takich historyjek nie ma co się zastanawiać, jakiś koleś miał wene i tyle...
Tak dla formalności - ja komórki nie posiadam w ogóle. Jak ktoś coś chce pisze mail, hujstwo tylko zżera niepotrzebnie kasę. Jakoś żyję i nie narzekam.
ps
Czasami się zastanawiam, co by się stało z takimi ludźmi, którzy tylko siedzą z ryjem w ekraniku albo wpychają głośnik w ucho, gdyby komórki przestały istnieć. Oni by się jebańcy powywieszali chyba... :-/
Nie dam ci prztyczka ani klapsa
Nie powiem nawet 'pies cię jebał'
Bo to mezalians byłby dla psa"
Ty masz zauważyłem problemy z empatią.
I mean no harm.
Ani To Ani Tamto
Niestety, widzę bardzo mało rzeczy pozytywnych w tym kraju.
A jeżeli poniższy tekst jest jakąś aluzją do mojej osoby, to powiem Ci tylko, że nie trafiłeś w sedno.
[quote="Kurwik"]
Czasami się zastanawiam, co by się stało z takimi ludźmi, którzy tylko siedzą z ryjem w monitorze albo uderzają przeszczepami o klawiaturę, gdyby komputery przestały istnieć. Oni by się jebańcy powywieszali chyba... ]
Nie dam ci prztyczka ani klapsa
Nie powiem nawet 'pies cię jebał'
Bo to mezalians byłby dla psa"
P.S. Nie jestem komórkowcem. Mam wprawdzie koma ale tylko dlatego, że dostałem go za friko. Wieeeelka cegła z wężem, pamięcią i padającym ekranikiem. Mi styka ;)
I mean no harm.
Ani To Ani Tamto
Badania przeprowadzone na uniwersytecie w Bristolu oraz ich efekty. Tytuł artykułu:
Alcohol and tobacco more harmful than cannabis and ecstacy.
Taka ciekawostka. :)
Będąc w ich wieku drżałem ze strachu na myśl o narkotykach. Oni rapują piosenki z liściem marihuany w tle. Poseł Przemysław Andrejuk.
Przywykliśmy już, że wprowadzenie nowej używki na rynek jest, w dłuższej perspektywie, niewykonalne - prędzej czy później zostanie ona zakazana.
Przecież apteki jeszcze w latach trzydziestych stanowiły raj dla narkomanów. Panował też powszechny zwyczaj leczenia morfinistów heroiną, a przykład Hermanna Goeringa wskazuje, że narkoman może dojść do najwyższych stanowisk państwowych - inna rzecz, że Goering aresztowany przez Amerykanów był już tylko wrakiem człowieka. Jeśli pojawią się nowe narkotyki, to najprawdopodobniej będą pozostawały w ścisłej korelacji z przestrzenią wirtualną. Co miano wymyślić, już wymyślono, jedni ciążą ku odurzaniu, inni muszą zakazywać. Stawiamy diamenty przeciwko orzechom, że gdyby nie ogromne zyski z akcyzy na tytoń, fajki dawno zniknęłyby z rynku, ale cynizm władz ustępuje tylko ich chciwości.
Walka z nielegalnymi substancjami staje się symbolem troski o zdrowie społeczeństwa i sama sięga po symbole. Konkretne. Przemysław Andrejuk z Ligi Polskich Rodzin ma ciśnienie na wprowadzenie do ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii zapisu ograniczającego lub zakazującego używania symbolu marihuany na koszulkach. Zdaniem posła powszechność zielonego liścia zachęca do używania narkotyków. W wypowiedzi dla "Dziennika" czytamy: Główny nacisk w naszej propozycji będzie położony na problem rozpowszechniania narkokultury wśród młodzieży, co często nie jest zauważane przez dorosłych. I dopowiada gdzie indziej: Wiele osób umiera od nikotyny, ale marihuana jest złem absolutnym.
Wydawało się nam co prawda, że złem absolutnym jest Szatan, ostatecznie palenie cracku, ale być może Andrejuk ma inne zdanie. Warto dodać, że rysunek strzykawki wbijającej się w żyłę pozostanie legalny, choćby deliberowali nad tym wszyscy prawnicy świata, a zielony listek paręnaście lat temu kojarzył się z początkującym kierowcą, a nie odurzeniem.
Andrejuk zaznacza skromnie, że zamierza karać jedynie producentów, pozostawiając nieszczęśnika w koszulce z zielonym listkiem w spokoju. Jego inicjatywa jest zresztą częścią szerszego programu zmagania się z konopnym rozpasaniem - Andrejuk planuje, na drodze prawnej, zmusić właścicieli lokali gastronomicznych i rozrywkowych, by informowali o odurzających się klientach, poprosi też pracodawców o zerwanie umów z narkomanami. Zauważa przytomnie, że narkotyki pojawiły się niedawno, a alkohol i papierosy były od zawsze, więc dalej będą.
Nie strzykawka, nie smile kojarzony z ecstasy i nawet nie flaszka wódki, ale liść marihuany stał się najbardziej rozpoznawalnym symbolem. To jego nosi się na koszulkach, są naszywki, kubki, wpinki i tu Andrejuk ma trochę racji - bo ten symbol, jak każdy inny, współokreśla pewną postawę życiową. Zostawmy jednak posła i jego świat idei. Gdyby symbol marihuany miał właściciela, ten byłby dziś milionerem. Dlaczego akurat ten listek? Pozostając przy kwestii używek, naturalnym wyborem, zwłaszcza w naszym kręgu kulturowym, byłaby flaszka wódki, ze swoją charakterystyczną linią, której - podobnie jak naszego listka - nie sposób pomylić z czymkolwiek. Wódka nie posiada jednak posmaku nowości, pozostając zarazem czymś normalnym, pozbawionym słodyczy zakazanego owocu. Nie wpisuje się w jakąkolwiek kontrkulturowość bo, obłożona podatkiem akcyzowym, jest jednym z filarów, na których stoi organizm państwowy. Wreszcie, podobno wszyscy piją, a żyjemy w czasach, gdy ludzie chcą się wyróżniać. Najczęściej poprzez ubiór, niestety, więc po co nosić koszulkę z symbolem bliskim każdemu - mamie, dziadkowi i pani od polskiego? Od tych wad wolna jest uśmiechnięta gęba, powszechnie kojarzona z inną używką - tabletką ecstasy. Wydawało się nawet, że ten sympatyczny skądinąd symbol zdetronizuje zielony listek. Tak jednak się nie stało, nie tylko dlatego, że esctasy to narkotyk silniejszy, a nawet śmiertelny. Zwolennicy tej używki rekrutują się głównie z szeregów wielbicieli muzyki klubowej (zwłaszcza house), tymczasem palaczy zioła lub haszyszu można znaleźć wśród muzyków każdego niemal gatunku - od uwielbianego w Polsce Krzysztofa Krawczyka przez hiphopowców aż po Chrisa Barnesa, który ryczy w death metalowym Six Feet Under i fotografuje się z wielką fają wodną. Po przedawkowaniach w klubach esctasy kojarzy się tyle z rozrywką, co i śmiercią. Jest też "tylko" używką, produkowaną syntetycznie, początkowo z myślą
o homoseksualistach. Marihuana ma swoją historię, filozofię, własne mity.
Na przykład każdy, kto miał w ręce oryginalne wydanie "Black Sunday" grupy Cypress Hill ma szansę na darmową lekcję historii ulubionej używki muzyków. Możemy dowiedzieć się stamtąd, że konopie hodowali George Washington i Thomas Jefferson, istnieje zresztą spore prawdopodobieństwo, że pierwszy z nich palił to zioło. Manufakturę przemiału papieru konopnego założył Benjamin Franklin, a przez cztery lata XIX wieku w stanie Wirginia groziło więzienie za... niehodowanie konopi.
Fałszywy uśmiech z loga esctasy ustępuje przyjemnej zieleni. Niezależnie od negatywnego wpływu pochodnych marihuany na organizm i psychikę jej użytkownika, jedno jest pewne: w historii nie ma ani jednego udokumentowanego przypadku przedawkowania marihuany, podczas gdy zgony po tzw. zakrapianych imprezach idą w miliony, o ofiarach twardych narkotyków, ze wskazaniem na miłośników opiatów nie wspominając. Stąd też kręci się wesolutkie komedie o użytkownikach marihuany i ich beztroskim życiu (How High z Method Manem i Redmanem, Cheech And Chong Up In Smoke czy Half Baked), które byłoby nieco krótsze, gdyby blanta zmienić na heroinę. Trudno też wyobrazić sobie, aby ktoś spacerował w koszulce z uśmiechniętą i sympatyczną strzykawką pełną mętnego, a w przypadku Polski brązowawego (kompot) płynu.
Wszystko to zebrane do kupy - gwiazdy w rodzaju Krawczyka przyznające się do haszyszu, kultura hip-hopu, Bill Clinton, który pali, ale się nie zaciąga, szereg filmów i okładek, składa się na stosunkowo wysoką społeczną akceptację marihuany. Oczywiście większość społeczeństwa pozostaje jej przeciwna i stąd też pomysły Adrejuka.
Marihuana zadomowiła się wśród polskich hipisów już w początkach lat siedemdziesiątych, o czym barwnie pisał Kamil Sipowicz.Dekadę później ustąpiła polskiej odmianie heroiny, kompotowi. Ten zdominował nawet bluesa, o czym może przekonać się każdy, kto posłucha nagrań Dżemu jeszcze z Ryśkiem Riedlem. Palenie marihuany kojarzono przede wszystkim ze środowiskiem skupionym wokół muzyków reagge, a na okładce drugiej płyty Izraela (nazwanej, nomen omen, Nabij faję) widzimy młodych ludzi podających sobie charakterystyczną fajkę, wiadomo czym nabitą. Oburzył się o to dziennikarz młodzieżowego tygodnika "Radar", ale jego gniew w czasie stanu wojennego nikogo nie zainteresował.
Wylano dziecko z kąpielą i konopie indyjskie kojarzą się już tylko z jednym, czyli odmiennymi stanem świadomości. Tymczasem patrząc w przeszłości orientujemy się, że służyły niemal do wszystkiego - robiono z nich liny i żagle, być może na statku, na którym odkryto Amerykę, a dzisiejszy, działający w Poznaniu Instytut Włókien Naturalnych przedstawił projekt odzieży bawełniano-konopnej Gangin. Ten pomysł być
może nawiązuje do pomysłów starożytnych Brytów, którzy nosili stroje wykonane z konopi, juty, lnu i wełny.
Nielegalność konopi może w niedalekiej przyszłości, doprowadzić do zniszczenia paru arcydzieł światowego malarstwa. Obrazy olejne powierzano płótnu konopnemu ze względu na jego znakomitą wytrzymałość i trwałość. Ta sama właściwość sprawiła że, licząc od V wieku p.n.e., wiatr dął głównie w żagle wykonane z konopi, z tego też zrobiono sieci, flagi, pakuły, a po pokładzie uwijali się marynarze odziani w ciuchy, za które teraz mogliby pójść do więzienia. Jest duże prawdopodobieństwo, że niemowlęta tych dzielnych żeglarzy przez wieki wypróżniały się w materiał o podobnym składzie, bo prócz wytrzymałości konopie wyróżniają się duża pochłanialnością cieczy i delikatnością, co było niezwykle cenne w czasach, gdy jeszcze nie znano pampersów.
To samo dotyczy produkcji papieru - przytłaczającą większość książek, gazet i papeterii aż do końcówki XIX wieku wykonano na bazie konopi, nie tylko praktycznej, ale i taniej w produkcji. Zaufał jej król Jakub XVII, który miał Biblię z włókien konopnych, tych samych, z których do dzisiaj produkuje się banknoty.
Tak jak coca-cola zawierała kiedyś kokainę, tak oryginalne jeansy Levi's wzmocnione szwem z wiadomego włókna nawiązują roztropnie do spodni używanych przez poszukiwaczy złota z Kalifornii. Ich wytrzymałość i rozciągliwości pozwalała tym dzielnym traperom nosić grudki złota w kieszeniach.
Obrazu dopełniają eksperymenty Henry'ego Forda, polegające na zastosowaniu tworzywa w produkcji paliw, wielowiekowe zastosowanie konopi w medycynie i wytwarzaniu środków piękności, a w 1988 roku sędzia Francis Young stwierdził odnośnie zastosowania narkotyku jako wspomożenia terapii dla śmiertelnie chorych, że w swej naturalnej postaci marihuana jest jednym z najbezpieczniejszych środków terapeutycznych, jakie zna człowiek. Ten pogląd obrócił w czyn niejaki David Faustino, filmowy syn Ala Bundy'ego, prowadzący dzisiaj klinikę, w której leczy się konopiami.
Inicjatywę i sukces w walce z tym włóknem przypisuje się koncernowi farmaceutycznemu Du Pont. Jeszcze w drugiej połowie lat trzydziestych, jak podaje "Popular Mechanics", konopie indyjskie uważano za standardowy materiał, znajdujący zastosowanie w ok. 5000 produktów włókienniczych, która to liczba, po specjalnej obróbce, wzrasta pięciokrotnie, rozszerzając swój zasięg aż po materiały wybuchowe.
Tymczasem Du Pont celował we włókna syntetyczne, będące konkurencją dla naturalnych. Spiskowa teoria dziejów głosi, że wpływowe prezesostwo firmy namówiło na kampanię przeciw konopiom samego dyrektora FBI Harry'sego Anslingera, który rzeczywiście był głównym inżynierem delegalizacji konopi w USA. Udało się.
Zakaz używania konopi i substancji pochodnych do wprowadzania się w lepszy nastrój został przeprowadzony ze stosunkowo dużą skutecznością, a jego sensowność to temat zupełnie innej dyskusji niż ta, którą sprowokował poseł Andrejuk. Skoro rozprawiono się z substancją, należy zabrać się za pobocza, w efekcie czego przestępcami staną się producenci ubrań, podobnie jak właściciele skate shopów i gromady nabywców ciuchów ze znakiem zielonego listka.
Likwidacja przemysłowej produkcji gadżetów zaowocuje powrotem do rękodzieła - tak jak lata temu uczennice zarabiały, nawlekając koraliki, a co zdolniejszy metal rysował koledze na katanie logo Kreatora, dzieciaki zaczną nosić chałupniczo zrobione koszulki i naszywki, nabijając w najprostszy sposób statystykę policji i straży miejskiej, która ich pospisuje i puści do domu. Odpowiednie zapisanie tych statystyk sprawi, że będziemy mieli najlepsze wyniki w walce z narkomanią na całym świecie.
Pomija się też najczęściej ścisłe powiązanie marihuany z niektórymi formami religijności. Poza Dionizosem bogowie jakoś nie chcą korelować z alkoholem, za to irański prorok Zaratustra dostąpił objawienia, gdy akurat rzucał nasiona konopi na rozpalone kamienie, a muzułmanie, którym religia zabrania się urżnąć, przypalają sobie. Hindusi uważają, że marihuanę ofiarował ludziom sam Sziwa, a wędrowni asceci, tzw. sadhu, są szczególnie namiętnymi palaczami. Najsilniej palenie konopi i religia zbiegły się oczywiście w rastafarianiźmie. Wyznawcy tej religii utożsamiają marihuanę z wymienianą w Starym Testamencie wonną trzciną. Jej palenie, jak twierdzą, przybliża palacza do transcendencji. Teza posła Andrejuka o niezdolności marihuany czy też po prostu konopi do tworzenia kultury jest więcej niż błędna. Rastafarianizm, czyli religia, w której palenie zioła służy do kontaktu z Bogiem, nie jest szczególnie popularny, trudno też wymienić hip-hop i reggae wśród najwybitniejszych przejawów sztuki dźwięku. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość - jedynym typowo wódczanym nurtem muzycznym jest niestety disco polo i przeboje o majteczkach, nie sposób też policzyć rock and rollowców, którzy przekręcili się po heroinie. Szanse na wejście poselskiego projektu oceniamy jako spore. Historia ma miły zwyczaj wracania w postaci farsy, więc piszemy póki można, za honorarium zaś kupimy sobie koszulki z zielonym listkiem. Cholera wie, może zarobimy kiedyś krocie na rynku wtórnym? (Urbi et Orbi)
Źródło: www.o2.pl, a konkretnie http://doza.o2.pl/?s=4097&t=8644
Pełna dyskrecja - zapewniał Andrzej, sprzedawca. Rzeczywiście - paczka do redakcji "Gazety" przyszła już po trzech dniach, w białej kopercie z emblematem nieistniejącego sklepu internetowego Super-fix.com.pl. Ani śladu, że pochodzi z witryny o dwuznacznej nazwie Twardy.pl. Nadawcą był niejaki Adam K. z Olsztyna posługujący się na tamtejszej poczcie skrzynką pocztową nr 660. Płatność za pobraniem, pieniądze poczta miała wpłacić nadawcy na wskazany rachunek bankowy.
W środku dwa pudełka od filmów DVD, w jedno z nich wsadzona jeszcze jedna koperta i w niej tabletki. Błękitne i trochę kanciaste. Jak to viagra.
Zakupy jak w Empiku
"Witam, mam na imię Wanda. Studiuje medycynę i mam dostęp do leków. Sprzedaję arthrotec [lek na reumatyzm, stosowany jednak często jako pigułka aborcyjna]. Zainteresowani wiedza o nim, co trzeba!!! Uwaga, 100 proc. dyskrecji, superszybka wysyłka, płacisz dopiero przy odbiorze. Jedna sztuka to koszt 20 zł. Ogłoszenie jest aktualne bez przerwy, lek mam zawsze świeży i każdą ilość!!!".
Ogłoszenie Wandy znaleźć można w serwisie z ogłoszeniami Polskastrefa.eu. Jest jednym z wielu podobnych w sieci. Oprócz pigułek aborcyjnych (różne odmiany mifepristonu oraz mizoprostolu) szeroko dostępne są tu leki na potencję, ostre środki na odchudzanie, np. xenical, czy leki przeciwbólowe na receptę np. tramal (działa podobnie do morfiny).
Witryn nielegalnie sprzedających leki jest mnóstwo. Samych stron, na których można kupić viagrę naprędce, naliczyliśmy dwadzieścia.
- Kupowanie leków na czarnym rynku jest równie łatwe jak książek czy płyt w internetowych supermarketach z książkami i płytami Merlin.pl czy Emipk.com - przyznają przedstawiciele branży farmaceutycznej.
Leki są również oferowane poprzez anonsy w serwisach z ogłoszeniami czy witrynach aukcyjnych jak Allegro.pl bądź Swistak.pl.
- Jeśli namierzymy takie aukcje, usuwamy je jako niezgodne z regulaminem. Jeśli skala sprzedaży jest duża, wtedy informujemy policję - mówi Bartek Szambelan z Allegro.pl. Jak dodaje, tak było niedawno w Lublinie, gdzie po zgłoszeniu od Allegro policja wytropiła handlujących adipeksem, niedopuszczonym w Polsce do obrotu austriackim lekiem na odchudzanie.
Na witrynie nielegalnej apteki jest specjalny formularz z zamówieniem. Zaznaczyliśmy trzy tabletki viagry (40 zł - tyle co w aptece) i dwie kamagry (30 zł, ta sama substancja, inny producent). Już po chwili na podany przez nas adres e-mailowy przyszło potwierdzenie zamówienia. I rachunek na 200 zł wraz z kosztami przesyłki.
Serwis Twardy.pl sprzedaje cały wachlarz leków na potencję - także cialis, levitrę i apcalis. Każdy środek jest dokładnie opisany łącznie z dawkowaniem. Sprzedawca zapytany o legalność leków energicznie potwierdza, że wszystkie pigułki są autentyczne. Skąd je ma - nie chce powiedzieć.
- Fałszywka na 99,9 proc. - mówi Adam Linka z firmy Pfizer Polska (producent viagry), któremu pokazujemy kupione pigułki. - Różnią się od prawdziwych kształtem, tabletka i opakowanie są w innym odcieniu niż nasz lek, ta podróbka jest bardziej kanciasta - wylicza Linka. Inne są również napisy na samej pigułce. Brakuje numeru seryjnego, na którego podstawie można by ustalić, gdzie viagra została wyprodukowana i wprowadzona do obrotu. - Ale tabletka jest bardzo dobrze zrobiona - przyznaje Linka. Skończyły się już czasy, gdy babcia kupowała w aptece tabletki od bólu głowy aleve - które także są w niebieskim kolorze - opiłowywała pilniczkiem brzegi i sprzedawała na bazarze.
Równie duże wątpliwości mamy wobec kamagry. Lek nie zawiera oznaczeń producenta (firma Ajanta Pharma), wybitej na pigułce wagi.
Jak nielegalne pastylki zjawiają się w Polsce?
Leki oryginalne Polacy sprowadzają np. z Egiptu czy z Turcji. - W tamtejszych aptekach bez recepty można kupić prawie każdy lek - opowiada jeden z przedstawicieli dużego koncernu farmaceutycznego. Przedsiębiorczy polscy turyści, latający w dużej liczbie czarterami na wakacje, kupują więc wielkie butle np. viagry, które przemycają do kraju i sprzedają nielegalnie na sztuki.
- Byłem jesienią zeszłego roku prywatnie na wakacjach w Turcji. Faktycznie - we wszystkich aptekach viagra dostępna bez recepty, w każdej ilości - opowiada komisarz Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji. - Niejeden turysta kupował tego naprawdę sporo.
Natomiast podróbki powstają w Chinach, Indiach i na Bliskim Wschodzie (Egipt, Jordania). Takie specyfiki coraz częściej są jednak robione w kraju. - W zeszłym roku policja zlikwidowała na południu Polski fabryczkę fałszywej viagry - opowiada komisarz Urbański. - Prowadziło ją kilka osób, mieszali masę w betoniarce, formowali w tabletki, malowali farbką i sprzedawali, gdzie się dało. Pigułki nie miały żadnej substancji czynnej, na szczęście były nieszkodliwe dla zdrowia.
Co naprawdę znajduje się w tabletkach przesłanych do "Gazety", można będzie stwierdzić dopiero po badaniach laboratoryjnych. Do niedawna skuteczność większości nielegalnych preparatów była po prostu zerowa. Dziś to się zmienia. Według Adama Linki producenci podróbek zrozumieli, że rynek leków jest tzw. rynkiem powracającym. Jeśli klient kupi raz lek, który uzna za skuteczny, będzie chciał kupić go ponownie.
Część fałszerzy zaczęła dodawać do swoich preparatów tzw. substancję czynną (produkowaną często w Chinach lub Indiach). Fałszywe leki zawierają czasem substancje pobudzające - kofeinę, amfetaminę, etc.
W listopadzie zeszłego roku 57-letnia Kanadyjka Marcia Bergeron kupiła w nielegalnej aptece internetowej kilka opakowań leków nasennych i uspokajających. Trzy tygodnie po przyjęciu pierwszej pigułki kobieta zaczęła tracić wzrok, włosy wypadały jej garściami. W tabletkach z sieci wykryto całą tablicę Mendelejewa - ślady uranu, selenu, baru, aluminium i innych toksycznych pierwiastków. Marcia Bergeron żyła jeszcze tylko przez tydzień.
Kupują ze wstydu
Ile osób kupuje nielegalne specyfiki w sieci? Tego nie wie nikt. Poglądowe badania zrobiła niedawno firma Pfizer i Polskie Towarzystwo Medycyny Seksualnej (PTMS). Z badań wynikło, że kontakt z nielegalnymi pigułkami stymulującymi erekcję miało ok. 15 tys. osób. - Ta liczbą z całą pewnością jest jednak większa - twierdzi Adam Linka. W Polsce na zaburzenia erekcji cierpi ok. 1,5 miliona mężczyzn. Do lekarza zgłasza się jednak zaledwie ok. 5 proc. pacjentów. I tylko właśnie na tych śmiałkach robiono badania.
Czarny rynek obrotu lekami generuje jednak ogromne pieniądze. Dwa lata temu Światowa Organizacja Zdrowia oszacowała, że 6-10 proc. leków na rynku światowym to podróbki, a ich łączna roczna sprzedaż sięga 35 mld dol. Problem ten występuje najostrzej w krajach Trzeciego Świata oraz właśnie w internecie.
Sophos, amerykańska firma bezpieczeństwa komputerowego, szacuje, że aż 60 proc. światowego spamu w zeszłym roku stanowiły reklamy czarnego rynku leków. "Liczba fałszywych aptek internetowych jest coraz większa" - ostrzegają analitycy Sophos. - "Są zakładane przez cyberprzestępców, szybko promowane spamem i czasem likwidowane już po kilku dniach".
Proceder nielegalnego obrotu farmaceutykami online miewa charakter prawdziwie międzynarodowy - w 2005 r. rozbicie w USA gangu handlującego w sieci m.in. lekami, narkotykami i sterydami anabolicznymi pociągnęło za sobą aresztowania ponad 20 osób w Stanach, Indiach, Europie i na Karaibach. Także przeważająca większość stron internetowych sprzedających nielegalne leki w Polsce nie jest zarejestrowana w naszym kraju. Serwery są np. w Korei Południowej i Meksyku.
Śledztwa są żmudne
Za wprowadzenie do obrotu leków bez odpowiedniego zezwolenia czy ich nielegalne wytwarzanie grozi kara grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch. Takie przestępstwa są ścigane z urzędu. Nielegalni aptekarze mogą jednak czuć się bezkarni.
- Organem upoważnionym do ścigania nielegalnych leków w internecie jest policja i prokuratura. My nadzorujemy tylko normalne apteki i punkty apteczne - tłumaczy Zofia Ulz, główny inspektor farmaceutyczny.
- Czarnym rynkiem leków zaczęliśmy zajmować się w połowie zeszłego roku - mówi komisarz Zbigniew Urbański. - Od tego czasu było już parę akcji policyjnych, kilkanaście osób zostało zatrzymanych za nielegalny obrót lekami na receptę, lekami fałszywymi lub niedopuszczonymi w Polsce.
I dodaje: - Czasem dostajemy informacje od obywateli czy jakieś anonimowe zgłoszenia. Ale liczylibyśmy na współpracę Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego. Fachowcy z branży lepiej niż policja są w stanie wychwycić w internecie leki z czarnego rynku.
Specjalna komórka, która może się przyglądać temu procederowi, w GIF wkrótce powstanie. - Sejm kilka dni temu znowelizował prawo farmaceutyczne, pozwalając na handel lekami w internecie przez apteki internetowe - mówi Ulz (taki handel prowadzić będą mogły jednak tylko bezpieczne tradycyjne apteki).
Jak twierdzi Urbański, walka z czarnym rynkiem leków jest jednak trudna, a całe postępowanie - od analizy masy internetowych ogłoszeń do identyfikacji osoby, która sprzedaje lek - dość żmudne i czasochłonne.
Być może. Na pewno wystarczy jednak krótka wycieczka przez czarny rynek, by ustalić np., że ten sam sprzedawca, od którego za pośrednictwem witryny Twardy.pl kupiliśmy fałszywą viagrę i kamagrę, stoi także za mnóstwem innych e-sklepów z tymi lekami. Witryny: Sexpociag.com, Erekta.pl, Sex-dzwig-com, Sexpaliwo.com, Napewniaka.pl, Erect.pl, Sex-moc.pl (a to nie jeszcze wszystkie), łączy nie tylko podobny layout i bliźniaczy sposób opisu oferty, ale także identyczny numer telefonu komórkowego ich właściciela.
Miesiączkę wywołam
Nielegalny handel lekami to oczywiście nie tylko internet. Oferty środków poronnych czy tabletek na potencję można znaleźć taż w ogłoszeniach prasowych. - O którym tygodniu mówimy? Czwartym? To zapraszamy, pana partnerka zostanie zbadana przez lekarza i dostanie dwie tabletki. To rozwiąże sprawę - usłyszeliśmy dzwoniąc pod jedno z ogłoszeń typu "farmakologiczne wywoływanie miesiączki". Na zdjęciu: nasza kupiona w internecie Viagra (niestety okazała się fałszywa).
http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/ ... 58652.html
Polacy a marihuana w 2025 roku: Co mówią najnowsze badania?
Marihuana negatywnie wpływa na płodność kobiet? Nowe badania kanadyjskich naukowców
Jeden na dziesięciu trzydziestolatków pracuje pod wpływem. Naukowcy biją na alarm
Dwóch 15-latków z mefedronem. "Zwrócili uwagę nerwowym zachowaniem"
W ręce policjantów z Mińska Mazowieckiego wpadło dwóch 15-latków, którzy chwilę wcześniej zachowywali się nerwowo. Okazało się, że mieli przy sobie mefedron. O ich losie zadecyduje sąd rodzinny.
Rewolucja w Amsterdamie? Chcą zakazać sprzedaży marihuany turystom
Władze Amsterdamu chcą ograniczyć "turystykę narkotykową" i rozważają zakaz sprzedaży marihuany osobom bez meldunku w Holandii. Pomysł budzi jednak sprzeczne reakcje wśród polityków i przedsiębiorców.
Chatbot AI Reddita „pomaga” w leczeniu bólu. Wśród rekomendacji: heroina
Reddit w pośpiechu wycofuje swojego nowego chatbota AI o nazwie „Answers” z dyskusji na tematy zdrowotne. Powód? Przeczytajcie.
