Od 2-3 lat mam dziwne myśli np. królik, zając czy coś wyskoczy mi prosto pod koło gdy jadę autem i nie ma szans na reakcje, to mam myśli jakbym zabił człowieka, coś mówi mi żebym się wrócił i sprawdził czy to na pewno nie człowiek. Jak wypowiadam rozne rzeczy np. A nie równa się B to w głowie mam wizualizacje znaków np. =/= i widzę to jakby się układało w trakcie wypowiedzi. Rzadko slucham co kto do mnie mowi, zyje w swoim wewnetrznym swiecie przemyslen, bolu, odcinam sie od opresorów i dziwnych zdarzen, ludzie smieja sie ze mnie jak opowiadam im ,ze zydzi nami rzadza albo że na głowy spada im chemtrails, wyszydzają mnie. Kiedy idę się wysrac (z telefonem) to odkładajac go na polke obok mam wrazenie ze w tych dziurkach gdzie mikrofon czy port do ladowania jest kamerka i ktos mnie na pewno aktualnie obserwuje, mam problemy z koncentracja, nie mam energii do dzialania, jak zyskuje prace to zaraz ją trace bo po prostu nic mi sie tam nie chce robic, zaczalem 1-2x w tygodniu pic
alkohol choc jeszcze 3 lata temu nie chcialem na niego patrzec, pije sam ogladajac filmiki czy grajac w gry. czesto rozmawiam sam ze soba jadac samochodem, mowie sobie cos w stylu "ej patrz ten ziomek jakoś dziwnie wygiety na przystanku" i odpowiadam "ty no faktycznie cos jest z nim nie tak", spiewam sobie piosenki nawet jak nie znam tekstu to nuce i pytam sam siebie czy dobrze mi idzie, jestem agresywny, nie radze sobie z emocjami, wszystkiego sie boje i uciekam przed ludzmi, praca, szkola itp, wychodze jak juz na prawde musze. W myślach rozmawiam sam ze sobą, lubię to, czasem jak sie uzewnetrzenie to w domu mowia mi ze sie po prostu nad soba uzalam, albo ze to moj wymysl na to zeby nie pracowac. Chodze na terapie 2 lata, wg terapeuty jestem osobowoscia paranoidalna, ale nie wydaje mi sie, psychiatra wpierdolil mi nerwice lekowa w papier, bralem juz 5 roznych ssri, opipramol, chlorprothixen, mobeimd i iine scierwa ale to gowno sluzy do kontroli umyslu, 5 minut zastanawialem sie nad tym co chcialem powiedziec, wytracalo mnie z myslenia i odstawilem. poszedlem ostatnio do psycha zeby mi dal jakies benzo, oczywiscie nie jawnie tylko powiedzialem ze musze isc do dentysty i mam mega stres (mam ogromna dentofobie odkad pierwsze razy zaczalem smigac do dentysty) ale ta powiedziala mi ze nie przepisze bo moich zaburzen czyt. nerwicy nie leczy sie srodkami doraznymi, rura - nie da nawet ulzyc czlowiekowi chwili z tych pierdolonych mysli. Sa dni gdzie zaluje ze sie budze, przeszedlem dwa glebokie epizody depresji ale dzieki terapii wygrzebalem sie z tego gowna, choc przestaje w nią wierzyć bo uważam że to jednak schizofrenia a nie jakas pierdolona osobowosc, ajj co o tym sadzicie? Dodam ze nie biorę i nigdy nie bralem zadnych narkotykow.