Dla osób, które naprawdę chcą skończyć z ćpaniem, jedyną sensowną metodą według mnie, jest kuracja redukcyjna. Jak ją przeprowadzić napisałem na stronie 75 wątku "Detoks", oraz str. 140 wątek "Opioidy - knajpa"
W związku z tym prosiłbym administratorów o przeniesienie tego postu do wątku, który założyłem.
Ponieważ jednak uważam rzeczy które pisałeś za wartościowe, zacytuję tu twoje posty:
stary dziad - detox s. 75 pisze:@BB dlatego dobrym rozwiązaniem jest kuracja redukcyjna. Dajemy wtedy możliwość mechanizmom homeostazy organizmu powrót do stanu przed ciągiem. Nigdy poziom endorfin i enkefalin oraz ACTH nie wróci nagle do poziomu sprzed ciągu. Powolnie zmniejszając dawki mamy szansę na w miarę bezbolesne wyjście z ciągu, mając jeszcze obstawę z benzodiazepin, Baclofenu i Mydocalmu, oraz ewentualnie przeciwbólowych NLPZ-ów. Środek na którym najlepiej redukować dawki to DHC, oczywiście staje się jedynym opiatem wtedy, gdy zredukowaliśmy dawki M/H/fnt do takiego poziomu, że sam DHC wystarcza. Poza tym, b. dobrze robi wysiłek fizyczny, bieganie, ćwiczenia siłowe i zwykła fizyczna praca, wszystko to powoduje wzrost wydzielania endorfin.
Mnie udało się zejść z dawek - największy Durogesic (100mcg/h) na dwa - trzy strzały do sytuacji 4-5 szt DHC60 na dzień. Niestety (czy na pewno niestety?) dzisiaj wybieram się do mojego dottore po MST-ki i Baclofen. I sam nie wiem, czy to koniec ćpania, czy będę na tyle odporny, by zupełnie wyzerować się na MST-ach, czy znowu popłynę na stare, duże dawki.
Muszę dodać tu jeszcze jedno spostrzeżenie: u osób które wychodziły całkowicie na sucho pojawia się w momencie zakończenia wychodzenia z ciągu, tak gdzieś ok. 4-5 tygodnia, taka reakcja: "tyle się wycierpiałem/am, że teraz za te moje cierpienia raz sobie strzelę w nagrodę", finał taki , że taka osoba znów zaczyna grzać. U osób po kuracji redukcyjnej, gdy cierpienia są znacznie mniejsze, znacznie rzadziej dochodzi do takiego zachowania.
A wszystko to wiem z własnych doświadczeń.
stary dziad - opioidy knajpa s. 140 pisze:Zaglądam czasami w miejsce, gdzie gromadzą się łódzcy metadonowcy po wypiciu przydziałowej dawki metadonu, czyli "pod drzewko" albo na "mostek", oddalone sto metrów od Szpitala im. Babińskiego, czyli popularnej "Kochanówki" (nazwa powstała od nazwy dzielnicy). Zastanawia mnie, czy celowo punkt metadonowy stworzono na takim zadupiu, na granicy Łodzi, ponad 8 km od centrum. Ich początek dnia wygląda tak: każdy obowiązkowo z puszkami piwa (wyjątkiem ci, którzy przyjechali samochodem, ale ich niewielu), dyskusje najczęściej w stylu: "czym można się nawalić, tak by test nic nie wykazał", albo: "dziś miałem/am test, to pewnie jutro mi nie zrobią, c'nie?" Efektem tych dyskusji stała się szalona popularność fentanylu - bo nie jest wykrywalny przez standardowe testy, stosowane w "Kochanówce", oraz rozpanoszenie się przeróżnych dopalaczy, zwłaszcza jednego, o nazwie handlowej "Funky". Jego działanie wydaje mi się przerażające, ludzie po miesiącu zażywania go - i to nieregularnego - tracą na wadze po 20 kg, sprawiają wrażenie ciężko chorych, zarazem fizycznie, jak i mentalnie. Akurat mnie rzuca się to szczególnie w oczy, bo "pod drzewko" nie zaglądam częściej, niż co miesiąc. Ponoć to draństwo oprócz tego, że wyniszcza, straszliwie uzależnia też psychicznie.
Chyba niewiele rozminę się z prawdą, jeżeli stwierdzę, że wokół każdego punktu metadonowego tworzą się takie "grupy terapeutyczne".
A ponieważ większość metadonowców musi przychodzić na lufę codziennie (nawet zakąski nie dają, takie skąpe to nasze państwo), wzajemne nakręcanie się na grzanie trwa na okrągło.
Jeśli chce się zerwać z nałogiem, to należy zerwać też z takimi kółkami różańcowymi wzajemnej adoracji.
Metadon, jeżeli ma pomóc, nie powinien tworzyć takich aberracji, aby się tak nie działo, powinien być wydawany w aptekach właściwych dla miejsca zamieszkania pacjenta i w dodatku wydawany w systemie redukcyjnym, w końcowym etapie powinno się przejść na dihydrokodeinę.
Ponieważ dihydrokodeina nie jest dostępna na naszym rynku w tabletkach mniejszych, niż 60mg, kolejnym etapem powinna być kodeina, która jest produkowana w tab. po 20 mg, a następnie coraz mniejsze dawki, konfekcjonowane przez aptekę w tzw. "opłatku". Można również pominąć etap kodeiny i podawać zmniejszające się dawki dihydrokodeiny w "opłatku"
Jeszcze jednym rozwiązaniem jest przejście z metadonu tylko i wyłącznie na etylomorfinę, inaczej dioninę, też w postaci leku recepturowego w "opłatku"
Dodatkową zaletą leków recepturowych jest możliwość podawania w "opłatku" mieszanki kilku leków, potrzebnych przy kuracji redukcyjnej, czyli przeciwskurczowych, nasennych, nienarkotycznych leków przeciwbólowych.
Myślę, że system taki osobom, które chcą wyjść z ćpania zupełnie, a nie być cały czas na smyczy metadonu, dałby wielką szansę. Po pierwsze - zerwanie z zaklętym kręgiem "klubu metadonowego", po drugie - nie utrudniał życia ludziom pracującym, mogliby odbierać lek w dowolnym momencie dnia, nie kolidującym z czasem pracy, nawet jeśli lek byłby wydawany w dawce tylko jednodniowej.
Niestety, są to tylko pobożne życzenia, zbyt wiele osób czerpie profity z obecnego systemu metadonowego, pacjent, który zostanie całkowicie wyleczony (a w przedstawionym przeze mnie systemie na pewno byłoby ich więcej, niż w obecnym systemie) jest mniej perspektywiczny niż uwiązany do końca życia do metadonu (a jak mówi NFZ "za pacjentem idą pieniądze").
Dodatkowo, brakuje kadry, by prowadzić pacjenta w przedstawionym przeze mnie systemie.
Aha, można jeszcze zalegalizować wszystko, to, co pozytywnie przeszło odpowiednie badania kliniczne na ludziach.
Jest to melodia odległej przyszłości, ale wrzaski radości dobiegające z zarządów firm farmaceutycznych już słyszę.
stary dziad - opioidy knajpa s. 140 pisze:To nie ma znaczenia - bupra czy metadon, chodzi o te chore zgromadzenia, każdy powinien odbierać w swojej osiedlowej aptece, żeby nie tworzyły się te samonakręcające się ćpuńskie zbiegowiska.
Co do pomysłu z tym wątkiem - fajny, proponowałbym dodać ankietę w stylu:
1. Substytucja pomogła mi zerwać z nałogiem
2. Substytucja przeciąga się w nieskończoność, ale poza tym nie ćpam
3. Substytucja chuj, grzeję i piję mietka
4. Redukcja pomogła i nie ćpie
5. Redukcja nie wpłynęła znacząco
6. Redukcja chuj, zamiast zmniejszać zwiększyłem dawki
W dodatku zebrałbym chętnie te rzeczy które opisałeś, plus doświadczenia innycb userów, w coś w stylu Pros & Cons - substytucja/redukcja. Bullretpointy itp, wiesz, suche fakty (dla jakiejś tolerancji zabarwienia emocjonalnego i własnej opinii).
Od siebie dodam - dla większości ćpunów redukcja samemu jest poza zasięgiem - trzeba kogoś kto nam wydziela dawki. Jak się zmniejsza samemu, to mózg oszukuje, mimo, że wzięło się 3/4 działki ma się pełnoobjawowego skręta (psyche idzie w some, bo mózg che więcej, WIĘCEJ...)
Jako że wielokrotnie w mojej kadencji przeprowadzałam redukcję, zarówno jak brałam morfinę, a później heroinę, to mogłabym opisać jak to u mnie wyglądało. (jacok wspomniał o spisaniu doświadczeń użytkowników). Również mogłabym zrobić obszerny opis postępowania w przypadku substytucji metadonem, której się kiedyś podjęłam, co skłoniło mnie do zapisania się na program, co stało na przeszkodzie, jak do tego podeszłam ja i osoby w poradni leczenia uzależnień, do której wtedy chodziłam i ostatecznie dlaczego zrezygnowałam z metadonu. Nie chcę jednak zaśmiecać wątku, więc jeśli się tu znajdzie ktoś, kto będzie chciał to przeczytać, to proszę powiedzieć.
Zacznę od kwestii redukcji dawek. Zdecydowanie częściej zdarzało mi się to, gdy brałam morfinę. Zaczynałam od dawek 10-20mg i.v. W momencie, w którym doszłam do 60-80mg zaczęłam redukować dawki. Nie miałam wtedy dostępu do sevredolu i innych postaci morfiny w tabletkach, korzystałam z ampułek morphini sulfas 10mg/ml po 10 ampułek 1ml. W momencie przyjmowania 80mg musiałam zaciągnąć do strzykawki zawartość 8 ampułek, co było dość niekomfortowe. Później sytuacja się zmieniła, gdy uzyskałam dostęp do ampułek po 20mg/ml. Dawki redukowałam o 10mg co 5 dni.
dzień 0 - 80mg
1-5 dzień - 70mg
5-10 dzień - 60mg
10-20 dzień - 50mg
Tutaj zrobiłam przeskok o 20mg i nie odczułam w związku z tym, żadnych negatywnych skutków. Zespół abstynencyjny się nie pojawił.
20-30 dzień - 30mg
30-35 dzień - 20mg
I na tej dawce zostałam. Nie zmniejszyłam do 10mg, ponieważ psychicznie odczuwałam zbyt duży głód na tym etapie. Tak więc zejście z 80mg na 20mg zajęło mi 35 dni. To dość długo, jednak dzięki takiemu rozłożeniu w czasie, było mi o wiele łatwiej, niż gdybym miała robić większe przeskoki między dawkami.
Przez następne 3 miesiące oscylowałam między dawkami 20mg, a 60mg. Później nastąpił gwałtowny skok i w przeciągu miesiąca zwiększyłam z 60mg na 120mg. Znowu postanowiłam zredukować dawki, na podobnej zasadzie, jednak tym razem o wiele szybciej.
1-5 dzień - 120mg
5-10 dzień - 100mg
10-15 dzień - 60mg tutaj się pojawił dość duży problem. Skręt był odczuwalny, problemy ze spaniem i chodzenie na pół zgięciu przez te 5dni. Nie wróciłam jednak do wyższej dawki, chciałam szybko osiągnąć docelowy pułap. Przez następne 3tyg brałam po 60mg i było średnio dobrze.
Oczywiście dochodziło do ponownego zwiększania dawek i wracania do poprzednich. Działo się tak mniej więcej co 3-4 miesiące. Dzięki temu przez ponad 3 lata utrzymywałam się poniżej 100mg morfiny. Proszę brać tutaj pod uwagę, że mam małą masę ciała (49kg) i dawki niższego rzędu naprawdę robiły mnie bardzo mocno. Na początku 10mg morfiny zwalało mnie z nóg na około 4 godziny, a przy 20mg były już poważne problemy z oddychaniem. Wszystko się jednak zmieniło, wystarczył nawrót epizodów choroby psychicznej i branie dawek +100mg stało się codziennością. Dalej nie będę opisywać, bo nie dotyczy to już redukcji.
Tutaj duży przeskok czasowy.
W zeszłym roku na przełomie października i listopada chciałam zmniejszyć dawkę heroiny ze 100mg na 30-50mg. Zrobiłam to na przestrzeni 3 tygodni wspomagając się małymi dawkami morfiny rzędu 20-40mg w połączeniu z już obniżonymi dawkami heroiny. Zdarzało się również, że zamiast morfiny stosowałam DHC lub tramadol (to rzadziej). Tym sposobem poza problemami ze spaniem i gorszym samopoczuciem psychicznym zeszłam do poprzednich dawek względnie komfortowo. Dawki rozkładałam różnie.
Tydzień 1.
40mg H + 10mg M rano; 40mg H + 30mg M wieczorem.
Tydzień 2.
30mg H + 10mg M rano; 30mg H + 10mg M wieczorem.
Tydzień 3.
20mg H rano; 20mg H + 20mg M wieczorem.
W razie problemów ze snem, gdy budziłam się w nocy nie dokładałam już heroiny, tylko małe dawki morfiny. W trzecim tygodniu przyjmowane dawki H nie przekraczały już 40mg. Później zmniejszałam dalej, jednak wydłużyło się to w czasie. Ostatecznie oscylowałam już między dawkami 20-30mg. To dokładnie te same dawki, od których zaczynałam przygodę z heroiną, jednakże na początku przyjęcie 30mg H skutkowało niemożnością wstania z łóżka/podłogi przez 8-10 godzin. Tutaj, już po redukcji te same dawki dawały przyzwoite ugrzanie na przynajmniej 6 godzin, więc uważam, że efekt bardzo dobry.
Objawów skręta nie odczułam na większą skalę, również jeśli chodzi o czas trwania redukcji byłam zadowolona, bo sądziłam, że może to potrwać znacznie dłużej. Jest jedna ważna rzecz - im dłużej schodzi się z dawek, tym więcej momentów zachwiania, kiedy psychika podpowiada żeby tylko dzisiaj wziąć więcej, a od jutra dalej zmniejszać. Jak się polegnie ten jeden raz, to potem już jest znacznie trudniej, więc radzę wszystkim żeby trzymać się postanowienia, bo warto. Na początku jest trudno, ale potem, gdy faktycznie czuć, że działanie jest silniejsze przy mniejszych dawkach, to motywacja skacze do góry.
Po grudniowej zapaści i pobycie w szpitalu, mając tolerancję na 200mg heroiny, postanowiłam odstawić na sucho, bez wspomagania jakimikolwiek lekami. Nie dotyczy to jednak tematu, jednak obiecałam sobie, że kiedyś opiszę, jak przebiegała ta odstawka dzień, po dniu wraz z soczystym opisem zachowania mojego organizmu.
Po odstawce oscylowałam między dawkami 50-80mg. To był przełom stycznia i lutego. Od lutego do czerwca przeszłam od 80mg do 350mg. Proszę nie pytać, jak to się stało. Teraz znowu jestem na etapie redukcji. Zaczęłam półtora tygodnia temu. Zeszłam z 350mg na 200mg wspomagane DHC. Pomału wraca typowe działanie: senność, depresja oddechowa, uspokojenie - coś, czego przy 350mg już nie odczuwałam, brałam tylko żeby zaleczyć skręta. Euforii jak nie było, tak nie ma. Zastrzyki robię do 10 razy na dobę i wygląda to tak:
5:00 - 200mg H
9:00 - 100mg H + 120mg DHC
11:00 - 50mg H
13:00 - 100mg H + 60mg DHC
17:00 - 200mg H
21:00 - 50-100mg H
23:00 - 120mg DHC
3-4:00 - 200mg H
Godziny zaokrągliłam. Wiadomo, że nie wszystko odbywa się równo w czasie. Nie jest to jakoś konkretnie rozplanowane, ale przerwy między kolejnymi dawkami wynoszą zazwyczaj 2/3/4 godziny.
Dziennie idzie około gram heroiny. To dla mnie naprawdę dobre położenie. Przedstawię teraz jak wyglądał plan dnia przy 350mg:
5:00 - 350mg H
7:00 - 200mg H
11:00 - 300mg H
15:00 - 250-300mg H
18:00 - 200mg H
20:00 - 200mg H
22:00 - 350mg H
2:00 - 200mg H
5:00 - 200mg H
Jak widać tutaj szły ponad 2g dziennie, więc sytuacja na chwilę obecną jest o 100% lepsza, z czego jestem bardzo zadowolona. Również działanie jest bardziej odczuwalne, niż te półtora tygodnia temu. Mam nadzieję zmniejszyć dawkowanie do 100mg.
Substytucja Metadonem.
Do podjęcia próby zmotywowała mnie sama świadomość bycia uzależnioną fizycznie. Nie chciałam tego i nie chciałam być zmuszona do robienia czegoś wbrew sobie. Było mi ciężko, nałóg zaczął przeszkadzać w codziennym życiu. Chciałam również sama siebie sprawdzić, czy podołam, jak będzie to przebiegało i czy rzeczywiście ich metody są tak dobre, jak opisują. Uśmiechnięci ludzie na stronach internetowych poradni leczenia uzależnień to jednak bujda. Nie dajcie się zwieść. Wcale nie jest tak kolorowo, jak mówią.
Plusem było to, że nie miałam problemu z dostaniem się na program. Kolejnym to, że w moim mieście jest punkt, w którym wydawany jest metadon, tak więc nie musiałam jeździć nie wiadomo ile kilometrów, po ten specyfik, z czym bardzo dużo osób na programie musi się męczyć, a to z kolei nie pozwala im prowadzić normalnego życia. Na przyjęcie czekałam około 1,5 tygodnia. Program metadonowy połączony był z terapią z psychoterapeutą, który miał mnie zmotywować do zmniejszania dawek substytutu, a w końcu całkowitego odstawienia metadonu. Jeździłam codziennie po wyznaczone dawki, które nie niwelowały ani głodu psychicznego, ani fizycznego. Prosiłam o zwiększenie dawkowania wielokrotnie, jednak zignorowano to, twierdząc, że większe absolutnie nie są mi potrzebne, a moje prośby są wynikiem chęci zażywania metadonu w celach rekreacyjnych.
Pierwszy tydzień był bardzo ciężki. Funkcjonowałam na ciągłym skręcie, jednak nie chciałam się w żaden sposób wspomagać innymi opioidami, żeby nie stracić szansy na wyjście z nałogu, co było wtedy moim celem. Jeździłam po wyznaczone dawki raz dziennie, dostając 45mg. Nie mogłam więc przyjąć od razu dawki 45mg, bo nie miałabym na później, więc kończyło się tak, jak zostało to przez nich ustalone - 3 razy dziennie po 15mg.
Po tygodniu rozmów z terapeutą udało się zwiększyć dawki z 15mg na 20mg. Nie była to zmiana, z której mogłabym się cieszyć. Oczekiwałam co najmniej podwójnej dawki początkowej. W między czasie dochodziło do nieprzyjemnych sporów między mną, a terapeutą, z którym rozmowa w ogóle się nie układała. Atmosfera była napięta, a złe samopoczucie potęgowała zbyt niska dawka metadonu, która nie niwelowała w 100% objawów abstynencyjnych. W drugim tygodniu zaczęłam odpuszczać. Brałam metadon w skojarzeniu z DHC albo morfiną. Podbijałam jego działanie czym się dało, cały czas sądząc, że jest jeszcze jakaś szansa na wyjście z nałogu i uda mi się ich przekonać do zwiększenia dawki substytutu. Nie potrzebowałabym wtedy ani DHC, ani morfiny. W zupełności wystarczyłby sam metadon. Zdarzyło mi się wtedy sprawdzić jaka dawka metadonu będzie dla mnie optymalna. Okazało się, że w zupełności wystarczało 40mg przyjęte na raz, żeby uniknąć głodu fizycznego. Psychiczny nie był również tak dokuczliwy i proste czynności/zajęcie myśli go niwelowały.
Nie udało mi się namówić ich do zwiększenia dawki. Byłam zasypywana oskarżeniami, traktowano mnie jak margines, który ma się podporządkować wymaganiom i nie narzekać, bo przecież dostałam od nich szansę na nowe życie. Bardzo podobne podejście, jakie było w ośrodku monarowskim. W trzecim tygodniu nie chciało mi się go brać. Metadon był dodatkiem do morfiny, a nie morfina do metadonu. To był oczywisty znak, że nic dobrego z tego nie wyniknie, a ja stoję już na przegranej pozycji. Główną przyczyną, dla której zrezygnowałam było skandaliczne zachowanie terapeuty, który zamiast skupić się na swoich obowiązkach i pomocy uzależnionemu, zrobił sobie ze mnie obiekt seksualnych fantazji, co miało przełożenie w naszych rozmowach. Posunął się zdecydowanie za daleko, co uniemożliwiło dalsze rozmowy i zwątpiłam w jego kompetencje. Mogłam poprosić o zmianę terapeuty, jednak poirytowanie całą sytuacją i złym samopoczuciem fizycznym spowodowały, że całkowicie zrezygnowałam. Cała substytucja trwała zaledwie 3 tygodnie. To bardzo krótko i dużo osób może uznać, że zbyt krótko aby widzieć efekty. Zachowanie tych ludzi było jednak skandaliczne, człowiek kompetentny nie dopuszcza się takich rzeczy. Ważne jest tutaj także zrozumienie uzależnionego i jego potrzeb. Ciężko jest funkcjonować na zgięciu, czego oni nie rozumieją. Nie podjęłam się drugiej próby. Tak samo, jak stary dziad jestem przeciwna substytucji metadonem i uważam, że nie jest to sposób na wyjście z nałogu. To legalne ćpanie, o ile dawki są przyzwoite, jeśli nie to jest to po prostu męczarnia.
Post pisany pod wpływem stymulantów pewnie... p@
Ja, z racji tego, że moje doświadczenia są ponad 30 -letnie i prób wyjścia z ciągu było wiele, niektóre nawet uwieńczone powodzeniem - w tym znaczeniu że na 2-3 lata przestawałem grzać, muszę zrobić przegląd tych prób i wybrać parę najbardziej znaczących.
Będę też starał się opisać całą sytuację od strony tzw. "życiowej", co może wielu młodszym stażem dać wiele do myślenia i ułatwić zrozumienie powodów sięgnięcia po narkotyki przy czym u mnie powód był bardzo prozaiczny, poszukiwanie mocnych wrażeń, stąd też zabawa w alpinizm, skłonność kiedyś do wariackiej jazdy samochodem (ech, miałem kiedyś fajną zabawkę: Renault Fuego Turbo benzyna), okres zaliczania maksymalnej ilości panienek - czyli mówiąc krótko jeszcze raz - poszukiwanie mocnych wrażeń z mocno hedonistycznym podejściem do życia.
Ponieważ nie mam złudzeń co do swojej osoby, a z drugiej strony pewien stary "wyżarty" w swoim fachu psychiatra stwierdził, że jestem osobą o dużej samoświadomości, myślę, że moje wynurzenia mogą kogoś skłonić do refleksji nad tym co robi.
Co do Ciebie @BB, widać w Twoich postach wyłażącą z podświadomości niechęć do zaprzestania grzania, strach przed utratą tych euforycznych stanów.
Postaram się w miarę rozsądnym czasie spisać wszystkie moje znaczące próby zerwania z nałogiem.
P.S. Bluberko, Twój sposób prowadzenia kuracji redukcyjnej nie miał szans na powodzenie, ponieważ:
primo - dawki redukujemy CODZIENNIE
secundo - ilość środka o jaką zmniejszamy codziennie swoją działkę nie powinna sama w sobie podana sprawić wrażenie, że coś wzięliśmy
tertio - gdy pojawią się głody psychiczne - bo fizyczne nie mają prawa w tym systemie się pojawić, na 2 - 3 zatrzymujemy redukcję, lecz broń boże nie zwiększamy dawek, po tych paru dniach sytuacja powinna się poprawić.
Tych parę uwag powinno pomóc w nowej próbie osobom, które już miały jakieś doświadczenia z kuracją redukcyjną.
BARDZO bym prosiła, żeby KAŻDY, kto kiedykolwiek zażywał buprenorfinę, napisał cokolwiek od siebie na temat schodzenia z niej i skręta.
Na początku schodziłam szybko - 1.6mg rano, 1.6g wieczorem, codziennie trochę mniej, za parę dni już było to 0.8mg rano i wieczorem, aż w końcu doszłam do dawek 0.2mg rano i 02mg wieczorem.
I zaczyna się problem.
Myślałam, że jak już schodzę tak ładnie 3 miesiące, to po każdej minimalnej redukcji dawki przez pierwsze 6 dni mam lekkiego skręta (bo bupra ma długi okres półtrwania i ten 6 dzień to jest punkt kulminacyjny skręta, a potem już się stabilizuje), a 7 dnia już było o wiele lepiej i redukowałam znowu dawkę o 0.1mg.
Teraz jestem już 3 tydzień na dawce 0.2mg rano i 0.2mg wieczorem i pierwsze 3 dni były najgorsze, słoniowe nogi itd. Biegam codziennie 10km i ćwiczę siłowo, to mi daję naprawdę w chuj dużo motywacji do schodzenia i życia, a od ostatniego czasu, mimo super-świetnej kondycji, zaczęłam bardzo, bardzo wolno biegać na skręcie z ogromnym przymusem, zdycham, ale się zmuszam i jakoś CUDEM daję radę doczłapać te 10km.
Jak już wspomniałam, jest to 3 tydzień TEJ SAMEJ DAWKI - do tej pory mój organizm miał skręta przez pierwsze kilka dni od nowej, niższej dawki, po tygodniu się to normowało i mogłam zmniejszać dalej. A teraz trzeci tydzień tej samej dawki i skręt się nie chce jakoś zmniejszyć.
Teraz bardzo ważne pytanie - czy bupra działa tak, że pewna dawka nie zalecza do końca skręta, ale jednocześnie sama też go powoduje? Jest 3 tydzień, cały czas jest tak, że rano ledwo zwlekam się z łóżka, totalny brak siły w mięśniach, sraka, depresja, osłabienie, robię 0.2mg bupry, strzał - w przeciągu 30 min się załącza i już mięśnie są w miarę normalnie, ale jak idę biegać, to zdycham, wracam z biegu, nie ma siły i jest źle, czekam do 18 na skręcie (bo tak sobie ustaliłam, że druga iniekcja nigdy wcześniej, niż o 18, do 18 już jestem na pełnym zgięciu, które się pogłębia z minuty na minutę, 18h - strzał - powoli się robi bardziej normalnie, jak idę pać o 2 to już znowu jest osłabienie i tak idę jakoś spać.
Jakoś się nie zanosi, żeby się miało to poprawić.
WAŻNE PYTANIE:
Czy bupra działa tak, że w końcu kiedyś organizm się do danej, zmniejszonej dawki przyzywczai na tyle, żeby zmniejszył sie skręt i żeby można było redukować dawkę dalej,
CZY
Gdy się dojdzie do pewnej, niskiej dawki (po wielu miesiącach stosowania bupry), staje się w martwym punkcie - dawka jednocześnie wywołuje skręta i jednocześnie jest za niska, by tego skręta zaleczyć i organizm się nigdy do tej zmniejszonej dawki nie przyzwyczai?
To jest wielkie odkrycie w działania bupry, ponieważ:
Przeczytałam wszystkie wypowiedzi ludzi tutaj dotyczące bupry - każdy mówi, że nawet z dawki 0.5cm na 0.5cm jest W CHUJ CIĘŻKO zejść i że i tak był potem skręt.
Moje pytanie jest takie - czy ten skręt MUSI być, czy jak ktoś bardzo długo redukuje dawki do najmniejszych możliwych ilości (ja ten mały kawałek 0.5cm x 0.5cm dzielę na 4 części i rozkładam schodzenie na wiele tygodni), to w teorii JEST MOŻLIWE zejście z dawek, mając tylko lekkie skręty, czekając te kilka godzin do następnej dawki?
Bardzo zapraszam do dyskusji, bo na tym forum nikt jeszcze tego nie odkrył, każdy gadał, że po buprze MUSI być skręt i to jeszcze miesięczny, a ja zamierzam zbadać, czy ona rzeczywiście tak musi działać.
Pozdrawiam!
jezus_chytrus pisze:@up - dla mnie to również nielogiczne. Każda (a przynajmniej większość) aptek, nie tylko tych przyszpitalnych ma sejf i leki opioidowe.
jezus_chytrus pisze:Czyli morfinę / oxy kupię tylko w wyspecjalizowanych aptekach?
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/weedatwork.jpg)
Jeden na dziesięciu trzydziestolatków pracuje pod wpływem. Naukowcy biją na alarm
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/zdzojntempolak.png)
Polacy a marihuana w 2025 roku: Co mówią najnowsze badania?
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_artykul_skrot/uecocaine.jpg)
UE alarmuje: coraz więcej Europejczyków zażywa kokainę i inne ciężkie narkotyki
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/mississauga.png)
Szajka z Mississaugi kradła mleko dla niemowląt by kupić narkotyki. 11 osób aresztowanych
Peel Regional Police poinformowała, że po czteromiesięcznym dochodzeniu udało się rozpracować zorganizowaną grupę przestępczą, która zajmowała się kradzieżą produktów dla niemowląt i ich wymianą na narkotyki. W sprawie postawiono zarzuty 11 osobom.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/emblemat-kpp-gniezno.jpg)
Nie wiedzieli, że zatrzymują kolegę. Pijany policjant szalał na hulajnodze
Już jego „styl jazdy” zwracał uwagę, ale okazało się, że to dopiero początek problemów mężczyzny. Policjanci z Gniezna zatrzymali kierowcę hulajnogi. Miłośnik szaleństw na elektrycznym jednośladzie nie tylko był pijany, ale też miał przy sobie narkotyki. Lekkomyślny kierowca to... policjant.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/cannanxiety.jpg)
Koniec z lękiem po THC? Ten popularny terpen może być kluczem
Czy zdarzyło Ci się kiedyś poczuć niepokój lub lekką paranoję po użyciu marihuany? To częste doświadczenie, zwłaszcza przy mocniejszych odmianach, bogatych w THC. Od lat w branży konopnej krąży teoria „efektu otoczenia”, która sugeruje, że inne związki w roślinie mogą łagodzić te negatywne odczucia. Do niedawna była to jednak głównie opowieść. Teraz mamy twarde dowody.