Więcej informacji: Dekstrometorfan w Narkopedii [H]yperreala
Miałem arcydługi ciąg DXMowy (co samo w sobie jest godne pogardy)- w tym jeden dzień w którym przegiąłem straszliwie. Najpierw, koło godziny 22 poszło 225 mg, po godzinie 450. Po dwóch godzinach jakieś 150 mg, po trzech następnych- 450 mg.
Ostatnie 450 mg zażyłem u kumpla w domu, do którego szliśmy razem z owym kumplem przez pół wrocławia w środku nocy. Kiedy wracałem do swojej melinki koło 11 (dalej poruszając się jak robot) nagle kilkanaście wróbli i gołębi wylądowało tuż przede mną. Chcąc ich uniknąć, potknąłem się i nadepnąłem na wróbla. Jego główka chrupnęła, a ja wywaliłem się na środku chodnika z martwym ptakiem na podeszwie.
Podszedł do mnie jakiś żul. Zapytał się "Człowieku, co ci się stało?". Wybełkotałem, że miałem ciężką noc i rozdeptałem wróbla.
Dopiero po kilku godzinach zdałem sobie sprawę, że cała ta sytuacja miała miejsce tylko w mojej głowie. Nie miałem żadnego wróbla na podeszwie. Żaliłem się żulowi, jak to rozdeptałem biednego ptaszka, którego jednak nie było.
Już tydzień nie ćpam niczego. Przez nieokreślony czas tak pozostanie- nie chcę zostać jednym z brudnych, bezdomnych, pierdolniętych ludzi.
ostatnio pomyslalem sobie ze fajnie byloby przypomniec sobie deksowa faze ;] kupilem paczke aco i obowiazkowo 0,5g blenda z kanabinoidami ;] zjadlem cala paczke w 5 minut i odpalilem pierwsza lufe blenda. bardzo fajna mieszanka, sencation blackberry sie nazywa, bardzo milo i energetycznie mnie sklepala, poszedlem sie okapac. jak wychodzilem z lazienki wkreil sie deks, zjaralem jeszcze jedna lufe, zapuscilem zajebiste radio dnbassowe i polozylem sie na lozku.
JEB!!! bylo mocno, od razu po zamknieciu oczu przenosilem sie w ta dynamiczna deksowa przestrzen CEV-o-genna ;] czulem ze energia rozsadza moje cialo, nie taka spidowa, raczej taka "gęsta", sedacyjna i mocno euforyczna ;] skojarzylo mi sie to uczucie z dysocjacyjnym candyflippingiem. do tego konkretny bodyload. generalnie trip bardzo przypominal 2/3 bromo-dragonflya. w pewnym momencie doznalem naglego olsnienia (udalo mi sie polaczyc w calosc pare minut gonitwy mysli) i faza stala sie nagle klarowna, jakbym wciagnal z 2 setki koksu
pisze to wlasnie na zejsciu, 10h od wejscia fazy jeszcze czuje lekkie efekty. generalnie jestem bardzo pozytywnie zaskoczony, na pewno na dniach powtarzam tripa! ;]
Nawet nie wiedziałem jak bardzo można się zdziwić, myślałem, że wiem już wszystko na temat dej-ex-em. Warto robić przerwy. No i naturalnie sama substancja nie jest decydującym czynnikiem tylko umiejętność wkręcenia się w fazę i całkowicie przestawienia na psychodelię.
Mój pierwszy raz był hardkor, faza mnie zdecydowanie przerosła. Pamiętam, że tego dnia chciałem palenie jakieś łatwić, ale za późno się ogarnąłem i już było pozamiatane, więc wchodzę na forum, czytam i postanowiłem spróbować Aco, o którym czytywałem od jakiegoś czasu.
Pamiętam, że wyjechałem razem z kompem i łóżkiem z pokoju (kompem, bo miałem zapuszczone wizualizacje winapowe) i jechałem przez Kraków, spotkałem kumpla, który poczęstował mnie paleniem, które mnie tak mocno poskładało, że padłem na łóżko spowrotem i nie miałem siły wstać. Pisałem do mojej byłej dziewczyny, a aktualnie przyjaciółki (ale przyczyną rozstania nie były tablety, tylko życie, zresztą odstawiała większe hardkory razem ze mną), że spotkałem kumpla, który miał straszne palenie i za chwilę (chwilkę jak chwilkę, 2 zdania pisałem ze 3 godziny) dopisałem "o a może to te tablety". No i w szkole spędzamy bardzo dużo czasu, co wtedy, jako że byłem świeżo na pierwszym roku, sprawiło, że miałem wizję, że mieszkamy z ludźmi w szkole, mam tam kompa i dość ograniczony kontakt, bo tylko smsowy lub telefoniczny z dziewczyną. Później łóżko zabrało mnie przez kilka mniej zapamiętanych wybojów do pokoju w akademiku, w którym wtedy mieszkałem.
Później powoli, z tripa na tripa, ogarniałem tą jazdę i znalazłem w niej dużo pozytywów, dużo się o sobie dowiedziałem i bardzo dużo zaakceptowałem z siebie, zamiast wyrzucać ze świadomości, przez co zrobiłem kilka dużych kroków naprzód.
Za trzecim razem wyskoczyłem z tego łóżka, i próbowałem udać się do toalety niestety drzwi od pokoju mi robiły psikusa i nie mogłem złapać klamki bo mi ciągle znikała w ciemnościach. Trochę spanikowałem, obok łóżka znalazłem butelkę z wodą wypiłem kilka łyków ale...zapomniałem jak się połyka wodę... i wylała mi się z ust ;/ przeraziłem się że ta faza się nie skończy położyłem się znowu do łóżka i niewiem czemu ale zacząłem myśleć o śmierci...i pokój zrobił mi się na czarno-biało myślę 'aha fajnie tak wygląda śmierć, ogólnie to lipa że umieram,starzy się wkurwią...no ale przynajmniej to nie samobójstwo xD' .
Zrozumiałem że to co będę myślał to się będzie działo więc powiedziałem sobie 'Dobra dość umierania czas się wyrwać !' i przekręciłem się na lewą stronę łóżka, zdawało mi się że spadam w czarną otchłań, i niewiedziałem końca tej otchłani nagle pomyślałem 'STOP!' i znalazłem się ponownie obok łóżka jakoś wslizgnołem się na to łóżko i...doznałem całkowitego rozpadu ciała najpierw zdawało mi się niemam nóg, później zauważyłem że została mi tylko głowa w myślach tylko miałem końcówkę piosenki white rabbita jak krzyczą 'Feed your head' jakoś mi udało mi się zasnąć. Jak dla mnie Trip był wyśmienity i to już mój drugi taki zajebisty trip po DXM. Ale narazie przerwa na miesiąc żeby w baniaku się wszystko poukładało ;d
Przepraszam że się trochę rozpisałem ;P
Co myślicie o diametralnych zwiększeniach dawek? Dla mnie jak faza to faza, powiem tak: jak piję to zazwyczaj tak żeby stracić przytomność, czyli jak jest mniej jak pół litra na łeb to się zastanawiam czy w ogóle warto mi siadać, a i to nie raz nie wystarcza.
Chciałbym żeby podpowiedział mi ktoś kto min. 18 lat i nie bierze tego, czy innych dragów zbyt często (obawiam sie że dexa w dużej mierze biorą gimnazjaliści i młodsi)
Aco biore 2 lata, czasami z wiekszymi przerwami, czasami.. bez:D ale ogólnie staram sie brać w miare normalne dawki, myslalem za wiem o tej substancji wszystko, tripowalem okolo 60 razy, mieszałem z innymi dragami, z benza, ziołem, gałką, sałata jadowitą, bieluniem i chuj wie czym jeszcze, pewnego razu postanowiłem wybrać sie na muchomory do lasu, zjadłem 60 tabsów (w dość krótkim czasie, rekordowym powiedziałbym) w ogoło 20 minut, na poczatku bylo przyjemnie, jak zawsze z resztą:D po jakiś podejrzewam 2 godzinach... straciłem przytomnosc, obudzilem sie w innym miejscu, nie poznawałem okolicy, nie wiedziałem jak sie nazywam, słyszałem z daleka jakies pojebane dzwięki, widziałem wysokie ponad horyzont góry, chociaz las jest na płaskim terenie, swieciło słońce, pozniej zrobilo sie nagle ciemno, nie potrafilem utrzymac sie na nogach, wywalałem sie o byle co, byłem pewny ze uszkodzilem sobie mozg, myslalem ze bomba powinna juz dawno zejsc, strasznie sie nakręciłem, rozmawialem ze soba, byłem kurwa w PIEKLE, nie po raz pierwszy łykalem takie dawki, ba, kiedys popijalem nawet spirytem, ale tym razem... wylądowalem w prawdziwym piekle, podroże rzez jakies fioletowe tunele, wiry, cos jak droga mleczna, nie potrafie tego opisać, nie wiem jakim cudem doczołgałem sie na przystanek.. po nie wiem jakim czasie( moze po 2 minutach, moze po 2 godzinach:D) przyjechał autobus, przejechałem pare przystanków, okolica wydawała sie znajoma wiec wysiadłem... i WYRZYGAŁEM SIE PRZED KOSCIOŁEM na placu zabaw, matki z dziećmi na zjeżdżalni, ludzie idący na spacer, a ja z orzyganymi spodniami i ujebana bluzą zataczam sie po chodniku... to były najgorsze i zarazem najbardziej niezwykłe chwile w moim zyciu, nie mogłem nawet patrzec przed siebie bo widziałem jak obrazy nakładały się na siebie, musialem miec wykrzywioną glowe w prawo lub lewo:D jakas kobieta sie mnie przestraszyla, myslała ze ją gonie, a ja biegłem tylko rzygac xPP do dziś dzien przypominam sobie fragmenty bomby ale wiekszosc pozostanie pewnie gdzies daleeko w mojej głowie... tak oto zakonczyłem swoja współprace z acodinem... mam wstręt jak nigdy.. moze to wyjdzie mi na dobre :scared:
Dawka: 450mg DXM, 2g MJ.
Doświadczenie: MJ, amfetamina, kokaina, DXM, kółka-pixy-dropsy i inne podobne wszelkiego rodzaju, efedryna, LSD.
Weszło mi dość późno, zaraz potem zapaliłam lolka z całości posiadanego ziółka. Kumpel, który palił ze mna wymyślił misje na oglądanie horrorów. Włączyliśmy 1408
Najpierw fazowałam się głosem lektora, kiedy zamykałam oczy, miałam przed oczami swój własny film z tymi dialogami (nie wiem czemu, ale... porno?%-D). Otwierałam oczy i serio byłam przerażona tymi scenami z filmu... Muzyka też stymulowała mój strach. Co chwile oczy mi się zamykały (efekt chyba lolka, bo paliłam non stop pd dwóch dni), a tam świat filmu, ale już własnego :/ jak porno zaczęło się przeradzać w głosowe opowiadanie (obrazu nie było, sam dźwięk) to przysięgam, że myślałam, że się powieszę :wall: Jeszcze rozmowy (w filmie) typu: "ten pokój jest dziwny, iluś tam ludzi zmarło w nim w dziwnych okolicznościach" wogóle robiły mi siekę z mózgu :(
Generalnie Bad Trip do zakończenia filmu.
Potem znajomy sobie poszedł, a ja oddaliłam się w świat DXMu słuchając jakiegoś starego dnb.
Misja wspominania jednego kumpla (gościa piszącego swego czasu zresztą na tym forum) i tripów z nim. Tego czy go kochałam, czy coś tam... ogółem nostalgia przez dwie godziny i to cały czas na temat jednego chłopa
Nic szczególnego w sumie, ale miażdżące to było jak dla mnie.
Nie lubię Bad Tripów :wall:
Więc poznajmy się dzisiaj na Nasza-Apteka.pl !!
;)
Waga - 75kg, - 600 mg podzielone na odstępy co 3 min. po 15 min było po wszystkim.
Miałem trochę wątpliwości co do tego, czy warto w tak krótkim odstępie podróżować (ostatni 3 dnia temu), ale to tylko głębokie drugie stadium, także pojechałem z koksem :D ;-)
Bardzo zainteresowało mnie topic o sterowaniu tripem. Jako że ostatni był z pogranicza tych złych, teraz zaopatrzyłem się w bardzo klimatyczną muzykę (kamasutra umysłu - tytuł płyty) i postanowiłem, że cokolwiek będzie się działo - ja będę szczęśliwy. Warto nadmienić, że podczas poprzednich doświadczeń ciągle rozważałem, czy to co się dzieje - ma miejsce w świecie duchowym, astralnym, czy tylko w głębi mojej głowy. Teraz postanowiłem nie wnikać i cieszyć się chwilą.
Ok. godz 10 załadowały się "pastylki" ;-), w tle spokojna, umiarkowana muzyka a ja kulturalnie medytowałem na łóżku. Oczywiście nic nie jest na tyle piękne, najpierw jeden dzwonek do drzwi ;/ - poczta, potem drugi... znowu... uwzieli się czy co?, ale już po chwili wróciłem do relaksu.
Nie starałem się wyobrażać sobie żadnych światów, wizji. Skupiłem się tylko na sobie i swoim umyśle. Ogromna przestrzeń a w jej środku ja. Warto nadmienić, że ta nicość/pustka która mnie otaczała - cały czas się poszerzała. Może to kosmos? I dane mi jest zobaczyć początek świata? Wszechświat który się rozszerza? heh każdy z pewnością miał takie myśli nie raz, ale wg. założeń odrzuciłem je od siebie i dalej pozostawałem w transie. Wydawało mi się, że muzyka przelatuje przez moją głowę... Ciekawe doświadczenie - jednym uchem wpadała - drugim wypadała (puszczana z głośników, nie słuchawek), a ja jako jeden punkcik sobie byłem. Po prostu byłem. Tabletki ładowałem szybko - co 3 min, także i o 12 otworzyłem oczy i w miarę sprawnie mogłem poruszać ciałem. Poszedłem na spacer na około jeziora - kilka km (mieszkam na mazurach). (w innym temacie jeszcze posta napisałem i dziwiłem się, że tak ładnie mi wyszedł z wszystkimi ą i ę :) ), a to co działo się na łonie natury... bajka.
Ciało lekko upojone, jakby po alkoholu, starałem się iść prosto by nie zwracać uwagi innych, a umysł - czysty. Idealnie, perfekcyjnie pusty. Fascynowało mnie wszystko - drzewa, woda, łąki, lasy. Tak muszą myśleć artyści. Oczywiście co jakiś czas nachodziły mnie czarne lub racjonalne myśli, pytania o sens itp - ale odsuwałem je od razu. Pogoda ładna jak na tę porę roku, no i podkład miałem (śpiew ptaków, szum liści). Nigdy w życiu nie poszedłbym na taki spacer i nie zachwycał się tak szczegółami, lecz dzisiaj postanowiłem i zrobiłem. Po powrocie prysznic i czuję, że faza już zeszła, a wspomnienia o tym wszystkim wydają się być odległe o minimum kilka tygodni... A co najważniejsze - stan umysłu jaki wypracowałem, taki mi pozostał - odprężony, rozluźniony, pragnący poznawać. Nauka, jestem przekonany, że będzie tylko sprawiać przyjemność, ale i tak zasiądę do kolejnego kryminału :D.
Polecam wszystkim pewnego razu zamiast podróży, techniawek i innych ulubionych płyt, puścić coś relaksującego, spokojnego, ciepłego. Utrzymywać myśli tylko na jednym punkcie, nie pozwalać im latać (nie paliłem mj co mam w zwyczaju robić i po czym przeżywam rzeczy szybciej niż nadążam je rejestrować na piśmie, czy chociażby w pamięci - wiecie o czym mówię buchacze;-) ), a wtedy umysł jakby oczyszczony z codziennego zgiełku i problemów ... :) piękna sprawa...
![[mem]](https://hyperreal.top/wtf/memy/6/684579aa-f97a-4eb0-bdae-a466b1f1bb75/IMG_7281.jpeg?X-Amz-Algorithm=AWS4-HMAC-SHA256&X-Amz-Credential=nxyCWzIV8fJz5t5dUSIx%2F20250528%2FNOTEU%2Fs3%2Faws4_request&X-Amz-Date=20250528T110802Z&X-Amz-Expires=3600&X-Amz-SignedHeaders=host&X-Amz-Signature=a54c84ea5e08a207965cd6f3afd6c7bde47f37682bbffe44fe0b75898d5872c5)
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/marsz-wyzwolenia-konopi-w-warszawie-28-05-2022-r-.jpg)
Zróbmy przykrość „gangom ze Wschodu” i zalegalizujmy marihuanę (na dobry początek)
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/zrzut.jpg)
Biały popiół vs. czarny popiół: Prawda o wskaźnikach jakości konopi
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/medweedartykul_2025-05-22-18.png)
Wpływ świadomości lekarzy na doświadczenia pacjentów z terapią medyczną marihuaną
W ostatnich latach temat medycznej marihuany zyskał na ważności zarówno w kręgach medycznych, jak i wśród pacjentów. W miarę legalizacji oraz wzrastającej dostępności preparatów konopnych dla pacjentów, pojawia się potrzeba przeanalizowania, jak zrozumienie i wsparcie lekarzy wpływa na skuteczność terapii. W badaniach przedstawianych przez Clobesa i współpracowników z California State University, zbadano, jak współpraca z lekarzami i informowanie o stosowaniu medycznej marihuany przez pacjentów wpływa na wyniki terapii.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/nabrzeskiej.jpg)
Magazyn z narkotykami na dachu budynku
Stołeczni policjanci wkroczyli w czwartek na warszawską Pragę, gdzie na ulicy Brzeskiej zlikwidowali magazyn z narkotykami. Zatrzymali do sprawy 39-latka, do którego mogły należeć znalezione substancje: heroina, amfetamina, mefedron, kokaina i marihuana.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/ksiadz.jpg)
Ksiądz podejrzany o posiadanie mefedronu. Prokuratura prowadzi dochodzenie
Prokuratura Rejonowa w Grodzisku Mazowieckim nadzoruje postępowanie wobec księdza z Archidiecezji Warszawskiej. Duchowny usłyszał zarzuty posiadania mefedronu i jego nieodpłatnego udzielenia innej osobie.