Dział poświęcony wpływowi substancji psychoaktywnych na działalność człowieka.
ODPOWIEDZ
Posty: 3606 • Strona 109 z 361
  • 6 / / 0
Witam wszystkich na forum już ze 2 lata tu przebywam ale tylko czytając, teraz to się zmieni ;)

Idę z kolegą K do sklepu po lufki, bo chwile wcześniej ostatnia bleta poszła z dymem. Kartka z prawie dwójką dobrej indici u pana K w kiermanie. Stoimy w kolejce kiedy to do kumpla dzwoni ziomek i pyta czy mamy coś do zajarnia ustawiamy się z nim
nad jeziorem za 5 minut. Kupujemy lufki wychodzimy i udajemy się w stronę jeziora. Witamy się z kolegą P i kiedy już chcemy nabijać działa, a tu zonk :wall: K zgubił bake. Było tylko jedno miejsce gdzie mogło to się wydarzyć, a mianowicie sklep podczas wyciągania telefonu... Ale nie straciliśmy nadziei z racji, iż w tym sklepie pracuje kumpla siostra. Wracamy K pyta się jej czy nie zostawił tu przypadkiem żadnej "karteczki" ona na to, że nie. My załamani musieliśmy skombinować coś innego i kiedy to przyszliśmy po gastro naszym oczom ukzał się obraz 3 zajebanych ekspedientek z czego jedna myła podłogę mopem przez 5 minut w tyn samym miejscu ;-)
  • 22 / / 0
również się dołączę, było to może jakiś miesiąc temu, siedzę u ziomków, palimy od rana, noc nieprzespana ogólnie rozpierdol w głowie %-D koło 18 myśl: trzeba się zbierać na chatę, wstaję ubieram się, autobus za rogiem więc spoko:) buszek na pożegnanie i siadam sobie na przystanku, ludzie czekają więc zaraz podjedzie, spoko. Myślę sobie, muzyka by się przydała, szukam słuchawek po kieszeniach, dłuższą chwilę zajmuje mi rozplątanie ich po czym wkładam słuchawki do uszu, wyjmuję telefon i szukam odpowiedniego kawałka.
Muzyczka sobie leci, pogłaśniam telefon na cały regulator, bujam się w rytm muzyki... i tak kur** nagle popatrzyłam na spodnie, a tam leży telefon z niepodłączonymi słuchawkami, cholera :blush:
Słuchawki na uszach a muzyczka sobie leci przez głośniki w dodatku na cały regulator, ludzie dziwnie patrzą na mnie, co się im dziwić :-D teraz mnie to bawi, wtedy chciałam się zapaść pod ziemię :blush:
  • 352 / 97 / 0
Tobiasz miał dwie miłości - narkotyki i piłkę nożną. Oczywiście w piłce zakochał się najpierw, talent miał niesamowity, w lokalnej szkółce piłkarskiej wróżono mu co najmniej pierwszą ligę, a może i Ekstraklasę. W wieku 7 lat na wojewódzkim turnieju w swojej kategorii wiekowej został królem strzelców z przewagą 9 bramek nad następnym zawodnikiem, przez co na następne zawody został przesunięty do starszej grupy i też znalazł się w czołówce. Miałby wszystko, gdyby tylko ktoś w domu odpowiednio go poprowadził, poświęcił mu trochę uwagi, czy chociażby ucieszył się z kolejnego wyróżnienia. Te patologiczne kurwy nie były na ani jednym ważnym meczu Tobiego, ojciec co prawda dwa razy pojawił sie na trybunach, ale w takim stanie, że młody musiał sie wstydzić. Chodzili do jego domu nauczyciele, chodził trener i mówili rodzicom, ze chłopak z taką ilością energii, albo będzie grał w piłkę, albo skończy źle.

Tobi powoli zaczął romansować z narkotykami jako młody szczyl, parę lat po turnieju w którym został królem strzelców. Pierwsze nieśmiałe kontakty z baczką i fetą zaliczył na ławce w krzakach koło osiedlowego boiska, gdzie zawsze chętnie zapraszali go starsi po meczach.

- Masz młody, zapal sobie, zasłużyłeś - częstowali koledzy po meczu. Tobiasz wygrywał nam wszystkie osiedlowe spotkania, wkurwiałem się na ziomków, że młodego wciągają w to gówno, bo dla 12 latka to i zielsko jest gównem. Przynajmniej tak wynika z moich obserwacji.

Młody był bystry nie wiadomo skąd, wszyscy jego bracia i siostry (a miał ich kilkoro, bo rodzice mnożyli się na potęgę w pijackim amoku) to skończeni patole. Dosyć powiedzieć, że z 4 braci po skończeniu osiemnastki tylko jeden został na wolności i to zupełnie przez przypadek. Wracając do naszego bohatera - Tobi stopniowo porzucał piłkę dla imprez. W wieku 15 lat trener wyjebał go z drużyny, choć interesowało się już wtedy kilka drużyn z II i I ligi nim. Młody przychodził, albo konkretnie naćpany do roboty, albo na potwornym zjeździe, przez co nie nadawał się do niczego. Piłka poszła się jebać, zostały imprezy, aż w końcu Tobi zniknął. Spakował się i wyruszył w świat.

__________

- Halo? - odbieram telefon mocno zaspany. Jak ja kurwa lubie jak ktoś dzwoni o 7 rano
- Typ? - usłyszałem z drugiej strony.
- Tak, Typ. Kto mówi?! I na litość boską, dlaczego o 7 rano?!?! - lekko podirytowany odpowiadam przeczuwając jakiś jebany konkurs, w którym mogę wygrać sto złotych, jak tyko wyślę pierdylion smsów po 10 zł każdy.
- Siema, siema. Tu Tobiasz, pamiętasz? - prawie wypadła mi słuchawka z rąk.
- No jasne, co tam u ciebie? Coś się stało? - miałem ochotę zadać jeszcze milion pytań, ale się powstrzymałem
- Wiesz mam taki biznes do ciebie, ale może się umówimy się u mnie na wiosce w pubie?

Umówiliśmy się tego samego dnia w jego nowym miejscu zamieszkania, niewielkiej wiosce pod moim miastem. Zahaczyłem o bankomat po drodze, spodziewałem się, że będzie to finansowa prośba, pamiętając ostatnie spotkanie z Tobim, wiedziałem, że zastanę wrak człowieka. Zależało mi jednak na spotkaniu, lubiłem chłopaka, miałem jakiś sentyment do niego - walczył długo z patologią swojej rodziny, ale w końcu i go złamali.

Wchodzę do pubu, a tam niespodzianka. Chłop wygląda świetnie, żadnych oznak kaca/zjazdu, normalnie ubrany, generalnie wszystko cacy. Zapytałem się gdzie się podziewał cały czas.

- Wiesz stary... ruszyłem w długą. Trzy lata w ciągu, non stop albo naspidowany, albo najebany, pracowałem w dupie i mieszkałem chuj wie gdzie. Po którymś melanżu zrzygałem się krwią i zabrali mnie do szpitala. Dwa miesiące leżałem i jak wychodziłem powiedzieli, że to żółta kartka, kolejnego ostrzeżenia nie będzie. Wiesz kurwa, do chaty nie miałem wracać po co, spaliłem wszystkie mosty, odciąłem się kompletnie, ale też kompletnie nie miałem gdzie wracać.

Tobi trafił do noclegowni, gdzie pomagał przy prowadzeniu tej placówki. W końcu zaczął organizować treningi i mecze dla bywalców tego ośrodka, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Tobiasz wrócił do życia, już nie myślał o dragach, ale o kolejnym treningu, meczu. Szcześliwie znalazł bratnią duszę w noclegowni, chłopaka o podobnej historii, aż w końcu postanowili wyprowadzić się do kumpla rodziny, do jego obecnego miejsca zamieszkania.

- Chodź, coś ci pokażę - Tobi wstał i ruszył na dwór. Pokazał mi boisko, a właściwie coś co powinno być boiskiem. Kartofel jakich wiele w Polsce, dziury i błoto. Za szatnie robił przeciekający barak, a piłki mieli dwie. Obie chujowe - Widzisz to? Dlatego zadzwoniłem do ciebie. Pamiętam, że jako jeden z niewielu miałeś ochotę coś robić, nie chciałbyś pomóc?
- Ale jak? Stary nie mam siana za dużo, nie pomogę finansowo
- Wystarczy, że pomógłbyś mi ogarnąć po meczach trochę, ewentualnie porozwoził kilku chłopaków po meczu. Stary, tu same patole mieszkają. Te dzieciaki skończą jak ja, jak ktoś im nie pomoże.

Zaimponował mi. Jasne, że się zgodziłem, te parę groszy na benzynę wysupłam. Już po pierwszym meczu wiedziałem, że dla Tobiego i jego kumpla to całe życie, 100% pasji, 0% pokazówki. Parę tygodni później pojawił się na meczu koleś samochodem zbyt dobrym jak na mieszkańca tej wioski. Obejrzał cały mecz po czym podszedł do nas po meczu.

- Panowie tu odpowiedzialni za ten syf jesteście? - dosyć niemiło zaczęła się rozmowa
- Owszem, coś się stalo?
- Nie, nic. Straszny syf tu na tym boisku, nie możecie coś zrobić?
- Chcielibyśmy, ale gmina nic nie daje, a we wsi bieda i nikt składek nie będzie płacił.
- To ja mam propozycję.

Facet okazał się być przedsiębiorcą z pobliskiego miasteczka, prowadził kilka sklepów spożywczych i hurtowni. Zaproponował pełny sponsoring, odnowienie boiska, szatni, pomoc dla dzieciaków, no kurwa wszystko. Jak nam powiedział przy piwie, co może zaoferować to mało nie spadliśmy z krzeseł.

- Panowie, ja już swoje zarobiłem. Spierdoliła mi żona, dziecko, sam zostałem przez tą jebaną robotę. Coś musze zrobić

Koniec historii jest tak happy endowy, że mógłbym pod postem wrzucić kilogram lukru i happy Kitty dla zobrazowania sytuacji. Gość jak powiedział tak zrobił. Mało tego, Tobi i jego w tej chwili współpracownik dostali normalną pensję, a nawet mieszkanie. Od tej sytuacji minęło parę lat, młody ma żonę i dziecko, pracuje w klubie i robi to co kocha. Prezes, bo tak nazywaliśmy dobroczyńcę, stał się dla niego ojcem, którego tak mu brakowało, ale i vice versa, Tobi stał sie synem dla tego kolesia, który przez własną głupotę stracił swoje dziecko.

Byłem go ostatnio odwiedzić. Stał w firmowym dresie na zieloniutkim, równym boisku z gwizdkiem w gębie, otoczony przez grupę dzieciaków. Teraz już zjeżdzają z okolicznych wiosek do jego szkółki.

- Stary, nie boisz się, że demony z przeszłości powrócą? - zapytałem go jak rzucił piłkę w kierunku grupki dzieci.
- Demony? Widzisz te maluchy biegające po boisku? To są moje demony, ale przyszłości.
  • 352 / 97 / 0
Od razu hurtem, druga historia (nie miałem netu w domu to pisałem). Już typowa, żeby nie było, że mi na mózg jebło (aczkolwiek historia Tobiasza, choć cukierkowa to uważam, że godna podzielenia się).

Część pierwsza:

- Słuchaj Typie. Gruby robi impreze - usłyszałem znajomy głos w słuchawce pałaszując śniadanie.
- Jaką?
- No kurwa, taką dla znajomych. Mówił, że kameralnie będzie. Tam wiesz, u niego. Jedziesz?
- Jasna sprawa. Kiedy?
- Zaraz.
- Ok. Podjeżdżaj.

Szczęśliwie się złożyło, że miałem dwa dni urlopu do odebrania w pracy, a że Gruby mieszka w Niemczech, to nie spodziewałem się rychłego powrotu. Szczególnie, że jak Gruby robi melanż to nigdy nie kończyło się na jednym dniu. Szczątkowe informacje jakie dostałem wskazywały na konieczność zabrania dodatkowej pary rzeczy "do ujebania" i przygotowania się na powrotny ból głowy, czyli zapakowania do apteczki podstawowych medykamentów każdego melanżownika - magnez, witaminy, aspiryna i stoperan (szczególnie stoperan). Sięgam po walizkę, otwieram i mam wrażenie, ze otworzyłem jakąś pierdoloną puszkę pandory, albo sarkofag ze zdechłym kotem. Naszym kotem. Zatykający dziurki od nosa odór rozgościł się w całym mieszkaniu wywabiając współlokatora ze swojego pokoju, który pogrążony w depresji (przynajmniej tak twierdzi) nie wychylał nosa poza swój teren przez ostatnie dwa dni. W pierwszym momencie pomyślałem, że może on tak jebie i jak się okazało, owszem on też jebie, ale głównym źródłem tego zapaszku była jednak moja walizka.

Szybko zlokalizowałem źródło owego fetoru. Jeżeli zastanawiacie się, czy McWrap się psuje, to nie musicie sprawdzać. Psuje sie. W mało spektakularny sposób, chociaż zależy jak na to patrzeć - kolorki są całkiem, całkiem... ale dobra, nie o tym miało być.

Wybija godzina zero, Golf drugiej generacji z charakterystycznym dla siebie dieslowskim buczeniem wtoczył się pod moje mieszkanie i radośnie pierdolnął klaksonem ku uciesze wszystkich sąsiadów. Kiedy schodziłem ze swoją jeszcze lekko śmierdzącą walizką pod oknami rozbrzmiewał donośny stukot silnika cofanego przynajmniej kilka razy. Mam wrażenie, że nawet całkiem regularnie, ileż kurwa czasu można mieć 140 000 na budziku. Ten dźwięk perfekcyjnie zgrywał się z popierdywaniem przeżartego rdzą tłumika wydobywając z siebie niesamowite ilości spalin. I ta osobliwa cyrko-orkiestra przywitała mnie u progu drzwi do klatki, które od lat dumnie prezentują się z zajebiście wielkim napisem namalowanym "szprajem" o uroczej treści: Grzyb pany, a Borsuk to kurwa.

- Co ty stary, na węgiel tym gównem jeździsz? - kieruje swoje słowa w obłok siwego dymu za którym (jestem niemalże pewien) znajduje się mój środek transportu.

- Ha kurwa, ha. Dżołk roku, wsiadaj głąbie już i tak mamy spóźnienie - zostałem powitany radośnie przez Ziomeczka właściciela pojazdu, w którym spędzę następne kilka godzin.

Pierwszą radosną informacją w samochodzie była obecność brata Ziomeczka, naszego szofera. Abstynenta. No dobra, prawie absynenta - bezalkoholik. Dźwięk pierwszej otwieranej butelki zlał się z odgłosem zamykania drzwi i wyruszyliśmy w drogę.

Jeden browar, drugi, trzeci...

- Sikuuu. Panie kierowco sikuuuu - chóralnie zgłaszamy z Ziomeczkiem swoją potrzebę.
- A... a... ale kurwa, zno...
- Siku, siku, siku! - nie dajemy za wygraną.
- No kurwa, przecież dopiero co czterdzieści minut jedziemy. Dobra na następnej zatoczce zjadę.

Jak powiedział tak zrobił. Od dawna zastanawiałem się dlaczego kałuże zawsze, ale to zawsze są po stronie moich drzwi i dlaczego za każdym razem wygląda to jak 2 mm wody na betonie, a okazuje się być jebaną dziurą po kostkę, ale i tym razem nie znalazłem odpowiedzi. Musiałem za to znaleźć w ekspresowym tempie suche skarpety co doprowadziło do przykrego odkrycia - walizka nadal jebie, zatem to nie tylko leciwy McWrap był źródłem straszliwego odoru wydobywającego się z mojej walizki.

Dalsza część drogi upłynęła na konsekwentnym napełnianiu i opróżnianiu pęcherzy w kompletnym spokoju.

Przypadkiem, zupełnie przypadkowo i jakże szczęśliwie w kieszeni u Ziomeczka znalazły się "będące w nielegalnej dystrybucji kolorowe papierowe znaczki przedstawiające różne symbole graficzne nasączone roztworem LSD". Upewniając się organoleptycznie, że owe znaczki aby na pewno są nasączone dietyloamidem kwasu D-lizergowego udaliśmy się w dalszą podróż. Już tylko półtorej godziny zostało, więc idealny czas na wyklucie się fazy.

Zbliżamy się do celu, powoli kolory zaczynają nabierać nowego znaczenia podjeżdzamy pod wskazane miejsce, zadziwiająco dużo samochodów. Chyba to nie jest jednak jakiś melanż w wąskim gronie. Sama miejscówka zajebista. Polanka z domkami letniskowymi i miejscem odgrodzonym żywopłotem, gdzie odbywała się rzeczona impreza. Dochodzimy do bramy - swoją drogą montowanie bramy w żywopłocie wygląda dosyć osobliwie, choć mogła to być sprawka coraz kwaśniejszej percepcji - otwieramy...

A tam...


Masakracja, że tak sobie zacytować pana Dariusza Szpakowskiego.

Okazało się, że to nie melanż, a bankiet. Duży bankiet. Bardzo... kurwa duży bankiett. Z okazji otwarcia nowej firmy zajmującej się sprzedażą kiełbasy na festynach. Innymi słowy - bratwurst party

Fakt numer 1, o którym nie wiedzieliśmy:

- Gruby dostał spadek i postanowił kontynuować masarskie tradycje rodzinne.

Fakt numer 2, o którym nie wiedzieliśmy:

- Zaprosił lokalnych producentów kiełbasy na imprezę

Fakt numer 3, o którym nie wiedzieliśmy, ale kurewsko nas zaskoczył:

- Część osób była przebrana za ... kiełbasę, a reszta miała kiełbasiane papierowe czapeczki

I wreszcie fakt numer 4 o którym Ziomeczek wiedział, a ja nie:

- Kompletnie popierdolił to co mu Gruby powiedział, bo dokładnie opisał co jest grane.

Jeszcze fakt numer 5, ale to już pewnie sami wiecie:

Zupełnie niespodziewanie okazało się, że to nie jest miejsce dla nas.

(Część druga jak mi się kurwa zachce napisać to będzie)
  • 1743 / 25 / 0
Może ja wieczorem przy kawce akurat mając wenę rzucę jakąś anagdotką, albo kilkoma :-)

Anegdota nr1:

Połowa lipca. Piękna wakacyjna pogoda, ciepło jak w dupie u murzyna. Po moim wykańczającym ciągu alkoholowym od marca do maja, kiedy to dopadło mnie zapalenie trzustki nie piłem już jakiś niecały kwartał. Jako, że świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia prócz jakiegoś tam skromnego klonika na sen postanowiłem w ten dzień uraczyć się tramadolem. Siedziałem w domu i nie miałem ochoty wychodzić na tę parówę na dwór więc wziąłem sobie 500mg (5 Poltramów retard) i sobie zanudzam. Telefon na milczy ogólnie wyjebane, ale jak lek zaczął działać zrobiłem sporą głupotę, a dokładniej wskoczyłem sobie na GG. Profil dostępny a co tam, świat jest lepszy w końcu jak to po opioidzie będącym SNRI. A tu mi ziomek z bloku obok pisze wiadomość czy nie jadę nad jezioro. Jest to człowiek, któremu strasznie trudno cokolwiek odmówić, jak już pije to jest bomba, fifki sam wpycha do ust i ogólnie jakiś agresor czasami łapie takie a'la ADHD ;-) . Odpisuję mu, że nie jade nad jezioro on mi na to "Co ty pierdolisz za 10 minut jestem". Tego się spodziewałem, a plan wyjścia mi nie pasował na dany dzień i to bardzo. No trudno. Kolega podjeżdża ja schodzę do niego. Przyjechał swoim maluchem :cheesy: (na tamte czasy jeździł on maluchem i to po ulicy i to po chodnikach, ogólnie dobry kierowca trochę nakręcony, zawsze jakieś piosenki typu Perfect - Nie płacz Ewka puszczał i w drogę maluszkiem ;-) Jeszcze z jednym ziomkiem był. Ja do nich wychodzę, trochę mnie histamina daję się we znaki, drapię się po głowie (chyba jeszcze z 200mg dorzuciłem wychodząc z domu) i tłumacze, że nie chce mi się jechać. Oczywiście nie dało rady się wykręcić więc wsiadłem do maluszka i jedziemy. Zahaczyliśmy żabkę, w której pierwszy raz od 2,5 miecha kupiłem alkohol, w sumie to 1-2 piwka zubry czy Tyskie bodaj i tak pobocznymi drogami wyjechaliśmy po za moje miasto na wiochę nad jeziorko. Po piwkach tramadol całkiem mi się załadował, wychodzimy na polu przy jeziorku ja od piwa i zaduszki zlany potem, pufam jak po stymulantach i idziemy na pomost. Oczywiście kierowca malucha nie pierdolił się w temacie i rozbieg i chlup na główkę :cheesy: Ja sobie z piwem w r ęku, a piłem je wolno jak skurwesyn idę na pomost i drugi ziom mnie pyta czy idę do wody. Wtedy taki naburmuszony Poltramem jebłem hasło "A co ja płaz czy gad jestem żeby w wodzie przebywać ja ssakiem jestem idę piwko dopić na ławeczkę" ogólnie pełno ludzi się na mnie spojrzeli co ja pierdolę :cool: no nic małolaci jacyś poszedłem na ławkę. Jako, że po drodze nad jezioro pojawiło się jeszcze palenie ziółka zajebany jak bonzo tym trampkiem i ziołem, którego du zo nie palę siedze sobie i piję piwo. Po jakiejś godzince sytuacja uległa diametralnej zmianie, zrobiło się wieczorowo komfortowo i chłopaki zmęczeni ja zacząłem drygować. Podjechaliśmy do jakiegoś wiejskiego sklrepu po jeszcze browary i jakoś wróciliśmy spowrotem. Jeden ziomek potem mi mówił, że szkoda, że on nie wziął sobie trampka, bo siedzieliśmy jeszcze na ławce i czułem się jak na pixach podczas gdy chłopoki kończąc piwo byli wycieńczeni. Rozłączylismy się i już chyba nie szukali żadnych stymulantów tego dnia. Ja co najwyżej byłem zły na siebie że po takiej długiej przerwie wypiłem te 3-4 browary, ale z kierowcą malucha na trzeźwo nie szłoby jechać, a nie wziąłem w ową podróż ze sobą klonów (może i lepiej). Mile wspominam ten dzień do dziś, a było to w 2012 roku (całe Euro zero alkoholu tylko palenie i czasem paczka dobrego bakallandu z Kauflandu ;]

Anegdotka nr2:

Siedzimy u ziomka na domówce, przyszła taka spoko kumpela kiedyś się z nią troszku balowało i przyniosła bodajże flaszkę. My pilismy z braku kasy jakieś tanie piwa i litrowe napoje winopodobne żołądkowo-gorzkie chyba czy tam jabłko-mięta nie pamiętam... No, ale wszystko co dobre szybko się kończy, no i tak siedzimy w kilku a tu procentów brak, nie wiem czy to była moja inicjatywa, czy ktoś mnie o to poprosił, ale przyniosłem z domu psychotropy (benzosy) :cheesy: Ogólnie byliśmy w takiej ekipie, że wiadomym było, że będzie klawo %-D Miałem wtedy Zomiren jedynki i Cloranxen bodaj dzisiątki. No i potem pamiętam tyle że jakiś alkohol jeszcze się przewinął i tabletki były i fanta fatima benzosów ni ma :-) Cała impreza to jedna wielka dziura, najlepszą akcję zrobił jeden kumpel, który wyszedł na balkon, po chwili ktoś dzwoni do drzwi, a tu ten sam kumpel - model balkonami z 3 piętra zszedł na dół i wrócił klatką schodową :cheesy: Drugi dzień rano pobudka - gospodarz domu spał u siebie my w drugim pokoju w 3 osoby na łóżku, ale potem zostaliśmy tylko w trójkę na gigantycznym kacu - gospodarz, kumpela i ja. Zero butelek do oddania, czacha dymi no coś było trzeba załatwić - wyszedłem i poszedłem do warzywniaka na rogu - wtedy jeszcze byłem tam mało przypałowy. Mówie do ekspedientki, że coś mi wypadło i potrzebuję dyche i potem oddam, nie wiem jak jej to nawkręcałem ale mi dała :cheesy: na 3 osoby ciężko coś poprawić, ale styknęło na jakieś piwko 7-8% i butelkę nalewki litrowej i wróciłem z towarzyszami wypić swojego rodzaju "otrzeźwiałkę". Do dziś słyszę opowiadania, że było tam więcej ludzi i się przewijali mało co jednak pamiętam :scared:

Anegdotka nr3:

To tak na deser taki niezapomniany dzień :-) Na moich blokach obecnie jest pustkowie i widać tylko grupki małolatów, za naszych czasów było oczywiście inaczej 24/7/365 zawsze wychodząc stał ktoś na klatce i się dołanczałeś, telefony były zbędne tzw. era domofonów :cheesy: no ale do rzeczy. Wyszedłem i spotkałem kilka osób znaczy za dwie, ale potem doszło znowu z dwóch i tak utworzyła się taka grupka. Niektórzy widać w danym dniu mieli już spotkanie z Panią Marysią i Panem Włodkiem do tego przekrój grupy od recydywy, przez osiedlowych "chachmyntów :cheesy: ", po spokojnych ludzi. Znów z pieniędzmi krucho to piło się no niektórzy jakieś piwko, inni naleweczki :-) No i znów kumpel gospodarz rzucił hasło: możemy iść do mnie mam wolną chate. Znów wiadome było, że skończy się to hecownie, ruszyliśmy do sklepu dokupić alko i do ziomka. Po drodze wychodząc z przesmyku dwóch bloków stał duży radiowóz "tzw. duża suka". No chyba tam jakiś dwóch młodzików z prewencji było więc nie przejęliśmy się zbytnio tym faktem, oni na nas patrzą my każdy butelki po piwie w ręce do sklepu na wymianę. No i wróciliśmy do ziomka. A zimno się już robiło to na domówce alkohol bardziej w baniak wchodzi i do tego muzyczka :cool: No to każdy z każdym cosik tam dyskutuje procentów ubywa, promili przybywa i tak duszno trochę więc kolega otwiera balkon a tam na dole cały czas stała ta duża suka. No to jeden głośnik daliśmy na balkon, a gospodarz domu na całą pizde zaczął puszczać piosenki typu WSP - Psy, coś tam molesty ze skandalu leciało, ogólnie z czasem coraz ostrzejsze antypolicyjne piosenki. My pijemy w najlepsze, a tu z jednej dużej suki zrobiły się cztery %-D no i domofon do drzwi i chcą do nas wejść na imprezę. Zrobił się chaos. Ci bardziej awanturni chwycili za noże otworzyli okno w kuchni i zaczeło się :cheesy: HWDP wypierdalać itp itd. Dzwonienie domofonem zamieniło się w pukanie do drzwi. Ziomki wyzywają przez okno na korytarz policjantów sytuacja napięta się zrobiła. Ja siedziałem w salonie z jednym ze spokojniejszych, a tak właściwie najspokojniejszych ludzi z towarzystwa. Człowiekiem, który jako jedyny na tych blokach mimo zamiłowania do picia jest magistrem i odznacza go stoicki spokój. Ja już zacząłem się denerwować bo tylko drzwi dzieliły natrętnych policjantów od ludzi z nozami w ręce. Pytam się popijając nalewkę tego kumpla - to tu normalne, on mi na to odpowiada - spokojnie to jest całkowicie normalne tutaj :cheesy: Drzwi de facto nie otworzyliśmy bo stałaby się tragedia, policaj pojechała w końcu jakoś się adrenalina i testosteron ucichnęły po jakimś czasie wyszliśmy. Gospodarz dostał 300 czy 350zł mandatu za ten balet ;]
Non omnis moriar.
  • 418 / 1 / 0
raz z ziomkiem od rana walilismy wóde i przyjebalismy na dokladke soczystego pol metrowego bongosa. jako że dobrze byłoby przypalic cos a nic na koncie to do sklepu, wchodzimy tacy zajebani, podchodze na chemiczno/cosikowy dzial i do babki (no koło 20 miała) że karte do Orange za dziesione i wgl, babka patrzy i pyta
- pada deszcz?
patrze tak z ziomkiem po sobie, drapie sie po glowie i mówię mu na ucho że - chuja nie wiem. Na to ziomek pizda na cały sklep że idzie sprawdzić, otwiera drzwi, wraca, podchodzi zajebany do kasy, ekspedientka:
- i co?
ziomek taki mindfuck :
- zapomnialem.

II

Siedzimy sobie elegancko u mnie na havirce, miał być jakiś większy melanż to dwójka typków wrzuciła jakieś neuroleptyki (nie wiem co to było, ziomek przyniósł), siedzą tacy zajebani i jeden do mnie:
- A ty masz całą chatę wolną?
(jednopokojowe mieszkanie)
Aa, a, kotków sześć,
Nieskończoność w szklance mieść.
  • 284 / 4 / 0
Rozmowa z moją Panią po jej pierwszej przypadkowej próbie z małą dawką MXE. Ja kompletnie upalony.

Ja: A jakbym połączył metoksetaminę z Acodinem?
Pani: to byś zbudował zamek z malinowych galaretek!

kocham ją :heart: :-D
There is no dark side in the Moon, really. Matter of fact, it's all dark.
Też boję się ciemności, chcę mieć przezroczystą trumnę!
  • 803 / 40 / 0
3 dni strzelania kota za kotem (6-8 paczek acataru dobowo) do tego po ok. 6 paczek Acodinu + alko, trochę kody i maku
po krótkim aco-omdleniu ocknąłem się na łóżku w pokoju hotelowym, z szafki nocnej zniknęły ułożone w szereg szpryce z metkatem o co obwiniam przyglądających mi się ludzi, po chwili jednak zaczyna mnie zastanawiać dlaczego nie bronią się przed zarzutami ani nie poruszają, okazuje się, że są butelkami

klient z kolejki w aptece jak mnie zobaczył to stwierdził, że przyszedłem po "kilo Tramalu", z kolei farmaceuta z najbliższej całodobowej apteki, że musi też sobie tego spróbować

niecałą dobę później na squocie w okolicy dworca głównego
migawka 1: otwieramy drugą 1,5l butelkę spirytusu, radość
migawka 2: kilkukrotnie z rozpędu walę głową w coś twardego, mój dziki śmiech, krzyki
migawka 3: słyszę "rozwaliłeś stół"
odzyskuję świadomość parę kilometrów dalej nad rzeką, bez plecaka, dokumentów, pieniędzy i butów

huczne ci to były święta %-D
na dniach wbijam się do psychiatryka
Ostatnio zmieniony 28 grudnia 2013 przez qtacz, łącznie zmieniany 3 razy.
per rectum ad astra
▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬
1. fragment interesującego wykładu
2. o samobóju bez nadętej bufonady
  • 238 / / 0
Tydzień temu tripowaliśmy w 6 osób na 2C-P. W pokoju pojawił się Siódmy (wyimaginowana postać), który ciągle gdzieś krążył, krył się pod stołem, widoczny w kąciku oka, chował się za krzakami, gdy wyszliśmy na zewnątrz. W końcu na olał i poszedł na melanż do klubu.
Dwa dni temu, sytuacja taka sama, z tym że jest na piątka i Siódmy powrócił pod postacią Szóstego.
Rozkmina:
A jak za kolejny tydzień będzie na czwórka i pojawi się Piąty. A jeszcze następnego tygodnia będziemy w trójkę razem z Czwartym. Za trzy tygodnie będziemy się bawić z Trzecim. A za cztery - "Ej, gdzie jest drugi?". I zaczyna się robić nieciekawie. %-D
życie jak las vegas parano
  • 17 / / 0
a wiec tak ostatnio bedac na dworze chcielismy przycpac kode a ze bylo to swieto to tylko jedna apteka byla czynna i troche dziwnie nam bylo wejsc jeden po drugim (nastolatki) po "2 paczki thiocodinu" wiec pol zartem mowie do 3 kolegi zeby poszedl po 4 paczki a on na to ze spoko... chwila pozniej wychodzi z apteki ban na ryju i mowi ale beka mowie do aptekarki 4 paczki thiocodinu a ona sie zasmiala i mowi o widze ze ktos ma mocny kaszel


innym razem ide z kolega i 2 kolezankami one ida z metr za nami a ja zaciekle opowiadam cos koledze (o ile dobrze pamietam to bylem nafukany pentedronem) on z wyjatkowa uwaga mnie slucha w pewnym momencie zza plecow slysze slowa kolezanki "...Malbork" przerwalem opowiadanie koledze w glowie slysze tylko "malbork malbork malbork" i mowie
Ja-Malbork.....ty kurwa co ja Ci mowilem
Kolega-(ktory ciagle mnie bardzo uwaznie sluchal)yyy... no ten cos tam mowiles
dupy nie urywaja te opowiesci ale to w koncu maja byc anegdoty...
ODPOWIEDZ
Posty: 3606 • Strona 109 z 361
NarkoMemy dodaj swój
[mem]
Artykuły
Newsy
[img]
Legalizacja marihuany a młodzież: Nowy raport z USA obala mity

Czy legalizacja marihuany dla dorosłych sprawi, że nastolatki zaczną masowo po nią sięgać? To jeden z najczęstszych argumentów przeciwników zmian w prawie. Najnowszy, obszerny raport federalny ze Stanów Zjednoczonych pokazuje coś zupełnie innego. Użycie marihuany przez młodzież nie tylko nie rośnie, ale w niektórych grupach nawet spada. Czas przyjrzeć się faktom.

[img]
Palenie marihuany trzykrotnie zwiększa ryzyko raka jamy ustnej w ciągu pięciu lat

Najnowsze badania naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego pokazują, że osoby z zaburzeniami związanymi z używaniem marihuany (CUD) mają ponad trzykrotnie wyższe ryzyko zachorowania na raka jamy ustnej w ciągu pięciu lat. Związek ten utrzymuje się nawet po uwzględnieniu takich czynników jak palenie tytoniu czy wiek. Wyniki rzucają nowe światło na potencjalne zagrożenia zdrowotne związane z długotrwałym i intensywnym używaniem konopi.

[img]
Marihuana i psychodeliki oceniane najwyżej w leczeniu zaburzeń odżywiania

Czy marihuana i psychodeliki mogą zrewolucjonizować leczenie anoreksji i bulimii? Nowe badanie opublikowane przez Amerykańskie Towarzystwo Medyczne (AMA) wskazuje, że pacjenci oceniają konopie i klasyczne psychodeliki jako najskuteczniejsze substancje w łagodzeniu ich objawów.