada)
Wiem, że głosząc swoje poglądy i opinie mogę narazić się wielu osobom, ale podejmuję to ryzyko. Noszę w sobie bowiem głęboko zakamuflowany heroizm. Człowiek ma irytujący dar wprowadzania zmian, technologicznych, kulturowych etc., etc., zarazem zaskakująco szybko się do nich przyzwyczaja, traktując jako naturalny element codzienności. Mało kto zdaje sobie przykładowo sprawę, że pierwsze połączenie Polski z Internetem nastąpiło 17 sierpnia 1991 roku, a przez kolejne trzy lata polski Internet był prawie wyłącznie siecią akademicką (jedynym operatorem Internetu była instytucja o nazwie NASK — Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa — działająca początkowo w ramach Uniwersytetu Warszawskiego, a od grudnia 1993 r. jako samodzielna Jednostka Badawczo-Rozwojowa podległa Komitetowi Badań Naukowych). Telefony komórkowe, przekaz satelitarny, desktopy, notebooki, palmtopy, nastolatki ubierające się niczym córy Koryntu; wszystko to wkracza agresywnie w rzeczywistość i powszednieje. W cieniu zmian cicho odeszła kaseta VHS, płyta CD, kona napęd DVD. Tak, świat się zmienia.
Nieodłącznym elementem współczesności jest Homo sapiens zaciągający się dymem z papierosa. Gdy już sięgnie po ten wytwór nowoczesnej technologii zwykle sapiens pozostaje złudzeniem, albowiem nieszczęśnik ów, wpadając w sidła nałogu, traci możliwość wyboru (aczkolwiek karmi się złudzeniami, samousprawiedliwia) [ 1 ].
Palacze. Wydaje się, że są od dawna, spowszednieli. Błąd, popularność papierosów to kwestia ostatnich pokoleń. Uważam, że palenie tytoniu w postaci papierosów jest okropne, paskudne i stanowi zbeszczeszczenie tej starej używki. Nie jestem przeciwnikiem palenia, jestem wrogiem papierosów! W tym przypadku przeraża mnie niewiedza przeciętnego użytkownika na temat tworu, który jakby nie patrzeć dobrowolnie ładuje sobie między wargi. Ponoć na dwanaście kategorii nauk biologicznych wyróżnionych w roku 1970 przez Komitet Nauk Biologicznych Akademii Nauk jedynie trzy są naukami stosowanymi: nauka o odżywianiu, epidemiologia oraz farmakologia. Czyli przeciętnego obywatela interesuje, przynajmniej śladowo, co je, na co choruje bądź zachorować może i czym się leczyć. Dla dobra własnego tekstu uszanuję to teoretyczne założenie. Papieros, mimo swej powszechności, wręcz dominacji w życiu rzeszy ludzi, stanowi powszechną enigmę. Dlatego pielęgnując ów stan rzeczy, niejako na własne życzenie, palacze dają się robić w przysłowiowe jajo.
Spróbuję zedrzeć nieco maskujących mitów z tego cywilizacyjnego fenomenu.
Wpierw tytoń. Nazwa ta obejmuje rośliny należące do rodzaju Nicotiana, pochodzące z Ameryki, oraz suszone liście pewnych gatunków tego rodzaju. Najczęściej „tytoń" oznacza produkt liściowy zawierający1-3 procent nikotyny. Tak oto, błyskawicznie dotarłem do substancji tak rozreklamowanej, że aż kulturowo oswojonej, spowszedniałej.
Podobnie stało się chociażby z cholesterolem. Niestety, zarówno w jednym jak i drugim przypadku, wrażenie posiadania wiedzy realnej pozostaje zwykle właśnie...li tylko wrażeniem.
Nikotyna, główny składnik aktywny tytoniu, jest alkaloidem [ 2 ] o działaniu narkotycznym, przewlekłe jej stosowanie prowadzi do uzależnienia, głównie psychicznego. W małych dawkach pobudza ośrodek oddechowy i naczynioruchowy mózgu, korę mózgu, w większych poraża ośrodek oddechowy.
W tytoniu nikotyna dzięki swej wysokiej toksyczności chroni roślinę przed niebezpiecznymi grzybami oraz roślinożercami. Już po 5 minutach od uszkodzenia liścia przez insekta do korzeni docierają sygnały chemiczne pobudzające ustrój do produkcji większych ilości nikotyny. Substancja koncentrowana jest potem w zaatakowanych tkankach w dawkach sięgających 120 mg/g liścia (tj. tyle co w 9 papierosach „Stołeczne" [ 3 ]). Zresztą nikotyna, wraz z innymi alkaloidami roślinnymi bywa wykorzystywana do produkcji środków ochrony roślin; siarczan nikotyny jest środkiem owadobójczym. Intryguje mnie wpływ nikotyny, generalnie palenia, na mikroflorę jamy ustnej (tzw. biofilm), nie znalazłem informacji dotyczących tego zagadnienia.
Do krwiobiegu nikotyna przedostaje się w wyniku wdychania dymu tytoniowego. Jedno zaciągnięcie się wprowadza do płuc nawet 350 mikrogramów tego alkaloidu, po czym reaguje on z receptorami nikotynowymi w mózgu dając efekt przyjemności. Mniej popularne jest żucie tytoniu lub używanie go jako tabaki. Nazwa „nikotyna" pochodzi od Tean'a Nicot'a, który w XVI w. spopularyzował w Europie stosowanie dymu tytoniowego w .… leczeniu bólów głowy (sic!). Jest to oleista ciecz, silnie higroskopijna, bezbarwna lub o zabarwieniu żółtawym aż do bursztynowego. Ma silny zapach tytoniu, smak zaś intensywnie gorzki, palący. Dość dobrze rozpuszczalna w wodzie, tworzy sole z olejami nieorganicznymi. Wzór chemiczny — C10H14N2 - uzmysławia, że nikotyna nie należy do substancji szczególnie złożonych, zarazem jest silną toksyną. Do objawów zatrucia nikotyną należą silne nudności, wymioty, duszność, biegunka, częstomocz, splątanie i drgawki. Palenie papierosów jest jedną z przyczyn przewlekłego nieżytu dróg oddechowych, raka krtani, płuc, trzustki [ 4 ].
W niektórych rejonach Europy wykorzystuje się tytoń bakun, zwany machorką (N. rustica), jednak w handlu ogólnoświatowym znaczenie ma tytoń szlachetny (N. tabacum)[5].
Na pierwszy rzut oka tytoń jest roślinką raczej nieszkodliwą, jako gatunek z rzędu psiankowców ma zresztą wielu powszechnie znanych i cenionych krewnych; wymienię tylko petunię ogrodową, ziemniaka, pomidora.
Pierwszymi Europejczykami, którzy ujrzeli ludzi palących tytoń byli członkowie załogi Kolumba, Luis de Torres i Rodrigo de Jerez (potencjalni kandydaci na idoli dla zwolenników nikotyny). Tlące się rulony z gęsto zwiniętych liści tytoniu palili tubylcy z Nowego Świata — Majowie. Uważali tytoń za lekarstwo doprawdy wszechstronne, pomagało na astmę, infekcje nosa, bóle głowy i zębów, niestrawność, ukąszenia węży, nawet kłopoty z porodem. Bogaci Indianie palili tytoń w kunsztownych (i kosztownych) fajkach, biedacy zawijali mieszankę tytoniu ze sproszkowanym węglem drzewnym w liście robiąc cygara.
Zagadką jest, że Europa i Egipt znały tytoń na długo przed oficjalnym odkryciem Nowego Świata, gdyż już w czasach Ramzesa II (faraon panujący w latach 1304-1238 p.n.e.).
Używka jakoś nie mogła się przyjąć, nie była szczególnie popularna. Sytuacja uległa znaczącej poprawie dopiero w czasach konkwisty, kiedy produkty tytoniowe zaczęły trafiać na rynki europejskie w dużych ilościach. Europejczycy przez długie dekady stosowali jednak tytoń głównie — o ironio — w lecznictwie. W XVIII w. tzw. rebouteurs, znachorzy z Wogezów, używali w chirurgii obszaru brzusznego (nastawianie kości biodrowej, miednicy itp.) wywaru z nikotyny, co zresztą przyczyniało się często do zgonu delikwenta. Nie wiedziano jeszcze wówczas, że dawka śmiertelna nikotyny dla człowieka wynosi 50-100 mg; ilość ta odpowiada zawartości tejże substancji w połówce cygara [ 6 ]. Wprowadzano cygaro do odbytnicy (rzecz jasna zimnym końcem...) osiągając pożądany efekt znieczulenia i rozluźnienia bez zatrucia organizmu pacjenta.
W Azji z nowym nałogiem postępowano znacznie brutalniej niż w Europie, palenie tytoniu było w Chinach, Japonii i Persji zakazane, a złapanych na przysłowiowym „dymku" skazywano na śmierć. W 1609 r. władze Japonii w Edo (obecne Tokio) zakazały palenia tytoniu, gdyż (...) dziwactwo to powoduje pożary. Angielski król Jakub I (od 1603 r., zmarł w 1625 r.) napisał polemiczną broszurę „Riposta na tytoń", gdzie zwyczaj palenia określił jako: (...) nawyk obrzydliwy dla oka, okropny dla nosa, szkodliwy dla mózgu, niebezpieczny dla płuc. Czarny, cuchnący, przez co bardzo przypominający okropny, niezgłębiony styksowy dym. Nic dodać nic ująć. Rok 1624 przyniósł Europejczykom klątwę papieża Urbana VII rzuconą na palaczy (znamienne, że klątwa ta do dziś nie została zdjęta, tym samym pozostaje w mocy, a w 1635 r. w Rosji rozpoczęto karanie osób palących obcinaniem nosów… Może i drastycznie, ale zapewniam — skutecznie.
Jak to było w Polsce? W 1580 r. sułtan turecki Murad III przesłał w darze Stefanowi Batoremu ziele zwanetitinem. Wiadomo, że jego gorącą zwolenniczką, a zarazem pierwszą polską palaczką, została królowa Anna Jagiellonka. Uwspółcześniając zagadnienie, często podaje się, że pierwszą Polką, która odważyła się publicznie zapalić papierosa była ponoć Irena Solska [ 7 ].
W 1832 r. wojska egipskie oblegały jedną z twierdz. Obrońcom rychło zabrakło m.in. fajek, wówczas anonimowy racjonalizator wpadł na pomysł zawijania tytoniu w papier — narodził się papieros! Powszechnie uwielbiany papieros jest więc w rzeczywistości produktem desperacji uzależnionych od tytoniu żołnierzy. Na skalę handlową papierosy zaczęła wytwarzać państwowa Manufacture Francaise de Tabacs w 1843 r. (Francja), na skalę masową (maszyny parowe zamiast ręcznego skręcania) don Luis Susini (Hawana, dzisiejsza Kuba; 1853 r.). Przy produkcji papierosów dodaje się do tytoniu glicerynę (przedłuża jego świeżość), aromaty, substancje konserwujące, często o nieznanym, utajnionym przez producentów składzie chemicznym. Na tzw. chłopski rozum papieros, czyli suche zielsko owinięte w papier, powinien się błyskawicznie palić, tymczasem tli się miarowo. Efekt ten uzyskano dzięki specjalnym solom, zaś cukier i lukrecja poprawiają smak. Tak „spreparowany" chemicznie papieros dostarcza palaczowi prócz nikotyny także prawie 4000 związków toksycznych w tym ponad 40, których działanie rakotwórcze udowodniono ponad wszelką wątpliwość! Dodam, że podawanie, nawet symbolicznego, składu chemicznego tytoniu uważam za pozbawione większego sensu. To, co wciągamy do płuc jest mieszanką dynamiczną, stale reagującą, przy każdym „machu" niepowtarzalną. W niestabilnej temperaturze i wilgotności cały ten uwolniony z tytoniu, chemiczny tłum wchodzi ze sobą w spontaniczne interakcje. Dym to pułapka.
Amerykańska FDA (Food and Drug Administration) utrzymuje od 1995 r., że producenci papierosów powszechnie dodają do tytoniu amoniak lub związki uwalniające go w procesie rozkładu. Oficjalnie celem tego „wzbogacenia" jest zmniejszenie zawartości nikotyny w dymie, tymczasem jest ona po prostu efektywniej przyswajana przez organizm (amoniak poprzez zmianę pH uaktywnia biologicznie nikotynę) [ 8 ].
Co jeszcze obecne jest w dymie tytoniowym? Oto niektóre z substancji:
- aceton — rozpuszczalnik, składnik farb i lakierów,
- naftyloamina — składnik barwników, stosowany w drukarstwie,
- metanol — trucizna, składnik benzyn silnikowych,
- piren — stosowany w syntezie organicznej,
- naftalen — środek owadobójczy,
- kadm — silnie trujący metal,
- tlenek węgla — składnik spalin, tzw. czad,
- benzopiren — używany w przemyśle chemicznym,
- chlorek winylu — w przemyśle tworzyw sztucznych,
- cyjanowodór — tzw. kwas pruski, stosowany w komorach gazowych podczas II wojny światowej,
- toluidyna — ma zastosowanie w syntezie chemicznej,
- amoniak — w chłodnictwie, składnik nawozów mineralnych,
- uretan etylu/karbaminian etylu — tzw. uretan; łagodny środek hipnotyzujący i słaby diuretyk. Razem z chlorowodorkiem chininy używany jako środek w leczeniu żylaków, w stanie stopionym stosowany jako rozpuszczalnik substancji organicznych.
- toluen — rozpuszczalnik,
- arsen — trucizna, składnik chemicznych środków bojowych,
- dibenzoakrydyna — w produkcji barwników,
- fenol — kwas karbolowy, składnik środków żrących,
- butan — gaz pędny, stosowany do wyrobu benzyny syntetycznej,
- polon-210 — pierwiastek promieniotwórczy, wysoko radiotoksyczny,
- DDT — insektycyd polichlorowy, silna trucizna insektobójcza.
Nic dziwnego, że już w latach 50. XX w. agencja nikotynowa BAT próbowała opracować bezpieczny papieros; okazało się jednak, że usunięcie zeń wszystkich substancji uznanych za szkodliwe jest niemożliwe. Jednym z mniej znanych skutków palenia jest spadek ruchliwości i liczby plemników (efekt działania substancji smolistych), uszkodzenia genetyczne nasienia mężczyzn mogące prowadzić do powstania chorób nowotworowych u dzieci [ 9 ].
Przy eksperymentowaniu z kokainą uzależnia się 10 procent ludzi, przy nikotynie 20 procent....
W 1998 r. w wyniku ugody zawartej z władzami amerykańskimi najpotężniejsze koncerny tytoniowe zostały zobowiązane do odtajnienia wyników badań naukowych dotyczących mechanizmów uzależnienia kobiet od papierosów. [ 10 ] Mężczyźni sięgają po 'dymka' by zabić nudę lub zrelaksować się po wysiłku, kobiety palą, gdyż je to uspokaja (dlatego przeważnie palą nieregularnie i trudniej jest im rzucić nałóg) oraz z powodu presji rówieśników.
Możemy z całą pewnością stwierdzić, że ilość wypalanych przez kobiety papierosów jest powiązana ze stopniem ich neurotyzmu. Kobiety kupują papierosy, by poradzić sobie z własnymi nerwicami.
Dla mężczyzn palenie jest potrzebą, u kobiet to kokieteria.
— Erich Maria Remarque (Paul Remarque)
Najdziwniejsze, że panie zazwyczaj nie lubią palić, odstręcza je m.in. świadomość szkodliwego wpływu substancji smolistych, fakt iż trują innych [ 11 ] oraz troska o cerę. Nie odpowiada im też smak gorzkawy nikotyny. Organizm kobiety dużo wolniej rozkłada nikotynę, stąd też jest ona bardziej odporna na uzależniający wpływ tej substancji.Kobiety uzależniają się od samej czynności palenia, a nie od substancji chemicznych. Koncerny stosują szereg zabiegów mających zwiększyć kobiecą rzeszę palaczy, np.:
* marki w barwnych opakowaniach zgodnych z kobiecym poczuciem estetyki,
* papierosy wysmuklono, cienki kształt sugeruje mniejszą zawartość tytoniu (podobnie jest z papierosami light) [ 12 ], gorzki posmak tytoniu i brzydki oddech redukuje się poprzez dodanie w toku produkcji, prócz mentolu czy mięty, również czekolady, kokosu, moreli itp.
* kobiety słabiej się zaciągają, lecz dłużej przetrzymują dym w płucach, tak więc damskie papierosy spalają się wolniej, łatwiej się też nimi zaciągnąć,
* skład bibułki sprawia, że papieros daje mało dymu — dochodzi więc do błędnego skrótu myślowego: skoro nie kopci, to mniej truje.
Nikotyna dostaje się do mózgu już w 7-11 sek. po dotarciu do płuc [ 13 ], szybciej niż przy podawaniu dożylnym. Wiąże się z receptorami neuroprzekaźnika acetylocholiny [ 14 ] wpływając na wzrost aktywności mózgu. Dłuższe zażywanie powoduje wzrost liczby tych receptorów, wtedy też przypuszczalnie następuje uzależnienie. Uczucie przyjemności towarzyszące paleniu wynika ze wzrostu poziomu dopaminy, substancji ważnej przy powstawaniu tego wrażenia [ 15 ]. W istocie koncerny tytoniowe dążą do tego samego co przeciętny dealer, chcą „wychować" liczną rzeszę uzależnionych klientów. Dowód? Już w latach 70. XX w. istniała technologia usuwania nikotyny z tytoniu pozwalająca na produkcję beznikotynowych papierosów. Dlaczego taki produkt nie powstał? Bo nie uzależnia, a jakiż to wtedy biznes..?
Często papierosy pali się równocześnie sącząc alkohol. Czysty alkohol ma nikłe właściwości kancerogenne, wydatnie wspomaga jednak działanie rakotwórcze tytoniu (ot, kolejny feler). Podstawowym składnikiem filtra papierosowego jest octan celulozy, jego włókna mogą uwalniać się, osiadać w płucach, gdzie stanowią ogniska procesów nowotworowych. Uważany za nieszkodliwy filtr papierosowy może więc działać podobnie jak włókna azbestu… Palacz dokonuje więc w istocie wyboru: tworzę ogniska potencjalnych zmian nowotworowych od włókien filtra czy od substancji smolistych. Zresztą nawiążę tu do tzw. papierosów lekkich. Otóż paradoksalnie, mimo niższej zawartości nikotyny, są one bardziej szkodliwe. Przyzwyczajony, uzależniony od nikotyny organizm chce otrzymać odpowiednią dawkę narkotyku i palacz podświadomie zmienia sposób palenia; zaciąga się głębiej, mocniej, zazwyczaj pali też więcej papierosów niż zwykle. W efekcie nie dość, że rekompensuje sobie ilość nikotyny, to organizm przyjmuje znacznie więcej związków rakotwórczych.
"D'Agosta wstał wydmuchując dym w stronę tabliczki nad drzwiami. Zauważył, że Hayward patrzyła na cygaro z dezaprobatą lub może pogardą, nie potrafił tego sprecyzować. — Może cygarko? — zapytał sarkastycznie, wyjmując z kieszeni drugie i podsuwając w jej stronę.
Po raz pierwszy usta Hayward wykrzywił grymas przypominający uśmiech.
- Nie. Dziękuję, ale nie. Zwłaszcza po tym, co się stało z moim wujkiem.
- To znaczy?
- Rak ust. Musieli mu amputować wargi.
D'Agosta patrzył, jak Hayward obraca się na pięcie i (...) wychodzi z gabinetu. (...) równocześnie stwierdził, że cygaro nie smakuje mu tak jak kiedyś."
(Preston D., Child L., Relikwiarz)
Na spotkaniu European Society of Human Reproduction w Wiedniu (sierpień 2002 r.) zaprezentowano wyniki badań naukowców z Uniwersytetu w Leeds, według których kobiety palące podczas ciąży, narażają swoje córki na bezpłodność. Dym tytoniowy osłabia układ odpornościowy, zwiększa ryzyko infekcji i stanów zapalnych narządów rodnych, przez co, jak podejrzewają badacze, wzrasta ryzyko rozmaitych schorzeń jajowodów. Badaniom poddano grupę 239 kobiet, które mając trudności z zajściem w ciążę zdecydowały się na zapłodnienie in vitro. Analizowano wpływ rozmaitych czynników na ryzyko schorzeń jajowodów, m.in. palenia papierosów przez kobiety oraz przez ich matki podczas ciąży, wieku pacjentek, spożywania alkoholu, historii sztucznych poronień, ciąży pozamacicznych. Po uwzględnieniu wszystkich danych ustalono, że schorzenia jajowodów miało, aż 52,5 procent badanych kobiet, których matki paliły papierosy, a 29 procent kobiet, których matki nie były palaczkami (niemal dwukrotnie mniej). Ryzyko schorzeń jajowodu było jeszcze większe u kobiet narażonych na kontakt z tytoniem w okresie rozwoju płodowego; zależność tę stwierdzono zarówno wśród kobiet palących jak i niepalących. Wyniki te mogą być jednak zawyżone ze względu na stan zdrowia kobiet decydujących się na poczęcie in vitro, badacze nie uwzględniali też historii chorób wenerycznych, które wszak znacznie zwiększają ryzyko niepłodności.
Kupując papierosy tzw. uświadomiony klient koncentruje się na składzie dymu (układ oddechowy), tymczasem wchłanianie zawartych w nim składników zachodzi także w przewodzie pokarmowym jako rezultat połykania m.in. śliny. Negatywny wpływ tytoniu obserwowany jest nie tylko w obrębie jamy ustnej, czy płuc, ale również we wszystkich innych narządach, np. pęcherzu moczowym, trzustce, narządach rodnych. Wykazano też zaburzenia funkcjonowania narządu wzroku, uszkodzenia formującego się płodu. Noworodki palących matek rodzą się o 200-300 g lżejsze, tym samym gorzej przygotowane do życia; w Polsce pali 30 procent ciężarnych kobiet.
W grudniu 2002 r. opublikowano wyniki badań dotyczących ludzi uzależnionych od nikotyny (przebadano ponad 2 tys. palaczy). Dane te dowodzą siły z jaką uzależnia nikotyna.
Oto niektóre fakty:
* Zdaniem 62 procent palaczy Nowy Rok jest doskonałą okazją, by rzucić palenie, lecz tylko 3 procent z tej okazji korzysta,
* Niewiele ponad 1/3 badanych przyznała, że nigdy nie próbowała skończyć z nałogiem, zaś 62 procent osób, które usiłowały zerwać z nałogiem, sięgnęło po papierosa w ciągu miesiąca.
* Większość palaczy chce przestać, jednak np. niemal 80 procent palących Brytyjczyków, prawie 79 procent Holendrów, Francuzów i Niemców, ponad 55 procent Belgów i Hiszpanów deklaruje, że prędzej wyrzeknie się na miesiąc seksu niż papierosów (sic!),
* Czynniki motywujące do rzucenia palenia (począwszy od najważniejszego): obawa o własne zdrowie, troska o rodzinę, wreszcie … cena papierosów [ 16 ].
Uzależnienie od nikotyny jest tak silne, że nawet po ataku serca 60% palaczy wraca do nałogu.
(Alex Bobak, grupa antynikotynowa SCAPE, 2002 r.)
Daty ważne nie tylko dla palaczy:
- 31 maja — Światowy Dzień Bez Papierosa,
- 15 listopada — Światowy Dzień Rzucania Palenia.
Czy warto rzucić palenie? Zamiast umoralniającego wywodu przytoczę listę zmian zachodzących w ciele po odstawieniu papierosa:
- po 20 min — normuje się ciśnienie krwi i stabilizuje tętno, do normy wraca też temperatura dłoni i stóp,
- po 8 godz. — spada poziom CO we krwi, zaś poziom tlenu wzrasta do normy,
- po 24 godz. — maleje ryzyko ataku serca,
- po 2 dobach — regeneracja zakończeń nerwów w jamie ustnej i nosie skutkująca poprawą odczuwania bodźców zapachowychi smakowych,
- 2 tyg.- 3 mies. — polepsza się krążenie krwi, pojemność płuc wzrasta o 30 procent,
- 1 — 9 mies. — zmniejsza się kaszel, przekrwienie zatok, zmęczenie, ustępuje krótki oddech. Odnawiają się rzęski w płucach, poprawa wydalania śluzu, oczyszczenie płuc — spadek ryzyka infekcji,
- po roku — ryzyko wystąpienia choroby wieńcowej spada o połowę,
- po 5 latach — wskaźnik zgonów na raka płuc statystycznie spada o połowę, podobnie dla raka gardła i raka przełyku,
— w okresie 5 — 10 lat — ryzyko udaru porównywalne z poziomem ustalonym dla osób niepalących,
- po 10 latach — wskaźnik zgonów na raka płuc porównywalny z poziomem ustalonym dla osób niepalących; zmniejsza się ryzyko wystąpienia raka pęcherza, nerek i trzustki,
- po 15 latach — ryzyko wystąpienia choroby wieńcowej porównywalne z poziomem ustalonym dla osób niepalących [ 17 ].
Papieros to śmierdzące ziele, z ogniem po jednej i głupcem po drugiej stronie.
(George Bernard Shaw)
Tytoń uważam za swoisty fenomen. Niewątpliwie jest to narkotyk, ma szerokie, negatywne oddziaływanie na organizm, często prowadzi do śmierci. Mimo tych wszystkich faktów jest powszechnie, zgodnie z prawem dostępny w sprzedaży na całym świecie, niezależnie od kultury, religii, klimatu. Koncerny tytoniowe osiągnęły też niebywały sukces w zakresie public relations doprowadzając do tego, że nikt nie traktuje osób palących jak narkomanów. Brutalizując — czemu nie? Jest to jedyny rodzaj narkomanii akceptowanej powszechnie. Wspomniałem też, że osoba paląca łudzi się często, że sięga po papierosy na zasadzie samodzielnej decyzji, świadomego wyboru. Kłamstwo. Palisz, bo musisz.
Rzucić palenie? Nic trudnego, setki razy to robiłem, zawsze mi się udawało.
(George Bernard Shaw)
Znamienne, że naszą tzw. wolną wolę wykorzystujemy niekiedy w specyficzny sposób. Przykładowo żadne zwierzę nie ruszy dobrowolnie wysokoprocentowych alkoholi, w trunkach takich gustują jedynie niektóre mikroby przeprowadzające chemosyntezę. No i człowiek...Tu wolna wola zrównała nas z bakteriami.
Uprawy tytoniu należą do najważniejszych na świecie (należy do 12 gatunków roślin o najwyższych plonach i areałach upraw, obok zbóż, ziemniaków, rzepaku, czy bawełny), przy czym, głównie ze względu na niskie koszta produkcji, większość koncernów tytoniowych lokalizuje uprawy w Azji (Chiny, Indie).
Oczywiście wielu twierdzi, że są gorsze nałogi niż papieros. Moim zdaniem nie liczy się skala (to pociecha dla słabych), lecz sam fakt. W końcu jeśli miałbym do wyboru wpaść na pasach pod malucha, czy pod autobus to i tak wybrałbym chodnik. Nałóg jest luksusem i to luksusem zgubnym. Produkty tytoniowe stanowią źródło olbrzymich dochodów, przy tym przemysł ten generuje liczne zjawiska społeczno-ekonomiczne, często o niezwykłym stopniu złożoności. Daje zatrudnienie, jest ważną przyczyną chorób, a przez to wpływa na absencje pracowników, zarazem obciążając służbę zdrowia. Poprzez śmiertelność i skracanie długości życia paradoksalnie pozwala zaoszczędzić pokaźne środki z funduszy emerytalnych i właśnie z opieki zdrowotnej. W samej Wielkiej Brytanii dziennie umiera 300 osób na skutek chorób związanych z paleniem...
Mroczna statystyka [ 19 ]:
*Na świecie pali 1,3 mld osób, w tym na Europę przypada ok. 215 mln [ 20 ].
*Według prognoz WHO liczba ta może wzrosnąć do 1,7 mld na rok 2025.
*WHO szacuje, że w latach 2000-2025 umrze na skutek palenia papierosów miliard ludzi. Codziennie umiera na świecie 11 tys. palaczy! [ 21 ]
*Co drugi palacz umrze z powodu choroby odtytoniowej (głównie wieńcówka, rak płuc, udar mózgu, astma).
* W Polsce pali około 9 mln osób (30 procent społeczeństwa). Co czwarty dorosły mężczyzna w wieku 15 lat i więcej w Polsce to palacz silnie uzależniony, palący więcej niż 20 papierosów dziennie. W żadnym kraju nie występuje tak wysoki odsetek palaczy — praktycznie nałogowych. Tylko w Portugalii silnie uzależniony od nikotyny jest co piąty mężczyzna. W pozostałych krajach udział mężczyzn palących powyżej 20 papierosów dziennie waha się od 5 do 19 procent ogółu mężczyzn.
* Rocznie na skutek palenia papierosów umiera w Polsce 70 tys. osób.
* Papierosy pali 40 procent Polaków i 20 procent Polek.
* Codziennie rozpoczyna palenie 500 nieletnich.
U długoletniego palacza zazwyczaj jednocześnie występują: przewlekłe zapalenie oskrzeli i rozedma płuc, przez co lekarze zaczęli używać nowej nazwy wspólnej - przewlekła obturacyjna choroba płuc (POChP). Chory naPOChP traci rezerwy oddechowe trzy razy szybciej niż osoba zdrowa. Jeśli pali od 20 roku życia paczkę dziennie, to w wieku lat 40 zaczyna odczuwać duszności podczas wysiłku. Narastanie duszności powoduje przedwczesne inwalidztwo około 60 roku życia. Nie każdy palący zapada na POChP dlatego niezbędna jest kontrolna ocena rezerw czynnościowych płuc badaniem spirometrycznym.
Tabela II. — Choroby o zwiększonym ryzyku występowania u palaczy
(według Benowitza)
Nowotwory
^ płuc [ 22 ]
^ krtani
^ jamy ustnej
^ przełyku
^ trzustki
^ pęcherza moczowego
^ nerki
^ żołądka
^ białaczka
^ szyjki macicy
Układ krążenia
^ nagły zgon
^ zawał serca
^ niestabilna choroba wieńcowa
^ udar mózgu
^ miażdżyca zarostowa tętnic kończyn
^ tętniak aorty
Układ oddechowy
^ przewlekła obturacyjna choroba płuc
^ astma oskrzelowa
^ zwiększona podatność na zapalenie płuc
^ zwiększona śmiertelność w przebiegu zakażeń wirusowych
Przewód pokarmowy
^ choroba wrzodowa
^ refluks żołądkowo-przełykowy (GERD)
Układ rozrodczy
^ obniżona płodność
^ przedwczesny poród
^ mała masa urodzeniowa noworodków
^ poronienia
^ odklejanie łożyska
^ przedwczesne pęknięcie błon płodowych
^ wcześniejsza menopauza
^ osteoporoza
^ zaćma
^ przedwczesne starzenie się skóry
^ nasilenie objawów nadczynności tarczycy
^ zmieniony metabolizm leków
We wrześniu 2007 r. naukowcy brytyjscy podali, że regularne zaciąganie się dymem tytoniowym powoduje też zanik mięśni. Nikotyna hamuje wzrost i odbudowę tkanki mięśniowej, podwyższając poziom miostatyny odpowiedzialnej za redukcję wzrostu masy mięśniowej. Niemal równolegle badacze norwescy wywnioskowali, że palenie przyspiesza menopauzę u kobiet. Palące panie mogą spodziewać się zaniku miesiączki przed 45. rokiem życia. Nadmienię, że przedwczesna menopauza zwiększa ryzyko osteoporozy i chorób serca.
Skutki „biernego palenia" (według Benowitza)
Dzieci:
zwiększona ilość hospitacji z powodu zakażenia układu oddechowego u niemowląt
skurcz oskrzeli
zapalenie ucha środkowego
astma
nagły zgon noworodków/niemowląt [ 23 ].
Dorośli:
rak płuca
zawał serca
upośledzona czynność układu oddechowego
podrażnienie błon śluzowych
bóle głowy
kaszel.
Nadmienię, że przemożnie pragnąc można doszukać się pozytywów również w tym nałogu. Otóż badacze twierdzą, że palenie papierosów może opóźnić rozwój choroby Alzheimera. Produkt rozpadu nikotyny w organizmie — nornikotyna - zapobiega odkładaniu się w mózgu płytek amyloidalnych, nieprawidłowych struktur obserwowanych właśnie u chorych na Alzheimera. Wyniki badań sugerują też, że nikotyna może mieć działanie antydepresyjne (2003 r.).
Coraz więcej państw podejmuje decyzje mające na celu ograniczenie nikotynizmu w społeczeństwie. Kanada była w roku 2000 pierwszym krajem, który zdecydował się zamieścić na opakowaniach papierosów drastyczne zdjęcia ostrzegające przed szkodliwością nałogu. Badania wykazały, że w wyniku tych publikacji spożycie tytoniu spadło o 3,4 procent. Coraz więcej państw zwiększa restrykcje przeciwko paleniu papierosów — Irlandia, Indie, Norwegia, Szkocja, Nowa Zelandia, Bhutan, Włochy.
Kiedy w Szkocji i Walii wprowadzono zakaz palenia w klubach oraz pubach ich zszokowani i chyba lekko przerażeni właściciele odkryli, że w lokale przesiąknięte są przerażającym smrodem, „dym papierosowy przestał zabijać odór piwa i potu". Rozpoczęto już gorączkowe poszukiwania nowych sposobów maskowania nieprzyjemnych woni [24]
To tyle. Tak się zdenerwowałem przy tym pisaniu, że zamknę drzwi, uchylę okno i oddam się celebracji rytuału palenia fajki. Ach, czemóż papieros odarty jest z tego dostojeństwa, wdzięku cybucha...Pykając podzielę się ostatnią refleksją, kieruję ją do przedstawicieli obojga płci:
Tytoń bardzo przeszkadza w miłości.
(Winston Churchill)
Fakt.
Przypisy:
[ 1 ] Typową postawę osoby palącej kapitalnie ilustruje myśl "Cud palacza": Możesz mu nawet powiedzieć, że palenie jest jak wbijanie sobie kolejnych gwoździ do trumny. To i tak nie poskutkuje, bo on będzie myślał, że te gwoździe w końcu zardzewieją i wypadną, a sam zostanie uleczony. (~eyesOFsoul © [w:] Cytaty.info)
[ 2 ] Alkaloidy - związki pochodzenia przeważnie roślinnego (nazwa z ar. al.-qali - zasada), obecnie nauka zna ich około12 tys. (dane na 1998 r.). Zaliczane do metabolitów wtórnych, w większości wywodzą się od aminokwasów, w roślinach pełnią funkcje obronne. Ujmując kwestię naukowo, alkaloidy mogą wywoływać zmiany w kwasach nukleinowych (głównie mutacje), hamują aktywność polimeraz DNA i RNA oraz transport elektronów, biosyntezę białek, oddziałują z cytoszkieletem komórki, wpływają na stabilność błon, kanały jonowe i przenośniki (np. akonityna, kofeina), oddziałują z receptorami neurotransmiterów (skopolamina, tubokuraryna, nikotyna i in.), są inhibitorami niektórych enzymów (m.in. kofeina). Niektóre z powszechniej znanych alkaloidów: kofeina, teofilina (kawa, herbata), teobromina (kakao), nikotyna, anabazyna (kolejny składnik tytoniu!), skopolamina i meskalina (halucynogeny, drugi otrzymywany z kaktusa Lophophora williamsi), strychnina. W niskich dawkach wiele alkaloidów ma działanie lecznicze, np. morfina (uśmierzanie bólu), kodeina (łagodzi kaszel), chinina (stosowana przy malarii).
[ 3 ] Warto przeliczyć to sobie uwspółcześnić przeliczając na produkty innych marek; zawartość nikotyny podana jest na opakowaniu.
[ 4 ] Przyjmuje się również, że 20 procent zgonów wywołanych chorobami krążenia można bezpośrednio powiązać z paleniem tytoniu. Wzrost ryzyka chorób układu krążenia obserwuje się już u osób palących tylko 1-2 papierosy dziennie. U ludzi młodych jest także największe ryzyko powstania chorób wieńcowych. Obserwuje się większą masę lewej komory serca oraz, przy podobnym wskaźniku masy ciała, skłonność do otyłości centralnej/trzewnej. Palacze wymagają ponadto stosowania większej ilości leków.
[ 5 ] [za:] Encyklopedia nauki i techniki, Prószyński i S-ka S.A., Warszawa 2003, t. 3, s.397, t. 2, s.383-384.
[ 6 ] Gdyby dawkę nikotyny zawartą w jednym papierosie podać dożylnie, mogłaby zabić dorosłego człowieka. [w:] "Focus" listopad 2003, s.16.(...) małe dziecko może się śmiertelnie zatruć zjadając jednego papierosa! [w:] "Rytmy Zdrowia" nr 8(18) październik 2003, s.8.
[ 7 ] 27 X 1877 lub 6 IV 1878 - 8 III 1958.
[ 8 ] Istotne jest też, że nikotyna z fazy kropelkowej zamienia się w gazową, lepiej wchłanianą przez organizm.
[ 9 ] A oto informacja (sprytnie ukryta w przypisie) uderzająca niczym grom w przekonanych o swej jurności mężczyzn: jeden papieros to o 0,1ml krwi mniej w ciałach jamistych penisa i erekcja krótsza nawet o 2 minuty. Niby detal, lecz jakież to są minuty...
[ 10 ] Zazwyczaj wpadają w nałóg między 18. a 21. rokiem życia.
[ 11 ] Papierosy palone przez kobiety ciężarne szkodzą nie tylko płodowi, lecz również wnukom osoby uzależnionej. W ten sposób na przyszłe pokolenia przenosi się np. zmniejszona odporność organizmu czy astma. Ryzyko wystąpienia astmy jest o ponad 1/3 wyższe u wnuków niż dzieci palących kobiet. [w:] "Angora" maj 2005.
[ 12 ] Stąd osoby palące papierosy "light" mają poczucie, że palą mniej lub palą produkt zdrowszy (czyli, uwzględniając kontekst, mniej szkodliwy). W USA, gdzie palacze stanowią 20 procent społeczeństwa, niedługo - zgodnie z ustawą podpisaną przez prezydenta Baracka Obamę - zniknie z opakowań termin "light" (2010).
[ 13 ] Inni autorzy (m.in. Zbigniew Gaciong): 10-15 sekund od zaciągnięcia się dymem.
[ 14 ] Związek syntetyzowany w obrębie neuronów, powoduje między innymi:
- rozszerzenie naczyń krwionośnych,
- spadek ciśnienie krwi,
- zwolnienie częstość akcji serca,
- zmniejszenie siły skurczu mięśnia sercowego,
- skurcze mięśni gładkich oskrzeli, jelit i pęcherza moczowego,
- zwężenie źrenicy,
- zwiększenie wydzielania gruczołów,
- skurcz mięśni prążkowanych (receptory nikotynowe).
[ 15 ] Polecam bardzo dobry, wnikliwy artykuł na temat biochemii uzależnienia "W nałogu od pierwszego papierosa" [w:] "Świat Nauki" czerwiec 2008.
[ 16 ] Przed paroma laty we Francji papierosy podrożały o 18-20 procent, ich cena osiągnęła średnio 4,60 euro za paczkę. Wspomnę, że euro ma zwykle tendencję zwyżkową, według aktualnego kursu NBP1 euro kosztowało w kupnie w granicach 4 zł; wizja paczki papierosów kosztującej blisko 20 zł staje się realną. Czy budżety domowe wytrzymają?
[ 17 ] [w:] "Focus" kwiecień 2004, s.24.
[ 18 ] [w:] Tablice geograficzne, Wydawnictwo Adamantan, Warszawa 1995, s.49.
[ 19 ] [za:] "Angorka" nr 3 (18.I.2004) ; "Focus" kwiecień 2004, s.24. ; dane Głównego Urzędu Statystycznego na rok 2003.
[ 20 ] Według WHO pali 48 procent mężczyzn i tylko 12 procent kobiet. Liczba palaczy na świecie spada, jednak ilość uzależnionych kobiet rośnie; szacuje się, że do 2025 r. będzie ich dwukrotnie więcej niż obecnie. [w:] "Gazeta Wyborcza" 14 czerwca 2005.
[ 21 ] [w:] "Rytmy Zdrowia" nr 8(18) październik 2003, s.8.
[ 22 ] Ryzyko wystąpienia raka płuca jest u palacza 20 razy większe niż u osoby niepalącej...
[ 23 ] Spanie w pokoju z powietrzem wysyconym dymem tytoniowym, może nasilać kłopoty z oddychaniem, może być nawet przyczyną tzw. zespołu nagłej śmierci łóżeczkowej niemowląt. Nikotyna osłabia odruchowe przyspieszenie oddychania wywołane niedotlenieniem organizmu, w dodatku niekiedy pobudza także szlaki nerwowe spowalniające oddychanie; zaburzona zostaje delikatna równowaga między pobudzeniem a hamowaniem oddechu.
[ 24 ] [w:] Gilbert A., Co wnosi nos? Nauka o tym, co nam pachnie, wydanie I, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2010, s.266.
Krzysztof Pochwicki
Nauczyciel, publikował w piśmie "Gameranking", współpracuje z miesięcznikiem "21. Wiek" (członek zespołu redakcyjnego). Autor książki "Cywilizacja traw". Pióro do wynajęcia.
źródło: http://www.racjonalista.pl/kk.php/t,7417
Autor tekstu: Graham Lawton
Tłumaczenie: Bolesław Czabański
[ external image ]
Tak wiele do zrobienia, w tak krótkim czasie. Pomiędzy napiętym rozkładem pracy a kwitnącym życiem towarzyskim, Yves-owi (imię zmienione), 31-letniemu programiście z Seattle, często nie starcza czasu na całonocny sen. Połyka więc coś, dzięki czemu go nie potrzebuje. „Gdy wezmę to przed pójściem do łóżka, mogę się obudzić po 4 czy 5 godzinach i czuję się świeży”, mówi. „Budzik się wyłącza, a ja mówię: ‘no to jazda’!”
Yves mówi o modafinilu — stymulancie, który od czasu powstania siedem lat temu, zdążył zyskać niemal mityczną sławę jako pobudzacz pozbawiony ubocznych efektów drżenia, euforii, czy ostatecznie podłamania, które mają miejsce po kofeinie i amfetaminie. Yves regularnie zażywa modafinil od trzech lat i określa go, jako „niezwykle pożyteczny”. „Nareszcie mogę być bardziej wydajny w pracy”, mówi. „Jestem lepiej zorganizowany i zmotywowany. A to oznacza, że mimo imprezowania w piątkową noc, w
sobotę mogę od rana szusować na nartach.”
Modafinil jest tylko jednym z całej fali nowych specyfików stylu życia, które ze snem mają zrobić to, co antykoncepcja z seksem – uwolnić go od natury. Od niepamiętnych czasów, ludzie organizowali swój czas wokół snu. W najbliższej przyszłości, po raz pierwszy to sen będziemy mogli dostosować do naszego trybu życia.
“Im lepiej zrozumiemy dobowy zegar biologiczny człowieka, tym łatwiej będzie nam go nastawiać samemu”, mówi Russell Foster, biolog rytmu dobowego na Imperial College w Londynie. „W ciągu 10 do 20 lat będziemy w stanie farmakologicznie wyłączać sen. Trwałe zastąpienie snu potrwa dłużej, ale to tylko kwestia czasu.” Foster nakreśla wizję świata, w którym możliwa, a nawet na porządku dziennym, jest aktywność przez 22 godziny na dobę przy zaledwie 2-godzinnym śnie. Nie jest to jednak świat, który podobałby się każdemu.
„Myślę, że byłaby to najokropniejsza rzecz, jaka może spotkać społeczeństwo”, mówi Neil Stanley, prowadzący badania snu na Wydziale Badań nad Psychofarmakologią Człowieka na Uniwersytecie w Surrey, w Wielkiej Brytanii. Jednak większość badaczy snu twierdzi, że to nieuniknione.
[ external image ]
Jeśli wydaje ci się to mało prawdopodobne, pomyśl o tym, co już mamy. Modafinil umożliwia 48-godzinną aktywność, praktycznie bez efektów ubocznych. Nowa generacja pigułek nasennych jest już na horyzoncie. Mają one zapewnić głębszy i bardziej odświeżający sen od naturalnego. Za tym idą jeszcze bardziej radykalne kroki – pobudzacze, które mogą bezpiecznie usunąć sen przez kilka dni z rzędu i pigułki nasenne, dzięki którym można osiągnąć efekt 8-godzinnego snu w połowę tego czasu. Nie chodzi też tylko o leki — jedna z grup badawczych pracuje nad elektrycznym urządzeniem, które może obudzić mózg po naciśnięciu przycisku.
W pewnym stopniu, już teraz potrafimy kontrolować sen. Większość ludzi w pełnym wymiarze pracy, celowo bądź nie, redukuje swój sen w ciągu tygodnia i nadrabia straty podczas weekendu. Często pomagamy sobie w tym kofeiną, nikotyną czy też nielegalnymi stymulantami, np. kokainą lub amfetaminą. Jesteśmy również mocno uzależnieni od substancji nasennych. Według pewnych szacunków, 75 procent dorosłych cierpi na co najmniej jeden symptom zaburzonego snu przez kilka razy w tygodniu. W 1998 roku, grupa z Instytutu Badań nad Naukami Zdrowia Henry’ego Forda w Detroit w stanie Michigan, opublikowała rezultaty badań, wg których 13 procent dorosłych Amerykanów użyło w poprzednim roku alkoholu, by ułatwić sobie zaśnięcie, a 18 procent zażyło pigułek nasennych (Sleep, numer 21, s. 178).
Pomimo wielu starań, by zapewnić sobie porządny sen oraz trzeźwość umysłu, kiedy tego chcemy, wiele specyfików, które używamy to w najlepszym wypadku skuteczna prowizorka. Zdecydowana większość pigułek nasennych – znanych w branży jako hipnotyki [ang. hypnotics ] — to po prostu ‘pastylki otępiające’, które wprowadzają w stan podobny do snu, lecz pozbawiony pełni jego regenerujących właściwości. „Hipnotycznie wywołany sen jest, co prawda, lepszy od braku snu, lecz nie jest to naturalny sen”, mówi Stanley. A z natury uzależniające specyfiki, których używamy, jak kawa czy amfetamina, są jeszcze gorsze. W połączeniu z naszym zegarkowym trybem życia, wszystkie te usypiacze i pobudzacze wpędzają coraz więcej ludzi w to, co Foster nazywa „pętlą pobudzająco-usypiającą”. Zgodnie z nią, w nocy potrzebują czegoś, by zasnąć, a w dzień szukają pomocy pobudzającej.
[ external image ]
Modafinil zmienił reguły gry. Lek należy do kategorii ‘eugeroic ’, co po grecku oznacza ‘dobre pobudzenie’. Daje poczucie naturalnej czujności i przebudzenia bez gwałtownego wstrząsu psychofizycznego, którym objawiają się konwencjonalne stymulanty. „Nie ma efektów podobnych do działania amfetaminy”, mówi Yves. Z tego co mówi, wyraźnie wynika, że po modafinilu nie ma żadnego problemu z zaśnięciem, jeśli mamy na to ochotę.
Lek działa tak dyskretnie, że wielu używających nie odczuwa żadnej zmiany – dopóki sami tego nie chcą. „Nie powiedziałbym, żeby wzmacniał poczucie pobudzenia, czy zmniejszał senność. On po prostu sprawia, że zmęczenie w ogóle do mnie nie dociera”, mówi Yves. „Jeśli mam coś do zrobienia, potrafię się wyraźnie mocniej skupić, jednak podczas np. oglądania filmu, nie czuję zupełnie żadnego efektu.”
[ external image ]
Ludzie, którzy zażywają modafinil z powodów medycznych, zwykle biorą odpowiednią dawkę rano, by pomagał im przez cały dzień. Jednak lek zdaje się też zapewniać nawet do kilku dni trwałego przebudzenia. „Specyfik był kilkakrotnie testowany przez wojsko”, mówi Jeffrey Vaught, prezydent R&D na Cephalon, wytwórcy modafinilu w stanie Pennsylvania. „Działa przez około 48 godzin, po czym w końcu trzeba się położyć.”
Prawdopodobnie najbardziej niezwykłą cechą modafinilu jest to, że biorący nie muszą spłacać ‘sennego kredytu’. Zwykle, jeśli nie śpisz dwie doby, musisz spać 16 godzin, by nadrobić straty. Z modafinilem potrzeba już tylko około 8 godzin. Długo zanim Cephalon zainteresował się specyfikiem, francuscy badacze, we wczesnych latach 90-tych, sprawdzili jego działanie na kotach (Brain Research, nr 591, s. 319). Od wtedy zaczął być stosowany również przez ludzi.
Więc jak działa modafinil ? “Tak naprawdę, nie wie tego nikt”, przyznaje Vaught. Według niego, Cephalon twierdzi, iż rozumie działanie leku, lecz szczegóły zachowuje dla siebie. Pewnym jest, że tak jak inne stymulanty,modafinil zapobiega wchłanianiu ekstatycznego neuroprzekaźnika — dopaminy — przez komórki nerwowe, które go wcześniej wytworzyły. Różnicą jest tutaj fakt, iż potrafi to zrobić, nie wywołując uzależniających i bolesnych kaców powodowanych przez większość stymulantów. Wiele niezależnych badań sugeruje, iż przyczyną jest przechwycenie również innego neuroprzekaźnika – noradrenaliny.
[ external image ]
Niezależnie, w jaki sposób działa, modafinil już osiągnął wielki sukces. Od początku istnienia, w 1998 roku, jego sprzedaż stabilnie wzrasta – od 25 milionów w 1999 roku do około 575 milionów w 2005. Cephalon zaznacza, że lek przeznaczony jest do leczenia chronicznej senności spowodowanej przez narkolepsję czy bezdech senny.
Mimo to, wiadomo że produkt staje się lekiem stylu życia dla ludzi takich jak Yves, pragnących ciągłego przebudzenia. „Pierwszy raz dostałem go od przyjaciela, po czym on-line
zdiagnozowano u mnie narkolepsję”, mówi Yves.
Wszystko wskazuje na to, że modafinil jest wyjątkowo bezpieczny. „Lek może mieć efekty uboczne, głównie bóle głowy, ale jak do tej pory nie zanotowano żadnych poważniejszych skutków”, mówi Vaught. Rzeczywiście, trudno znaleźć kogokolwiek oceniającego modafinil negatywnie. Choć wraz ze wzrostem popularności specyfiku, mogą ujawnić się pewne problemy. „Nie wydaje mi się możliwym, by pobudzający lek nie wywoływał żadnych skutków ubocznych”, mówi Foster. „Na dłuższą metę, możliwe jest, iż pewna liczba zażywających lek będzie musiała zwiększać dawkę, by utrzymać równy efekt.” Stanley podziela te obawy. „Czy jest to lek potencjalnie uzależniający?”, pyta. „Czy wyląduje na czarnym rynku ulicy? Zobaczymy.”
[ external image ]
Cephalon zdaje się nie przejmować. Sukces modafinilu zachęcił producenta do badań nad następcą leku –armodafinilem . Firma pracuje również nad innymi ‘eugeroikami ’ – jeden eksperymentalny specyfik zwany CEP-16795wyłącza receptor histaminy H3, który zdaje się być jedną z molekularnych ‘dźwigni’ kontrolujących cykl przebudzenia i snu. Niemniej jednak, Vaught uważa, że trudno będzie pokonać oryginał. „Modafinil jest bardzo skuteczny i wyjątkowo bezpieczny”, mówi. „Jak mamy to przebić?”
Otóż, pojawiają się pewne pomysły. W zeszłym roku, Sam Deadwyler z Uniwersytetu Wake Forest w Winston-Salem, w stanie Karolina Północna, opublikował wyniki eksperymentu nad lekiem o nazwie CX717 . Rezultaty sugerują, iż monopol modafinilu dobiegnie końca.
[ external image ]
Deadwyler podtrzymywał 11 makaków w stanie przebudzenia przez 36 godzin, podczas których wykonał na nich testy pamięci krótkotrwałej oraz ogólnej czujności (Public Library of Sciences Biology, nr 3, s. 299). Przy tak znaczącym deficycie snu, aktywność małp normalnie spadłaby do poziomu, w którym ledwo mogłyby funkcjonować. Jednak dziękiCX717 , udało się uzyskać niesamowite siły regenerujące. Małpy, którym dano specyfik, radziły sobie lepiej po 36 godzinach nieprzerwanej aktywności, niż te pozbawione leku, które spały normalnie. Kiedy Deadwyler zbadał ich mózgi za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI), okazało się, że substancja po prostu utrzymywała je w normalnej aktywności, nawet u najdłużej aktywnych jednostek. Potwierdziło to rezultaty poprzedniej próby, przeprowadzonej na 16 mężczyznach, która wykazała iż CX717 jest w stanie w wysokim stopniu odwrócić ubytki poznawcze, spowodowane 24-godzinnym brakiem snu (New Scientist, 14.5.2005, s. 6).
Żołnierze na haju
CX717 należy do kategorii specyfików zwanej ‘ampakiny ’. Pobudzają one lekko mózg, poprzez wzmocnienie aktywności głównego neuroprzekaźnika ekstatycznego – glutaminy. Cortex Pharmaceuticals z Irvine, w stanie Kalifornia – firma, która odkryła CX717 , pierwotnie myślała o leku jako pobudzaczu kognitywnym dla ludzi cierpiących na chorobę Alzheimera, ale to właśnie jego przeciwdziałanie efektom zakłóconego snu przykuwa najwięcej uwagi.
[ external image ]
Za kilka miesięcy, Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych (DARPA) z siedzibą w Arlington w stanie Virginia, przebada CX717 jako środek pobudzający w czasie walki. W eksperymencie przeprowadzonym w ciężkich warunkach pracy jednostek specjalnych, badacze popchną 48 ochotników do granic wytrzymałości – cztery noce ciężkiej pracy z jedynie czteroma godzinami regenerującego snu. „Przejdą od zmęczenia, przez wyczerpanie, do załamania”, mówi Roger Stoll, dyrektor Cortexu. U niektórych jednak, katorga będzie łagodzona dawkami CX717 . DARPA ma nadzieję, iż lek przeciwdziałać będzie efektom deficytu snu.
Próba powinna pomóc odpowiedzieć na nurtujące pytania na temat potencjału CX717 . „Nie wiemy jeszcze, czy eliminuje on poczucie senności”, mówi Stoll. „Wczesne znaki wskazują na to, że ludzie funkcjonują lepiej, ich mózgi są trochę bardziej orzeźwione. Ale nie testowaliśmy jeszcze senności jako takiej.” Jeśli chodzi o modafinil , dowody wskazują na to, że ludziom trudno stwierdzić, kiedy są pod wpływem czegokolwiek, a kiedy nie, co nie jest szczególnym problemem, jeśli chodzi o ten lek.
Jakikolwiek będzie rezultat próby DARPA, CX717 nie będzie ostatnim słowem w kwestii eugeroików . Stoll mówi, że Cortex ma podobne, lecz silniejsze asy w rękawie. Choć pomyślane głównie jako poprawiacze pamięci, niektóre z leków mogą okazać się silnymi pobudzaczami. Giganci przemysłu, jak GlaxoSmithKline i Eli Lilly mają już własne programy badawcze i co najmniej jedna inna firma, Arena Pharmaceuticals z San Diego w Kalifornii, zadeklarowała zainteresowanie specyfikami pobudzającymi, choć nie ujawniła jeszcze żadnych szczegółów na temat badań.
Gdy (i jeśli) leki przejdą testy pomyślnie, wojsko USA bez wątpienia będzie zainteresowane. DARPA jest jednym z najaktywniejszych graczy w wyścigu do podboju snu, ustawiającym i fundującym wiele podstawowych badań na temat pobudzenia. Armia i lotnictwo mają również własne programy.
Nietrudno się domyślić, dlaczego DARPA jest zainteresowana. „Przyjmujemy, iż żołnierze z reguły zawsze będą pozbawieni snu”, mówi neuronaukowiec DARPA, Amy Kruse, która prowadzi program badawczy na temat deficytu snu. „Chcemy wiedzieć, co możemy zrobić, by przywrócić ich do stanu, w którym byliby, gdyby mieli za sobą solidny nocny sen.”
[ external image ]
Kiedy DARPA mówi o pozbawieniu snu, naprawdę ma właśnie to na myśli. Żołnierze często muszą być czujni i aktywni przez 72 godziny z rzędu z minimalnymi przerwami na odpoczynek. To jak rozpoczęcie pracy w poniedziałek i trwanie do czwartku. „Trzy dni to okres, po którym naprawdę zaczyna być niemiło”, mówi Kruse.
Wojsko ma długą historię używania kofeiny i amfetaminy, w celu utrzymania żołnierzy w aktywności. Teraz dodało do listy modafinil i z pewnością jest zainteresowane CX717 .
A Kruse zapewnia, iż jest jeszcze pole do dalszego postępu.
Zeszłego roku, sformowana przez DARPA grupa naukowców prowadzona przez Giulio Tononiego z Uniwersytetu Winsconsin Madison wyhodowała szczep muszek owocowych, którym wystarcza jedna trzecia normalnej długości snu. Mutacja „mini-snu” wymaga zmiany jednego genu, kodującego białko zawarte w transporcie potasu przez błony komórkowe. Co ciekawe, defekty kanałów potasowych wiążą się ze zredukowanym snem u ludzi, szczególnie w chorobie Morvana, jednym z symptomów którego jest chroniczna bezsenność. Sugeruje to, jak mówi Kruse, że nowe specyfiki, zaprojektowane, by wpływać na kanały potasu w mózgu, mogą radykalnie zmienić potrzebę snu. „Poza tym, czekają na nas w mózgu jeszcze inne nieodkryte cele”, mówi Kruse.
W międzyczasie DARPA szuka innych strategii poprawy zakłóceń snu. W laboratorium Yaakova Sterna na Uniwersytecie Kolumbii w Nowym Jorku, sformowani przez DARPA naukowcy używali fMRI do skanowania mózgów ludzi pozbawionych snu, by dowiedzieć się, które regiony mózgu są obciążone, gdy jesteśmy bardzo zmęczeni. Następnie używali maszyny stymulacji magnetycznej (TMS) – normalnie używanej, by włączać i wyłączać poszczególne rejony mózgu – po to, by wyłączyć te rejony i zobaczyć, czy odwróci to efekty.
“To wszystko tylko potwierdza słuszność konceptu”, mówi Stern. „Ciężko wyobrazić sobie pozbawionego snu pilota używającego TMS”, nie tylko dlatego, że maszyny są zbyt masywne, by zmieścić się w kokpicie. „Następny krok to TMS przed lub podczas deficytu snu, by zobaczyć czy zaostrza efekt pobudzenia, który byłby naprawdę trwały”. Stern mówi, że jego grupa przygląda się również nowej technice zwanej polaryzacją mózgu DC, która ma podobne pobudzające mózg efekty, jak TMS, lecz używa prądu stałego, zamiast magnetyzmu. Całe piękno tego, to wyraźnie mniejsze rozmiary i cena sprzętu – mogłoby zmieścić się w nakryciu głowy, które daje ci poczucie obudzenia na pstryk przycisku. Poza tym, zawsze jest neurofeedback skutecznie aktywujący rejony mózgu, które na deficycie snu tracą najwięcej.
[ external image ]
Wojsko zainteresowane jest nie tylko pobudzaniem, lecz również drugą stroną medalu. John Caldwell pracuje dla Laboratorium Badawczego Lotnictwa USA w San Antonio, w Teksasie. Spędził większość swej kariery testując efekty stymulantów, w tym modafinilu , na pilotach. „To ja jestem tym, który wstawia pozbawionych snu pilotów na pokład, daje im leki i pyta, czy zadziałały”, mówi. Przeprowadził również garść badań na temat pomocy snu – na przykład, testując najlepsze sposoby pomocy nocnym pilotom w efektywnym śnie za dnia. W ostatnich miesiącach, Caldwell zdał sobie sprawę, że właśnie trwa cicha rewolucja w medycynie snu. „Rodzi się nowa idea”, mówi. „Leki, które zmieniają architekturę snu.”
Badacze snu wiedzieli od 50 lat o tym, że sen nie jest tylko długim okresem nieświadomości, ale że zawiera wiele stanów mózgu. To, jak te stany są zebrane razem, by formować całonocny sen, nazywane jest ‘architekturą snu’.
Złapać ‘wolne fale’
„W przeszłości”, mówi Caldwell, „pigułki nasenne nie miały naruszać architektury snu, chociaż zazwyczaj to robią, skracając najgłębszy i najwydajniejszy sen wolnofalowy na korzyść mniej efektywnej fazy snu”. Teraz jednak zmiana architektury snu widziana jest jako postęp. Są dwa nowe leki, które znacząco zwiększają ilość snu wolnofalowego. Jeden z nich, gaboxadol , wyprodukowany przez Merck, jest w trzeciej fazie klinicznych prób i może pojawić się na rynku w przyszłym rynku. Według Caldwella specyfiki te obiecują wizję potężnej drzemki par excellence . „Być może, da się wzmocnić wydajność krótkiej drzemki, przez wypełnienie jej snem wolnofalowym”, mówi.
Leki jak modafinil , gaboxadol i inny wychwytywacz snu wolnofalowego – APD125 od Arena Pharmaceuticals, obecnie w drugiej fazie – są początkiem czegoś większego. Od ponad 35 lat leki nasenne produkowano na jedno kopyto. Gdy chciałeś wysłać kogoś do krainy snów, miałeś tylko jedną możliwość – celowanie w neuroprzekaźnik GABA, który jest uniwersalnym mózgowym przełącznikiem aktywności. Staromodne hipnotyki jak barbiturany czy benzodiazepinyzwiększały wrażliwość neuronów na usypiające efekty GABA. Z tego samego powodu alkohol powoduje senność. Nawet nowsze, czystsze pigułki, jak przodujący na rynku Ambien , działają przez system GABA.
[ external image ]
Manipulacja systemem GABA jest sprawdzoną metodą prowadzenia ludzi do snu, ale ma swoje wady. Jedną jest łatwa adaptacja leków przez mózg, przez co lek traci swą skuteczność po kilku dniach stosowania. Ponadto, efekty często trwają do rana, co sprawia, że czujemy się skacowani i zamroczeni. Wiele z takich leków również uzależnia.
Co więcej, jakość takiego snu rzadko jest brana pod uwagę. „Kiedyś ocenialiśmy hipnotyki wyłącznie po tym, jak skutecznie powodują zasypianie”, mów Stanley. „To dość niepoważne podejście do tematu. Przecież, w takim sensie to alkohol też jest dobrym hipnotykiem .” Ostatnio jednak dowiedziono, że nie tylko system GABA wpływa na sen. W zeszłym roku wyszła na rynek pierwsza pigułka nie oparta na sytemie GABA – pierwsza nowa klasa hipnotyków od 35 lat. Rozerem , wyprodukowany przez japońską firmę Takeda, kopiuje efekty hormonu snu – melatoniny. Nie jest jedyny. Są co najmniej trzy inne nowe klasy hipnotyków , nie mających nic wspólnego z GABA. I mimo że gaboxadol pracuje przez GABA, uderza w receptor, jaki nie był trafiany nigdy przedtem.
Według Stanleya, istnieje więcej pola dla postępu. „Jest możliwe, że leki pozwolą na skondensowane porcje snu”, mówi, „i wcale nie jesteśmy daleko do osiągnięcia leków usypiających na jakiś konkretny czas”. Przewiduje możliwość stworzenia tabletki zawierającej zarówno hipnotyk , jak pobudzacz, która będzie w stanie zapewnić dokładną liczbę godzin snu. „Cztero-, pięcio- czy sześciogodzinny usypiacz.”
Zdajemy się nieodwołalnie zmierzać do społeczeństwa, w którym sen i przebudzenie dostępne są, jeśli nie na żądanie, to przynajmniej na prośbę. W takim razie, nie jest zaskakujące, iż wielu badaczy snu niepokoi długofalowy wpływ tego zjawiska na miliony ludzi zażywających tabletki naruszające naturalny cykl dobowy.
Stanley wierzy, że leki takie jak modafinil czy CX717 skuszą ludzi do przedawkowania dla przebudzenia kosztem potrzebnego snu. „Bycie nieustannie obudzonym widziane jest jako atrakcyjne”, mówi. „Spanie wychodzi z mody.” Foster ma podobne zmartwienia. “Wygląda na to, że ta technologia pomoże nam w zmaganiach z formatem tygodnia — 24/7, ale czy takie zmagania to prawdziwe życie?”, pyta. Inni zwracają uwagę na potencjalne ukryte koszty zdrowotne wpływu na naturalny rytm dobowego snu. „Chemia nie zastąpi normalnego snu”, mówi Vaught.
[ external image ]
Koniec końców, nawet wątpiący przyznają, że już dziś tkwimy zbyt głęboko w świecie 24-godzinnego społeczeństwa, by spoglądać wstecz. Dla milionów ludzi, dobry naturalny sen i produktywne przebudzenie już teraz są nieosiągalne, nocna zmiana i nocne życie to rzeczywistość, a spirala „pobudzenie-uspanie” jest już zbyt zakotwiczona. Jak mówi Vaught, „Już tam jesteśmy”. A jeśli tak, to dlaczego nie popracować nad ulepszeniem i bezpieczeństwem całego procesu?
Tekst ukazał się w magazynie "New Scientist" nr 2539, 18.2.2006.
Legalny dopalacz? Powinni nam go dodawać do wody
Irena Cieślińska, Gazeta Wyborcza
[ external image ]
Za jakiś czas prawo może nakazywać suplementację tym lekiem pilotów, lekarzy pogotowia czy szefów państw. Na razie wiadomo, że korzysta z niego prezydent Obama (Fot. Profimedia / Profimedia, Corbis)
Poprawia zdolność skupiania uwagi, efektywność uczenia się, pamięć i coś, co w kręgach specjalistów nazywa się płynną inteligencją - zdolność kreatywnego myślenia i rozwiązywania problemów.
Swoją karierę rozpoczynał jako specyfik leczący narkolepsję - napadową senność. Ludzie dotknięci tą przypadłością zapadają w sen w ciągu dnia - nagle i nieoczekiwanie. Atak może nastąpić w każdym momencie - podczas prowadzenia samochodu, schodzenia ze schodów, przebiegania przez ulicę czy egzaminu. Śpią kilka czy kilkanaście minut (czasem tracą kontakt z rzeczywistością zaledwie na kilkadziesiąt sekund), ale i to wystarcza, by zamienić ich życie w koszmar i narazić na nieliche niebezpieczeństwa.
[ external image ]
Modafinil, lek o niewyjaśnionym do końca mechanizmie działania, przypuszczalnie pobudzający korę przedczołową mózgu - obszar odpowiedzialny za uwagę, pamięć i planowanie - utrzymywał ich w przytomności.
Viagra białych kołnierzyków
Szybko okazało się, że specyfik uwalnia od senności także zdrowych ludzi. I to jak! Pozwala nie spać 64 godziny bez przerwy - bez znużenia, utraty sprawności umysłowej czy refleksu. A co najlepsze, nie trzeba potem odsypiać - użycie farmaceutyku nie powoduje zaciągnięcia "długu sennego". W przeciwieństwie do środków pobudzających opartych na amfetaminie nie powoduje ani euforii, ani zmiany nastroju, ani - co ważne - "zjazdu" po zaprzestaniu działania.
Specyfik szybko ochrzczony "drzemką w pigułce" zyskał popularność wśród wojskowych prowadzących wielogodzinne operacje, pilotów na trasach transoceanicznych i astronautów w Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Sanitariuszom pogotowia w stanie Maryland oficjalnie przyznano prawo do posiłkowania się dawką 200 mg "w celu zwiększenia koncentracji i wobec ograniczonej możliwości odpoczynku".
Przede wszystkim jednak modafinil stał się podstawą diety białych kołnierzyków. Ci szybko zauważyli, że mała biała tabletka nie tylko pozwala bezkarnie zarwać noc, ale także ułatwia skupienie i poprawia wydajność pracy. Modafinil rozpoczął nową karierę jako środek intelektualnego dopingu. Zresztą nie tylko intelektualnego.
[ external image ]
Kiedy kilka lat temu postanowiłam przetestować modafinil na sobie, odkryłam, że usprawnia nie tylko myślenie - bez wysiłku pobiłam moje małe prywatne rekordy biegowe. Nie przypadkiem w moczu Kelli White, amerykańskiej sprinterki, złotej medalistki na 100 i 200 m, znaleziono modafinil. White tłumaczyła, że zmaga się z narkolepsją. Nie ona jedna. Wnioskując z liczby pozytywnych wyników testów, nadmierna senność była do 2004 roku chorobą zawodową sprinterów. Od 2004 roku modafinil jest już na liście substancji zakazanych przez Światową Agencję Antydopingową.
- Niebezpiecznie się zabawiasz - kwitowali moje eksperymenty znajomi. - To się nie może dobrze skończyć - wieszczyli, kiedy po raz pierwszy w życiu przetrwałam od listopada do lutego bez objawów zimowej depresji i spadku intelektualnej formy.
Kwestia bezpieczeństwa, czyli nie ma darmowych obiadów
W naszej kulturze zakorzenione jest niezwykle silne przekonanie, że za dar ponadnaturalnych zdolności przyjdzie zawsze słono zapłacić. Prawdopodobnie dlatego tak trudno jest nam dopuścić myśl, że substancje, które potrafią wzmocnić mózg czy poprawić naszą wydajność, mogą być całkowicie nieszkodliwe. Na pewno dają jakieś paskudne i trudne do przewidzenia skutki uboczne - podejrzewamy. A ponad wszelką wątpliwość - uzależniają.
Tymczasem już opublikowana w 2007 r. metaanaliza Paula Gerrarda i Roberta Malcolma z Medical University of South Carolina http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/article ... yndication, obejmująca ćwierć wieku badań i obserwacji działania modafinilu na ludzi i zwierzęta, dowodziła czegoś całkiem przeciwnego. Tolerancja na modafinil nie rośnie z czasem, kilkunastoletnie obserwacje leczonych nim pacjentów nie wykazały, by pojawiał się najmniejszy objaw uzależnienia, a nawet 50-krotne przekroczenie dawki leczniczej nie powoduje zatrucia. Najczęściej zgłaszanymi skutkami ubocznymi były bezsenność, ból głowy, rozdrażnienie i utrata apetytu.
Specyfik wydaje się nie tylko bezpieczny. Niejako przy okazji zwalcza wolne rodniki, poprawia kondycję mózgu, powstrzymuje rozwój demencji. Niewykluczone zresztą, że zwalczanie wolnych rodników nie jest tylko pozytywnym skutkiem ubocznym działania leku, ale samą istotą jego działania powstrzymującego senność. Wedle jednej z hipotez sen służy właśnie oczyszczeniu z nadmiaru wolnych rodników, a modafinil umożliwiałby taki "remoncik" na jawie.
A co z uzależnieniami? No, cóż. Modafinil świetnie sprawdził się w... terapii uzależnień. Pomaga wyzwolić się z nałogów kokainowego i nikotynowego.
Nie ma darmowych obiadów? Wygląda na to, że są, jak najbardziej! W dodatku z dokładką deseru. I lodami gratis.
Kolejna metaanaliza http://www.sciencedirect.com/science/ar ... 7X15002497, opublikowana teraz, w połowie sierpnia, autorstwa Ruairidh Battleday i Anny Brem z Oksfordu i Harvard Medical School, potwierdziła, że specyfik (co od dawna podejrzewaliśmy) sprawdza się nie tylko w walce z nadmierną sennością. Lek ma pozytywny wpływ na funkcjonowanie ludzi całkowicie zdrowych: poprawia ich zdolność skupiania uwagi, efektywność uczenia się, pamięć i coś, co w kręgach specjalistów nazywa się płynną inteligencją - zdolność kreatywnego myślenia i rozwiązywania problemów. Ba! Jedna z prac wskazywała również, że myślimy nie tylko lepiej, ale też myślenie (oraz wszelkiego rodzaju wyzwania) "na modafinilu" sprawiają nam większą przyjemność. Doprawdy, wygląda na to, że pracodawcy powinni nam po cichu dodawać tę substancję do wody.
Rehabilitacja?
- Modafinil jest pierwszym prawdziwym przykładem inteligentnego leku z prawdziwego zdarzenia, takiego, który może naprawdę pomóc, np. w przygotowaniu się do egzaminu - powiedział Guy Goodwin, prezes Europejskiego Kolegium Psychofarmakologii, komentując ostatnią publikację. W ten sposób półoficjalnie awansował modafinil z kategorii "szemranego dopingu" do "inteligentnego farmaceutyku". Pojawiły się nawet głosy, że być może należy rozszerzyć zakres jego autoryzacji rynkowej znacznie poza leczenie narkolepsji. Już dziś szacuje się, że w 89 proc. przypadków modafinil przepisywany jest niezgodnie z zaleceniami rejestracyjnymi, tj. osobom niemającym zaburzeń snu.
Rodzi to całą masę dylematów etycznych. Czy można traktować farmaceutyki czy elektroniczne chipy polepszające zdolności umysłowe na równi z edukacją, zdrowym trybem życia i technologią informacyjną - jako narzędzia ułatwiające osobisty rozwój? Czy dopuszczalne jest używanie ich przez osoby, które nie mają zaburzeń poznawczych? Czy podanie osobie starszej farmaceutyku przywracającego jej sprawność umysłową, jaką miała w wieku 20 lat, jest dozwolonym moralnie leczeniem czy podejrzanym ulepszaniem?
[ external image ]
Modafinil dla prezydenta
Thomas Murray, emerytowany bioetyk, przewodniczący Hastings Center, uważa, że poprawianie wydolności nie tylko nie jest niemoralne, ale także w pewnych przypadkach stanowi zgoła moralny obowiązek. - Niemoralne byłoby nieprzyjęcie specyfiku, który jest bezpieczny i sprawia, że chirurgowi nie trzęsie się ręka, a pilot może z pełną uwagą nadzorować lot. Trudno wykluczyć, że za jakiś czas prawo będzie nakazywało suplementację specyfikiem wzmacniającym mózg przedstawicieli krytycznych zawodów - pilotów, lekarzy pogotowia czy szefów państw - mówił Murray.
Na razie wiadomo, że korzysta z tego wsparcia prezydent Obama.
Nowa pigułka bystrości
Uwalnia od senności. Pozwala nie spać 64 godziny bez przerwy, bez objawów znużenia
Polepsza kondycję. Pozwala uzyskiwać lepsze osiągnięcia sportowe
Podkręca mózg. Zwalcza wolne rodniki, poprawia kondycję mózgu, hamuje demencję
Poprawia sprawność. Ułatwia skupienie i poprawia wydajność pracy
Maciej Czarnecki, 2015
[ external image ]
W Irlandii próbowało ich już 22 proc. młodych ludzi, w Hiszpanii - 13 proc. Służby alarmują o rekordowej liczbie nowych substancji psychoaktywnych.
Debata o dopalaczach powróciła właśnie w Norwegii, gdzie lekarze poinformowali o śmierci 22-latka. Przywieziony z imprezy mężczyzna zmarł w marcu, ale dopiero teraz opublikowano wyniki autopsji. Okazało się, że zażył syntetyczną marihuanę - mieszankę suszonych roślin i związków chemicznych zwanych kannabinoidami, które działają na te same receptory w mózgu co THC, główny składnik psychoaktywny marihuany. Często są jednak znacznie groźniejsze. "Mocarz", który sieje spustoszenie w Polsce, zawiera właśnie kannabinoid AM-2201.
Szczególnie trucicielska odmiana syntetycznej marihuany, znanej m.in. jako K2, Yucatan Fire, Scooby Snax czy Spice, zbiera żniwo w Rosji. Jesienią zeszłego roku tamtejsze służby narkotykowe alarmowały o 40 ofiarach śmiertelnych i kolejnym tysiącu osób, które wylądowały w szpitalu. W sieci krążą nagrania osób, które atakują przechodniów, przewracają się, wymiotują, leżą bez świadomości na ziemi.
W USA od początku roku do maja kannabinoidami zatruło się prawie 3,6 tys. osób (w analogicznym okresie w 2014 r. - 1,1 tys.) - a to tylko te przypadki, które zarejestrowały szpitale! Po samobójstwie w 2010 r. nastolatka z Iowa, Davida Mitchella Rozgi, który palił K2, a godzinę później palnął sobie w głowę ze strzelby myśliwskiej, kolejne stany zaczęły zakazywać takich substancji. W 2012 r. wprowadzono federalny zakaz, ale producenci wciąż wymyślają nowe związki chemiczne.
Podobnie jest w Europie. Opublikowany w czerwcu raport Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii (EMCDDA) mówi o 101 nowych substancjach psychoaktywnych w 2014 r. (rok wcześniej było ich 81) zgłoszonych przez poszczególne kraje. Wśród nich kannabinoidy stanowią prawie jedną trzecią. Drugą tak liczną grupą są tzw. katynony, które są używane w podobny sposób jak np. amfetamina czy MDMA. Produkuje się je przede wszystkim w Chinach i Indiach.
Londyn zakaże wszystkiego
Brytyjczycy od 2010 r. wciągnęli na czarną listę ok. pół tysiąca nowych substancji. Rząd szykuje jednak rewolucję. Nowa ustawa, która została przedstawiona parlamentowi 28 maja (wciąż trwają nad nią prace), zakaże wszystkich substancji psychoaktywnych, wyłączając te legalne, jak: alkohol, nikotyna, kofeina, związki zawarte w lekach czy produktach żywnościowych, np. czekoladzie. Innymi słowy, nieważne będzie, jak nazywa się dany związek chemiczny, tylko jaki wywołuje efekt. Jeśli odurza - będzie zakazany. Karane będą zarówno produkcja i sprzedaż, jak i posiadanie takich środków. Przyłapanym ma grozić nawet siedem lat więzienia.
Wielu ekspertów ma jednak wątpliwości, czy taki ogólny zakaz będzie skuteczny. Producenci nieraz dowiedli już swej przebiegłości. Co będzie, jeśli np. zaczną piec ciasta z nowymi substancjami psychoaktywnymi? Poza tym "substancje psychoaktywne" to bardzo szerokie pojęcie. Jedne, jak silne kannabinoidy, sprawiają, że ludzie czołgają się po ulicy i atakują innych w amoku. Inne ułatwiają zasypianie albo zmieniają smak potraw. Jak można wrzucać je do jednego worka?
8 proc. w Europie
W sondażu Eurobarometru z 2014 r., przeprowadzonym telefonicznie na 13 tys. 128 respondentach, do zażycia dopalacza choć raz przyznało się 8 proc. ankietowanych mieszkańców UE w wieku od 15 do 24 lat. Polska jest minimalnie powyżej przeciętnej (9 proc.). W niechlubnym zestawieniu pro- wadzą zdecydowanie Irlandczycy (22 proc.), za nimi Hiszpanie i Słoweńcy (po 13 proc.), Francuzi (12 proc.) i Brytyjczycy (10 proc.). Nikt nie przyznał się do zażywania dopalaczy na Cyprze, prawie nikt - na Malcie.
Badania pokazują, że po nowe substancje psychoaktywne sięgają różne grupy - od uczniów na imprezach po więźniów, którzy wcześniej brali "tradycyjne" narkotyki.
Dopalaczami coraz częściej handluje się przez internet. W 2013 r. Centrum zidentyfikowało 651 poświęconych temu stron internetowych. Niektóre są jawne. Inne zadomowiły się w tzw. głębokiej sieci, do której nie można dotrzeć za pomocą standardowych wyszukiwarek. Nierzadko handlujący korzystają z programów szyfrujących, które zapewniają wysoki stopień anonimowości. Na takich forach wciąż jednak najpopularniejsze są znane narkotyki i leki na receptę.
Dopalacze zabijają. Ignorancja też, panie ministrze
Tomasz Piątek, 2015
Media podają, że na samym Śląsku ponad 150 osób ciężko zatruło się nowymi odmianami dopalaczy, głównie tzw. Mocarzem. Tę epidemię minister zdrowia Marian Zembala chce leczyć tradycyjnymi wartościami. Czyli tym, co wywołało epidemię.
Na konferencji w Sosnowcu Zembala i inni lekarze powiedzieli kilka cennych rzeczy. Na przykład, że dopalacze to nie żadne dopalacze, tylko syntetyczne narkotyki o mocy setki razy większej niż tradycyjne narkotyki. "Mocarz" ma podobny efekt do marihuany, tylko 800 razy silniejszy.
Zembala dodał, że nad młodym narkomanem, który leży na ulicy, trzeba się pochylić. Dziękuję, Panie Ministrze. Niby to banał, powtarzany od 35 lat - a jednak wciąż nieoczywisty dla bardzo wielu Polaków. Dla nich taki leżący na ulicy narkoman to nie chory potrzebujący pomocy, tylko śmieć. "Sam jest sobie winny" - można usłyszeć z każdych niemal ust. Może czasem ktoś zastosuje taryfę ulgową dla "dziecka z biednej rodziny", "syna alkoholików bitego od małego".
Pacjent nie do końca jest odpowiedzialny za chorobę
No właśnie, syn alkoholików. Media w ogóle nie informują Polaków o przyczynach uzależnienia. Ludzie ciągle wierzą, że jest to choroba wywołana przez "słabą wolę", ewentualnie przez biedę, problemy rodzinne, przykład rodziców. O czynniku genetycznym mówi się półgębkiem, bo to brzmi strasznie. I nie pasuje do polskiej narkotykowej ideologii "osobistej winy narkomana". Tyle że ta obwiniająca ideologia nie ma żadnego związku z doświadczeniem terapeutów i światową nauką. Uznawana na świecie definicja Morse'a i Flavina mówi wprost, że uzależnienie to choroba silnie uwarunkowana genetycznie.
To znaczy, że pacjent nie do końca jest odpowiedzialny za swoją chorobę. Bo dostaje ją - lub silne do niej skłonności - gdy się rodzi. Nie zawsze dziedziczy ją wprost po ojcu lub po matce. Czasem po pradziadku. Lekarze przeważnie są zgodni, że mogą tu działać inne, niezbadane jeszcze czynniki. Ale pacjent nie jest jedynym winnym. Być może nie jest nawet głównym winnym.
Oczywiście nie można przesadzać z użalaniem się nad chorym, bo to też mu szkodzi. Pacjent nie jest odpowiedzialny za to, że jest chory. Ale jest odpowiedzialny za swoje leczenie. Musi sam podjąć decyzję o abstynencji. Tylko co to znaczy? To znaczy, że nie można go do tego zmusić. Do pewnego stopnia można stosować nacisk. Może nawet krótkie jednorazowe ubezwłasnowolnienie. Ale jedynie po to, żeby uświadomić pacjentowi jego sytuację i zaznajomić go z terapią. Potem decyzję musi podjąć sam.
10 proc. populacji. Biedni i bogaci
Definicję Morse'a i Flavina przyjęły najważniejsze instytucje na Zachodzie, np. Narodowa Rada ds. Alkoholizmu i Narkomanii w USA albo Europejskie Stowarzyszenie Biologii Molekularnej. Tam o istocie uzależnienia wciąż się mówi. I wciąż się tę chorobę bada, osiągając interesujące wyniki. Moim zdaniem najbardziej przekonująco wygląda tzw. hipoteza oreksynowa. Według niej za uzależnienie odpowiedzialne są zaburzenia w wydzielaniu przez mózg oreksyny. Jest to substancja odpowiedzialna za przeżywanie momentu, w którym przyjemność się kończy. Dla osoby normalnej ten moment oznacza powrót do stanu neutralnego. Dla osoby uzależnionej - dojmujący stres i cierpienie.
Hipoteza ta mnie przekonuje, bo zgadza się z tym, co widziałem we wczesnych stadiach mojej choroby. Jeszcze zanim zacząłem pić i ćpać, już nie umiałem przerwać żadnej przyjemności. Gdy zacząłem jeść, nie umiałem przestać. Gdy grałem w piłkę, to grałem po kilkanaście godzin dziennie, aż do upadku ze zmęczenia.
Wierzę w fizjologiczne przyczyny uzależnienia także dlatego, że defekt ten dotyka około 10 proc. populacji we wszystkich grupach i klasach społecznych. Biednych i bogatych. Jestem więc przekonany, że nawet jeśli usuniemy ze świata biedę, przemoc w rodzinie, a także wszystkie narkotyki, włącznie z alkoholem - nadal będą rodzić się uzależnieni. I będą zabijać się seksem, pracą, sportem. Zresztą wielu z nich robi to już teraz.
Nauka na tropach, a Polska - po trupach
Oczywiście nie zaprzeczam, że uzależnienie jest także chorobą duchową. Wymaga ogromnej pracy nad sobą przez całe życie (ułomność umysłu i ducha jest tak wielka, że nie wierzę, by "odkręciła" ją kiedykolwiek jakaś cudowna "pigułka oreksynowa"). Ale ta choroba ducha najprawdopodobniej zaczyna się w ciele.
Minister Zembala przywołuje na pomoc tradycyjne obyczaje i wartości. "Może jest czas powrotu do korzeni, do takich naturalnych, prawdziwych obyczajowo, kulturowo. Może wtedy też w tej sferze będzie lepiej" - mówił o uzależnieniach w Sosnowcu.
Tymczasem to tradycyjne obyczaje i wartości niewiarygodnie zwiększają cierpienia i szkody związane z uzależnieniem. To tradycyjna mentalność każe traktować tę chorobę przede wszystkim jak grzech, jak "winę ćpuna". To tradycyjna mentalność każe zamknąć chorego w więzieniu, gdzie często jest masa narkotyków. A jeśli ćpun dawał po kablach (brał w żyłę), to w celi będzie traktowany jak śmieć przez bandziorów z grypsery. Wyznających tradycyjne wartości macho.
To tradycyjna mentalność sprawia, że chory jest traktowany jak przestępca, a potem gwałcony nogą od więziennego taboretu. A zanim dojdzie do takiego ekstremum, tradycjonaliści pomagają choremu coraz głębiej tonąć w chorobie. Bo odbierają mu poczucie własnej wartości. Wmawiają mu, że sam jest winien swojego nieszczęścia, że jest słaby, że jest śmieciem.
Cóż, jeśli jestem aż tak bardzo winnym, słabym śmieciem, to po co miałbym się leczyć? Po co ratować takiego śmiecia? Którego pewnie uratować się nie da, bo jest słaby?
Tradycyjna promocja śmiertelnych wynalazków
Gorzej jeszcze: to tradycyjna mentalność sprawia, że młodzież zamiast po normalne narkotyki sięga po kilkaset razy szkodliwsze dopalacze. Bo to tradycyjna mentalność sięgnęła przeciw narkotykom po zakazy prawne i policyjne represje. To amerykańscy, republikańscy obrońcy tradycji wszczęli u siebie i na świecie "wojnę z narkotykami" (tak naprawdę - wojnę z chorymi ludźmi). To tradycjonaliści delegalizują substancje psychoaktywne i karzą za ich posiadanie.
Niestety, nie można jednym dekretem zakazać wszystkich "substancji wpływających na umysł". Na umysł wpływa np. cukier. Albo chleb, gdy jesteśmy głodni (bo jak zjemy, to czujemy się lepiej). Każdą substancję delegalizuje się więc oddzielnie i imiennie. A poprzedzają to badania medyczne. I dobrze, bo inaczej te zakazy byłyby już zupełnie absurdalne i dzikie.
Ale gdy lekarze, prawnicy i posłowie pracują nad zakazem, w tym samym czasie podziemne laboratoria dopalaczy produkują nowe odmiany zakazanych substancji. O trochę zmienionym składzie chemicznym - więc znowu legalne.
Podziemne laboratoria nigdy nie troszczyły się zbytnio o konsumentów. Są przecież nielegalne, więc konsument nie może pociągnąć ich do odpowiedzialności. A gdy tak obłędnie ścigają się z prawem, to troszczą się o konsumentów jeszcze mniej. Na chybcika powstają kolejne odmiany, coraz gorzej przygotowane, o coraz straszniejszych skutkach ubocznych.
Nowe "wynalazki" to już inna bajka
Jak mawiają terapeuci, narkoman ćpa chemię, narkoman na dopalaczach ćpa chemię przemysłową.
Widziałem to podczas mojej terapii. Heroina często zabija (podobnie jak kokaina, amfetamina i oczywiście alkohol). Ćpałem ją przez 18 lat. Przez ten czas wielu moich kolegów heroinistów się przekręciło. Ale ci, co przeżyli - bo się leczą i utrzymują abstynencję - są fajnymi ludźmi, którzy mają wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia. A ja, choć parę razy o mało nie umarłem, jestem w stanie pisać ten tekst.
Nowe "wynalazki" to inna bajka. Gdy pięć lat temu leczyłem się w ośrodku, zaczęli trafiać tam pacjenci, którzy ćpali wcześniej przez dwa lata, jeden rok - ale za to dopalacze. I nawet po odtruciu po tygodniach abstynencji wciąż bełkotali. Jeden chodził po ośrodku i powtarzał tylko: "Luka panuka! Luka panuka!".
Powinien podziękować tradycjonalistom. Bo to tradycjonaliści, zakazując normalnych narkotyków, wprowadzili na rynek dopalacze. I teraz mamy absurdalną sytuację. Jeśli prowadzę sklepik spożywczy i - jak wielu sklepikarzy - dorabiam sobie, sprzedając "wynalazki" spod lady, to państwo niewiele może mi zrobić. Może skonfiskować "wynalazek" i obciążyć mnie kosztami jego zniszczenia. W najgorszym wypadku dostanę wysoką grzywnę od sanepidu i stracę koncesję na handel.
Natomiast jeśli handluję znacznie mniej szkodliwą amfetaminą, mogę dostać osiem lat więzienia!
Gdyby normalne narkotyki były legalne, produkowane pod kontrolą państwa i sprzedawane w aptekach bez recepty (ale tylko osobom pełnoletnim) - te wszystkie absurdy by nas ominęły. Podobnie jak mordercza epidemia dopalaczy.
Kilka pytań do ministra Zembali
Panie ministrze, wierzę, że to, co Pan opowiada o tradycyjnych wartościach i "prawdziwych obyczajowo, kulturowo korzeniach", jest wynikiem ignorancji. Nie złej woli. Dlatego proszę, żeby zastanowił się Pan nad kilkoma pytaniami. I w miarę możności na nie odpowiedział. Nie odwołując się do "tradycyjnych wartości" i "kulturowych korzeni", tylko do nauki, logiki i rozsądku.
- Czy można karać 10 proc. społeczeństwa za to, że jest chore?
- Czy można karać pozostałych członków społeczeństwa za to, że czasem używają pewnych substancji dla zabawy?
- Czy można zmuszać chorych do leczenia? I to więzieniem?
- Czy można angażować państwo (aparat ścigania, wymiar sprawiedliwości i pieniądze podatników) w mechanizm, którego głównym efektem jest powstawanie i rozpowszechnianie coraz gorszych dopalaczy?
Jacek Krywko
[ external image ]
Twarz po metamfetaminie (rehab.com)
"Metka", nieco mocniejsze wcielenie amfetaminy, według antynarkotykowego biura działającego przy ONZ uzależniła na świecie już niemal 25 mln osób. Aby do niej zniechęcić, Rehabs.com, amerykańska wyszukiwarka terapii odwykowych, zamówiła aplikację, dzięki której można udać się w podróż w przyszłość i ujrzeć własną twarz po miesiącach i latach brania narkotyku
Ta substancja po raz pierwszy została zsyntetyzowana przez Japończyka Nagai Nagayoshiego w 1893 roku. Za podstawę posłużyła mu efedryna. Znana dzisiaj krystaliczna postać metamfetaminy powstała 26 lat później. Stworzył ją inny Japończyk - Akira Ogata. Mniej więcej w tym samym czasie - w roku 1887 - Lazar Endelau w Niemczech zsyntetyzował amfetaminę.
Metamfetamina ma swoje pokojowe wcielenie. W Stanach Zjednoczonych nadal funkcjonuje jako lek na dziecięcy zespół nadpobudliwości psychoruchowej, czyli ADHD. Zdaniem biura antynarkotykowego ONZ każdego roku powstaje aż ponad pół tysiąca ton "metki". Na świecie nie ma tylu nadpobudliwych maluchów. Większość metamfetaminy trafia na rynek jako silnie uzależniający narkotyk.
Jej działanie utrzymuje się znacznie dłużej niż w przypadku amfetaminy. Zażywający czuje pobudzenie od sześciu do 24 godzin. Dla porównania: amfetamina działa dwie godziny, a kokaina około 30 min.
Ponieważ w USA metamfetamina stała się narkotykiem bardzo popularnym, do działania przystąpiły organizacje walczące z narkomanią. Jednym z ich przedsięwzięć jest proponowane przez Rehabs.com "lusterko", w którym każdy może się przejrzeć. Do efektów uzależnienia od metafetaminy należą bardzo nieprzyjemne zmiany na twarzy. Pojawiają się stosunkowo szybko, bo już po pierwszych latach przyjmowania narkotyku. Zamieszczona na Rehabs.com aplikacja nakłada takie zmiany na zdjęcie naszej własnej twarzy. Można nawet ustawić sobie, po jakim czasie brania "metki" chcielibyśmy się zobaczyć. Zatem, jak mówiła zła królowa, "lustereczko, powiedz przecie....":
http://www.rehabs.com/explore/your-face-on-meth
Komentarz:
"Aplikacja jest słaba. Po 5 latach skóra nie tylko ma plamy, ale jest sucha i krucha, popękana w wielu miejscach, ze świeżymi pęknięciami, wybroczynami i strupami, przezroczysta. Osoba wygląda na 30 lat starsza, włosy wypadają, pacjent jest chudy ma obłąkany wzrok, otępiały jak naćpany i rozbiegany jak "trzeźwieje". Sylwetka kurczy sie i przegina, cale ciało jest wychudzone. Poza tym pacjent ma "dziwny zapach" z powodu wstrętu do wody i mydła. Raz jest otępiały i mamrocze, raz jest nad aktywny. Poza tym, to wisi mu wygląd i wszystko inne. Przy uzależnieniach liczy się perspektywa najbliższych 5 minut nie do zniesienia, a nie 5 lat, nie wierzę by ten program działał na tych którzy biorą."
Autor tekstu: Joanna Łabuzek
[ external image ]
Niewiele książek wywarło na mnie ostatnio takie wrażenie, jak przeczytany niedawno „Smutek tropików" Claude’a Levi-Straussa. Podziw mój powstał nie tylko z powodu niezwykłego realizmu, z jakim został opisany jego pobyt oraz obserwacje pierwotnych plemion Ameryki Południowej, ale też z powodu niesłychanego piękna jego refleksji, którą można bez wahania nazwać filozoficzną. Oto człowiek Zachodu, wykształcony i wrażliwy na odmienność świata, porzuca, zdawałoby się to, co go konstytuuje i wchodzi w inne światy dla nas niezrozumiałe, które nigdy nie staną się nam bliskie. Szuka tam czegoś, co można by nazwać uniwersalnym człowieczeństwem, chce zrozumieć, bo przecież nie tylko opisać, jaki jest ich ludzki świat, czy można znaleźć w nim jakieś wspólne cechy z naszym. Jak sam napisał, wrócił z garścią popiołu, bez fajerwerków, artefaktów, kolorowych zdjęć. Jedynie pamięć o tym co widział, co przeżył, co czuł, jest świadkiem tego odchodzącego w przeszłość świata. Z pamięci na szczęście da się przywołać te wszystkie stany, na szczęście da się to zapisać… i na szczęście powstał „Smutek tropików".
Ale praca ta nie ma być peanem na cześć francuskiego autora, i muszę wyjaśnić związek jaki ma Levi-Strauss z jej tematem. Otóż właściwym powodem, dla którego przywołuję ją tutaj, jest owa „garść popiołu". Zdarzyło się tak, że wpadła mi też w rękę książka Daniela Pinchbecka „Przełamując umysł", gdzie autor zarzuca w mniej lub bardziej obcesowy sposób, że Levi-Strauss nie zrozumiał w ogóle sensu wielu rytuałów i obrządków badanych plemion, z prozaicznego powodu: nigdy nie został wtajemniczony w jej najgłębszą warstwę, w to, co jest sednem całej kultury — „sakramentu" duchowej jedności z naturą, a jedność ta jest wynikiem spożywania „roślin mocy". Na dowód tego cytat: „ W centralnym rozdziale Smutku tropików Levi-Strauss przygląda się zawiłym malowidłom ciał u brazylijskich Indian Caduveo: 'Ich twarze, czasami nawet ich całe ciała, były pokryte siecią asymetrycznych arabesek, przeplatających się z delikatnymi wzorami geometrycznymi'. Levi-Straussa fascynowały te wzory, które przypominały mu tylną stronę europejskich kart do gry. Jednak Indianie nie chcieli mu zdradzić ich pochodzenia. Ostatecznie, uczony uznał, że malowidła spełniają czysto socjologiczną funkcję. Indianie Caduveo nie posiadali złożonych instytucji społecznych (...), dlatego tajemniczy wygląd i pozornie nieuzasadniona złożoność wzorów stanowiły 'fantazmat społeczeństwa zagorzale i zachłannie poszukującego sposobów ekspresji symbolicznej instytucji, które mogło wytworzyć, gdyby nie stanęły mu na drodze partykularne interesy i zabobony". Daniel Pinchbeck uważa, że naukowe dążenie do obiektywizmu przejawiające się u wielu antropologów, zwłaszcza tych wcześniejszych, a także pewien protekcjonalizm i jak to nazywa „europejski snobizm" nie pozwalał im na uchwycenie faktu, iż cała kultura a nawet wiedza na temat rzeczywistości Indian, jest pochodną rytualnego spożywania „roślin mocy". Te misterne wzory, malowane przez Indian Caduveo to po prostu inspiracja wizjami, które osiągali, spożywając ayahuascę. Ich świat jest duchowy, pełen tajemnicy, wrogich i przyjaznych sił, jest w nim miejsce na opatrzność i cel, do którego stale zdążają. Nie chcąc lub nie mogąc tego zauważyć, Levi-Strauss uznaje, że to pierwotne społeczeństwo pragnęłoby czegoś, czym chlubią się Europejczycy - „zinstytucjonalizowanego materializmu", mechanizacji i racjonalizacji.
"Dzieło Levi-Straussa, jego wysiłek na rzecz odzyskania podstawowego sensu, ożywia gorące pragnienie demistyfikacji. 'Czy nie jest tak, że to ja, leciwy antenat czyścicieli
dżungli, jako jedyny wróciłem z niej tylko z garścią popiołu?'. Jego demistyfikująca nauka uczestniczy w dziele zniszczenia, w tym, co on sam nazywa nieuchronnym następstwem ludzkich dziejów: 'Ludzkość opowiedziała się za monokulturą; pracuje obecnie nad stworzeniem masowej cywilizacji. Kiedy sieje się buraki, zbiera się tylko buraki'" (Pinchbeck, Przełamując umysł).
[ external image ]
W związku z tym, pytanie jakie się nasuwa, to po pierwsze: czy opis świata Indian i jego interpretacja jest miarodajny, a po drugie, czy można uznać, że podstawą jego rozumienia powinno być spożywanie roślin mocy. Nie zamierzam jednak odpowiadać na żadne z tych pytań. Zasługi Levi-Straussa na polu antropologii są powszechnie znane i uznane. To że nie spożywał środków halucynogennych, nie może być kryterium oceny jego pracy, zwłaszcza teoretycznej, między innymi teorii symboli, ich funkcji i znaczeń. Są one do dziś aktualne, sprawdzają się w racjonalistycznej interpretacji kultury i jej wytworów. Na drugie pytanie odpowiedź wydaje się nasuwać sama: skoro ktoś, badając kulturę z zewnątrz — potrafi znaleźć uniwersalistyczne struktury, zinterpretować je, stworzyć podbudowę teoretyczną — to znaczy, że jak najbardziej jest to możliwe. Wątpliwość, jaką można mieć, to czy jest to jedyna możliwa interpretacja? Wydaje mi się, że tego dotyczy zarzut Pinchbecka, a odpowiedź jaką daje, sugeruje, że gubimy coś istotnego, badając pierwotne kultury. Ja chciałabym jednak zastanowić się nad tym, co oznaczałaby taka inna interpretacja dla nas samych, czy może nam coś „dać"? Na ile specyficzny tryb życia i przeżycia, ludzi mniej zaawansowanych cywilizacyjnie mogą nas czegoś nauczyć. Przyjrzę się temu, ale należy najpierw zacząć od głównego „winowajcy".
Rośliny mocy, jak wiadomo, to rośliny zawierające związki chemiczne, powodujące zmianę świadomości. Były stosowane w wielu, znanych badaczom wspólnotach pierwotnych, a początki używania ich sięgają paleolitu. Należałoby teraz choć z grubsza je poklasyfikować. Skupię się głównie na obszarach Ameryki Południowej i Środkowej. Z tego, co zdążyłam przeczytać, ayahuasca używana jest głównie w Ameryce Południowej i środkowej, np. w kolumbijskich plemionach Tucano, plemionach Indian Mestizos w Peru, ale też wśród plemion amazońskich. Zaryzykuję twierdzenie, że im bardziej na południe od Meksyku, tym pewniejsze będzie to, że tamtejsze plemiona używają właśnie tego wywaru. Specyficznym środkiem halucynogennym jest z kolei peyotl, używany przez plemiona meksykańskie (mam tu na myśli małe grupy etniczne zamieszkujące teren dzisiejszego Meksyku) oraz niektórych Indian Ameryki Północnej, gdzie rozpowszechnił się swego czasu quasi-religijny ruch, zwany peyotyzmem. Peyotl to rodzaj kaktusa, jego nazwa systematyczna nazwa brzmi: Lophophora wiliamsi, natomiast ayahuasca to wywar z pnączy Banisteriopsis caapi oraz liści Psychotria virdis. Nie to jest jednak ważne, bowiem roślin, mających wpływ na zmianę sposobu postrzegania i świadomość jest tysiące. W samym Meksyku mamy przecież grzyby Psilocibe mexicana, albo na przykład Datura stramonium, znanym również w Europie jako bieluń dziędzierzawa. W Afryce znany jest kult ibogi, czyli kory pewnego krzewu, dotyczy to głównie Gabonu, gdzie zwyczaj zażywania owego wywaru stał się pewnego rodzaju stabilizatorem wśród plemion Pigmejów i Bantu, powodując ich pokojowe współistnienie. Nie o systematyzacji „świętych roślin" chcę jednak pisać.
[ external image ]
Trzeba chyba odróżnić, przynajmniej na razie, tradycyjne spożywanie środków halucynogennych przez wspólnoty pierwotne Indian, od eksperymentów licznych współczesnych poszukiwaczy i badaczy „poszerzania świadomości" — rozkwit ten miał miejsce w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Ta euforyczna moda jak szybko przyszła, tak szybko upadła, zarzucono nawet badania naukowe w tym temacie, co miało chyba ścisły związek z delegalizacją wszelkich środków zmieniających świadomość, które zostały wrzucone do jednego worka z napisem „narkotyki". Niemniej byli też antropologowie, którym przynajmniej w jakimś stopniu udało się przeniknąć w głąb systemu magicznych praktyk i szamanizmu. Przełamali status „intruza" uczestnicząc we wspólnym rytuale, nie tracąc jednak z pola widzenia celu, dla którego to robią — celu badawczego. Co prawda, przykładów takiego wniknięcia jest sporo, wspomnę tu choćby Michaela Harnera czy Gerardo Dolmatoffa, a także popularnego Carlosa Castanedę, który nawiasem mówiąc, okazał się bardziej powieściopisarzem, niż antropologiem (pozbawiony doktoratu za oszustwo). Dolmatoff spróbował wywaru ayahuaski i jak pisze doświadczył przedziwnych halucynacji, jednak zarzuca mu Pinchbeck, że mimo zręcznej analizy zwyczajów i duchowych wierzeń Indian, nie był w stanie nadać sensu swym własnym wizjom.
[ external image ]
Szkoda też, że nie okazał się wiarygodnym sprawozdawcą Carlos Castaneda, jego książki są niezwykłym opisem całego systemu przekonań (bo trudno to już nazwać wierzeniami) szamana z plemienia Yaqui — to prawie filozoficzny system opisu świata (przyznaję się do dawnej fascynacji jego dziełami); niestety, okazał się zręcznym szarlatanem, a to, co opisał — konfabulacją. W tej sytuacji Barbara Myerhoff i jej praca „Pejotlowe łowy" wydaje się jak najbardziej wiarygodna i na miejscu, dzięki nie tylko skrupulatnemu, badawczemu podejściu, lecz dzięki temu też, że nie przejawia w niej jakiegoś fanatyzmu do narzucenia czytelnikowi „jedynie słusznej prawdy", a jest po prostu wyważona. Mimo pewnego, nieuniknionego zabarwienia subiektywnością, jest czytelnik w stanie ocenić, że nie jest to egzaltacja, lecz pewna ocena wartościująca, z którą nie musi się przecież zgodzić. Jej wspomniana książka dotyczy Indian Huiczoli, dawnego plemienia łowieckiego, które wskutek migracji (z nieznanych przyczyn) przybyło do Sierra Madre Zachodniej , aby osiąść i prowadzić życie rolników. Wywodzą się oni prawdopodobnie z dawnych Chichimeków - archeologicznie zwanej „Starą Kulturą Pustyni", i jak dowodzi w swej książce, nie do końca nastąpiło u nich przejście z łowiectwa na rolnictwo. Znamiennym przykładem tego faktu jest kompleks Jeleń — Kukurydza — Pejotl. Cóż to takiego? Oddajmy głos Ramonowi, szamanowi Huiczoli: „Teraz powiem ci o kukurydzy i pejotlu, i jeleniu. Nie mamy w zwyczaju mówić o tym obcym, ale ponieważ jesteś towarzyszką, opowiem ci o nich. Te rzeczy są jednym. Są jednością. Są naszym życiem. Są nami samymi". Analizując ten kompleks i starając się zrozumieć na czym polega jego jedność, autorka zdaje sobie sprawę, że dotyka wieloaspektowego i bardzo skomplikowanego problemu religii i kultury tego niewielkiego plemienia. Nie jest moim zamiarem jednak omówienie tych powiązań, ponieważ tematem pracy jest nie religia Huiczoli, lecz rośliny mocy.
[ external image ]
Zachowam się więc jak ogrodnik i przytnę (być może ze szkodą) całą opowieść do tych fragmentów, które są dla mnie interesujące. Na początek taki cytat: "Wykorzystanie pejotlu przez Huiczoli wydaje się także nie związane z pejotyzmem Azteków, ograniczonym głównie do klasy kapłanów; nie jest też podobne do używania pejotlu przez takie grupy Indian meksykańskich, jak Tarahumara i Kora. Ci drudzy są głęboko przerażeni pejotlem, podczas gdy Huiczole spodziewają się wyłącznie dobroczynnych skutków jego użycia. Inne grupy Indian meksykańskich nie znają też analogicznych relacji symbolicznych pomiędzy jeleniem, kukurydzą i pejotlem. Co za tym idzie, nie mają rytuału, który odpowiada pejotlowym łowom Huiczoli. Kora i Tarahumara mogą kupić pejotl na jakim bądź targu albo od Huiczoli, podczas gdy Huiczole zakazują używania pejotlu zebranego z innego miejsca niż sakralna kraina, 'gdzie on mieszka'"(Myerhoff, Pejotlowe łowy).
[ external image ]
Barbara Myerhoff pisze w innym miejscu, że Huiczole wyróżniają dwa rodzaje pejotlu: dobry — hikuri, oraz zły —tsuwiri. Etnobotanika potwierdza to rozróżnienie, że istnieją dwa różne gatunki botaniczne. Zjedzenie złego tsuwiri powoduje okropne skutki, przerażające wizje, mogące prowadzić do szaleństwa: „Efekty są podobne do tych przypisywanych bieluniowi. Rodzaje halucynacji, które mają się pojawiać po zażyciu tsuwiri są kulturowo ustrukturyzowane i powtarzalne. Powszechne jest doświadczenie mężczyzny, który spotykając dużą agawę, bierze ją za kobietę i odbywa z nią stosunek".
Pejotl jest dla Huiczoli święty. W pewnym miejscu autorka pisze, że jest święty, bo jak to określa mara'kame (szaman) — jest „delikatny". Czy jest jednak święty dlatego, że jest delikatny? Na pewno nie. Chodzi tu chyba o pewną specyficzną delikatność. Trudno to wyrazić, ale czy nie jest tak, że wizje są dostosowane do człowieka, który spożywa pejotl? Być może owa delikatność wyraża się w tym, jak każdy poszczególny członek plemienia odbiera swoje przesłanie. Jest ono różnorodne, jedyne i niepowtarzalne dla każdego, a tym bardziej jest znaczące dla szamana, który jest odpowiedzialny za całe plemię.
„Wszystko to jest konieczne do zrozumienia, do pojęcia swojego życia. Musimy tak robić, gdyż w ten sposób możemy widzieć, co Tatewari wyprowadza dla nas ze swego serca. W ten sposób rozumie się wszystko, co Tatewari daje. Tak poznajemy to wszystko, kiedy znajdujemy własne życie, ale wielu nie zwraca na to uwagi. Dlatego nic nie wiedzą. Dlatego nic nie rozumieją. Trzeba być uważnym, aby zrozumieć to, co jest Ogniem i Słońcem. Dlatego siedzi się w ten sposób, by słuchać i widzieć, by rozumieć" (Pinchbeck).
[ external image ]
Najważniejszym rytuałem, łączącym wyżej wspomniany kompleks są pejotlowe łowy — wyprawa tych którzy dobrowolnie ruszają do krainy, skąd wyszli Dawni Ludzie — miejsca "początku i stanu jedności — do Wirikuta. Doskonała analiza symboliki tej wyprawy, którą podaje autorka, wydaje się wskazywać, że Wirikuta jest postrzegana jak Raj, Eden — gdzie jednostka przekracza swój partykularyzm, ów pierwotny rozdział od tego, co można nazwać kosmiczną jednością, po to, by rozpłynąć się i doznać pierwotnego, zapomnianego stanu połączenia. Nie chodzi tylko o to, by zjednoczyli się ci, którzy uczestniczą w tej podróży. Choć następuje unifikacja ludzi, gdzie opozycje: mężczyzna — kobieta, starcy - dzieci, a nawet szaman — zwykli mieszkańcy, zostają zniesione, to ma to znacznie szerszy zasięg i dotyczy wszelkiej opozycji i biegunowości w świecie.
„Rośliny i zwierzęta stają się jedynie etykietami, konwencjami, czysto ludzkimi kategoriami myślenia. Różnice są iluzoryczne. Człowiek jest przyrodą, jest jej rozszerzeniem. Podobnie jak naturalny i nadnaturalny są tylko nazwami, które kryją podstawową tożsamość. Czyli ponadprzeciętny, podniosły konkret w postaci przeciwstawnych biegunów, uczestniczących w sobie nawzajem i łączących się, manifestuje ich zasadniczą ciągłość" (Myerhoff)
W kompleksie jeleń — kukurydza - pejotl, ten ostatni ma najważniejsze znaczenie. Jak pisze autorka, nie służy niczemu praktycznemu. Wizje są osobistymi doznaniami, o których nawet nie powinno się mówić innym. Zatem czemu służy spożywanie pejotlu przez Indian Huiczoli?
To zupełnie nieutylitarne doświadczenie, które nie przenosi się do życia codziennego, nie przyczynia się nawet do wzrostu solidarności społecznej, bo więzy jedności które łączą pielgrzymów podczas wędrówki, niekoniecznie są utrzymywane po powrocie. Wizje uzyskiwane nie mają też żadnego celu dydaktycznego czy utrwalającego religijność.
Oddajmy głos autorce:
"Wizje pejotlowe zapewniają to, co jest osobiste, cudowne i jedyne w swoim rodzaju w życiu ludzkim, tę część religii, która nie ma nic wspólnego z podzielanymi z innymi uczuciami, moralnością, etyką czy dogmatem: to, co mieści się w obrębie religijnego doświadczenia, ale jest oddzielone od niego. W pewnych systemach filozoficznych takie doświadczenia są uważane za najwznioślejsze i najintensywniejsze doświadczenia duchowe dostępne człowiekowi. Jako takie są całkowicie przeciwstawne tym aspektom religii, które są zrytualizowane, mechaniczne i bezosobowe"(Myerhoff).
I jeszcze jeden znamienny cytat: „Pejotl nie jest ani doczesny, jak kukurydza, ani egzotyczny i ekscytujący, jak jeleń. Jest to samotna, ahistoryczna, aspołeczna, aseksualna, nieracjonalna domena, bez której człowiek nie jest kompletny, bez której życie jest mniej zajmujące" (Myerhoff)
Cóż na to powiedzieć? Czy można zaryzykować twierdzenie, że magiczne rośliny, wpływające na postrzeganie i świadomość człowieka, wywołują u niego mniej lub bardziej mistyczne stany?
Chyba to chce nam powiedzieć Daniel Pinchbeck, choć to nie jedyna teza w tej książce. Teraz wypadałoby powrócić do tematu referatu. Czym są tak naprawdę środki zmieniające świadomość? Czy są tylko przyczyną niezwykłych halucynacji, jak chce tego współczesna cywilizacja zachodnia, szkodliwym środkiem „mącącym" ludziom w głowach, a może „czymś dobrym" dla życiowych awanturników, nieprzystosowanych społecznie jednostek, które nie mieszczą się w ramach usystematyzowanych struktur społecznych? Może są dobre dla poetów i wszelkiej maści artystów, szukających natchnienia? Czym mogą być dla współczesnego człowieka w stechnicyzowanym świecie? Kolejną zabawką, „zakazanym owocem"… a może po prostu niczym? Takie pytania muszą się pojawić w tym kontekście.
Faktem jest, że spożywanie magicznych roślin wśród ludów pierwotnych jest silnie zrytualizowane. Jak pisze Barbara Myerhoff rytuał charakteryzuje się pewnego rodzaju „absurdalną sztywnością". Ta sztywność i regularność wynika z jego funkcji. Funkcją rytuału jest przedstawienie symboli w kontekście takim, że przeciwstawne znaczenia i sprzeczności w nich zawarte nie mogą stać się oczywiste: „Mechaniczna redundancja rytuału zapobiega spontanicznej i nawykowej reakcji osobistej, tym samym zapewnia, że symbole, którymi się posługuje, nie będą kontemplowane z pełną świadomością" (Myerhoff).
[ external image ]
Co to oznacza? Wydaje mi się, że chodzi tu o pewne „opakowanie" przeżycia, tak, aby uczestnik był w jakiejś mierze bezpieczny w trakcie rytualnego spożywania „świętych roślin". Wszystkie zakazy i obostrzenia dotyczące każdej ceremonii, mają wytworzyć swego rodzaju możliwość zinternalizowania doświadczanych przeżyć, dostarczyć języka, w którym będzie możliwe przyswojenie sobie tego, co uczestnik doświadczył, a wszystko to w obrębie społecznego schematu. Cele społeczne są tu o tyle ważne, o ile trzeba przysposobić kandydata do takiej wyprawy, aby nie zakończyła się ona zburzeniem społecznych więzi. Natomiast samo doznanie jest już zupełnie odmiennym doświadczeniem, nie mającym, wydaje się, związku ze strukturą społeczną.
[ external image ]
Jak się ma do tego zażywanie środków halucynogennych przez współczesnych „neofitów"?
Tu nie ma żadnego rytuału, bo dawno przestaliśmy być związani w taki sposób z naturą. Nie ma ani rytuału, ani tradycji, ani przewodnictwa „szamana". Jest za to pełna dowolność i podróż na własną odpowiedzialność. W zależności od tego, co skłania „delikwenta" do takich eksperymentów, mamy wielorakie opisy tego co doświadczyli. Wspomnę choćby tych najbardziej znanych: Witkacy, Huxley, McKenna, RAW, Watts, Leary, Wasson i wielu innych. Dla nich rośliny halucynogenne nie są „święte" — są drzwiami do własnej świadomości, do innej percepcji rzeczywistości, niezwykłych światów niedostępnych w codzienności. To zupełnie „świeckie" podejście. Co jednak chcą nam powiedzieć, oprócz tego, że jest to niezwykłe doświadczenie? Narodziło się z tych eksperymentów wiele teorii, na przykład taka, że ludzka samoświadomość i język powstał w wyniku spożywania przez pierwotne hordy ludzkie grzybów halucynogennych (Mc Kenna), czy tego samego autora „teoria" ingresji innowacji. Był też Timothy Leary ze swoją ideą przekazania LSD masom. Ale jak pisze Pinchbeck ten zamysł zawiódł na całej linii, bo: „W latach sześćdziesiątych dysponowano zbyt powierzchowną, zbyt niedokładną wiedzą na temat szamanizmu, aby odnieść sukces. Hippisi i dzieci kwiaty, znajdujący się pod wpływem kultury konsumpcyjnej, traktowali psychodeliki i duchowość jako nowe towary na rynku. Omamieni natychmiastowymi skutkami zażycia LSD, byli przekonani, że oświecenie można osiągnąć tanim kosztem i bez jakichkolwiek poświęceń. Tripując bez wsparcia ze strony doświadczonego szamana, dla samego odlotu, wielu z nich uległo temu, co Mazatekowie nazywają "cieniami umysłu" — negatywnej energii duchowej. Owe cienie umysłu, niczym niszczycielskie demony, uwięziły ich w mrocznych wymiarach urojeń."
[ external image ]
Zaskakujące, bo w pejotlowych łowach szaman w sposób szczególny chroni tych, którzy pierwszy raz przybywają do Wirikuta przed złymi czarownikami. Może analogia nie jest tu zbyt ścisła, niemniej narzuca się tu to, że efektem doświadczeń pozazmysłowych może być też niebezpieczeństwo w postaci jakkolwiek rozumianej „utraty duszy".
Kolejnym aspektem tej sprawy jest „teoria spiskowa" systemu. Otóż nagłe zdelegalizowanie owych środków jest dla Pinchbecka czymś zastanawiającym. Może w okresie wielkiego boomu było to w jakiś sposób uzasadnione, jednak po czasie, kiedy dzieci kwiaty dorosły, hippisi przeszli transformację w yuppiesów, dalsze utrzymywanie embarga na te środki, nawet w badaniach naukowych wydaje się podejrzane. Tak pisze o tym: "(...) dostrzegam w tekstach i wypowiedziach McKenny śmiertelnie poważną, prawdziwie radykalną i rzeczywistą wizję: 'Przypuszczam, że psychodeliki pozostają nielegalne nie z racji tego, że komukolwiek przeszkadza wywoływanie przez nie stanów wizyjnych, ale ponieważ jest w nich coś, co każe poddać w wątpliwość wiarygodność samej rzeczywistości' — pisał McKenna — 'Ich deprogramujące działanie polega na ukazywaniu, że tuż obok naszego świata znajduje się rzeczywistość rządzona zupełnie odmienną dynamiką. Myślę, że tak naprawdę są one katalizatorami herezji intelektualnych".
Czy są jakieś podstawy, aby tak twierdzić? Przeprowadźmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że środki te stają się legalne. Mało tego, stają się wręcz wskazane! Co tydzień każda podstawowa komórka społeczna (czyt. rodzina) zbiera się w salonie i zażywa, powiedzmy grzyby psylocybinowe, a następnie włącza telewizor i za sprawą „publicznego szamana" zostaje oficjalnie wprowadzona do innych światów! Jaki skutek społeczny miałyby tego rodzaju praktyki? Trudno to przewidzieć, jednak wydaje się, że szybko wytworzyłoby się „podziemie" niepokornych, którzy nie chcieliby takiego „publicznego oświecenia". Gdyby nawet były legalne, kto byłby w stanie zapewnić kogokolwiek o jego bezpieczeństwie, jeśli nawet nie wiemy co one dla nas znaczą? Czy w ogóle można za ich pomocą cokolwiek osiągnąć? Nie należy dziwić się systemowi (pojętemu tutaj globalnie), że zabrania środków, które nie wiadomo do czego tak naprawdę nas prowadzą. Co innego badania naukowe. Ale nie jest to kwestią mojej pracy. Zostawmy teorię spiskową. Podejrzewam, że pozostanie tylko „teorią" i doprowadzi nas donikąd.
BIBLIOGRAFIA:
1. Smutek tropików, C. Levy- Strauss, tłum. A. Steinsberg, Warszawa 1960.
2. Pejotlowe łowy, B. Myerhoff, tłum. A. Szyjewski, Kraków 1997.
3. Przełamując umysł, D. Pinchbeck, tłum. M. Lorenc, Warszawa 2010.
4. Pokarm bogów, T. Mc Kenna, tłum. D. Misiuna, Warszawa 2007.
źródło: http://www.racjonalista.pl/kk.php/t,638
![[mem]](https://hyperreal.top/wtf/memy/8/82bf3b93-5f12-433d-bf49-3c376e43b296/jebany-tchorz.jpg?X-Amz-Algorithm=AWS4-HMAC-SHA256&X-Amz-Credential=nxyCWzIV8fJz5t5dUSIx%2F20250501%2FNOTEU%2Fs3%2Faws4_request&X-Amz-Date=20250501T152002Z&X-Amz-Expires=3600&X-Amz-SignedHeaders=host&X-Amz-Signature=6b025c36b9512ed6a1bd9a57ebdb24d2d2e44b9bd2ed0e2c2648e78701bea7e8)
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_artykul_skrot/221176_r2_940.jpg)
Alkohol zabija 82 osoby dziennie. "W Radomiu jest więcej monopolowych niż w całej Szwecji"
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_artykul_skrot/psyloszwajcaria.jpg)
Szwajcaria – jedyne miejsce w Europie z legalną terapią psychodeliczną
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/zrzut_ekranu_z_2025-01-17_11-55-24.jpg)
„Wokół marihuany medycznej wciąż jest wiele stereotypów, a największą bolączką jest dezinformacja”
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/5514.jpg)
Czy psychodeliki mogą uczynić Cię bardziej moralnym człowiekiem? [Nowe badania 2025]
Czy możliwe jest, że po zażyciu psychodelików stajesz się bardziej empatyczny, troszczysz się o innych ludzi, zwierzęta czy nawet środowisko naturalne? Najnowsze badania opublikowane w Journal of Psychoactive Drugs sugerują, że tak – osoby, które doświadczyły głębokich przeżyć psychodelicznych, wykazują wyższy poziom moralnej ekspansywności, czyli gotowości do rozszerzenia współczucia i troski na coraz szersze kręgi istnienia. Co ciekawe, wzrost ten jest szczególnie silny u osób, które podczas „tripu” przeżyły rozpad ego lub intensywne doświadczenia mistyczne.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/receptomat_og_image.png)
W marcu wyraźne odbicie. 88 tys. recept z receptomatów na medyczną marihuanę i opioidy
Ostatni kwartał przyniósł spadek liczby recept wypisywanych na leki kontrolowane, choć w marcu odnotowano odbicie, wyraźne zwłaszcza w przypadku medycznej marihuany - informuje w środowym wydaniu "Dziennik Gazeta Prawna".
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/chimpanzees-sharing-fruit.jpg)
Szympansy biesiadują? Sfilmowano je, gdy dzieliły się owocami zawierającymi alkohol
Ludzie od dawna spożywają alkohol i od tysiącleci odgrywa on rolę we wzmacnianiu więzi społecznych. Nowe badania wskazują, że nasi najbliżsi krewni – szympansy – mogą wykorzystywać alkohol w podobnym celu. Po raz pierwszy udało się sfilmować szympansy, które dzielą się sfermentowanymi owocami, w których stwierdzono obecność alkoholu.