Dział poświęcony wpływowi substancji psychoaktywnych na działalność człowieka.
ODPOWIEDZ
Posty: 16 • Strona 1 z 2
  • 104 / 14 / 0
Obiecałem opisać mój pierwszy raz z kwasem i oto dotrzymuje słowa.
Na początku pragnę dodać , że NIGDY nie miałem absolutnie żadnej styczności z psychodelikami tej rangi, tudzież grzybami i całą resztą materiału. Z Mery mam duże doświadczenie i nie raz porobiłem się do stanu lekkiego utracenia świadomości, ale po tym co przeżyłem na LSD nie można absolutnie porównać do czegokolwiek.
To co teraz napiszę nie powinno być odebrane jako wywyższanie się !!! To również bardzo ważna informacja, żebyś mógł uzmysłowić sobie rangę oraz siłę wydarzenia.

Kiedyś jak byłem młody, to wiadomo, że tak jak wszyscy wpierdalałem co było w samarze – raz było zajebiście, raz się popychało zaprawę do betoniary albo Mery z Brixu, taki life, kiermany puste, w łbie pierdolnik – znasz to. Później była przerwa i doszedłem do pewnego tam statusu i poziomu w życiu, więc jak już dla frajdy (tudzież innego powodu) ćpam, to bardzo przykładam uwagę do tego, jakiej jest to kategorii. Czyli, nie mam praktycznie z ulicznym brudem nic do czynienia- tak sobie kminie popychadło, że zawsze daleko frunę, a ciut za dużo potrafi narobić już bałaganu. Po prostu mam możliwość WGLĄDU do tego, co konkretnie ogarniam dla siebie, ZAWSZE jest to najlepsza jakość, jaką można dostać.

Każdy z ćpunów wie, co znaczy dobry stuff. Ty też na bank miałeś parę razy w życiu lub częściej taki towar, że wypierdoliło cię z butów i pospadały skarpety – niezależnie czy to koks czy majka. Czyli rozumiesz, że jeśli tak jak ja, masz zawsze taki mega trip, to ciężko cię czymś jako tako zaskoczyć , szczególnie jeśli mowa o całkowicie odrębnej grupie dragów.
Od jakiegoś czasu, a dokładnie od paru miesięcy dumałem sobie, żeby spróbować czegoś całkowicie nowego. Mój przyjaciel tripował ponad sto razy na LSD. Często rozkminiał mi o tym, także co nieco wiedziałem już wiele lat temu.
Zakładałem, że wbijam się albo na opiaty albo na psychodeliki. Pół roku czytałem HR ( wielu z was nie docenia wartości tego forum) i przerobiłem wszelkie możliwe encyklopedie, a nawet książki oscylujące w tej tematyce. Poznałem więc TEORETYCZNIE obie te grupy jak najlepiej mogłem. Zrobiłem bilans zysków i strat odnosząc się do możliwych skutków tudzież efektów ubocznych a’la Montii. Uznałem opiaty za zbyt groźne, lecz o końcowej decyzji zadecydowały posty opiatowców na HR. Uznałem, że to dla mnie zbyt ryzykowne.
Więc psychodeliki. Wiedza, jaką zgromadziłem przed zaaplikowaniem kartonu dawała mi poczucie sytości i bezpieczeństwa plus doświadczony kompan podstawa. Tu zaczyna się akcja.

Podmiot liryczny NA MIEJSCA, GOTÓW, START!
Tego dnia pracuje, więc z rana było szurane, bo cały tydzień nie byłem zbytnio wypoczęty. O godzinie 12 aplikuje drugiego i bardzo małego sznura mega dobrego Władka. Mam mieszane myśli, czy wrzucać LSD. Kumpel pisze wiadomość, że to dobry moment, aby skosztować – sam przecież już się stęsknił za kwasem. Uznaję, kierując się świadomie jego sugestią (ach, ta słaba wola…), że to był dobry dzień, oraz że Władek niuchany o 12 zdąży trochę zejść do wieczora. Wrzucam na luz, wracam do domu, kąpie się i sprzątam, żeby było przyjemnie tripować. Bardzo istotny szczegół, o którym się zapomina- porządek.

Ale ja nie zapominam.

Kumpel puka, otwieram, akurat przyszedł przed czasem. Mieliśmy zacząć o 19, ale nie ma na co czekać- wrzucamy z przyjacielem po PÓŁ kartonu około 17. Wiem, że minie około pół godziny zanim kwas zacznie klepać. Zaznaczam, że cały dzień celowo nic nie jadłem.
Leże na kanapie, muza leci, ładna pogoda, dobry humor- wszystko się zgadza.

Kumpel zastrzega i wielokrotnie powtarza: „Nie czekaj na wejście, rób to co zawsze”. He, łatwo kurwa powiedzieć. Im bardziej staram się o tym nie myśleć, tym bardziej myślę. Przecież każdy, kto ma do czynienia z tajemniczym LSD pierwszy raz w życiu obserwuje co się dzieje i czeka na działanie (szczególnie, gdy się wrzuca kwasa na pełnej świadomce z czym ma się do czynienia, jak ja – bynajmniej książkowo).

Po maksymalnie pięciu minutach czuję się tak, jakbym zajarał skuna i wypił ze dwa piwa. Z minuty na minutę robi mi się coraz weselej, nie wiem w sumie dlaczego, ale tak jestem podjarany tym, że nie mogę przestać cieszyć pyska. Ziomek coś żartuje, ale trochę go nie rozumiem. Nie dlatego, że jestem naćpany, ale dlatego, że koncentruję się na doznaniach, a raczej na nie czekam.
Po około dwudziestu minutach odczuwam jak pocą mi się ręce. Momentami patrzę na obraz. Mój kwiatek pod obrazem lekko się porusza, jakby faluje.
W tle leci boiler room Solomun (ZAJEBISTY NA KAŻDY TRIP!! https://www.youtube.com/watch?v=bk6Xst6euQk&t=8s )

Patrzę na ekran telewizora i doświadczam farb i ostrości. Nie rozumiesz tego, jeśli nigdy nie brałeś LSD. To jest Takie High Definition, jakiego nie zapewni ci najlepszej jakości Blu Ray. Mrugam, bo nie ogarniam tego, że zaczynam widzieć odciski palców na konsoli Dj, który gra ten zajebisty set. Widzę krople potu na jego czole, osobne włosy gdzieś na twarzy, torebkę jakiejś dupy co tańczy obok. Ogólnie zaczynam jakby rozumieć barwy, ale to jeszcze nie jest to co się niebawem stanie. Już oszałamia mnie ten stan, nie staram się tego rozkminić nawet – ba, nawet nie chcę. Po prostu czysty rausz już tylko w tym. Wydaje mi się, że minęło 5 minut. Pytam zioma czy już minęło pół h. Minęła godzina…

Pojęcie czasu nie istnieje. Nie dasz rady zauważyć jak mijają minuty. Zerkam na stół, który stoi przy rogówce, na chwilę się zawieszam. Nagle widzę jakby parę, tak jakby ten stół parował, ale ja WIEM, że to nie jest para – to jest dusza tego drewna. Drewno pracuje, oddycha, jakby biło w nim serce, jakby żyło. Nikt nigdy o tym nie pisał, ani nie mówił, ale ja to po prostu WIEM. Moja świadomość wbiła się niezauważalnie na jakiś wyższy poziom, w sumie nie wiem o co biega a zarazem wiem wszystko i wszystko staje się jasne. Obraz trochę faluje, ale w ramach które każą mi rozumieć wiarygodność i autentyczność tego wydarzenia. Przedmioty poruszają się, ale bez jakiejś chorej, nienormalnej przesady, lecz z taką wiotkością i sensem, jakby miały w sobie forme życia. To nie są halucynacje, to jest właśnie życie w nich, takie jak w nas. Widzę każdy szczegół, przedmioty są raz daleko, a raz blisko. Sam mogę decydować, gdzie się znajdują. Już w tej chwili zaznaczam kumplowi, że jest dżez. Odpowiada zawieszony :” no to zaczęło wchodzić”.
Bawię się tymi doznaniami, bo są nowe dla mnie. To nie to co tamten zajebisty koks albo apteczny Władek po paruletniej przerwie, jak dwa dni chodziłem nakręcony jak Bolka trampki. Czuje jakieś ogromne szczęście w sobie i to nie jest euforia, której już doświadczałem z przekonaniem, że nie da się tego przebić…tylko coś tysiąc razy mocniejszego i lepszego, bardziej realnego, namacywalengo. Ciągle popijam wodę, bo mam suchość w ustach. Ręce mi się pocą, zauważamy to oboje z przyjacielem. Wymieniamy zdania, może to był bełkot ale zrozumiałem po ruchach jego ust co do mnie mówi, nawet na niego nie patrząc.
Przypominam sobie, jak powiedział mi parę LAT temu, że gdy będę tripował, to będę czytał z twarzy ludzi myśli. Zerkam na boiler room. Obserwuje krótko każdego osobnika i osobniczke – i tak… to dzieję się narawde. Widzę ich myśli. Widzę, kto jest naćpany i czym, kto się źle czuje, komu piguła źle weszła, kto się najebał, kto jest ze wsi, kto chce do domu, kto musi siku, kto zaraz się porzyga, kto ma trip życia. Wiem to po prostu, czytam emocje z twarzy.
Kumpel mówi, żebym wyszedł na balkon. Sam już tam stoi, nie wiem nawet kiedy wstał. Trochę czuję się niepewnie, krótkie myśli mnie nachodzą gdy wstaje, bo wszystko nagle się rusza. Nie chodzę, ja jakby sunę parę centymetrów nad ziemią. Ten stan jest mi obcy, więc staram się go wybadać- co mój kompan dostrzega i pyta co jest. Mówię, że boje się, że wypadnę przez balkon. Na to on uspokaja mnie (DLATEGO TAK WAŻNY JEST DOŚWIADCZONY KOMPAN, bo różne brednie mogą się wkręcić!) i mówi, że na zewnątrz jest naprawdę rewelacyjnie, ale nie muszę się zmuszać. Stwierdzam, że podejdę bliżej.
Podchodzę do balkonu, ale zatrzymuję się w drzwiach balkonowych. I w tym momencie następuje takie pierdolnięcie, że odwracam się i siadam z powrotem na kanapę. Na pewno przynajmniej raz w życiu ktoś zajebał ci fleszem aparatu po oczach. Właśnie to poczułem. Nie mogę się jeszcze spojrzeć na to co jest na zewnątrz, bo to jest tak piękne i tak głębokie, że chce mi się płakać i śmiać zarazem. A przecież to mój codzienny widok z balkonu, i to mnie przeraża najbardziej. Na kanapie jednak wyrzucam samoistnie te dyskomfortowe myśli. Doświadczam w tym momencie bitu, muzyka w tym momencie zgrywa się z kwasem, który wchodzi bardzo głęboko już. Zatapiam się, oglądam ściany, jeszcze nie myślę. Na razie patrzę.
Jebać to – stwierdzam. Najwyżej się spierdolę z tego balkonu, ale idę. Robię krok jak upośledzony przez tą futrynę, jak do magicznego ogrodu. Moje oczy nie są w stanie rejestrować tylu bodźców, uwierz mi, po prostu pierwszy raz właśnie OTWORZYŁEM OCZY. Liście płoną zielenią, one nie są zielone, one ZIELENIĄ. Widzę te drzewa całkiem inaczej, one potrafią mówić i żyją, widzę to życie w nich. (To naprawdę ciężko opisać.) Rozglądam się jak pojebany, nie mogę przestać i chuj mnie interesuje w tej chwili jak to wygląda, nawet o tym nie chce myśleć, bo myśli mam tysiące, tylko że ich nie słyszę – wiem że za chwilę eksplodują jak bomba atomowa. Nie umiem opisać co konkretnie myślę lub o co pytam, ale wiem że każde słowo które towarzyszy doznaniom wzrokowym MA SENS. Jest totalny Sajgon, nie da się tego ogarnąć. Siadam i odpalam kiepa.
Zaciągam się. I nagle czuję fatalny smród, obrzydlistwo. Ten papieros jest obrzydliwy, więc go wyrzucam. Zamykam i otwieram oczy i NAGLE patrzę w niebo i przychodzi ta WŁAŚNIE PRZEOGROMNA, NIESMAOWITA, NAJGŁĘBSZA Z MI DOTYCHCZAS ZNANYCH ŚWIADOMOŚĆ ! Odpowiedź na wszystko, na każde pytanie, na każdą myśl kumulującą się w mojej głowie, jedno jebitne zdanie, które brzmi :” Przez całe moje życie patrzyłem, lecz nic nie zobaczyłem. Teraz nie tylko patrzę, lecz widzę”. Ale to wchodzi z takim IMPETEN I JEBNIECIEM, że doznaje szoku.
Przestaje czuć cokolwiek złego. Jednoczę się z tą rozpaczą, rozumiem ją w sekundzie. Staje się świadomy, że tak właśnie jest, ponieważ nasz świat skonstruowany przez ludzi zakrywa te sacrum. Nie doświadczamy niczego i nic nie przeżywamy, lecz żyjemy aby przeżyć, choć w istocie umieramy codziennie i bezsensownie. To staje się proste, i to staje się jasne, kurtyna opada. Już teraz wiem, że moje życie już nigdy nie będzie takie jak kiedyś było. Nagle rozumiem, czemu niektórzy próbują kwasa i nigdy więcej go nie ruszają. Bo nie są ani trochę świadomi, wrzucają dla zabawy i dopierdala ich ta prawda tak mocno, że jest za ciężka na ich umysły.
A co myśli Montii? Montii już żałuję, że ten stan minie za parę godzin. Bardzo pragnę, aby było już tak na zawsze, abym tak właśnie rozumiał to jak na to teraz w tej chwili patrzę. Słowo „zrozumieć” nie jest już tylko czasownikiem, ja to słowo personalizuje, nadaję mu barwę, dźwięk, kształt, imię. Taka rozkmina odbywa się na wielu płaszczyznach, przerabiam po trochu tematów z życia. Odczuwam ulgę, ale tak mało czasu myślę, ponieważ wiem, że czasu mam mało. Nie odczuwam nienawiści do czasu, bo gdyby nie ograniczenia, to ta ekstaza nie miała by smaku. A mnie fascynuje każda pierdoła. Stresuje się chwilami, że nie mogę się zagłębić, lecz to nie jest ten stres jaki znam z życia codziennego. To tylko nazywam „stresem”, a w istocie to taka smutna świadomość nieuniknionego końca. Lecz nie smutna zarazem, bo to nie typowy smutek, który znam z życia codziennego. Lecz emocja przepełniona w swojej końcowej istocie szczęściem, którego objętość jest nieuchwytna. Idę jeszcze głębiej, bo wiem kim jestem i mimo, że nie wiem jaką role gram żyjąc tu, to wiem, że nie zgnije po prostu w piachu, lecz po prostu zmienię kwaterę. Hehe, śmieje się, bo to zajebiste uczucie wiedzieć, że się nie wiedziało i wiedzieć, że się wie, mimo że rzadko kto wie.
Oglądam się za siebie bo przypominam sobie o kumplu. Nie ma go na balkonie, a przed chwilą był jeszcze. Nagle wygląda ucieszony zza futryny i pyta „ wysoko latasz ?”
-„ latam wysoko .”
Zaczyna mi rozkminiać, że warto teraz wejść do środka, bo w pomieszczeniu kumuluje się cały ten rozpierdol jeszcze bardziej. Właśnie gaszę najpilniejsze pragnienie i mam przestać pić??? Tak bardzo mi szkoda, że tak mało czasu mam aby powoli o tym pomyśleć po kolei. Kumpel nie naciska wcale, dobry kompan z niego i na pewno nie kmini co się ze mną dzieje, bo widzi, że mam przepiękny trip. Sam sobie myślę, że to naprawdę jest mega mocne (DUCHOWO, FIZYCZNIE, MENTALNIE), już na tym etapie nawet odważę się bez żadnej absolutnie dyskusji stwierdzić, iż absolutnie ŻADEN NAJLEPSZEJ JAKOSCI DRAG nie równa się z LSD. Nagle i osoba mojego przyjaciela zmienia całkowicie w moich oczach rangę, ponieważ uświadamiam sobie dlaczego już tyle tych tripów przerobił i dlaczego jest takim szczęśliwym człowiekiem bez względu na wszystko.
Rozmawiamy chwilę i wchodzę do własnego domu. Nie poznaję tego pomieszczenia, nie ma szans, że jestem u siebie. Doznania wizualne są mniej więcej 10 razy mocniejsze niż zanim wyszedłem na balkon. Wtedy nagle spoglądam na swoje przedramiona. Widzę przez skórę swoje tkanki, żyły, widzę dokładnie ukrwienie mojej skóry, jej teksturę, każdą najmniejszą bliznę, malutkie włoski które są tak jasne, a zarazem tak wyraźne, widzę w skórze cebulki włosa. To nie jest halun, to nie jest jakiś kurwa zmył albo jakiś szajs wykreowany przez mózg. Poznałbym się, od razu zauważyłbym. Każda milisekunda, w której oglądam własne dłonie pokazuje mi ich konstrukcję od kości aż po skórę. Nie da się tak naprawdę opisać tego, bo dla ciebie, jeśli nigdy nie jadłeś kwasu, to niewyobrażalne. Nie czuję się naćpany, naprawdę nie czuję się naćpany. Nie czuję się ani jak po mery, ani jak po ekstazy ani jak po kokainie. Czuję się tak trzeźwy jak nigdy dotąd.
Kieruję się do łazienki, kumpel idzie ze mną. Mówi, że chce widzieć moją reakcje, jak spojrzę w lustro. Najpierw każe mu poczekać bo muszę się odlać. (Swoja drogą najprzyjemniejsze szczanie mojego życia…) Później widzę siebie, ale nie rozpoznaje siebie samego. Przez chwilę cofam się i znowu podchodzę. To będzie mocne i wiem o tym, że niekoniecznie musi się to odbyć, ale coś w środku nakazuje mi zajrzeć mi głęboko w oczy. Moje źrenice mają wielkość niebywałą, fascynują mnie. Chwilę oglądam swoją twarz, widzę mankamenty, zmarszczki, o których nie miałem pojęcia (i których teraz też nie widzę tak wyraźnie po tripie lub w ogóle), blizny i UWAGA: historie tych blizn. Przelatują mi lata przed oczami jakby ktoś wrzucił na rzutnik zdjęcia z mojego życia wykonane moimi oczami. Wpatruję się w moje źrenice i nagle spadam w dół bardzo bardzo głęboko.
***I tu nie potrafię już Ci opisać, co przeżyłem, bo przeżyłem cos tak strasznego i tak cudownego zarazem, tak głębokiego, tak jednorazowego i tak ciekawego i jedynego w swoim rodzaju, że nie wiem jak zacząć opowiadać. Stanąłem twarzą w twarz ze swoimi strachami i kompleksami, które zdeptałem moimi zaletami i mocnymi cechami. Najgorsze momenty mojego życia, które do dziś pozostawiły ślady, pokazały mi się tak, jakbym je na nowe przeżywał, ale w takich krótkich momentach i absolutnie bezboleśnie – jakbym stał obok. Siła, jaka we mnie wstąpiła rozjebałaby ziemie jak meteoryt, gdyby mogła eksplodować – takie miałem wrażenie.***
I wtedy usłyszałem „ Montii, chodź kurwa na balkon”.
Odrywam się, jakbym właśnie z dna studni coś wyrwało mnie do góry, do wyjścia. Trzeźwieje. Czuję się zajebiscie lekko, chcę znowu to samo przeżyć, więc ignoruję jakieś jebane krzyki.
„Monti, chodź proszę „.
Ja pierdole. Dobra idę.
Teraz dzieje się to, co każdemu na LSD się może przydarzyć. Już kiedyś słyszałem o tym, że na kwasie dzieją się rzeczy niewyjaśnione i potwierdzam to info.
Staje na balkonie obok zioma i widzę Pinokio. Wiesz jak wygląda Pinokio?
Wielki, okrągły, czerwony łeb i cienki tułów. Tu wiem, że kwas płata mi figla i zniekształca sylwetke gościa, ale mimo wszystko brechte mam już na sam widok. Okrutnie porobiony i do tego pierwszy raz, więc muszę sobie rozkminić, czy to w ogóle dzieje się naprawdę. Patrzę na mojego zioma, ziom blady patrzy na mnie i mówi „patrz, Pinokio”.
No kurwa…I właśnie w tej chwili wchodzi w głośnikach taki mocny bit, że oboje WBIEGAMY na raz do salonu z powrotem. Siadam, porywa mnie ten bit tak daleko, że PRAWIE doświadczam OBE. Jestem dosłownie może krok od oderwania się mojej duszy od ciała- to taki stan transu jaki ciężko nazwać, ponieważ nie da się tego zobrazować w jakikolwiek sposób. Namacalnie, czyli fizycznie czuję osobno moje ciało i energie, jakbym mógł je rozdzielić na dwie kategorie. Po prostu ekstaza nie do opisania, nie ma nic przyjemniejszego, niż to czego właśnie doświadczam.
Moi mili, moi drodzy…
Postarałem się napisać to jak najdokładniej się da. Niemniej jednak musicie uwzględnić, że słowa przedstawiają może 10% tego, jak się czułem, co czułem, jak rozumiałem. Moja podświadomość zamieniła się w świadomość, moja świadomość natomiast całkowicie była ze mną i wszystko, czego doświadczyłem na LSD stało się naprawdę. Nie czekajcie, spróbujcie.
Trip trwał około 4 – 5 h. Po tym czasie popłynęliśmy z ekstazy, ale to inna opowieść.

Pozwolę zakończyć sobie ten wpis tymi oto pięknymi słowami:

„Dzisiaj młody człowiek na kwasie zdał sobie sprawę, że cała materia jest jedynie energia skondensowaną do niskich wibracji, że wszyscy jesteśmy jedną świadomością doświadczającą siebie subiektywnie. Nie ma czegoś takiego jak śmierć, życie jest tylko snem, a my wyobrażeniami samych siebie.”

Amen.
Pozdrawiam
  • 1238 / 25 / 0
absolutnie ŻADEN NAJLEPSZEJ JAKOSCI DRAG nie równa się z LSD.
Jeszcze kilka takich rodzynków można trafić na naszej planecie ;]

Pozdro!
לאכול חומצה!
  • 8104 / 898 / 0
Dodaj to lepiej na NeuroGroove.
Lekoman :tabletki:
Nie zapomnę pierwszy nastuk
W wieku lat piętnastu
Później zarzucanie różnych wynalazków
  • 104 / 14 / 0
gringo pisze:
absolutnie ŻADEN NAJLEPSZEJ JAKOSCI DRAG nie równa się z LSD.
Jeszcze kilka takich rodzynków można trafić na naszej planecie ;]

Pozdro!
Powiedz mi moj kolego drogi, gdzie i jak sie nazywa?
  • 1238 / 25 / 0
Z tych które wywołały u mnie efekt WOW, są jeszcze takie cudeńka jak DMT, changa, ayahuasca, salvia Divinorum, meskalina i Psylo :heart: Grzyby.
לאכול חומצה!
  • 1294 / 225 / 0
Jedno pytanie: czemu tu a nie na NeuroGroove?
Jesteś ćpunem? Znasz polski? Umiesz pisać? Napisz raport dla neurogroove!
Spoiler:
  • 8104 / 898 / 0
@up
Dokladnie, pisalem juz wyzej :finger:
Lekoman :tabletki:
Nie zapomnę pierwszy nastuk
W wieku lat piętnastu
Później zarzucanie różnych wynalazków
  • 104 / 14 / 0
Wole Hyperreal ;)
O gustach sie nie dyskutuje koledzy hehe
  • 658 / 54 / 0
Gdyby nie dyskutowało się o gustach, to by ludzie prawie nie rozmawiali.

Btw. Ja bym ten tr przeredagował trochę stylistycznie, ale jest naprawdę ciekawy i dokładny. Wrzucaj na Neuro! :D
Chaos Aksjologiczny
Materiału zmęczenie, być własnego cienia cieniem
  • 104 / 14 / 0
^up pani z polskiego tez narzekala na moja stylistyke.

Szkoda ze jej juz dzisiaj z nami nie ma....[emoji57]
ODPOWIEDZ
Posty: 16 • Strona 1 z 2
NarkoMemy dodaj swój
[mem]
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.