Dział, w którym omawiane są konkretne kondycje, oraz ich wpływ na i współzależności z efektami środków psychoaktywnych.
ODPOWIEDZ
Posty: 8 • Strona 1 z 1
  • 66 / 2 / 0
Sytuacja jest taka, że w nocy często się budzę normalnie leżę w łóżku i myślę że nie mogę zasnąć bo przecież jestem w pracy. Albo było ostatnio też tak, że szukałem po pokoju pewnych dokumentów które oczywiście są w pracy, a ja myślałem że jestem w biurze %-D

i generalnie jest dużo takich przypadków różnych, ale najczęściej właśnie budzę się myśląc że jestem w pracy, dopiero po dłuższym czasie PO OBUDZENIU się zaczynam sobie uświadamiać że to jednak DOM i jakoś zasypiam, ale zdarza się że w ciągu jednej nocy sytuacja się powtarza.

kiedyś pracowałem w fabryce, i śniło mi się że po prostu robię te pieczątki, układam wszystko itd. normalny dzień w pracy, tylko że w śnie. równie męczący niestety bo odczuwałem jakąś nieprzyjemność w tym śnie i stres, tak jak to zwykle w pracy.

i co tutaj chodzi? czy to po prostu przez nadmiar stresu?
Uwaga! Użytkownik sticks95 nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 70 / 8 / 0
Obawiam się, że to przepracowanie/praca zaprząta dużo czasu myśli i nie ma tu nic niezwykłego. Jak kieydś pracowałam przy taśmie produkcyjnej, czego nie znosiłam, też mnie doganiało w nocy, prześladując wręcz; raz nawet fizycznie machałam nad sobą rękami aż do 1 w nocy.

No i gdzie te tytułowe koszmary? Ja tu już za jakimiś węszyłam, żeby mi się po plecach dreszczem zgrozy przelały :D
Myślisz, że jak nie robisz nic, to nie robisz nic złego?
  • 640 / 118 / 0
Podczas snu mózg wielokrotnie przetwarza wspomnienia minionego dnia i łączy je ze wcześniejszymi doświadczeniami. Ponieważ praca wywołuje u ciebie stres, stresujesz się także podczas snu, przez co budzisz się w środku seansu i masz przed oczami ostatnie wyśnione obrazy.
Uwaga! Użytkownik DorianGray nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 67 / 21 / 0
Ja swojego czasu prowadziłem dziennik snów (w sumie czasem teraz do tego wracam chociaż idzie gorzej bo głowa już nie ta. Ehh te smakołyki:P) i gdy wybudziłem się ze snu, nagrywałem go na dyktafon, a potem przepisywałem do mojego zbioru^^ Tak poza różnego rodzaju wierszami i innymi wypocinami stworzyłem zapis sporej ilości tego co się dzieje w nocy w mojej głowie. Wrzucę wam tutaj jeden kawałek moich podróży (ogólnie jakiś stary i dość nieobrobiony pod względem gramatyki i interpunkcji, ale teraz nie mam czasu na dopieszczanie tego), jak się spodoba to super, a jeśli nie to wciągnijcie to nosem jak profesjonaliści i zapijcie syropkiem na kaszel :P

================================================================================================
Okolica była wyjątkowa, niespotykana jak dotąd przeze mnie w innych podróżach. Domki jednorodzinne przemieszane razem z niskimi blokami maksymalnie trzy- bądź czteropiętrowymi. Wszystko natomiast obrośnięte gęstym, zielonym bluszczem oraz lianami, masą dziko rosnących kwiatów oraz intensywnie zielona trawą, która w przeciwieństwie do całej reszty była równo i ładnie przystrzyżona. Czułem się jakbym był w środku dżungli. Zarówno tej prawdziwej jak i tej betonowej. Wszystko w około było fascynujące i jak dotąd zupełnie obce, gdyż nigdy wcześniej nie spotkałem się z połączeniem tak bogatej flory oraz miasteczka, które po dłuższym namyśle wydawało się miejscem zupełnie zapomnianym przez wszechświat. Przechadzając się wśród domków nagle zauważyłem znaną mi osobę, która tylko gdy mnie zobaczyła usmiechnęła się szeroko, pomachała mi na powitanie, a gdy zmniejszyłem dystans między nami serdecznie mnie przywitała i zaprosiła do środka jednego z domków. Była to matka mojej pierwszej miłości. Kobieta nader miła i życzliwa wobec mnie, widząca w mej osobie nie tylko ukochanego swojej córki ale także przyszłego zięcia, którego nie da się zastapić nikim innym. Cóż życie pokazało, iż jednak córka nie uważała mnie aż za tak bardzo nieodzownego jak myślałem.

Gdy weszliśmy do środka rozpoczeła ze mną krótka rozmowę opowiadając o tym, że jest nieszcześliwa, ponieważ rozstała się z mężem, który zaczął ja zdradzać. Nie mogłem w to uwierzyć.
- Cały czas myślałam, że chodził odwiedzać naszą sąsiadke by od czasu do czasu pomóc jej napełnić butle gazem. Nie wiedziałam, iż napełnia nie tylko butle.
- Przykro mi. Zawsze wydawało mi się, że jesteście bardzo szczęśliwi razem- odpowiedziałem.
- Zawsze byliśmy. Nawet schudłam specjalnie dla niego. – odpowiedziała pokazując swoją znacznie zmieniona figurę.

Niestety nie skupiałem się już dłużej na rozmowie z nią, ponieważ moją uwagę bardzo mocno zaabsorobwało pomieszczenie w którym się znajdowałem. Było dość niewielkie z dwoma łóżkami, które bardziej przypominały prycze wojskowe niż sprzęt domowy i nocną szafką na której znajdowała się bardzo jasna lampa o dziwnym, spiralnym kształcie. Po całym pomieszczeniu porozrzucane były przeróżne rodzaje butów. Były po prostu wszędzie. Na szafce, pod łóżkami jak i na nich, przy wejściu i na parapetach. Byłem zdziwiony skąd i na co jej taka ilość obuwia potrzebna, lecz zanim zdażyłem zapytać zobaczyłem, że sam stoje już w samych skartpetkach bez butów na nogach. I wtedy stało się. Przez korytarzyk prowadzący do kolejnego z pomieszczeń w głębi budynku weszła ona. Kobieta która kiedyś była całym moim światem teraz zaledwie odległym wspomnieniem minionych chwil i późniejszej goryczy. Moja ex. Widziałem ją już wiele razy w różnych z moich podróży, lecz teraz wyglądała troche inaczej. Jej jasne, słomiane blond włosy były teraz pokryte pasemkami kasztanowego koloru. Na sobie miała krótką sukienkę koloru bursztynowego. W ręku natomiast odkurzacz. Wygladała pięknie, a mimo to nie wzbudziła we mnie większego zainteresowania. Może to kwestia czasu który upłynał - pomyślałem. Nie odezwała się słowem do matki jedynie spojrzała na mnie bardzo powściagliwym wzrokiem i powiedziała, że muszę już iść. Zmieszałem się troche ale wcale nie byłem skory zostawać tam dłużej mimo faktu, iż moja niedoszła teściowa znacząco oponowała. Na dokładkę po chwili pojawiła się także jej siostra, która widocznie szła korytarzykiem tuż za nią. Była w tym momencie wielkim kontrastem dla mojej byłej jeśli chodzi o nastawienie. Uśmiechnięta, energiczna kobieta której z oczu biła ogromna życzliwość względem mojej osoby oraz radość na mój widok co dało się po prostu wyczuć w powietrzu. Niemniej jednak poczułem, że już czas bym się zbierał. Cała sytuacja ze spotkaniem była dla mnie co najmniej dziwna i niezręczna, ale przede mną przecież jeszcze tyle rzeczy do zobaczenia w tym niby wymarłym mieście na krańcach krainy snów więc w głowie miałem tylko jedną myśl: „Ruszać jak najszybciej w drogę”.

- Założę buty i idę. – zakomunikowałem wszystkim, rzucając jednocześnie czar namierzający.

Czar namierzający zgadza się. Jest to bardzo pomocna sztuczka, która pozwala odnaleźć przedmioty związane z rzucającym zaklęcie, bądź działając w drugą strone – odnaleźć rzucającego zaklęcie na podstawie przedmiotu który do niego należy, co jest troszkę trudniejsze i nie zawsze daje zamierzony efekt. W tym wypadku pojawiła się delikatnie migocząca, żółta sfera przypominająca robaczka świętojańskiego, która zaczęła przemierzać szybko całe pomieszczenie w poszukiwaniu mojej własności. Problem w tym, że krążył obłędnie po całym pokoju nie mogąc namierzyć zguby. Zaczałem więc ręcznie przebijać się przez te wszystkie porozrzucane w pomieszczeniu buty, aczkolwiek nie tylko nie dało to żadnego efektu, ale także sprawiło że coraz bardziej chciałem opuścić to miejsce. W końcu nie wytrzymałem i bez pożegnania czy oglądania się za siebie wyszedłem na zewnatrz bez mojej własności. Szybko tego pożałowałem. Przemierzywszy zaledwie kilkanaście kroków poczułem zimno w stopy. Całe skarpety miałem przemoczone i zabrudzone od trawy i błota. Sciągnawszy ten mokry problem ze stóp odrzuciłem je na bok próbując w gniewie przywołać czar dezintegrujący. Widocznie coś poszło nie tak bo moje nieszczęsne odzienie stóp zamieniło się w stado biało-żółtych kaczuszek. Czułem, że coś jest nie tak skoro nie jestem w stanie w pełni kontrolować umiejętności w czasie podróży. Wpierw świetlik, teraz te kaczki. Z poirytowaniem machnałem ręką przywołując szybki, silny podmuch wiatru i jednym ruchem posłałem wszystkie kaczki prosto do małej rzeczki płynącej między domami. I tutaj po raz drugi przekonałem się, że miasto wcale nie jest takie wymarłe. Z pobliskiego domu obserwowała mnie pewna kobieta. Stała na balkonie, paląc coś przypominającego papierosa. Dałem jej znak, iż widzę ją i obserwuje.
- Znam imię. A znając imię masz pełną kontrolę. – rzuciła tymi słowy w moim kierunku.

Cóż nie wiedziałem czy chodzi o moje imię czy jej. Jeśli o moje skąd może je znać? Faktycznie podróżuję bardzo często, może już spotkałem ją gdzieś na przestrzeni krain sennych. A jeśli o jej? Nie zdążyłem odpowiedzieć sobie na to pytanie, gdyż w tym momencie na rozstaju ulic zrozumiałem o czyje imię chodzi. W moją stronę zmierzała dziwna kreatura. Była to żywa, szmaciana lalka, wielkości dorosłego człowieka. Jej wygląd trochę mnie przeraził zwłaszcza dwa wielkie guziki zamiast oczu. Była cała fioletowa, pozszywana gdzieniegdzie łatami z różnego rodzaju materiałów. Nie był to jednak koniec. W momencie gdy otworzyła paszcze zobaczyłem długie, gęsto rozmieszczone zęby. Jakby szpilki, bądź małe nożyki. Z głębi jej gardzieli wydobyła się dziwnie znajoma i przerażająca melodia brzmiąca jak jęki i błagania torturowanego ułożone w zmyślną pieśń. Nie zastanawiałem się zbyt długo i używając mentalnych zdolności chciałem podpalić to stworzenie i pozbyć się go z drogi. Mentalne czary są znakomite według mnie, gdyż wystarczy jedynie pomyśleć lub wyobrazić sobie efekt jaki chcemy uzyskać, a on się po prostu dzieje. I tu znów pojawił się problem. Stwór zamiast stanąć cały w płomieniach zwyczajnie skupił w jakiś sposób cały ogień go ogarniający w jednym miejscu – swojej paszczy. I niczym żywa, płonąca pochodnia dalej podążał w moim kierunku. Zrozumiałem, że bez znajomości jego imienia nie za wiele zdziałam. Nie miałem ochoty tracić czasu przeznaczonego na podróż ganiając się po mieście z tą abominacją. Był to mój czas na powrót. A jego imię na pewno poznam przy kolejnym wojażu.
Nihil scio, nihil vidi, nihil audivi
  • 70 / 8 / 0
Szkoda, że temat cieszy się niedużym zainteresowaniem, bo mógłby, naprawdę, przyjemnie rozkwitnąć.

Ja z kolei aż muszę pochwalić/podzielić się swoją wczorajszą nocną przygodą.
Dzień wcześniej zaczytywałam się w bieluniowych TRach, w trakcie czego robiło mi się momentami gorąco z osobliwej zgrozy. W każdym razie, normalnie położyłam się spać, po czym to, co mi się przyśniło, zdumiewa mnie nad wyraz - to, jak umysł potrafi przetwarzać informacje, jakie otrzymuje.
Śniło mi się mianowicie, że ze swoim partnerem i jeszcze jakimiś osobami zażyłam bieluń. Początek snu jest nieciekawy i mglisty, więc go pominę, wyłuszczając jedynie 3 momenty:
1) Straciłam zęba, którego wciskałam językiem na swoje miejsce, gdzie chrupał obrzydliwie, a w międzyczasie odłączyłam się od reszty towarzystwa i chciałam ich dogonić, ale wiedziałam, że wezmą mnie za halucynację.
2) Weszłam przez drzwi balkonowe (wiedziałam, że tak właśnie to zrobiłam - uniósłwszy się z ziemi, w mroku - dzięki jeszcze kolejnemu snowi, w którym opowiadałam ten z bieluniową podróżą, jako że wywarł na mnie niebywałe wrażenie) do sypialni swojego starego domu, gdzie paliła się lampka. Byłam przerażona realnością dopadających mnie halucynacji, których nie pamiętam i pragnęłam zasnąć, i się obudzić już po wszystkim. Zerknęłam w lewo, na porozwalane ubrania i buty, z których jedna para nagle się poruszyła. Powiodłam od nich oczami w górę, wzdłuż nogawek, bluzy, które materializowały mi się na oczach, a zarazem już tam były, a w nie ubrany mężczyzna o tak koszmarnej, przerażającej twarzy (troszeczkę jak to, ale to skojarzenie naszło mnie dopiero następnego dnia, bo twarz miał tak naprawdę normalną), który wbijał we mnie wzrok bez mrugnięcia oczami, idąc powoli w moją stronę, wysoki i cienki, i wiotki jak brzoza, a jednocześnie, znów - przerażająco realny. W tym momencie dopadł mnie paraliż senny, z którego nie umiałam się długo obudzić, a jak już to w końcu się udało, momentalnie zasnęłam w ten sam sen, gdzie
3) z towarzystwem, które wcześniej zgubiłam, przyrządzałam kolejną porcję nasion. Dopadła mnie taka histeria, że nie chcę tego robić, a właśnie to robiłam, że znów zaczęłam się sama w sobie szarpać, znów ogarnął mnie paraliż, a przy tym nieznośny, rozsadzający głowę piskliwy szum, który czułam fizycznie, tak samo jak to, że leżałam w łóżku, niezdolna się obudzić.
Potem, jak już wspomniałam, jak ochłonęłam i w końcu zasnęłam, nie bez lęku, śniło mi się, że opowiadałam ten sen.

To fascynujące, jak niezbadany jest umysł i jakie ma on możliwości.
Myślisz, że jak nie robisz nic, to nie robisz nic złego?
  • 456 / 22 / 0
Ja po benzo nie mam żadnych snów ;) leżę jak kłoda całą noc jak już zasnę, więc polecam się zbenzosować i sprawdzić czy sytuacja się powtórzy ( oczywiście w miarę możliwości poprosić kogoś o obserwację bo samemu się raczej nie da w takiej sytuacji %-D )
"One, Two....Rabbit's Coming for You...
Three, Four....Better Lock Your Door...
Five, Six....Grab Your Narcotics...
Seven, Eight....Better Stay Up Late...
Nine, Ten.....Never...Sleep Again..."
  • 2278 / 274 / 3
Benzodiazepiny spłycają sen, przez co staje się długi i mocny, ale jest mało wydajny. Nie występuje faza REM (lub słabo występuje),zatem nie ma marzeń sennych.

Z drugiej zaś strony, ultrarealistyczne sny to domena rozjechanego układu GABA-ergicznego. Jeżeli ktoś chce przeżyć naprawdę(!) realistyczne sny, to "polecam" naprzemiennie katować swój organizm agonistami GABA-a i GABA-b, czyli benzo plus GBL na przykład. Sny na odstawce potrafią być przerażające do szpiku kości, gdzie na ich podstawie można by niejeden horror napisać, lub bardzo przyjemne, często świadome. Trwają długo, mają ciągłość fabularną, rozbudowane wątki i, jak wspomniałem, są ultrarealistyczne. To tak w ramach raczej ciekawostki. :)
Wiem, przeżyłem. Doświadczenie nazwałbym raczej dziwnym, bo zawsze moje sny są na ogół dziwne i krótkie, bez ładu i składu.

Odnośnie tematu - DorianGray imo odpowiedział Tobie idealnie. Ja polecam od siebie trochę sportu na godzinę, dwie przed snem. Odstresowuje i pomaga uregulować sen. Dostarcza endorfin, wystrzału katecholamin (podczas), obniża kortyzol (hormon stesu).
...lub seks. :D
Fenetylamina@tutanota.com
Karny jeżyk: SŁABO OGARNIAM ANATOMIĘ!
  • 70 / 8 / 0
@up może zamiast sportu sauna prędzej - u niektórych wysiłek fizyczny może tylko podbić kortyzol.
Tak czy inaczej, ostatnia opcja prezentuje się najbardziej atrakcyjnie :D
Myślisz, że jak nie robisz nic, to nie robisz nic złego?
ODPOWIEDZ
Posty: 8 • Strona 1 z 1
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.